Jak poradzić sobie z frustracją i stresem w trudnej sytuacji finansowej? Różnice w podejściu do życia w związku
Anonim

Marta Siedlecka
Dziękuję, że Pani napisała. Słyszę ogrom zmęczenia, życia w trybie przetrwania i złości na męża. To naturalna reakcja na długotrwały stres finansowy. Ma Pani prawo do granic, odpoczynku i bliskości bez presji. Zachęcam również do konsultacji z terapeutą. Rozumiem, że w obecnej sytuacji finansowej to może być problem, ale namawiałabym, chociaż do skorzystania z pomocy na NFZ. Sytuacja ekonomiczna to ogromnie ważny czynnik wpływający na jakość życia i zdrowia psychicznego. To, co mogłabym jeszcze zaproponować, to również wspólna konsultacja razem z mężem. Lubię zwracać uwagę swoich pacjentów, że nie ma nic złego w zrozumieniu drugiej osoby i wsparciu (ba, nawet jest to mile widziane), ale widzę w Pani wypowiedzi, że nie ma już na to zwyczajnie siły.
Pozdrawiam ciepło,
MS

Olga Żuk
Dzień dobry,
Bardzo dziękuję za tak szczere i pełne emocji podzielenie się swoją sytuacją. To, co opisujesz, brzmi jak ogromne obciążenie – finansowe, emocjonalne i relacyjne. W takich momentach trudno znaleźć przestrzeń na oddech, nie mówiąc już o spokoju czy bliskości.
Twoja frustracja ma swoje uzasadnienie – nie wynika z „widzimisię”, ale z realnych trudności, braku równowagi w obciążeniach i być może poczucia osamotnienia w tej walce o przetrwanie.
To naturalne, że w długotrwałym stresie i zmęczeniu zaczynają się uwypuklać różnice charakterów, pojawia się drażliwość, trudność w bliskości czy złość na partnera. To nie znaczy, że coś jest „z Tobą nie tak” – to raczej sygnał, że Twoje potrzeby nie są zaspokajane od bardzo długiego czasu.
Nie chodzi o „udawanie” ani o powtarzanie sobie pustych haseł typu „będzie dobrze”. Chodzi raczej o to, by zacząć od uznania siebie – swoich emocji, frustracji, zmęczenia, tego poczucia niesprawiedliwości. Masz prawo tak się czuć.
To, co może być pomocne:
- Rozmowa z mężem, nie tylko o obowiązkach i finansach, ale o Twoich emocjach – bez oskarżeń, ale z poziomu „czuję, że jestem przeciążona, chciałabym poczuć, że nie jestem z tym sama”.
- Zastanowienie się, co daje Ci siłę, nawet jeśli to drobne rzeczy. Czy jest coś, co możesz zrobić tylko dla siebie – choćby na 10 minut dziennie – żeby poczuć, że istniejesz jako osoba, nie tylko jako „ogarniaczka codzienności”?
- Wsparcie z zewnątrz – rozmowa z psychologiem, udział w grupie wsparcia dla kobiet w podobnej sytuacji, czasem po prostu obecność kogoś, kto spojrzy z innej perspektywy.
Nie musisz teraz „decydować”, co z tym wszystkim zrobić. Czasem pierwszy krok to samo zauważenie: jest mi źle i nie chcę już tak dalej. I to już dużo.
Serdeczności,
Olga Żuk

