Boję się bliższych relacji z powodu strachu przed zapomnieniem
A.A

Aleksandra Prusak-Dyba
Dzień dobry,
lęki związane z opuszczeniem często pojawiają się w bliskich relacjach, kiedy w dzieciństwie nie była zaspokojona potrzeba bezpiecznego przywiązania. Warto poszukać przyczyn podczas psychoterapii oraz omówić konsekwencje takiego lęku, niektórymi z nich może być unikanie bliskich relacji, angażowanie się tylko do określonego poziomu czy nadmierna kontrola bliskiej osoby. Podczas terapii może udać się znaleźć dobre sposoby radzenia sobie obecnie z lękiem aby nie ograniczał on możliwości nawiązywania przyjaźni. Dobrym krokiem jest także poczytanie o tym lęku i sposobach radzenia sobie z nim - ciekawą pozycją, w które możesz znaleźć wartościowe informacje na ten temat jest książka “Program zmiany sposobu życia. Uwalnianie się z pułapek psychologicznych”.
Pozdrawiam ciepło,
Aleksandra Prusak - psychoterapeutka poznawczo-bahwioralna i terapii schematów

Adam Grys
Dzień dobry,
Opisuje Pani/Pan, iż wraz z zacieśnianiem się relacji i coraz większym poziomem zaangażowania pojawia się u Pani/Pana lęk przed odrzuceniem. Wynikać do może z wielu czynników: braku akceptacji, wzmożonej krytyki względem siebie, trudności z wchodzeniem w związki oparte na zależności itp. Sugeruję udanie się na terapie w celu prześledzenia przyczyn lęku w sytuacji terapeutycznej, która pomoże Panu/Pani zidentyfikować źródło lęku i zniwelować stosowane obrony. Warto w zależności od podejścia omawiać także z terapeutą, jak Pani/Pan się czuję w gabinecie, ponieważ odczuwany przez Panią/Pana lęk w sytuacji terapeutycznej, także może się odtworzyć. Przepracowanie go będzie sprzyjać przeniesieniu efektów na sytuacje zewnętrzne. Co do sposobów radzenia sobie w takiej sytuacji zalecam rozmowę z bliską osobą w celu zmniejszenia lęku, analizę na ile lęk ma odzwierciedlenie w rzeczywistości, skupienie się na pozytywnych aspektach Pani/Pana osoby i tego co wnosi Pan/Pani do relacji z bliskimi dla siebie osobami.

Justyna Czerniawska (Karkus)
Dzień dobry,
myślę, że na początek warto się zastanowić skąd w ogóle biorą się takie obawy. Opisane przez Panią lęki mogą wynikać z bardzo różnych czynników, np. doświadczeń z przeszłości, pewności siebie, poczucia własnej wartości. Może warto rozważyć konsultację u psychologa lub psychoterapeuty, który odkryje przyczynę opisanych trudności i pomoże w dalszej pracy nad nimi.
Pozdrawiam serdecznie,
Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta

Martyna Tomczak-Wypijewska
Przyjrzeć się temu lękowi, jego źródłom. Można próbować robić to samodzielnie np. poprzez analizę myśli, które przychodzą do głowy i to jak wpływają one na zachowanie, poprzez cofnięcie się w czasie i prześledzenie- od kiedy tak mam? Czy są jakieś wyjątki, jakieś relacje w których czuję się bezpiecznie i w których ten lęk się nie pojawia? (Jeśli tak to co je różni od innych relacji w których ten lęk jest?). Taka analiza może być jednak trudna w pojedynkę, warto więc rozważyć konsultację z psychoterapeutą w celu odkrycia źródeł tego lęku i znalezienia, nauczenia się sposobów radzenia sobie (bo wyobrażam sobie, że skoro ten wpis powstał to jest to problem, który utrudnia życie).
Dostrzeżenie trudności to pierwszy krok, trzymam kciuki za kolejne
Martyna Tomczak- Wypijewska, psycholog, psychoterapeuta poznawczo- behawioralny w trakcie certyfikacji

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Jestem z partnerką od 5 lat, od pół roku mieszkamy razem. Od zawsze wykazywała problemy w okazywaniu uczuć, nie lubiła się przytulać, chodzić za rękę itp. Wiem, że mnie kocha, bo udowadnia to na inne sposoby. Jednakże leczy się na depresję, co wg mnie może być przyczyną w/w zachowań i ogólnego braku chęci do otwartych rozmów, ostatnio zaczęła się denerwować o bardzo drobne rzeczy, a samo obrażenie jest bardzo mocne i gwałtowne. Nie chce pójść na terapie ani mówić o tym, co ją gnębi. Co zrobić w takiej sytuacji?
