Kiedy miłość przestaje być miłością, a staje się obsesją? Kiedy bycie z drugą osobą przestaje dawać nam radość i szczęście, a w zamian dostarcza cierpienia i bólu?
Dlaczego mimo wiedzy, że związek nie zaspokaja naszych potrzeb, a tylko nas rani, a nawet więcej nam zabiera, niż daje, nie potrafimy zakończyć takiej relacji?
Odpowiedź może być prosta – np. wtedy kiedy zaczynamy kochać przesadnie, zbyt obsesyjnie.
Termin „nałóg” kojarzy się najczęściej z osobami uzależnionymi od alkoholu, narkotyków, ewentualnie mówi się o osobach uzależnionych behawioralnie, na przykład zakupoholicy, czy też hazardziści. Natomiast rzadko kiedy myślimy o miłości jako o nałogu, podczas gdy wielu z nas naprawdę traktuje osobę, z którą jest w związku jak narkotyk.
Aby móc wyjść z takiej toksycznej relacji trzeba najpierw zrozumieć, że w takiej się jest i dostrzec powagę tej sytuacji.
Warto przyjrzeć się sobie i naszej relacji wtedy, gdy zbyt często skupiamy się na drugiej osobie i jej sprawach niż na sobie i na swojej własnej przestrzeni. Także wtedy, kiedy zaniedbujemy własne obowiązki na rzecz spraw partnera.
Jeżeli nie akceptujemy lub nie lubimy naszego partnera/partnerki oraz kiedy przeszkadzają nam jego/jej postawy i zachowania, ale i tak myślimy – „Ja go/ją zmienię”, wtedy właśnie kochamy za bardzo.
Wiele osób nieustannie usprawiedliwia partnera, nawet kiedy ten miewa częste wybuchy złości, ma do nich chłodne, bezemocjonalne nastawienie, a nawet w przykry i krzywdzący sposób się do nich odnosi. Najczęstsze rodzaje rozgrzeszania swoich partnerów, które słyszę w moim gabinecie to: „On miał ciężkie dzieciństwo”, „Ma napiętą sytuację w pracy i dużo stresu”, „Spłacamy duży kredyt, więc jest zmęczony”.
Podsumowując, kiedy czujemy się w danym związku zmęczeni psychicznie, a nasza równowaga emocjonalna nieustannie bywa zachwiana, a my nadal pozostajemy w tej relacji, wówczas z pewnością mamy do czynienia z „uzależnieniem od miłości”.
Krótki disclaimer: W poniższym artykule przyjrzymy się problemowi uzależnienia emocjonalnego jedynie z perspektywy kobiecej, jednak zjawisko to należy traktować z szerszej perspektywy i jak najbardziej może ono dotyczyć także mężczyzn. Opisałam artykuł z punktu widzenia kobiety ze względu na to, że sama jestem kobietą oraz na co dzień w mojej pracy gabinetowej zdecydowanie częściej to właśnie kobiety zgłaszają się do mnie z tego typu trudnością. Postawiłam także tezę, która wyjaśnia problem bycia i funkcjonowania w trudnych, toksycznych związkach poprzez kontekst „współuzależnienia”, jednak wyjaśnienia tego problemu można także poszukiwać w innych teoriach, których ja tutaj nie opisuję.
Aby wyjaśnić sytuację, w której można kogoś kochać za bardzo, warto przyjrzeć się terminowi „współuzależnienia”. Pojęcie to powstało w 1986 roku i pierwotnie opisywało partnera osoby uzależnionej. Obecnie „współuzależnienie” rozumiane jest znacznie szerzej i oznacza funkcjonowanie w relacji, która jest dla nas destrukcyjna. Tak więc nie musi być to relacja z osobą, która jest uzależniona, ale w ogóle z kimś, kto ma na nas niszczący wpływ.
Stephanie Brown to twórczyni oryginalnego modelu leczenia alkoholików, który polega na przedstawieniu nie tylko choroby, lecz również powrotu do zdrowia, jako długotrwałego procesu przechodzącego przez kolejne fazy wymagające odmiennego podejścia terapeutycznego. Określa ona współuzależnienie jako bierną odpowiedź, czyli podporządkowanie się partnerowi, który dominuje. Jeśli mówimy tu o relacji romantycznej, to istotą całej sytuacji jest próba przystosowania się osoby współuzależnionej do patologicznego funkcjonowania partnera. Jednak to podporządkowanie się przynosi „tsunami” bolesnych przeżyć, a także jest źródłem zaburzeń emocjonalnych. Te zaburzenia emocjonalne to objawy współuzależnienia, takie jak zaburzenia somatyczne, lęki, stany depresyjne, kompulsje, a nawet nadużywanie substancji psychoaktywnych.
Wiemy już, do jakich trudności może prowadzić bycie osobą współuzależnioną w związku/relacji. Teraz przyjrzyjmy się bardziej temu, czemu niektórzy z nas są tak bardzo podatni na to, aby wpaść w pułapkę współuzależnienia.