Martyna Jarosz
Dzień dobry,
to, co Pani opisuje, to nie tylko frustracja, to głęboka emocjonalna i fizyczna przeciążenie wynikające z życia w ciągłym napięciu, braku poczucia bezpieczeństwa i nierównowagi w relacji. Pani codzienność to nieustanna walka o przetrwanie, w której nie ma przestrzeni na odpoczynek, własne potrzeby ani poczucie wpływu. To naturalne, że w takim stanie pojawia się złość, niechęć, rozczarowanie i pytania o sens dalszego trwania w tym układzie.
To, co może być pomocne na tym etapie, to zatrzymanie się i przyjrzenie się swoim granicom, gdzie kończy się Pani odpowiedzialność, a zaczyna odpowiedzialność męża. Pani nie musi być jego terapeutką, motywatorką ani osobą, która „ogarnia wszystko”. Ma Pani prawo do zmęczenia, do złości, do tego, by nie rozumieć i nie chcieć rozwiązywać każdego jego kryzysu. To nie egoizm, to ochrona siebie.
W relacji, szczególnie w trudnych czasach, potrzebna jest współpraca, nie tylko podział obowiązków. Jeśli Pani czuje, że różnice między Wami są źródłem napięcia, warto je nazwać, nie jako zarzut, ale jako fakt, który wpływa na Wasze funkcjonowanie. Może to być początek rozmowy o tym, co każde z Was potrzebuje, co jest dla Was trudne, i jak możecie się wspierać, nie tracąc siebie.
Nie chodzi o udawanie ani o slogan „jakoś to będzie”. Chodzi o odzyskanie wpływu choćby przez małe decyzje, które będą zgodne z Pani wartościami. Może to być rozmowa z psychologiem, może próba zmiany proporcji obowiązków, może wyznaczenie granic w tym, co Pani bierze na siebie. Akceptacja wad drugiej osoby nie oznacza zgody na wszystko, to raczej decyzja, czy w tym układzie, z tymi różnicami, można budować coś wspólnego, czy potrzebna jest zmiana.
Pani siła jest ogromna, widać ją w tym, że mimo wszystko działa Pani, szuka rozwiązań, prosi o pomoc. To nie słabość, to odwaga. Proszę nie zostawać z tym sama. Rozmowa z psychologiem może pomóc uporządkować emocje, odzyskać jasność i znaleźć drogę, która będzie bardziej wspierająca dla Pani. Rozumiem, że w obecnej sytuacji finansowej to może być problem, ale zachęcam, chociaż do skorzystania z pomocy na NFZ.
Pozdrawiam serdecznie
Martyna Jarosz
psycholog

Justyna Orlik
Dzień dobry,
porusza mnie to, co opisujesz, bo widać z jaką intensywnością doświadczasz tego na co dzień i że próbujesz to sobie jakoś poukładać, a to nie jest słabość. To siła, która szuka kierunku.
Widzę i słyszę Twoje zmęczenie oraz narastającą frustrację na partnera. W tej sytuacji trudno się do siebie zbliżyć, bo wszystko dookoła krzyczy, że jest tego za dużo i za ciężko. Czy chodzi jednak tylko o Twojego męża? Może to także pytanie do Ciebie: dlaczego dźwigasz tak dużo? Skąd wyrosło w Tobie przekonanie, że trzeba odmawiać sobie przyjemności? Może to pokłosie dawnych przekazów z domu, że powinnaś cieszyć się tym, co masz i nie oczekiwać więcej, a może przyjęłaś na siebie rolę ratownika, bo wcześniej musiałaś być dzielna, zaradna, wytrzymała? Zarówno schematy rodzinne oraz role, którymi się obciążamy, sprawiają, że zaczynamy żyć w klatce. I z niej trudno się wydostać bez niczyjej pomocy.
Zastanawia mnie też to miejsce, w którym piszesz: „to nie moja działka, żeby rozwiązywać każdy jego problem”. Może w tym zdaniu jest już początek zmiany. Może to nie o to chodzi, żeby wszystko naprawić, ale zobaczyć, co naprawdę należy do Ciebie, a co już nie. Gdzie kończy się granica, po której przekroczeniu tracisz samą siebie?
Nie musisz ukrywać swojej frustracji i zmęczenia, a już na pewno nie musisz jej nieść w pojedynkę, a Twoja siła może pomóc Ci w postawieniu siebie na pierwszym miejscu. Bez lęku, bez poczucia winy i być może bez przekonań, które nam nie służą.
Pozdrawiam,
Justyna Orlik,
psychoterapeutka Gestalt

