Left ArrowWstecz
Witam. Ostatnio zauważyłem że z dużym trudem przychodzi mi umiejętność korzystania/cieszenia się z obecnej chwili, ciągle zamartwiam się przyszłością i próbuję na siłę kontrolować teraźniejszość co prowadzi do depresyjnego nastroju/ czasem niewielkich stanów lękowych. Rzeczy które kiedyś mnie cieszyły teraz wywołują odwrotne uczucia, a próbowanie nowych daje głównie chwilową satysfakcję (równie silną jak ww depresyjny nastrój). Ciągle pragnę czegoś więcej co tworzy takie zamknięte koło. Jakieś porady jak zacząć doceniać i cieszyć się tu i teraz, a nie ciągle żyć przyszłością? Dodam że w związku z powyższym mam problemy ze skupieniem się na konkretnej czynności.
Aleksandra Pawlak

Aleksandra Pawlak

Polecam trening uważności by móc docenić bardziej ważne życiu rzeczy. Jednakże według mnie zamartwianie i obniżony nastrój warte są skonsultowania. Na to także są sposoby aby zmniejszyć zamartwianie i poprawić nastrój. Terapia poznawczo behawioralna ma udowodnioną skuteczność. 

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

W zeszłym roku zmarła moja mama, w tym roku babcia. Były całym moim życiem
Życie nie ma sensu Uważam, że życie nie ma sensu, po co żyjemy? Patrząc na świat z coraz dalszej perspektywy, np. na naszą planetę jakby ze zdjęcia satelitarnego lub z poziomu wszechświata to wszystko nie ma sensu. Po co to wszystko? i tak wszyscy umrzemy. Nasi bliscy również. Nasze dzieci, wnuki i prawnuki również. Już za dwieście czy trzysta lat nikt nie będzie o nas pamiętał, nawet o tym, że istnieliśmy. Tak jak teraz nikt nie pamięta i nie zna historii życia zwykłych ludzi, którzy żyli np. 3000 lat temu, czy 150, czy w starożytnym Egipcie. Nic po nas nie zostanie. Co za różnica, czy ludzkość jest trochę bardziej czy mniej rozwinięta pod względem np. technologicznym czy ekonomicznym i ktoś czasem wspomni jakąś osobę znaną z historii? W zeszłym roku zmarła moja mama w wieku poniżej 60 lat, w tym roku babcia (jej mama). Były całym moim życiem. Sama mam niewiele ponad 30 lat i nie mam dzieci. Po co je mieć, po to by cierpiały istnienie na tym beznadziejnym świecie? Jest na nim tyle zła, nienawiści wśród ludzi, wojen, głodu, cierpienia, chorób, a dobra i piękna niewiele, trzeba codziennie walczyć o przetrwanie, bo inaczej się umrze z głodu lub z braku schronienia zimą. A i tak wszyscy umrą, nasze dzieci też. Nic nie ma sensu. Po co pracować na co dzień, skoro wszystko jedno czy umrę z trochę większą lub trochę mniejszą ilością rzeczy materialnych, które i tak wyrzucą osoby/dzieci porządkujące moje mieszkanie/dom po śmierci. Co za różnica, czy odwiedzę kilka krajów świata, czy więcej, skoro i tak nie da się zwiedzić całego świata. Patrzę na świat codziennie z perspektywy wszechświata i dziwię się jak ludzie mogą normalnie żyć i przejmować się swoimi drobnymi sprawami nic nieznaczącymi, jak mogą się cieszyć czymkolwiek, nie mieć depresji, skoro i tak wszystko to już za jakieś 100 lat już zniknie całkowicie.
Mąż odtrącił mnie po operacji guza mózgu - dlaczego tak jest?
