Już dostępna aplikacja mobilna Twój Psycholog
  • Wygodnie zarządzaj swoimi wizytami
  • Bądź w kontakcie ze swoim terapeutą
  • Twórz zdrowe nawyki z asystentem AI
Aplikacja mobilna
Dostępne w Google PlayPobierz w App Store
Left ArrowWstecz

Czuję się niepotrzebna w 23-letnim małżeństwie: brak wsparcia i bliskości od męża

Witam. Od pewnego czasu czuję, że lepiej byłoby wszystkim, gdybym zniknęła z ich życia, a zwłaszcza męża. Jesteśmy małżeństwem 23 lata. On był moim pierwszym chłopakiem i ostatnim. Mamy trzy córki, najmłodsza 15 lat i tylko ona jeszcze z nami mieszka, dwie starsze już na swoim. Od kilku miesięcy może dłużej mam wrażenie, że mu przeszkadzam. Jest dobrze (wg niego) jak się nie odzywam, robię swoje on swoje, wieczorem obejrzymy film i to tyle ze wspólnie spędzonych chwil. W łóżku coraz rzadziej dochodzi do zbliżeń. Niby mnie przytuli, ale to nie jest takie prawdziwe przytulenie, a raczej powalenie na mnie ręki i tyle. Gdy tylko odezwę sie, że coś mi nie pasuje, że mało rzeczy razem robimy, że nie czuje się ważna dla niego, to albo stwierdza że wymyślam, albo kończy się okresem milczenia i udawania ze wszystko jest w porządku przecież!? I ta cisza trwa, dopóki ja się nie odezwę pierwsza. Gdy już coś uda nam się ustalić, gdzieś razem wyjść to głównie z mojej inicjatywy. Jak on ma coś wymyślę to raczej nie doczekałabym się. Żadna terapia małżeńska nie wchodzi w grę, bo on nie widzi problemu i obcym ludziom nie będzie nic opowiadał. Ja wychowałam dzieci, mąż wciąż pracował, nigdy nie poczułam, że jest mi wdzięczny za cokolwiek, a sam oczekuje pochwał za wszystko. Jak dzieci były małe, to żyłam i jakoś to funkcjonowało, teraz jak dzieci dorosłe to sami ze sobą nie wiemy, jak żyć...

User Forum

Doris25

8 miesięcy temu
Agnieszka Radwańska

Agnieszka Radwańska

Dzień dobry,

Dwadzieścia trzy lata to długi okres bycia razem, w którym wiele się wydarzyło (np. przyszły na świat i dorastały Wasze dzieci). 

W tym czasie każde z Was nauczyło się sobie radzić i organizować czas, tak by sprostać codziennym zadaniom, a wychowywanie trójki dzieci jest wyzwaniem i często wokół tego toczy się życie rodziny. Czas wspólny dla pary rodziców jest wtedy mocno ograniczony. Gdy dzieci dojrzewają i wyprowadzają się z domu, tego czasu przybywa, ale po wielu latach może być trudno się w nim odnaleźć. Ważne, by otwarcie ze sobą rozmawiać nt. Waszej przyszłości, aktualnych uczuć i oczekiwań dotyczących czasu, który nastąpi po odejściu z domu ostatniej córki. Jeśli na ten moment mąż nie chce się otworzyć i jest zamknięty na szukanie wsparcia specjalistów, może Pani spróbować zachęcać go do wspólnych aktywności, mówić o własnych uczuciach i podpytywać o jego uczucia. 

Czasem życzliwe działania jednej strony mogą spowodować większą otwartość tej drugiej i stopniowo pomóc Wam się do siebie zbliżyć.

8 miesięcy temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dorota Patrzyk

Dorota Patrzyk

Dzień dobry,

bardzo porusza to, co Pani pisze – samotność w związku, poczucie bycia niewidzialną, brak bliskości. Myśli i emocje, które się pojawiają, są w pełni zrozumiałe. Po tylu latach życia razem i wychowywania dzieci można poczuć się zagubioną, zwłaszcza gdy nie doświadcza się już ciepła ani więzi od drugiej osoby.

Pisze Pani, że mąż dużo pracował, a wychowanie dzieci spoczywało głównie na Pani – warto zadać sobie pytanie: kiedy tak naprawdę przestała Pani czerpać wartości z tej relacji? Dobrze byłoby przyjrzeć się z bliska, jak ta relacja funkcjonowała na różnych etapach – nawet jeśli mąż nie wyraża chęci wspólnej pracy. Może Pani rozpocząć taką refleksję indywidualnie – wtedy celem nie jest szukanie ogólnie porozumienia, a raczej zrozumienie siebie w tym konkretnym układzie.

