
- Strona główna
- Forum
- kryzysy, związki i relacje
- Mój mąż ma dwie...
Mój mąż ma dwie twarze, dla mnie chłodną i obojętną, a dla innych w towarzystwie dusza człowiek, komplemenciarz. Czuję się gorsza, niewystarczająca.
IŻ
Agnieszka Wloka
Dzień dobry
wcale to nie było chaotyczne :) Dużo Pani pisze o tym, że Pani “czuje”, że mąż…tyle, że nie ma tu stwierdzeń “mąż powiedział mi”, “mąż zdradził”, “mąż zakomunikował, że jestem do niczego” - jasne, że Pani odczucia mogą być trafne, ale ja z kolei myślę, że po pierwsze Pani spojrzenie na siebie jest mocno zaniżone i poniżej prawdy o tym, kim Pani jest i kogo widzi w lustrze :) Od tego trzeba zacząć - od Pani samooceny - od pójścia do fryzjera, na siłownię, na tańce - na to co Pani lubi, co Pani sprawi przyjemność, co Pani sobie odmawia, bo szkoda czasu i pieniędzy :) TO NAPRAWDĘ WAŻNE, BO NAJPIERW PANI MUSI SIĘ POKOCHAĆ, ŻEBY KTOŚ PANIĄ POKOCHAŁ- warto też na poziomie poznawczym przeanalizować się pod takim pozytywnym kątem - ciężko samemu, ale albo rozmawiając z przyjaciółką, albo na medytacji, czasami przypominając sobie bliską zmarłą a kochającą osobę, można odnaleźć to, co dobrego ktoś we mnie widział… - proszę dać sobie nawet tydzień na sporządzenie listy 10 swoich mocnych stron, zalet, wartościowych cech.
Od tego mamy się odbić, żeby zacząć innym komunikować swoje potrzeby - żeby się też zastanowić czy z mężem macie czas i przestrzeń na bycie ze sobą i rozmowy, na przytulenie się do siebie - czy tak naprawdę to oboje się od siebie oddaliliście, tyle, że każdy z Was to inaczej przeżywa. Być może Pani zamartwiając sie swoją nieatrakcyjnością a on szukając atrakcyjności swojej poza domem - ZAIWESTUJCE W BYCIE RAZEM DLA SIEBIE
Trzeci kwestia, to właśnie mąż i jego potrzeby, jego inna wrażliwość, nieumiejętność okazywania uczuć - im bardziej otworzycie się na rozmawianie ze sobą nawet o codziennych sprawach, tym więcej będziecie wiedzieć, co się w Waszych codziennościach dzieje i skąd różne humory - zaprzyjaźnijcie się ze sobą:)
Agnieszka

Zobacz podobne
Ponad 3 lata po pierwszym rozwodzie związałam się z mężczyzną 9 lat młodszym. Szybko się wprowadził (nie do końca to była wspólna decyzja), zaskarbił sobie zaufanie dzieci. Był spokojny, małomówny, tolerancyjny. Rodzice jego też nas zaakceptowali. Przeszliśmy razem covid, śmierć mojego Taty. Sprawiła ona, że zawalił mi się świat. Szybko, niemal bez zastanowienia podjęłam decyzję, że tak-to jest ten na resztę życia. I udawałam, że nie widzę, że jest obrażalski nie wiadomo z jakich powodów, że po alkoholu nie jest ok, że najlepiej nie mieć swojego zdania.
Wzięłam Mamę pod swój dach, żeby ją wspierać po śmierci Taty. Zrobiło nam się ciasno, więc decyzja o kupnie domu, wspólny kredyt (mój wkład własny to w zasadzie materiały, wszystkie prawie sprzęty są kupione za pieniądze z darowizny Mamy i spadku). Mąż zadeklarował, że on wszystko zrobi (naprawdę potrafi wszystko). Sytuacja niemal idealna.
Ale zaczął odkrywać swoje oblicze. Skoro już nie mieszkał u mnie, to przestał się kryć ze swoimi socjopatycznymi zachowaniami. Dodam, że mąż jest osobą bardzo inteligentną ze świetną pamięcią. Wyzwiska i groźby z byle powodu- zjeb genetyczny, strzęp, pier..kretynka, Nie tylko po alkoholu. Poniżanie mnie i dzieci, że jesteśmy patusami, że zgnijemy bez niego, że on będzie stał i patrzył jak to wszystko sie wali.
