Left ArrowWstecz

Powrót do mieszkania mamy po rozstaniu przez zdradę. Mama jest zaborcza względem mojego powrotu do partnera.

Mam 26 lat, miesiąc temu dowiedziałam się o zdradzie mojego partnera i wróciłam do domu. Mieszkam z mamą. Od tygodnia mam kontakt z byłym partnerem, który żałuję tego co zrobił i chce, żebym dała mu szansę. Ukrywałam przed mamą nasze spotkania. Dziś powiedziałam, że idę do niego porozmawiać, bo chciałabym dać mu ostatnią szansę, spotykać się z nim i zobaczyć co z tego wyjdzie. Rozmowa skończyła się krzykiem. Mama powiedziała, że jeśli wrócę do niego to nie chce mieć ze mną kontaktu.. słowa bardzo mnie zabolały. Czuję się rozdarta, nieszczęśliwa i czuję strach...
Kinga Okoń

Kinga Okoń

Dzień dobry, 

Znalazła się Pani w trudnej sytuacji i pojawienie się takich emocji jest całkowicie zrozumiałe. Zdrada jest doświadczeniem, które często godzi w nasze poczucie własnej wartości, gotowość do zaufania innym, a wokół niej istnieje duża stygma w społeczeństwie, przez którą osoba zdradzona może czuć wstyd, jeśli rozważa powrót do partnera. 

To, czy będzie Pani w stanie tworzyć związek z partnerem po jego zdradzie, jest jedynie Pani decyzją, ponieważ tylko Pani potrafi ocenić, czy ma w sobie gotowość do odbudowania zaufania. Z kolei tylko partner wie, czy jest gotowy włożyć dużo wysiłku, by to zaufanie odzyskać. 
Osoby z Pani otoczenia, mając dobro na uwadze zapewne będą miały bardzo różne podejścia do tej decyzji. Ważne jednak, by potrafiły wyrazić swoje obawy i troskę w sposób konstruktywny, który jeszcze dodatkowo Pani nie rani. 

Jeżeli jest to w zakresie Waszych możliwości, zgłoszenie się na terapię par byłoby dużym wsparciem w tej sytuacji. 

Pozdrawiam, 

Kinga Okoń

1 rok temu
Dorota Figarska

Dorota Figarska

Dzień dobry

Czuje Pani, że to sytuacja, której podejmując jeden wybór, traci Pani jakąś osobę. Czuje Pani, że musi wybierać, to z pewnością jest trudne.  Zachowanie Pani mamy prawdopodobnie wynika z troski, jednak sposób w jaki tą troskę okazuje jest elementem manipulacji i szantażu. Musi Pani jednak wiedzieć, że ma Pani prawo to takich wyborów, które są zgodne z Panią, popełniania swoich błędów i ponoszenia ich naturalnych konsekwencji. Stan, gdy rodzic grozi dorosłemu dziecku, że zerwie z nim kontakt, jeśli ono nie spełni jego oczekiwań, jest niepokojący, nawet jeśli stoją za tym szczere i dobre intencje. 

Zachęcam, aby jeszcze raz spróbować porozmawiać z mamą, przygotować się do rozmowy, aby nie zareagować zbyt emocjonalnie. Warto zapytać mamy co stoi za tak twardą postawą;  powiedzieć, że wie Pani, że chce ochronić Panią przed ponownym zranieniem, ale sposób, w jaki to robi jeszcze bardziej panią krzywdzi. Warto szczerze porozmawiać o swoich uczuciach względem chłopaka, wyrazić zrozumienie dla chęci chronienia Pani, a jednocześnie pokazać, że to co mówi i robi Panią krzywdzi oraz postarać się postawić granice.

 

pozdrawiam,

psycholog Dorota Figarska

 

 

1 rok temu
Agnieszka Wloka

Agnieszka Wloka

Dobrze, żeby zastanowiła się Pani dlaczego mama tak gwałtownie zareagowała? Może warto z mamą albo z inną zaufaną Pani osobą porozmawiać o Pani relacji z partnerem - jak to obce osoby z boku to widzą? jakie zagrożenia dla pani? Co ich niepokoi? Być może inni widzą to, czego pani nie widzi albo widzieć nie chce. Warto też sobie samej dać chwilkę czasu na samotność i pozastanawianie się jak się Pani czuje przy boku partnera - czy czuje się Pani szanowana, czuje Pani się swobodna, czuje Pani, że za 5 lat też będzie Wam dobrze?

 

Agnieszka Wloka

1 rok temu
Martyna Tomczak-Wypijewska

Martyna Tomczak-Wypijewska

Dzień Dobry

Wyobrażam sobie jaka to trudna dla Pani sytuacja- z jednej strony mama, z drugiej strony partner… Próbowała Pani na spokojnie rozmawiać z mamą z czego wynika jej zachowanie? Nawet jeśli jej zachowanie wynika z troski to grożenie zerwaniem kontaktu nie jest w porządku. Ma Pani prawo dokonywać własne wybory (nawet jeśli komuś innemu wydają się “złe” dla Pani).

 

Pozdrawiam

Martyna Tomczak- Wypijewska, psycholog, certyfikowana psychoterapeutka poznawczo- behawioralna

1 rok temu
Katarzyna Waszak

Katarzyna Waszak

Dzień dobry!

Zdrada jest bolesnym rodzajem straty w relacji. To zrozumiałe, że trudno odbudować zaufanie, szczerość. Warto mieć na uwadze w każdej bliskości zaspokajanie swoich potrzeb, nieprzekraczanie granic. Dobrym sposobem przepracowania zdrady jest psychoterapia pary. Zachęcam do refleksji na temat relacji z mamą, która zastosowała szantaż emocjonalny. Ma Pani 26 lat i ma prawo budować swoje dorosłe życie na swoich zasadach, dźwigając konsekwencje decyzji. Spróbujcie o tym porozmawiać, także o swoich uczuciach wobec zachowania mamy.

