
Odrzucam każdego, kto bardziej się zbliży.
AK
Paulina Zielińska-Świątek
Drog_ AK
Proszę odpowiedzieć sobie czego oczekuje Pan_ od związku skoro na samym początku relacje zostają odrzucone? Co powoduje, że nie mogą się nawiązać? Czy są to obawy, niedopasowanie, czy coś innego. Czy coś Pan_ blokuje?
"Myślę, że jest coś ze mną nie tak" - jakie są to myśli, jakiego typu, o czym one są? Co oznacza, że rówieśnicy nie mają problemu? Czym jest ten problem? Jak wyglądała by Pan_ codzienność gdyby problem zniknął? Co by było lepszego?
Pozostawię wiele pytań, ponieważ odpowiedzi powinny nieco poszerzyć perspektywę obecnej sytuacji i może naświetlą drogę ku samopoznaniu i rozwiązaniom.
Życzę wszystkiego dobrego, Paulina Zielińska-Świątek
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Emilia Jędryka
Szanowna Autorko,
Nawiązywanie nowych relacji, szczególnie tych bliskich jest trudne i może budzić lęk. Warto pamiętać, że każdy z Nas jest inny i ma indywidualne potrzeby. Bardzo ważne jest, aby znała Pani swoje i wiedziała czego Pani potrzebuje. Jeśli odczuwa Pani niepokój z związku z opisywaną przez Panią sytuacją, pomocna okaże się konsultacja ze specjalistą np: psychologiem.
Życzę wszystkiego dobrego,
psycholog
Emilia Jędryka
Anna Martyniuk-Białecka
Ja bym się przyjrzała tym relacjom, które w AK życiu są, a na pewno jakieś już masz. Z pewnością istnieje jakiś powód twojego wycofania. Jednak aby to odkryć należałoby odpowiedzieć sobie na więcej, szczegółowych pytań. Warto też zapoznać się z koncepcją stylów przywiązania, czyli takich wzorców wchodzenia w bliskie relacje, których podstawy tworzą się w dzieciństwie z naszymi, pierwszymi, głównymi opiekunami - najczęściej z rodzicami.
Mam nadzieję, że znajdziesz odpowiedź.
psycholog Anna Martyniuk-Białecka

Zobacz podobne
Dzień dobry. Jestem 14 lat po ślubie, mam 41 lat, żona 40, mamy 9-letnią córkę. Od dłuższego czasu w naszym związku narasta dystans zarówno fizyczny, jak i emocjonalny ze strony mojej żony, początek przypadł na moment po urodzeniu córki. Początkowo tłumaczyłem to sobie w ten sposób, że jest to zupełnie nowa sytuacja, w której trzeba się odnaleźć , oczywiste jest także to że dziecko radykalnie zmienia dotychczasowe życie. Rozwijałem firmę, żona zajmowała się córką , dwa lata spędziła w domu. W momencie, gdy córka poszła do żłobka, żona zaczęła pomagać mi w pracy - aczkolwiek co pragnę podkreślić nie naciskałem - mogła także wrócić do swojej poprzedniej pracy lub rozwijać się indywidualnie zawodowo. Stworzyłem dobrze zarabiającą firmę w branży e-commerce, jednak jak to przy swojej działalności bywa jest to okupione dużym stresem i ciągłą presją. Materialnie niczego nam nie brakuje, co więcej myślę, że jesteśmy w komfortowej sytuacji, bez kredytów etc. Ja sam jestem osobą bardzo aktywną fizycznie, zero używek, weekendowych spotkań z kolegami, nie oglądam się za innymi kobietami. Niestety nasz związek chyli się ku całkowitemu rozkładowi, żyjemy jak dwoje obcych ludzi, od roku śpimy osobno. Od momentu urodzenia córki, jakakolwiek czułość, chęć przytulenia, dotyk, luźna rozmowa nie mówiąc o seksie ze strony mojej żony, nie istnieje, jest bierna. Do pewnego momentu się starałem, jednak byłem skutecznie odtrącany, co więcej mam wrażenie, że nie lubi, gdy próbuje ją dotknąć. Nie mam kompleksów, ale miło by było być czasami zauważonym. Wielokrotnie próbowałem rozmawiać na ten temat, jednak zwykle kończy się to kłótnią, moja żona na moje pytania najczęściej odpowiada "nie wiem", twierdzi że ją atakuję i osaczam, widzę że nie do końca potrafi wyrazić swoje emocje i uczucia oraz potrzeby . Gdy ją pytam czy widzi co się dzieje z naszym związkiem , twierdzi że tak, jednak rozmowy niczego nie zmieniają. Nie rozmawiamy o przyszłości, wspólnych planach etc. nie jesteśmy w stanie zaplanować niczego. Ostatnio doszło do kilku sytuacji, w których poczułem się bardzo niekomfortowo i zacząłem zastanawiać się nad sensem trwania w tym związku. 