Czy istnieją osoby, które czują się nieodpowiednie do pracy, macierzyństwa i relacji?
Czy są osoby takie jak ja, że nie nadają się do niczego? Do żadnej pracy, do macierzyństwa, do kontaktów z ludźmi? Przyjaciółka zerwała ze mną kontakt, bo nie mogę przyjść na jej ślub. Siostra rozmawia ze mną tylko sarkastycznie. Zwolnili mnie z pracy, bo nie umyłam podłogi na koniec zmiany. Nie pytam, jak odnaleźć sens, bo go nie ma. Ale może chociaż są osoby, które borykają się z tym samym?
Paulina

Maria Sobol
Szanowna Pani Paulini!
Bardzo dziękuję za Pani wiadomość. Domyślam się, jak trudno jest pisać o tak bolesnych doświadczeniach i uczuciach. To, że Pani to zrobiła, świadczy o ogromnej sile – nawet jeśli w tej chwili może się Pani wydawać, że tej siły już nie ma.
Z Pani słów bije wiele cierpienia, poczucia samotności i niezrozumienia. W takiej sytuacji bardzo łatwo zacząć wierzyć, że coś jest z nami „nie tak” – że się do niczego nie nadajemy, że nie potrafimy być „wystarczające”. Ale to, że Pani przechodzi trudny czas, nie świadczy o Pani wartości jako człowieka. To nieumyty kawałek podłogi, sarkastyczny ton bliskiej osoby czy czyjeś niezrozumienie – to wszystko nie są miary Pani wartości.
To, że Pani czuje się teraz zagubiona i przytłoczona – to ludzkie. Bardzo ludzkie. I są osoby, które również zmagają się z podobnymi uczuciami – one istnieją, choć często nie mówią o tym głośno. Pani pytanie: „czy są inni, którzy czują się tak jak ja?” – to poruszające, ważne wołanie. Ono pokazuje, że mimo bólu, jest w Pani potrzeba kontaktu, bliskości, zrozumienia. A to już bardzo dużo.
Z całego serca zachęcam, by rozważyła Pani rozmowę z psychoterapeutą lub psycholożką – nie dlatego, że coś jest z Panią „nie tak”, ale dlatego, że zasługuje Pani na przestrzeń, w której będzie mogła Pani bezpiecznie opowiedzieć o swoim świecie i swoim bólu. I zostać wysłuchaną – z życzliwością i bez oceniania.
Nie jest Pani sama. A to, że Pani napisała – to już pierwszy krok.
Z wyrazami troski i serdeczności,
Maria Sobol, psychoterapeutka

Patrycja Kurowska
Droga Pani Paulino,
to, co Pani opisała — poczucie, że nie nadaje się Pani do żadnej pracy, do bycia z ludźmi, do macierzyństwa — to bardzo trudne myśli, i chcę powiedzieć jedno: tak, są osoby, które czują się podobnie, które zmagają się z przekonaniem, że nie potrafią sprostać żadnej roli, że nic im nie wychodzi, że zawiodły innych i siebie. Czasem to uczucie przychodzi po wielu trudnych sytuacjach — takich jak te, które Pani opisała: utrata pracy, konflikt z siostrą, odrzucenie przez przyjaciółkę.
Jednak to wszystko nie oznacza, że naprawdę jest Pani kimś „do niczego”. Raczej, oznacza to że jest Pani w ogromnym kryzysie, w którym sposób postrzegania siebie może się bardzo zniekształcać. To nie Pani jest wadliwa — to otaczający Panią świat w ostatnim czasie był bardzo raniący.
To, że Pani nie może przyjść na ślub przyjaciółki — nie powinno przekreślać przyjaźni, myślę, że obie potrzebujecie czasu, bo dla Was obu to bardzo trudna sytuacja. Sarkazm ze strony siostry nie jest Pani winą, warto przyjrzeć się temu i dojrzeć przyczynę takich sytuacji między wami. Zwolnienie z pracy za coś takiego — może być bardziej o miejscu pracy niż o Pani. Rozumiem, że to wszystko razem może przytłoczyć do tego stopnia, że trudno oddychać, trudno widzieć jakikolwiek sens.
W takich momentach bardzo ważne jest, by nie zostawać z tym sama. Pani nie musi udowadniać, że jest coś warta. Kiedy człowiek cierpi, trudno mu zadowalać innych, a nawet ich rozumieć.
Proszę, niech Pani rozważy spotkanie z psychologiem lub psychoterapeutą. Nie po to, żeby „naprawiać” siebie, tylko po to, żeby ktoś mógł być przy Pani w tym niezwykle trudnym czasie. Z profesjonalną pomocą można zacząć inaczej patrzeć na siebie, nawet jeśli teraz to brzmi zupełnie nierealnie.
Nie chcę Pani dawać pustych pocieszeń, wiem — z doświadczenia zawodowego — że ludzie wracają z takich miejsc, w których sądzili, że zostaną na zawsze.
Z serdecznością,
Patrycja Kurowska

