Left ArrowWstecz

Jak radzić sobie z rozbieżnością wartości i oczekiwań rodziców oraz poczuciem niesprawiedliwości

Mam nieco apodyktyczną Matkę, która zawsze źle tolerowała bunt + pasywnego Ojca alkoholika (funkcjonujący). Od 2 dekad nasze relacje się poprawiły po burzliwym okresie. Rodzice pomagali mi początkowo finansowo z mieszkaniem, ja starałam się odpłacić im pomocą i obecnością w trudnych chwilach np. operacja Mamy, pomoc przy działce rodzinnej, pomoc w opiece nad Babcią (starcza demencja) pomoc drobna oraz fizyczna (sprzątanie jej domu, opieka nad psem, pomoc w opłacaniu rachunków itp.), pocieszanie jej w chwilach stresu. Powiedziała mi kiedyś, że cieszy się, że jestem blisko i że można na mnie polegać. Niedawno dowiaduję się od brata, że Matka nie ma poczucia oparcia we mnie i boi się, że będę na ich garnuszku. Dodam, że nigdy nie szukałam pracy więcej niż 3 miesiące, nigdy też rodzice nie musieli na mnie łożyć w takich sytuacjach. Zmagam się z depresją (lżejsza) od ponad dekady i zainwestowałam pieniądze w psychologów, psychiatrów oraz leki. Obecnie funkcjonuję całkiem dobrze mimo okazyjnych problemów w zarządzaniu stresem. Nie mam partnera i perspektyw na dzieci. Brat jest specjalistą IT, zamożnym mieszkającym w stolicy oraz z partnerką. Jestem nieco zaskoczona, bo sądziłam, że przez lata pokazuję - mam swoje problemy Mamo, ale staram się i jestem przy Tobie. Okazuje się jednak, że ona w pewnym sensie widzi we mnie ciężar. Zastanawiam się jak to rozumieć. Trochę wygląda to jakby moja praca i wysiłek, okazywanie uczuć Mamie przez "akty posługi" nie mają takiej wartości, jak sądziłam. Nie czuję zazdrości do brata, cieszy mnie jego sukces i kibicuję mu bardzo. Nie rozumiem jednak, gdzie popełniłam błąd. Dodatkowo wartości, jakie wpajała we mnie - brak egoizmu i poszanowanie pieniądza, teraz nie wydają się wartościowe. Czasem krytykuje mnie za skąpstwo mimo, że jej podstawowym priorytetem przez lata było budowanie majątku. Rozumiem lata 90te były ciężkie i ubogie, rodzice mieli duże wyzwania i stres. Sądziłam jednak, że będzie zadowolona, ze kontynuuję jej wartości w moim życiu. Czy ktoś z Was spotkał się z podobną sytuacją? Tzw. wychowano Was w pewnych wartościach i z przekazem, że powinniście spełniać oczekiwania rodziców, a potem po latach okazuje się, że Wasze posłuszeństwo i starania, aby je spełnić, nie mają takiej wartości. Mam wrażenie pewnego oszustwa, wpojono mi wersję A którą kontynuowałam latami, wpojono mi że muszę zapracować na miłość i wynagrodzić im trudny charakter. Teraz jednak przerzucili się na wersję B inne wartości i ja nie pasuję do tej wizji. Jak rozumieć takie przemiany? Dzięki za ewentualne sugestie jak to oswoić.

User Forum

Anonimowo

w zeszłym tygodniu
Monika Włodarkiewicz

Monika Włodarkiewicz

Widzę , że pytanie kierowane jest do osób, które spotkały się z taką sytuacją/miały podobne doświadczenia. Spróbuję jednak odnieść się do niego z innej strony. 

Słyszę, że informacje od brata sugerujące, że Pani matka nie postrzega Pani jako wsparcie, są dla Pani bolesne i dezorientujące. Nie wiem, jaką macie możliwość rozmowy na ten temat, może skonfrontowanie tego z mamą pomogłoby zrozumieć, co się stało, bo jest to jednak bardzo krótka informacje. Nie znamy pełnego kontekstu. Byłaby to też przestrzeń na odniesienie się i podzielenie własnymi emocjami wokół tego tematu. 

Z całej wypowiedzi wybrzmiewa jednak, że zdanie rodziców ma ogromne znaczenie dla określenia Pani wartości. Jaka jest Pani wersja i wartości? A, B a może jednak jest jeszcze jakaś trzecia wersja C?

 

Podsumowując, pomocne w zrozumieniu tej przemiany mógłby być poznanie jej przyczyn i kontekstu podczas rozmowy z mamą następnie skonfrontowanie Pani odbioru tej sytuacji, czyli tego, co Pani przeżywa i myśli z tym, co dzieje się po stronie rodziców, jednak najważniejszym elementem w mojej ocenie jest odpowiedzenie na pytanie, dlaczego w życiu dorosłym to dla mnie takie ważne i bolesne zarazem.

 

Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze jest chęć i przestrzeń na rozmowę z obu stron. To jest zwykle ta najtrudniejsza część. 