Mam 47 lat byłem 2 razy zdradzony, teraz jestem w 3 związku. Mam taki okropny strach, że znowu będę zdradzony, bo dziewczyna zaczęła za każdym razem, jak wchodzę, gdzie ONA jest, wychodzić ze wszystkich stron na kom .rozmawiałem z Nią o tej sytuacji ONA mówi, że przesadzam. Teraz pytam się Jej po 10 razy dziennie, czy mnie zdradzi, już nie wiem, czy zemną coś nie tak? Miałem trudne dzieciństwo, niską samoocenę, nie wiem, co robić
Od prawie roku mam ataki paniki. Najczęściej w sytuacjach, gdy partnerka jest na mnie zła/obrażona przez co ja czuję się winna i bojąc się, że ją stracę, zaczynam zmieniać swoje zdanie/zachowanie tak, aby partnerka była dla mnie miła i żeby między nami było dobrze.
Momentami nie rozumiem pewnych rzeczy. Gdy partnerka czegoś chce i ja też, ale ona bardziej, a z mojej strony nie ma jasnej deklaracji, że w pełni się z nią zgadzam, ale mam pewne kwestie, w których nie jestem pewna i próbuje je zakomunikować . Efekt? Dalsza rozmowa wygląda tak, że to moja wina (a przynajmniej tak to odbieram) i robi mi wyrzuty i próbuje pokazać czy przekonać do tego, żeby było po jej myśli, co kończy się tym, że ja wpadam w panikę i przepraszam ją lub staram się zrobić wszystko, żeby tylko było dobrze między nami.
Dostawałam bardzo wiele szans od niej, muszę się ze wszystkim pilnować, bo nasz związek wisi na włosku. Mówiąc o tym, że mam problem ze sobą i moja psychika i że potrzebuje pomocy psychologa odpowiedź jest taka, że psycholodzy to mi nie pomogą, bo kiedyś ona korzystała, bo była w ciężkim dole i jej nie pomogli, tylko powiedzieli, że ma się wziąć w garść i że jak zacznę brać leki, to jak przestanę, to będzie jeszcze gorzej, bo ktoś tam tak miał.
Dodam, że jeśli nie jest pod wpływem alkoholu, to jest super i że mnie rozumie, ale nagle zaczyna zmieniać zdanie, kiedy jest po alkoholu, wtedy jest najgorzej, ciężko mi cokolwiek powiedzieć na swoją obronę i tylko przyznanie racji, bądź zgoda na coś tam w jakimś stopniu łagodzi sytuację.
Jestem zmęczona psychicznie, fizycznie, bo też pracuje prawie na okrągło . Nie mam siły i energii a najchętniej cały czas leżałbym w łóżku . Podczas ataku paniki potrafię bardzo mało spać, po 3h dziennie i prawie nic nie jeść podczas dnia. Czy ja się zachowuje źle i faktycznie to moja wina czy jednak jestem słaba psychicznie i poddaje się manipulacjom partnerki?
Jestem w długoletnim związku, niebawem stuknie nam 17 lat. Poznaliśmy się, gdy mieliśmy 21 lata i obłędnie w sobie zakochaliśmy. Dwa lata później byliśmy rodzicami.
Nie jesteśmy w związku małżeńskim. Jak to w relacji bywało różnie, ale nigdy tak źle, jak jest teraz.
W ostatnim czasie odczuwałam, że jest dobrze. Nie zauważyłam niczego niepokojącego. Podkreślę, że moja inteligencja emocjonalna jest rozwinięta. Nie mam trudności w interpretacji intencji, zachowań i emocji ludzi. Kilka miesięcy temu mój partner oznajmił, że jego uczucia się zmieniły i trwa to od dawna.
