Left ArrowWstecz

Kryzys suicydalny, psycholog nie pomaga.

Witam, mam myśli samobójcze, gdyż od wielu lat mam problemy życiowe, które z roku na rok się nawarstwiają. Nie pomaga mi nic, żadna wizyta u psychologa. Moja sytuacja jest tak trudna, że ludzie płaczą, gdy słyszą moją historię. To jedno wielkie piekło. Czasami czuję, że muszę odebrać sobie życie, bo wyczerpałam już limit cierpienia. Nie wiem, co robić. NIe chcę żyć w takim świecie.
Zofia Kardasz

Zofia Kardasz

Dzień dobry,

przy tak trudnych przeżyciach nie pomoże wizyta u psychologa. Warto podjąć regularną psychoterapię, która najprawdopodobniej potrwa jakiś czas. Przy takim poziomie cierpienia myślę, że warto “zaryzykować” i podjąć ten wysiłek - może okaże się, że z czasem pojawi się ulga?

Pozdrawiam serdecznie 

Zofia Kardasz

 

 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Justyna Czerniawska (Karkus)

Justyna Czerniawska (Karkus)

Dzień dobry,

Przy występowaniu myśli samobójczych polecałabym jednak rozpoczęcie procesu psychoterapeutycznego zamiast wizyt u psychologa. Psychoterapeuta ma więcej narzędzi pozwalających pracować z myślami samobójczymi. Jeżeli występowanie myśli samobójczych trwa dłuższy czas to rozważyłabym również wizytę u lekarza psychiatry. 

Pozdrawiam serdecznie,

Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta 

1 rok temu
Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Dzień dobry,

jak rozumiem sytuacja jest dla Ciebie bardzo trudna i mimo prób rozwiązania nie zmieniła się na lepsze. Myśli samobójcze są wskazaniem do hospitalizacji a przynajmniej do natychmiastowej konsultacji z psychiatrą. Jeśli jest to niemożliwe to sugerowałabym skorzystanie z telefonów zaufania:Telefon Zaufania Fundacji „Twarze Depresji” 22 290 44 42, Całodobowa Linia Wsparcia 800 70 2222, Antydepresyjny Telefon Forum Przeciwko Depresji (22) 594 91 00.

Pozdrawiam

1 rok temu
depresja

Darmowy test na depresję - Kwestionariusz Zdrowia Pacjenta (PHQ-9)

