Left ArrowWstecz

Nie układa mi się już ponad miesiąc z moim "przyjacielem"

Nie układa mi się już ponad miesiąc z moim "przyjacielem". Z mojej strony, wyblakło, wygasło uczucie, które do niego żywiłam. A on, twierdzi, że mnie lubi i żałuję tego, co zrobił, ale przez to, że mam podejrzenia, iż kłamie (kolejny raz, słyszałam i widzę, że okłamywał mnie przez całe prawie 8 miesięcy, czyli tyle ile się znamy) nie mogę w to uwierzyć. Próbowałam wszystkiego, by wyjaśniać, co zaszło, ale zawsze tylko ja się nagadywałam przy tym, a on nawet nic się nie tłumaczył. Zmęczyłam się tym i chciałam, żeby on w końcu coś zrobił w tym kierunku, ale dalej nic. Jego działania, w ogóle się nie zmieniły. Zaznaczę też, że dzieli nas odległość. Mam więc problem, nie wiem, czy (jak radzi większość) zerwać z nim wszelkie kontakty, po prostu usunąć go z życia. Czy może poczekać aż będę bliżej niego (stanie się to zapewne za 3 miesiące z wakacjami) i wtedy zobaczyć, jak będzie, a jeśli nie to skończyć to tam.
Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Dzień dobry, z Pani wypowiedzi wynika, iż nie czuje się Pani bezpiecznie w tej relacji, ani tez nie czuje Pani, aby w odbudowie zaufania pomiędzy Państwem była jakaś równowaga - deklaruje Pani, że to Pani wkłada wysiłek w rozmowy, a przyjaciel nie. Być może pomocna byłaby szczera rozmowa na temat tego, jak Pani przeżywa tę sytuację, oraz że ma Pani myśli o jej przerwaniu. To mogłoby zweryfikować podejście przyjaciela. Jeśli natomiast się ono nie zmieni, to Pani będzie musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, czy czuje się Pani komfortowo w tej relacji i czy warto dalej o nią zabiegać. Pozdrawiam 

