
Czuję się odrzucona przez rodzinę po nieoczekiwanym wyjeździe nad morze
Dzisiaj się dowiedziałam czegoś. Dowiedziałam się, że moja mama i dwie siostry jadą w czwartek nad morze, wracają w poniedziałek. Ja wiem, mówiłam siostrze jednej ze nie pojechałabym z nimi, bo po prostu nie czuję się komfortowo przy mamie i przy nich. A także z uwagi na bliznę po operacji. No...tak...tak mówiłam. A dzisiaj jak te słowa okazały się prawdą, to mnie to zabolało. Bo jak teraz sobie pomyślałam...To przecież mogła się mnie ostatecznie zapytać, czy moja decyzja, że nie jadę, jest ostateczna...a one nic... Poczułam się wyobcowana. Poczułam się odrzucona po raz kolejny w życiu przez nich. Owszem z tą siostrą jedna mam w miarę poprawne relacje jednak... Dlaczego to tak zabolało?
Kasia
Olga Żuk
Może zabolało dlatego, że choć powiedziałaś, że nie chcesz jechać, w środku mogło być też pragnienie, by ktoś jeszcze raz o Ciebie zapytał i pokazał, że Twoja obecność ma znaczenie. Brak tego gestu mógł obudzić poczucie pominięcia. Czasem takie sytuacje dotykają głębszych doświadczeń – nie chodzi tylko o ten wyjazd, ale o całe wcześniejsze poczucie bycia mniej ważną w relacji.
Pozdrawiam,
Olga Żuk
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Sylwia Harbacz-Mbengue
Kasia,
rozumiem, że dowiedzenie się o tym wyjeździe sprawiło Ci ból. Nawet jeśli wcześniej powiedziałaś, że nie pojedziesz, to jednak mogło pojawić się u Ciebie poczucie odrzucenia i wyobcowania Mogłaś oczekiwać, że skoro to rodzina, zapytają cię, czy aby na pewno nie chcesz zmienić zdania.
Czasem, nawet jeśli wiemy, że na coś się nie zgodzimy, chcemy, żeby ktoś nas zapytał, żeby pokazał, że jesteśmy ważni.
To, co teraz czujesz, to sygnał, że ta sytuacja dotknęła ważnych dla Ciebie emocji i potrzeb. Zranienie jest wskaźnikiem, że jakaś Twoja potrzeba nie została zaspokojona.
Może warto zastanowić, się co czujesz i czego potrzebujesz (jako podpowiedzi możesz użyć np. Listy potrzeb). Myślę, że to może być pomocne przy zrozumieniu tej sytuacji.
Daj sobie prawo do przeżywania emocji, to nie słabość, to zupełnie ludzka reakcja.
Serdeczności
Sylwia Harbacz-Mbengue
Psycholog
Katarzyna Brożyna
Pani Kasiu
To, co Pani czuje, jest naturalne. Z tego, co Pani pisze, to gdyby nie to, że czuje się Pani niekomfortowo, to chciałaby Pani jechać nad morze. Wspomina Pani również o tym, że nie pierwszy raz się Pani tak czuje.
Proszę się zastanowić, o jakiej potrzebie mówi Pani to uczucie. Czy chodzi o wyobcowanie, o to, że sama nie podejmuje Pani decyzji zgodnie ze swoimi preferencjami czy może ma Pani potrzebę bycia ważną dla swoich bliskich?
Zachęcam Panią do obserwacji siebie i tego, co Pani czuje.
Z drugiej strony, może się Pani zastanowić, co w tej sytuacji czują Pani siostry i mama. Poszerzając perspektywę, można dojść czasem do zaskakujących wniosków.
Pozostawiam Panią z tymi refleksjami, życząc owocnych obserwacji.
Katarzyna Brożyna
Psycholog
Piotr Karpiński
To, co przeżywasz, dotyczy czegoś większego niż tylko wyjazd rodziny nad morze. Pod spodem jest pragnienie bycia częścią, bycia zaproszoną, zauważoną. To bardzo ludzkie – każdy z nas nosi w sobie tęsknotę za wspólnotą. Kiedy nie zostajemy zaproszeni, wraca echo dawnych ran. Nic dziwnego, że to boli.
Zauważ też, że Twój ból nie dotyczy samego wyjazdu, ale tego, że nie padło to jedno pytanie: ‘Czy jesteś pewna?’. Brak tego pytania dotknął miejsca, w którym czujesz się nieistotna, pominięta. To, że cierpisz, oznacza, że więź naprawdę ma dla Ciebie znaczenie. To pragnienie bliskości nie jest słabością – to rdzeń ludzkiego doświadczenia.
Teraz masz wybór. Możesz zostać z tym w sobie, ale możesz też zrobić krok – powiedzieć siostrze, co poczułaś. Nie w formie pretensji, tylko w formie odsłonięcia. To jest ten moment, w którym albo chowasz się z bólem, albo odsłaniasz się i ryzykujesz bliskość. To nie wyjazd jest sprawą najważniejszą, tylko Twoja gotowość, by stanąć przy swojej prawdzie i pokazać ją komuś bliskiemu.
Karolina Walczyk
To, że to tak bardzo Cię zabolało, pokazuje, jak ważna jest dla Ciebie potrzeba bycia zauważoną i uwzględnioną. Nawet jeśli mówiłaś, że nie pojedziesz, to naturalne, że chciałabyś, aby siostra jeszcze raz zapytała, dała Ci przestrzeń do zmiany zdania – to byłby sygnał, że Twoje miejsce w rodzinie jest ważne i że o Ciebie się dba. Brak takiego gestu mógł uruchomić stare poczucie odrzucenia i wyobcowania, które – jak piszesz – towarzyszy Ci od dawna. To nie znaczy, że Twoje uczucia są przesadzone – wręcz przeciwnie, są logiczną reakcją na to, że bardzo pragniesz bliskości, a jednocześnie masz doświadczenie, że trudno Ci ją otrzymać w relacji z mamą i siostrami. To zupełnie naturalne, że w takich sytuacjach pojawia się ból i tęsknota. To, że tak czujesz, mówi nie o Twojej „słabości”, ale o Twojej wrażliwości i potrzebie bycia ważną – a te potrzeby są całkowicie zdrowe i ludzkie.