1. Żona kupiła sobie nowy telefon - najnowszego iphone - nie mówiąc mi o tym - stary model schowała celowo do swojej szafy, ukrywając fakt zakupu, przypadkiem to odkryłem - poczułem się fatalnie, nie chodzi o sam zakup, bo gdyby mi powiedziała że chce nowy telefon sam bym jej go kupił, tym bardziej że mamy wspólne finanse, co więcej nigdy nie robię żadnego problemu z wydatkowaniem środków, straciłem zaufanie do żony. 2. W ciągu ostatnich 12 miesięcy moja żona była kilkukrotnie z koleżankami, na wyjazdach za granicą, proszę mnie nie zrozumieć źle, nie chcę trzymać żony w "złotej klatce w domu", ale my sami wspólnie nie jeździmy praktycznie nigdzie, a nasz związek się rozpada, nie możemy wspólnie pojechać na weekend w góry z jednym noclegiem. W rocznicę naszego ślubu moja żona pojechała z koleżankami do Włoch. Ja najczęściej jestem stawiany przed faktem, nie mam wyboru, muszę zostać z dzieckiem, firmą i psem :) Żona ze mną nie rozmawia , ja podejmując jakieś decyzję patrzę zawsze przez pryzmat mojej żony, bo chyba o to chodzi w byciu w związku z drugą osobą, żeby ją uwzględniać w swoich planach ? 3. W toku rozmów , żona przyznała się że nie lubi prezerwatywy jako metody antykoncepcji, rozumiem ogranicza spontaniczność, powoduje dyskomfort, nie naciskam żony na inne metody, postanowiłem poddać się zabiegowi wazektomi. Listopad to akurat miesiąc w którym mógłbym zrobić zabieg ze względu na czas, powiedziałem o tym żonie, Ona na to :"ale ja jadę z koleżankami do Tajlandii na dwa tygodnie" i w tym momencie już zupełnie opadły mi ręce. Pomijając fakt że akurat kraje azjatyckie są jednym z moich marzeń , jeżeli chodzi o podróże i bardzo chętnie chciałbym tam jechać wspólnie z żoną, to myślę że fajnie gdyby żona doceniła chęć poddania się takiemu zabiegowi, szczególnie że jestem aktywny fizycznie i ewentualne powikłania po zabiegu mogą mnie wykluczyć ze sportu. Jestem coraz bardziej załamany i sfrustrowany , coraz częściej wybucham - aczkolwiek myślę że jest to jeszcze wola walki o związek, nie jestem już w stanie efektywnie pracować - co widać po ostatnich wynikach finansowych firmy - straciłem motywację, uciekam w sport, ale treningi zaczynają już być autodestrukcyjne - biegam z kontuzjami i robię to świadomie. Obserwuję że powielamy schemat z domu mojej żony, gdzie jej matka (problemy alkoholowe) ma bardzo spłycone relacje ze swoim mężem, nigdy nie widziałem by okazywała mu jakiekolwiek uczucia, jest chłodna i despotyczna, w okresie dorastania mojej żony miała bardzo duże problemy z alkoholem, myślę że moja żona ma objawy DDA - aczkolwiek to powinien chyba ocenić specjalista. Rozważam rozwód ale nie chciałbym zostawić córki, myślę żę bardzo by to przeżyła, kocham moją żonę i chcę spróbować jeszcze powalczyć o związek. Myślę że w tym wszystkim jest też trochę mojej winy, ponieważ chciałem stworzyć relację partnerską, nie stawiałem żadnych granic i zbyt długo akceptowałem powolny rozkład naszego związku. Pytanie od czego zacząć? Indywidualna konsultacja ? Terapia dla par ?