Jestem 3 miesiace po operacji guza mózgu. Dochodzę do siebie w domu i czekam na kolejną operacje. Jestem bardzo emocjonalna zreszta zawsze taka bylam, jak coś mi się nie podobało to głośno otym mówiłam. Mój maz(24 lata razem z pół rocznymi przerwami dwa razy) odtrącił mnie całkowicie po operacji. Spi w pokoju dorosłego syna i traktuje mnie jak powietrze od 1,5 roku. Jeszcze w zeszłe święta Bożego Narodzenia powiedziała mi że jestem zdrowa i nic mi nie jest. Kiedy okazało się w marcu że mam guza mózgu, a nie wymyślam nawet mnie nie przytulił tylko powiedział: będzie dobrze. A potem już było tylko gorzej. Ja oczekiwałam czułości i troski, a on izolacji. Całymi dniami zajmuje się telefonem i swoim hobby 3 razy w tygodniu. Powiedział mi, że juz nie potrafi naprawić tego co jest miedzy naami, ale chce mi pomagać finansowo i wozić mnie do lekarza, mieszkać że mną, być obok, ale nie jest obok. Jest jak wspolokator. Nie chcę tego. Co myślicie? Dlaczego tak jest?
Jak radzić sobie w cięższych okresach życia? Do kogo lepiej się udać i gdzie mogę znaleźć dobry termin na NFZ? Walczę z uzależnieniem, zaburzeniami nastroju, teraz czuję, że przyszła depresja.
Witam. Mam na imię Darek mam 36 lat. Mam pytanie. Jak sobie poradzić z okresem, gdzie moje życie wywróciło się do góry nogami? We wrześniu wyjechałem za granicę do Holandii do pracy, po miesiącu wróciłem. Pracowałem w dwóch firmach i nie utrzymałem tego. Po powrocie po trzech tygodniach poszedłem do pracy na szkolenie i nie zaliczyłem testu, tak że też lipa. W moim życiu miewałem stany depresyjne, depresję, próby samobójcze, po których i tak bym sobie nic nie zrobił. Po pierwszej byłem w szpitalu psychiatrycznym 5 tygodni. To było w roku 2018. Od stycznia 2019 trzeźwieję od hazardu. Chodzę na wspólnotę AH. Przechodziłem terapię zamkniętą, jak i dochodzeniową przez 1.9 roku. Jestem osobą, która zyskuje na poznaniu i rozmowie 1 na 1. W grupie zawsze było ciężko się odnaleźć i tym razem. Introwertyzm - kiedyś zaakceptowałem, że jestem trochę odludkiem. Moje pytanie brzmi: Jak zapanować nad stanami, gdzie potrafię się rozczulać nad sobą w trudnych sytuacjach? Mam przyjaciół, z którymi mogę o wszystkim porozmawiać. Zastanawiam się, gdzie będzie lepiej się udać do psychiatry czy psychologa, żeby być pod stałą opieką na NFZ - nie stać mnie na prywatnego. Teraz mam wrażenie, że jest depresja, wszystko przychodzi z trudem, jest brak koncentracji w ważnych zadaniach i czuję, że umysł jest ociężały. Przy porodzie miałem mikrouszkodzenie mózgu, wadę wymowy w późniejszych latach. Mówić zacząłem jak miałem 3 lata. Na koniec napiszę, że są dni kiedy podejrzewam choroby typu autyzm, dwubiegunowość nie patrząc, że jestem hazardzistą, który jest trzeźwy prawie 5 lat to jest cud w moim życiu. Dziękuję za to, że ktoś to przeczyta te wypociny i dziękuję za odpowiedź.
Mój partner cierpi na depresję
Witam Mój partner cierpi na depresję, jest to związane m.in. z tym że od kilku lat jest alkoholikiem, niedawno rzucił picie, ok. 2 miesiące temu, ale jego stan psychiczny jest w opłakanym stanie. Ma leki, w nocy nie może spać, do tego nie może znaleźć pracy, choć kiedyś wiodło mu się bardzo dobrze. Teraz nie może dostać żadnej pracy związanej z jego branżą, dostaje odmowy na rekrutacjach. Do tego spodziewamy się dziecka, to jeszcze dodatkowo napędza strach, że sobie nie poradzimy. Co jako partnerka mogę zrobić, jak mu pomóc? Nie ukrywam, że jego stan też źle na mnie wpływa, cały czas siedzimy w domu, ja wychodzę tylko do pracy, a on zostaje sam z myślami.
Prześladowanie i stalking - były partner nie daje mi spokoju, odczuwam przez to lęk, mdłości, objawy strachu