To, że pojawiają się myśli w stylu: „lepiej by było, gdyby mnie nie było” – to bardzo poważny sygnał, że jest Pani naprawdę trudno. Proszę nie zostawać z tym sama. Rozmowa ze specjalistą może być dobrym pierwszym krokiem. Ma Pani prawo zadbać o siebie, o swoje potrzeby i o swoją przyszłość – niezależnie od decyzji drugiej strony.

Trzymam za Panią kciuki,

Dorota Patrzyk

8 miesięcy temu
Kacper Urbanek

Kacper Urbanek

Dzień dobry, 

To, co opisujesz, pokazuje, że od dłuższego czasu czujesz się w swoim związku samotna, niezauważona, jakby Twoje potrzeby i emocje przestawały mieć znaczenie. Po tylu wspólnych latach, po wychowaniu dzieci i wspólnym budowaniu codzienności, naturalne jest to, że pragniesz bliskości, ciepła, prawdziwego zainteresowania drugiej osoby. Kiedy próbujesz mówić o tym, co Ci doskwiera, a spotykasz się z obojętnością lub unikiem, to może być bardzo bolesne i frustrujące. Brak dialogu sprawia, że człowiek zaczyna czuć się nieważny, a samotność w relacji bywa trudniejsza niż samotność fizyczna. Rozumiem też, że Twój mąż nie chce rozmawiać z kimś z zewnątrz, co może zamykać możliwość wspólnej terapii. Jednak Ty nadal masz prawo szukać dla siebie wsparcia, choćby w rozmowie z psychologiem indywidualnie, by móc bezpiecznie przyjrzeć się swoim emocjom, potrzebom, ale też odzyskać wewnętrzną równowagę. Czasami to właśnie od takiej spokojnej, osobistej przestrzeni wszystko może się zacząć zmieniać, nawet jeśli nie od razu w związku, to w Tobie samej. Nie jesteś w tym sama. I to, że mówisz o tym głośno, to już duży krok. Zachęcam Cię, byś sama skorzystała z formy wsparcia psychologicznego, tak abyś miała bezpieczna przestrzeń do zaopiekowania się tymi trudnymi sytuacjami.

 

Przesyłam dużo ciepła :)

Z pozdrowieniami 

Kacper Urbanek 

Psycholog, diagnosta 

8 miesięcy temu

Zobacz podobne

Jestem w jednostronnie niezwykle burzliwej relacji - manipulacje, szantaże emocjonalne.

Dzien dobry, mam relację z osobą, którą znam już 3 lata. Głównie piszemy, choć chodzimy do tej samej klasy i w sumie nigdy nie rozmawiałyśmy osobiście bardziej pisaliśmy i może przytulenie itp. 

Na początku była bardzo pewna siebie, energiczna i przyciągała moją uwagę, ale z czasem nasza relacja stała się trudna i wyczerpująca emocjonalnie. Wiem że nie mogę nikogo diagnozować, ale bardziej po prostu wyczuwam, podejrzewam, że ma cechy narcyza ukrytego niekiedy. Zauważyłam u niej zachowania, które mnie ranią i zastanawiają: robi „ciepło-zimno” raz jest miła, chwilę później zimna i zdystansowana, odwraca uwagę od swoich zachowań, żeby wyglądało, że to ja jestem winna, gdy próbuję wyjaśnić swoje uczucia, często robi z siebie ofiarę albo mówi, że ma mnie dość, głównie co w niej widzę to rola ofiary, ciągle wyolbrzymia wszystko, że wszystko ją rani, a ona jest dobra dla każdego i sie poświęca, że każdego stawia ponad siebie. 

Zmienia ton rozmowy w sekundę, co sprawia, że czuję się emocjonalnie wyczerpana, mówi, że się stara o mnie, choć o to nie prosiłam, i wymaga, żebym to doceniała i mówi, że ją to niszczy, że za mną biega, ale ja nawet nie chcę i obiecuje zmiany, np. wizytę u psychologa, a gdy przypominam, staje się agresywna, tłumaczy też ze przeze mnie sie nie zmienia, bo jej wypominam zachowanie jej, które mnie rani i które powtarza. 

