Konflikt z siostrą męża niszczy małżeństwo – brak wsparcia i napięcia rodzinne
Anonim.ka

Dorota Żurek
Dzień dobry,
widzę, że ta sytuacja bardzo wiele Panią kosztuje, jednak proszę pamiętać, że nie ma Pani wpływu na zachowanie siostry męża i on też. Proszę się zastanowić, dlaczego tak bardzo zależy Pani na jej aprobacie i budowaniu relacji z osobą, która najwyraźniej tego nie chce. Dlaczego przerzuca Pani winę na męża? On nie może zmusić swojej siostry do rozmowy z Panią. W takiej sytuacji warto odpuścić i skupić się na swoich emocjach, pracy nad sobą, budowaniem własnej wartości. Ta sytuacja nie powinna aż tak wpływać na Wasze małżeństwo, lepiej skupić się relacji z mężem, bliskości i radości ze wspólnego życia. Może z czasem uda się Pani nawiązać więź ze szwagierką, a teraz jest czas, by skupić się na sobie i swoich potrzebach, a nie przejmować się tym, na co Pani zupełnie nie ma wpływu. Proszę pomyśleć o konsultacji ze specjalistą, psychologiem, terapeutą, by omówić swoje emocje i zrozumieć, z czego mogą wynikać.
Pozdrawiam,
Dorota Żurek - psycholog.

Aleksandra Rydel
To, co opisujesz, nie dotyczy wyłącznie trudnej relacji z siostrą męża – to znacznie szerszy problem, związany z brakiem wzajemności, lojalności w relacji partnerskiej i poczuciem osamotnienia. Wielokrotnie próbowałaś nawiązać kontakt, rozmawiać, wyjaśniać. Z Twojej strony było zaangażowanie, inicjatywa, gotowość do budowania relacji – i to wszystko trafiało w mur. To wyczerpujące i frustrujące.
Sytuacja z weselem stała się punktem kulminacyjnym, ale nie była źródłem problemu – raczej konsekwencją długo ignorowanego napięcia. W relacji, która miała dawać wsparcie, znalazłaś się w roli osoby pomijanej. To zrozumiałe, że pojawił się gniew, żal i wycofanie. Utrata zaufania do partnera nie bierze się znikąd – to efekt powtarzających się sytuacji, w których Twoje potrzeby i granice były lekceważone lub niezauważane.
Z opisu wynika też coś bardzo ważnego: długo brałaś na siebie odpowiedzialność za „dobrą atmosferę” i relacje rodzinne, kosztem samej siebie. I to właśnie teraz się kończy – nie masz już siły udawać. To nie jest egoizm. To zdrowy mechanizm obronny.
Złość, którą teraz czujesz – do siostry, do męża, do całej sytuacji – jest sygnałem, że Twoje granice były zbyt długo przekraczane. I nie musisz ich już dalej przesuwać. Masz prawo nie chcieć uczestniczyć w weselu. Masz prawo być w tym wszystkim lojalna przede wszystkim wobec siebie.
Nie podejmuj teraz decyzji pod presją. To moment, który warto zatrzymać i przeanalizować – najlepiej z profesjonalnym wsparciem. Psychoterapia może pomóc Ci uporządkować emocje, przyjrzeć się, co w tym wszystkim jest Twoje, a co nie – i wrócić do kontaktu ze sobą.
Twoje emocje są ważne, nawet jeśli inni ich nie rozumieją. I nie musisz już niczego „udowadniać”. Wystarczy, że zadbasz o siebie.

Justyna Bejmert
Dzień dobry,
Z przedstawionego przez Panią opisu jasno wynika, że sytuacja od długiego czasu jest dla Pani bardzo obciążająca emocjonalnie. Mimo prób budowania relacji z siostrą męża, Pani zaangażowanie spotykało się z obojętnością. Poczucie wykluczenia, brak wsparcia ze strony męża i ignorowanie Pani granic wpłynęły na Pani samopoczucie i zaufanie w relacji.
Pani emocje są zrozumiałe. Czuje się Pani osamotniona, rozczarowana i pozbawiona głosu. Wesele tylko to pogłębiło. Decyzje były podejmowane bez Pani zgody, a mąż nie zareagował w sposób, który dawałby Pani poczucie bezpieczeństwa.
Proszę rozważyć rozmowę z psychologiem, by odzyskać przestrzeń dla siebie, uporządkować myśli i emocje. Warto też szczerze powiedzieć mężowi, że nie chodzi już tylko o siostrę, ale o brak jego wsparcia wobec Pani potrzeb i uczuć.
Ma Pani prawo nie iść na wesele, jeśli obecność tam wiąże się z cierpieniem. Ma Pani prawo przestać się poświęcać. I ma Pani prawo postawić granice, niezależnie od tego, co myśli rodzina męża.
Serdecznie pozdrawiam,
Justyna Bejmert
Psycholog