Zobacz podobne

Partner zarzuca mi brak swojego życia towarzyskiego. Ja nie wychodzę tak często, choruję, ale zachęcam go do wychodzenia samemu.
Dobry wieczór, mój problem związany jest z partnerem tęskniącym za młodością, ja tak określam ten problem. Jesteśmy małżeństwem od 2 lat, znamy się 10 lat, oboje pracujemy, ja dodatkowo studiuje zaocznie. Mamy umiarkowane życie towarzyskie, dla mnie optymalne, dla partnera zbyt nudne. Ja dodatkowo dość poważnie choruję, stąd też ograniczam kontakty towarzyskie z powodu częstego złego samopoczucia. Ale zawsze mówię mężowi, żeby nie siedział razem ze mną w domu, jeśli dla niego to nudne, tylko, żeby wychodził do ludzi. Problem w tym, że on sam rezygnuje z tych aktywności, a potem za wszystko obwinia mnie, że to przez moje choroby itp. Próbowałam spokojnej rozmowy, tłumaczenia, zapewnienia, że może przecież sam, nic nie działa. W kłótniach często odwraca kota ogonem i mówi, że robi to dla mnie albo przeze mnie, i że przeze mnie jego samopoczucie jest zaburzone. Już nie wiem co robić. Czasem sama zaczynam myśleć, że fakt, że nie jestem towarzyska oraz, że często zdrowie nie pozwala mi korzystać z życia, wpływa na niego i niszczy mu życie.
Mam pytanie . Jestem mężatką od 16 lat, mamy 2 dzieci, chłopaka 11 lat i dziewczynkę 7 lat. W tym czasie na wspólnych wakacjach byliśmy tylko 3 razy
Mam pytanie . Jestem mężatką od 16 lat, mamy 2 dzieci, chłopaka 11 lat i dziewczynkę 7 lat. W tym czasie na wspólnych wakacjach byliśmy tylko 3 razy. Za pierwszym zagroziłam mężowi, że się rozwiodę z nim, za drugim on zaproponował wyjazd w góry, a za trzecim zrobiłam awanturę, więc spędziliśmy urlop w rodzinnym mieście korzystając z basenu, kina teatru itp. Rok temu obiecał mi, że urlop spędzimy razem, ale dostał urlop w innym terminie (tłumaczył się, że źle w firmie zanotowali termin). Mamy jechać w listopadzie na wyjazd we dwóch (czyli bez dzieci pierwszy taki wyjazd) który był wcześniej planowany, ale on pytał mnie czy może z nami jechać jego brat, za rok także chce, aby jechał z nami i naszymi dziećmi jego brat kawaler. Czy to jest normalne? Jak jadę do siostry czy do mamy, on nie chce z nami jechać. Namówić go na jakikolwiek wyjazd czy wyjście jest trudne. Nie spotyka się często bratem. Nie chodzą na piwo. Spotykają się wtedy, kiedy jeden z nich potrzebuje pomocy drugiego np. naprawić auto, skosić trawę itp. Nie ma znajomych. Dodam jeszcze, że kiedy dzieci były małe, proponowałam mężowi, aby zabrał brata oraz osobiście szwagrowi, aby jechał z nami, ale wtedy nie chciał ani jeden, ani drugi. Nie wiem czy mąż chce jeździć z bratem, czy jego brat chce jechać z nami. Czy taka sytuacja jest normalna? Dodam, że wcześniej kilka razy byłam na wakacjach ja z dziećmi. Dostałam pieniądze które starczyły na bilet i noclegi oraz może 3 dni pobytu. Resztę pieniędzy to zaoszczędzone z domowego budżetu, odkładane cały rok. Raz w roku z przyjaciółką jadę gdzieś na 3-4 dni. (Bez męża i dzieci) Zbieram cały rok z kieszonkowych. Domowymi obowiązkami dzielimy się. Co sądzicie o moim mężu, bo już straciłam cierpliwość. Czy to normalne, że nie spędzamy czasu razem, że nie lubi jeździć, nie ma znajomych. A jak już gdzieś jedziemy czy to z dzieciakami, czy bez, to chce zabrać brata?
Nie mam ochoty na poprzednie aktywności, jestem ciągle zmęczona - czy to wypalenie?
Witam! W ciągu tego roku podjęłam się 24 h nauczania w szkole, to mój pierwszy rok, kończę studia, piszę pracę magisterską, doświadczałam też podcięcia skrzydeł w ważnych dla mnie sytuacjach. Do tego dochodzą obowiązki domowe. Czuję się zniechęcona do nauki na kolejny egzamin, czuję presję napisania mgr. Towarzyszy mi zmęczenie. Spędzam coraz więcej czasu przeglądając socjal media. Jestem zmęczenia. Czuję, że nie mam ochoty wracać do poprzednich aktywności (sprzed tego roku) Czy to wypalenie? Mam też subiektywne wrażenie, że czas urlopu nie naprawi sprawy. Co najlepiej zrobić?
Jak radzić sobie z emocjonalną huśtawką w małżeństwie i brakiem dbałości ze strony męża?