Tłumaczy swoje manipulacje tym, że każdy manipuluje i to naturalne zachowanie człowieka i że robi to nieświadomie, albo reaguje agresją na to, że wyłapie manipulacje. Raz mówi, że jestem wspaniała i najlepszą i mnie kocha, że mam jej nie zostawiać, a raz, że jestem okropna i najgorszą osoba jaką poznała. 

Czuje jakby specjalnie wybierała swój wizerunek po kłótni np. że mnie kocha i się zmieni, że mam jej nie zostawiać  i błaga mnie i prosi, przeprasza choć dopiero mówiła, że jej niszcze życie jak też przypominam jej sytuację, gdzie mnie zraniła to mówi, że nie "pamięta" a jak jej wyśle screena tej wiadomości to zaczyna sie wkurzać - wymuszała kiedyś ode mnie nagie zdjęcia pisząc w schemacie ciepło-zimno i manipulacja emocjami jak nie chciałam wysłać to była okropna, że to nie ma sensu itp. 

Każdy błąd, który jej wytykam, ją tak boli, że zaczyna być agresywna i mną manipulować mówię np. ze mnie rani i sytuację przewraca na mnie, że to ja ją ranie albo że mam jej nie poniżać jak mówię tylko ,że "ranisz mnie zachowujesz sie manipualcyjnie" mówi też, że każdy chce ją wykorzystać seksualnie, choć to nieprawda, bo ona to robiła ze mną, ale wciąż zaprzecza tego, że dotykała mnie bez zgody. 

Czuję obrzydzenie do dziś, ale tak zaczęła pisać, że nie wiem już czy se wymyśliłam to czy co naprawdę. Często, gdy staram się ustawić granice lub powiedzieć, co mnie rani, reaguje agresją lub próbuje wzbudzić we mnie poczucie winy, w przeszłości pokazywała mi zdjęcia swoich ran i pisała, że chce skończyć ze sobą, co wywoływało u mnie ogromny stres i poczucie odpowiedzialności, mimo że nigdy nie powinnam tego czuć, odwraca sytuację tak, że to ja mam poczucie winy, a ona staje się ofiarą, ciągle poznaje nowych ludzi, z którymi chce się wiązać, a potem mówi, że zostali ją zranili, mimo że sama zachowywała się wątpliwie wobec nich, ale tłumaczy się że chce dla każdego dobrze i dostrzegać w każdym dobro. 

To powtarza się od lat i dotyczy też relacji rodzinnych, np. z mamą czy byłym chłopakiem. 
Czuję się ciągle manipulowana i wątpię czasem w to co myślę i czuję mam teraz myśli, że to sobie wymyślam i może na rację:/ Nie potrafię być do niej jakaś emocjonalna czuję się ciągle zdenerwowana przez nią jakbym nie miała emocji tylko te złe. Po takich interakcjach czuję się wyczerpana emocjonalnie i zdezorientowana jakbym była odpowiedzialna za jej uczucia i zachowania, choć wiem, że to nie moja rola. 
Chciałabym zrozumieć, czy jej zachowania to po prostu konflikty i różnice w relacjach, czy mogą to być oznaki manipulacji emocjonalnej lub innych trudnych schematów zachowań. To naprawdę długi temat, musiałabym dużo pisać, ale chciałabym tylko by spojrzeć na to, co robi teraz.