Powodzenia

Katarzyna Waszak

 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Jestem bardzo zazdrosny o partnerkę, dziś z nią zerwałem. Zaczęło się od Jej zdrady.
Dziewczyna mnie zdradziła na początku związku. Oczywiście się nie przyznała, ale ten gościu mi powiedział, że go podrywała i pisała, że jest sama itp. (nawet mnie przeprosił i powiedział, że jakby wiedział, że ma kogoś to by się w to nie pchał) Wybaczyłem jej to (przynajmniej tak myślałem) stopniowo zacząłem być coraz bardziej zazdrosny, sprawdzałem jej po kryjomu telefon, później już przy niej prosiłem, żeby mi pokazywała. Kolejnym razem znalazłem rozmowę na jej telefonie, raz jak pisała z jakimś gościem, że tęskni i że nie ma chłopaka i że jej były (czyli ja) miał też tyle lat. Zrobiłem jej aferę, powiedziała, że ktoś jej się włamał na tel i pisał to z jej telefonu. Nie uwierzyłem jej, a ona się upiera do tej pory, że tak było. Teraz coś się ze mną zrobiło, jestem o wszystko zazdrosny. Wystarczy, że nie odpisze w ciągu paru minut, ja już mam myśli, że mnie zdradza. Kolega do niej napiszę to już jej robię aferę, że mnie z nim pewnie zdradza. Dzisiaj powiedziała, że wychodzi gdzieś z koleżanką, nie odpisywała ponad 2 godz, napisałem jej, że pewnie mnie zdradza i zerwałem. Ja już sam nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, dlaczego taki jestem. 
Oddaliliśmy się od siebie z narzeczonym - on ma problem z komunikacją
Pomocy mój związek się rozpada :( Mam 32 lata, narzeczony 34 . W ciągu paru miesięcy bardzo oddaliliśmy się od siebie. Tematem codziennych rozmów zazwyczaj był temat dzieci. Co robiły, jak im dzień minał itd. Mój narzeczony ma problemy z mówieniem. Na wiele moich pytań odpowiada "nie wiem" i tak było od zawsze... Mnie bardzo irytuje to, gdy chce się od niego czegoś dowiedzieć a on odpowiada mi w ten sposób. Czuje się wtedy odrzucona i niechciana.Zamykam się bardzo na niego i nie wiem o co mu tak naprawdę chodzi, bo mi tego nie mówi, stąd też to oddalenie. W przeszłości były sytuacje, kiedy narzeczony pisał z innymi dziewczynami. Nie przyznał się nigdy do tego, tylko wychodziło to przypadkiem. Poważnie zrobiło sie do tego stopnia, że narzeczony powiedział, że nie wie co do mnie czuje i potrzebuję czasu, żeby się przekonać czy to co było kiedyś między nami wróci..Prosiłam go bardzo, żebyśmy się wybrali na terapię, ale on nie chce. Bardzo źle jest nastawiony do tego typu spotkań chociaż nigdy na takim nie był... Bardzo proszę o pomoc, bo nie wiem co robić. Mi bardzo zależy... Staram się do tego stopnia, że nie wiem czy tego nie jest po prostu za dużo...
Brak zaangażowania ze strony chłopaka - jest przytwierdzony do pracy i rodziny, ja jestem poniżej tych priorytetów
Witam. Od dłuższego czasu mam problem ze swoim chłopakiem. Uważam, że nie poświęca mi on wystarczająco czasu oraz nie angażuje się w nasz związek tak, jak ja. Na codzień studiujemy w dwóch różnych miastach oddalonych o 200 km. Okazje do spotkań mamy od święta i w wakacje. Obecny letni czas chciałam wykorzystać maksymalnie na wspólne spotkania i rozmowy, bo wiem, że od października nie będzie takiej możliwości. Do tej pory zawsze myślałam w pierwszej kolejności o moim chłopaki i naszym związku, bardzo się zaangażowałam. Ale też rozczarowałam... U niego na pierwszym miejscu jest praca i pomoc dla rodziców. Ja jestem na końcu. Zdarzyła się taka sytuacja, że przez 4 dni się nie widzieliśmy, bo on pomagał tacie. A wcześniej obiecał, że będziemy się częściej widywać. Dwa razy przeprowadziłam z nim także rozmowę i jasno zasygnalizowałam, że chciałabym spędzić z nim więcej czasu (ogólnie i sam na sam - nie w domu z rodzicami czy rodzeństwem tylko gdzieś indziej). Chciałabym, żeby to on wyszedł z jakąś inicjatywą - np. zaprosił mnie na spacer, do kina czy na rowery, nawet dwie godzinki na łonie natury by mi nie przeszkadzały. Chciałabym, żeby się zaangażował. Dotychczas to ja coś proponowałam albo uzgadnialiśmy wspólnie. Brakuje mi jego spontanicznej propozycji czy decyzji o jakiejś wspólnej aktywności. Czy ja za dużo od niego wymagam? Czy mam prawo oczekiwać czegoś od niego? Nie sądziłam, że aż tak bardzo się rozczaruję i stracę motywację do starania się, żeby nasz związek przetrwał. Co powinnam zrobić w tej sytuacji? A może to ze mną coś jest nie tak?
Jak poradzić sobie z emocjonalnym kryzysem po zakończeniu relacji online i odzyskać pewność siebie?

Witam,

Jestem mężczyzną w wieku 32 lat. Dodaję ten wpis z poczuciem całkowitej bezradności. Na portalu randkowym poznałem wartościową kobietę (ma 26 lat), skończyła studia magisterskie, ma dobrą pracę i mnóstwo pozytywnej energii. 

Mieliśmy wspólne poglądy i zainteresowania, był wspaniały kontakt, nasze marzenia i plany idealnie się pokrywały. 

Nie przeszkadzały jej moje wady, które szczegółowo opisałem. Pomimo tego, że przez miesiąc tylko pisaliśmy i rozmawialiśmy przez telefon, wprowadziła do mojego życia mnóstwo świeżości, sensu, dowartościowała mnie. 