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Jestem po 3 nieudanych związkach. Moja mama twierdzi, że powinnam być sama, ja jednak chcę ułożyć sobie życie — próbować i wierzyć w to, że w końcu mi się uda.
Jak mam z nią rozmawiać? Dla niej to wstyd, bo co ludzie powiedzą.
Dzień dobry. Potrzebuję wsparcia i potwierdzenia, że to nie ze mną jest coś nie tak... Z mężem poznaliśmy się na studiach, jesteśmy razem 17 lat, 11 po ślubie. Wiedziałam, że jest raczej nerwową osobą i trochę wybuchową, ale było to na niealarmującym poziomie. Wszystko było ok, aż pojawiło się pierwsze dziecko.. Mąż ewidentnie nie mógł znieść, że zszedł na drugi plan, że to dziecko (potem dzieci) były najważniejsze. Dodam, że zazwyczaj byłam zostawiona sama sobie z dziećmi, bo on albo pracował, albo wolał siedzieć na kanapie przed tv/komórką. A ja miałam ogromnego baby bluesa, który chyba przeszedł w depresję, bo odrobinę lepiej poczułam się dopiero po roku...i ze wszystkim zawsze radziłam sobie sama. Każda kłótnia to było obwinianie mnie o wszystko i oczywiście masa epitetów pod moim adresem. I jego zdaje się największy ból-rzadkie współżycie.. 3 miesiące po urodzeniu drugiego dziecka zrobił kolejną awanturę o to grożąc, że poszuka sobie innego miejsca, gdzie to dostanie. Po tym we mnie coś pękło poraz pierwszy, ale starałam się, dla dzieci głównie, bo codzienne życie nie było złe (zwłaszcza, że byłam właśnie najczęściej sama z nimi). Teraz dzieci podrosły i chyba wszystko zaczyna przybierać na sile... Mąż coraz częściej szarpie syna (syn 4 lata, bywa zaczepny, potrafi bić, ale będzie diagnozowany pod kątem spektrum), potrafi źle się odezwać do dzieci, uważa, że powinny się go bać, bo wtedy będą czuć respekt, bo mają być posłuszne. I traci panowanie nad sobą coraz częściej, ostatnio roztrzaskał butelkę ketchupu na ścianie, bo córka go zdenerwowała.. i wydarł się na mnie, że mam choć raz robić co mi mówi, a nie wziąż tylko swoje. Teraz do napisania na forum skłoniła mnie świeża "akcja"-syn go kopnął, to ten go złapał mocno za rękę, synek spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem (jak zawsze w takiej sytuacji), wyrwałam mu go, mówiąc, że coś mu się pomyliło, że szarpie tak 4-latka do tego chłopca z możliwą diagnozą. Mąż odpowiedział, że sobie nie da, nie pozwoli się tak traktować i że jeśli jeszcze raz to zrobi, to cytuję, "przyłoży mu"... Nie dam rady tak dłużej, podejrzewam że ta przemoc eskaluje przez to, że nie "skaczę" wokół męża, że ma niezaspokojone rożne potrzeby, ale nie jestem w stanie wykrzesać z siebie żadnej iskry czy czułości dla niego, nie po tym wszystkim. Badam jego nastroje i najlepiej się czuję gdy go nie ma... Myślę nad wyprowadzeniem się, ale to ogromny krok i zmiana dla dzieci. Choć bycie tu w takim domu też nie jest raczej dobre...
Jak sobie poradzić z takim problemem?
Jestem od kilku lat samotną singielką. Mam 26 lat, ciężko mi znaleźć niestety partnera w tych czasach.
Chcę założyć już rodzinę, być mamą, ale nie mogę się ciągle tego doczekać. Zmagam się z takim problemem, że jeżeli dowiem się, że ktoś z rodziny czy nawet znajoma osoba, jest w ciąży wpadam, że tak powiem w szał, dopada mnie zazdrość.
Ok rok temu, gdy dowiedziałam się, że siostra będzie miała dziecko, płakałam po tej informacji z zazdrości chyba z 2 godziny, byłam wręcz zła, nie mogłam się wtedy opanować.
Tak jest za każdym razem, a mi się ciągle nie udaje, a lata mi uciekają. Jak sobie z tym poradzić.