Mam problem w związku z partnerem. Wydaje mi się, że jest dziecinny i nie do końca dojrzały co z dnia na dzień coraz bardziej mi przeszkadza
Witam Mam problem w związku z partnerem. Ogólnie jest nam razem dobrze, jest opiekuńczy, okazuje mi czułość, mogę na niego liczyć i czuję się bezpiecznie jednak... Wydaje mi się, że jest dziecinny i nie do końca dojrzały co z dnia na dzień coraz bardziej mi przeszkadza mimo, że razem mieszkamy już kilka lat. Niedojrzały, co mam na myśli? Nie posprząta po sobie, łóżko nie pościelone, obok łóżka mogą leżeć śmieci, bierze jedzenie do innego pokoju to naczynia tam są dopóki nie zrobią się zielone czy też jak się przebiera zostawia ubrania tam gdzie je zdejmował. Niektóre jego zachowanie reż mnie irytuje - publicznie klepie mnie po pupie, jak coś ogladamy dmucha mnie w ucho, łaskocze jakimś włoskiem czy też wsadza ręce pod stanik od tak... Też dużo gra jak dziecko - czuję się wieczorami jak singielka, spędzam je całe w samotności i kładę się spać również sama. Rano wstaje do pracy a w weekendy gra do białego rana więc wstaje też po 14. Próbowaliśmy się dogadać, znaleźć kompromis ale oboje wynieśliśmy to z domu, braliśmy wzorce z rodziców przez co też inaczej do tego podchodzimy. Kompromis odpada a ja nie zamierzam się dalej męczyć i robić za służącą i znosić takie zachowanie z czego on też z gier nie zrezygnuje. Czytałam, że był podobny post jednak stwierdziłam, że opiszę i ja swoją sytuację. Od znajomych słyszę "to wygląda tak jakby jemu było tak wygodnie, bo na podany obiad, posprzątane, wyprane i blokuję ci szansę na prawdziwe szczęście". Jednak nie potrafię od tak powiedzieć, że to koniec bo jednak daje mi to poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa, uczucie kochania i że nie jestem z problemami sama. Przed takim wyborem: zostać i na siłę akceptować samotność i brak spełnienia niektórych potrzeb ale posiadanie tych ważnych wartości albo odejść przekreślając wiele lat związku ryzykując stoję już drugi miesiąc a w ostatnim czasie nawet przestałam wychodzić z domu, jeść czy też malować się. Nie daję rady, nie potrafię podjąć decyzji co mnie wyniszcza. Od razu też wspomnę, że terapia odpada :/
Kłótnie z mężem, problem z komunikacją. Nie chcę być uległą i przepraszać za rzeczy, które nie są do tego powodem. Nie chcę, by moje dzieci dorastały w takim domu.
Witam. Niedawno wróciliśmy całą rodziną z zagranicy do wyremontowanego mieszkania. Wszystko niby okej. Nie mamy problemów finansowych czy zdrowotnych. Od pewnego czasu nie możemy dogadać się z mężem. Chodzi o pierdoły. Byliśmy na zakupach, ja poszłam do kolejnego po coś, czego nam brakowało i zapłaciłam kartą, ponieważ nie miałam na tyle gotówki. Skończyło się awanturą w aucie, bo mieliśmy nie płacić kartą, a ja przed wyjściem nie powiedziałam, że chce to kupić i mąż nie przygotował na to gotówki. Będąc w sklepie nr 1 pytałam czy może pójdziemy i kupimy przy okazji to, czego brakuje i mąż w sumie nic nie odpowiedział. W aucie oczywiście mąż miał pretensje i uznał, że ja się nigdy do błędu nie przyznam, a ja najprościej w świecie uważam, że tu nie ma do czego się przyznawać . Kłótnie są w sumie o takie właśnie głupoty. Rano mieliśmy wyjść, a ja zrobiłam śniadanie i w sumie nie pomyślałam, że może to przeszkadzać, a mąż znów chciał wstać ubrać się i wyjść. Ja pomyślałam, że skoro jestem głodna to zrobię śniadanie dla nas i dzieci, a później wyjdziemy. No cóż kolejny raz problem z komunikacją. Okazało się, że sprawy z zagranicy nie zostały do końca załatwione i to też moja wina, ponieważ wszystkim ja sama się zajmowałam i według męża tak to załatwiłaś właśnie, że jest wszystko źle. Mamy dwoje dzieci . Nie chce, żeby one słuchały takich głupich kłótni . Starszy syn pyta, dlaczego ciągle się kłócimy. Mąż nie chce, żebym gdziekolwiek sama jechała nawet na zakupy . Pyta "to co, ja mam z nimi siedzieć? "( Z dziećmi) ja mogę jechać, ale tylko z nimi. Rozmawiamy później, po czym wiemy, że źle robimy, ale za chwilę jest to samo. Iść na kompromis, kiedy uważam, że nie mam za co przepraszać, bo kupiłam paczkę pampersów, o których nie powiedziałam, a on nie uwzględnił tego w pieniądzach na zakupy. Takich powodów dziennie może być milion. Znów ustępować, aby załagodzić sytuację i być uległą. Nie wiem czy tak powinno być, a może ja źle to widzę . Może on ma rację, a ja nie myślę i robię takie gafy, które mogą wyprowadzić z równowagi. Proszę niech ktoś na chłodno to oceni i powie czy to ma sens... Nie chce, aby dzieci dorastały w takim smutnym domu. Dziękuję wam.