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Witam. Otóż mam problem z moim 5-letnim synkiem.
Witam. Otóż mam problem z moim 5-letnim synkiem. Dostaje ataków złości. Nie potrafii okazać szacunku do nikogo. Mnie traktuje, jak służącą, jak nie dostanie i nie zrobię, co chce to pluje i język wytyka. Z czasem po ataku przychodzi i się przytula i mówi moja mama. Nie wiem czy to ma wpływ, że mój mąż jest alkoholikiem i przemocowcem. Teraz go nie ma, bo ma zakaz zbliżania. Nie wiem, co mam zrobić. Proszę o pomoc.
6-letnia córka nie chce chodzić do zerówki, boi się różnych rzeczy, mimo że wydaje się odważnym, ruchliwym dzieckiem.
Córka ma 6 lat i nie chce chodzić do szkoły ("zerówka") i często boi się wielu rzeczy. Zazwyczaj normalnie przygotowuje się do szkoły ale potem kiedy mam ją zostawić w sali to "przykleja" się do mnie i panie muszą ją siłą odciągać. Wcześniej w przedszkolu też często powtarzała, że nie chce iść do zerówki a teraz powtarza, że nie chce iść do pierwszej klasy. Nie ma problemów z nauką i zachowaniem w szkole (pytałam szkolnej psycholog i Panie nauczycielki), już w przedszkolu potrafiła trochę czytać i pisać. Ogólnie, już od niemowlęctwa, jest bardzo ruchliwym, żywiołowym dzieckiem, ciężko jej usiedzieć w miejscu, jest uparta, to taki typ "przywódcy", często zachowuje się niegrzecznie (ale nie w szkole). Ma w szkole koleżanki, z którymi lubi się bawić, lubi być w centrum uwagi (powoduje sprzeczki z młodszym rodzeństwem) ale z uwagi na rodzeństwo nie jestem w stanie poświęcić jej 100% uwagi. Z jednej strony wydaje się, że jest odważna, samodzielna a z drugiej strony nie chce zostać w szkole, boi się występów, boi się wyjazdów/wycieczek szkolnych, kiedy do domu przychodzą goście to piszczy i ucieka (bo twierdzi, że się boi) a za chwilę przychodzi i oczekuje 100% uwagi, boi się badania u lekarza mimo, że nikt nie krzyczy i zawsze jest bardzo miło. Staram się jej tłumaczyć wiele rzeczy ale mam wrażenie że to nic nie daje. Już nie wiem jak mam jej pomóc.
Mojego synka, jeden z kolegów (z klasy) ma trudną sytuację w domu. Nigdy nikogo nie zaprasza do swego domu.
Mojego synka, jeden z kolegów (z klasy) ma trudną sytuację w domu. Nigdy nikogo nie zaprasza do swego domu. Przez cały rok szkolny zaraz po lekcjach chodzi po mieście, nieraz do późnej godziny. Napomnę, że chłopiec ten jest jedynakiem. Problem polega na tym, że to dziecko dręczy inne dzieci, w tym mojego syna, poniżając go i stosując rękoczyny. Ostatnio zaniepokoiła mnie sytuacja na przyjęciu komunijnym, kiedy to ten chłopiec przyszedł prawie 20min po czasie, zapłakany, zasmarkany, rozstrzęsiony. Jego matka stała ode mnie w kościele gdzieś z 1,5m. Czuć było od niej alkohol, była "wczorajsza"...Bardzo się zniszczyła na twarzy, widać, że pije regularnie. Ojca widziałam pierwszy raz i też stwierdzam, że pije, to poprostu widać. I moje pytanie, co robić? Bo nikt nie reaguje, chociaż wszyscy o tym wiedzą, widzą, co się dzieje, a nawet szkoła nic z tym nie robi... Ja nie chcę sobie zrobić problemów, ale chciałabym jakoś zareagować, bo mam dość, gdy moje dziecko wierzy w to, co słyszy od jakiegoś kolegi, który wyżywa się i tym samym wylewa swoje bolączki i problemy.
Synek bardzo boi się przedszkola, płacze przez sen, panicznie zaczął bać się zabawek, dźwięków.
Syn 2 lata i 8 miesięcy chodzi do do domowego przedszkola od maja 23, początki były bardzo trudne, koło sierpnia zaczęło być lepiej, natomiast od listopada synek nie chce tam chodzić, płacze już jak otworzy oczy i wie, że będzie szedł do przedszkola, potrafi przepłakać całą drogę w aucie a przy oddawaniu - krzyk i płacz się nasila i tak już to trwa ponad 2 miesiące. W nocy również bardzo przeżywa, płacze przez sen, woła nas. Nie wiemy z mężem, co dalej robić czy zrezygnować z przedszkola, czy dalej w to brnąć... synkowi się nasiliły różne lęki na dźwięki, boi się niektórych zabawek panicznie, pod prysznicem się boi odpływu... proszę o pomoc.
Obawiam się o życie dziewczyny. Ma depresję i myśli samobójcze, widzę, jak jest jej ciężko. Boję się, że już nie wytrzyma.
Moja dziewczyna coraz głębiej popada w depresje. Co jakiś czas mówi o tym, że myśli o samobójstwie i że nie ma innej opcji. Próbowałem ją przekonać do psychologa szkolnego lub numeru zaufania dziecka, ale nie skutecznie. Nie mam pojęcia co robić, a czuję, że jej życie jest zagrożone. Nie chce, żebym powiadomił rodziców. Powiedziała, że gdyby się dowiedzieli, urwałaby ze mną kontakt, a wiele razy mówiła, że gdyby nie ja to już by nie żyła. Co robić?
