Left ArrowWstecz

Nie chcę niszczyć rodziny, skrzywdzić dzieci, ale jestem nieszczęśliwy w małżeństwie.

Moja sytuacja z jednej strony jest standardowa, a z drugiej wierzę, że jednak nie. Mam 36 lat. Od kilku lat jestem żonaty, mamy syna i córkę, 9 i 11 lat. Z żoną raz bywało lepiej raz gorzej, ogólnie byliśmy zgodni, ale nigdy nie było między nami wielkiem miłości / bliskości. Dobrze funkcjonujący organizm, bez większych spięć, ale też bez bliskości. Obojgu zdarzyły się skoki w bok, ale nigdy nie poczuliśmy, że ktokolwiek może zagrozić naszemu małżeństwu. 3 lata temu nawiązałem romans. Nawiązałem - przy okazji wspólnego zainteresowania zaczęliśmy się do siebie zbliżać - tzn. nie chodzi o ogień i miękkie nogi od pierwszego spotkania, tylko o stopniowo rozwijającą się bliskość. To trwało ok 1,5 roku, po ok 1,5 roku oboje zdaliśmy sobie sprawe, że jesteśmy sobie bliscy, że chcemy spędzać ze sobą czas, rozumiemy się, będąc w 100% sobą uszczęśliwiamy się i to przychodzi całkowicie naturalnie. Teraz mijają 3 lata i nie mam wątpliwości, że: 1. z żoną nie jestem szczęśliwy, ale nie jestem też na tyle nieszczęśliwy, żeby krzywdzić tym dzieci, 2. Kochanka może być miłością mojego życia (napewno prędzej ona nią jest niż żona), 3. Z żoną jest pranie skarpet, a z kochanką nie ma wspólnych obowiązków, więc żona w pewien sposób jest na przegranej pozycji. 4. Codzienność z kochanką może nie być taka różowa (chociaż robiąc z nią różne rzeczy zawsze jest uśmiech bliskość, rozmowa). 5. Rozstanie rodziców będzie traumą dla dzieci, ale nieszczęśliwi rodzice też są traumą dla dzieci. 6. Dopuszczam, że to może być kryzys wieku średniego, z żoną jestem 14 lat. 7. Kochanka nie popełnia błędów ( w kwestii naciskania, żebym odszedł). Jestem zagubiony i porzebuję pomocy (nie chcę zniszczyć działającej rodziny, skrzywdzić dzieci, ale nie chce też trwać w małżeństwie bez miłości mając obok miłośc życia). będę wdzięczny za słowo komentarza. Za świętojebliwe porady, z góry dziękuję.
Joanna Łucka

Joanna Łucka

 Dzień dobry, 

rozumiem, że ma Pan w sobie wiele trudnych uczuć w związku z sytuacją życiową, w jakiej się Pan znajduje. A także decyzje do podjęcia, które będą miały wpływ nie tylko na życie Pana, ale także na losy innych osób, w tym Pana dzieci. 

Pisze Pan, że nie jest Pan szczęśliwy z żoną i nie odczuwa Pan bliskości w tej relacji. 
Jednocześnie jest Pan zdolny do tworzenia bliskich, ciepłych relacji, gdyż taką zbudował Pan z kochanką. Z tego, co Pan opisuje, czerpie Pan satysfakcję z tego związku, co jest bardzo ważnym elementem prawidłowego funkcjonowania i dobrostanu. Bliskie relacje z innymi ludźmi są kluczowym czynnikiem tworzenia szczęśliwego życia, co potwierdzają najnowsze przeglądy badań nad dobrostanem. 