Nie jest to związane z inną kobietą. Jestem zagubiona, nic z tego nie rozumiem, czuję, że nic nie mogę zrobić. To nie jest ani rozstanie, ani bycie razem. Utknęłam i ciężko mi się oddycha, gdy tylko o tym myślę. Podkreślę, że rozmowy przychodzą nam bardzo trudno i niewiele wnoszą, bo mój partner nie wie co dalej, co czuje. Łatwizna tak nie wiedzieć. Ja w tym wszystkim czuję, jakbym kochała i nie kochała jednocześnie. Jakbym chciała i nie chciała być w związku jednocześnie. Czasami myślę, że gdy odszedł i wziął odpowiedzialność za brak wcześniejszej komunikacji o tym, że coś jest nie tak, a także za decyzję, że nie włoży pracy w prawdziwą pielęgnację relacji, byłoby mi lżej. Jestem bardzo zmęczona. Jakbym miała powiedzieć, jak się czuję, to czuję kompletną bezsilność. Nie mam wpływu na poprawę mojego stanu emocjonalnego. To bardzo zasmucające. Jestem na siebie zła, że uwierzyłam w to, co widziałam.
Jestem na siebie zła, że z wyrozumieniem trwam w tym, co jest teraz, choć mogłabym już wracać do siebie po stracie.
Im dalej tym mam mniej siły, wiary i chęci, by to ratować.
Dzień dobry, zwracam się może z dość dziwnym i ciężkim do odpowiedzenia pytaniem, ale nie wiem co robić. Postaram się w miarę szybko przedstawić swoją sytuację.
Około 3 lata temu zawarłam nową znajomość, a w połowie zeszłego roku dość nagle i bez powodu się ona rozpadła. Od tego czasu kompletnie nie umiem myśleć o tym co jest teraz, mam innych przyjaciół, ale wciąż tęsknię za tamtą relacją, ogólnie kieruję się zasadą, że jedna relacja nie zastąpi drugiej, co raczej mi nie pomaga. Od wielu miesięcy myślałam, by jakoś odnowić tą znajomość, zwłaszcza, że ta relacja zakończyła się bez jakiegoś konkretnego powodu, nie było żadnych kłótni czy nieporozumień.
Moje plany zostały zrujnowane, ponieważ około miesiąc temu dowiedziałam się czegoś, co kompletnie przekreśliło całą tą znajomość, nawet to co było kiedyś. Od tego czasu smutek mnie opanowuje, całe dni upływają mi na analizie tego, czemu ja kiedykolwiek rozpoczęłam tą znajomość.
Od roku obwiniam się, że nie zaczęłam jakoś tych rozmów z nimi od nowa, ale fakt jest też taki, że miałam dość ciężki czas związany z zaburzeniami lękowymi i nie byłam w stanie chodzić do szkoły, a co dopiero prowadzić życie towarzyskie. Bo kto by chciał przyjaźnić się z kimś, kto boi się wszystkiego?...
Od dawna bardzo obawiam się, że ktoś mnie zostawi, czy to rodzina czy właśnie znajomi. I moje pytanie brzmi: czy da się jakoś zapomnieć o tej znajomości, albo chociaż wytłumaczyć sobie, że nie warto o tym myśleć? Zaczęły się przez to u mnie pojawiać myśli, że życie nie ma sensu i jestem przerażona, dlatego chce coś z tym zrobić. Chodzę na terapię, lecz obecnie mam przed sobą dość długą przerwę w niej, dlatego piszę tutaj.
Jestem wykończony psychicznie moim małżeństwem. Mam żonę i 4-letnią córkę, od paru lat moje małżeństwo wygląda jak życie ze współlokatorem. Żona każdą próbę rozmowy odbiera jak o atak, nie próbuje nawet zrozumieć tego, co do niej mówię, tylko od razu odwraca kota ogonem i atakuje mnie w stylu „a Ty to, a Ty tamto” nie słuchając w ogóle, co ja do niej mówię. Proponowałem kilkukrotnie wyjście na terapię rodzinną, ale nie jest zainteresowana. Sama poucza swoje koleżanki w sprawach rodzinnych, nie widząc swoich problemów. Nie mam pojęcia jak już z nią rozmawiać, dzielimy się obowiązkami w rozsądny sposób i tu nie mamy zastrzeżeń, chyba, że dochodzi do kłótni to wtedy często słyszę, że wszystko musi robić sama (nie musi i nie robi). Problem w tych obowiązkach jest też taki, że co chwilę mnie o coś prosi i ja to wykonuję. Niestety, jeśli ja o coś proszę, to na 99% tego nie zrobi, stąd od ponad roku raczej o nic ją już nie proszę, bo nie mogę na niej polegać. Dodatkowo żona jest uzależniona od telefonu, wolne chwile spędza przeglądając Instagram albo inne media, np, jeśli jedziemy gdzieś samochodem to cały czas coś „sprawdza”, podczas kolacji w restauracji coś „sprawdza” itp. Jestem tym już totalnie wykończony, przeprowadziliśmy się na 2 koniec Polski i nie mamy tu znajomych, nie mam nawet za bardzo z kim o tym porozmawiać i nie daję już rady. Zamknąłem się w sobie, zdarzy mi się czasem coś wypić już nawet z poczucia zrezygnowania i takiej wewnętrznej samotności - ani z żoną nie mam relacji, ani przyjaciół. Staram się tego unikać i znalazłem sobie fajne hobby, które daje mi trochę poczucia spokoju, ale wciąż czuję ogromną samotność. Strefa intymna w małżeństwie również nie istnieje, jeśli już do czegoś dochodzi to szybki stosunek w stylu zaspokojenia potrzeby fizjologicznej raz na 2-3 miesiące. Żona nawet od jakiegoś czasu naciska na drugie dziecko a ja, mimo iż chce, to nie chce mieć drugiego, bo czuje, że to małżeństwo niedługo się skończy. Co robić? Przed ślubem było kompletnie inaczej, minęło 6 lat, a ja jestem psychicznym wrakiem człowieka.
