Left ArrowWstecz

Czy nadmierne pisanie z kolegą to powód do obaw?

Od kilku miesięcy moja Partnerka pisze ze wspólnym kolegą z pracy, bardzo często. Przedstawiając jej swoje obawy i odczucia, co do tej relacji zapewniła mnie, że jest zupełnie nie w jej typie i że ogólnie ją drażni ten kolega i odpisuje mu najczęściej w pracy, a poza nią bardzo rzadko. Ostatnio powiedziała mi, że zrobił jej wyrzuty i się obraził o to, że coraz mniej piszą i moja Partnerka się zdenerwowała i powiedziała, że jak nie ma czasu, to nie pisze i tyle. Po czym na wyjeździe kupiła dla niego pamiątkę. Dla mnie sytuacja stała się niejasna. Z jednej strony mówi, że nie chce się jej pisać z nim, a z drugiej strony kupuje dla mnie go pamiątkę, żeby się nie obrażał. W pierwszym momencie poruszyło mnie to ale później dotarło do mnie, że może przesadzam? Nie wiem, już co o tym sądzić już, mam huśtawki nastrojów z tym związane.

Adam Gruźlewski

Adam Gruźlewski

Szanowny Panie,

 

Rozumiem, że ta sytuacja jest dla Pana bardzo niejasna i powoduje wiele emocji. Z jednej strony słyszy Pan zapewnienia partnerki o braku zainteresowania innym mężczyzną, z drugiej zaś są widoczne działania (jak zakup pamiątki), które temu przeczą. To naturalne, że pojawia się w takich sytuacjach niepokój i huśtawka nastrojów, ponieważ spójność w słowach i czynach jest fundamentem zaufania w związku. Ważne jest, abyście oboje byli otwarci na szczerą rozmowę  o swoich uczuciach, potrzebach i granicach w związku, zamiast domyślać się motywacji.

 

Pozdrawiam serdecznie

Adam Gruźlewski

psycholog, psychotraumatolog

2 dni temu
Patrycja Kurowska

Patrycja Kurowska

Dzień dobry,

 

sytuacja, którą Pan opisuje, może być źródłem dużego napięcia i niepewności. Z jednej strony słyszy Pan zapewnienia, a z drugiej pojawiają się zdarzenia, które wywołują u Pana wątpliwości. To naturalne, że w takim kontekście emocje mogą się zmieniać – od spokoju, po poruszenie czy poczucie zagubienia.

 

Huśtawki nastrojów, o których Pan wspomina, mogą być wynikiem tego, że z jednej strony chce Pan zachować zaufanie, a z drugiej odbiera Pan sygnały, które w Panu coś poruszają. Taka ambiwalencja potrafi być bardzo męcząca i wpływa na codzienne samopoczucie.

 

To, co Pan odczuwa w tej sytuacji, jest istotne. Ma Pan prawo do swoich reakcji, wątpliwości i pytań – niezależnie od tego, czy potrafi je Pan w tej chwili jednoznacznie nazwać.

 

Proszę rozważyć szczerą rozmowę z partnerką, ewentualnie konsultację z terapeutą par, gdzie razem będziecie mogli porozmawiać o niepokojącej Pana sytuacji ze wsparciem profesjonalisty.

 

Z serdecznością, 

Patrycja Kurowska

3 dni temu
Justyna Bejmert

Justyna Bejmert

Widzę, że ta sytuacja budzi Pana wątpliwości. Otrzymuje Pan sprzeczne sygnały ze strony partnerki i nic dziwnego, że czuje się Pan zagubiony. Być może z jej strony to rzeczywiście tylko koleżeńska relacja, a gest w postaci prezentu mógł być próbą załagodzenia sytuacji po tym, jak kolega obraził się na Pana partnerkę. Nie zmienia to jednak faktu, że ma Pan prawo mówić o swoich uczuciach i szczerze komunikować swoje potrzeby i wątpliwości. Ważne, by starać się to robić w sposób spokojny, z perspektywy "ja", a nie przez oskarżenia czy obwinianie. Jeśli rozmowy nie przynoszą rezultatu, warto rozważyć wspólne spotkanie z terapeutą par, który pomoże Wam się wzajemnie usłyszeć. 

Życzę wszystkiego dobrego,
Justyna Bejmert
Psycholog

3 dni temu
Maria Sobol

Maria Sobol

Panie …,

czytając Pana opis, czuję, że to dla Pana bardzo obciążające emocjonalnie. Ma Pan w sobie uważność na to, co dzieje się w relacji, i jednocześnie wątpliwości, czy nie reaguje Pan zbyt mocno. To pokazuje, jak bardzo zależy Panu na tej więzi i jak trudno jest odnaleźć spokój, gdy pojawia się coś niejednoznacznego.

Sytuacje, w których partner mówi jedno, a jego zachowanie wydaje się temu przeczyć, często budzą poczucie dezorientacji. Może się pojawić pytanie: „czy mogę w pełni ufać temu, co słyszę?” To normalne, że wtedy emocje zaczynają się wahać — od uspokojenia, po ponowne pobudzenie.

Może być pomocne, by zamiast skupiać się na ocenie jej intencji, podzielić się z nią tym, co Pan odczuwa — na przykład: „Kiedy widzę, że kupujesz pamiątkę dla tej osoby, czuję się zaniepokojony i mniej pewny naszej relacji”. Taki sposób mówienia o sobie często otwiera przestrzeń na prawdziwy dialog.

Zachęcam też, aby spróbował Pan odpowiedzieć sobie samemu na pytanie: co w tej sytuacji jest dla Pana najtrudniejsze? Czy chodzi o poczucie, że może Pan być na drugim planie? O lęk przed utratą wyjątkowego miejsca w jej życiu? O to, że granice w relacjach z innymi stają się dla Pana niejasne? Świadomość źródła emocji pomoże Panu zakomunikować swoje potrzeby wprost.

Ma Pan prawo do spokoju w relacji i do jasności co do tego, co jest dla was obojga w niej ważne.