Nie czuję się dobrze w relacji, jednak chłopak przechodzi kryzys psychiczny. Nie chcę, by coś się stało.
Jestem w związku rok czasu i nie wiem czy nie czas go zakończyć. Między nami jest różnica około roku. Ja mam rocznikowo 16 on 15. Nie mam pojęcia czy dalej coś do niego czuję. Ta myśl dręczy mnie od miesiąca. Czasami jest lepiej, czasem gorzej i nie wiem co mam o tym sądzić lub co zmienić, aby było lepiej. Wyglądowo bardzo mi się podoba, więc w tym nie leży problem. Mam wrażenie, że gdyby nie był moim chłopakiem, to byśmy nie gadali. Wiadomo, że możemy mieć różne poglądy, ale moje a jego się różnią. Na tej podstawie można byłoby stwierdzić, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zerwanie. Sprawa ma jeszcze drugie dno. Mój chłopak jest w dużym kryzysie emocjonalnym już od długiego czasu. Dźwiga duży bagaż emocjonalny i możliwe, że choruje na depresje. Ma myśli samobójcze. Sytuacje z kiedyś skrzywiły jego pogląd na świat i gdyby nie to, możliwe, że byśmy się dogadywali pod aspektem poglądów i chętnie spędzali czas, nawet nie będąc w związku. Mam wrażenie, że wychodzenie na miasto lub gdybym miała trochę więcej czasu samej, mogłoby poprawić związek, lecz jeśli nic by to nie dało, to nawet nie mam jak zerwać, bo on straci sens życia. Jest to strasznie trudna sytuacja.
Mam dziecko - syna, jest w wieku 11 lat, uczy się przeciętnie, jednak nie to jest powodem jego wyśmiewania ze strony rówieśników. Jest nim natomiast brak telefonu
Mam dziecko - syna, jest w wieku 11 lat, uczy się przeciętnie, jednak nie to jest powodem jego wyśmiewania ze strony rówieśników. Jest nim natomiast brak telefonu, mimo że wszystkie inne dzieci w klasie go mają. Jako rodzice celowo mu go nie kupujemy, ponieważ uważamy, że jest jeszcze na to zbyt młody, nie są to kwestie finansowe, ponieważ jesteśmy ludźmi średniozamożnymi. Dzieci, często z ubogich rodzin, które posiadają już telefon komórkowy, wyśmiewają naszego syna, drwiąc z niego, że jest biedakiem, czy, że w rodzinie się nie powodzi. Zdajemy sobie sprawę, że nasze dziecko wie, iż słowa te nie są prawdziwe, jednak ranią go w sposób wyjątkowy, gdyż inne dzieci nie znają sytuacji, jaka panuje w domu, a sam syn, po pierwsze jest nauczony, żeby się nie chwalić, a po drugie, nawet gdyby się chwalił, to i tak dzieciaki nie uwierzyłyby mu - dla nich telefon to rodzaj pokazania statusu w klasie. Ponadto nauczycielka, która jest wychowawcą klasy, w jego odczuciu poważa bardziej dzieci, które należą do zamożniejszych, toteż w klasie istnieje podświadoma akceptacja na gloryfikację bogactwa ich rodziców (dla dzieci na postawie tego, co mogą ujrzeć, obecnie szczególnie modelu komórki). Nasze dziecko chodzi smutniejsze, czeka od weekendu do weekendu, nienawidzi przerw, czy czasu w szatni przed wuefem, gdzie dochodzi do bezpośredniej konfrontacji z rówieśnikami, jak mówi, szkołę traktuje jak pracę, której bardzo nie lubi. Zupełnie inaczej było w latach, kiedy dzieci były młodsze i nie patrzyły tak materialistycznie. Proszę powiedzieć nam, czy powinniśmy ulec i mimo naszej idei kupić dziecku telefon, żeby poczuło się częścią klasy, czy nie kupować i wciąż tłumaczyć mu, że jest na to jeszcze za mały i żeby nie martwił się złośliwymi komentarzami znajomych?
Jak pomóc synowi uwolnić się od toksycznego związku z kontrolującą dziewczyną?
Witam,jestem mamą 17 latka i tu jest problem,jakiś czas temu syn poznał dziewczynę rok młodsza,początkowo byłam zadowolona z pierwszej młodzieńczej miłości, ale pojawiło się Ale.Syn opuścił się w nauce,bardzo schudł (mieszka w bursie szkolnej)kieszonkowe jak się okazało wydawał na kwiaty i zachciewajki drugiej połówki, Dostałam informację od wychowawców że chodzi przygaszony,blady i że raczej związek mu nie służy.Zawsze byłam w dobrych relacjach z synem aż nagle niewiedzialam o nim nic,któregoś dnia usłyszałam rozmowę z jego dziewczyna która stwierdziła że jestem toksyczna bo powinnam nie każąc mu się uczyć,sprzatac i wykonywać obowiązków domowych bo,,Ona tak nie ma,,(dziewczyna jest z Ośrodka wychowawczego)po kilku kłótniach mój syn się otworzył i powiedział jaka jest prawda że ona mu zabrania,wyjsc,grać na komputerze i wiele innych rzeczy do tego jak chciał zerwać powiedziała że go zniszczy.On dalej tkwi w tej chorej relacji,jak mu przetłumaczyć że tak nie wygląda milosc.Pomijajac fakt że jestem złą matka bo kazalam w weekendy ograniczyć kontakt telefoniczny i pobyt z rodziną.Przepraszam że dlugo ale to i tak kropla w morzu mych obaw.
Czy wyjazd do pracy za granicą na 2 miesiące wpłynie na poczucie bezpieczeństwa moich dzieci?

