Left ArrowWstecz

Mąż od dłuższego czasu zachowuje się skandalicznie. Jak opętany.

Mąż od dłuższego czasu zachowuje się skandalicznie. Jak opętany. Twierdzi, że ktoś mu zagraża, chce go zabić. Wmawia mi zdrady bezpodstawnie, kontroluje telefon, konta, kamerę samochodową i nawet sprawdza bieliznę. Ciężko mi zrozumieć jego zachowanie, nic nie dociera do niego. Twierdzi, że za jego plecami z kimś współpracuje przeciw niemu. Odciął mnie i dzieci od pieniędzy, zabrał auto, którym nie jeździ bo nie ma prawa jazdy i gdzieś je ukrywa. Przyjmował leki od psychiatry ale przestał. Jak mamy żyć, my się go boimy z dziećmi?
User Forum

Patrycja

2 lata temu
Monika Wojnarowska

Monika Wojnarowska

Dzień dobry, zachowania które Pani opisuje mogą (ale nie muszą) wskazywać na zaburzenia ksobne u Pani męża. Z całą pewnością można je nazwać zachowaniami przemocowymi. Wyobrażam sobie, że zarówno Pani jak i dzieci doświadczacie silnego przewlekłego stresu i lęku który rzutuje na codzienny poziom funkcjonowania. Jeśli mąż odmawia leczenia, może warto ze względu na znamiona przemocy psychicznej (wmawianie zdrady, kontrola telefonu,konta,kamery w samochodzie, sprawdzanie bielizny), ekonomicznej (odcięcie Pani i dzieci od pieniędzy i środka transportu) zastanowić się nad wszczęciem procedury niebieskiej karty która dedykowana jest przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie? Można też zwrócić się do instytucji świadczących pomoc na rzecz rodziny (Ośrodki interwencji kryzysowej, centra pomocy rodzinie) w których mogłaby Pani uzyskać bezpośrednią i bezpłatną pomoc dla siebie i dzieci. Pozdrawiam i życzę pomyślnego dla Pani i dzieci rozwiązania tej trudnej sytuacji
2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Jak poprawić komunikację w związku i złagodzić kryzys?
Jak poprawić komunikację w związku i złagodzić kryzys? Jaka terapia, wizyta będzie najlepsza żeby odkryć i nauczyć się mówić o swoich uczuciach i emocjach? I zmniejszyć lęki przed przyszłością.
Partner nie szanuje mnie, traktuje jak którąś opcję. Straciłam radość życia.
14 lat razem, wspólne mieszkanie, wakacje, praca, wyjazdy, pomoc jego dzieciom, rodzinie, ale z wesel, spotkań rodzinnych, świątecznych jestem wyłączona. Mówi, że mnie kocha najbardziej na świecie, obrączka na palcu, ale izoluje od ważnych dla niego sytuacji, nigdy nie powiedział dorosłym już dzieciom o przyczynie jego odejścia od żony, ( pewnie dlatego mnie obwiniają, ale ja nie jestem za to odpowiedzialna), nie rozwiązuje problemów, zamiata pod dywan. Gdy tylko mu nie pasuje moje zdanie przeklina, pije i obarcza mnie wina za swoje błędy. Moje dziecko też ma już dość takiej atmosfery w domu. Gdy nie odzywałam się tydzień, bo mnie bardzo zranił, znalazł sobie pocieszenie w koleżance z pracy, twierdzi że do zdrady fizycznej nie doszło, a emocjonalnej nie uznaje. Trwało to dobrych kilka miesięcy. Nigdy nie sprawdzałam mu telefonu, ale gdy pojechałam do lekarza, moje dziecko miało przyjechać po niego z ogniska i zawieźć do domu. Wtedy córka zobaczyła esemesy do innej kobiety, wskazywały na duże zaangażowanie. Zakończył, błagał, przebaczyłam, ale co najmniej raz w miesiącu rani mnie tak że żyć mi się nie chce, do tego jest ogromnie zazdrosny, nawet o lekarza. Przez 2 lata szukalam alternatywnych metod leczenia, bo nie zgadzał się na operację wykonywaną przez mężczyznę, dopiero gdy moje życie (tak życie, nie zdrowie) było zagrożone pojechałam do szpitala, ale tyle razy wypytywał mnie o wszystko, nawet dlaczego anestezjolog to też był facet, że straciłam cały spokój i pewność w życiu. Pewnie tez popełniałam błedy, ale już nie mam siły. Czuję się okropnie w tym związku, nie śpię, mam duże problemy ze zdrowiem, pomagał mi to oczywiste, ale ja jemu przecież też. Dlaczego jestem dla niego kimś tak mało ważnym, na wesele do przyjaciół tak, ale do córki sam "bo nie będzie jej ani byłej żony denerwował moją obecnością". Kim ja tu jestem, bo na pewno nie miłością jego życia jak słyszałam często. Pomóżcie zrozumieć dlaczego traktuje mnie jakbym była tym drugim życiem w tym samym czasie, co zrobiłam źle, kocham go i jest mi bardzo trudno. Już nie jestem tą samą osoba co kiedyś, zniknęła radość życia, nie mam znajomych, dawnej odwagi i śmiałości u mnie za grosz.Co zrobiłam źle?