Pisząc o argumentach przeciw rozstaniu z żoną napisał Pan tylko o dzieciach - nie pisze Pan o utracie cennej relacji z żoną, czy o jej potencjalnym zranieniu romansem oraz rozstaniem. Zatem dostrzegalne jest tu utrzymywanie obecnej sytuacji w konkretnie tych ramach ze względu na dobro dzieci. Jednocześnie - tak jak Pan pisze, czy dzieci są w stanie być szczęśliwe przy nieszczęśliwych rodzicach? Chciałabym też od razu zdementować przekonanie, że rozstanie rodziców z pewnością będzie traumą dla dzieci. Absolutnie nie musi tak być. Z pewnością będzie to dla dzieci duże przeżycie, z pewnością będzie łączyło się z przykrymi emocjami, z pewnością będzie wyzwaniem. Ale to nie oznacza, że stanie się wspomnieniem i sytuacją traumatyczną. Psychologiczne rozumienie traumy zdecydowanie wykracza poza trudne przeżycia, wiąże się jednocześnie z dalekosiężnymi konsekwencjami, a także powikłaniami. Natomiast, żeby do traumy doszło, musi zostać "spełniony" szereg niefortunnych warunków. 
Zatem przygotowanie dzieci do sytuacji zmian w rodzinie, stworzenie pola do rozmowy, zadawania pytań, zapewnienie o nowych warunkach i zasadach (np. mieszkaniowych, ale także tych związanych z opieką naprzemienną), zniweluje trudne przeżycia, które niezależnie od sytuacji rodzinnej, są i będą częścią każdego dzieciństwa. Najważniejszym elementem jest tu sposób przeprowadzenia dzieci przez rozwód po stronie Państwa jako rodziców. Państwa postawa i nastawienie do siebie wzajemnie będzie tu kluczowym czynnikiem chroniącym dzieci przed doznaniem poważniejszych krzywd. 

Mam też taką myśl, że dzielenie życia pomiędzy rodzinę a relacje z obecną partnerką, jest zapewne dla Pana skomplikowane na wielu poziomach. Emocjonalno-relacyjnym, ale także czasowym. Nadanie relacjom z obecną żoną oraz partnerką właściwych, czytelnych statusów może być korzystnym elementem życia całego systemu - również Pana dzieci. 

Z pewnością Pana intuicja jest słuszna - codzienność z partnerką zapewne będzie różniła się od obecnych spotkań. Dlatego też zachęcam Pana do refleksji i rozmowy z partnerką o jej perspektywie na obecną sytuację. Pozostawanie w kilkuletnim związku z mężczyzną mającym rodzinę z pewnością ma wpływ na jej życie i wybranie właśnie takiej osoby, jako członka relacji romantycznej jest nieprzypadkowe. Dlatego zachęcam do przyjrzenia się, jak potencjalna zmiana sytuacji - np. w momencie rozwodu i podjęcia wspólnego mieszkania - wpłynie na Państwa relacje. W gabinecie zdarza mi się słyszeć narracje "drugiej strony", gdzie częściowa niedostępność partnera (pozostającego w małżeństwie z inną osobą) jest elementem atrakcyjnym m.in. ze względu na większą swobodę indywidualnych działań, brak konieczności wspólnego mieszkania czy podejmowania wspólnych rodzinnych decyzji - jest to niejednokrotnie pole do większej niezależności, przy jednoczesnym pozostawaniu w relacji. Moją uwagę zwrócił też punkt 7. - Pana partnerka nie naciska na zmianę statusu Pana związku. Skonfrontowanie Pana przemyśleń o zmianie sytuacji z potrzebami Pana partnerki może być cennym elementem procesu podejmowania decyzji o pozostaniu w małżeństwie bądź jego rozwiązaniu. 

Życzę Panu wszystkiego dobrego! 
Pozdrawiam serdecznie
Joanna Łucka 
psycholożka 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Katarzyna Kania-Bzdyl

Katarzyna Kania-Bzdyl

Dzień dobry,

jest Pan BARDZO świadomy konsekwencji swoich wyborów tj. zysków i strat związanych z odejściem lub pozostaniem w małżeństwie. A to już na wstępie bardzo dużo. Rozumiem Pana obawy.  

Nietypowe na pewno jest to, że w Waszym układzie pojawiły się zdrady, po których wróciliśmy do związku bez większego szwanku. Chyba, ze było inaczej. 

Sugeruję, aby mimo wszystko odbyć z małżonką rozmowę, która oczywiście będzie trudna dla Was obojga. Ale jest ona potrzebna. Z szacunku do tych lat, które spędziliście razem. Myślę, że to wiele Panu rozjaśni w głowie. 

pozdrawiam,

Katarzyna Kania-Bzdyl

1 rok temu

Zobacz podobne

Jestem zazdrosny o żonę, to niszczy mnie emocjonalnie i psychicznie.