Dzień dobry, aktualnie nie mam pracy. 

Uczę się niemieckiego od 2,5 roku. Pomyślałam, aby wyjechać do pracy Austria na 2 miesiące. Podszlifuje niemiecki oraz zarobie trochę kasy. Ale męczy mnie to, że muszę zostawić dzieci z tatą. Syn ma 17 lat mieszka w tygodniu w internacie, bo trenuje piłkę a córka 12 lat. Uczęszcza do szkoły podstawowej i dodatkowej muzycznej. Jest bardzo samodzielna. Obawiam się, ze mój wyjazd wpłynie na ich poczucie bezpieczeństwa i odbije się na nich w jakikolwiek sposób. Siostra mieszka obok -zawsze mogę na nią liczyć. Boję się o dzieci, żeby za jakiś czas nie miały do mnie żalu, że je zostawiłam na 2 miesiące. Jak ich uspokoić i czy to dobry pomysł?

Odczuwam bardzo żywe wspomnienia, flashbacki, po toksycznym związku. Chcę sobie z nimi szybko poradzić.
Pod koniec sierpnia zerwałam z chłopakiem, z którym byłam krótko, bo tylko 4 miesiące. Źle czułam się w tym związku, ponieważ chłopak nie szanował mnie. Zawsze stawiał kolegów i swoje koleżanki ponad mnie. Dwa razy nawet wystawiając mnie, żeby spotkać się z nimi. To oczywiście nie były wszystkie sytuacje, bo było ich znacznie więcej, czasem na większy kaliber, ale nie chcę o tym pisać na forum. Aż w końcu zebrałam w sobie siłę i z nim zerwałam. Od zerwania minęło już 4 miesiące, a do mnie cały czas wracają takie jakby,, flashbacki " z sytuacji, które się wydarzyły i wywołują u mnie ból. Często czuję ból po tym, co mi zrobił i nawracające bolesne wspomnienia. Wiem na pewno, że już go nie kocham, nie czuję do niego tęsknoty i cieszę się, że podjęłam decyzję o zerwaniu. Moim problemem są tylko te nawracające bolesne wspomnienia. Czy ktoś mógłby pomóc, jak sobie z nimi szybko poradzić?
Dzień dobry, mam 14 lat fobię społeczną, depresję lękową i poza domem miewam derealizacje.
Dzień dobry, mam 14 lat fobię społeczną, depresję lękową i poza domem miewam derealizacje. Biorę leki z serotoniną. W poprzednim roku szkolnym miałam nauczanie indywidualne z powodu powyższych problemów. Do tego, gdy jestem poza domem (szczególnie w szkole, gdzie nie ma rodziców) wmawiam sobie, że zemdleję. Chociaż nigdy nie zemdlałam, ale byłam temu bliska. Od września zacznę uczęszczać do liceum. Panicznie się tego boję. Wiem, że nie mogę ciągle odcinać się od ludzi i mieć nauczanie indywidualne. Podobno liceum to najlepszy czas. Mimo, że staram się pozytywnie do tego podchodzić. To się bardzo boję. Szczególnie, że odpuszczę i zamknę się na cały świat. Z drugiej strony niedobrze czuje się w tłumie ludzi, szczególnie jeśli ich nie znam. Zawsze przed wyjściem do szkoły serce mi mocno bije, mam derealizacje, panikuje. Czy mogę coś zrobić, żeby chociaż przez te wakacje nauczyć się mniej panikować? Na prawdę czasami brakuje mi kontaktu z ludźmi i mimo wszystko chciałabym pójść do szkoły.
Jak radzić sobie z fałszywymi oskarżeniami ze strony rodzica?