U kogo znaleźć pomoc po przykrym rozstaniu, które zjada mnie od środka?
Dzień dobry, dwa lata temu mój związek nagle się zakończył, na dodatek przez wiadomość tekstową. Byliśmy razem 3 lata, nic nie wskazywało, że tak to się skończy, snuliśmy wspólne plany na przyszłość, od tamtej pory czuję, jakby coś we mnie umarło, nie mogę pozbyć się uczucia do osoby, która mnie nie chce, nie ma dnia, w którym bym o tym nie myślał. Oczywiście uszanowałem jej decyzje i od tamtej pory nie mamy kontaktu. Mimo że minęło tyle czasu dalej mnie to męczy, wręcz zjada od środka. Chwilę po tym wszystkim udałem się do psychiatry, przepisał mi coś na bazie prozaku, następnie wyjechałem za granicę do pracy, można powiedzieć, że uciekłem od tego. Zająłem się pracą i sportem, ale na dłuższą metę to nie pomaga. Zawsze jak wracam do Polski to wszystko wraca. Zdałem sobie sprawę ze potrzebuje pomocy, stąd moje pytanie, do kogo powinienem się udać?
Jak poradzić sobie z faktem, że moja bliska znajoma nie chce utrzymywać już ze mną kontaktu?
Jak poradzić sobie z faktem, że moja bliska znajoma nie chce utrzymywać już ze mną kontaktu? Uznała tak po jednym razie gdzie zachowałom się źle i od razu mnie odrzuciła, mimo że ona skrzywdziła mnie bardzo już kilka razy, jednak nigdy nie uznałem, że pora to zerwać, a ona od tak to zrobiła tydzień temu :<
Jak uporać się z odejściem drugiej osoby, która zostawiła mnie bez słowa wyjaśnienia i zacząć nowy związek?
Jak uporać się z odejściem drugiej osoby, która zostawiła mnie bez słowa wyjaśnienia i zacząć nowy związek? Jestem wyczerpana psychicznie i mam czasami myśli samobójcze, czuję się niewystarczająca dla innych osób, mam niską samoocenę, jestem wyczerpana psychicznie i fizycznie i nie umiem sobie z tym poradzić, bo każdy mój związek kończy się szybkim rozstaniem.
Nie umiem znaleźć tematu do rozmowy, oddalamy się - co zrobić?

Nie umiem znaleźć tematu do rozmowy, oddalamy się

Jak wrócić do normalnego życia po rozstaniu z chłopakiem? Nigdy mnie nie kochał.
Jak wrócić do normalnego życia po rozstaniu z chłopakiem? Nigdy mnie nie kochał. Mówił to co chciałam usłyszeć. Bardzo mnie skrzywdził.
Jak radzić sobie z toksycznym małżeństwem i przemocą psychiczną?