Witam. Jak uwolnić się od byłego toksycznego faceta. Nie daje mi spokoju. Wypisuje do moich znajomych i do mnie na fb. Mam zablokowane go na fb i numer telefonu też ale zmienia numer. Piszę z fejk konta. Byłam na policji bo włamał mi się na stare konto na fb a hasła nie pamiętam aby odzyskać. I z tamtego konta wypisuje kłamstwa na mnie że niby uprawiam seks za pieniądze. Poddaje się za mnie. Byłam na policji ale mi powiedzieli że nie wiadomo czy zostanie ukarany. Boję się go bo nawet mi groził. Policja też o tym wie a oni powiedzieli że pewnie tylko tak pisze skoro nic mi nie zrobił. Żyje w strachu. Gdzie nie usłyszę że ktoś chodzi na dworze to myślę że to on bo boje się że coś mi zrobi. Psychicznie nie daje rady przez to i nastrój mi się zmienia od radości do smutku. Nie raz nawet płacze bo nie daje rady z tym wszystkim. Proszę o radę.
Jestem niespokojna-wybuchowa, zmienna, wiecznie zmieniam pracę i miejsce zamieszkania. Nie potrafię podjąć hobby czy być konsekwentną, bo rozpiera mnie różnorodność emocji. Nie radzę sobie.
Od kilku dobrych lat, od kiedy wyprowadziłam się z domu, cały czas się przeprowadzam. Ciągle zmieniam pracę. Jedyne co stałe to (o dziwo) mąż, za którego wyszłam dosyć spontanicznie, ale mam niezawodną intuicję i według mnie to jest to coś na całe życie. Brakuje mi cierpliwości, często płaczę, wybucham, nie mogę opanować złości. Nastrój mam bardzo różny i bardzo szybko się zmienia, zauważyłam to mniej więcej po 20 rż, mam 26 lat, z każdym rokiem mam wrażenie, że coraz bardziej tracę nad sobą i swoimi emocjami panowanie. Nie potrafię rozwinąć żadnego hobby, poddaję się przy pierwszej próbie. Nie wiem co o sobie myśleć, nie potrafię siebie opisać, mam wrażenie, że jestem bardzo różna albo nijaka. Nie wiem o co chodzi, ale moje zmienne nastroje i ciągła złość wywołana też moja niekonsekwencją znacznie utrudniają mi życie (mimo wszystko burzliwy związek, czasem jestem nieznośna i mam tego świadomość, ale nie potrafię się opanować w danej chwili) zarówno uczuciowe, ale zwłaszcza zawodowe. Pociągają mnie różne rzeczy, mam dużo pomysłów, których nie realizuję lub robię to w małym stopniu. Szukam rozwiązania, które pomoże żyć mi normalnie. Na tę chwilę sama się ze sobą męczę.
Nie mam ochoty na poprzednie aktywności, jestem ciągle zmęczona - czy to wypalenie?
Witam! W ciągu tego roku podjęłam się 24 h nauczania w szkole, to mój pierwszy rok, kończę studia, piszę pracę magisterską, doświadczałam też podcięcia skrzydeł w ważnych dla mnie sytuacjach. Do tego dochodzą obowiązki domowe. Czuję się zniechęcona do nauki na kolejny egzamin, czuję presję napisania mgr. Towarzyszy mi zmęczenie. Spędzam coraz więcej czasu przeglądając socjal media. Jestem zmęczenia. Czuję, że nie mam ochoty wracać do poprzednich aktywności (sprzed tego roku) Czy to wypalenie? Mam też subiektywne wrażenie, że czas urlopu nie naprawi sprawy. Co najlepiej zrobić?
Jak przestać żałować czasu zmarnowanego w trakcie depresji?
Jak przestać żałować czasu zmarnowanego w trakcie depresji? Strasznie żałuję 3 lat, które zmarnowałam w trakcie depresji. Przez ten czas tylko leżałam w łóżku i czasami wstawałam na jedzenie. Niby mam zdiagnozowaną depresję, ale cały czas jestem przekonana, że wszystko sobie zmyśliłam. Teraz zaczęłam pracować i lepiej się czuję, mam wrażenie, że mogłam to robić przez te 3 lata i wcale nie czułam się tak źle. Wszyscy poszli do przodu, a ja zostałam w tyle. Nie mogę się z tym pogodzić.
Poczucie lęku i niezadowolenia z przebiegu życia. Jak długo trwa terapia dla efektów?