Niektórzy badacze uważają, że współuzależnienie jest efektem wychowywania się w rodzinie dysfunkcyjnej, na przykład takiej, w której występowała przemoc fizyczna, bądź psychiczna, uzależnienie jednego z rodziców czy też zaniedbanie potrzeb emocjonalnych dzieci i inne.
Idąc za tym tropem, oznaczałoby to, że opuszczamy nasze domy niekiedy bez zaznanej w nich miłości, natomiast z poczuciem poranienia, niedowartościowania, a nawet po przeżytych różnego rodzaju traumach wczesnodziecięcych. Natomiast w dorosłym życiu dochodzi do odtwarzania traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa ( przymus powtarzania traumy, Van der Kolk, 1989) poprzez poszukiwanie dalej destrukcji, na przykład wchodzenie w trudne, często przemocowe relacje partnerskie.
Bardzo często osoby, które wchodzą w różne patologicznie funkcjonujące relacje, zostały nauczone w dzieciństwie funkcjonowania w pewnych rolach. Tutaj takim przykładem może być funkcjonowanie w roli bycia „przykładnym, pomocnym, uczynnym”
Przedstawię teraz przykład opisujący tę sytuację i pokażę jak spełnianie pewnej roli w dzieciństwie, wpłynęło na wybór przez Annę partnera życiowego w dorosłości.
Anna była córką alkoholika. Jej dzieciństwo nie było usłane różami. Częste awantury domowe, pijany ojciec i „znerwicowana”, zrozpaczona matka. Dom, w którym zawsze dużo było napięcia i stresu – bo nie wiadomo kiedy wróci ojciec, a jak wróci to, czy będzie trzeźwy. Dodatkowo stan oczekiwania na jego powrót wywoływał bóle brzucha i dużą nerwowość wszystkich członków rodziny. Anna, wzrastając w takim środowisku, nauczyła się zachowywać w pewien określony sposób, można powiedzieć, że została jej przypisana pewna rola. Otóż Ania zawsze starała się być grzeczna, cicha, a nawet „niewidzialna” po to, aby nie przysparzać więcej kłopotów domownikom – „Przecież w domu jest już i tak napięta atmosfera”. Dodatkowo przyjęła rolę „pomagacza” – „Będę pocieszać mamę, bo przecież ona ma tyle na głowie, będę słuchać jej i robić wszystko, żeby nie była smutna”. W efekcie okazuje się, że dziecko, zamiast cieszyć się dzieciństwem wikła się w sprawy dorosłych, a dodatkowo zaczyna dbać o atmosferę w domu, kiedy winni to robić rodzice. Już teraz widać w jak dużym napięciu jest Anna, zajmując się tymi wszystkimi sprawami na raz. A to jeszcze nie koniec! Bo teraz Anna zaczyna wchodzić głębiej w rolę pomagacza i postanawia wypełniać niektóre role rodzicielskie za swoich rodziców, takie jak na przykład – dbanie i troszczenie się o swoje młodsze rodzeństwo. Przy tym wszystkim jeszcze Anna jest w ciągłym napięciu, czuwaniu, przyglądaniu się i podpatrywaniu emocji innych domowników, a dodatkowo stara się na te poszczególne stany emocjonalne innych reagować – „Gdy mama jest smutna, muszę ją pocieszyć”.
Teraz przesuniemy się do czasów, kiedy Anna jest już dorosłą kobietą, jest w związku z Rafałem. Na początku jest jak w bajce – „miła ona, miły on”, później on zaczyna być miły trochę mniej, a ona właśnie wtedy będzie starać się jeszcze bardziej.
Będzie robić to dlatego, że wyuczyła się tego sposobu zachowania w dzieciństwie – „Jest źle, a więc właśnie wtedy muszę starać się bardziej”. On coraz częściej wraca do domu po pracy zmęczony, zły i sfrustrowany, nawet czasem powie jej coś przykrego –„Nie przytyłaś trochę?”, ale ona nawet tego nie zauważy. A nawet jeśli zauważy i może poczuje, że on nie zachował się dobrze, to i tak odepchnie tę myśl i stwierdzi: „Muszę się poświęcić. Będę się bardziej starać”. W dzieciństwie też się poświęcała. Nic to co prawda nie dało, ale może teraz będzie inaczej? Może Rafał się zmieni? Może będzie jeszcze miło? Co więcej, zacznie w niej narastać napięcie – „Muszę starać się bardziej”. Coraz baczniej zacznie mu się przyglądać, jego stanom emocjonalnym. Będzie rozmyślać nieustannie jak go pocieszyć, co zrobić, żeby „przestał być zły”, żeby znowu był jej Rafałkiem, takim jak kiedyś, jak na początku, kiedy się poznali. Następnie będzie usprawiedliwiać jego przykre słowa, które kieruje w jej stronę – „Przecież jest taki zmęczony”, a na końcu przyniesie mu ciepły obiad. Potem oczywiście zniknie gdzieś w kuchni, żeby jeszcze bardziej go nie zdenerwować, ale oczekując przy tym w napięciu – „Żeby usłyszeć, kiedy on będzie jej potrzebować”. W międzyczasie może wykonać za niego kilka jego obowiązków, takich jak napisanie za niego czegoś do pracy, przy tym prasując mu koszule . Oczywiście wszystko bezszelestnie, bo przecież on ogląda ulubiony serial. Zupełnie jak w dzieciństwie – „wszystko cichutko, żeby dodatkowo nikomu nie przeszkadzać”. Prawie przy końcu tej opowieści, on zaczyna sobie pozwalać na więcej, zdarza się, że ją uderzy, a to poszarpie. Ale to nic, przecież to wszystko jej wina, to przez nią, to ona go zdenerwowała. Zupełnie podobnie jak w dzieciństwie, rodzice przez nią się kłócili, kiedy to ona nie dopilnowywała młodszego brata i ten płakał głośno, przeszkadzając pijanemu ojcu w zaśnięciu. Tak więc narasta w niej poczucie winy, poczucie winy za wszystko, za to, że Rafał jest smutny, za to, że ma zły nastrój, za to, że obiad mu nie smakował. I co Ania robi dalej? Oczywiście stara się bardziej, i bardziej, i bardziej.