Wróciłem do sportu, który znów zaczął mnie cieszyć. 

Zapisałem się na kursy, które odwlekałem w czasie. Zacząłem się uczyć, aby za rok rozpocząć studia. Znajomi i rodzina zauważyli zmianę i komunikowali mi, że jestem lepszą wersją siebie, wesoły, pełny pozytywnej energii. Tydzień przed spotkaniem, które sam zaproponowałem zaczęły nachodzić mnie negatywne myśli typu - co ja mogę jej zaoferować, nic nie osiągnąłem, zarabiam poniżej średniej krajowej, nie mam nawet samochodu, nie podróżuje jak ona itp. Do tego doszły inne problemy i stwierdziłem, że lepiej będzie dla niej, gdy urwę kontakt, bo to nie będzie miało sensu przetrwać. Przestałem się odzywać, ona też się nie narzucała. Niecały tydzień milczenia był dla mnie emocjonalną męczarnią. Myślałem nieustannie o naszej relacji i dostrzegłem jakieś światełko w tunelu, że może jak się zepnę i nadgonię kilka rzeczy, to może się to udać. Odezwałem się do niej dzień po zaplanowanym spotkaniu, do którego nie doszło. 

Napisałem, że sporo się działo, bo nie chciałem się przyznać do swoich uczuć. Napisała, że ta przerwa była dla niej wymowna, nie wie, co ma myśleć, ale raczej już nie zobaczy w tej relacji nic głębszego. Pomimo obaw, że wyjdę na desperata, przez tydzień próbowałem pokazać swoje intencje i zaangażowanie. 

Nie chciałem jej zamęczać, więc powiedziałem, że przyjadę do jej miasta jutro, na chociaż krótką rozmowę. Nie chciała, ale udało mi się ją namówić. Przed spotkaniem byłem dobrze nastawiony, ale gdy ją zobaczyłem na żywo i usłyszałem "mam max. godzinę", cała moja pewność siebie zgasła. 

Nie potrafiłem omijać drażliwego tematu, powtarzałem teksty i moje tłumaczenia z sms-ów.

Dopiero przez ostatnie 20-30 minut weszliśmy na jakieś zwykłe tematy. Na koniec zapytałem, czy coś już wie? Odpowiedziała, że się odezwie. Napisała po dwóch dniach, że przemyślała to, i (w dużym skrócie) chce odpuścić dalszy kontakt. 

Jako powód podała odległość. Napisałem, że jeśli tak uważa, to dziękuję za poświęcony czas itd. Od tamtej pory wpadłem znów w dawny tryb. Chodzę codziennie przygnębiony, nie uprawiam sportu, kursy odpuściłem, czuję się strasznie. 

Nie mam energii, żeby zrobić coś konstruktywnego ze sobą. 

Nie mogę się skupić. Rano ledwo zwlekam się z łóżka. 

Mam wrażenie, że straciłem szansę na udany związek i to na własne życzenie. Nie wiem, skąd biorą się te myśli, że jestem gorszy, że nie zasługuję na wartościową kobietę. 

Nie wiem, czy taką relację da się jeszcze naprawić. 

Chciałbym teraz skupić się na rozwoju, na budowaniu siebie, ale te czarne myśli w mojej głowie nie pozwalają mi nawet otworzyć laptopa. Nie wiem, czy to normalne, żeby w tak krótkim czasie poczuć tak silną więź z kimś poznanym w internecie. 

Niby podobam się kobietom, często bywałem na udanych randkach, ale ta konkretna wydawała się w końcu tą właściwą. Może to mnie przestraszyło. Co mogę zrobić, żeby znów zacząć normalnie żyć, odważyć się postawić na własny rozwój, nie zmagać się z destrukcyjnymi myślami? 

Bardzo proszę o jakieś porady.

Jak ratować małżeństwo po przemocy i problemach z alkoholem?

Witam serdecznie – dziękuję ogromnie za wsparcie, troskę i pomoc odnośnie mojej osoby – jak psychiczną, czy nawet psychologiczną, psychiatryczną i opinii seksuologa. Bardzo mi zależy na uratowaniu mojego małżeństwa z 16-letnim stażem, a razem 20 lat. Doznałam za dużo krzywdy w życiu – nie tylko w tym małżeństwie, lecz przez kupę lat, co dłuższy czas siedzi w sercu, jak i w głowie. Powodem ratowania małżeństwa nie tylko jest silne z mojej strony uczucie do męża – strasznie go kocham, świata nie widzę poza nim. On twierdzi, iż za mną też nie widzi świata, że jestem wyjątkową osobą i ważną w jego życiu. Lecz omówienie chęci ratowania nas jest dla mnie bardzo trudne – jednym słowem: doznałam traumy, załamania psychicznego, nerwowego, jak depresję. Aż biorę leki, które mnie uspokajają, choć jest to chwilowe.

Również mogę to powiedzieć w drugą stronę – w stronę męża – też przeze mnie dużo przeszedł, choć on do wszystkiego podchodzi obojętnie, nawet lekceważąco, nie biorąc żadnej odpowiedzialności za swoje czy błędy, zawsze wszystkim obarcza mnie, na mnie zwala cały syf. Staram się bardzo często rozmawiać z mężem o swoich, jak i jego potrzebach, uczuciach, pragnieniach, nawet o pożądaniu, chemii, magii, więzi uczuciowej między nami – lecz nie wiem, jak wszystko odbierać. Mąż zachowuje się tak, jakby nie chciał brać udziału w ratowaniu relacji, chęci naprawy w pozytywną stronę, lecz w negatywną. Każde kłopoty, kłótnie, sprzeczki przerzucać potrafi na mnie, jakbym to tylko ja wszystkiemu była winna.