Czuję, że inna osoba ma być moim sensem życia, że miłość trzyma w tym odpowiedzialność. Nie potrafię być w zdrowym uczuciu. Pomocy!
Cześć. Mam 28 lat, Około miesiąca temu poznałem za pomocą portalu kobietę 36 letnią. Generalnie, po kilku dniach zacząłem się wycofywać, bo nie satysfakcjonowała mnie płynność naszego kontaktu. Ona jednak potrafiła po kilku dniach przyznać się do błędu, zaproponować spotkanie itd. Generalnie, ze mną jest tak, ze ja po wielu wielu porażkach, zwiększam z każdą kolejną osobą wymagania i oczekiwania co do kogoś . Mnie interesuje tylko miłość i określone zachowania, doświadczenia, muszę w tej osobie widzieć. I ona miała to wszystko.., rozumieliśmy się, było naprawdę fajnie. Kiedy się spotkaliśmy , dogadywaliśmy się , przytuliliśmy, pocałowaliśmy się. No z mojego punktu widzenia te randki były dla mnie wielkim szczęściem. Lecz doszło pewnego razu do sytuacji, że ja wyrażając to szczęście, wyrażając, że życie nabrało dla mnie smaku, dostałem dość potężny cios w postaci informacji, że tą osobę przerażają moje nadzieje. Nie rozumiałem tego wszystkiego. Twierdziła, że ni ma ochoty być za kogoś odpowiedzialna. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co ma na myśli. Po kilku rozmowach przez internet i randkach, wreszcie zacząłem szukać sensu w tym co się dzieje. Bo na żywo ta osoba była dla mnie kochana, rozmawialiśmy o jakiejś bliskiej przyszłości, żartowaliśmy na temat ewentualnych dzieci. Ona sama potrafiła powiedzieć ‘Ty masz rację, że cierpisz przez moich byłych’ (to dotyczyło jej przerażenia moją nadzieją) . Więc ja cały czas myślałem, że problem nie jest po mojej stronie. Rozumiałem to jako ostrożność w zaufaniu z jej strony, więc generalnie byłem spokojny, że jeśli ja tego nie zepsuje, to będzie kolorowo. Zdarzyły się jeszcze takie rzeczy, że gdy ją przerażały moje nadzieje, to przyśnił mi się taki sen , w którym ona po jednym dobrym dniu między nami, nagle postanawia się wycofać słowami ‘To jednak dla mnie nie ma sensu” . Gdy opowiedziałem jej ten sen, ona powiedziała „Tak, to jest możliwe” . To wszystko było dla mnie takie przykre. Ja wtedy jeszcze nie rozumiałem, że to ja mam problem. Potrafiło być tak, że później się spotykaliśmy i znów robiliśmy sobie nadzieje, rozmowami o przyszłości itd. Traktowałem to bardzo serio. Myślałem , że myśli o mnie poważnie. Zakładałem, że w jej wieku mówi się jak jest, nie gramy w żadne gry i nie potrzebuję się głębiej zastanawiać co się kryje za jej słowami. Budowała mnie bardzo wdzięczność z jej strony, docenialiśmy swoje zachowanie, poświęcenie sobie czasu. Ja kilka razy , gdy przesadnie mi dziękowała za mój czas, to powiedziałem, że ja nie robię tego by się podlizać, tylko po prostu tego potrzebuję. Ona uznała to za mądre podejście. Ja wtedy naprawdę bardzo nabierałem ochoty do życia. Byłem sam od 6 lat, jest mi ciężko, jestem stworzony do miłości, a zawsze jej brakuje, w ostatnich kilku miesiącach zacząłem się podnosić, lekko ale jakieś tam mniejsze cele zaczynałem realizować. Ona dopełniła moją energię do życia. I teraz tak. Któregoś razu znów dopadł mnie koszmar, że ona zrywa ze mną kontakt. Tym razem nie chciałem jej tego mówić, bo pocieszenie w stylu ‘tak się może zdarzyć’ jest dla mnie czymś bardzo przykrym. Natomiast gdzieś tam w ciągu dnia, mówiłem, że męczy mnie jakiś koszmar, wyraziła wsparcie, umówiliśmy się na kolejne spotkanie, znów było dobrze. Natomiast gdzieś wieczorem wyraziłem taką chęć, że chciałbym kilka wspólnych