Z życzliwością,
Maria Sobol 
psychoterapeutka integracyjna

2 dni temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Witam. Jak nakłonić męża na rozmowę z psychologiem.
Witam. Jak nakłonić męża na rozmowę z psychologiem. Albo nawet wspólne spotkanie. Martwię się o niego. Obecnie dziwactwa same się go trzymają. W związku z żywieniem, zagrożeniem, jakie czeka na niego na każdym kroku. Ciągle tylko napięta sytuacja, nie można o niczym innym z nim porozmawiać, mnie w tym nie ma, bo jak tylko się odezwę, jest zaprzeczenie i mówienie, jakie zło na mnie czeka. A gdzie ja normalne problemy dnia codziennego i reszta. Miarka się przebrała, to jest nie do zniesienia, ja na tym cierpię. A żadne argumenty nie przemawiają do niego. Wiem ze to jest niemądre co napisze, ale muszę go zmusić do rozmowy z kimś. Bo jak nie to pozostaje tylko rozwód. Czy można kogoś zmusić sądownie do leczenia? Brakuje mi już pomysłów.
Czy została wykorzystana, bo przez chwilę mu się "zachciało"?
Mam problem.... Spotkałam się z przyjacielem na tydzień. Mieszka on 500km ode mnie więc widzimy się raz w roku. No i wszystko było super gdy nagle mnie pocałował (byliśmy u niego w domu)... później zaczął dotykać, i ja się głupia na to zgodziłam bo mi się podoba.. (doszło do stosunku). Zaczął mnie również przytulać i całować na spotkaniach (jedynie jak byliśmy raz z jego znajomymi to nic nie robił). No i tak minął tydzień. W ostatni dzień kiedy mogłam się z nim zobaczyć zapytałam się go na czym stoimy, no bo przyjaźń to to nie jest a on mi odpowiedział że bardzo mu się podobam i jako osoba i z wyglądu ale że on nie chce być w związku na odległość. Powiedziałam mu że rozumiem...ale teraz czuję się okropnie... bo ani się nie odzywa ani nic, poprosiłam go żeby do mnie napisał...nie zrobił tego i tłumaczył się że zapomniał... Nie utrzymuje wogóle kontaktu tłumacząc się nagle że nie lubi pisać.. Czy ja zostałam wykorzystana bo przez chwilę mu się ""zachciało""?
Konflikt z siostrą męża niszczy małżeństwo – brak wsparcia i napięcia rodzinne
Mam problem z siostrą męża. Odkąd jesteśmy razem, dziewczyna nie potrafiła nawiązać żadnego kontaktu ze mną. Próbowałam rozmawiać, zadawałam pytania, zawsze wychodziłam z inicjatywą, ale kończyło się to tylko pustymi odpowiedziami. Przy stole rodzinnym było mi po prostu przykro, że jestem w stanie zadać pytanie i otrzymać odpowiedź, ale w drugą stronę to nie działa… Nigdy nie zainteresowała się moją osobą. Zastanawiałam się czy to nie była zazdrość, bo mój mąż zanim byliśmy razem zawsze robił za nią wiele rzeczy, woził ją wszędzie, odbierał paczki, itp. W końcu stwierdziłam, że odpuszczam, prosiłam też męża (wtedy partnera) o wyjaśnienie sytuacji, w czym tkwi problem. Stwierdziła, że jest introwertykiem i dlatego ze mną nie rozmawia i że nie ma nic do mnie... Problem w tym, że z innymi potrafi rozmawiać. Temat nie został wyjaśniony i się ciągnie latami… Spotkania rodzinne były dla mnie najcięższą rzeczą jaką musiałam znosić, jeździłam tam zestresowana i z bólem brzucha. Z czasem przestałam się odzywać przy stole, co dla mnie jest bardzo trudne, bo jestem osobą bardzo otwartą i towarzyską. Czułam się w tym wszystkim po prostu fatalnie, ale starałam się zadowolić męża i jego rodziców, bo „rodzinka jest w komplecie”. Przyszedł czas naszego wesela. Wszystko było dobrze, do czasu. W pewnym momencie jego siostra wyszła na środek sali by przy wszystkich złożyć życzenia urodzinowe swojej koleżance (tak się złożyło, że sąsiadka miała w dniu naszego wesela urodziny). Nic o tym nie wiedziałam i nie wyraziłam na to zgody. Potem wyszedł mąż i złożył mi życzenia z okazji zbliżających się moich urodzin… Byłam po prostu wściekła, zawsze powtarzałam, że wesele to nie jest miejsce na składanie komuś innemu życzeń, oświadczyny lub inne wydarzenia… Dziewczyna, która twierdzi że jest introwertykiem wychodzi nagle przy wielu osobach na środek sali i wygłasza przemówienie… Ja od niej nigdy żadnych życzeń nie dostałam, mimo że ja pierwsza jej kiedyś złożyłam życzenia i kupiliśmy z mojej inicjatywy prezent. To dla mnie już było za wiele… Wiem, że mąż chciał dobrze ale fakt, że pozwolił jej wystąpić na tej sali mimo że do mnie się nie odzywa to dla mnie w pewnym sensie zdrada emocjonalna. Wiele razy mu podkreślałam, jak bardzo boli mnie to zachowanie i chciałam żeby to wyjaśnił. Potem w podróży poślubnej nie mogłam sobie poradzić z emocjami i w sumie do tej pory nie mogę. Zamiast korzystać i się cieszyć ze wspólnych chwil to ja byłam smutna, rozdrażniona… Jestem cały czas zła na męża za to co zrobił. Są momenty, że się do niego nie odzywam. Stałam się wycofana, obojętna, nie potrafię mu okazywać uczuć, czuję się wypalona, mam co do niego bardzo mieszane uczucia za to, że nigdy nie stanął po mojej stronie… Sama już nie wiem co do niego czuje, jesteśmy świeżo po ślubie a ja mam czasem myśli czy tego po prostu nie zakończyć… Za kilka miesięcy wesele ma jego siostra. Nie chcę tam iść i mu o tym powiedziałam. Jednakże on chyba tego nie rozumie i boli go to, że nie chce przy nim być w tym dniu. Zakładam też, że boi się reakcji całej rodziny na to, że może nas tam nie być. Mam dość udawania przed wszystkimi, że jest OK, z wyjątkiem rodziców to nikt z jego rodziny nie wie o tym konflikcie. Sama już nie wiem co o tym wszystkim myśleć, ciągle tylko wszystko analizuje. Mój związek się po prostu rozpada, bo zaczynam czuć coraz więcej negatywnych emocji w stosunku do męża przez jego siostrę i przez to że nie potrafi(ł) podejmować odpowiednich działań. Wiem, że każdy będzie żył swoim życiem, ale chcę się od wszystkich odciąć i nie mam zamiaru brać udziału w rodzinnych spotkaniach. Nie ważne jaką decyzję podejmę w sprawie ich wesela, czy wspólnego przyszłego życia z mężem, zawsze któraś ze stron będzie pokrzywdzona… Wszyscy moi bliscy wiedzą o tym konflikcie i tylko przejmują się tym, że mężowi jest ciężko w tym wszystkim bo jest między młotem a kowadłem. Uważają, że powinnam wspierać męża ale gdzie w tym wszystkim jest wsparcie dla mnie? Mną nikt się nie przejmuje, nikt nie wie co ja tak naprawdę czuję i ile mnie to wszystko kosztuje… Straciłam motywację do wszystkiego.
Właściwi ludzie spotkali się w niewłaściwym czasie - uczucia między mną a kolegą z pracy, jednak oboje czekamy, jaką decyzję on podejmie.
Mając 36 lat myślałam, że człowiek jest mądrzejszy, a jednak czasami wpląta się w trudne sytuacje. ..Mam dość „skomplikowana” relacje z „kolega” z pracy. Zawsze byliśmy blisko, ale nasze relacje nigdy nie przekroczyły relacji zawodowej, ale z końcem zeszłego roku kolega zrobił pierwszy krok i wyznał, że mnie kocha i że czuje, że jestem miłością jego życia. Nie byłoby to może nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że on jest w związku małżeńskim. Wyznając to poinformował, że ma plan by zakończyć swój obecny związek. Powstał między nami mini romans emocjonalny, bo oboje jednak coś do siebie czuliśmy, ale praca i jego małżeństwo nie pozwoliło nam wcześniej przekroczyć pewnych granic do momentu jego wyznania. Po miesiącu od wyznania mi miłości, jego żona poinformowała, że jest w ciąży. Ona o niczym nie wie i tego, że on planował odejść. „Kolega” uznał, że nie potrafi odejść teraz, bo nie chce by stres rozstania i rozwodu wpłynął na ciąże. Chce tworzyć „pozory” związku do czasu rozwiązania i chce odejść dość wcześnie po narodzinach. Ma rozplanowane kwestie finansowe i mieszkaniowe. Jest tylko czynnik ludzki, o którym nie myśli w postaci tego malucha i tego jak ugną mu się nogi jak weźmie je na ręce i zda sobie sprawę, że nie odejdzie. Nasza relacja nie przekroczyła granic emocjonalnych i rozumiem jego postawę i nigdy nie oczekiwałam czegoś więcej i ostatecznych decyzji tzw na już! Dałam mu czas do końca tego roku, że jeśli będzie chciał coś zmienić to ja dla niego będę, ale nie dłużej. Ograniczyliśmy swoje kontakty nawet w pracy. On ma stany depresyjne i ucieka w prace i wyjazdy, bo nie radzi sobie z sytuacja, bo jest tam gdzie nie chciał być. Ciężko się nam komunikuje. Ja jestem typem lękowymi, a on unikającym. Nasze rozmowy są przesiąknięte złością, żalem, rozgoryczeniem, brakiem nadzieji. Czuje się okropnie z tym wszystkim. Jednocześnie oboje czujemy, że stworzylibyśmy dobra relacje, gdyby nie sytuacja, ale nie buduje się szczęścia na czyimś nieszczęściu. Czuje się też jak naiwna idiotka, bo przecież nikt nie zostawia kobiety z małym dzieckiem, a on zostawił sobie furtkę, że woli teraz tworzyć pozory, bo jak stchórzy i nie odejdzie to nie będzie psuł tej relacji, która obecnie ma. Jestem tez zazdrosna, bo mam 36 lat i nie było mi dane jeszcze posiadać swoich dzieci i czuje rozgoryczenie, że oddałabym wszystko, by zamienić się z jego żoną miejscami. Biologicznie czas mnie goni i mam żal do losu, że zadrwił z nas obojga. Miałam trudne wcześniejsze relacje i długo byłam sama, bo chciałam być gotowa i chciałam być lepsza osoba dla przyszłego potencjalnego partnera. Długo pracowałam nad sobą i jeśli teraz miałabym wejść w związek, to miałby to być „ten”, w którym chciałbym założyć rodzine. „Kolega” wiedział od początku o moich przejściach życiowych i wie czego szukam. Nie radzę sobie emocjonalnie w tej sytuacji, bo stoję gdzieś na marginesie życiowym i czekam aż ktoś mnie wybierze, bo uzna, że jestem już wystarczająco warta. Tu on wybiera… to jest tak jakby właściwi ludzie spotkali się w niewłaściwym czasie. Na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie kompletnie zerwać kontaktów, bo pracujemy razem. Ciężko mi w jakiś sposób ruszyć dalej, gdy on jest obok. Planuje przenieść się w firmie, bo czuje, że się nie podniosę z tego. Wewnętrznie czuje też, że będę wyczekiwać czy on podejmie jednak decyzje do końca roku i czy wróci, a gdy patrzę na to realistycznie to odzieram się z nadziei. Czuje się upokorzona, bo jestem jednak tą druga. Nie wiem co mam zrobić ze sobą.
Jak radzić sobie z kryzysem w związku, gdy partner nie wie, czy kocha?