Zastanawiałam się nad odejściem od męża który za każdym razem twierdzi zapewnia mnie o swoich uczuciach co do mnie iż kocha pożąda pragnie że go podnieca moje ciało, że kocha tylko mnie. Mąż moim i chyba zdaniem każdego będzie po tym co opiszę potraktowany jak osoba toksyczna z zaburzeniami osobowości psychiczna oraz pracoholik manipulant, narcyz. Wszystko ok cudowne dni noce poranki wspólne powroty z jego pracy, magiczny sex co do czego powie na drugi dzień że uprawiał sex ze mną dłużej abym nie marudziła mu potem sądzi że źle dobrał słowa ok lecz nie rozumie nie chce zrozumieć jak mnie ranią jego słowa. Sex pomału zaczyna zanikać mąż zastawia się raz zmęczeniem po pracy, potem że cyt,, kochanie przepraszam nie mogę dłużej bo mam przecież problem z tym penisem boli mnie,,...mówię ok kochanie możemy jak mówiłeś inaczej rozpalać namiętność- tak mówił nie raz mi mój mąż kochający mnie bardzo mój mąż, że mimo iż będzie zmęczony nigdy nie będzie zmęczony by spędzić ze mną miło czas, że moje ciało go jara zawsze ma na mnie ochotę. Wypisuje mi słodzi smsami jak mu brakuje mojej osoby jak tęskni jak bardzo ma na mnie ochotę, co do czego po wspólnym powrocie do domu zaczyna mieć dziwne zachowania tak jakby chciał mnie zdenerwować wyprowadzić z równowagi, krytyki non stop potem wszystko przezuca na mnie, że ryje mu głowę itp. Nie raz pytam męża pi co to wszystko po co obiecujesz czarujesz robisz nadzieję potem wybierasz się. Na każdą swoją odpowiedź szybkie ma wymówki. Potrafiliśmy w ciągu nocy uprawiac sex sam tego chciał, w dzień wieczorami teraz tego nie ma on twierdzi jak mówi cyt,, pierw ryjesz mi łep wchodzisz mi do głowy potem czegoś oczekujesz???,, jest zapatrzony jedynie w pracę, pracuje na kuchni nie ma ludzi do pracy on jedynie sam. Tłumaczyłam mężowi że wiecznie jestem sama że brak mi miłości czułości dotyku rozmowy sexu męża chyba to nie interesuje, mało ze sobą rozmawiamy odczuwam że jeden wolny dzień od jego pracy to wymyśli wszystko by między nami do niczego nie doszło by był tkzw kwas. Nie dociera że mnie to rani, obiecuje wypady nad morze kwiaty kino i Bog wie co jeszcze co do czego szlak trafił...mąż nie interesuje się moimi potrzebami uczuciami ciągle krytykuje potrafi powiedzieć że jestem chora psychicznie nie chce widzieć nie widzi żadnego błędu w sobie. Nie mam siły już na ten związek ratujemy już nas któryś raz z żelu byliśmy na terapiach małżeńskich pomogły ale mężowi na chwilę. Mąż nie widzi we mnie dobrej osoby raz powie ze widzi że bardzo się zmieniłam następnym razem ze to ja nigdy się nie zmienię. O sobie zawsze ma dobre zdanie wiedząc że robi źle. Bił mnie kiedyś bo piłam teraz jestem po terapii nie pije od roku wszystko sądziłam wraca do normy jak mąż mówił że chce spokojnego życia i jest szczęśliwym ze mną choć ja tego nie odczuwam ciągle mnie rani choć tego nie zauważa. Nie wiem co robić odsuwam się od męża potrafi mi grozić że zaraz ktoś dostanie w ryj jeśli nie dasz mi się wyspać polatasz sobie, zaczyna na nowo być agresywny obojętny olewający. Nie wiem co robić sam mówi nie raz podchodź do mnie kiedy tylko chcesz, boję się podchodzić bo różne najścia ma raz zechce wtulic raz będzie krzyczał, była już sytuacja że złapał mnie za gardło mówił jestes moja na zawsze tylko moja rozumiesz???? Ok odpowiedziałam a ty moj , nie odebrałam tego z początku jako zastraszania. Kiedy oznajmiłam że odejdę podam o rozwód bo już mam dość że chce partnera z którym spędzę namiętny sex będzie chemia wyjścia a nie tylko dom gary szmata odkurzacz i nawet nie mówić o tym co ja czuję bo zaraz wybucha itp mąż wziął miękko moje słowa i co zrobisz straszysz mnie grozić że podasz o rozwód??? Be że mnie zginiesz gdzie ty pójdziesz. Mimo