Niechciany tatuaż spowodował, że nie funkcjonuję normalnie - biorę leki psychiatryczne, czuję duszności i zawroty głowy, wstydzę się go potwornie. Mam wrażenie, że zniszczył mi życie.
Marek

TwójPsycholog
Dzień dobry, słyszę jak bardzo pana trudno i jak bardzo jest Pan zmęczony tą przeciągającą się w czasie sytuacją która wydaje się naprawdę nie do zniesienia dla pana. Zdecydowanie potrzebuje Pan profesjonalnej pomocy. Bardzo dobrze że zgłosił się Pan do lekarza psychiatry i rozpoczął przyjmowanie leków jednak wszystko wskazuje na to że nie jest to wystarczające. Po pierwsze faktycznie warto rozmawiać z lekarzem psychiatrom o tym jak widzi Pana stan, jak go rozumie, czy postawił jakąś diagnozę. Komentarz w stylu proszę o tym nie myśleć jest nie do przyjęcia i nie wyczerpuje pełnej informacji dla pacjenta. Pan ma prawo nie wiedzieć, czuć się zdezorientowany i potrzebować jasno określonej diagnozy. Po drugie samo leczenie farmakologiczne zdecydowanie nie wystarczy, potrzebne jest profesjonalne wsparcie psychoterapeutyczne, zwłaszcza że sygnalizuje Pan, że problemy ze stresem czy z samooceną jak również być może inne obszary funkcjonowania również wymagają pracy psychologicznej, aby lepiej się Pan czuł. Bardzo trudno jest stawiać diagnozę tutaj na Forum, w związku z czym zaryzykuję jedynie Nieśmiałą hipotezę, że być może było tak że różne rzeczy działy się z panem już wcześniej, a zrobienie tego Tatuażu przelało szalę i niejako było pewnego rodzaju punktem spustowy m do uruchomienia większych trudności psychicznych. Ponadto z psychologicznego punktu widzenia ciało wiele symboli zuje i łączy się z większością aspektów funkcjonowania człowieka - zdrowotnym, poczuciem tożsamości, samoocena, i wieloma innymi. Być może robiąc nieudany tatuaż przeżył to Pan jako trwałe uszkodzenie Pana tożsamości. Mogły się również pojawić problemy z identyfikacja z tym ciałem, które teraz Pan ma, poczucie, ze nie jest Pan sobą. Sprawa jest naprawdę bardzo skomplikowana i przede wszystkim wymaga bardzo dokładnej diagnozy psychologicznej, której dokonuje Psychoterapeuta w procesie pierwszych spotkań konsultacyjnych. Wybierając psychoterapeutę proszę zwracać uwagę na to, aby była to osoba, która ukończyła minimum czteroletnie szkolenie psychoterapeutyczne. Powodzenia, Magdalena Bilinska-Zakrzewicz

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Czy mam prawo czuć się źle, czy przesadzam? Wydaje mi się, że mam generalnie dobre życie. Mam kochającą rodzinę, choć nie zawsze było nam łatwo. Zdarzało się, że musiałam składać się na rachunki czy zakupy (pomimo, że byłam dzieckiem), bo brakowało nam pieniędzy, ale teraz już wyszliśmy na prostą. Moi rodzice (osobno, bo wzięli rozwód, kiedy miałam 12 lat) nie znęcali się nade mną, ale nigdy nie wspierali mnie, kiedy miałam jakiś poważny kryzys psychiczny, kiedy byłam dzieckiem (a zdarzyło mi się mieć kilka), musiałam sobie radzić sama. Dodam jeszcze, że prawie nigdy nie miałam przyjaciół, ani żadnej innej rodziny, której mogłabym się zwierzyć, albo którą mogłaby mi pomóc. Teraz jestem kobietą wchodzącą w dorosłość, która mierzy się z różnymi problemami psychicznymi (wydaje mi się, że z OCD, depresją i alkoholizmem) i nie wiem, czy mam prawo w ogóle myśleć w takich kategoriach, że mam jakiś poważny problem i powinnam choć raz w życiu poprosić o pomoc czy trochę wyolbrzymiam i próbuje zrobić z siebie ofiarę, której nic strasznego się nie przydarzyło i powinnam wziąć się w garść?
Moja mama 61 lat. Kobieta alkoholiczka z depresją. Uparta, nigdy nie chciała chodzić do lekarza. A gdy już poszła ukrywała prawdę. Nie chodziła na zlecone badania i usg. Aktualnie w szpitalu. Trzęsie się jej całe ciało. Kiedyś tylko ręce. Gdy chodzi to upada. Zanikają jej mięśnie. Tak alkohol wyniszczył jej organizm. Stwierdzili chorobę polineuropatia. Narządy wewnętrzne masakra. Najgorzej wątroba. Ma żółtaczkę. Nie trzyma kału. Ona nie chce żyć. W szpitalu podają jej silne leki. Po nich wygląda jakby była nieobecna, wyciszona. Patrzy tylko w okno. Nie rozmawia. Patrząc w okno płacze. Nie chce naszej pomocy. Powiedziała, że pie**oli ją to życie. Lekarze mówią że, jedną nogą jest w grobie.
Nie wiemy jak z nią rozmawiać. A mnie serce boli, że jest tak nieszczęśliwa, że nie chce żyć. Jak ją wspierać? Zachęcić by walczyła o siebie? Ma małe wnuczki, zawsze powtarzała, że żyje dla wnuczków. A teraz nawet i to ją nie cieszy. Lekarze mówią, że po wyjściu ze szpitala, żeby oddać ją na zamknięty odwyk. Ona nigdy się na to nie zgodzi. Jest zła, że o nią walczymy. Nie radzę sobie z tym. Jestem załamana. Ona chce poprostu umrzeć, a ja nie potrafię się z tym pogodzić.
30 sierpnia tego roku zmarł mój 24-letni syn .
Syn zginął w wypadku w trakcie pracy. Nie umiem sobie poradzić z jego odejściem. Syn był jedynym moim dzieckiem, z którym łączyła mnie szczególna więź. Syn był moim przyjacielem. Był wspaniałym człowiekiem, który nigdy nie odmawiał pomocy innym ludziom i dlatego, że był właśnie tak pomocny zmarł przez czyjeś zaniedbanie i niedopatrzenie.
Nie umiem żyć ze świadomością, że już nigdy nie zobaczę syna , że nigdy go już nie usłyszę. Nie mogę o niczym innym myśleć, tylko cały czas o nim, dlaczego właśnie syn musiał odejść z tego świata. Co w życiu zrobiłam źle, że los aż tak bardzo mnie skrzywdził odbierając mi syna? Każdy unika tego tematu a ja się duszę w sobie i płaczę jak nikt nie widzi ,żeby nie słyszeć, że znowu płaczę .