Dzień dobry,

piszę w takiej sprawie: od kilku miesięcy zmagam się z problemem co do mojej żony. Od jakiegoś czasu jestem o nią zazdrosny tak bardziej niż kiedyś i każdego potencjalnego faceta traktuje jak zagrożenie. I nie radzę sobie zbytnio z tym. Co zaczyna bardzo irytować moja żonę i mówi mi o tym. Żebym się ogarnął, bo wchodzi to na tory takiego toksycznego związku. Chcę walczyć z tym, ponieważ też niszczy mnie to od środka. Jestem rozjechany emocjonalnie i potrzebuje pomocy. Mam 36 lat, żona 32. Mamy 9- letniego syna, mieszkamy na wsi i mamy trochę ograniczony kontakty z ludźmi, bo ja tylko do pracy od 6 do 16 tak od 11 lat, odkąd się z żoną "mamy". Proszę o pomoc, moja żona jest wspaniała, troskliwa, kochana, ale też mówi, że potrzebuje trochę "swobody". Dziękuję i pozdrawiam. Proszę pomóżcie mi.

Chcę odejść od męża, ponieważ jestem bardzo nieszczęśliwa i cierpiałam przez lata. Mąż nie pozwalał mi na życie, wiecznie oskarżał. Chcę być szczęśliwa.
Jestem 16 lat po ślubie. Spotykaliśmy się przez 2 lata przed ślubem. Ja jestem Polką, a mąż Meksykaninem. Ja mam 38 lat, a on 41. Mamy 14 letnią córkę. Mąż od samego początku był głupio zazdrosny i mi nie ufał. Zawsze mi powtarzał, że on nie ufa nikomu włącznie ze mną. Jedyną osobą, której ufa to jego mama. Męża zadrość to nie była tak tam sobie normalna zazdrość. Zawsze byłam obwiniana o zdradę. Widział w swojej głowie, wmawiał sobie rzeczy, których nie było. Byłam oskarżona o potencjalną zdradę, bądź flirtowanie prawie ze wszystkimi naszymi znajomymi (mężczyznami), jego bratankiem, mojej macochy synem. Jeśli mężczyzna na mnie spojrzał na spacerze, to ja musiałam słuchać jak to ja go sprowokowałam, żeby na mnie spojrzał. Jak jechaliśmy na rowery, to zakładał, że ja jadę i gapię się na wszystkich mężczyzn kierowców. Jak pracował na nocki, to wmawiał sobie i mnie, że ja pewnie kogoś do domu przyprowadzam. Ja nie mogłam mieć znajomych w sensie, żeby wyjść sobie na kawę z koleżankami z pracy, bo podejrzewał, że byłam z facetem, więc nigdy nie chodziłam. Nie chodziłam na żadne imprezy świąteczne w pracy, zawsze znajdowałam wymówkę, żeby nie wyjść ze znajomymi, bo wiedziałam, że on powie nie i zrobi awanturę. Jeśli ktoś z pracy, ze znajomych zaoferował podwieźć mnie do domu pracy (mężczyzna) nie było w ogóle mowy. Musiałam się jego najpierw spytać, bo inaczej wiedziałam, że będzie awantura a i nawet jak spytałam, to mówił, że nie mogę, że mam autobus to żebym jechała autobusem. Nie mogę z nim rozmawiać o pracy. On mówi, że chce wiedzieć jak mi minął dzień, ale jak tylko wspomnę mężczyznę, to odrazu wielka gęba i sarkastyczne komentarze. Jak nie mam zasięgu na telefonie, to mnie obwiniał, że specjalnie wyłączałam i że pewnie gdzieś coś z kimś robiłam. Jak raz pojechałam do pracy autem, to mi sprawdził licznik i to źle na dodatek i po powrocie mi zrobił awanturę. Nie pamiętał ile było na liczniku, ale założył, że przejechałam za dużo mil i że pewno pojechałam do pracy, powiedziałam, że mam jakąś wizytę u lekarza i pojechałam sobie Bóg wie gdzie. Przez 18 lat razem, ani razu nie byłam na żadnych świątecznych imprezach. W zeszłym roku poszłam na galę rozdania nagród z pracy. Elegancka impreza, obiad, garniturki, długie suknie. Mąż przez 3 dni się do mnie nie odzywał. Wiecznie mnie kontroluje i sprawdza. Do swego czasu, non stop mnie śledził na radarze, aż go wykasowałam z telefonu. Muszę mu zdawać sprawozdanie z każdego dnia. Mąż jest bardzo dobrym człowiekiem, dobrym ojcem, ciężko