zdjęć. Ona odpowiedziała, że nie lubi takich rzeczy, bo dziś zrobi zdjęcia, a jutro coś się stanie i będzie koniec znajomości. I mnie to bardzo dobiło tego razu. Byłem już po tym śnie , ona tez sama z siebie lubi wspominać o tym końcu znajomości. Ciężko mi to było przełknąć, że ona tak jakby próbuje wymagać gotowości na taką ewentualność. Wypisałem do niej dłuższą litanię w tym temacie, że jej zachowanie na żywo nie pokrywa się z tym jak rozmawiamy przez internet, że często wspomina o tym końcu znajomości, przerażają ją moje nadzieje. W każdym razie wyraziłem duży żal. Ona bardzo się wycofała, zezłościła ją moja analiza. Wycofała się z całej tej relacji, wygarniając mi mój bardzo duży angaż. Wyjaśniła mi na czym polega jej niechęć do odpowiedzialności za czyiś sens życia. I wreszcie do mnie dotarło o co w tym wszystkim chodzi. Mam 28 lat i odnalazłem w sobie przypadłość, która się nazywa uzależnieniem emocjonalnym. Jest to dla mnie olbrzymi cios. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak można inaczej . Zawsze byłem pewien, że moje myślenie (Kobieta, rodzina, dzieci, to priorytet, to sens życia , to szczęście, to moja energia, to jest dla mnie najważniejsze i o to będę dbał najbardziej) ,zawsze byłem pewien, że to najlepsze podejście jakie może mieć facet, który próbuje osiągnąć miłość. Niestety okazuje się, że to potworna choroba, lęk przed samotnością, brak własnego życia. Bardzo trudno wyobrazić mi sobie, żeby zacząć robić to inaczej, żeby przestać tak bardzo w kogoś wierzyć, przestać traktować to jak największy skarb, sens życia. Boję się , że nawet terapia , może mi w tym nie pomóc, że mogę posiąść dużą wiedzę teoretyczną, a jednak chęć najsilniejszej miłości będzie silniejsza ode mnie za każdym razem. Byłem tak wiele lat pewien, że to moje podejście jest jedyne właściwe, a jednak się okazuje, że sam sobie robię krzywdę. To dla mnie olbrzymi cios, nie potrafię się z tym pogodzić. Koniec końców ja wychodzę na koniec tych związków jako zły człowiek, a robiłem wszystko , żeby być jak najlepszym. Jest mi bardzo ciężko wyobrazić sobie kontynuowanie swojego życia. Jestem introwertykiem, domatorem, bardzo mało otaczam się ludźmi, często mnie to męczy i wracam niezadowolony do domu. Rzadko mam jakieś zajęcia poza pracą, żeby mnie coś pochłonęło. Ciężko mi wyobrazić sobie, żeby zmusić się do takich zmian, by być zdolny do zdrowej miłości.. Samotność bardzo często mnie boli, ale jedyne lekarstwo jakie na mnie działało, to kobieta myśląca o związku, nic innego nie dodawało mi energii w życiu jak poczucie miłości. Pomocy…
Mój partner patrzy się na inne w mojej obecności.
Mój partner patrzy się na inne w mojej obecności... Ja wiem, temat rzeka, jedni mówią tak, a drudzy mówią inaczej. Partner, jak gdzieś idziemy razem, to patrzy się na wszystkie dziewczyny, co mi kompletnie przeszkadza... Nie potrafi się opanować, mówi, że jest to od niego silniejsze, nie zważając na to, że mnie tym krzywdzi. Wchodząc bardziej w szczegóły, nie czuję się atrakcyjna w jego oczach, nie mówi komplementów, nie patrzy się na mnie, jak na tamte dziewczyny, bardzo rzadko mnie dotyka. Szlag mnie trafia, jak spędzamy czas tylko "we dwoje", czemu w cudzysłowiu? Bo jest cała masa dziewczyn, na które musi się pogapić, co mi odbiera całą radość z randki. Nie mam ochoty z nim wychodzić na basen czy plażę, bo on większość uwagi zwraca na ciała innych kobiet. Jest mi cholernie przykro, że on obłapia wzrokiem inne kobiety. Nie patrzy na mnie z takim pożądaniem, jak na inne. Komplementy zazwyczaj słyszę, jak się o nie upomnę ("i jak, ładnie mi w tej sukience?") Sam z siebie nic... Jest mi bardzo źle,  zresztą- on o tym wie, bo mu mówiłam, co mi nie leży, tylko nic sobie z tego nie robi. Powiedział tylko, że lubi sobie popatrzeć na atrakcyjne kobiety i że w sumie też mu się podobam... Z tym, że to, co mówi, nie jest spójne z tym co robi... Ciężko czuć się atrakcyjnym dla partnera ,jeśli on tego nie okazuje
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!