Dzień dobry, mam wewnętrzny konflikt i czuję się z tym bardzo źle. Z mężem rozmawiałam na ten temat, jednak on jest na tą sytuację tylko zły.
Przechodząc do sprawy: mój mąż ma 15 lat młodszego brata (teraz to nastolatek). Ojciec męża pracuje za granicą cały czas, zjeżdża do domu raz na pół roku na weekend, więc tak jakby go w ogóle nie było. Teściowa w wakacje postanowiła wyjechać do pracy (na niecałe dwa miesiące). Zgodziliśmy się zająć bratem męża, przeprowadzić do ich domu (co wiązało się z różnymi emocjami, ponieważ parę lat wcześniej ojciec męża nas po prostu z niego wyrzucił + parę dni przed wyjazdem mamy zrobił nam awanturę o to, że mieszkamy kilka kilometrów od nich w innej miejscowości i nie potrafimy przyjechać, żeby skosić trawę i porąbać drzewo - zaznaczę, że akurat był na urlopie. Gdy go nie ma to jesteśmy na prawie każde zawołanie teściowej). Przeprowadziliśmy sie, żeby spokojnie teściowa mogła pracować, jednakże zaznaczyliśmy, że to jest jednorazowe, ponieważ nie będziemy tolerować tego, w jaki sposób zachowuje się jej mąż.
Ostatnio nałożyło się sporo spraw i finansowo nie daliśmy rady. Teściowa nas wspomogła delikatnie. Teraz teściowa postanowiła znów wyjechać na prawie dwa miesiące za granicę. Bratem męża miał się zająć partner siostry teściowej, ale wyszło tak, że po tygodniu zrezygnował. Niestety jest to rok szkolny, brat męża lubi zaspać do szkoły, gdy się go nie przypilnuje, żeby wstał na autobus (od nas ma do szkoły 5 min drogi spacerkiem).
W domu teściów jest cały rok bardzo zimno, a my z mężem nie jesteśmy w stanie pracując i przebywając praktycznie 3/4 dnia poza domem palić w piecu, żeby było tam ciepło. Więc z tych dwóch powodów postanowiliśmy, że weźmiemy brata męża do siebie. Jednak czuję się z tym źle. Mam lekkie problemy psychiczne, paranoję szczególnie na punkcie bakterii. A to jest dodatkowa osoba w domu, jestem zmuszona wyjść z mojej strefy komfortu. Nasze mieszkanie jest dla mnie miejscem spokoju. A teraz zostanie to zburzone.
Jest mi niedobrze samej ze sobą, ponieważ wiem, że musimy pomóc teściowej, ale z drugiej strony denerwuje mnie, że po raz kolejny zrzuca swój obowiązek zajęcia się dzieckiem na nas, żeby po prostu uciec na chwilę i odpocząć od domu.
Dodam jeszcze tylko, że mąż od zawsze opiekował się bratem, doszło nawet do sytuacji, gdzie brat uważał męża za ojca, a teściowa do każdego złego zachowania młodszego syna wołała męża, żeby go strofował, ponieważ sama sobie nie radzi. Więc takie oddawanie dziecka mężowi jest od zawsze.
Walczę w tym momencie sama ze sobą i nie wiem co o tym myśleć. Czuję się jak wręcz jak potwór, rozważając odmowę.