Natalia Bajkowska-Hajdziony
Dzień dobry,
zmaga się Pani z bardzo bolesnym tematem relacji i rodzinnej lojalności. Spróbuję to wytłumaczyć krok po kroku.
Kiedy jesteśmy dziećmi, pozostajemy zależni od rodziców i rodziny pochodzenia. Jest to naturalny proces lojalności wskazujący na to, że rodzice, decydując się na dziecko/dzieci biorą na siebie odpowiedzialność za ich życie. W bliskich relacjach pozostaje również rodzeństwo oraz czasem dalsza część rodziny.
Kiedy stajemy się dorosłymi i podejmujemy decyzję o wejściu w relacje z drugą dorosłą osobą, zawiązuje się nowa lojalność, wobec najbliższego mi człowieka męża/żony/partnera/partnerki.
Jeśli w rodzinie pochodzenia (rodzice, rodzeństwo) jest emocjonalna zgoda na fizyczną, emocjonalną niezależność i autonomię jednego z jej członków, nie prowadzi to zwykle do konfliktów między rodziną partnera/partnerki a wybrankiem/wybranką. Decyzje podjęte przez parę są przyjmowane bez konfliktów, nawet jeśli nie do końca są zgodne z wartościami rodziny.
Inaczej, kiedy osoba dorosła (i tu można podać przykład męża) oraz jego rodzina pochodzenia (siostra) nie przeszli procesu separacji w kierunku bycia indywidualnym, niezależnym dorosłym. Wtedy, kiedy opinie, charaktery, wartości rodziny i wybranki (w tym momencie Pani), są odmienne, dochodzi do tak zwanego konfliktu lojalności.
W dorosłej relacji, kiedy partner jest stawiany pośrodku dwóch odmiennych głosów, ważne, żeby wybrał Panią. Pozostanie "pomiędzy" jest niemożliwe w dłuższej perspektywie oraz niszczy obie relacje, nie pozwalając na "pójście dalej" w związku. Opowiedzenie się po Pani stronie jest odpowiedzialnością męża, nie Pani.
W takich sytuacjach (to częsty temat na terapii par, z którym się spotykam) zachęcam do rozmowy z kimś niezależnym, np. terapeutą par.
Jeśli chodzi o nurt terapii indywidualnej, to polecam dowolny, ze szczególnym przyjrzeniem się bliżej nurtowi systemowemu (odnoszącym się do relacji rodzinnych, przekazów rodzinnych)
Życzę wszystkiego dobrego!
NBH

Adela Szemczak
Dzień dobry,
dziękuję, że zdecydowała się Pani podzielić swoją historią. Zapoznałam się z nią uważnie i kilka obszarów w sposób szczególny zwraca moją uwagę.
Wydaje się, że zadaje sobie Pani pytania o to, jak dbać o potrzeby innych, nie opuszczając jednocześnie siebie i które z tych potrzeb są najważniejsze. Czy uczestniczyć w rodzinnych spotkaniach pomimo swojej niechęci i napięcia, wycofując swoje potrzeby i uczucia, ale zaspokajając potrzeby i oczekiwania innych? Czy odpuścić podobne uroczystości będąc blisko tego, czego Pani chce i co Pani czuje, narażając się tym samym na złość lub rozczarowanie ze strony otoczenia? Formuje się z tego pewnego rodzaju konflikt i przeciwstawne potrzeby i wyobrażam sobie, że może to rodzić napięcie.
Mam także wrażenie, że pisze Pani o temacie związanym ze stawianiem siebie na pierwszym miejscu oraz obdarzaniu swoich potrzeb należyta uwagą. Wydaje się, że doświadcza Pani jakiegoś rodzaju unieważniania swoich potrzeb ze strony rodzinnym i męża i że sama poszukuje Pani sposobu, aby o swoje potrzeby zadbać - co wiąże się z tym, co napisałam powyżej.
Czytam także o problemie relacyjnym pomiędzy Panią, a Pani mężem i jakiegoś rodzaju niejasnością co do uczuć, jakie Was łączą oraz przyszłości tego związku.
Nie napisała Pani, z jaką intencją podzieliła się Pani swoją historią tutaj i w jaki sposób eksperci na portalu mogliby na tu i teraz udzielić wsparcia. Z mojej perspektywy, warto rozważyć spotkania ze specjalistą, który może Pani towarzyszyć w układaniu i poszerzaniu świadomości związanej z ważnymi dla Pani sprawami. Jeśli jednak nie rozważa Pani takiego wsparcia, być może jest w Pani otoczeniu ktoś, kto w sposób życzliwy i otwarty będzie gotów Pani wysłuchać i zobaczyć w tym Pani perspektywę? Być może pomocnym będzie także rozmowa z mężem i podzielenie się tym, czego Pani doświadcza i czego Pani od niego potrzebuje? A może to właśnie zidentyfikowanie Pani potrzeb byłoby tutaj kluczowe?
Ponieważ sytuacja jest złożona, a ja mam do dyspozycji tylko to, co Pani opisała (a z pewnością jest to jedynie element rzeczywistości i całości), bardzo proszę sprawdzić, czy to, co napisałam, w jakimś stopniu odzwierciedla Pani sytuację.
Mam nadzieję, że znajdzie Pani dla siebie wsparcie, które pozwoli lepiej zrozumieć tę sytuację i znaleźć ukojenie.
Pozdrawiam ciepło,
Adela Szemczak