Mama oskarża mnie o coś, czego ja nie robię: o to, że rzekomo donoszę do rodziny na to, co się dzieje u nas w domu, a przez to myślę, że mama mi nie ufa, stąd te oskarżenia. 

Co robić?

Czy to problem mojego niedopasowania do obecnych czasów, rodziny męża? Relacja i jego rodzina przeczy moim wartościom, nie widzę budowania tutaj swojej rodziny.
Witam, w październiku 2021 poznałam mojego męża. Po kilku rozmowach telefonicznych przed pierwszym spotkaniem poinformował mnie, że ma dwójkę dzieci w wieku 15 i 17 lat. Byłam hmm… przerażona. Ja miałam lat 27, a on 38. Jego była partnerka wtedy miała jedno z dzieci. Nie wiedziałam co o tym myśleć, gdyż inna sytuacja by była, gdyby dzieci były z matką. A tak to wiadomo, kiedy ja nie mam dzieci, czułam, że będę ograniczana, nie będę mogła być w 100% sobą, uważać, co mówię i nawet przy seksie myśleć o tym, że obok jest dziecko i ciągle na głowie to, że za drzwiami ktoś jest. Nie jestem osobą wulgarną itd., ale czułam, że ta rola mnie przerośnie. Koniec końców powiedział mi, że dzieci potrafią się sobą zająć, że syn ciągle siedzi na komputerze i ma słuchawki… Zaczęliśmy się spotykać, nic mi nie przeszkadzało, wiadomo, jak to na początku związku, próbowaliśmy zrobić na sobie dobre wrażenie. Ja przyjeżdżałam do niego czasami na noc, on gotował, sprzątał. Czasami wyzywał bardzo na syna, że nic nie robi, ciągle gra, odpuszcza szkołę. Operował taką złością, że go sama uspokajałam. W międzyczasie przyznał mi się, że jest poszukiwany przez policje, ale nawet jeśli policja by go złapała gdzieś to będzie okej wszystko, to było sprzed 15 lat i już dawno przedawnione, ale musi iść do adwokata. Minął nowy rok, czyli 2,5 miesiąca i wrócił z psem ze spaceru z policją. Zgarnęli go, poszedł do więzienia, ja po prostu czułam się jak w filmie, nigdy nie miałam do czynienia z łamaniem prawa, a co dopiero więzieniem… Zostałam u niego z jego synem, psem, po kilku miesiącach przyszła tu jego córka też, bo obydwoje chcieli mieszkać ze mną. Były ciągłe kłótnie o syf w domu, niepomaganie, a ja robiłam wszystko, co mogłam. Odnośnie odsiadki to jeździłam na każde widzenie, wysyłałam pieniądze, robiłam paczki, żywiłam jego dzieci, płaciłam nawet jakieś jego zaległe alimenty na dzieci, kiedy się ukrywał, bo jego była je wyłudziła, gdyż wiedziała, że on będąc poszukiwanym i tak nic z tym nie zrobi. Po roku czasu odsiadki wzięliśmy ślub na jego przepustce. Byłam naprawdę nieszczęśliwa będąc sama, ale wiedziałam, że w końcu wyjdzie i wszystkie nasze plany wejdą w życie. Wyszedł na warunkowe zwolnienie po 1roku i 3 miesiacach. Zmienił się nie do poznania. Zrobił się bardzo agresywny słownie, nasze plany były jednak tylko słowami, by mnie zatrzymać. Zadłużyłam się itd., chodzę do psychiatry, biorę leki, ale czuje, że tu nie pasuje. Będąc w ich domu, ja powinnam się dopasować, ale nie mogę przepalić tego, że jego jedno dziecko nie skończyło szkoły - tylko gimnazjum, jego córka oblała rok, nie pomagają dosłownie nic w domu. A odpowiedź ich to „to nie mój pies, to nie moja szklanka, ja nie będę po nikim sprzątać, tylko po sobie”. Mój mąż ewidentnie sobie z tym nie radzi i kłócimy się o to za każdym razem… Ja mam dość matkowania, zajmowania się nie swoimi dziećmi, mam dość takiego braku empatii czy szacunku, pomocy. Jestem wychowana w religijnej, empatycznej rodzinie, gdzie mając 15 lat robiłam obiad dla całej rodziny, sprzątałam cały dom, a kiedy mama dawała mi pieniądze na wycieczkę, to nie wydawałam nic, żeby mamie oddać. Mój mąż wychowany jest, że jego matka robi za niego wszystko, nawet chleb do pracy i dla niego to normalne, że ja również powinnam to robić. Czuję, że przez to ja jestem hmm.. zawiedziona, sfrustrowana ciągłym syfem, sprzątaniem, gotowaniem (nie mówiąc o tym, że córka jego, np. skarży się jego ex, że robimy obiady tylko dla siebie, to, co my lubimy, a problem tkwi w tym, że