 

5 dni temu
Katarzyna Kania-Bzdyl

Katarzyna Kania-Bzdyl

Droga Anonimko,

 

1) myślę, że to, co usłyszałaś od brata, powinnaś poruszyć w rozmowie z mamą, ponieważ nie masz pewności, czy takie słowa padły, a jeśli tak, to co miała mama na myśli. Nie snuj wniosków na podstawie tego, co usłyszałaś od brata (pośrednio), lecz przedyskutujcie to z mamą :)

 

2) od kiedy dzieci są od tego, aby spełniać oczekiwania rodziców, i to jeszcze w wieku dorosłym? Wspominasz o posłuszeństwie,  a ja tu widzę coś, co sięga dalej, a mianowicie mam wrażenie, że starasz się zapracować na akceptację i miłość rodzica (czyt. akceptacja warunkowa), nieustannie się starasz, jakbyś co chwilę sprawdzała "mamo, a teraz? Teraz mnie pokochasz?". Zdecydowanie jest to temat do przepracowania z psychologiem, do czego Cię gorąco zachęcam, ponieważ widać tu pewne niejasności w relacji rodzic-dziecko.

Trzymam za Ciebie kciuki! :)

 

Serdeczności,

 

Katarzyna Kania-Bzdyl 

5 dni temu
Olga Jędrzejewicz

Olga Jędrzejewicz

Dzień dobry, wyobrażam sobie, że taka sytuacja, w której wkładała Pani wysiłek, by spełnić wymagania rodziców, ale okazało się, że to nie przyszło zamierzonego efektu, musi być bardzo trudna. Powodów wspomnianej "przemiany" Pani rodziców może być pewnie bardzo wiele, być może zmieniło się coś w ich życiu?

Pisze Pani o "zapracowaniu na miłość" i być może to ważny trop w kwestii Pani uczuć w tej sytuacji.

Myślę, że w takiej sytuacji warto zastanowić się, czemu tak naprawdę miał służyć wkładany przez Panią trud. Co dla Pani osobiście oznaczałoby to, gdyby rodzice nie doceniali wkładanego przez Panią wsparcia? Co by się stało, gdyby Pani przestała być takim oparciem dla rodziców jak jest teraz?

Może warto zastanowić się, czy chce Pani nadal żyć w ten sposób, jeśli wspieranie rodziców nie spełnia zamierzonego efektu. Może są inne osoby, poza rodzicami, na których wsparcie emocjonalne może Pani liczyć? 

Zachęcam do poszukania odpowiedzi w sobie, a jeżeli będzie to trudne samodzielnie to do kontaktu z psychologiem / psychoterapeutą.

 

Pozdrawiam

Olga Jędrzejewicz

Psychoterapeutka CBT i Schematu

5 dni temu
Martyna Jarosz

Martyna Jarosz

Pani historia pokazuje, jak skomplikowane mogą być relacje rodzinne, szczególnie gdy w tle obecne są silne osobowości, niełatwa przeszłość i zmieniające się oczekiwania. Wychowanie w określonych wartościach, a potem ich redefiniowanie przez rodziców, może prowadzić do poczucia dezorientacji i niesprawiedliwości. To naturalne, że Pani czuje się zdezorientowana i zastanawia się, gdzie popełniła błąd.
 

Warto jednak spojrzeć na tę sytuację z innej perspektywy – być może Pani nie popełniła żadnego błędu. Rodzice, podobnie jak każdy człowiek, zmieniają się z czasem, kształtowani przez swoje własne doświadczenia, lęki i starzenie się. Oczekiwania wobec dzieci mogą ulegać przesunięciu, niekoniecznie z premedytacją, ale raczej jako skutek ich ewoluujących potrzeb. Możliwe, że Pani mama, obserwując sukcesy Pani brata i jego stabilność finansową, zaczęła inaczej patrzeć na Pani sytuację. Nie oznacza to, że Pani wysiłki nie były dla niej ważne – często to, co robimy dla rodziców, jest dla nich oczywiste i niemal niewidoczne, dopóki nie zaczynają porównywać różnych aspektów życia.
 

Pani sytuacja pokazuje również pewną dynamikę w relacji rodzic-dziecko, w której rodzice mogą mieć trudność w docenieniu nie tylko wsparcia emocjonalnego i fizycznego, ale także indywidualnej ścieżki życiowej dziecka. Pani całe życie konsekwentnie kierowała się wartościami wpajanymi przez matkę, co mogło sprawić, że czuje się Pani niejako „oszukana”, ponieważ teraz te wartości wydają się mniej ważne. Być może dla Pani mamy budowanie stabilności finansowej, stało się bardziej istotne niż wcześniej, kiedy priorytetem było poświęcenie i pomoc. Może także odczuwa lęk związany z przyszłością i potrzebą zapewnienia sobie większego bezpieczeństwa. Kluczowe w tej sytuacji jest uświadomienie sobie, że Pani życie ma wartość niezależnie od tego, jak inni je oceniają. Starała się Pani być wsparciem dla mamy i rodziny, wykazując ogromne zaangażowanie i troskę – to są wartości, które nie tracą na znaczeniu, nawet jeśli ktoś w danym momencie nie potrafi ich w pełni dostrzec.  Może warto spróbować porozmawiać z mamą, otwarcie zapytać, skąd biorą się jej lęki i jakie ma oczekiwania wobec Pani. Czasem rodzice nie wyrażają swoich obaw wprost, a zamiast tego kierują krytykę, która może sprawiać wrażenie odrzucenia.