Mam partnera, jesteśmy razem wprawie 3 lata, mamy też dziecko, mieszkamy razem, często się kłócimy, on jest tą osobą, która zwraca uwagę na dziewczyny, lub siedzi na portalach randkowych. Około 2 tygodnie temu powiedziałam, że mam tego dosyć i go wyrzuciłam z domu. W ciągu dnia pogodziliśmy się i kilka dni temu on mi mówi, że nic do mnie nie czuje i że nie wie, czy mnie kocha i przez te 2 tygodnie nic do mnie nie czuł. Bardzo proszę mi wyjaśnić, o co chodzi, jak to jest możliwe, jestem pogubiona  i bardzo jego słowa mnie bolą

Dowiedziałem się, od partnerki, o tym, że gdy była młodsza, leżała w szpitalu, u stwierdzono u niej niemożliwość podejmowania decyzji
Witam, mam pytanie, chodzi o moją partnerkę, kobietę, po przejściach. Gdy poznaliśmy się, wszystko układało się nam bardzo dobrze, była osobą, która potrzebowała opieki, potrzebowała bycia, z bliska osoba, i było tak, nie miałem do tego rządnych zastrzeżeń. Pojechaliśmy razem, na wczasy, i było nam cudownie, bardzo zbliżyliśmy się do siebie, co podobało się nam, a moja partnerka, była pozytywnie zaskoczona moją osobą. W trakcie naszej znajomości, przy rozmowach, które miały miejsce, dowiedziałem się, od partnerki, o tym, że gdy była młodsza, leżała w szpitalu, u stwierdzono u niej niemożliwość podejmowania decyzji, powiedziała mi o tym, przez łzy, i zdarzały się sytuacje, że zamykała się, w sobie, gdy chciałem pomoc, nie dopuszczała mnie, mówiąc, że boi się, powody, nie umiała podać. Chciałem, byśmy poszli, do psychologa, po pomoc, kategoryczne odrzuciła to, mówiąc, że trafi, do szpitala. Mieliśmy zamieszkać razem, przywiozła, do mnie swoje rzeczy, lecz z kwestią całkowitej przeprowadzki czekała, i odsowala w czasie ten fakt, mówiąc mi, że nie wie jeszcze, że ma obawy, że nie wie. Po powrocie z wczasów, zabrała swoje rzeczy, i wróciła, do siebie. Gdy wyjeżdżała, widziałem w jej oczach łzy, a gdy mówiłem, by została, mówiła, że nie może, bo boi się, i nie wie. Odjechała, i kontakt całkowicie został zerwany, nie odbiera moich telefonów, nie odpisuje na sms, z tego co mówiła mi, to po wczasach wraca do swojego mieszkania, gdzie ma spokój, a gdy pytałem o tak że mieszkaliśmy razem, to w odpowiedzi słyszałem jej słowa, że podobało się jej to, Nie wiem co mogli się stać, chciałbym pomóc, przekonać partnerkę do mnie, lecz nie potrafię, nie wiem jak.
Zadręczanie sytuacją z przeszłości, mimo że została wyjaśniona z dziewczyną.
Witam, mam problem z przeżywaniem swojej przeszłości. Postaram się jak najlepiej opisać sytuację, którą się zadręczam i która na mnie ciąży. Mam wyrzuty sumienia dlatego, że w czasie gdy poznawałem moją aktualną dziewczynę - Alicję, napisała do mnie koleżanka, która była po rozstaniu i chciała się lepiej poznać - Ola. Nie byłem zbytnio zainteresowany związkiem z Olą, ale cieszyłem się, że mam zainteresowanie kobiet, więc spotkałem się z nią kilka razy jeszcze przed tym jak pierwszy raz zobaczyłem Alicję(były to może 3 pierwsze tygodnie mojej znajomości z Alą). Mam wyrzuty sumienia, ponieważ wtedy grałem na dwa fronty. Mimo tego, że "kręciliśmy" już wtedy z Alicją to jednocześnie chciałem wejść w seksualną relację z Olą. Dochodziło do tego, że nawet wymieniliśmy się nagimi zdjęciami oraz pocałowałem ją, ale bez uczuć. Alicja o tym wtedy nie wiedziała. Po czasie zacząłem się tym zadręczać i postanowiłem powiedzieć o tym Alicji. Ona powiedziała, że nie może mi mieć tego za złe, bo nawet się wtedy jeszcze nie widzieliśmy i nie wiedzieliśmy, że coś z tego może wyjść. Ja jednak zadręczam się tym, że grałem wtedy na dwa fronty, czuję, że mogłem być nielojalny wobec niej ,że mimo że fajnie nam się pisało i nawet już przed naszym pierwszym spotkaniem powiedziała o mnie swoim koleżankom, ja wtedy byłem jej niewierny i szukałem sobie planu B jeśli z Alicją mi się nie uda. Proszę o pomoc czy moje zadręcznie się jest słuszne.
Z mężem musimy opiekować się jego młodszym bratem. Teraz zamieszka u nas, a ja jestem przerażona, bo dom to było moje miejsce spokoju.