Żale do teściowej tylko wzmogły jej wielką chorobliwą miłość do syna. Była nawet konfrontacja - w której mamunia ostatecznie wygłaskała i wyściskała synusia, bo to my jesteśmy tym złym obozem, a on najcudowniejszy.
I tak cyklicznie sie wszystko powtarzało, moje uczucie wyparowało, kiedy przyskoczył do mnie z nożem. Dlaczego mu na to pozwalałam- nie wiem.
Za chwilę były Święta, wtedy nagle zmarła moja Mama. Mam do siebie ogromny żal, że powiedziałam jej wiele przykrych słów, kierowana fałszywym poczuciem solidarności z panem i władcą.
Niedługo on się zwolnił z pracy, bo miał podjąć lepiej płatną załatwioną przez jego ojca. 4 miesiące siedział na moim utrzymaniu. Teściowie dokładali do kredytu i głaskali po glowie.
Byłam u prawnika, jeszcze rok temu było mnie stać na rozwód z jego pomocą, dziś nie. Kredyt, pożyczka, bo siostra upomniała sie o zachowek.. Wszystkie oszczędności poszły w remont i na utrzymanie domu i rodziny. On o tym dobrze wie, od początku jak powyzywał, pogroził to uciekał pod skrzydła mamusi. A ona cieszyła się z jego obecności i nawet nie zapytała czy mam z czego żyć i czy może mi jakoś pomóc. W końcu jej powiedziałam, że w tym trójkącie ja nie chcę żyć. Niewiele to dało.
Kolejna akcja, kolejna ucieczka, tekst teściowej - że może mu coś powiedziałam skoro sie tak zachował (wyzwiska i link do artykułu, gdzie mąż dusił i zakopał zwłoki żony). Przestałam odbierać telefony od teściowej, prawie miesiąc nie mieszkaliśmy razem. Byłam szczęśliwa, ale i pełna niepokoju o przyszłość. Doradca kredytowy utwierdził mnie w przekonaniu, że nie udźwignę zobowiązań, więc nadal z nim jestem i dzień w dzień myślę co z tym zrobić. Dodam, że syn rozpłakał się przy wychowawczyni, że ojczym mu groził, byłam wzywana do szkoły, niczemu nie zaprzeczyłam, ale powiedziałam, że kontroluję sytuację. Dzieci są dla mnie najważniejsze, córka ma 19 lat i ma lęk społeczny, nie odzywa się do mnie po tym, jak pozwoliłam mu wrócić do domu. Nie chcę kolejnej przeprowadzki, fundować dzieciom i sobie. Całe życie moich rodziców jest włożone w ten dom(pieniążki z darowizny i spadku). Chcę tu zostać, ale uwolnić się od tego socjopaty (sam sie do tego przyznał). Proszę o odpowiedź, czy mamy szansę na normalne życie.
Mój mąż jest zazdrosny o moje poprzednie relacje. Co robić w takiej sytuacji? Zazdrosny zaczął być w momencie, kiedy zaczął więcej dopytać o mają przeszłość. To dopiero po kilku latach związku. Przez to chodzi nerwowy, są kłótnie, wraca to do niego jak jakaś obsesja. Dodam, że na co dzień jak nie ma tych obsesyjnych myśli, jest nadal tym samym fajnym chłopakiem. Twierdzi, że te myśli są silniejsze od niego, że on tego nie chce. Nie jest zazdrosny też o mnie w kontekście teraźniejszości czy przyszłości - wie, że tylko on się dla mnie liczy. Teraz nie jest między nami idealnie i dobrze to wiem, ale chcę walczyć o nas, zawsze zresztą będę i chce mu/ nam pomóc, ale nie wiem jak. Czy kiedy zaczyna ten temat i dalej pyta odpowiadać na pytania? Jak z nim rozmawiać? Dodam, że ja mam lekowy styl przywiązania, boję się, że on odejdzie