Od jakiegoś czasu zmagam się z uczuciem, że moje życie nie zmierza w kierunku, który sobie wymarzyłam. Zaczęło się od momentu, gdy zauważyłam, że coraz częściej zastanawiam się nad tym, co osiągnęłam i czy to wystarczy. Te myśli prowadzą do lęku, który zaczyna mnie przytłaczać. Zaczęłam unikać sytuacji, które wcześniej były dla mnie normalne, bo boję się, że nie sprostam oczekiwaniom – swoim i otoczenia. 

Czy to możliwe, że kryzys wieku średniego jest odpowiedzialny za te zaburzenia lękowe? Chciałabym wiedzieć, jakie kroki mogę podjąć, aby poradzić sobie z tym stanem. Czy są techniki, które mogłyby mi pomóc w radzeniu sobie z lękiem? Słyszałam, że terapia poznawczo-behawioralna jest skuteczna w takich przypadkach, ale nie jestem pewna, jak wygląda przebieg takiej terapii i czy rzeczywiście mogłaby mi pomóc uporać się z tym kryzysem. 

Zależy mi na tym, aby odzyskać kontrolę nad swoim życiem i znowu cieszyć się codziennością. Jak długo może potrwać proces terapii, zanim zauważę pierwsze efekty? Będę wdzięczna za wszelkie wskazówki i porady, które mogłyby mi pomóc w zrozumieniu i pokonaniu tych trudności.

Kryzys w związku: Jak poradzić sobie z poczuciem winy i wybrać siebie?

Kryzys w długoletnim związku. 

Mój mąż jest starszy ode mnie o 13 lat. Wcześniej w miarę dobrze się dogadywaliśmy, teraz myślę, że po prostu bardziej starałam się o nasz związek, ustępowałam w różnych rzeczach, żeby nie tworzyć konfliktów i żeby on był zadowolony. 

Jakoś nie przeszkadzało mi to bardzo, nigdy tego nie widziałam. Od kilku lat stał się bardziej poirytowany, nerwowy, zainteresowany polityką. Na moje próby zainicjowania wspólnie miłego spędzania czasu, często odpowiada negatywnie lub opryskliwie. Oddaliliśmy się od siebie bardzo, nie uprawiamy seksu od ponad roku. W tym czasie braku zaspokojonych moich potrzeb, nie czułam się kochana ani rozumiana, ani widziana wdałam się w romans, który myślę, że przyniósł też dla mnie ogromne poczucie winy, z którymi nie potrafię sobie poradzić. Mąż o tym nie wie. Widział tylko, że się oddalamy. Na moje próby rozmowy lub pójście na kompromisy okazało się, że wybrał sobie potajemne kontakty z byłą znajomą, z którą był jeszcze przede mną krótki czas. Sprawdzałam mu telefon i messengera, pisał do niej, odnowił kontakty, potem się spotkali, pisał do niej kochanie i słoneczko i że chcę z nią być. W pewnym momencie ja poinformowałam jego podczas kłótni, że wiem o tym, że z nią piszę, był trochę zmieszany, trochę się wypierał i że to tylko koleżanka. Później dalej między nami było źle i w pewnym momencie oznajmił mi separację, że możemy żyć z osobno, że ja mogę spotykać się z innymi, uprawiać seks, a że on będzie jeździł do niej co dwa tygodnie. Nie dowierzałam, przeżyłam to bardzo, ale nie byłam wobec niego ani wulgarna, ani nerwowa. 

Przeżyłam to wewnętrznie, poukładałam sobie to w głowie, wyprowadziłam się do drugiego pokoju. W tym czasie kupiłam drugie mieszkanie, które obiecał mi pomóc wyremontować, z myślą, że ja się tam wyprowadzę. Wszystko mieliśmy uzgodnione na spokojnie, podział majątku i w dalszej kolejności rozwód. Okazało się jednak, że nie wyszło mu z tą koleżanką, że ona nie spełnia jego najmniejszych oczekiwań, długo była sama i nie umie z kimś być, więc zaczął odkręcać to wszystko, obwiniając mnie, że ja nie chcę z nim się dogadać i że to tylko była gra po to, żeby zobaczyć moją reakcję czy mi na nim zależy. 

Obwiniał, że to moja wina, że w ogóle ona się pojawiła, że moje zachowanie to spowodowało. Że oczekiwał reakcji ode mnie, nie było, że powinnam była zrobić mu awanturę i zatrzymać go, żeby do niej nie jechał. Ja raczej nie mam takiego charakteru, nie robię wielkich awantur i nie wyzywam. Ale on od tamtej pory próbuje mnie przekonać jakby siłą do tego, że to jest moja wina, że ja nie chcę walczyć o nasz związek, że ja jestem podła i wredna, bo on chce, a ja nie chcę. Gdy mówię, że niech mnie nie wyzywa, to mówi, że ja go denerwuje i że ma prawo się denerwować. 

Krzyczy, wyzywa i płacze, mówi, że się powiesi, każe mi się wyprowadzać, na drugi dzień się uspokaja, ale nie chce rozmawiać. Było tak już kilka razy i jeżeli wcześniej mieliśmy podjętą decyzję o rozstaniu, przeżyłam, ale trzymam się tego, choć bardzo się boję, że nie wiem, że to jest dobra decyzja i jak sobie poradzę sama ze sobą ze swoją psychiką i samotnością. 