Zacznę od tego, że być może ja mam ze sobą jakieś problemy a na pewno na tle psychicznym, ponieważ strasznie zostałam skrzywdzona rok temu przez męża, a w sumie przez samą siebie - dlaczego?
Mąż dosyć często stawiał, przez 20 lat bycia razem, na życie zawodowe - praca, praca i jeszcze raz praca. Rzadko miał czas dla mnie i dzieci, zazwyczaj bywałam z dziećmi samą w domu, ciągle pranie, sprzątanie, gotowanie, czekanie aż wróci do domu - niestety zmęczony, no i zero pożytku, wiadomo. 
Zaczęłam szukać towarzystwa ludzi, z którymi pogadam, wykorzystam czas jak mąż jest w pracy, nie tylko na szmatach i garach, ale by odzywać się do ludzi. I tak się stało, iż poznałam ludzi, nie do końca fajnych, bo takich, którzy spotykają się, aby plotkować o wszystkim i o niczym, którzy pili i ćpali. Wcięłam się w ten świat, zaczęło mi pasować, razem z nimi piłam, aż się rozpiłam. 
Zaczęłam wierzyć w to, iż moje małżeństwo się rozpada, mąż tylko praca, potem filmy i spać, a ja tak naprawdę nieważna, nie było czasu, aby porozmawiać czy super spędzić czas, nawet w sferze intymnej. Nie mieliśmy dla siebie czasu, oddalałam sie od męża i doszło do tego, że wyrzucił mnie z domu. Miał dosyć moich schadzek, alkoholu i awantur. 
Popsułam sie strasznie, ledwo uszłam z życiem, chore serce, a teraz głowa popsuta przez alkohol, trauma jak mąż mnie zranił, mimo prośby wiele razy, że jestem - bądź ze mną, nie praca i praca. Rozumiem, nie ma ludzi do pracy, pieniążki potrzebne, ale można, jeśli sie chce, podzielić życie zawodowe, a prywatne - do męża nigdy to nie docierało. 
Uwielbia swoją prace po prostu. Kiedy tłumaczę, że wiecznie jestem sama, że tęsknie, nie mam do kogo sie odezwać, to jakby grochem o ścianę. Kiedy mnie wyrzucił, zaczęło do mnie docierać, co tak naprawdę w życiu jest dla mnie ważne, moje zdrowie, szczęście, prawdziwa miłość pożądanie, seks. Postanowiłam wszytko zmienić, poszłam na terapię odwykową, minął ponad rok nie piję, nie chcę, walczę z tym, żal mam do męża ogromny, lecz juz mniejszy. Wróciłam - nasze życie zaczęło się układać, chociaż mimo wszystko jakieś są przeplatane dni z męża strony. Potrafi raz pragnąć mnie, innym razem być chamski, kłamać, robić nadzieję a ja wierzę po prostu we wszystko. Że kochankę ma czy wdał się w romans, plotki poszły u niego w pracy, czemu zaprzeczał, lecz dziwne zachowania nie dają mi często spokoju. Raz czuły, kochany magia, przebudzenia w nocy zaczęło mi sie to podobać, że pożądam męża. Niestety zdarzają się sytuacje jak czegoś nie ma, a ja pożądam, w frustracji staję sie jakąś wredną i podłą osobą, wyzywam męża, robię dramy, ponieważ mam potrzeby czułości, on daje, ile może, nie mam co narzekać. Jedynie, co mnie rani i boli i wprawia o strach to to, jak mąż potrafi mnie krytykować, że jestem kretynką, pustą, głupią, nikt by ze mną nie wytrzymał, że przy mnie człowiek dostanie zawału, boi się spać itp. Następnego dnia albo od tak przeprosi albo nawet nie mówiąc, że to emocje nad nim górują. Nie wiem, co myśleć, jak popadnie w szał potrafił złapać mnie za gardło. 
Rzadko rozmawia o danych problemach, ostatnio jedyny temat rozmowy z mojej strony to jest sex, ponieważ widzę jak było kiedyś, a jak jest teraz i daje jasne sygnały mężowi, on nie słucha lub słucha jak zgaszone radio. Kiedy mówię za każdym razem słyszę od męża, że ta rozmowa go usypia. Nie mam z kim otwarcie porozmawiać, wygadać się - mam koleżankę, która zna dobrze mnie, jak i męża, jej zawsze mogę sie zwierzać i tak sie stało. 
Mąż dowiedziawszy się, że rozmawiałam z nią na nasze tematy, stwierdził, że gadam źle o nim i nagle atak nerwów - nie pozwolił do siebie podejść, odpychał. Mąż potrafi mi powiedzieć, że taki się staje agresywny przeze mnie, że ja z niego takiego robię, tłumaczę nie raz, że nie mam zamiarów, on uważa inaczej, że ja nie liczę się z nim, z jego potrzebami, a tylko patrzę na siebie. NIE, ja patrze na nas, on tego nie rozumie lub nie chce rozumieć. Sama chodzę do psychologa, jak i do psychiatry, biorę leki uspokajające, mąż kiedyś chodził ze mną na terapię małżeńską, pomogło, ale nie na długo. Teraz, kiedy proszę męża, aby też sam poszedł ze sobą, to stwierdza, iż jemu niepotrzebne, że jest zdrowy, że to ja jestem 'chora psychicznie' i powinnam się leczyć, lecz pytanie, z czego ja mam sie leczyć? Chyba z uczuć co do męża? Nie wiem, co mam myśleć. 
Mąż uważa, że tylko ja, żadna inna, że mnie tylko kocha, pożąda, a ja czasami tego nie odczuwam. Potrafi lekceważyć przykre słowa i z niczego nic sobie nie robi. Tak, jakby chciał sam, aby atmosferę popsuć. Raz dobrze, raz źle, nie chce komunikować sie, po prostu można ująć: tak dużo mówi, obiecuje, a mało robi, żąda, abym to ja jego podczas snu tuliła i zaczepiała, kiedy tylko chce, a kiedy to zrobię to dostaję kosza. 
Jestem smutna, nie wiem czy coś gra czy próbuje mnie wykończyć psychicznie, choć zaprzecza. Co mam myśleć i co robić? Odpuścić męża? 