Rok temu oboje przeszliśmy poważny i pierwszy kryzys małżeński. Przyznaję się bez bicia – byłam uzależniona od życia towarzyskiego – dochodził alkohol, tak, coraz częściej piłam, nawet około 8 lat. Wolałam każdą chwilę, czas spędzać poza domem, nie w obecności męża, ponieważ wiecznie kłótnie, poniżanie, wyzwiska, bicie, niechęć do zbliżeń. Oddalałam się od męża, zaczynałam się czuć w jego obecności ciągłą walkę, rutynę, brak komunikacji. Popadałam w bezsilność, dlatego poszłam swoją i niestety złą drogą – alkohol, znajomi. Kiedy tłumaczę mężowi, twierdzi, iż nie ma żadnego to wytłumaczenia – z jednej strony ma rację, a z drugiej – sama nie wiem, to była zwykła ucieczka, bezradność.

Nie ukrywam, że nie byłam mężowi dłużna, nie grałam fair, też atakowałam, nakręcałam się – a to jedynie, aby się bronić. Mąż twierdzi, iż to ja źle go traktuję, że nie pozwoli sobie na traktowanie siebie jak psa z mojej strony, z kolei to, jak traktuje mnie – ja mam na to wyrażać zgodę, a on puszcza to płazem, sądząc, że nic złego nie robi???

Tak, zdarzyło się, iż miałam rozwaloną głowę, którą trzeba było szyć – popchnął mnie, uderzyłam w kaloryfer. Następnie miałam tzw. cyt. „pizdę pod okiem” – uderzył mnie z pięści. Mimo to nie chciałam – jak nie mam dokąd uciekać – choć rozważałam odejście, podanie o rozwód, lecz za bardzo męża kocham. To nie jest tak, że przyzwyczaiłam się do takiego życia – NIE. Po prostu czuję bardzo mocne uczucie co do jego osoby – życia sobie nie wyobrażam poza nim. Potrafi być wspaniały, choć z tego kochającego, troskliwego człowieka nagle pokazuje się obraz potwora – damskiego tyrana. Wydaje mi się, że mąż nawet w sobie tego nie dostrzega – zawsze się przed tym broni, iż z nim wszystko w porządku.

Na chwilę wszystko ucichło – poszliśmy na terapię małżeńską, coś pomogło mężowi, lecz na chwilę. Stwierdził, iż nam niepotrzebne terapie, a sami powinniśmy sobie z tym wszystkim poradzić – choć nie wychodzi???

Mąż złamał ogromnie moje serce – nie mówię, że ja jemu również. Wyrzucił mnie z domu, bo się po prostu rozpiłam, szukałam wyjścia z tego wszystkiego. Po tygodniu chciał, abym wróciła, i tak się stało – zaczynało układać się nawet dobrze – mega seks, lecz często nieudane noce, tzw. „spontan sex – wtulić, spać”. Chcieliśmy tak sami to wprowadzić i było super, cieplej, czuło się bezpiecznie.

Od tego się zaczęło – kiedy nie ma seksu raz, dwa, pośród nocy jestem zniesmaczona, zaraz wybucham, robię dramy. Mąż ma mnie dość, lecz po prostu potrzebuję zbliżeń dosyć często, ponieważ po takim przeżyciu, co nas spotkało, szczerze czuję coś jeszcze więcej do męża – podnieca mnie, stał się dla mnie bardziej atrakcyjny. Mówiłam mężowi, iż powinien się cieszyć, a nie narzekać. Mąż mówi nieraz: „podejdź w nocy do mnie, zaczep, zacznij pierwsza grę wstępną”, a kiedy podchodzę – odpycha, po prostu nie wychodzi mi. Co do czego, odwróci kota ogonem zaraz i powie na drugi dzień, cyt.: „a ty mnie w nocy przytulasz, zaczepiasz???” Nie, nie robię tego dosyć często, ponieważ zdaję sobie sprawę, że kiedy będę podchodzić pierwsza – nic to nie da.

Przeszłam tzw. terapię odwykową, terapeutyczną, co w zupełności mi wystarczyła – i nie tylko ja jestem z siebie dumna, ale mąż twierdzi oraz rodzina, że są ze mnie dumni, iż mąż docenia, co zrobiłam dla samej siebie, choć jemu tłumaczę za każdym razem, że zrobiłam to dla niego, bo bardzo go kocham. Tak, własnymi siłami wyszłam z nałogu – to ja postawiłam na ratowanie małżeństwa, jak i własnego zdrowia. A teraz walczę o dalszy i piękny związek oparty na szacunku, wsparciu, trosce, zrozumieniu, magii miłości, chemii, namiętności i pożądaniu – obustronnie.

Czasem uważam, że ze strony męża jest w moją stronę jakaś ukryta manipulacja, często zastraszanie i ciągłe krytykowanie – jakby w coś grał, jakbym była zapasowym kołem, mimo iż zaprzecza. Dosyć często sprzeczamy się o sprawy łóżkowe. Tłumaczę mężowi, iż przez to, co przeszliśmy, obłędny seks, czułość, ciepło, jak i pożądanie – jest bardzooo potrzebne, tym bardziej, jak nie było tego przez wiele, wiele lat. Nie widać, aby do męża cokolwiek docierało. Potrafi mnie krytykować – jakby nie dorósł do związku, a mi powie: „czy ja dorosłam?”. Potrafi mówić takie słowa, cyt.: „twój problem, nie mój, twoja bajka, a w takiej bajce nie będę tkwił, mam wyjebane, znajdź innego na ruchanie, jesteś toksyczna i dramat, wiecznie pierdolisz w kółko o tym samym, ryjesz mi łeb, wchodzisz mi do łba, to przez ciebie taki się robię, takim jestem, kto by z tobą wytrzymał, powinnaś się leczyć, z tobą jest bardzo źle, kawał suki z ciebie...”.