Najważniejsze, aby pamiętać, że to Pani życie, a jego wartość nie powinna być określana wyłącznie przez zmienne oczekiwania rodziców. Jest Pani osobą samodzielną, świadomą swoich wyborów, a to ma ogromne znaczenie. Jeśli emocje związane z sytuacją są dla Pani trudne, może warto także skonsultować się z psychologiem, który pomoże przepracować te uczucia i znaleźć sposoby na radzenie sobie z nimi. Długotrwałe poczucie niesprawiedliwości i niezrozumienia może być obciążające, a wsparcie specjalisty może przynieść ulgę.
 

Proszę dać sobie przestrzeń na własne refleksje i na to, by zaakceptować, że nie zawsze jesteśmy w stanie sprostać cudzym oczekiwaniom – i nie musimy tego robić za wszelką cenę. 

Pozdrawiam
Martyna Jarosz

3 dni temu
Aleksandra Rydel

Aleksandra Rydel

To, co opisałaś, jest doświadczeniem wielu osób, które dorastały w rodzinach z trudnymi wzorcami przywiązania – szczególnie tam, gdzie obecne były lęk, kontrola lub uzależnienie. W takich relacjach łatwo zatracić granicę między dawaniem a udowadnianiem, że zasługuje się na miłość.

To, że Twoja mama zmienia swoją ocenę Twojej postawy, nie musi świadczyć o Twojej wartości – a raczej o jej wewnętrznych lękach, które mogą być dziś silniejsze niż dawniej. Wiele Twoich gestów, choć niezwykle cennych, mogło nie zostać zauważonych, bo nie wpisują się w jej sposób myślenia o "wsparciu". A przecież byłaś obecna, zaangażowana, lojalna – nie dlatego, że musiałaś, ale bo chciałaś.

Zachęcam Cię, byś dziś nie próbowała już zasłużyć – tylko uznała wartość, którą już w sobie masz. Czasem największym przełomem jest zaakceptowanie, że uznanie, na które czekamy od lat, może nie nadejść – i nauczenie się dawać je sobie samej. 

Jesteś ważna. I nie jesteś w tym sama.

4 dni temu
Natalia Krawiec-Jokiel

Natalia Krawiec-Jokiel

Witaj :) 

 

Przede wszystkim bardzo Ci dziękuję za podzielenie się swoją historią, to akt dużej odwagi. Z fragmentu Twojej wypowiedzi mogę wnioskować, że czas Twojego rozwoju był bardzo trudny, a postawy rodziców nieprzychylne. Mimo to ciesze się, że udało Ci się zainwestować dużo w polepszenie swojego funkcjonowania. 

W odniesieniu do Twoich pytań i wątpliwości - zastanawia mnie jedno - jak Ty chciałabyś żyć? Co dla Ciebie jest ważne? Dużo tu o rodzicach, mało o Tobie. Przede wszystkim zastanawiam się, czy Twoje dążenie do zadowolenia rodziców, spełniania oczekiwań ma sens... Dzieciaki nie są od tego. Można się zastanowić czy w ogóle w rodzicach można osiągnąć coś takiego jak zadowolenie? Stan zadowolenia warunkujemy sobie sami, my wiemy, co nas cieszy, z czego czerpiemy radość, to właśnie zadowolenie. 

Rodzicom nie musimy nic wynagradzać. Nie jesteśmy do tego stworzeni. 

Myślę sobie też, że może warto rozważyć rozmowę z mamą w temacie niejasności, które słyszysz od niej i od brata, ta niejasność może wzbudzać w Tobie duże napięcie. Jeśli zmagasz się z depresją, warto eliminować czynniki, które nie są jej pomocne, a tylko wzmacniają objawy niepożądane. 

 

Pozdrawiam Cię serdecznie,

Natalia Krawiec-Jokiel 

3 dni temu
Damian Piotrowski

Damian Piotrowski

Witam,

 

Wygląda na to, że doświadcza Pani pewnej sprzeczności ze strony Mamy. Z jednej strony oczekuje od Pani pomocy i jak Pani napisała "musi Pani zapracować na miłość i wynagrodzić trudny charakter" a z drugiej strony mówi, że nie ma w Pani oparcia.

 

Widzę, że wywołało to w Pani duże poruszenie, które jest adekwatne do tej trudnej sytuacji. To, co może Pani zrobić dla siebie to skierować właśnie uwagę na siebie i na swoją reakcję na tę sytuację. Dobrze Pani to ujęła "wpojono mi" - może wcale tak nie musi być? Przekazy rodzinne - to co mówią nam rodzice - często towarzyszą nam w dorosłym życiu i często ich nie podważamy, nie zastawiamy się a dlaczego tak? a skąd to? Pani właśnie to zauważyła - pewien przekaz - którym, się Pani kierowała wcześniej,  teraz przestał przynosić oczekiwany skutek.

