
Znam się z moją przyjaciółką od kilku lat.
Znam się z moją przyjaciółką od kilku lat. Poznałyśmy się w liceum, na studia wyjechałyśmy do innych miast, potem nasze drogi trochę się rozjechały i nie rozmawiałyśmy. Jakiś czas temu wznowiłyśmy kontakt. Przedtem przyjaźń to było dla mnie coś, co jest w życiu, ale może odejść i w sumie nie przykładałam do moich relacji większej uwagi. Teraz w trakcie terapii trochę uczę się, czym się przyjaźń i jak ważna jest oraz czego mogę od niej wymagać. Mam wrażenie, że moja przyjaciółka dużo mi nie mówi. Opowiedziała mi o nowej pracy dopiero po tygodniu, wiem, że ma problemy z partnerem, ale też mówi mi o tym głównie kiedy się pokłócą. Pisze ze mną, ale trudno jest jej znaleźć czas na dłuższą rozmowę przez telefon. Nie wiem, gdzie jest granica między szanowaniem jej granic i niedopytywaniem o rzeczy, o których nie chce rozmawiać, a moją potrzebą wiedzy, co dzieje się w jej życiu. Czy powinnam porozmawiać z nią o tym, że uważam, że przyjaźń polega na rozmawianiu o ważnych rzeczach? Czy może za dużo od niej wymagam i powinnam uszanować jej prywatność?
AJ
2 lata temu
Marek Dudek
Warto porozmawiać szczerze z przyjaciółką. Odpowiedzieć sobie wspólnie na pytania, jak ma wyglądać wasza relacja. Jakie są jej granice prywatności i określić własne. Dobry temat do wniesienia na własną sesję.
Pozdrawiam
Marek Dudek
2 lata temu
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
TwójPsycholog
Dzień dobry,
Szczera rozmowa zazwyczaj wydaje się najlepszym rozwiązaniem, bo tylko wtedy będzie Pani mogła lepiej zrozumieć, co stoi za takim a nie innym zachowaniem przyjaciółki i powiedzieć o swoich odczuciach. Relacja to żywa materia, zmienia się, można nad nią pracować i ją rozwijać, jest więc w zasięgu ręki wypracowanie w tym temacie jakiegoś konsensusu. Pozdrowienia
2 lata temu

Zobacz podobne
Kilka lat temu moja "niby" przyjaciółka o mało nie rozbiła swojego i mojego małżeństwa stwierdzając, że chyba coś czuje do mojego męża
Kilka lat temu moja "niby" przyjaciółka o mało nie rozbiła swojego i mojego małżeństwa stwierdzając, że chyba coś czuje do mojego męża... Była awantura, jej mąż miał pretensje do mojego że mają romans... po czym po kilku dniach ona stwierdziła, że jest wszystko ok, tylko jej się wydawało i tak naprawdę nic się nie dzieje... niby wszystko wróciło do normy, mój mąż zarzekał się, że absolutnie nie mam powodu do obaw, jest mi wierny. Uwierzyłam mu, uwierzyłam też w jej zapewnienia, że jestem dla niej ważna i że nie chciała mnie skrzywdzić. Od tego czasu jednak co jakiś czas dopadają mnie wątpliwości... wszyscy zachowują się jakby w ogóle nie było sprawy. Tylko je widzę pewne rzeczy inaczej, widzę że mąż ma wyraźną słabość do niej, np będąc razem na zabawie karnawałowej, ze mną nie miał ochoty tańczyć a z nią bardzo chętnie... mnie traktuje oschle i jakby z nerwami, czasem myślę, że mnie się wstydzi albo wręcz go odpycham, podczas gdy jej prawi komplementy i czułe słówka... czarę goryczy przelało moje ostatnie odkrycie, kiedy zobaczyłam jej atrakcyjne, aktualne zdjęcie w telefonie mojego męża. On wytłumaczył mi, że kiedyś coś pisali ze sobą i ona mu wysłała zdjęcie... Nie miałam pojęcia, że piszą ze sobą. On stwierdził, że z czego robię problem, przecież na pewno ja w telefonie też mam zdjęcia kolegów... otóż nie Bardzo mnie to zabolało, od tygodnia zamknęłam się w sobie i płaczę po kątach... czuję się bardzo źle. Mąż zauważył moje zachowanie i kilka razy zapewnił mnie, że nie ma między nimi nic...ja czuję się jak idiotka. Dręczy mnie, o czym tak pisali sobie, nie poprosiłam go, żeby pokazała mi korespondencję, rozdrabniam wszystko i na nowo w kółko, i w kółko wszystko przeżywam... jest typem narcyza i myślę, że mimo zaprzeczeń imponuje mu to, że się nim zainteresowała... czasem mam ochotę jej zapytać, dlaczego wysyłała zdjęcie mojemu mężowi... tak bardzo się czuje z tym źle, nie wiem, co robić, czuję, że wariuję, a nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. po rozmowie z mężem on myśli, że wszystko jest ok. A ja udaję przed wszystkimi dookoła i dręczę się, i dręczę... wszyscy jesteśmy po 40-ce, nie wiem czy to kryzys wieku średniego...