ja robię obiad dla wszystkich, ale ona nic nie je, ryby nie je, grzybów nie je, ziemniaków nie je, pomidorów nie lubi, owoców nie lubi), młoda śpi cały dzień, żyje w nocy, nie chodzi do szkoły. Mój mąż mówi, że ja zachowuje się, jakbym miała 70 lat, że mam wyluzować. On też szkoły nie skończył, namawiał córke do jarania zioła, jak byli za granicą (miała 14-15 lat), im więcej tu jestem, tym bardziej czuję, że to nie jest miejsce dla mnie. Bardzo bym chciała mieć swoje dzieci, ale widząc jak mój mąż podchodzi do tematu swoich dzieci, to to jest dla mnie antykoncepcja z nim na lata. Przez ostatni czas tak się zdystansowałam, że w ogóle nie rozmawiam z jego dziećmi, z jego mamą, a z mężem pewne tematy omijam, bo po co się kłócić. Jest teraz na warunkowym zwolnieniu, ale mimo to, co nakazał mu sąd, aby dalej był na wolności, on dalej ma to gdzieś, bo przecież ''on nie ma 70 lat, żeby siedzieć grzecznie w domu". Postanowiłam się rozstać, ale koniec końców stanęło na tym, że idziemy do psychologa dla par, a jeśli nic się nie zmieni, to chcę się rozstać. On mówi, że MOŻE PSYCHOLOG MI PRZEMÓWI DO ROZUMU, BO JA NIC NIE ROZUMIEM. Czasami mam wrażenie, że może rzeczywiście to ja mam złe podejście, może jestem zbyt rygorystyczna, może jestem za bardzo odpowiedzialna… ale kiedy on mnie potrzebował i jego dzieci, to ta odpowiedzialność i robienie czegoś na już, jak ktoś czegoś potrzebował, to wtedy byłam najlepsza. Wiem, że też nie jestem idealna, ale czasami jak już nie daję rady, to nazywam ich PATOLOGIĄ, wtedy mąż bardzo się denerwuje, mówi do mnie, że mam "zamknąć mor**, że mam zamknąć się *****" itd. Chciałabym zaczerpnąć może zdania na ten temat czy za dużo wymagam? Czy może rzeczywiscie ze mną jest coś nie tak? Po prostu porównując go do mojego ojca czy dziadka, to ja widzę przed soba ojca Sebixa spod sklepu i nie mogę tego zaakceptować, że mogłabym dopuścić do tego, że dziecko z mojego łona będzie miało ojca, który będzie je demoralizować. A jego odpowiedź na to zawsze jest, że TERAZ SA INNE CZASY, LEPIEJ, ŻEBY DZIECKO PALIŁO ZIOLO W DOMU NIŻ GDZIEŚ POZA. Mam wrażenie, że zaburza on moje wartości, które były mi wpajane od dzieciństwa i wiem, jaką rodzine chcę stworzyć, a widząc rodzine, jaką tworzy on, to coraz bardziej jestem przekonana, że nie chce być jej częścią. Mam jeszcze nadzieje, że coś się zmieni, jak pójdziemy do psychologa, bo według niego to, co on robi, nie jest patologiczne, jak praca na czarno, komornicy, alimenty, uderzenie syna w twarz, palenie z nim i córką zioła, wszyscy maja podstawowe wykształcenie, nie chodzą do szkoły, maja problem z prawem, kuratorów. Czy to jest coś, co muszę zaakceptować? Nie wiedziałam tego przed ślubem, po ślubie tylko powoli wychodziło to wszystko od momentu jego wyjścia z więzienia, czyli około 8 miesięcy temu. On nawet mi mówił wczoraj, że jeśli ja bym chciała ćpać nawet codziennie, to on by mi nie zabronił tak, jak ja mu zabraniam nawet raz na jakiś czas. Nie wiem co o tym myśleć…może rzeczywiście to ja powinnam wyluzować? Może źle się dopasowuję do czasów, jakie obecnie panują? :/
Często mam wahania nastroju, takie jak zrobię coś źle i ze szczęścia zmienia się w smutek i obwinianie się.
Witam, mam 16 lat, od 4 klasy podstawówki zmagam się z samookaleczaniem. Często mam wahania nastroju, takie jak zrobię coś źle i ze szczęścia zmienia się w smutek i obwinianie się. Najmniejsze sytuacje doprowadzają mnie do płaczu i braku chęci do życia. Zdarzają się też zmiany osobowości np. z nieśmiałej i pomocnej zmieniam się we wredną i niepomocną. Czasem tracę też chęci do życia, tak po prostu, myślę sobie, że to wszystko nie ma sensu i nic mi się nie uda. Nawet niewielkie słowa prowadzą do zmiany mojej własnej samooceny, także żarty. Co to może być, czy ktoś może mi pomóc?
Czy pisanie listów przez matkę bez kontaktu z 2-latkiem jest pomocne i zrozumiałe dla dziecka?