 

Proponuję dalszą refleksję nad tym problemem samodzielnie lub z pomocą psychologa, lub psychoterapeuty. W samodzielnej refleksji można skorzystać z różnych materiałów samopomocowych np. książka: "Emocjonalne pułapki przeszłości. Jak przełamać negatywne wzorce zachowań?" Autorów: van Hannie Genderen, Gitta Jacob, Laura Seebauer.

 

Życzę powodzenia,

Damian Piotrowski,

Psycholog

 

3 dni temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Może to nie ten nurt, może jakoś nie jesteśmy dopasowani psycholog i ja?
Na ostatniej sesji u psycholog poczułem się oceniony, tak jakby jej się wyrwało, że "nie uczestniczyłem w wychowaniu dziecka" i po chwili urwała temat słowami, że teraz to sobie tak wybiegła. Nie dokończyliśmy tematu po to był koniec sesji. Zostałem z tym do kolejnego spotkania, cały czas mam uporczywe myśli o co chodziło, czy to jakieś jej prywatne stwierdzenie? Mam problemy z lękami, niską samooceną, depresją i do tego doszły co jakiś czas myśli samobójcze. Na terapię chodzę już od roku czasu, a zamiast mieć jakąś ulgę to coraz większe napięcie czuję no i te myśli. z reszta często tak jest że z gabinetu wychodzę w gorszym stanie niż przyszedłem, jakiś temat jest rozgrzebywany nie dokończony i zostaję z tym, nie wiem jak sobie radzić. Takie nierozwiązane tematy się nawarstwiają, bo dochodzą kolejne i to takie błędne koło. Mam straszny mętlik w głowie przez to. Sesje są w nurcie psychodynamicznym, strasznie się to wszystko wlecze, efekty mierne, nie mogę funkcjonować w pracy, domu. Może to nie ten nurt, może jakoś nie jesteśmy dopasowani psycholog i ja? czy ciągnąć to dalej?
W wakacje miałam okres, w którym widziałam różne zjawy
Witam, w wakacje miałam okres, w którym widziałam różne zjawy. Spałam z zapaloną lampką. Nie widziałam ich kątem oka, ale wprost patrzyłam się na nie, a one na mnie. Potrafiłam dokładnie opisać ich wygląd. Skóra spinała mi się od tej strony, od której przebywały. Co to mogło być?
Mam wrażenie, że jestem wyobcowany społecznie - co zrobić?

Czuję, że stoję z boku wszystkiego, jakbym był jakimś obserwatorem, a nie uczestnikiem życia. Nawet kiedy jestem wśród ludzi, czuję się samotny i oderwany. Mam wrażenie, że nic naprawdę do mnie nie trafia. Zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest przypadkiem coś w rodzaju społecznego wyobcowania, jakbym nie pasował do tego, co się dzieje wokół.