Nie mam siły, chciałabym móc się wyżalić, być tylko ze sobą. Od śmierci kuzynki jest mi bardzo ciężko.
Czuje, że nie wiem co robić. Czuje się nierozumiana. Nie jest to tak, że nie otrzymuje od nikogo wsparcia; mam je od rodziców, przyjaciół, ale nie wystarcza mi to, znaczy, nie wiem jak to ująć. Czuje, że nawet rozmowy z nimi nie pomagają. Jestem daleko od domu, a dokładnie mieszkam w bursie - mam tam znajomych, ale nie czuje w ogóle od nich wsparcia, ja im go daje zawsze jak tylko mogę, ale one nie dają go mi, czuje się niepotrzebna i niechciana jakbym tu po prostu nie pasowała. Czuje, że wszyscy chcą mnie tu po prostu kiedy jestem wielce uśmiechnięta, radosna i pomagam im. Nie mam komu się wyżalić, wypłakać czy w ogóle poważnie bo moja jedyna przyjaciółka jest daleko i jedyne rozmowy jakie możemy prowadzić to przez telefon a to jest męczące przy takim problemie. Czuje się tak od niedawna od śmierci mojej kuzynki, która popełniła w brutalny sposób, od tego czasu nie czuje się sobą - męczy mnie chodzenie do szkoły, a najbardziej jak nie ma mojej jednej koleżanki, z którą świetnie się dogaduje, w bursie jest zmiennie, raz dobrze a raz czuje, że jestem tu jak za kare. Przez to też mam myśli, żeby opuścić ten świat, ale znowu wiem, że nie ma to sensu i powinnam walczyć, ale nie wiem jak i nie mam na to siły. Mój zły humor znika i wraca - to okropne uczucie. Chciałabym też najlepiej upić się i o tym zapomnieć, ale wiem, że to też nie jest rozwiązanie. Szczerze czuje się jak w kropce, nie wiem co zrobić ze sobą. Wiem, że są ludzie którzy mnie kochają, wpierają i chcą abym z nimi była, ale z drugiej strony dotyka mnie problem, że ja męczę się samym moim istnieniem. Wstawaniem do szkoły (nie zawsze) i byciem w śród ludzi (też nie zawsze). Chciałabym zostać sama, odizolować się od świata i być sama ze sobą; płakać do woli i nie musieć tego powstrzymywać - to moje jedyne marzenie, odizolować się na jakiś czas. Ale jest to niemożliwe z uwagi na szkołe i tak muszę się (w większości) męczyć, ale i tak grać zadowolona i szczęśliwa dziewczynkę.
niska samoocena

Niska samoocena - objawy, przyczyny i sposoby na poprawę

Niska samoocena negatywnie wpływa na życie i relacje. Wyjaśniamy jej przyczyny, objawy oraz skuteczne metody radzenia sobie z tym problemem, pomagając zarówno osobom dotkniętym, jak i ich bliskim.