Czy jest sens i będzie to dobre dla 2-letniego dziecka, aby matka, która nie ma kontaktu z dzieckiem, pisała listy?

Czy dziecko w tym wieku rozumie przekaz listowny?

Czy taka forma kontaktu pozytywnie wpłynie na kontakt matki z dzieckiem?

Lekarz psychiatra po 10 minutach wydał synowi diagnozę. Czy mam podawać leki?

Dzień dobry. Synek ma 9 lat . Zdiagnozowano u niego zespół Aspergera oraz adhd. Byliśmy na pierwszej wizycie u psychiatry. Lekarz już po 10 minutach wizyty i obserwacji dziecka stwierdził, że dziecko ma właśnie zespół Aspergera oraz adhd. Przepisał lek medikinet cr10 . Narazie mamy podawać jedną kapsułkę rano po śniadaniu. Czy mogę bez obaw zacząć podawać dziecku lek ?

Kryzys w małżeństwie: jak radzić sobie z przemocą słowną i fizyczną męża oraz skutkami dla dzieci?

Od trzech lat żyjemy z mężem w kryzysie. Ciągle kłótnie obrażanie, w tym wszystkim uczestniczą dzieci. Mój 12-letni syn powiedział mi dziś ,,tata jedzie po tobie każdego dnia i że on już nie ma sił i że nie wytrzymuje w tym domu. Agresja męża słowna, jak i fizyczna przeniosła się również na syna, który ma już swoje zdanie i nazywa to, co się dzieje po imieniu i otwarcie mówi, co czuje. Mąż mówi mi, że to ja swoim zachowaniem prowokuje go do takiego zachowania, że jestem głupią, pusta idiotka psychopatka itp inne i ze, jak nie pójdę do psychologa albo nie powiem mu co dalej z nami, to on mi pokaże. Daje mi czas do końca kwietnia… Czuję się zastraszona, jest godzina 23, a ja nawet nie wiem, czy będę spała w sypialni, bo nie wiem, czy mąż mi pozwoli, bo gdy mamy gorsze dni, to mówi, że to jest jego dom jego sypialnia i nie życzy sobie, abym z spała, bo na to nie zasługuje, a gdy mimo wszystko idę spać do sypialni, to w złości mnie wykopuje z łóżka lub włącza telewizor bardzo głośno bym nie mogła spać. Masakra .