Witam. Mam 39 lat, opowiem w skrócie - 4 lata temu, nad morzem mój stan zdrowia nagle się pogorszył
Witam. Mam 39 lat, opowiem w skrócie - 4 lata temu, nad morzem mój stan zdrowia nagle się pogorszył ( zaczęło się od walenia serducha ), poprosiłam o pomoc lokalny szpital, gdzie mnie przebadano i uspokojono, lecz w tym stanie z walącym sercem kolejnego dnia w panice wracałam do domu. Puls był ponad 100 a czułam się roztrzęsiona. Po powrocie do domu zaczęła się diagnoza od lekarza do lekarza, aż wylądowałam na oddziale ginekologii, gdzie mój endokrynolog zlecił szereg badań. Wyszła IO oraz podejrzenie przerostu kory nadnerczy ( co potem wykluczono ) oraz problemy hormonalne tarczycy. Doszłam do siebie, po 2 msc wróciłam do pracy. Nerwy, stres itp., gdyż nie potrafiłam sobie poradzić z tym, co czuję, skąd to się wzięło, tym bardziej, że psycholog nie widziała tu żadnego podłoża, jak tylko podłoże chorej tarczycy i hormonów. Obecnie od pt znów się źle poczułam - całą sobotę i niedzielę miałam w mega nerwach - w głowie lęk, panika i strach czy to znów to samo, co kiedyś. Wczoraj w niedzielę już było ciut lepiej, jak i dziś - obudziłam się a w środku czułam drżenie - później ciut ucichło lecz nadal dziwnie się czuję. Na codzień biorę euthyrox n25 oraz concor a powinnam brać także metformine, lecz jej nie biorę :( za 3 tyg mam endo. Czy to nerwica, czy hormony, bądź tarczyca daje takie objawy ? Miesiączkę teraz miałam tydzień temu, która była opóźniona o 24 dni :/ proszę o pomoc, gdyż mam wrażenie, że jestem z tym sama, bo nikt mnie nie rozumie. Za tydzień mam wyjazd a już się boję.
Do jakich skutków psychicznych poza depresją może prowadzić hejt?
Borderline i spektrum autyzmu - już jestem wykończona rollercoasterem emocji i zachowań.
Mam 17 lat. Niedawno dostałam diagnozę spektrum autyzmu I nieprawidłowej osobowości chwiejnej emocjonalnie borderline. Ciągle borykam się z trudnościami na jakie niestety trafiam. Moje funkcjonowanie jest na tyle ciężkie, że muszę zażywać się lekami i ciągle zwiększać dawkę. Mam teraz taki epizod, że leżę w łóżku i myślę tylko i wyłącznie o przykrych rzeczach, odcinam się od bliskich, znowu po mojej euforii jest gwałtowny dołek (temu diagnoza nieprawidłowej osobowości chwiejnej emocjonalnie). Nie wiem już co robić. Mija już 2 lata od tego "rollercoastera" I różnymi ciężkimi wyzwaniami. Co prawda diagnoza wyjaśniła mi bardzo wszelkie moje zachowania, obyczaje, emocje jednak zastanawiam się tylko jak mogę mając te diagnozy sobie radzić? Mimo chodzenia obecnie regularnie na terapię, nie brakuje mi momentów krzyku, agresji, płaczu, izolacji a najgorsze, krzywdy bliskich i samej siebie.
Czy to padaczka, czy może jakieś zaburzenie psychiczne?
Dzień dobry, Czy to padaczka, czy może jakieś zaburzenie psychiczne? Tężyczka wykluczona, czekam na wynik eeg. "Atak" zaczyna się silnym uczuciem deja vu, ścisk w gardle, mrowienie nóg, nudności, uczucie omdlewania i przechodzi. Pojawia się podczas zwykłych czynności, a także podczas snu.
Od 2 lat uczęszczam do psychologa. Od długiego czasu zaczęłam odczuwać bardzo silne emocje do swojej Pani. Czuje się z tym źle. Mam wrażenie, że to uczucie miłości.
Dzień dobry, od 2 lat uczęszczam do psychologa. Od długiego czasu zaczęłam odczuwać bardzo silne emocje do swojej Pani. Czuje się z tym źle. Mam wrażenie, że to uczucie miłości.Czuje z tego powodu poczucie winy i wstydu. Pojawia się ta osoba również w moich snach. Potem wybudzam się z płaczem,ponieważ nie chcę tego doświadczać. Jest to dla mnie trudne i niekomfortowe . Wiem,że terapeuta nie jest przyjacielem ani rodzicem. Ja nawet nigdy nie miałam zamiarów przenosić tej relacji poza gabinet. Po prostu czuje do niej miłość jako do człowieka. Jest bardzo piękną,atrakcyjną i mądrą kobietą. Największy przypływ pozytywnych emocji odczuwam gdy darzy mnie komplementami. Często podkreśla moją urodę i charakter. Niestety ja wiele razy przekroczyłam granice tej Pani. Potrafiłam pisać codziennie po kilka wiadomości. Teraz już ona wycofała się z tego,mamy większy dystans. Doskwierają mi natrętne myśli na temat jej osoby. Nie chcę czuć tego co czuje. Przynajmniej nie wobec człowieka,który ma mi pomóc i jest tylko specjalistą. Nie umiem sobie z tym poradzić i nie wiem jak rozwiązać tą sytuacje. Próbowałam terapii u innego terapeuty,ale nie chcieli mnie przyjąć mówiąc,że uczucia przeniesienia, utarte schematy które ciagle powtarzam mogłyby powielać się w następnej relacji. Czy powinnam powiedzieć tej Pani o tym co tak naprawdę do niej czuje? Czy nie spotkam się z odrzuceniem ? Jest mi wstyd za to co czuje i nieraz płacze z tego powodu.
Czy kontynuacja już indywidualnie terapii po terapii małżeńskiej jest ok?

Mam pytanie- zakończyliśmy z mężem terapię małżeńska , z skutkiem pozytywnym 🙂 Natomiast pani psycholog stwierdziła, że powinnam przepracować kilka tematów z dzieciństwa i zaproponowała, że już po zakończonej terapii małżeńskiej mogę spotkać się indywidualnie. Czy to jest ok?