Ale bardzo czuję się też winna w tej sytuacji, że nie chce spróbować z nim, nie winna tego, że byliśmy kilkanaście lat razem, a ja nie chcę się z nim dogadać. I czuję teraz, że mam depresję i że nie będę szczęśliwa, nigdy nie uszczęśliwiając jego. I jednocześnie czuję, że nawet gdy się poświęcę dla związku będę zgorzkniała i zrozpaczona, bo nie będę zaspokajać swoich potrzeb. Chodzę na terapii od roku, ale niewiele mi to pomaga. Może jedynie dostrzegam swoje potrzeby, ale i tak dalej nie czuję, że mam do tego prawo. Czuję za to się bardzo odpowiedzialna za ten związek, że skoro mnie, bo weszłam, to muszę zrobić wszystko i wiele więcej, żeby tylko być w tym związku i żeby on czuł się szczęśliwy, bo on chce być ze mną w związku. 

Mam wrażenie, że w tej chwili co bym nie zrobiła, jaką decyzję nie podjęła to, że sobie z nią nie poradzę. Nie wiem, co robić. 

Jak przeżyć i przetrwać, gdy wybiorę siebie? Jak poradzić sobie z poczuciem winy, że wybieram siebie, że jestem egoistką?

Chcę uciąć kontakt z moją matką, po tym jak parę dni temu, gdy jechałyśmy razem samochodem
Chcę uciąć kontakt z moją matką, po tym jak parę dni temu, gdy jechałyśmy razem samochodem i ja się rozpłakałam, gdyż jestem ostatnio w stresie, jechałyśmy do dziadków, powiedziałam jej, żeby zawróciła do domu, bo płaczę i nie chcę jechać w takim stanie, nazwała mnie histeryczką, powiedziała, że mi odbija i po co płaczę, że nie będzie zawracać, że od tej pory dużo się zmieni między nami. Gdy prawie dojechałyśmy, wysiadłam z samochodu i szłam na pociąg, ona dzwoniła z 5 razy, podjeżdżała po mnie i kazała wracać, mówiła, że popełniam duży błąd. Ona ma problemy z głową jeżeli zachowuje się w taki sposób, bo ktoś jej odmówił i się rozpłakał. Nie ufam jej i czuję się gorzej w jej towarzystwie, nawet jeśli ona zachowuje się normalnie to i tak mam z tyłu głowy jej nieracjonalne zachowania. Jak można tak traktować dorosłą córkę? Jak to zrobić, by zupełnie ją odciąć? Kto wie, jak się wtedy zachowa.
Od 3 miesięcy moja mama ciężko choruje i nie radzę sobie z jej choroba i jej bezradnością.
Od 3 miesięcy moja mama ciężko choruje i nie radzę sobie z jej choroba i jej bezradnością. Pomagam, jak mogę (myję, przewijam, karmię) a tato i tak obwinia mnie, że nie opiekuje się mama. Mam 33 lata i jestem już sama po przejściach, bo zostałam wdowa w wieku 29 lat
Po niedopuszczeniu do matury straciłem całego siebie.

Jak to możliwe że straciłem duszę.. Od momentu, gdy dwa lata temu w 4 klasie technikum nauczyciele mnie oblali w tym od zawodu, przez co nie mogłem napisać matury, poczułem jakbym stracił życie... Niegdyś kreatywny, żartobliwy i pogodny facet stał się cieniem. Po tym wydarzeniu poczułem jakbym właśnie spadł z urwiska, nic nie ma sensu, nie mam chęci, marzeń, ambicji i młodzieńczej energii .. jakoś zdałem i poszedłem na płatny staż po szkole, ale nic nie było już takie samo . Nie miałem nawet wiedzy , nic nie wiedziałem o zawodzie, na którym się przez 4 lata przygotowywałem. Współpracownicy mówili mi, czemu jestem taki smutny, a ja po prostu nie mam o czym rozmawiać, nigdy się też nie uśmiechałem przy nich. Czułem, że nie pasuje już nigdzie . Po stażu jestem w stanie nicości.. niby ide na przód, ale nic przede mną nie ma , jedyne czego chcę, to przestać istnieć, bo co to zmienia? I tak na koniec dnia jestem sam ze sobą, z tą ciemnością całego dnia samotności, braku akceptacji, braku przynależności.. kiedyś ze smutku miałem tik śmiechu, teraz już żadnego tiku nie mam , już nawet nie płacze. Pozostaję ja i ciemność - brak emocji, brak łez, brak uczucia że coś jest nie tak .. chęci do zmiany , nic tylko beznadzieja i ja, ten, który jest temu winien ..