iż mąż zaprzecza wydaje mi się iż ma inną kobietę bardzo zadowolony aż wypoczęty w skowronkach każdego dnia Leci do pracy mi buziaki daje usmieszki zdjęcia jak za mną już tęskni ledwo min po rozstaniu, ale ja uważam że to kłamstwa poprostu kłamstwa. Mąż sądzi że to ja zawsze stwarzam takie sytuacje że ms mnie w dupie. Zastanawiałam się naprawdę nad rozwodem nie mam do kad pójść. Kocham męża ale nie chce tak żyć mam potrzeby bliskości czułości on tego nie chce rozumieć zakochany w pracy ja boczny tor. Mówił nie raz że uwielbia mnie tulić że podoba mu się moje ciało że zawsze ma na mnie ochotę klamie samego siebie bo nie robi żadnego gestu. Co mam myśleć robić??? Zaczynam poważnie się na nowo męża bać nie mogę powiedzieć jemu kompletnie nic, wszystko odbiera źle nie chce rozmawiać zaraz słyszę zd go mecze. Czy mam odpuścić poprostu???? Nie mówić o sexsie o uczuciach tęsknicie potrzeby czułości dotyku??? Zlozyc o rozwod z jego winy przemoc psychiczna??? Zawsze o wszystko czepia się doprawdza do łez nic sobie z niczego nie robi. Nie puszcie o terapiach psychologach itp bo on sądzi że z nim wszystko w porządku to ja jestem dramat psychiczna itp... czy przez te męskie problemy może mu aż tak upaść na głowę??? Nie chce spędzać ze mną czasu tylko robota robota jego życie ja jestem z półki jak miś, gospodyni domowa. Proszę porady gdzie uciec czy uciekać co robić??? Dystans??? Nie wiem detektyw??? On tylko pracuje ja chora na serce teraz psychika nie ma co się dziwić jestem poprostu załamana czuje ze mąż oszukuje zawsze było pięknie a teraz zero wyjść sexu nawet objęcia przytulenia....Chce zniknąć z tego świata byłam ostrzegana przez osoby przed mężem bym do niego nie wracała a jednak posłuchałam siebie zrobiłam błąd. Miałam wyjechać z Polski nie zrobiłam tego dla niego wyszłam z nałogu dla niego on sądzi że wszystko docenia lecz ja tego nie odczuwam. Mecze się mam mętlik w głowie. Jeśli zechce jak mówi będę chciał przytulić przytulę proste??? Jest chamski poprostu gbur nie wierze mu przestaję ufać, nawet powiedziałam że to ja jestem nikim nic nie rusza jakby wcale nie słuchał lecz wiem że słucha. Mi mówi że cyt ,, odpierda..sz się słowami potem czegoś oczekujesz dziwisz się że mam cie w chu..,, mówię że ja też mam swoje ja ale w przeciwnym wypadku podchodzę rozwiązywać chce problem on nie. Nawet powiedziałam że on żony juz nie ma i nikt by z nim z takim podejściem nie wytrzymał a mąż atak na mnie ze mnie by nikt nie chciał. .wiedząc że jeden zgrabna laska mężczyźni oglądają się za mną sam widział nie raz nie rusza go mówi że nie musi być zazdrosny bo nie pójdę i tak do innego. Co waszym zdaniem zrobić??? Obserwować zbierać dowody dystans nie odzywać się nie chcieć sexu dotyku??? Tak będę robić powie ze mam pewnie frajera. Co robić poradźcie błagam
Zauważyłam u siebie schemat relacji z innymi osobami, nie jest dla mnie dobry.
Moje znajomości z domniemaną „drugą połówką”zawsze wyglądały tak samo: Poznanie kogoś - intensywne pisanie - ekscytacja „że to może być to coś” - spotkanie kilka razy na spacer czy na kawę - urwanie kontaktu - milczenie - wrócenie do rzeczywistości - ja i czas i przestrzeń dla siebie. I znowu: poznanie - pisanie - ekscytacja - cisza - urwanie - ja. Spędziłam 3 dni z „domniemaną połówką” i nagięłam moją rutynę, nie mając gdzie uciec. Czułam się osaczona i odczuwałam pewne „duszenie się”. W moich myślach zazwyczaj były wizje, w których już jest po wszystkim i jestem sama w domu… Wpadłam w rutynę, którą dobrze znam i czuję się w niej dobrze, jednak z drugiej strony, gdy będąc już sama rozmyślam nad tym, co się wydarzyło - jest mi wstyd i głupio, że traktuje tak osoby, którym dałam do zrozumienia, że jestem nimi zainteresowana.