Czy zaburzenia spektrum autyzmu mogą być zdiagnozowane w wieku 20 lat?
Czy to możliwe, by wykryć autyzm w wieku 20 lat? Bo mam dziwne wrażenie, że mogę mieć, ale jednak nie chcę dokonywać samo - diagnozy.
Znajomy egocentryk, narcyz udając przed moją rodziną troskę o mnie, specjalnie wyjawiał prywatne sprawy, o których mu mówiłem lub stawiałem mu granice.
Witam, jestem 34 letnim mężczyzną bez dzieci i związku. Alkohol i używki to raczej dla mnie norma, jednakże wiem jak na mnie działają i wpływają. Przez te i inne "rzeczy" ludzie znaleźli możliwość by kontrować moje spostrzeżenia i argumenty, moimi "słabościami" . W momencie kiedy mówię prawdę lub wytykam ich błędy, reagują ofensywnie wyciągając brudy z mojej przeszłości "ponieważ dzieliłem się nimi w zaufaniu", atakując mnie i omijając w ten sposób glowny temat rozmowy. Większość życia nie rozumiałem skąd biorą się moje problemy, używanie i bardzo skrajne zachowania zwłaszcza po alkoholu. Teraz jestem o wiele bardziej świadomy i nie używam substancji, żeby wpływać na swoje uczucia, wręcz odwrotnie. Moje uczucia i emocje wpływają na ludzi i zarzucają mi oni przyjmowanie substancji jako kontrę na moje słowa. Wmawiane mi jest, że nie potrafię sobie radzić, że gdy używam to wylewam złość i inne negatywne emocje na ludzi "którzy mnie otaczają" co jest absurdem, skoro pierwsza lekcja uczy, że tak działają ludzie uzależnieni. Staram się z każdym, na trzeźwo, rozmawiać, możliwe, że coś przegapiłem i mają rację. To oni używają argumentów, które mają na celu mnie zranić, przypominając sytuację z czasów, kiedy nie byłem na tyle świadomy i faktycznie popełniałem błędy. Czy jest to zdrowe, gdy człowiek po śmierci matki, utrzymanek swojego brata, biorący l4 przy każdej możliwej sytuacji, nie leczący się, napiętnował i wytykał błędy innym, zwłaszcza będąc egocentrykiem. To pogłębia moje poczucie własnej wartości, mimo świadomości, że jest inaczej. Stara się on mnie zdominować tymi narzędziami, wmawiając mi, że ze mną jest coś nie tak, nie będąc samemu do końca zdrowym. Potrafi po naszej "sprzeczce" dzwonić do mojej rodziny i mówić im, że ja robię rzeczy, które mu się wydaje, że robię - idąc jego tokiem myśli- zaburzając nasze spokojne życie, w którym ja nie jestem kimś, kto zaburza nasza harmonię, sprowadza się to wszystko do tego, że sprzeczka z nim oznacza wysłanie wiadomości do moich bliskich przez niego o mnie, że coś że mną nie tak. Pisał i dzwonił nie raz do moich bliskich, po naszych sparingach słownych, rzeczy, które były bardzo prywatne i dawno temu, sprawiając, że cała rodzina bała się o mnie mimo braku zagrożenia. Jego motywacją było sprawienie mi przykrości. Jako egocentryk, kiedy wypomniałem mu też kilka jego błędów i problemów, po zakończeniu dyskusji, przez moją dominację w rozmowie chciał, żebym czuł jego niezadowolenie. Ostatnim razem, gdy tak było, faktycznie nadużywałem wielu substancji, czułem brak zrozumienia u bliskich znajomych, nie rodziny. Kończąc kontakt uderzyłem w kilka czułych punktów tego kolegi. Po zablokowaniu go wszędzie, pisał i dzwonił po kolei do siostry i mamy, co miało być niby jego troską, po odwyku i regulacji kontaktów w rodzinie i znajomymi, przyznał się, że kierował się chęcią zemsty i teraz cieszy się, że to wyszło mi na "dobre".
Czy picie alkoholu i palenie papierosów może zwiększać ryzyko zachorowania na zaburzenia psychiczne?
Dzień dobry, Czy picie alkoholu i palenie papierosów może zwiększać ryzyko zachorowania na zaburzenia psychiczne?
Dlaczego moja dziewczyna chce uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez osobę, która ją kiedyś skrzywdziła?
Dzień dobry. Mam dylemat i chciałbym się zapytać o coś co dotyczy gwałtu. Moja dziewczyna, w młodości (12-13 lat), była co jakiś czas gwałcona przez swojego o rok starszego kuzyna. Wtedy nie rozumiała co się dzieje, a on ją trzymał tak, że nie mogła się wyrwać.Nie zgłosiła tego nigdzie, nikomu wtedy nie powiedziała. Po jakimś czasie (ok. rok) to się skończyło. Podobno mieli bardzo dobre relacje później. Do tej pory utrzymują sporadyczny kontakt. Tłumaczy to tym, że przecież to było dawno, a oni byli dziećmi. Nie rozumiem już samego utrzymywania tego kontaktu, nawet sporadycznego. Teraz ten kuzyn organizuje ważne wydarzenie i moja dziewczyna, mimo moich obaw i obiekcji, chciałaby, żebyśmy razem się na tym wydarzeniu pojawili. Czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć to z psychologicznego punktu widzenia? Dlaczego nadal utrzymują kontakt? Dlaczego chce uczestniczyć w jego życiu i w ważnych dla tego kuzyna wydarzeniach?
Mam poczucie natręctwa, gdzie wszystko musi być perfekcyjne, aż ja poczuję ulgę. Zaburza to moje funkcjonowanie, przyjemności czy redukcję stresu.
Dzień dobry, od dawna mam trudności z czytaniem książek i różnych tekstów. Zajmuje mi to bardzo dużo czasu, a problem polega na natrętnym powtarzaniu w głowie słowa aż do uczucia ulgi i spełnienia, wracanie się do poprzednich zdań z obawy przed ich zapomnieniem czy błędnym odczytaniem. To się dzieje szczególnie na końcu stron, trudniej mi się czyta, wolniej i kilka razy przewracam stronę w tył. Dzieje się to przy książkach, ale i różnych czynnościach, słowach w głowie, które "w głowie" oznaczę sobie jako bardzo ekscytujące, ważne, nie jestem w stanie się zabrać do czynności bez doprowadzenia siebie i otoczenia do perfekcji. Próbowałam wiele rozwiązań, ale nie przynosiły efektów. Przez ten problem, odkładam wiele przyjemności i sposobów na zredukowanie stresu, marnuję bardzo dużo czasu. Nawet dni, które przeznaczę na czytanie czy inne przyjemne czynności, zazwyczaj kończą się na złym samopoczuciu i nie produktywności, a nawet nie udaje mi się wykonać planów. Dochodzi do frustracji, że znajomi mają "więcej" czasu na relaks, a dla mnie przeczytanie książki, niby tak proste, jest męką. Do tego dochodzi szybkie zaspokajanie negatywnych emocji poprzez jedzenie, a późniejsze problemy z wagą i hiperglikemiami reaktywnymi (które są na tle stresowym), do kolejnego stresu, dermatilomanii na całym ciele i okropnego samopoczucia psychicznego i fizycznego... Jeszcze nie znalazłam w Internecie żadnego wyjaśnienia takich objawów, a niestety nie mam możliwości umówienia się do specjalisty. Są chociaż jakieś sposoby, żeby zacząć z pomocą na własną rękę?