Witam, chciałabym skorzystać z pomocy specjalisty lub po prostu przestawić klarownie mój problem
Witam, chciałabym skorzystać z pomocy specjalisty lub po prostu przestawić klarownie mój problem, z którym sama nie potrafię sobie poradzić i byłabym wdzięczna za ocenę, radę ze strony drugiej osoby, które po prostu byłaby w stanie spojrzeć na mnie z boku. Zacznę może od tego, że osobą ambitną byłam od zawsze, byłam ciekawa świata, otwarta na nowe doświadczenia, ciekawiło mnie zawsze mnóstwo rzeczy, w szkole spędzałam dużo czasu na nauce i przykładałam się do każdego przedmiotu. Niestety jestem perfekcjonistką i wszystko muszę mieć dobrze zaplanowane, czuje lęk i niepokój, gdy czegoś nie zdążę zrobić lub mam wyrzuty sumienia, gdy pozwolę sobie na mały luz. Tego typu stan towarzyszył mi przez wszystkie lata szkoły, aż do teraz. Aktualnie mam 21 lat. Liceum skończyłam 2 lata temu, byłam na profilu humanistycznym (polski, historia), oprócz tego bardzo lubiłam uczyć się języków obcych (angielski, niemiecki). W klasie maturalnej zaczęłam zastanawiać się nad wyborem studiów (wtedy ten czas wydawał mi się bardzo odległy), ja oczywiście z wielką wizją na siebie i chęcią rozwoju bardzo chciałam połączyć razem moje zainteresowania. Marzyłam od gimnazjum o wymianie zagranicznej, jednak moje liceum nie umożliwiało takich wyjazdów. Wpadłam na pomysł, że może fajnie byłoby studiować za granicą. Początkowo była to Anglia, ale z powodów finansowych z niej zrezygnowałam i padło na Holandię. W czasie wyborów przedmiotów na maturze dowiedziałam się więcej na temat wymogów na wyjazd na studia i okazało się, że matura nie jest tak istotna. Pomyślałam, że w takim razie będę pisała tylko maturę rozszerzoną języka angielskiego. Przez pryzmat wcześniejszych doświadczeń, w skrócie (egzaminy, przygotowanie, bardzo mnie stresowało na poprzednich etapach edukacji, często stres mnie paraliżował, przez co wyniki nie odzwierciedlały mojej wiedzy i niestety były niskie, przez co nie dostałam do wymarzonej szkoły). Uznałam, że będę pisać maturę tylko z rozszerzonego angielskiego (chciałam oszczędzić sobie stresu) dodatkowo miałam w planach zdać egzamin językowy w czasie wakacji. Po maturze podjęłam pracę zarobkową, by zapłacić za certyfikat. Kiedy w lipcu otrzymałam wyniki, było mi przykro, bo nie były one zbyt wysokie, były bardzo niskie. Jednak starałam się tym nie przejmować, bo wierzyłam, że mam szansę wyjechać za granicę. Po liceum wszystkie moje znajomości się posypały, nie miałam żadnego wsparcia, moi rodzice nie brali mnie na poważnie, a rówieśnicy mieli inne plany i ambicje, przez co czułam się bardzo niezrozumiana, opierałam się tylko na wsparciu i pomocy z internetu no. Słuchając historii osób o podobnym doświadczeniu. Wierzyłam w to bardzo mocno, że mi się uda, podjęłam pracę zarobkową i przygotowywałam się do egzaminu (zrobiłam sobie rok przerwy). To był trudny dla mnie okres, czułam się samotna, w pewnym momencie uznałam, że to nie ma sensu, że nie dam sobie rady, sama, to za dużo, utrzymać się samemu za granicą, daleko od domu i studiować. Uznałam, że nie jestem na to gotowa. Wpadłam natomiast na inny pomysł, że spróbuje w Polsce, oferują wymiany studenckie (Erasmus). Wiązało się to z tym, że musiałam poprawić maturę i tak też zrobiłam. Pisałam rozszerzenia z języka polskiego, historii i poprawiłam angielski. W wakacje otrzymałam wyniki i były one średnie, ale wierzyłam, że mam szanse dostać się na studia. Wybrałam psychologię lub anglistykę. Jednak udało mi się dostać tylko na psychologię (zaocznie). Stwierdziłam, że spróbuje. W czasie roku akademickiego pracowałam, a weekendami się uczyłam, poznałam dużo ciekawych osób i wszystko było w porządku, czułam się szczęśliwa i zadowolona, udało mi się zdać pierwszy semestr i naprawdę marze o tym, by zostać kiedyś terapeutą. Jednak, od pewnego czasu dręczy mnie pewna myśl. Aktualnie mieszkam z rodzicami, na