Kiedy opanuję swoje emocje, po max 8 godzinach – bo nie da się do niego podejść, aby spokojnie pogadać – on nagle żałuje, przeprasza, jakby nigdy nic. Zaraz że ja go podniecam, jaram, że zawsze ma na mnie ochotę, że tylko ja, nikt inny, że jestem wyjątkową i ważną dla niego osobą. Po 3 dniach magii, spokoju i harmonii – nagle ze strony męża uszczypliwość i ataki agresji słownej, kiedy jego o coś zapytam. Potrafi w szaleństwie emocji złapać mnie za gardło, nawyzywać mnie od suki, dziwki, po czym żałuje, twierdząc, iż tak postąpił, bo ja niby go, cyt.: „wkurwiłam”. Mówię, że nie ma to żadnego wytłumaczenia, a mąż – wymówka: trzeba było inaczej podejść, a nie w taki sposób – tak właśnie z mężem się rozmawia. Z niczego nic sobie nie robi, a najgorsze jest to, że całe zło, kłótnie, bicie, jego złe podejścia – przerzucać potrafi jedynie na mnie!!! Aby się wybielać??? Oczyszczać??? Jakie to jest niewinne, nic nie robiące złego stworzenie???

Z dnia na dzień czuję, że moje uczucia do męża zaczynają na nowo wygasać, że jestem gotowa odejść – mimo iż nie mam dokąd, nawet pod tzw. „chmurkę”. W głębi duszy bardzo męża kocham. Uświadamianie mężowi, że chęć bliskości, czułości, troski i zrozumienia itp. jest kluczową rolą – nie dociera. Czuję, że mąż bawi się moimi uczuciami, że ma ukryty cel, alibi – aby mnie wykończyć psychicznie, z kimś ma plan, może ma kogoś, a ja jestem przykrywką?? Popadłam już w depresję, nie mam co liczyć na wsparcie ze strony męża, troskę, opiekę. Nie wierzę i nie widzę, ażeby mąż okazywał odrobinę chęci, zainteresowania związkiem, naszą relacją. Co ja mam myśleć, robić, gdzie, co, jak???