pracuje od dzieciństwa. Ja sobie zawsze wmawiałam, że ten malutki jego problem nie jest taki duży i skoro on nie może sobie z tym poradzić, to ja będę z tym jakoś radziła. Nigdy męża nie zdradziłam i nie dałam mu powodu, żeby tak się zachowywał. Zawsze mi powtarzał o każdej kłótni, jak ja już przeprosiłam za coś, czego nie zrobiłam, żebym nie dawała mu powodów to nie będzie kłótni. Żeby nie dawać mu powodów, musiałabym zamknąć się w domu. Wmawiałam sobie, że to jest mały problem, ja sobie z tym będę radziła, on nie musi skoro nie wie jak. Aż w końcu, po 18 latach, coś we mnie pękło. Od ponad roku, jedyne o czym myślę to jak ja bardzo chce zakończyć to małżeństwo. Jak ja chce mieć normalne życie, gdzie mówię mu "słuchaj, idę na kawę z koleżankami, wrócę kiedy wrócę" bez żadnych pretensji. Życie gdzie mówię, że mam party na wigilię w pracy i idę, bo mam ochotę. Po raz pierwszy od 18 lat poszłam na party w pracy na wigilię no to mnie oskarżył o zdradę, bo powiedziałam, że tańczyłam. Ja już od długiego czasu nie czuję się szczęśliwa. W pracy znajduje sie we łzach praktycznie non stop, co kiedyś mi się nie zdarzało. Jak mąż się do mnie zbliża to ja go nie chce, a kiedyś pomimo tych okropnych momentów, zawsze się tuliliśmy, siedzieliśmy razem, robiliśmy wszystko razem. Jak mąż mnie całuje, to nic nie czuje. Nie potrafię go całować tak jak kiedyś i myślę, żeby przestał. W ogóle nie mam pragnienia na seks, a jak już dojdzie do seksu, to robię to tylko dlatego, że wiem, że on potrzebuje. Leżę i myślę kiedy on skończy, żeby jak najszybciej. Mąż zawsze lubił wymyślać różności podczas seksu i czasem nie miałam z tym problemu, a czasem nie chciałam, ale i tak zawsze było po jego myśli bo wiedziałam, że jeśli coś powiem to się obrazi. Teraz, nie mam ochoty na żadne zabawy przed, bądź w trakcie seksu. Mam orgazm, ale za nim co, to nic nie czuje. Leżę tam praktycznie jak kłoda i zaciskam pięści. Mąż myśli, że to się da naprawić, jak mnie strasznie kocha, ale ja czuję, że on mnie odepchnął na maxa i że już nie ma odwrotu. Nawet jeśli byłby mniej zazdrosny, jak ja mogę być szczęśliwa w związku, gdzie nie mam do niego takich uczuć jak miałam. Szkoda mi go, dlatego to dalej ciągnę, ale nie mam do niego uczuć. Poza tym, w przeciągu ostatniego roku, jak te przypadki się nasiliły, zbliżyłam się do kolegi w pracy. Nic nie zrobiłam, bo uważam że to nie w porządku zdradzić kogoś. Jedynie co to mnie kilka razy przytulił jak płakałam, a tak po za tym to nic. Dużo rozmawialiśmy, bo też przeszedł przez coś podobnego i dzień po dniu obudziły się we mnie do niego uczucia, silne uczucia i w nim również. Widzę siebie z kolegą, ale nie odrazu. Najpierw chciałabym czasu sama. Widzę, że mogłabym być znowu szczęśliwa, ale żal mi męża i nie wiem co mam zrobić. Jeśli z mężem zostanę, to będzie tylko dlatego, że mi go szkoda, ale w głębi duszy wiem, że nigdy nie będę szczęśliwa i nigdy nie będzie tak jak było. Córka też przez to wszystko cierpi, bo widzi jak się od siebie odsunęliśmy, widzi, że ja cierpię, widzi mnie za często we łzach.
Chcę rozstać się z mężem, ale sytuacja jest bardzo wybuchowa, trudna, mąż wymusza na mnie zachowania i słowa.