Marek Król
Rozumiem, że czujesz się teraz bardzo samotna i masz wrażenie, że wszystko się sypie. Przykro mi, że tak doświadczasz tych sytuacji. Chciałbym Ci powiedzieć, że nie jesteś jedyna z takim odczuciem – jest wiele osób, które przeżywają podobne momenty, gdy wydaje im się, że nic im nie wychodzi i trudno im dostrzec swoje dobre strony.
Czasem łatwo jest pomyśleć o sobie jako o kimś „nienadającym się” do niczego, zwłaszcza gdy kilka trudnych wydarzeń się nawarstwi. Jednak to, co opisujesz, brzmi jak bardzo bolesny moment, ale niekoniecznie musi być trwałe czy definiujące.
Może warto się zastanowić, czy były w Twoim życiu sytuacje lub relacje, nawet drobne, w których czułaś się, choć odrobinę lepiej, bardziej wartościowa, akceptowana? Nawet jeśli teraz trudno to zauważyć, każdy człowiek ma w sobie coś dobrego, co zasługuje na uznanie i troskę.
Czasem pomaga świadomość, że nie jesteśmy sami – wiele osób zmaga się z podobnymi uczuciami i momentami kryzysu. Ważne jest, żeby spróbować dać sobie odrobinę życzliwości. Co mogłabyś dziś zrobić dla siebie choćby w najmniejszym stopniu, aby złagodzić ten trudny moment?

Marta Łuszczykiewicz
Pani Paulino,
Zapewniam Panią, że nie ma osób, które "nie nadają się do niczego". Sytuacje, które Pani przytacza to Pani subiektywna ocena, zapewne również przez pryzmat doświadczania negatywnych emocji, które wiążą się z tymi sytuacjami. Rozumiem, że jest Pani obecnie w niesprzyjającej życiowo i niekomfortowej sytuacji, może to powodować obniżenie Pani nastroju, a nawet nieświadome wyszukiwanie sobie sytuacji, które rzekomo potwierdziłyby Pani, że jest Pani "beznadziejna". Taki stan umysłu trudno jest przerwać samemu, wymaga on ochłonięcia, nabrania dystansu, spojrzenia z zewnątrz. Jestem przekonana, że w Pani życiu poza tymi trudnymi i bolesnymi sytuacjami, są także takie, które są dobre i mogą być budujące. Poza tym należy również wziąć pod uwagę, że zaistniałe okoliczności nie muszą wcale być powiązane jedynie z Pani osobą, mogą nakładać się tam różne przyczyny, które Pani interpretuje i odbiera dotkliwie względem siebie.
Pisze Pani również o braku sensu życia, z punktu widzenia specjalisty jest to sytuacja niepokojąca, zdecydowanie nadająca się do diagnozy pod kątem kryzysu lub zaburzeń nastroju typu depresja, dystymia.
Zaleciłabym Pani, jeżeli jest to możliwe, kontakt z psychologiem lub skorzystanie z Poradni Zdrowia Psychicznego w ramach NFZ. Może się okazać, że wsparciem dla Pani byłaby regularna psychoterapia lub podejście krótkoterminowe oparte na radzeniu sobie z kryzysem i emocjami. Po krótkim Pani opisie myślę, że odpowiednimi technikami pracy były techniki terapii CBT (poznawczo-behawioralnej), tak żeby mogła Pani zidentyfikować swoje myśli, ocenić ich prawdziwość i słuszność, popracować nad przekonaniami, poszukać rozwiązań.
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że będzie Pani miała możliwości zaopiekowania się sobą.
Marta Łuszczykiewicz