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Jeżeli przyczyną jest zdrowie i rozkładające ręce lekarzy, którzy nie są w stanie mi pomóc, bo ktoś zepsuł operację, a nikt nie będzie nakładał swojej ręki. Ja w ciągu roku przestałam być osobą sprawną fizycznie, przez to zdrowie moje się sypie i nikt w stanie nie jest mi pomóc. Co mam zrobić? Leków też nie mogę brać, bo jestem po ostrym zapaleniu trzustki. Z tygodnia na tydzień dowiaduje się o nowych chorobach, to jak mam się czuć jak mam z tym walczyć
Dzień dobry, może to być dość długie ale postaram się szybko opisać problem.
Od roku mierzę się z nasilonymi objawami zaburzeń lękowych i OCD, od około 6 miesięcy skutecznie to leczę. Mimo że teraz praktycznie w ogóle nie widać u mnie tych chorobowych zachowań, to jak się pojawią wszyscy mnie obwiniają i czuję się nonstop winna.
Moim głównym problemem wcześniej były ogromne trudności z wyjściem z domu gdziekolwiek, teraz wychodzę praktycznie codziennie. Problem jest, gdy źle się czuję albo zachoruje, przez to, że chodzę jeszcze do szkoły to w takim wypadku wiadomo, że pójście do niej mi nie pomoże. Zawsze gdy próbuje wtedy zostać w domu by lepiej się poczuć, wszyscy, rodzice i znajomi zarzucają mi tylko, że mnie nie ma, że ich zawiodłam i wszystko wygląda jak rok temu, gdy nie było mnie w szkole tygodniami bez przerwy, teraz zdarza się to naprawdę raz na więcej niż dwa tygodnie.
Czuję się winna, że w takiej sytuacji nie wychodzę, wszyscy chcą by mnie chyba nie było, dla nich przestałam się liczyć z dniem rozpoczęcia moich problemów. Wcześniej idealna przyjaciółka i córka, która zawsze chodzi szczęśliwa i ma dobre oceny, z problemami już jest inną osobą, która tylko robi na złość innym. Nikt nie wierzy w postęp mojej terapii, gdy się na chwilę pogorszy.
Od roku nie czuję, że gdziekolwiek mam swoje miejsce, zawsze dla kogoś nie jestem wystarczająca. Jestem lubiana i kochana tylko, jak jestem zdrowa. Czuje się z tym źle, czasami mam ochotę nawet nie wiem czy umrzeć czy się od wszystkich odciąć. Nonstop jestem w poczuciu winy, wszyscy wiedzą, że jestem osobą bardzo empatyczną, a i tak mówią mi tylko, że robię same problemy i to im się wszystkiego odechciewa. Za każdym razem, gdy mi się pogarsza, nie mogę pójść do terapeuty, bo niby to nie pomaga ,mam tam nie chodzić i marnować czasu na naukę itp.
Mam wrażenie, że nie znam nikogo ani nawet siebie- wszyscy mają w głowie idealną wersję mnie, której nie umiem spełnić. Ja swojej własnej też nie umiem odzyskać. Nie mam siły chodzić do szkoły, męczy mnie ilość bodźców tam, staram się a jak raz się nie uda to jestem najgorsza. Bardzo mi z tym źle, a nie mam jak zwrócić się do terapeuty, więc piszę tutaj licząc na wsparcie.
Mąż jest wybuchowy, mściwy dla mnie i ma cechy narcyza. Faworyzuje syna, a młodszą córeczkę pomija w wielu sytuacjach na przykład wyjazdach do miasta. Dom traktuje jak hotel rel i wypomina mi, że nie jest posprzątane, chociaż sam palcem nie kiwnie. Interesuje go tylko motoryzacja. Z ośmioletniego syna chce sobie zrobić męskiego kumpla i wszędzie z nim jeździ, byleby tylko synek nie siedział w domu, ze mną i córeczką. Przez to syn też nie szanuje siostry, wyśmiewa Ją, chociaż to jest cudowna, mała 5-letnia dziewczynka. Mąż pochodzi ze wsi a ja z miasta. Myślę, że jego nadrzędnym celem jest nie być w domu, tylko szukanie przygód poza nim. Jest furiatem, egoistą, który drze się z byle powodu na mnie i dzieci. Ciągnę ten związek, chociaż marzę, żeby odejść. Ale boję się reakcji. Jestem słaba, nie gotowa do walki rozwodowej Proszę o wsparcie.