Bycie w związku powoduje u mnie nagromadzenie pytań, wątpliwości. Czuję miłość, szczęście, ale jednocześnie stres i zakłopotanie. Jestem już tym zmęczona.
Zmagam się z problemami psychicznymi, skierowanymi w stronę zaburzeń nerwicowych i depresyjnych. Ogólnie moje problemy dotyczą mojego związku. Jestem w długoletnim, na ogół udanym i szczęśliwym związku, na którym bardzo mi zależy, jednocześnie mam problem z podejmowaniem dalszych, życiowych decyzji typu zawarcie małżeństwa itd. Oprócz tego, moje myśli ciągle kręcą się wokół tego czy kocham mojego narzeczonego, czy chcę z nim być albo, że nie chcę brać z nim ślubu itd. Obecnie jestem w stanie, że wiem, że nic nie wiem. Ogólnie chciałabym uratować ten związek i przezwyciężyć te wątpliwości. Dobijają mnie jednak sytuacje, kiedy myślę o moim narzeczonym lub o tym, że go kocham i przy tym czuję szczęście i tą miłość, ale odczuwam również zestresowanie, co jest bardzo uciążliwe i demotywujące i powoduje u mnie napady płaczu i smutku. Jestem na skraju wytrzymałości. Najbliższą wizytę psychologiczną mam za tydzień.
Czy ktoś może poradzić mi jak mam sobie poradzić z nieobecnością partnera, który wyjechał do pracy za granicę?
Witam. Czy ktoś może poradzić mi jak mam sobie poradzić z nieobecnością partnera, który wyjechał do pracy za granicę? Nie mogę przestać myśleć o nim, czekam na wiadomość od niego, siedzę w tel. cały czas i czekam, kiedy zadzwoni, kiedy ma przerwę w pracy i tak cały czas. To nie jest normalne przecież. Jak zajmuję się innymi rzeczami to i tak się boję, że on zadzwoni w tym momencie, a ja nie odbiorę, albo nie zobaczę smsa. Poradźcie coś proszę.
Humor innych ma silny wpływ na mój nastrój i ostrożne zachowania, chciałabym móc się nie przejmować.
Dzień dobry. Nurtuje mnie kwestia wpływu nastroju innych osób na mój humor. Wśród moich znajomych, gdy ktoś z nich ma zły humor i daje to odczuć innym (złośliwy sarkazm, wychodzenie w trakcie rozmowy bez uprzedzenia, itd.), to od razu wpływa to na mnie, choć wiem, że nie miałam wpływu na powód tego (relacje z innymi, problemy rodzinne itp.). Wtedy obawiam się cokolwiek powiedzieć, bo nie chcę jeszcze bardziej pogorszyć komuś nastroju ani żebym dostała rykoszetem, np. nakrzyczeniem (i tak, już kiedyś tak było). Wtedy przytłacza mnie obecność tej osoby, mi też obniża się humor i gorzej skupiam się na obowiązkach. Nie mam możliwości, aby w jakiś sposób odciąć się od tych osób chociażby na kilka godzin. W jaki sposób mogę nie przejmować się w takim czasie innymi i nie brać do siebie rzeczy, które tak naprawdę mnie nie dotyczą? Rozmowy nawet nie wchodzą w grę.
Jak poradzić sobie po porzuceniu przez ukochanego, kiedy nie mogę przejść do fazy akceptacji?