A wszystko po to, żeby tylko utrzymać tę relację, mimo, że ta przysparza jej tyle cierpienia. Jednak nie liczy się to, co z niej ma, liczy się to, żeby ją utrzymać za wszelką cenę, jaka by ona nie była. Więc tkwi w niej latami, cierpi, ale przecież dobrze, że ma tę relację, to najważniejsze. Przynajmniej czuje się potrzebna, jest przecież potrzebna Rafałowi, on bez niej sobie nie poradzi. A jaki byłby smutny, gdyby go zostawiła? Tak samo jako w dzieciństwie starała się, żeby mama była wesoła, ale ona ciągle płakała. No nic, może teraz się uda i przynajmniej Rafał będzie szczęśliwy. „A ja jestem szczęśliwa?” - pyta Anna samą siebie. Nie, to niemożliwe, bo Anna nigdy nie zadałaby sobie podobnego pytania, bo ona poprzez to, co zadziało się w dzieciństwie i poprzez jej destrukcyjny dla samej siebie sposób funkcjonowania wyzbyła się swojej tożsamości. I nie ma jej aż do dziś. Tak więc ona nawet często nie wie, co czuje. Może gdyby poszła na terapię, może wtedy byłaby jakaś szansa na odzyskanie kawałek po kawałku siebie. Ale Anna musiałaby chcieć, wtedy może odzyskałaby tożsamość i mogłaby uciec z tego toksycznego związku. Może mogłaby nawet mieć inny, lepszy. Może mogłaby nawet poczuć się szczęśliwa. Wszystko jest możliwe, ale musiałaby chcieć. Chcieć zmienić swoje życie.
Podsumowując, przyczyn tego, że wiele osób, które wchodzą w trudne, patologiczne i destrukcyjne dla nich związki i relacje, należy upatrywać zwykle w dzieciństwie, na przykład tak jak w opisanym powyżej przykładzie. W przedstawionej przeze mnie pracy zostało wyraźnie opisane zjawisko przymusu powtarzania traumy (Van der Kolk, 1989).
W opisanej pracy zostały nakreślone niektóre powody tego, dlaczego miłość może stać się obsesją. Zostało pokazane także to, dlaczego latami niektórzy z nas potrafią pozostawać w relacjach przemocowych, w takich, w których często występuje uzależnienie. Być może także w takich, w których partner jest dla nas chłodny, niedostępny emocjonalnie lub może wykazywać się agresją słowną bądź psychiczną.
Co więcej, można powiedzieć, że osoby, które doświadczyły w dzieciństwie jakiegoś rodzaju przemocy czy zaniedbania, mogą w dorosłym już życiu mieć trudności z tym, aby w ogóle umieć rozpoznać i dostrzec symptomy tego, że ktoś z nimi źle postępuje czy źle ich traktuje . Idealnie obrazuje to poniższy cytat (z książki : Norwood Robin, Kobiety, które kochają za bardzo, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2021, str. 107), tu akurat jest odniesienie do kobiet:
„ Kobieta ma serce jak złoto
I zwiąże się z każdym idiotą,
Co podle z nią postępuje,
Bo ona tego nie czuje”.
Dobre serce
Aby wyzwolić się z toksycznej relacji, psychoterapia może okazać się pomocna, ale i w niektórych przypadkach nawet konieczna. Może nam ona pomóc w rozpoznaniu, że funkcjonujemy w toksycznym, destrukcyjnym związku. Co więcej, może nam pokazać narzędzia i dostarczyć nowych zasobów do tego, aby uwolnić się od uzależnienia od destrukcyjnego uczucia, które rujnuje nam życie. Psychoterapia pomaga w pracy nad zwiększeniem poczucia wartości. W konsekwencji, kiedy już odzyskamy swoją własną tożsamość, będziemy mogli stworzyć dobry, satysfakcjonujący nas związek.
Bibliografia:
Norwood Robin, Kobiety, które kochają za bardzo, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2021
Komentarze (0)