Dzień dobry, mam wewnętrzny konflikt i czuję się z tym bardzo źle. Z mężem rozmawiałam na ten temat, jednak on jest na tą sytuację tylko zły. 

Przechodząc do sprawy: mój mąż ma 15 lat młodszego brata (teraz to nastolatek). Ojciec męża pracuje za granicą cały czas, zjeżdża do domu raz na pół roku na weekend, więc tak jakby go w ogóle nie było. Teściowa w wakacje postanowiła wyjechać do pracy (na niecałe dwa miesiące). Zgodziliśmy się zająć bratem męża, przeprowadzić do ich domu (co wiązało się z różnymi emocjami, ponieważ parę lat wcześniej ojciec męża nas po prostu z niego wyrzucił + parę dni przed wyjazdem mamy zrobił nam awanturę o to, że mieszkamy kilka kilometrów od nich w innej miejscowości i nie potrafimy przyjechać, żeby skosić trawę i porąbać drzewo - zaznaczę, że akurat był na urlopie. Gdy go nie ma to jesteśmy na prawie każde zawołanie teściowej). Przeprowadziliśmy sie, żeby spokojnie teściowa mogła pracować, jednakże zaznaczyliśmy, że to jest jednorazowe, ponieważ nie będziemy tolerować tego, w jaki sposób zachowuje się jej mąż. 

Ostatnio nałożyło się sporo spraw i finansowo nie daliśmy rady. Teściowa nas wspomogła delikatnie. Teraz teściowa postanowiła znów wyjechać na prawie dwa miesiące za granicę. Bratem męża miał się zająć partner siostry teściowej, ale wyszło tak, że po tygodniu zrezygnował. Niestety jest to rok szkolny, brat męża lubi zaspać do szkoły, gdy się go nie przypilnuje, żeby wstał na autobus (od nas ma do szkoły 5 min drogi spacerkiem). 

W domu teściów jest cały rok bardzo zimno, a my z mężem nie jesteśmy w stanie pracując i przebywając praktycznie 3/4 dnia poza domem palić w piecu, żeby było tam ciepło. Więc z tych dwóch powodów postanowiliśmy, że weźmiemy brata męża do siebie. Jednak czuję się z tym źle. Mam lekkie problemy psychiczne, paranoję szczególnie na punkcie bakterii. A to jest dodatkowa osoba w domu, jestem zmuszona wyjść z mojej strefy komfortu. Nasze mieszkanie jest dla mnie miejscem spokoju. A teraz zostanie to zburzone. 

Jest mi niedobrze samej ze sobą, ponieważ wiem, że musimy pomóc teściowej, ale z drugiej strony denerwuje mnie, że po raz kolejny zrzuca swój obowiązek zajęcia się dzieckiem na nas, żeby po prostu uciec na chwilę i odpocząć od domu. 

Dodam jeszcze tylko, że mąż od zawsze opiekował się bratem, doszło nawet do sytuacji, gdzie brat uważał męża za ojca, a teściowa do każdego złego zachowania młodszego syna wołała męża, żeby go strofował, ponieważ sama sobie nie radzi. Więc takie oddawanie dziecka mężowi jest od zawsze. 

Walczę w tym momencie sama ze sobą i nie wiem co o tym myśleć. Czuję się jak wręcz jak potwór, rozważając odmowę.

Partnerka porusza tematy związane z ex, które są dla mnie drażliwe, partnerka wie, że postawiłem granicę.
Dzień dobry, chciałbym prosić o interpretację i wyjaśnieje pewnych zachowań i poradę co robić. Żyję z partnerką w związku na odległość, wymusza to na nas obecna sytuacja. Z tego powodu utrzymujemy w relacji zasadę, że o wszystkim sobie mówimy i relacjonujemy tak, żeby nie tworzyć jakiś sytuacji niedopowiedzianych lub sytuacji, że o czymś się nie powiedziało, jesteśmy ze sobą szczerzy. Dbam o to, żeby partnerka czuła się pewnie i bezpiecznie w relacji, dbam o zaufanie. Pewnego wieczoru podczas przygotowywania kolacji dla siebie i partnerki(wcześniej spędziliśmy miło czas, oglądaliśmy film, śmialiśmy się, rozmawialiśmy) , partnerka przeglądała mój telefon- nie mam z tym problemu, bo nie mam nic do ukrycia, jestem z nią szczery. Usłyszałem, że robi zrzuty ekranu, zapytałem co tam porabiasz. Odpowiedziała mi "zobaczysz", uznałem, że to nic istotnego na tą chwilę. Wróciłem do przygotowywania posiłku, partnerka weszła do kuchni i zadała mi pytanie trochę z wyrzutem, trochę tak, żeby wbić szpileczkę. "Znalazłam wiadomości do kobiety, której pisałeś, że kochasz swoją ex, mi mówiłeś, że nie kochałeś swojej ex." (Dla wyjaśnienia wiadomość do owej kobiety była wiadomością do siostry ex, wiadomość była wysłana ok pół roku do roku czasu przed związkiem z obecną partnerką. Z obecną partnerką jestem już ponad rok) mocno mnie zdenerwowała ta sytuacja, bo nie jest to pierwsza sytuacja, w której moja partnerka szuka w moim telefonie informacji o ex i sprawdza czy to, co jej mówię, jest prawdą. Temat ex jest dla mnie tematem drażliwym i partnerka o tym wie, pomimo tego porusza ten temat przy rozmowach i w kłótniach. Temat ex jest dla mnie niewygodny dlatego, że chce zamknąć definitywnie za sobą ten rozdział życia, z byłą partnerką mi się nie układało, była to toksyczna relacja, z tego co się później dowiedziałem, podchodzę jednak do tego, że wina leży po obu stronach zawsze. Z obecną partnerką dogaduje się świetnie, jest mi z nią bardzo dobrze, bardzo się staram o nią i pokazuje jak bardzo mi na niej zależy, mówię jej o tym, że jest dla mnie wyjątkowa. Pomimo tych słów i czynów moja partnerka nie potrafi w pełni mi zaufać. Niejednokrotnie usłyszałem stwierdzenie, że dla ex też się starałem i mi na niej zależało, jest to dla mnie demotywujące. Frustruje mnie to, w skrajnych sytuacjach doprowadza do gniewu. Czuję, że mogę się starać być z nią szczery, nie dawać jej powodów do zmartwień, a i tak ona tego nie doceni i skwituje to "dla ex byłeś taki sam, a teraz z nią nie jesteś, ze mną może być tak samo". Zdarza mi się w złości rzucić obelgą w stronę mojej partnerki, jestem tego świadomy, że nie powinienem tego robić, gdy emocje opadną, przepraszam za obelgę, ale nie czuję się winny awantury. Tłumaczę partnerce dobrze wiesz, że nie chce poruszać tematu ex, jest to temat drażliwy, chcę definitywnie uciąć rozmowy czy nawiązania do niej, skupmy się na nas, na tym co jest tu i teraz, a nie wypominaniu mi co robiłem, a czego nie robiłem z ex, bo to przeszłość. Ja nie nawiązuje do ex obecnej partnerki, bo uważam, że jest to nie istotne. Partnerka twierdzi, że ja mam wpływ na to co mnie denerwuje i to moja wina jak reaguje na dany temat, po części się z tym zgodzę. Ale jeśli wie, że ten temat jest niewygodny, to go nie poruszam. Powtarzam jej przenośnie, że jeśli dźga się psa patykiem to nie zdziw się, że zaszczeka na ciebie, a jeśli dalej będziesz to robić to Cię ugryzie, bo nie możesz mieć potem do psa pretensji. Wydaje mi się, że jest to dobra przenośnia. Można dywagować, że pies to zwierzę, a ludzie powinni być mądrzejsi, ale jednak człowiek jest zwierzęciem, też mamy swoje instynkty. Bardzo proszę o rady co robić i interpretację.
Partner nie reaguje na moje słowa dotyczące jego relacji ze swoją byłą partnerką. Są cały czas bliskimi przyjaciółmi.
Dzień dobry. Mam pytanie z zakresu związku. Jest problem, który wykańcza mnie psychicznie. Rozmawiałam z partnerem wiele razy, że sobie z tym nie radzę, ale bez skutku. Mianowicie problem tkwi w tym, że mój chłopak ma bardzo silną relację ze swoją ex. Co prawda ona mieszka w Australii.. Jednak nie ma dnia, by się nie kontaktowali. Wideo rozmowy, czaty, wysyłanie sobie zdjęć. Ona ma nadal dostęp do wszystkich jego danych. Nawet zakupy na platformach robi z jego konta. Mam wrażenie, że mój partner jest w emocjonalnym związku nadal z nią. Czy może to ze mną jest coś nie tak? I za bardzo się przejmuje tym? Czy to on jednak tkwi w tej relacji nadal i tworzymy "trójkąt". Kiedy rozmawiam o tym z partnerem to odpowiada mi, że rozstali się w dobrych relacjach i przysiągł jej, że zawsze będą przyjaciółmi. I ilekroć bym mu nie mówiła jak się źle i niepewnie z tym czuję, nie robi to na nim wrażenia. Na początku relacji to wszystko było porównywane do niej. Czuję się niewystarczająca...Dosłownie mam koszmary w nocy z tym związane. Proszę o odpowiedź.
Spotykam się z mężczyzną od 2 miesięcy, który nie ma rozwodu, ale mieszka osobno od roku
Spotykam się z mężczyzną od 2 miesięcy, który nie ma rozwodu, ale mieszka osobno od roku ,ma synka chorego z zespołem Downa, niedawno oznajmił, że się będzie przeprowadzać do byłej, chociaż nic do niej już nie czuje, ale chce być blisko dziecka.Tłumaczę mu, że popełni błąd, wprowadzając się i żyjąc razem, ale osobno z byłą i nie da szczęścia dziecku będąc samemu nieszczęśliwym. Co powinien zrobić? On kocha mnie a ja jego, ale mówi, że nie zamieszkamy razem..że nie ma szans..Co ja mam robić??
Jak zaakceptować zmiany partnerki i poradzić sobie ze strachem przed utratą miłości?