Jak poradzić sobie po porzuceniu przez ukochanego, kiedy nie mogę przejść do fazy akceptacji? Porzucił mnie ukochany po 5 latach znajomości, w tym 2 latach kontaktów intymnych. Pierwszy raz zrobił to w marcu tego roku (2023) i po ponad miesiącu stoczyłam się tak mocno, że popadłam w alkoholizm (picie pół litra codziennie albo 1-2 butelek wina) z poczuciem zakończenia życia, rozsypaną samooceną, kompletnym brakiem dalszego sensu życia, rezygnacją ze wszelkich aktywności, silną bezsennością, zaniedbywaniem pracy, nerwowością, agresją, poczuciem winy, porzuceniem kontaktów z kontaktów, itp. Itd. Po ponad miesiącu zobaczyliśmy się na żywo i widząc w jakiej jestem rozsypce (wypiłam litr wódki i byłam w fazie, że organizm domagał się alkoholu, okropny ból ciała i zaburzenia świadomości), zlitował się nade mną i chciał mi pomóc, nie zostawiać mnie w tak fatalnym stanie. Pogodziliśmy się i poszukałam terapeuty, u którego na przełomie maja-czerwca miałam terapię, ale zrezygnowałam, bo spotkania nic mi nie dawały i nie łagodziły cierpienia. Nie piłam w tym czasie i w czerwcu oraz pod koniec wakacji sierpień + początek września spotkaliśmy się w celach intymnych, jednak mój strach przed ponownym zostawieniem tak mocno narastał, że powodowałam konflikty. Zdarzało się, że ignorował mnie, nabierał dystansu i chłodu i to znowu powodowało cierpienie. Zaczęłam znowu pić, najpierw mniej, a potem znowu wróciłam do codziennego spożywania, znowu wróciła bezsenność. Nie straszył mnie zostawieniem, ale cały czas był głuchy na moje potrzeby bliskości, czułości, empatii, wsparcia, cokolwiek nie powiedziałam, nie słuchał co do niego mówiłam, tylko zarzucał mi robienie kolejnej dramy i jazd, z czym się nie zgadzałam i miałam kolejne fazy wzmożonego cierpienia i bezsensu życia. Nie tak dawno, bo koniec listopada, a potem początek grudnia spotkaliśmy się znowu i było intymnie (generalnie zgadzałam się na jego wszystkie fantazje i w takim normalnym rozumieniu były to ostre, hardcorowe czynności), po czym ostatniego dnia spotkania grudniowego kupił mi 2 flaszki wina, które przy nim wypiłam. Zrobiłam wielką jazdę z wytykaniem, jak bardzo kiepsko się czuje, traktowana przedmiotowo i tylko do seksu, jak bardzo go potrzebuje, ale nie tylko do celów seksualnych... zaznaczam, że miałam też bardzo ciężki okres w pracy i w tej pracy tez mam taką napiętą sytuację, pt. tykająca bomba "kiedy szef mnie zwolni" i też przez to się stresowałam okropnie. A on... jeszcze przed świętami nabrał do mnie tak dużego dystansu, jak nigdy wcześniej, w trakcie "rozmowy" wyrzucił mi bardzo wiele negatywnych rzeczy na mój temat (co też wcześniej robił, ale teraz to zintensyfikowal), mówiąc przy okazji jak to nigdy się ode mnie nie uwolni, jak w końcu mam to zaakceptować, że nic się nie zmieni, on się nie będzie angażować, jak to odrzuca go kontakt ze mną. Powiedział tak wiele strasznych rzeczy, w sumie to jak jestem stara (33 lata) nigdy od nikogo nie usłyszałam tyle negatywnych rzeczy na mój temat. Byłam tak mocno wzburzona, tak doszczętnie rozchwiana emocjonalnie, że pierwszy raz w życiu się samookaleczyłam i przecięłam (płytko) nadgarstki żyletkami. Nie za wiele pamiętam z tego zdarzenia, ale wiem, że już po prostu chciałam, żeby moje wielomiesięczne cierpienia się skończyły. Nigdy wcześniej jednocześnie tak w nikim mocno się nie zakochałam mimo mojego już "zaawansowanego wieku" jak na silne miłości, jak i nie cierpiałam tak mocno. Napisałam mu o tym, że się pocięłam. Jeszcze w święta złożył mi życzenia, ale odezwałam się do niego 26 grudnia wieczorem i po tym, co pisał, widzę, że kolejny raz chce mnie tak definitywnie zostawić, jak w marcu br. Upodliłam się do końca, nie mam już żadnej godności i jakiegoś szacunku do siebie i błagałam go, żeby tego nie robił, bo wtedy po tym marcu wiem, co się ze mną działo, jak się stoczyłam i zaczęłam chorendalnie pić i porzuciłam dosłownie wszystko, czym się zajmowałam. Naprawdę mam świadomość, że ludzie się rozstają, nawet po wiele dłuższych związkach niż mój, mają dzieci, dzielą majątki, ale naprawdę nie przypuszczałam, że trafie na takiego faceta, który w 100% będzie mi odpowiadał. A na początku mi się niezbyt podobał, to on długimi rozmowami a później pierwszym kontaktem intymnym po 3 latach znajomości sprawił, że się w nim zakochałam dosłownie bez pamięci. Dzięki niemu po 30 latach pierwszy raz przeżyłam orgazm i byliśmy idealnie dopasowani pod tym kątem, ale nie o to chodzi. Przez te lata stawał się moim najbliższym przyjacielem, rozumiał mnie i tak naprawdę tylko jemu mogłam opowiedzieć dosłownie wszystko i nie rzucał mi głupimi radami. Nie poświęcałam innym tyle czasu co jemu, a teraz on chce mi zapewnić ponownie ten sam koszmar, który przechodziłam wtedy w marcu. Nie wiem, czy drugi raz to przeżyje, zważywszy na to, że tak się wtedy stoczyłam, a teraz w dodatku pierwszy raz się w życiu pocięłam i naprawdę nie chce żyć, chce skrócić to cierpienie. Myślę o tym, jaki jest limit cierpienia u człowieka. Nie widzę szans, że moje życie kiedykolwiek się poprawi, bez niego. Jestem w kompletnej rozsypce i chce mi się wyć na głos. Nie wiem, czy jest w ogóle jakąkolwiek szansa na poprawę tej sytuacji, czy istnieje jakiś ratunek.