Dzień dobry, moja żona ma stwierdzona depresję, bierze jakieś średnio silne antydepresanty, ostatnio jest również mobbingowana w pracy, wraca zapłakana i ma wszystkiego dość
Dzień dobry, moja żona ma stwierdzona depresję, bierze jakieś średnio silne antydepresanty, ostatnio jest również mobbingowana w pracy, wraca zapłakana i ma wszystkiego dość. Chciałbym prosić o pomoc, podpowiedź jak uzyskać zwolnienie L4 dla niej na jakieś 2-3 miesiące, by w spokoju mogła sobie z czystą głową poszukać innej pracy. Bądź czy znalazłby się jakiś lekarz, który mógłby mi takie L4 pomógł załatwić. Bardzo mi zależy, bo widzę, jak ona z dnia na dzień traci resztki radości z życia, co przekłada się na naszą rodzinę. Bardzo proszę o pomoc.
Czuję się czasem, jakbym była w innym czasie swojego życia niż jestem aktualnie
Czuję się czasem, jakbym była w innym czasie swojego życia niż jestem aktualnie, czuje inny klimat życia, inne postrzeganie, inne odczucia z jakiegoś roku i czuję się przetransportowana. Wtedy gubię siebie. Nie wiem, jak mam coś postrzegać, jak mam znowu być sobą... i jak znowu tak samo postrzegać życie. To się pojawia w różnych momentach w ciągu dnia, nawet gdy nie myślę o jakiejś sytuacji... co robić?
Jestem bardzo wrażliwa, naiwna, łatwo mnie wykorzystać, ale też trzeba wiedzieć jak.
Jestem bardzo wrażliwa, naiwna, łatwo mnie wykorzystać, ale też trzeba wiedzieć jak. Bardzo dużo osób w tym moi najbliżsi, skrzywdzili mnie (szantaż emocjonalny,..., czy molestowanie (przez konkretną osobę)). To wszystko głównie działo się podczas pandemii. Pogorszyły mi się oceny, samopoczucie i ogl z takiej energicznej, optymistycznej, kreatywnej dziewczyny zmieniło się na takie pudełko bez dna. Nie wiem, jak inaczej to określić - bardzo często mylę rzeczywistość ze snem/moimi myślami/fikcyjnym światem, mam wrażenie często, że to, co się w danej chwili dzieje to nie jest prawdziwe, albo że czas inaczej płynie (zbyt wolno jak wejdę w taki jakiś stan, a kiedy z niego wyjdę, to mam wrażenie, że za szybko). Nieustanne poczucie pustki, nic dosłownie nic nie czuję. Często mam wrażenie, jakbym się zaczynała dusić (mam problem z oddychaniem czy przełykaniem, z niewiadomego powodu), albo jakby mnie coś przygniotło (czuję się strasznie ciężka), praktycznie cały czas mam wrażenie jakbym była na jakiś prochach (kręci mi się w głowie, jestem zmęczona nie zależnie jak długo lub krótko śpię, mdłości, bóle głowy, wszystko potrafi mi wirować przed oczami albo się po prostu rusza (odsuwa/przysuwa, zmniejsza/zwiększa)). Boli mnie bardzo często brzuch (ciśnie). Około 3 lata temu znienawidziłam siebie - wygląd, charakter, no wszystko. Cały czas zazdrościłam moim rówieśnikom dosłownie wszystkiego. Znienawidziłam się na tyle, że przyśniło mi się, jak umieram w bardzo bolesny i dość długi sposób (jakbym czuła, że właśnie na to jedynie zasługuje) i od tamtego czasu zasłaniam się (nie świadomie/automatycznie) lepszą wersją siebie, która nie istnieje i nie zaistnieje (mam całkowicie inny charakter, budowę ciała, głos, WSZYSTKO). Często też wyobrażam sobie śmierć, albo cierpienie moich bliskich (tak jakbym im tego życzyła, a ja często nie robię tego świadomie, po prostu myśli same mi się nasuwają) lub swoją. Nie potrafię się skupić i mam problemy z pamięcią (wszystko pamiętam jak przez mgłę), nie potrafię powiedzieć, co robiłam wczoraj, nawet godzinę temu (muszę się intensywnie zastanowić/skupić, żeby sobie przypomnieć, albo wszystko poukładać ). Nie lubię, jak ktoś zadaję mi dużo pytań, bo nie umiem się wysłowić/opisać, albo określić, o czym myślę. Gadam do siebie często (bardziej do głosu w swojej głowie, albo ludzi, których obok mnie nie ma, ale istnieją i nie mówię jedynie o wymyślaniu scenariuszy). Często mam wrażenie, że jestem obserwowana, nie czuję się bezpiecznie, codziennie mam takie mini ataki paniki - duszności, przyśpieszone tętno, potliwość, wspomniane wcześniej mdłości i zawroty głowy, drżenie (nie widać tego, ale ja czuję, jak się trzęsę w środku, czasem tak bardzo, że ciężko mi coś utrzymać w rękach), nie czuję się zrozumiana i mam wrażenie, że wszyscy są negatywnie do mnie nastawieni. W grudniu zaczęłam się se!f h@rmow@ć, przestałam, jak mama zobaczyła i minęły prawie dwa miesiące. Znalazłam parę godzin temu ostrze od temperówki, którym sobie robiłam krzywdę i nagle nabrałam giga ochoty znowu to zrobić, poddałam się pokusie i zrobiłam sobie trzy kreski, poczułam dziwną satysfakcję (nie jestem masochistką, bo nie przepadam za uczuciem bólu). Ja od zawsze tłumie w sobie emocję - złość, smutek, itd. ale zawsze trzymałam to w sobie, jak przestałam czuć cokolwiek to zaczęłam być bardziej obojętna, ale jednak bywały sytuację wywołujące u mnie stres, niepokój, itd. i choć nie okazywałam tego, albo nie czułam jakoś specjalnie, to jednak czułam, że to we mnie siedzi (czułam ciężar przygniatający mnie psychicznie). Nie płacze, często czuję, że potrzebuję, ale nie potrafię, jak mi się chcę płakać to albo zbiera mi się Jedynie do powieki, albo zaczynam się śmiać. Jakiś czas temu powróciły moje tiki nerwowe z czasów przedszkolnych/klas 1-3, albo po prostu jakieś moje takie dziwne zachowania (np. muszę przejść obok konkretnej strony słupa, albo muszę stać w odpowiedniej odległości czy z odpowiedniej strony kogoś, bo inaczej robię się nerwowa i czuję się zagrożona). Jestem wrażliwa na hałas (nie lubię, jak ktoś bardzo głośno mówi, bo mnie zaczynają boleć uszy i robi mi się słabo). Nie wiem, co jeszcze dopisać, to są takie najważniejsze rzeczy. Przepraszam za tak długi opis, nie chciałam opuścić czegoś ważnego.
Czy można korzystać z psychoterapii NFZ nie będąc ubezpieczonym?
Czy można chodzić do psychoterapeuty na NFZ z depresją, fobią społeczną czy nerwicą lękową nie będąc ubezpieczonym?
Jak przekonać osobę z depresją dwubiegunową do regularnego przyjmowania leków?