Chcę rozstać się z mężem. Od lat między nami jest źle, ciągłe nieporozumienia i kłótnie . Oboje zrobiliśmy sobie wiele złego : ja m.in oszukiwałam pisząc z innymi , wdałam się w zdradę emocjonalną. Mąż wiele lat nałogowo pił , wyzywał, był agresywny -aktualnie 1,5 roku po terapii nie pije, ale nasze relacje się nie polepszyły. Brak między nami zbliżeń ( w tamtym roku kochaliśmy się raz , w tym roku w ogóle … ) są lepsze i gorsze dni, ale czuję, że mam dość . Mamy też wiele problemów związanych z firmą, problemy finansowe . Chce się rozstać, ale każda próba kończy się ogromną kłótnią i to na oczach dziecka . Mąż wtedy chwilami wydziera się , wyzywa, każe spier*, a po chwili podchodzi, że chce się pogodzić, ale mam się zmienić, mam się przytulić itd . Gdy się nie zgadzam i mówię, że już nie daję rady , mam dość , znów zaczyna wybuchać agresją oraz tym, że zostawi mnie z niczym , że mam sobie sama radzić , a on w niczym mi nie pomoże . Firma jest na mnie, ale ja chce iść do normalnej pracy na etat , mąż mówi, że jeśli się rozstajemy to mam wyłączyć w tej chwili sprzedaż, a to wiąże się z tym, że oboje zostaniemy bez żadnych środków na życie . Nie daję już rady i nie wiem co mam robić . Chwilami mówi też, że jeśli ja podejmuję decyzje o zniszczeniu życia naszego dziecka to „on mi pokaże „ , że rozpowszechni kompromitujące mnie materiały , że nigdzie nie znajdę pracy . Dodam, że przy mężu znalazłam w marcu jakieś środki - chyba narkotyki , kilka razy widziałam dziwne papierki, które również mogą sugerować, że coś bierze, ale nie mam pewności . Boję się rozstania , boję się tego co zrobi . Jak ja i jak on sobie poradzimy, gdy żyjemy z dnia na dzień z mnóstwem opłat po terminie … już nie wiem co mam robić. Wiem, że syn jest związany z tatą i wzajemnie, ale nie wiem czy długo to jeszcze zniosę. Chciałabym żyć na nowo a osobą, z którą wdałam się w zdradę emocjonalną kilka dni temu znów się odezwała , mam w myślach to, że chciałabym odejść i spróbować życia z tym kimś , co tym bardziej mnie umacnia w tym, że nie ma sensu próbować ratować tego co jest . Nie wiem jak mam postępować, aby się uwolnić i co robić, żeby dziecko najmniej ucierpiało . Mieszkamy w moim domu rodzinnym, mąż podczas tych kłótni wymusza, abym robiła to co on chce - np. chce rozmawiać i przez 5 godzin mi mówi, że ja go nie szanuje , że ją zniszczę dziecku dzieciństwo , że ja zniszczę nas i pogrążę firmę, bo on w tym stanie nie może pracować ( od miesiąca mąż nie pracował , sporadycznie coś zrobił przy dziecku , wszystko było na mojej głowie, a gdy o coś prosiłam to mówił, że mu się nie chce - niby chciał mi pokazać jak dużo on dla nas robił tym, że zrzucił to na mnie ) ( od dziś zmienił podejście i nagle chce to ratować, ale ja mam już dość tych nastrojów , jest mi niedobrze na myśl o rozmowie z nim , boję się powiedzieć wprost to co chce powiedzieć do tego stopnia, że mam okropny ból głowy i ścisk w klatce , ciężko mi oddychać ) . Już nie wiem gdzie mam szukać pomocy i nie mam środków na płatne porady - dziś oddałam do lombardu złoto, aby opłacić prąd, ponieważ było zlecenie odłączenia . Boję się każdego dnia … boję się rozmów , boję się wymuszania zachowań - mam ogromny lęk , ból w sobie, a mąż każe mi naprawiać związek, bo jak nie to wybucha … pyta czy go kocham , chyba już tego nie czuję - jest dla mnie ważny, ale to nie miłość … jeśli nic nie odpowiem wybucha , jeśli odpowiem, że nie czuję już tego to również, a jeśli powiem że tak, ale to jest słabe uczucie i mimo to nie chce walczyć to naprzemiennie wybucha złością i każe się przytulić mówiąc, że „damy radę „ Nie chce z nim wojny , nie chce kłótni , ale też nie chce z nim wspólnego życia , nie życzę mu źle , nie chce, żeby cierpiał , powtarza wciąż, że mnie kocha , ale ja nie chcę tej miłości , nie chce, żeby zrobił coś głupiego . mam już dość życia