Witam. Przepraszam, ale nie wiem od czego zacząć. Całe moje życie to ciągłe zmartwienia i strach.... Odkąd pamiętam to bałam się swojego taty. Potrafił krzyczeć.... Nie raz się dostało w skórę... Całe moje rodzeństwo się go bało. Nie mówiąc o mamie, która też dostawała od niego nie raz.... Odejść się bała.... Tata zmarł... Niby wszystko powinno być ok ale.... Mama od kilkudziesięciu lat jest alkoholiczką....nie chce się leczyć. Nie wszczyna awantur... ale mam do niej żal że nie mam w niej wsparcia chociażby przy dzieciach... Boje się je z nią zostawić...strach również jest o mamę, że się jej coś stanie a ja nie zdążę jej uratować...nigdzie przez to nie jeżdżę.... Bracia tego nie rozumieją.... Oni sami jeżdżą na wycieczki, wakacje a ja ciągle w domu....Zawsze sobie obiecałam,że nigdy nie będę miała takiego życia jak moja mama... I co? Poznałam swojego męża 17lat temu. Przed ślubem mieszkaliśmy z 3 lata. Był miły,kochający,opiekuńczy.. pokochałam go za jego miłość do mnie. Ale jak to w życiu bywa, kiedy pojawiły się dzieci mój ukochany mąż stał się toksyczną osobą.. ciągle krzyczy na dzieci jak nie posprzątają... Jak coś nie po jego myśli to zaraz rzuca wszystkim co mu stanie na drodze, albo nawala w drzwi, albo w ściany... Zaczęłam się go bać... na terapię nie chce iść ani nawet do żadnego lekarza.. prośby groźby nie pomagaja...Historia lubi się powtarzać ... Najpierw mama teraz ja.... Chciałabym iść na terapię, bo sobie z tym wszystkim nie radzę ale boje się wydać pieniądze bo się będzie czepiał, że na głupoty wydaje... A nie mam jak za jego plecami bo mamy wspólne konto. O wszystkich wydatkach na co i ile wie. Nawet nie mam się komu wygadać. Nie mam koleżanek przyjaciół. Bracia za daleko ale oni mają swoje życie... A ja muszę z tym wszystkim być sama...
Jestem po rozwodzie. Były mąż chce to naprawić, tylko ciężko jest mi jemu zaufać.
Witam. Jestem po rozwodzie. Były mąż chce to naprawić, tylko ciężko jest mi jemu zaufać. Przed rozwodem nadużywał alkoholu, po rozwodzie ogarnął się. Zastanawia mnie, dlaczego dopiero po rozwodzie się ogarnął. Chce naprawić, a niekiedy mówi o innej kobiecie, gdzie wcześniej byłam zazdrosna i nie umie sobie z tym poradzić.
Mam wrażenie, że pomimo, że mieszkam i żyję z innymi osobami, nie czuję żadnego wsparcia
Mam wrażenie, że pomimo, że mieszkam i żyję z innymi osobami.. Nie czuję żadnego wsparcia, wręcz przeciwnie.. Ciągłe porównywanie, pretensje, krytyka.. zastanawiam się po co jestem tam potrzebna... skoro każdy mnie obraża itd..
Dzień Dobry.
Piszę w sprawie, z która nie mogę sobie poradzić, a która odbiera mi spokój i dobry humor.
Jestem z moją żoną 19 lat po ślubie. Mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu 60 m2, które
zostało nabyte przeze mnie jeszcze przed ślubem. Nie to jest jednak tu najistotniejsze.
Od prawie trzech lat mieszka z nami matka mojej żony. Trafiła tu po pobycie w szpitalu i miała z nami pobyć
do momentu nabrania sił. Od tej chwili mija już trzy lata i ta sytuacja trwa cały czas. Dla mnie jest to nieznośne
bo teściowa jest kłopotliwą i uciążliwą osobą. Myślę, że nawet jakby było ok to zamieszkiwanie wspólne na 60 metrach nie jest sytuacją komfortową dla nikogo. Żona pomimo moich próśb aby coś z tym zrobiła, nie robi nic, a jak bardziej stanowczo zaczynam się o to dopominać to kończy się to krzykami z jej strony i permanentną awanturą. Mówi, że zamierza tą sprawę rozwiązać, ale tak naprawdę nie robi nic. Wszystko to powoduje, że czuję się coraz bardziej przygnębiony i podenerwowany. Odczuwam coraz większą odrazę przy powrotach do domu. Właściwie robię wszystko aby wracać coraz później. Teściowa w domu nie robi kompletnie nic. Co robić? Prośby do żony nie przynoszą rezultatów a ja czuję się coraz bardziej bezsilny i przygnębiony.