studia dojeżdżam, w tygodniu pracuje na produkcji i działam w ciągu dnia jak robot, to znaczy: praca, nauka, trening i tak końcu się mój dzień, z nikim się nie spotkam, nie mam przyjaciółki, ani chłopaka codziennie wstaje o 5 rano. Zastanawiam się, czy to wszystko ma sens, czuje, że będę żałować, że nie skorzystałam z młodości, pójść na studia dzienne, gdzie w ciągu tygodnia więcej dzieje się na uczelni, za które nie muszę płacić i wyprowadzić się do akademika. Chciałabym zakosztować trochę tego życia studenckiego, bo boję się, że już nigdy więcej nie będę miała takiej okazji. Myślałam i podjęciu drugiego kierunku np. anglistyki i połączyć go z psychologią, ale wtedy raczej z pracą byłoby ciężko. Bez pracy raczej słabo, bo muszę opłacić studia, a moi rodzice nie są w stanie wesprzeć mnie finansowo, gdy wiedzą, że sama pracuję i zarabiam. Moi rodzice też bardzo cenią sobie prace i myślę, że do końca odpowiadałoby im to gdybym z tej pracy całkowicie zrezygnowała. Uznają, że jest okej, dużo zarabiam, naukę mam w weekend. Jednak mnie pieniądze nie bardzo uszczęśliwiają, bardziej chciałabym się rozwijać i korzystać z życia, póki jestem młoda, bo boję się że za chwile będzie za późno. Nie wiem, co mam robić, czy rzucić psychologię, mimo że wiąże z nią przyszłość i pójść na studia dzienne z anglistyki (ale dopiero za rok, bo pewnie będę musiała poprawić maturę) i zostać na drugim roku psychologii i wtedy zdecydować. Czy zostać na psychologii i pracować? Nie mam pojęcia do kogo się zgłosić, strasznie mi ciężko, bywa, że przez natłok myśli, nie potrafię spać w nocy, obgryzam paznokcie albo rzucam się na jedzenie. Ciągle analizuje i wszystko traci dla mnie sens, czuje, że tyle razy mi nie wyszło, a ja próbuje i próbuje i nie poddaje się, a nigdy nie wychodzi tak jak w moich wyobrażeniach…
Jak radzić sobie z bałaganiarstwem u 5-latka? Zaburzenie czy etap rozwoju?
Moje dziecko od zawsze mocno się brudzi robi masakrę przy jedzeniu a ma już 5 lat jak kololoruje lub maluje to zawsze po obrazku po sobie po stole po krześle, no nie idzie nas tym zapanować. A potem się denerwuje że bałagan jest i żeby jej pomóc to ogarnąć do czystości. Uwielbia też wszelkiego rodzaju sljajmy robić błoto w piasku w misce no wszędzie ja to mówię bo świnka peppa. Ale to chyba jednak jakieś zaburzenie? Za to nie lubi czesać i myć włosów, ale wyciskać te szampony i wszelkie mazidła to tak i mazać po sobie. Proszę o pomoc
Na dzień dzisiejszy minęło 5 miesięcy odkąd zostalam wyrzucona z domu wraz z dziećmi przez męża. Oboje zmieniliśmy sie w naszych relacjach, każdy odpuścił przestał się starać i znalazł pocieszenie w osobie trzeciej.
Dzień dobry. Na dzień dzisiejszy minęło 5 miesięcy odkąd zostalam wyrzucona z domu wraz z dziećmi przez męża. Oboje zmieniliśmy sie w naszych relacjach, każdy odpuścił przestał się starać i znalazł pocieszenie w osobie trzeciej. Wszystko zostało wyjaśnione co do zdrady. Mąż nie chciał bym starała się się walczyć o nasze małżeństwo, za bardzo go bolał fakt zdrady. Po 3 miesiącach walki o nasz związek, wkońcu przestałam walczyć o niego i zaakceptowałam z wielkim bólem decyzje męża o rozpadzie małżeństwa. W tym tygodniu usłyszałam od niego,ze powinnam się starać cały czas by ratować to jeśli go kocham mi zależy. Mąż od początku wyprowadzki mojej i dzieci nie poczynił żadnych kroków by ratować nasza relacje. Zależy mi na nim bo nadal go kocham ale chce popatrzeć tez na dzieci by miały dzieciństwo bez awantur i pełne miłości. Jest sens się starać o to wszystko gdy druga strona ma wahania tego co chce tak naprawdę w życiu i odpuszcza przy najmniejszym błędzie drugiej osoby ?
Kryzys suicydalny- proszę o pomoc
Miewam myśli samobójcze, jako jedyne wyjście z trudnej sytuacji ,walczę z tym, ale nieraz pocieszam się, że jak będzie tak ciężko dalej to mogę to zakończyć.
Jak poradzić sobie z utratą bliskiej przyjaciółki i odbudować swoją tożsamość?