Witam, moja teściowa (60 lat) choruje na depresję dwubiegunową z objawami psychozy i manii. Teściowa ma przepisane leki - conwulex i depakine (tak czyta się te nazwy). Teściowa ma problem z zadbaniem o higienę i prostymi czynnościami. Mieszkamy 600 km od niej, lecz ma blisko siebie resztę rodziny. Teściowa co jakiś czas przestaje brać leki i zawsze kończy się na szpitalu psychiatrycznym. Czy może ktoś dać rady, jak możemy przekonać ją do brania leków w momencie, kiedy przestaje je brać? Całą rodziną bardzo prosimy o rady, niestety teściowa nie zgodzi się na stałe wizyty na psychoterapii. Teściowa nagle po prostu przestaje brać leki i kłamie wszystkim, że bierze.

Niezrozumienie ze strony terapeutki - boję się mówić o swoich uczuciach.

Witam,

od miesiąca uczestniczę w terapii na dziennym oddziale leków i nerwów. Omawialiśmy mój problem, który bardzo mnie porusza. Jedna z terapeutek powiedziała, że chce do niego powrócić w kolejnym tygodniu. Kiedy nadszedł ten czas i zaczęliśmy nad nim pracować, druga powiedziała, że ma dość o tym rozmawiać.

Moje pytanie brzmi, czy jej zachowanie to metoda terapii? 

Nie ukrywam, że zadziałało na mnie to bardzo źle i boję się teraz mówić o czymkolwiek.