Dzień dobry,

Jestem w związku z moją dziewczyną już prawie dwa lata. Moja dziewczyna jest gruba, a mi się podobają takie kobiety – pociągają mnie. Jednak stwierdziła ostatnio, że chce się zmienić i schudnąć. Powodem tej zmiany jest zdrowie oraz samoakceptacja (nigdy mi nie mówiła, że nie podoba jej się jej wygląd). Zaczęła liczyć kalorie, chodzić regularnie na siłownię (byliśmy już nawet raz razem) i ogólnie mówi, że chce mocno schudnąć (chce wyglądać jak kiedyś w liceum).

Mój problem polega na tym, że bardzo się boję. Boję się, że gdy ona tak drastycznie się zmieni, przestanie mi się podobać. Teraz jest dla mnie idealna, nie tylko pod względem wyglądu. Bardzo dobrze spędzamy czas, czuję się bezpiecznie w jej towarzystwie. Jednak cały czas się boję, że wraz ze zgubionymi kilogramami, ja będę gdzieś gubił moją miłość do niej. Ten strach nie daje mi spokoju od dłuższego czasu, bo nie wyobrażam sobie życia bez niej.

Pamiętam, że gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, poczułem coś, czego nigdy wcześniej nie czułem – że to jest ta dziewczyna, której tyle lat szukałem. (Jest ona moją pierwszą dziewczyną w życiu). I teraz bardzo się boję, że mogę ją stracić i to w najgorszy możliwy sposób przez samego siebie.

Nadal nie mogę się uspokoić i uwierzyć sam w siebie, że kocham ją nie tylko za to, jak wygląda, bo w głębi duszy wiem, że kocham ją za to, jaka jest. Jednak boję się, że jej wygląd stanowi sporo tej miłości, którą do niej czuję. Boję się, że jeśli się mocno zmieni, to już nie będzie tą samą dziewczyną, którą poznałem dwa lata temu, z którą miałem to uczucie, że to jest to.

Potrzebuję pomocy, bo nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Czuję się przytłoczony swoimi własnymi myślami, bo mam wrażenie, jakbym sam sobie sabotował ten związek.