doświadczyłam czegoś, co strasznie mnie poruszyło - straciłam bliską przyjaciółkę, z którą spędziłam wiele lat. 

to było jak nagły cios w serce, opierałam na tej relacji tyle rzeczy w życiu. Staram się zrozumieć, co się właściwie stało i dlaczego nasza przyjaźń się rozsypała. 

Doświadczam całego spektrum emocji, od smutku i żalu, przez złość, aż do rozczarowania. Czasami nie umiem zatrzymać tych myśli o tym, „co by było, gdyby...” czy ktoś mógłby mi doradzić, jak przetrwać ten czas? Czuję, jakby część mnie zaginęła i nie wiem, jak się pozbierać. Myślę nad tym, co mogę zrobić, żeby zrozumieć własne uczucia i zacząć na nowo układać swoje życie. 

Proszę o rady, bo już nie mogę tak żyć

Chłopak ukrywał przede mną drugi związek, aktualnie jesteśmy razem. On nie potrafi sobie poradzić z poczuciem winy, tym, co zrobił mnie i jak postąpił. Mam wrażenie, że przeze mnie nie radzi sobie. Mam go zostawić dla jego dobra?
Witam. W wielkim skrócie pisząc: chłopak miał dziewczynę, z którą mieszkał, w między czasie poznał mnie. Ukrywał to przez 8 miesięcy. W końcu sie wydało, dzięki mnie. Po wielu burzliwych sytuacjach i jego upartości jesteśmy razem, ze względu na to, że bardzo się kochamy. Tak, to co się stało bardzo mnie boli, że nie potrafił się uwolnić z tamtego związku, o którym nie wiedziałam. Jednak staramy się to odbudować. Chłopak stara się jak może, żeby było między nami dobrze, ale sam nie potrafi sobie wybaczyć tego, jak postąpił, że kłamał i nie zakończył tamtego związku, jak trzeba, i że wydarzyło się tyle złych sytuacji. Choć nie pokazuje tego ciągle to gryzie go sumienie za to, co mi zrobił. Moje pytanie brzmi czy na pewno jestem odpowiednią osobą, której on, jak twierdzi, potrzebuje? Bo czasami się zastanawiam czy nie łatwiej byłoby mu z inną, nową osobą, której nic nie zrobił. Może ja mu przypominam o jego błędzie i dlatego nie potrafi sobie z tym poradzić? Czy da się takie coś naprawić? Ja sama staram się jak mogę, żeby nam się ułożyło, pomimo moich obaw, że zrobi coś takiego znowu...oboje się staramy, bo się kochamy, ale czasami najzwyczajniej w świecie człowiek traci moc..
Jak odzyskać pewność siebie i radzić sobie z samotnością po rozstaniu?

Nie wiem nawet, jak o tym pisać, bo czuję się naprawdę pogubiona po rozstaniu z moim partnerem, z którym byłam 8 lat, planowaliśmy ślub, a on mnie zostawił na młodszej. Ból nie chce mnie opuścić, a samotność, która mnie prześladuje, jest po prostu przytłaczająca. 

Moje poczucie własnej wartości spadło na samo dno i czuję, że nie wiem, jak dalej żyć. Czy w ogóle zdołam zacząć na nowo budować swoje życie i odnaleźć siebie? 

Chce sobie pomóc, ale nie wiem jak. Chcę znowu być szczęśliwa i pełna życia, nie to, co teraz... Może są jakieś techniki, które mogą pomóc mi przestać czuć się tak cholernie samotnie i zacząć budować swoją pewność siebie? Czasem czuję się jak uwięziona w swoich emocjach, co totalnie przeszkadza mi skupić się na codziennych sprawach. 

Czy coś innego może mi pomóc?

W wolnych chwilach lubię czytać, więc może to też byłoby rozwiązanie?

Próbowałam coś znaleźć, ale jest tego za dużo i nie wiem, które są sensowne. Proszę pomóżcie