Witam wszystkich, jestem tutaj nowy. Byłem w burzliwym związku 2 lata, 3 razy się rozchodziliśmy. Ja za każdym razem zabiegałem, starałem się. Czasami angażuję się za bardzo. Brałem wszystko na siebie, robiłem źle. Pomiędzy nami było 9 lat różnicy. Ostatnio usłyszałem, że ja jestem stary, a ona młoda, może się bawić.
Zaczęły się w związku koleżanki, uciekanie od spotkań. Jeśli się pytałem, kiedy się widzimy – „nie wiem”. Wiele pretensji, że mi dużo nie pasuje, że to moja wina, że wiele słów usłyszała z mojej strony i nie potrafi już na mnie patrzeć. Szczerze – nigdy nic głupiego nie powiedziałem, tylko czasami coś żartem czy zgryźliwie, ale to na tyle, mieliśmy dystans.
Ostatnio non stop wychodziła ze znajomymi. Nawet nie widziałem, że ma taką toksyczną koleżankę, która nią kieruje. Słyszałem, że jestem nienormalny, że w żartach jest drugie dno, że wyliczam jej pieniądze na każdym kroku. Nigdy takiego czegoś nie było. Jedynie żartem: „Dzisiaj ty stawiasz?” czy „Policzymy się za paliwo?”. I tak – ona bez problemu zawsze płaciła, bo wiedziała, że to tylko sarkazm.
Starałem się, jak mogłem, zabiegałem. Ona zawsze w stronę znajomych – że mają lepiej, że inaczej ją traktują. Ta znajoma, którą poznała, tak „fajna”, żeruje na niej. Widziałem na relacjach – bawi się na całego, kolacje, imprezy. Z otoczenia wiem, że ta osoba po prostu nie ma znajomych, nikt nie chce z nią utrzymywać kontaktu, bo patrzy tylko na swoje cztery litery.
Wszystko – żarty, starania się, nawet jak coś nie było tak – gdy chciałem porozmawiać, była odpowiedź, że „ze mną się nie da”. Mam jej zniknąć z życia, bo się przy mnie męczy. Znajdzie sobie takiego, co spełni jej każde oczekiwania, a ja mam znaleźć taką, co ich nie ma.
Zawsze byłem prawy, nigdy nic nie chciałem – żadnych pieniędzy, nawet od rodziny za jakieś usługi. Mówiłem szczerze wszystko, ale ona odebrała to tak, jakbym ciągle jej coś wypominał. Usłyszałem nawet, że bronię jej się spotykać z rodziną, ale nigdy tak nie było. Nawet zaczęła mieć o to problem, gdy spytałem się, co po spotkaniu.
Pretensje, że pytam, jak się ubiera, że nie jest wyspana... Po prostu zauważyłem, że na siłę szuka powodu, by mnie rzucić. Nawet jechałem prawie 100 km do restauracji dzień przed zerwaniem. Zażartowałem coś tam i mówiłem, że po drodze jest kilka fajnych restauracji. Ona: „Nie, tam jedziemy”. Mówię: „Okej”. Gadaliśmy o pracy i w ogóle, a ona wszystko brała tak do siebie, że niby ją maltretuję, ubliżam jej na każdym kroku.
Napisała mi w nocy, że to się wypaliło, nie chce tak żyć i mam zniknąć z jej życia. Zostałem zablokowany wszędzie, a ona szuka atencji u facetów.
Może tutaj się wydawać, że jestem aż takim złym człowiekiem, ale każdemu, kto pyta i komu mówię prawdę, odpowiadam – to było szukanie pretekstu, by mnie rzucić. Usłyszałem jeszcze, że gdyby nie ja, to byśmy tam nie pojechali. Nie wiem, co myśleć. Za każdym razem łapie moje słowa, wyciąga coś głupiego, co powiem pod nosem, a ile ja przeszedłem, wspierałem, byłem na każde skinienie palca – nawet o 2 w nocy – tego już nie pamięta. Tylko: „No nikt ci nie kazał”.
I usłyszałem, że rzyga moimi spekulacjami, moimi rozmowami i całą moją osobą. Mam nie próbować z nią nawet pogadać, wyjaśnić, powiedzieć prawdę, bo nigdy nie chciałem jej urazić. Mieliśmy dystans w wiadomościach, a ona nagle, że się wypaliło. Próbujemy od 2 lat i nie wychodzi.
Ale za każdym rozpadem są znajomi. Każdy zauważył, że im mniej się szanują i starają, tym jakoś im wychodzi. Czasami czułem się w tym związku, jakbym był sam.