Współlokator, odkąd wszedł w związek, jest dla mnie nieobecny. Brakuje mi go, rozmowy nic nie dają.
Witam, chciałbym opowiedzieć historię osoby, z którą wynajmuję i trochę mnie wpędziła w problemy z własnym poczuciem wartości. Na potrzeby wypowiedzi przyjmijmy imię Michał. Znamy się już kilka miesięcy, a od ponad miesiąca mieszkamy ze sobą. Michał jest prostym chłopakiem, który ma problem, że jak zaczyna pić alkohol to mógłby codziennie, ale póki co jest czysty od tego. Nie tyka się już ponad trzy tygodnie. Niedawno wszedł w relację z dziewczyną starszą od siebie o 11 lat (on ma 20, ona 31). Uważa, że to miłość i każdą wolną chwilę chce z nią spędzić. Nie mogę się z nim nawet umówić, żeby pogadać czy coś, bo zaraz biegnie do niej, jak tylko Ania pstryknie palcami. Tak samo jak już coś ustaliliśmy to nagle plany się zmieniają, bo woli jej towarzystwo. Znają się zaledwie dwa miesiące, a od miesiąca się spotykają "w związku". Czuję się przez to trochę zaniedbany, nawet próbowałem mu to powiedzieć wprost - za każdym razem słyszę, że sobie wymyślam. Przyjąłem go do mieszkania, kiedy mama go wyrzuciła z domu po awanturze. Chciałbym czasami po prostu posiedzieć, pogadać i wyrzucić z siebie swoje problemy. Niestety, nie udaje mi się to, bo jedyny temat to właśnie Ania dla niego i wszystko, co z nią związane. Jednocześnie, oprócz mnie i niej nie ma nikogo ze znajomych. Chciałbym się może trochę wygadać, wyrzucić to z siebie, bo czuję się niekomfortowo w tej relacji ostatnimi czasy. Czy może faktycznie niepotrzebnie przesadzam?
Będąc w związku myślę o innym poznanym chłopaku.
Dobry wieczór. Przychodzę z prośbą o radę w kwestii miłości-chłopaka. Jestem nastolatką i mam chłopaka, ale ostatnio jest ciężko między nami, niby zachowuje się normalnie i tak dalej, ale dla mnie jest jakoś inaczej, nie czuję się dobrze jak nazywa mnie słodko itp. On ciągle wspomina, że wyobraża sobie mnie jako żonę. Niedawno byłam na weselu i przy moim stoliku siedział chłopak, który do mnie zagadał, gadaliśmy dużo, a nawet trochę potańczyliśmy. Po weselu nie mogłam przestać myśleć o tym chłopaku. Po poprawinach było to samo, próbowałam, ale nie mogłam. Aktualnie piszemy ze sobą, a ja nie do końca wiem, dlaczego ciągle myślę o innym chłopaku i nie mogę przestać mając innego. Nie mam pojęcia co mogę zrobić. Byłabym wdzięczna za jakąś radę. Miłej nocy
Płaczę za każdym razem, gdy mój partner jedzie ode mnie do swojego domu.
Płaczę za każdym razem, gdy mój partner jedzie ode mnie do swojego domu. Kiedy jest u mnie i spędzamy czas, czuję się dobrze, a gdy tylko ma już wracać do siebie, to robi mi się przykro i zaczynam płakać. Czym to może być spowodowane?
Jestem po rozstaniu z żoną (bez rozwodu jeszcze). Powodem była zdrada.
Dzień dobry, Jestem po rozstaniu z żoną (bez rozwodu jeszcze). Powodem była zdrada. Żona jest w ciąży z człowiekiem, z którym mnie zdradziła. Od zdrady minęło 1,5 roku. Myśli na temat tego zdarzenia oraz przyszłości, cierpienia naszych dzieci, rozbitej rodziny nie dają mi normalnie funkcjonować. Mam stany lękowe. Zaraz po obudzeniu natarczywe myśli o tej sytuacji. Koncentracja jest znikoma.
Jestem zazdrosna o chłopaka, który mi się podoba, ale nie jesteśmy razem
Podoba mi się pewien chłopak i on to również odwzajemnia, nie jesteśmy razem ale jestem bardzo o niego zazdrosna i lubię z nim pisać i gadać ale nie mam ochoty się z nim spotykać prywatnie i być w nim z związku. Nie wiem jakie uczucie do niego czuje. Co powinnam zrobić?
Mam problem z moją przyjaciółką. Bardzo się o nią martwię
Mam problem z moją przyjaciółką. Na wstępie zaznaczę, że mam 25 lat, moja przyjaciółka 24, a jej chłopak 28. Poznałyśmy się z Jagodą jakieś 5 lat temu, a od 2 lat mieszkamy razem, niestety z przyczyn rodzinnych musiałam wrócić, do domu rodzinnego. Problem leży w tym, że bardzo się o nią martwię. Od 2 lat jest z chłopakiem, który teoretycznie ma lekkie stadium Aspergera i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie akcje, które jej serwuje i ona tłumacząca każde jego zachowanie tą chorobą i tym, że ona zgodziła się to zaakceptować i żyć z tym. Mieli pełno akcji przez te 2 lata, zrywali, schodzili się, mieli swoje "poważne rozmowy" po których zawsze wszystko było super. Ale ostatnia akcja po była okropna. Powiedział jej pełno nieprzyjemnych słów, olewał ją, w oczy powiedział, że nie pociąga go seksualnie i dlatego woli oglądać porno codziennie niż na nią patrzeć, etc. Była załamana bo zawsze twierdziła, że to miłość jej życia. Zerwała z nim, nagadała wszystkim znajomym, że to koniec, opowiadała jaki był okropny itd. to był definitywny koniec przez cały tydzień. Napisała do niej że nie wiem jak to się stało i jak do tego doszło.. Kolejna "poważna rozmowa" i są znowu razem bo to miłość jej życia. Wyjechałam i myślę tylko o tym żeby jej znowu nie skrzywdził, a ona jak głupia za nim lata. Nie trawiłam typa odkąd się poznali ale teraz ja nie wiem jak ja mam z nim wytrzymać na kolejnym spotkaniu jak będzie. Czuję do niego tak duży wstręt i złość za to przez co ona przez niego przechodziła. Martwię się tym, że brak akceptacji jego osoby zakończy się końcem znajomości, jestem chyba jedyną osobą która jest temu przeciwna i mam wrażenie że tylko ja nie mam klapek na oczach a inni się nim zachwycają. Czuję się bezsilna
Mam problem z zarządzaniem emocjami, mam też wrażenie, że czuję wszystko mocniej i niepohamowanie. Przez to rozstałem się z partnerką, co bardzo mnie męczy.
Witam. Mam bardzo ważne pytanie o co chodzi i dlaczego tak jest, że mimo że kocham swoją partnerkę i zależy mi na niej i to bardzo, po 4 latach związku się rozstaliśmy, ponieważ mimo że nie chciałem i nie chcę jej tego robić, to jednak ją ranię, okłamuje, krzywdzę, mimo że tego w ogóle nie chcę. W pewnym momencie też zaczynam się gubić w tym, co mówię lub pisze, mimo że chciałem ją wiele razy wesprzeć, coś doradzić - kończyło się zupełnie inaczej niż powinno, to znaczy, że dochodziło do kłótni, moich wybuchów, jakiś napadów złości. Mam jakieś przebłyski takiej normalności, że można ze mną o wszystkim porozmawiać, pośmiać się itd, ale powiedzmy drugi dzień nastaje i mam doła, nie chce mi się nic, nawet żyć, pełno wyrzutów sumienia i tym podobnych. Bardzo mnie to męczy, niestety nie stać mnie na psychologa prywatnie, a z nfz nadal czekam. W międzyczasie próbuję znaleźć odpowiedź o co chodzi, co jest ze mną nie tak, ponieważ nie chcę taki być. Bardzo ją kocham, próbuję z całych sił, aby do mnie wróciła, ale na przykład dziś jest super świetnie i wspaniale a na nazajutrz najczęściej jest obrót o 180 stopni. Bardzo proszę o pomoc, czuję lęk i obawy, wyrzuty sumienia, nieraz gniew i złość a jednocześnie strach, jakby wszystkie emocje naraz, których nie kontroluję. Nie kontroluję właśnie swoich odruchów, ja naprawdę nie chcę taki być, bardzo mnie to męczy. A co tym bardziej mówiąc jeszcze o mojej byłej partnerce. Wcześniej też myślałem, że sam się z tym uporam, ale im dłużej - tym gorzej, myślałem, że może to przez pracę czy stres i problemy finansowe, że to tak wszystko się połączyło. Dodam jeszcze, bo może być to kluczowe, ale choruję na SM a w moim przypadku Stwardnienie Koncentryczne typu balo.
Zauważyłam, że mój partner ogląda profile półnagich kobiet na tik toku i nie tylko. To był dla mnie cios! Mam wrażenie, że jest uzależniony. Zaufanie... legło w gruzach chociaż zapewnia mnie, że mnie nie zdradza (tylko ogląda) . Nie potrafi wyjaśnić dlaczego. Czuję się okropnie i nie potrafię sobie z tym poradzić. Mówiłam mu o tym. Uważa, że nic złego nie robi i że od zawsze oglądał "dupy"-jak to określa, nawet zanim się poznaliśmy. Czy to normalne zachowanie u mężczyzn a ja przesadzam? Czy to musi oznaczać, że jest mną znudzony? Że jestem tylko materacem do wyżycia się? Proszę o anonimową pomoc.
Dobry wieczór, mam problem natury niecodziennej
Dobry wieczór, mam problem natury niecodziennej dla mnie natomiast mam problemy, jak to mona było się domyślić, ale wyglądają one następująco. Mam problemy z panowaniem nad emocjami, boję się ciągle, że mi albo moim bliskim stanie się krzywda, boję się większych grup, nie daje sobie rady z decyzjami, moja dziewczyna ma mnie przez to coraz bardziej dość. Z jednej strony chciałbym, żeby było po mojemu, a z drugiej czuje, że ktoś musi wybrać za mnie, nie panuję nad emocjami każda błahostka czy to muzyka, czy głupie sytuacje sprawiają, że jestem zły smutny wesoły albo inne tego typu skrajne emocje. Dodam, że nigdy bym się nie zniżył do poziomu rękoczynów, których nigdy nie stosowałem i nie mam zamiaru stosować i nie panuję nad emocjami, tymi skrajnymi wpadam amok w atak paniki i nie idzie mi nic wytłumaczyć i jestem ciągle nieszczęśliwy, co jest ze mną nie tak? Jestem na coś chory? Jestem nienormalny? Proszę o pomoc, nie radzę sobie już sam, a z dnia na dzień jest coraz gorzej... Chce mi się płakać, jak to piszę, a jeszcze chwile temu kłóciłem się z bliskimi i wmawiałem sobie, że nie zasługuje na nic co dobre.
Trudna relacja z ex-partnerem
Jestem osobą homoseksualną . Byłem z partnerem 8 lat, po rozstaniu łączyła nas intymna relacja gdzie rodzinie mówiłem że nic nie ma między nami - po jakimś czasie wyszło to na jaw. Próbowałem go odtrącić by sam zrezygnował ze mnie , bezskutecznie . Poznałem kogoś nowego , bałem się aby ex nie dowiedział się o nowej relacji i żyłem w bańce . Wypisywał do mnie, wysyłał zdj zachęcające do spotkań i początkowo się wzbraniałem ale po jakimś czasie przekonał mnie do tych spotkań ( chciałbym zaznaczyć że ex moim zdaniem jest toksyczny , próbuje mieć władzę nad wszystkim i nad wszystkimi , lubi stawiać mnie w złym świetle choć wiem że to moja wina . W grę również wchodził „chemsex” gdzie nie domownica byłem świadomy , wykorzystał to nagrywając i robiąc zdjęcia . Gdy parę dni wyszło na jaw moje jakby podwójne życie - zaczął szukać mojego partnera w internecie , znalazł go i wysłał mu to co zrobił opisując sytuację między nami , do mojego szwagra też wysłał wiadomości i zdjęcia . Mam wrażenie że jestem chory psychicznie i nie umiem odciąć się od ex , nie umiem sobie poradzić z tym , nie wiem jak walczyć . Przez moment miałem myśli że nie nadaje się do życia z ludźmi . Czy może ktoś mi pomóc z tego wyjść ponieważ moje życie to stek kłamstw
Czy warto czekać na chłopaka, który wysyła mieszane sygnały?