Serdecznie pozdrawiam,
Karolina Walczyk
Psycholog, Psychoterapeuta
Martyna Jarosz
Dzień dobry,
Bo choć powiedziała Pani „nie”, to może w głębi duszy liczyła na to, że ktoś zapyta jeszcze raz z troską, z uwagą, z chęcią włączenia. Ból pojawia się tam, gdzie jest potrzeba bliskości, a zamiast niej przychodzi cisza. Może warto zapytać siebie: czego naprawdę Pani potrzebuje od nich i czy jest gotowość, by to wyrazić?
Pozdrawiam
Martyna Jarosz

Zobacz podobne
Witam, mam poważny problem z matką, która mnie wykańcza psychicznie. Przez x tygodni jest normalnie, przez kolejne x jest horror. Stosuje ciche dni, traktuje jak powietrze mnie i mojego małego syna, nic kompletnie nie pomaga w domu a przecież mieszka, gotuje tylko dla siebie, unika wnuczka, myje tylko swoje naczynia, zachowuje się, jakby mieszkała z obcymi ludźmi w jednym domu, a nie z córką i wnuczkiem. Taka sytuacja ma miejsce od 5 lat, kiedy przed urodzeniem syna próbowała się wtrącać w mój związek, moje decyzje i krytykować, potem kiedy się urodził syn, zaczęło się jeszcze gorzej. Pomagała przez x tygodni.a potem przez x tygodni żyła jakby, była sama i teksty, że ona jest tylko babcia, to ja jestem matką i moje dziecko a ona cały czas z dzieckiem co nigdy tak nie było, a ona już swoje dzieci wychowała, ona nie ma chwili dla siebie itd. Wyjechała potem na 9 miesięcy, kiedy mój syn miał zaledwie 8 miesięcy. Wróciła niby żeby mi pomóc a jest tak samo, jak było ....po tygodniach dobroci jest krytyka, nic nie pasuje, wiecznie, za długo w toalecie, ona non stop z dzieckiem ,za długo palę papierosa ,teksty że nie trzeba było sobie robić dziecka ,to bym nie miała problemów, gdzie to dla niej jedynie jak widać problem ze jest wnuczek, co ja takiego robię, przecież nic nie robię, umniejszanie na każdym kroku i zaczynają się ciche dni, dręczenie psychiczne, traktowanie jak trędowatych i widzenie tylko i wyłącznie czubka swojego nosa. Ja już jestem wykończona, nie pojmuję, jak matka może tak się zachowywać wobec córki i wnuczka. Pozostałe córki wierzą jej bezgranicznie ...bo są daleko, a ja mieszkam z potworem w domu, który robi się dobry, a potem znów znęcanie się nade mną swoich podłym zachowaniem. Co robić ? Tak się nie da żyć. Będę wdzięczna za odpowiedź ❤️
Hej, chciałabym porozmawiać z kimś, kto może zmaga lub zmagał się z podobnym problemem.
Aktualnie mam 22 lata, studiuje zaocznie psychologię na 3 roku i bardzo lubię moje studia, wiąże z nimi przyszłość. Marzyłam o studiach dziennych, mieszkaniu w akademiku, życiu studenckim, poznaniu mnóstwa przyjaciół, znalezieniu pracy dorywczej i próbie usamodzielnienia się. Moje życie jednak nie potoczyło się tak jak chciałam, matura nie poszła mi tak jak oczekiwałam, więc musiałam zrobić sobie rok przerwy, podczas którego pracowałam i poprawiłam maturę, aby dostać się na wymarzony kierunek. Jednak nie udało mi się dostać na kierunek dziennie, więc zdecydowałam, że pójdę zaocznie. Nie chciałam już zmieniać trybu, bo naprawdę mi to odpowiadało, ale dalej miałam trochę żal do siebie, że marnuje swoje młode życie i będę żałować. W tygodniu praca, w której nie było osób w moim wieku, więc trudno było tam nawiązać kontakty towarzyskie, a ze znajomymi z poprzednich lat nie mam już kontaktu, więc czułam bardzo dużą samotność i rutynę. Z ludźmi widziałam się tylko w weekend, ale nie nawiązaliśmy jakiegoś głębszego kontaktu.
Zazdroszczę mojej przyjaciółce, że jej życie potoczyło się inaczej niż moje, ona dostała się na studia dzienne, mieszkała w akademiku, do tego pracowała dorywczo, ma paczkę przyjaciół. Ja czuję się o wiele gorsza, mieszkam z rodzicami, dojeżdżam, nie mam paczki przyjaciół i mam wrażenie, że już jest za późno na jakąkolwiek zmianę i bez sensu jest pchać się do akademika, jeśli mam zjazdy w weekend. Myślałam o podjęciu pracy w mieście i mieszkaniu w akademiku, ale nie wiem, czy to nie jest takie "na siłę".
Chciałabym znaleźć jakieś rozwiązanie sensowne dla siebie i porozmawiać z kimś, mającym różne doświadczenia, żeby jakoś spróbować zmienić perspektywę i swoje myślenie, ponieważ cały czas to do mnie wraca i mnie dołuje przez to. Czuję się beznadziejna...mam wrażenie, że zawsze już będę sama...