Niechciany ślub, teraz mąż nie opiekuje się dzieckiem, nie wypełnia obowiązków dorosłego człowieka, romansuje.
Proszę o pomoc. Żona 31 lat. Mąż 36 lat. Po ślubie koscielnym jesteśmy 6 lat, syn ma 5 lat. I sytuacja u nas jest dramatyczna.. przed ślubem trafił się nam syn . zaczęło się od tego, że.. każdy namawiał nas na ślub... Macie dziecko, teraz trzeba wesela... Ja też tego chciałam.. myślałam, że się ogarnie mając syna.. i zrobi dla rodziny wszystko.. odpuści nocki.. kolegów.. będzie nam pomagał .. dawał synowi przykład... po czym wiedziałam, że nie jest ideałem, coś czułam do niego, ale do czasu .. minął rok... Dwa... Z wszystkim zostawałam sama.. uczucia wygasały .. w łóżku on chciał seksu. Ja już nie miałam na to ochoty.. wszystko było na siłę, bo On chce.... pogorszało się bardzo szybko.. mąż zaczął jeździć na dwie roboty. Przed nimi i tak robił wychodne co wieczór do kolegów na warsztat. . przyjeżdżał bardzo późno .. dodzwonić się nie dawało do niego .. do tej pory .. Tą pierwszą wykonywał jako swój zawód tynkarz, potem poznał kolegę, gdzie ma swoją działalność i popadł w takie towarzystwo .. że spadł na dno... Chyba czuł się tam za bardzo na luzie.. lepiej niż z nami w domu .. jak kawaler. ..Zostawał po nocach.. przyjeżdżał rankami i prosto do swojej pracy. Tak wygląda do tej pory tydzień w tydzien .. przychodzi weekend, on przesypia... Ja idę do pracy w sobotę zamiast zająć się dzieckiem, on ma wyrypane i śpi... Nie umie się nim zająć.. zrobić mu śniadania... Nawet sobie nic nie umie zrobić, tylko czeka jak ja wrócę, żeby podać pod nos ..Synem wtedy zajmuje się moja mama .. stary przekonuje syna, żeby został w łóżku na telefonie ... Bo wtedy on może dłużej pospać! .. międzyczasie strasznie podejrzanie to wyglądało... Zaczęłam dociekać co on po tych nocach robi .. gdzie on jeździ ..Kiedyś miał wybryki że lubiał dodawać sobie mocy! .. nie mogę powiedzieć otwarcie o co chodzi, ale domyślacie się ... ostrzegałam skończ... I były później kolejne takie sytuacje gdzie potrafiłam go sprawdzać i faktycznie nie skończył z tym.. bo znajdowałam... były odemnie kolejne ostrzeżenia... Nic nie pomogło...robi dalej swoje... Kłamie na non stopie .. próbuje zwalić winę że to nie jego. On robi jako przechowywalnia dla kolegi.. że co Proszę? Później przyznaje się że jednak wziął .. Na dodatek wywaliłam go teraz z domu... Skończyło się u mnie zaufanie...przy przed ostatniej kłótni sprawdziłam mu telefon .. historię wyszukiwania... I słuchajcie potrafił szukać sobie na portalach w okolicy lasek dla pocieszenia!! Scieme mi rzucił że koledzy mogli grzebać mu w telefonie... A ja że co ?? Ten dalej ściemnia... Po czym pakuje mu rzeczy i przyznał się że robi tamto... I że szukał nie wie czemu .. że przez mnie bo tak sprałam mu głowę ..aktualnie jest po za domem .. dałam mu dokumenty i kasę .. ubrań nie weźmie bo nie chce... Nie ma gdzie się podziać... Nie chcę wynająć nic... woli spać w aucie .. i bierze mnie na litość...Czy może przyjechać się umyć... bo zmarznięty siedzi . Chce teraz rozwodu bo wiem że nigdy się już nie zmieni .. miał tyle szans... Błagał przepraszał i bywało wszystko na chwilę ok za każdym razem.. po 2 tygodniach robil dalej to samo .. mówię mu że z nami koniec a ten nie może się z tym pogodzić.. proszę pomóżcie od czego mam zacząć jeśli chodzi o rozwód ... Wyrzucić jego wszystkie ubrania ... Wywieź do mamusi? Jestem strasznie pogubiona i mam myśli że nie dam rady tego przejść... Nie mogę mu pozwolić na to żeby znów wrucil.. bo będzie mnie dalej niszczył... A życia przede mną jeszcze sporo... Dość już nocy nie przespałam.. budząc się i dzwoniąc gdzie jest... 😢
Wyprowadziłem się od partnerki, bo się zmieniła, mówi, że problem jest w niej i nie rozmawia o tym ze mną. Czy warto się starać, czy lepiej zakończyć relację?
Witam, jestem z moją partnerką ponad 8 miesięcy. Było naprawdę dobrze - zamieszkałem z nią i jej córką starałem się i ona też, ale dwa tygodnie temu wyprowadziłem się, bo poczułem, że się zmieniła. Zaangażowałem się i tęsknię za nimi i wiem, że kocham moją dziewczynę. Tydzień czekałem, żeby ze mną porozmawiała, ale unika tematu, zapytałem nawet czy dalej jesteśmy razem, ale też unika odpowiedzi - mówi, że problem jest w niej. Czy jest sens się starać czy pora to zakończyć i zabrać rzeczy?
Jak odszyfrować zachowania szefa?
Witam, nie potrafie odczytac intencji mojego dobrego kolegi z pracy, ktory od niedawna jest moim przelozonym. Znamy sie wiele lat I zwasze byl dla mnie dobry. Od czasu , kiedy rozstalam sie po latach z partnerem ,stosunki miedzy mna a nim sie zmienily na lepsze. Jest sla mnie wyrozumialy I bardzo pomocny. Udxiela rad, pomaga, podwozi czasem do domu, wstawia sie za mna jak trzeba I broni mnie. Utrzymujemy dlugi kontakt wzrokowy, dzwoni pod byle pretekstem, spedza kazda wolna chwile w pracy, przy mnie , ale jest tez wyrozumialy dla innych kobiet. Aczkolwiek mysle, ze dla mnie wyjatkowo. Rozmawia ze mna , pyta jak sie czuje, czy nic mi nie jest, slucha naprawde tego co mowie , zadaje pytania, wspiera. Czy to mozliwe , ze cos dla niego znacze? Ja jestem w nim zakochana ale niewiem czy to ma przyszlosc. To moj szef..czy takie zachowanie jest normalne, czy mozna myslec ze jestem dla niego kims wiecej. Prosze o porade.
Toksyczna matka, w dorosłości oczekuje wdzięczności, jest przemoc owa.

Witam. Jestem samotną matką, która wychowuje córeczkę od urodzenia sama, nie ma ojca ani żadnych z nim kontaktów. Zostałam sama 5 lat temu bez pracy, dachu nad głowa i pieniędzy, za to z noworodkiem na ręku. Dziś mam mieszkanie na kredyt, pracę stałą do godziny 17:00. Finansowo jest mega ciężko przez ogromny kredyt, ciągnę na pożyczkach, ale jakoś do przodu. Pomagają mi jedynie rodzice i to właśnie przez nich chyba niedługo wpadnę w depresję, bo już nie mam do nich sił, płacze wieczorami i ledwo żyje od wielu miesięcy, nie mam sił wstawać, robić najprostsze rzeczy, często myślę, że chciałabym nie wstać. Wiecznie kłótnie, nie chce mi się już przez to żyć. 

Córka jest w przedszkolu do 15, ja pracuje do 17 cztery razy w tygodniu. I tu zaczyna się piekło. Codziennie mama wypomina mi, że jestem niewdzięczna, że mi tyle pomaga, pilnuje dziecka. Ciągle powtarza, że jestem sama sobie winna, że mam takie życie, że wybrałam takiego ojca małej, itd. Ja nie uważam, żeby to była moja wina, że ojciec małej się rozpił strasznie jak byłam w ciąży i wolałam odejść od niego i oszczędzić dziecku tego, co sama z nim przeszłam w ciąży. 

Matka często pilnując dziecka w moim domu gotuje obiad, umyje mi naczynia, poskłada pranie sama od siebie czy zmywarkę opróżni, a kiedy przyjdę z pracy i nie podziękuje to jest, że nie jestem wdzięczna, a kiedy powiem, że skoro pomogła to niech nie wypomina, bo ją przecież o to nie prosiłam, to mówi "tak, zrób i jeszcze źle". 

Ciągle słyszę, że jestem niewdzięczna i nie szanuje matki. Dla mnie okazaniem im wdzięczności jest to, że często ich gdzieś podrzucę, np. ojca do pracy, bo ma daleko jak zima czy deszcz albo po prostu biorę wolne i wiozę matkę czy ojca do lekarza jak ma w innym mieście. Dla nich to chyba nie jest wdzięczność, mam wrażenie, że dla nich bycie wdzięcznym to przytakiwać w każdym momencie, nie mieć swojego zdania i chodzić za nimi na kolanach i dziękować bez końca. 

Kiedy im mówię, że są też rzeczy, które robię dla nich i o nich mówię, np że gdzieś ich zawiozę czasami to jest "jak mi wypominasz to więcej nie wsiąde". I obrażają się. A ja mówię to nie po to, żeby wypominać tylko, aby pokazać, że ja też często im pomagam i nie oczekuje wdzięczności. Ale oni wspominają pilnowanie wnuczki, złożenie przez ojca szafki, poprawienie karnisza, złożenie komody, dosłownie wszystko i nie mogę sie obrazić. 

Dla mnie pomaganie rodzinie to normalność, nie powód do dziękowania w kółko. Kiedy mam odmienne zdanie zostaje to skomentowane "Ty zawsze byłaś nienormalna, już każdy to mówi". Czasami kleka i mówi, ze mnie nienawidzi, ze nienawidzi do mnie przychodzić, ze zniszczyłam jej życie, ze powinna teraz odpoczywać i leżeć a nie pilnować wnuczki. Jakby traktowała wnuczke jak kare. Potrafi przewrócić mi garnek na gazie, rzucić czymś czy mnie uderzyć. Raz wyrzuciłam ją za drzwi jak przy dziecku uderzyła mnie w twarz. Moje dziecko przez nią patrzy na to wszystko, a ona potem przy ludziach robi z siebie ofiare, jaką to zła córka jestem. Nie umie rozmawiać, kiedy chce o coś zapytać, porozmawiać po prostu, potrzebuje wsparcia, to mówi, że jej to nie interesuje i po co jej o tym mówię. Podważa moje zdanie przy dziecku, kiedy mam odmienne zdanie na wychowanie i jej to mówię to moja matka mówi przy małej "biedne jesteś dziecko, ze masz taka matkę". Nie szanują mnie przy dziecku, jak o tym mówię to ignorują. Na każdym kroku krytyka, nie tak wieszam pranie, za gruba kostka marchewki, itd. Ciągle pretensje o pilnowanie wnuczki, gdzie są to tylko 2h cztery dni w tygodniu. Czy ja jestem jakaś nienormalna? Wydaje mi się, ze moja mama za wszelką cenę chce mnie pognebic i załamać.