Dzień dobry. Potrzebuję wsparcia i potwierdzenia, że to nie ze mną jest coś nie tak... Z mężem poznaliśmy się na studiach, jesteśmy razem 17 lat, 11 po ślubie. Wiedziałam, że jest raczej nerwową osobą i trochę wybuchową, ale było to na niealarmującym poziomie. Wszystko było ok, aż pojawiło się pierwsze dziecko.. Mąż ewidentnie nie mógł znieść, że zszedł na drugi plan, że to dziecko (potem dzieci) były najważniejsze. Dodam, że zazwyczaj byłam zostawiona sama sobie z dziećmi, bo on albo pracował, albo wolał siedzieć na kanapie przed tv/komórką. A ja miałam ogromnego baby bluesa, który chyba przeszedł w depresję, bo odrobinę lepiej poczułam się dopiero po roku...i ze wszystkim zawsze radziłam sobie sama. Każda kłótnia to było obwinianie mnie o wszystko i oczywiście masa epitetów pod moim adresem. I jego zdaje się największy ból-rzadkie współżycie.. 3 miesiące po urodzeniu drugiego dziecka zrobił kolejną awanturę o to grożąc, że poszuka sobie innego miejsca, gdzie to dostanie. Po tym we mnie coś pękło poraz pierwszy, ale starałam się, dla dzieci głównie, bo codzienne życie nie było złe (zwłaszcza, że byłam właśnie najczęściej sama z nimi). Teraz dzieci podrosły i chyba wszystko zaczyna przybierać na sile... Mąż coraz częściej szarpie syna (syn 4 lata, bywa zaczepny, potrafi bić, ale będzie diagnozowany pod kątem spektrum), potrafi źle się odezwać do dzieci, uważa, że powinny się go bać, bo wtedy będą czuć respekt, bo mają być posłuszne. I traci panowanie nad sobą coraz częściej, ostatnio roztrzaskał butelkę ketchupu na ścianie, bo córka go zdenerwowała.. i wydarł się na mnie, że mam choć raz robić co mi mówi, a nie wziąż tylko swoje. Teraz do napisania na forum skłoniła mnie świeża "akcja"-syn go kopnął, to ten go złapał mocno za rękę, synek spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem (jak zawsze w takiej sytuacji), wyrwałam mu go, mówiąc, że coś mu się pomyliło, że szarpie tak 4-latka do tego chłopca z możliwą diagnozą. Mąż odpowiedział, że sobie nie da, nie pozwoli się tak traktować i że jeśli jeszcze raz to zrobi, to cytuję, "przyłoży mu"... Nie dam rady tak dłużej, podejrzewam że ta przemoc eskaluje przez to, że nie "skaczę" wokół męża, że ma niezaspokojone rożne potrzeby, ale nie jestem w stanie wykrzesać z siebie żadnej iskry czy czułości dla niego, nie po tym wszystkim. Badam jego nastroje i najlepiej się czuję gdy go nie ma... Myślę nad wyprowadzeniem się, ale to ogromny krok i zmiana dla dzieci. Choć bycie tu w takim domu też nie jest raczej dobre...
Od 17 marca do 6 czerwca byłam na kursie oficerskim. Przed nim było okej, ale kłóciliśmy się dość często z partnerem – byliśmy razem 9 lat. Od połowy maja był dziwny w sensie, że dużo spał, nie chciał jeść. Myślałam, że jest zmęczony, bo pracuje na delegacje. A i wspomnę, że w piątki zaczął wracać po alkoholu.
Na kursie bardzo często wracałam tylko na jeden dzień i większość czasu się kłóciliśmy, bo nie rozumiałam, co się z nim dzieje. Zresztą ja byłam zmęczona i nie potrafiłam powiedzieć, o co mi chodziło. Na kursie w kwietniu robił mi sceny zazdrości i mówił, że mnie kocha i chce mnie mieć, i że nie wie, co to miłość, ale tak po prostu czuje.
6 czerwca skończyłam kurs – to był piątek. W niedzielę pojechaliśmy na obiad do restauracji. Chciałam go złapać za rękę, ale nie chciał, stwierdził, że nie czuje potrzeby. 19 czerwca pojechaliśmy na wakacje, gdzie było widać, że coś jest nie tak. Zaczął pisać z dziewczyną o swoim stanie, cały czas w telefonie, i nagle na wakacjach ze mną zerwał.
Do mojej mamy napisał, że ma depresję albo coś innego i chce sam sobie poradzić, że nie ma chęci i radości do życia, i po co ma niszczyć komuś życie. Teraz ciągle powtarza, że chce być sam i że nie patrzy na przyszłość, jest dla mnie zdystansowany i że to koniec na zawsze. Mówi, żebym zajęła się sobą i że jemu jest dobrze samemu. Powiedział też, że mnie szczerze kochał, a teraz nie kocha niczego. I że jak jest sam, to wreszcie może żyć normalnie i stara się to robić. Nie chce przerwy, nie chce niczego – chce być sam.
Co to za stan i czy będzie szansa na powrót do siebie?