W październiku tamtego roku, siedziałam z moimi koleżankami na stołówce, gadałyśmy o moim ówczesnym chłopaku, który mi się podobał. Wtedy wszedł tam też on, nazwijmy go Mateusz. 

Wszedł ze swoimi kolegami na stołówkę, mieliśmy krótki kontakt wzrokowy, wtedy ja się skuliłam. (Ponieważ, słyszałam plotki, że jest babiarzem, no nie zbyt dobry typ chłopaka) Oni to zauważyli, bo chwilę później podbił do mnie i zapytał się, czy chodzę z jakimś chłopakiem (miał tak samo na imię jakiś przyjęliśmy czyli Mateusz) i chwilę z nim dyskutowałam, taka wymiana zdań, że "nie jestem z nim" "nie no jesteś" i tak dalej. Aż przerwał to jego kolega, który z resztą jego grupy stał za nim i powiedział mu, że mnie z kimś pomylił "Stary, ale to nie ona" wtedy odszedł. 

Ja wraz z dziewczynami się z tego śmialiśmy i miałyśmy "laga", ale wróciliśmy do rozmowy o wcześniejszym chłopaku. I po tym jak powiedziałam "Dobra, to wróćmy do rozmowy o moim crushu" długo nie minęło, jak znowu do nas podszedł i usiadł na miejscu wolnym obok mnie. Chciał posłuchać, o czym gadamy (i tutaj nie wiem, czy on słyszał, że powiedziałam to o moim crushu czy nie). Moje koleżanki go jednak wyrzuciły, (chociaż on nie chciał, odchodzić) ponieważ ja byłam w za dużym szoku. Potem jak już zbuczany przez swoich kolegów odszedł, ja z dziewczynami obgadałam to i poszłyśmy pod naszą salę na górze. 

Jak się okazało, on też już tam był i latał z góry na dół, ciągle się na mnie patrząc. Podobno zapytał jeszcze mojego kolegi z klasy jak się nazywam - co już było hitem. Po kolacji wychodziłam z dziewczynami ze stołówki (mieszkam z nim razem w internacie) On z kolegami siedział na kanapie, ja jako, że jestem osobą czasami nadzwyczaj śmiałą, to pomachałam do niego, a on na mnie warknął, i wiem jak to brzmi, ale naprawdę sama byłam w szoku. Kolejna sytuacja z kolacją to było jak, ja na nią nie poszłam. A on czekał na mnie tam godzinę, i jak moja koleżanka na głos tak, żeby słyszał, powiedziała, że już idę, to zaczął się poprawiać i od razu się wyprostował. Pod koniec grudnia, jeszcze przed przerwą świąteczną, do naszej szkoły przyjechali Izraelczycy, i jeden z nich z którym się dogadaliśmy. Powiedział nam, że jeśli mamy problem ze swoimi miłościami, to może nam pomóc je zdobyć, więc dziewczyny kazały mi iść po Mateusza. Tak też zrobiłam. Spotkałam go na stołówce, jak wiązał buta, ja podeszłam do niego i zapytałam "Hej, pójdziesz ze mną na chwilę gdzieś" lub coś takiego, na co on kazał mi poczekać i od razu poszedł za mną, co mnie zaskoczyło, bo odpowiedział mi nawet miło, bez problemu i w ogóle. Podczas gdy gadał z tym izraelczykiem, ja stałam obok - i dowiedziałam się, że ma dziewczynę z innego miasta i szczerze przyznam, byłam lekko załamana. Jak się później jeszcze okazało co do tej dziewczyny, był z nią, już w czasie jak zaczął mnie "podrywać" co obrzydziło mnie do niego i zapomniałam o nim. Jednak wrócił, bo zerwali i to było niedługo (nie no tak z prawie 4 tygodnie do 5) po tym, jak się dowiedziałam, że z kimś jest. Sytuacja z niedawna. Moje koleżanki postanowiły siąść przy nim na kolacji, dosłownie stolik obok. Akurat tak się zdarzyło, że wybrały mi miejsce idealnie tak, że on mógł patrzeć na mnie a ja na niego. I patrzył się prawie ciągle, jak odchodziłam od stolika, również nie obeszło się bez spojrzenia na mnie i to takim idącym po mnie. Jak jego kolega chciał zostać i zjeść na swoim miejscu, dalej od naszego stolika to on nalegał, żeby ściąć tam, gdzie wcześniej, do tego zmienił pozycję i siadł na wprost okien też także mnie. Gdy wychodziłam z kolacji, to mijałam się z nim i centralnie zjechał mnie wzrokiem, tak się dziwnie popatrzył. 