Natalia Krawiec-Jokiel
Dzień dobry Paulino,
Z tego, co piszesz, wnioskuję, że pod wpływem zaistniałych sytuacji towarzyszy Ci poczucie niesprawiedliwości, smutek, żal, frustracja, a nawet złość, ponieważ wydaje mi się, że Twoje pytanie było pisane w przypływie dużej ilości negatywnej energii. Jest wiele osób, które w nadmiarze sytuacji kończących się niekorzystnie wnioskuje, że to przede wszystkim ich wina, oni są za to odpowiedzialni, są beznadziejni i do niczego się nie nadają. Doskonale wiemy, że to nie jest prawda, tylko w tym momencie odzywają się pewne niepomocne przekonania o sobie, które są silnie w nas zakorzenione, stanowiąc pewną podstawę naszego funkcjonowania, filtra, przez który postrzegamy rzeczywistość. Niemniej jednak wiemy, że prawdą to nie jest. Nie jesteśmy na 100% odpowiedzialni i winni tego, co się wydarza, mają na to wpływ też inne czynniki. Myślę, że może warto pomyśleć o kilku spotkaniach z terapeutą i przyjrzeniu się tym nieprzyjemnym myślom o sobie, które w umiejętny sposób można wyplewić z naszej głowy.
Towarzyszący ciąg niekorzystnych zdarzeń można przerwać, być może ukierunkowując myśli na to, co udało Ci się osiągnąć pomimo trudności, czego się podjęłaś pomimo tego, że było trudne.
A sytuacje, o których piszesz, może da się rozwiązać? Może warto porozmawiać z przyjaciółką o zaistniałej sytuacji, nie ma potrzeby kończyć tej relacji. Może asertywne postawienie granic siostrze, pokazanie jej, że nie dajesz zgody na tego typu komunikację z Tobą, da efekt lepszego porozumienia? Zwolnienie z pracy to ciężki kaliber, ale może po przeżyciu tych trudnych emocji związanych ze stratą warto poszukać nowych możliwości?
Pozdrawiam
Natalia Krawiec-Jokiel

Karolina Bobrowska
Dzień dobry,
Tak, są osoby, które czują się tak, jakby nie nadawały się do żadnej roli, ani w pracy, ani w relacjach, ani w życiu. To bardzo ludzkie uczucie, choć trudne i bolesne. Wiele osób nosi w sobie podobne przekonania, szczególnie wtedy, gdy życie przynosi serię rozczarowań i odrzucenia. Ale są też takie osoby, które kiedyś czuły się podobnie, a mimo to z czasem zaczęły odnajdywać sens - najpierw w drobnych rzeczach, potem także w sobie. Zbudowały na nowo poczucie własnej wartości, choć wcześniej były pewne, że to niemożliwe. Ich historie są dowodami na to, że nawet z miejsca, które wydaje się całkowicie ciemne, można powoli wyjść, trzeba mieć tylko dobrze ustawiony GPS. Proszę rozważyć sięgnięcie po profesjonalne wsparcie dla siebie w tym trudnym momencie.
Pozdrawiam serdecznie
Karolina Bobrowska
psycholog, konsultant kryzysowy