Mam poważne problemy zdrowotne, dzieci z niepełnosprawnościami, a mąż (przez pewną znajomość) utracił moje zaufanie. Co robić?
Mam pytanie, otóż od około 5 lat mam zdiagnozowaną nerwicę lękową, obecnie pod kontrolą psychiatry i na lekach , gdy pojawiło się najmłodsze dziecko- córka upragniona przez narzeczonego ,a był on wtedy pół roku po ciężkim wypadku na skuterze , depresja poporodowa i nerwica niszczyły mnie i jego ,bałam się sama przebywać w domu i inne nawet wymyślane powody z perspektywy czasu ,obecnie do dziś mierze się z nerwicą , do sedna - od porodu córki zaczęła nerwica brać całość na związek, otoczenie , a od początku roku pojawił się kryzys - do narzeczonego przyczepiła się inna kobieta, on początkowo tylko wysłuchiwał jej, aż wbiła się w nasz związek, gdzie już diagnoza w zeszłym roku syna - autyzm i niedawna drugiego dziecka asperger plus niedotlenienie, jest obciążeniem szczególnie dla mnie - ja nie pracuję, cały czas z nimi jestem, od kwietnia do sierpnia powiedzmy, że spotykał się, powiedział mi , ale u nas wyglądało tak, że jakby nie do końca się zmieniło, 1 września poroniłam w około 10 tygodniu , czuję pustkę itp. Ta kobieta, mimo że wyjechała, to wygląda jakby nic się w ich relacji nie zmieniło, nie wie o moim poronieniu ,o chorobie drugiego dziecka, bo tylko jedno wiedziała, i wróciliśmy z narzeczonym do siebie - przepraszam za długie pytanie , jakieś 2 tygodnie temu zaczął traktować mnie jak kiedyś za dobrych czasów, czułam uczucia itp ,szczególnie na wspólnych wyjściach, potem schody - bo dotknęłam jego telefonu, jak zgubił i nim mu przekazałam, pokasowałam wiadomości od tej kobiety , w tych wspólnych wyjściach powiedział, że rozumie mnie i przestanie pisać- że mam się nie przejmować , od tamtego momentu kłócimy się, moja nerwica ,,plus zdrowie po poronieniu, mam wyniki na przetaczanie krwi , to wzięło całość, znów z osoby, z której wydobył uśmiech, życie, jazda chwilą, zaczęłam kontrolować go , być nieznośna, czepiać się itp. , ale też nie pomaga ile powinien , zależy mi na tym związku , na całej rodzinie, nie chcę, żeby nerwica niszczyła relacje ,chcę też spokoju od tej kobiety , mam do niej numer, ale nie chcę żeby odbiło się to na mnie , nie wiem, co ze wszystkim zrobić i w tym wszystkim już wcześniej lekarz też podejrzewał u mnie białaczkę, dlatego zależy też mi na przeżyciu tyle ile mam czasu z nim , z dziećmi.
Lęk przed teściami.

Boję się swoich teściów, chociaż nic mi nie zrobili i nie byli niemili . Lęk jest na tyle duży, że nie jestem w stanie, np. wypić kawy u nich w domu.