Ja chcę się rozstać, a mąż twierdzi, że on nigdzie się nie wyprowadzi, że się dla mnie poświęcił.
Jestem z mężem 10 lat po ślubie. Mamy dwóch synów. W naszym małżeństwie układało się różnie, nie kłóciliśmy się głośno, ale w zamian za to milczeliśmy, w ostatnich latach częściej i dłużej (nawet dwa miesiące). Ok. pół roku temu straciłam już cierpliwość (zwykle po takich okresach milczenia mąż przyznawał się do winy tłumacząc, że potrzebował czasu na przemyślenia). Uznałam, że nie mogę tak żyć. Mimo, że mąż jest bardzo dobrym, pracowitym i odpowiedzialnym człowiekiem, nie dogadujemy się w wielu kwestiach, a brak komunikacji jest już rażący. Jesteśmy już po kilku wizytach u psychologa, dzieci również rozpoczynają terapię, bo odbija się sytuacja na nich. Ja, niestety, nie widzę przyszłości tego związku, mówię mu otwarcie, że nie kocham go już, że nie jestem szczęśliwa, a mąż idzie w zaparte, że nie wyprowadzi się z domu, bo rodzina jest dla niego najważniejsza, że wszystko da się odbudować, tylko trzeba czasu. Dodam, że to człowiek o cechach osobowości narcystycznej, z zewnątrz idealny. Nie wiem, co robić. Chcę małżeństwo zakończyć, ale nie trafiają do niego żadne argumenty. Nawet taki, że zakochałam się w innym mężczyźnie. Słyszę tylko, że niszczę rodzinę, że on się dla mnie poświęcił, że beze mnie nie istnieje. Tymczasem oboje męczymy się tą sytuacją, ja nie potrafię znieść jego obecności. Mąż znalazł psychologa, który utwierdza go w przekonaniu, że dobrze robi, walcząc o rodzinę. Co robić w takiej sytuacji , gdzie mąż, niezależnie od sytuacji, rozstać się nie chce.
Nie jestem pewna czy chcę kontynuować małżeństwo. Zakochałam się w innym, który daje mi to, czego mąż nie dawał.
Z mężem jesteśmy małżeństwem 8 lat, razem już 14. Mamy dwójkę dzieci. Wydawało się, że jesteśmy dobrani idealnie. Ceniliśmy sobie te same wartości. Nigdy nie obrażaliśmy się słowami. Ale zawsze w naszym małżeństwie zdarzały się okresy "milczenia", kilkudniowe, kilkutygodniowe, a nasz rekord to dwa miesiące. Wcześniej zwykle to ja próbowałam przerwać ten "gniew" między nami. Kończyło się po 10 min rozmowy, gdzie mąż przyznawał, że faktycznie popełnił błąd, ale potrzebuje po prostu więcej czasu na przemyślenia. Od jakiegoś czasu zrezygnowałam. Nie próbowałam zaczynać rozmowy. A jak dochodziliśmy do jakiegoś porozumienia, podkreślałam mu, że to milczenie nas zabije. Niedawno kolega wyznał mi miłość. Mimo że odpierałam tę znajomość, jak tylko mogłam, zaangażowałam się, zakochałam. On dał mi to, czego od męża nie miałam: uwagę, czułość, zainteresowanie. Myślę bardzo poważnie o rozstaniu. Ale mąż nie chcę przyjąć tego do wiadomości. Twierdzi, że mnie kocha, że się zmieni, że już nie będzie milczał. A ja powinnam myśleć o rodzinie, o dzieciach, o domu, do którego za chwilę mamy się przeprowadzić, a który kosztował nas ogromnie dużo wysiłku. Jak ja mam czelność rozbijać rodzinę, bo przecież on poświęcił dla mnie wszystko. Podkreślam mu, że go nie kocham, ale on uparcie twierdzi, że zostałam tylko "omamiona" przez kolegę, że moje uczucie wróci, tylko musimy się oboje o to postarać, pójść na terapię itp. Boję się wyznać mu prawdę, bo jak sam twierdzi, jest załamany, nie widzi sensu życia. Po prostu boję się, że może targnąć się na swoje życie. Dodam, że byliśmy już u psychologa. Terapia par na razie nie ma sensu, bo ja nie jestem pewna, czy chcę związek kontynuować.
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!