Czy ktoś mi może pomóc, co ja mam zrobić z tym chłopakiem, czekać, odpuścić, zagadać nie wiem i co on ma na myśli, robiąc takie coś? Podoba mi się bardzo i nie chciałbym Tego zostawiać, ale nie jestem za chętna już do prawie 5-miesięcznego czekania

Jak uratować związek po 24 latach? Partner nie czuje już miłości

Pomocy, rozpada mi się życie – związek z 24-letnim stażem.
Mąż wylał na mnie kubeł zimnej wody – i częściowo miał rację. Na dość długo się wyłączyłam, odizolowałam od świata. Nie wiem, dlaczego – czy przez natłok życia, czy własną głupotę. Wytknął mi, że nie dopuszczałam nikogo do siebie, w tym i jego. Że go odrzucałam, nie rozmawiałam z nim o problemach, nie wspierałam go w jego zainteresowaniach. Że zależało mi głównie na porządkach, a jeśli coś było nie tak – to wszystkich stawiałam „po kątach”.

W końcu wybuchł. Wytknął nawet te drobniejsze rzeczy, które go dręczyły, i stwierdził, że mnie nie kocha, że już nic nie czuje.
Otworzyło mi to oczy. Nagle zmieniłam podejście, staram się walczyć o związek – ale czy jest sens?
On twierdzi, że to wszystko go zmieniło, że nie wróci to, co było między nami. Że jest za późno.
Ratunku. Co robić?
Mi zależy… a widzę, że jemu też jest trudno.

Mąż poniża mnie, wyzywa, a ostatnio usłyszałam, że zawiśnie klepsydra. Potem potrafi tygodniami się nie odzywać i udawać obrażonego.Ja już nie wiem co robić.nic mu nie zrobiłam. A on naśmiewa się ze mnie nawet przy dzieciach. Co robię źle ?
Partner nie chce mówić o kwestiach finansowych, które są według mnie ważne.

Chłopak w przeszłości wziął kredyt na rodzinę swojej ex. Pożyczył im pieniądze, których mu nie zwrócili. Problem w tym, że jesteśmy razem rok i nie chce powiedzieć, na co przeznaczył kasę. Mówi, że był głupi i że nie muszę wiedzieć na co. Nie wiem czy powinno mnie to interesować, czy nie, ale uważam, że powinnam znać info o kredycie, ponieważ ta sytuacja może wplywać na teraźniejszość. Chłopak nie chce jeździć na wycieczki, jest sknerą, wylicza pieniądze. Co mogę zrobić w obecnej sytuacji? Drążyć dalej z nim ten temat?

Dzień dobry. Jestem od 12 lat w związku (właśnie dziś mija 12 lat)
Dzień dobry. Jestem od 12 lat w związku (właśnie dziś mija 12 lat), z tego związku mamy 2 dzieci i od roku jesteśmy po ślubie. 2 lata temu mój mąż (wtedy jeszcze narzeczony) był pracoholikiem, sięgał też po narkotyki, żeby móc więcej pracować (przerosła go rola ojca i głowy rodziny-to już wszystko wiemy) i niestety wdał się w romans. Mieliśmy za sobą rozstanie itd. Jednak bardzo go kochałam, on twierdził, że on mnie też. I jakoś udało nam się to wszystko sklepić, uratować. Mąż jest nie do poznania. Stara się, jest cudowny. Ale ja. Ja sobie chyba jednak nie radzę z tym romansem. Z faktem, że odszedł do innej w momencie, gdy ja walczyłam z depresją i myślami samobójczymi. Boję się każdego dnia. Nie umiem sobie poradzić z bólem, żalem i lękiem, że on pewnego dnia znów mnie skrzywdzi. Myślę, że mam też zaburzenia odżywiania z tego powodu. Uważam, że jestem za gruba, więc się głodzę, a później wpadam w szał obżerania się wszystkim, co wpadnie mi w ręce. Kocham mojego męża. Ale nie potrafię poradzić sobie z moimi emocjami i wspomnieniami. Mąż cierpliwie słuchał gdy mu się żaliłam, ale mam wrażenie, że on już ma tego dość. Na co dzień jest normalnie. Kochamy się, okazujemy sobie uczucia, dbamy o siebie wzajemnie, spędzamy razem mnóstwo czasu. Ale przychodzi taki moment, że mam retrospekcje i nie umiem się tego pozbyć. Wszystko wraca ze zdwojoną siłą. I nie umiem sobie z tym poradzić. Chciałbym o tym zapomnieć, ale nie umiem. Na terapię niestety nie mam możliwości pójść, ponieważ nie mam z kim zostawić dzieci, gdy mąż jest za granicą. Bardzo się boję, że nie dam rady i będę musiała odejść od męża. A tego nie chcę, chcę spędzić z mężem resztę życia. Ale lęk jest tak silny, że sobie z nim nie radzę.