Co zrobić w przypadku gdy nie układa się z chłopakiem, z którym ma się wynajęte wspólnie mieszkanie
Co zrobić w przypadku gdy nie układa się z chłopakiem, z którym ma się wynajęte wspólnie mieszkanie na studiach i wspólnych przyjaciół?
Czuję częściej obojętność, w nocy czasami jest płacz, mniej mi się chce niż kiedyś.
Czuję częściej obojętność, w nocy czasami jest płacz, mniej mi się chce niż kiedyś. Z czego to może być?
Jak poradzić sobie z samotnością?
Jak poradzić sobie z samotnością? Od jakiegoś czasu mam na dodatek wrażenie, że zaczynam nienawidzić ludzi, nawet tych, z którymi najchętniej się spotykałam. Pewnie to ważne, więc dopowiem, że odkąd pamiętam jestem odrzucana przez rówieśników. Za to rodzice są przy mnie od małego i dbają o mnie tak, jak powinni, czuję się przez nich kochana.
Bardzo szybko przywiązuję się do nowych osób, głównie mężczyzn. Z czego to może wynikać?
Dzień dobry Chciałabym zapytać, skąd bierze się szybkie, bardzo szybkie przywiązywanie się do ludzi, gdy poznaje się nową osobę? Zauważyłam, że gdy ktoś poświęci mi minimalną uwagę osobiście lub nawet przez wiadomość tekstową, przywiązuję się naprawdę szybko. Powiedzmy na przykład, że poznaje nową osobę, piszemy kilka dni, a ja już wiem, czuję po prostu, że mi na tej osobie zależy w jakiś sposób. Brzmi to dość dziwnie, mam wrażenie, bo jak może mi zależeć na kimś, kogo praktycznie wcale nie znam? Zauważyłam też, że to przywiązanie częściej tyczy się mężczyzn, którzy poświęcają mi tą uwagę. W swoim życiu nigdy nie miałam prawidłowego męskiego wzorca, nie wiem czy to coś zmienia w tym przypadku, ale myślę, że warto to dodać.
Partnerka zrobiła awanturę, ponieważ zajęcie się jej prośbą wymagało więcej czasu, a podczas robiłem dużo dla niej.
Witam Na początek zobrazuje trochę sytuację, ja jestem DDA, partnerka twierdzi, że wszystko ma przerobione w terapii, ostatnio zaczął się pewnego rodzaju kryzys w związku, kocham moją partnerkę, ona twierdzi, że też mnie kocha , byliśmy na 2 wspólnych sesjach terapeutycznych, ja stosuje się do rad terapeuty, ale mam wrażenie, że partnerka nie , ale notabene do dzisiejszej sytuacji , od jakiegoś czasu partnerka prosiła mnie, żebym z piwnicy wyciągnął biurko , nie spieszyłem się, bo ostatnio, gdy była taka sytuacja, narobiłem się na darmo, zostało mi zarzucone, że tego biurka już nie ma, bo je sprzedałem czy coś, biurko rozłożyłem i złożone jest na górze regału i zasypane toną rzeczy , regały są ogromne, a dodam, że w piwnicy mam zrobiony warsztat i wyciągnięcie wszystkiego stamtąd, żeby dostać się do regałów, wyciągnięcie biurka i cała logistyka z tym związana, jest to zajęcie na 2 -3 dni po około 6 h. Umówiliśmy się na weekend, że je wyjmę , jednak w sobotę zepsuła się roleta zewnętrzna i ją naprawiałem , potem partnerka chciała, żebym z nią pojechał do innego miasta na zakupy, żeby kupić buty jej córce , potem zakupy do domu i w domu byliśmy po 22, w niedzielę wstaliśmy, partnerka chciała jechać na giełdę (chciałem sprawić jej przyjemność i robiłem co chciała) i pojechaliśmy na cmentarz. Chwilkę spędziliśmy przed tv, gdzie zasnęliśmy koło 17:15, wstaliśmy, potem poszedłem zacząć ogarniać wyjęcie tego biurka , o 20 wróciłem i zaczęła się awantura, pretensje, że nie robię nic dla niej. Standardowe teksty poleciały z wyzwiskami oraz uszczypliwe teksty dotyczące moich dzieci. Oczywiście wypowiedzi z podtekstem, że nie będziemy razem i że mam się wynieść z jej domu. Starałem się nie reagować, ale to trudne. Nie wiem co mam robić . Z góry dziękuję za odpowiedź Łukasz.