Jestem z facetem 3 lata, od 1 roku mieszkamy razem. Ostatnie pół roku nie dogadujemy się.
Opowiem w skrócie o moim życiu. Jestem z facetem 3 lata, od 1 roku mieszkamy razem. Ostatnie pół roku nie dogadujemy się. On każe mi dać spokój jemu, abym się od niego wyprowadziła od niego. Cały czas ma do mnie pretensje o wszystko, że go nie wspieram, tylko dołuje i w niczym nie pomagam. On zauważył u mnie trzęsące ręce i nerwy i mówi, abym udała się do psychologa. Nie mam ochoty nawet wracać do pracy, ciągle czuje zmęczenie i chce mi się spać. A w nocy nie mogę spać.
Chciałabym zakończyć relację z mężczyzną, który jest dziecinny, nie zarabia na siebie, nie ma między nami emocji, ja robię wszystko od rana do wieczora. Jednak boję się, że nie będę nigdy w lepszej sytuacji.
Nie mam z kim porozmawiać. Nie oczekuję, że ktoś to przeczyta. Nie znalazłam innego miejsca, gdzie mogę to napisać. Nie mam żadnych znajomych, koleżanek ani przyjaciółek. Mam faceta, mieszkamy razem. Z jego strony co prawda nigdy nie padło stwierdzenie, że jesteśmy parą/razem, ale wprowadził się do mojego mieszkania 10 lat temu i tak to trwa... Z jego strony nigdy nie padło żadne stwierdzenie na temat wspólnej przyszłości, nigdy nie padło stwierdzenie o ślubie, nie wspominając o dzieciach, o planach na przyszłość. On takowych nie ma. Żyje sobie z dnia na dzień nie myśląc o jutrze. Nie myśli o posiadaniu swojego mieszkania (chodzi mi o to, że mieszka u mnie i dla niego to nie problem). On nie planuje zmiany mieszkania, abyśmy mieli wspólne czy większe. Jeździ moim samochodem, co dla niego nie jest problemem. W weekend ja samochód umyję, wyczyszczę. Ja zajmuję się wszystkim, organizuję dom (ja gotuję, pranie, sprzątanie, remonty, etc.). Poproszenie go o naprawę czegokolwiek oznacza tygodniowe zrzędzenie i oczywiście nie kiwnięcie nawet palcem w danej sprawie, po czym się kłócimy i znowu problem na moich barkach. Kilkukrotnie zaproponowałam, że miło byłoby, gdyby coś ugotował, ponieważ 7 dni w tygodniu gotuję ja. Zaśmiał się, że może mi zupkę chińską przynieść ze sklepu jak sobie wstawię wodę w czajniku i tak ze wszystkim. Próbowałam nie gotować, nie prać. To nie problem ... je bułki cały dzień i zapija je monsterami, a z kosza na ubrania wyjmie gacie i włoży na lewą stronę; w taki sposób po jakimś czasie zmusza mnie prania itd. Seksu brak od początku. Najpierw nie chciałam, później stwierdziłam, że jak się jest przed 40-stką, to warto spróbować. Nie udaje się, nie idzie. On jest zbyt, z jednej strony dziecinny, bo komentarze kilkunastoletniego dziecka stykają się z tym, że on nie wie co robi, przez co jest bolesny. Zwracałam uwagę; najpierw sugestią, potem mówiąc wprost. Bez efektu, za każdym razem to samo. Jemu trzeba mówić krok po kroku co ma robić, tylko, że to i tak bez skutku.. Za każdym razem zawód, dlatego ograniczam bliskość na raz do roku. Nic nie czuję, wszystko dzieje się poza mną. :( Ostatnio w trakcie stwierdziłam, że to nie ma sensu po tym jak zaczął na głos zastanawiać się jakiego burgera zje w Burger Kingu. Na nic skupienie czy wyobrażanie sobie w głownie różnych rzeczy skoro ani orgazmu ani nawet nuty emocji. Próbowałam kilku sposobów, by coś zmienić; ale nic a on nie docenia. Zazwyczaj komentuje w jakiś - wg niego - zabawny, lecz dziecinny sposób niemający wiele wspólnego z romantyzmem. Zachowuje się na chłopaczek nastoletni ciągle zawstydzony wszystkim. Nigdy nie mogę z nim porozmawiać poważnie o nas, o naszym związku, dlatego o seksie również nie będę próbować. Już widzę to zawstydzenie na twarzy i pytanie czy mamy słoik ogórków kiszonych, bo jak nie to on musi do sklepu:( On w każdej poważnej sytuacji sobie żartuje, zmieniając temat, lekceważy co mówię lub manipuluje słowami i udaje, że nie rozumie. A ja chciałabym wiedzieć jaki jest mój status, czy osiągnęłam już wszystko co mogłam w tej relacji i byciem dla niego jedynie stancją i dzieleniem kosztów za lokum. Ja mam kredyt, spłacam sama. Wszystko co związane z mieszkaniem utrzymuję sama, on się nie dokłada. Gdy ktoś z rodziny pyta kłamię, że dzielimy koszty po połowie, bo mi wstyd. On dorzuca się 50% do jedzenia i czynszu za mieszkanie. Przez kilka lat dużo pracowałam. Od poniedziałku do niedzieli po kilkanaście godzin dziennie, ponieważ nie osiągam wielkich dochodów i niestety mam niskie perspektywy zatrudnienia brałam każda godzinę pracy, myśląc o przyszłości. Ostatnio praca mnie omija, mam mało zleceń. Mniej zarabiam. Powiedziałam, że mam ograniczone środki finansowe, a on że "jestem silną niezależną kobietą poradzę sobie" (i zaczął się śmiać). Powiedział tak tylko dlatego, żebym nie próbowała "żyć na jego koszt". Najczęściej spędzamy czas przed komputerami. Ja przed swoim, a on przed swoim. Nie chodzimy na miasto, nie wyjeżdżamy za miasto, nie chodzimy na spacery, nie mamy wspólnego zainteresowania. On ciągle leży i gra w gry na komputerze lub przegląda strony sportowe połączone z odsłuchiwaniem yt. Czasami doprowadza mnie do frustracji, krzyczę, wyzywam go, że to lub to trzeba zrobić. Po 30 minutach wyzywania i krzyczenia na cały blok wyniesie śmieci, ale sam nigdy :( Po takich sytuacjach zawsze czuję się podle; czuję się winna. Winna... właśnie ... zawsze jestem winna. Jako, że on nie ma żadnych potrzeb i oczekiwań od życia a ja czasami chcę gdzieś pójść lub pojechać, to ponoszę win za wszystko co się wtedy wydarzy, od popsutych rogatek ("to Ty chciałaś jechać, to teraz cierp") po inne problemy. Brakuje mi osoby, z którą mogłabym porozmawiać. Nie wiem czy powiedziałabym jej to co napisałam, ale zmieniłabym na kilka chwil otoczenie, wyszła z domu. Próbowałam szukać na fb i forach bratniej duszy, z którą można by się zaprzyjaźnić. Nie udało się. Po wymianie kilku wiadomości znajomość się kończy. Nie mam wielu hobby (o ile jakieś mam), nie umiem robić nic dobrze, raczej we wszystkim jestem słaba lub średnia). Nie umiem grać w gry planszowe, w karty, płynnie angielskiego, aby podróżować po odległych zakątkach (proponowano podróż do Indii - nie zgodziłam się; kontakt się urwał), nie chodzę na dyskoteki i stresuje mnie przebywanie w grupie, więc szybko odpadam jako potencjalna koleżanka. Chętnie się nauczę od kogoś grać w planszówki, ale nie mam od kogo. Nie mam również urlopu w pracy, po pracuję na umowy o dzieło /zlecenia (i moi klienci szybko znajdą kogoś innego na moje miejsce, więc nie ryzykuję utraty pracy). Owszem czasami gdzieś jadę za granicę, ale z pracą (online) i trochę zwiedzam, a trochę pracuję. Chciałabym poznać kumpelkę, z którą mogłabym pogadać, pospacerować, czasami coś poprzymierzać w sklepach, skomentować, posłuchać o jej problemach i opowiedzieć o swoich. Kogoś z kim można spotkać się w realnym życiu. Kogoś, kto będzie powodem do wyjścia z domu. Nie mam pomysłu jak to zrobić. Jestem na tyle aspołeczna, że nawet gdy zaczęłam chodzić na jakiś kurs nie umiałam się do nikogo odezwać, poza "cześć" na wejściu, nie umiałam się przebić. Oni zorganizowali się w paczkę, z którą spędzają czas, ja nie jestem zapraszana. Zawsze stoję obok, sama. To samo w każdym innym miejscu, zawsze czuję na sobie wzrok innych i uśmiech (niekoniecznie życzliwy). Nie umiem podrywać facetów, nie jestem zbyt urodziwa, więc na nadmiar zainteresowania nigdy nie narzekałam. Każde miejsce, w którym jest więcej niż jedna osoba powoduje mój dyskomfort, na tyle silny, ze np. wolę zapłacić karę niż pójść do jakiejś instytucji coś wyjaśnić itd. Wiem, że nie mam motywacji do żadnych działań. Szybko jestem zmęczona, często płaczę (bez powodu), stale myślę o smutnych rzeczach. Wiele razy chciałam się rozstać. Trzy razy prosiłam go o to by się wyprowadził, bezskutecznie. Wydawało mi się, że gdy będę mówić spokojnie, bez podnoszenia tonu głosu i bez emocji to zrozumie, że ma się wyprowadzić, ale nie zrozumiał. Olał. Za każdym razem olał; wrócił do komputera i leżał. Po tym jak zapytałam kiedy się wyprowadzi stwierdził, że "przecież nie dzisiaj; należy się termin każdemu lokatorowi"... Ustalaliśmy ten termin i dalej nic. Po tym terminie zaczynał rozmawiać jakby nigdy nic. Momentami myślę, że mu moi rodzice płacą żeby ze mną mieszkał, bo nie wierzę, ze faceci tak mogą.... Mam świadomość, że jeśli kiedykolwiek usunęłabym go ze swojego życia, to na pewno nie zaangażuję się w żaden inny związek. Mam problem z seksem, a jednak dla facetów to ważne. Poza tym czuję silne zmęczenie, nie wyobrażam sobie, by ktoś ze mną mieszkał. Ale też wiem, że gdyby doszło do rozstania to moja rodzina obarczałaby mnie za to. Oni uważają, że chwyciłam Pana Boga za nogi i powinnam siedzieć cicho (on jest wykształconym człowiekiem, niestety zbyt dobrze znającym swoje prawa dlatego są problemy z eksmisją; umie też mną zaszantażować bo zna moje słabe punkty), poza tym jak raz człowiek złapał faceta, to nie można go zmieniać - takie opinie ma moja rodzina. Zdaję sobie sprawę, że musiałabym zerwać kontakty z rodzicami i ograniczyć z pozostałą częścią rodziny. Niestety, znam ich na tyle dobrze, że wiem jak by reagowali. Uważaliby, że to moja wina, że jestem głupia i nie nadaję się do niczego. Przechodzę dość częśto takie docinki, zazwyczaj nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, ale jestem dobrym obiektem do śmiechu i żarów (nawet wśród rodziców) bo zawsze się gdzieś uderzę albo mam przygodę (nie z mojej winy). Podsumowując, dzisiaj widział, że od rana mam gorszy nastrój (przyczynił się wczoraj), ale udaje że nic się nie stało. Siedzi w innym pokoju i klika myszką... Ani razu nie zapytał, nawet czy wszystko jest ok albo dlaczego płaczę... O nic. Wg niego jest fajnie, nic od niego nie chcę, nie przeszkadzam mu. Zamówiłam pizze na obiad, odebrałam więc wystarczyło tylko ułamać kawałek i super, bo o dziwo ułamał sam, nie prosił o podanie ...
Jak radzić sobie z sąsiadami, którzy wywołują stres i krępują codzienne czynności