Dylemat: przeprowadzka do partnera a potrzeby moich dzieci – jak podjąć decyzję?

Spotykam się z facetem od roku. Jestem mamą dwóch synów, oni niby akceptowali partnera, ale gdy przyszło do przeprowadzki do niego, stanowczo nie chcą, mówią, że za dwa lata jak skończą szkołę podstawową. On dał mi wybór albo się przeprowadzam, albo się rozstajemy ewentualnie konkretny termin. Inaczej się rozstajemy, bo nie ma to sensu. I gdy usłyszał, że chłopaki nie chcą, zostawił mnie, obarczając wina, że nie poszłam za nim, że rządzą mną dzieci. Co zrobić w takiej sytuacji??

Nie mam siły, chciałabym móc się wyżalić, być tylko ze sobą. Od śmierci kuzynki jest mi bardzo ciężko.
Czuje, że nie wiem co robić. Czuje się nierozumiana. Nie jest to tak, że nie otrzymuje od nikogo wsparcia; mam je od rodziców, przyjaciół, ale nie wystarcza mi to, znaczy, nie wiem jak to ująć. Czuje, że nawet rozmowy z nimi nie pomagają. Jestem daleko od domu, a dokładnie mieszkam w bursie - mam tam znajomych, ale nie czuje w ogóle od nich wsparcia, ja im go daje zawsze jak tylko mogę, ale one nie dają go mi, czuje się niepotrzebna i niechciana jakbym tu po prostu nie pasowała. Czuje, że wszyscy chcą mnie tu po prostu kiedy jestem wielce uśmiechnięta, radosna i pomagam im. Nie mam komu się wyżalić, wypłakać czy w ogóle poważnie bo moja jedyna przyjaciółka jest daleko i jedyne rozmowy jakie możemy prowadzić to przez telefon a to jest męczące przy takim problemie. Czuje się tak od niedawna od śmierci mojej kuzynki, która popełniła w brutalny sposób, od tego czasu nie czuje się sobą - męczy mnie chodzenie do szkoły, a najbardziej jak nie ma mojej jednej koleżanki, z którą świetnie się dogaduje, w bursie jest zmiennie, raz dobrze a raz czuje, że jestem tu jak za kare. Przez to też mam myśli, żeby opuścić ten świat, ale znowu wiem, że nie ma to sensu i powinnam walczyć, ale nie wiem jak i nie mam na to siły. Mój zły humor znika i wraca - to okropne uczucie. Chciałabym też najlepiej upić się i o tym zapomnieć, ale wiem, że to też nie jest rozwiązanie. Szczerze czuje się jak w kropce, nie wiem co zrobić ze sobą. Wiem, że są ludzie którzy mnie kochają, wpierają i chcą abym z nimi była, ale z drugiej strony dotyka mnie problem, że ja męczę się samym moim istnieniem. Wstawaniem do szkoły (nie zawsze) i byciem w śród ludzi (też nie zawsze). Chciałabym zostać sama, odizolować się od świata i być sama ze sobą; płakać do woli i nie musieć tego powstrzymywać - to moje jedyne marzenie, odizolować się na jakiś czas. Ale jest to niemożliwe z uwagi na szkołe i tak muszę się (w większości) męczyć, ale i tak grać zadowolona i szczęśliwa dziewczynkę.
Metody relaksacyjne do szkoły. Proszę o pomysły.
Jakie metody relaksacyjne stosować w szkole, aby się uspokoić. Podczas lekcji często nie mogę usiedzieć w miejscu i muszę wyjść z sali, aby się uspokoić.