Od dłuższego czasu borykam się z takim problemem. Mam, że tak powiem dziwnych sąsiadów, którzy mieszkają naprzeciwko mnie (ja w bloku oni w kamienicy). Sądzę, że są oni dziwni, ponieważ głupio komentują każdego w okolicy, są opryskliwi dla obcych dzieci, wywyższają się, popisują. Problem leży w tym, że ja mając okno/balkon centralnie naprzeciwko tych sąsiadów teraz np. latem mam problem, by wyjść rozwiesić pranie. Wydaje się to może śmieszne, ale naprawdę tak jest i nie umiem sobie z tym poradzić. Kilka razy narzeczona tego sąsiada, gdy myłam okna, stanęła pod oknami i zaczęła pokazywać do mnie środkowe palce dziwne miny robić. Widziałam nie raz, będąc na balkonie wieszając pranie, jakiś czas temu sąsiedzi stanęli pod oknem i wpatrywali się we mnie, mam wrażenie, że wyśmiewali lub mówili coś złego. Niestety jestem osobą, która za bardzo bierze wszystko do siebie, się przejmuje wszystkim. Od tego czasu jakoś stresuje mnie zwykle rozwieszanie prania. Co chwilę zerkam na okno czy sąsiedzi mnie jakby nie obserwują, jest to dla mnie duży stres. Co z tym zrobić?

Czy powinnam ufać mężowi pracującemu z kobietą, która ciągle prosi go o pomoc?

Mąż pracuje z kobietą, z którą zna się kupe lat, owa kobieta atakowała mnie sądząc ze mój mąż niby ma romans z koleżanką z pracy i mówiła iz nie powinno mnie to interesować co do czego maz zaprzecza sądząc ze to zwykle plotki. Owa kobieta nagminnie prosi o jakakolwiek pomoc tylko mego męża aby poszedł cos tam kupić czy nawet wlac plyn do auta. Tłumaczę mężowi ze sa inni pracownicy, czemu kogoś innego nie poprosi a ciagle jego ze mi to nie odpowiada. Mąż twierdzi ze inni sa tempi a on nic zlego nie robi. Wydaje mi sie ze mnie oszukuje mimo iz zaprzecza jesteśmy w zgodzie czy faktycznie to tylko pomoc nie muszę sie obawiać czy cos może ich łączyć??? Zawsze wracamy z jego pracy razem nie ma nic do ukrycia w telefonie co mam myśleć ufać mu czy obserwować ich oboje???