Katarzyna Drużycka
Pani Paulino, rozumiem, że szuka Pani otuchy i wsparcia dla siebie, bo czuje się pani osamotniona ze swoimi uczuciami i doświadczeniami. Z mojej praktyki wynika, że nie jest Pani jedyną osobą, która przeżywa takie trudne chwile.
Została Pani zwolniona z pracy, przyjaciółka zerwała z Panią kontakt, a ze strony siostry wyczuwa Pani sarkazm zamiast wsparcia... To musi być trudne dla Pani się z tym mierzyć i to w jednym czasie. To naturalne, że może Pani przeżywać niezrozumienie, przygnębienie, opuszczenie czy rozpacz. Takie trudności życiowe mogą sprawiać, że tracimy wiarę w siebie i w sens życia, ale to nie oznacza, że Pani "nie nadaje się do niczego". Każdy z nas i Pani też - jest wartościową osobą zasługującą na szacunek, zrozumienie i wsparcie, nawet jeśli w tym momencie nie jest Pani w stanie tego dostrzec.
Zachęcam, aby skorzystała Pani ze wsparcia dla siebie w tym trudnym czasie. Rozmowa z życzliwą osobą może Pani pomóc poczuć się lepiej, wzmocnić psychicznie, spojrzeć na siebie i swoją sytuację z innej perspektywy, poszukać rozwiązań. Aby uzyskać taką profesjonalną pomoc, może Pani na początek skorzystać m.in. z bezpłatnej linii telefonicznej 800 70 2222 - Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym. Może Pani również skontaktować się z najbliższym Ośrodkiem Interwencji Kryzysowej w swojej okolicy - jest tam oferowana bezpłatna pomoc niewymagająca ubezpieczenia zdrowotnego.
Życzę Pani wszystkiego dobrego i mam nadzieję, że znajdzie Pani odpowiednią pomoc dla siebie.

Justyna Bejmert
Paulino,
Dziękuję Ci za to, że zdecydowałaś się napisać. Już sam fakt, że dzielisz się tym, co tak trudne i bolesne, świadczy o dużej sile – nawet jeśli teraz zupełnie jej w sobie nie widzisz. To, co opisujesz, nie jest rzadkością, choć może się tak wydawać. Bardzo wiele osób doświadcza chwil (a czasem długich okresów) przekonania, że się do niczego nie nadają, że zawodzą innych i samych siebie, że są niezauważani, niepotrzebni, wręcz „wadliwi”. Kiedy kolejne relacje się sypią, a życie zawodowe nie przynosi poczucia sensu ani uznania, łatwo zacząć myśleć, że to z nami jest coś nie tak.
Ale te doświadczenia nie definiują Ciebie jako osoby. Utrata pracy z powodu drobiazgu nie mówi nic o Twojej wartości – ale wiele może mówić o warunkach w miejscu zatrudnienia. Sarkazm ze strony siostry może wynikać z jej własnych trudności z wyrażaniem bliskości, nie z tego, że zasługujesz na chłód. Przyjaciółka, która zrywa kontakt, być może nie zrozumiała Twojej sytuacji, ale to nie znaczy, że jesteś nieważna czy niegodna więzi. Bardzo poruszyło mnie, gdy napisałaś, że nie pytasz już o sens, bo go nie ma. Ale samo to, że to napisałaś, że szukasz odpowiedzi, że zadajesz pytania – to znaczy, że jakaś część Ciebie wciąż chce być usłyszana. I ta część zasługuje na uwagę, czułość i wsparcie.
Nie jesteś sama w tych uczuciach. Naprawdę wiele osób nosi podobne myśli, choć często w ciszy. Czasem pomaga już samo uświadomienie sobie, że te myśli to nie fakt, ale objaw – najczęściej przemęczenia, osamotnienia, depresji albo głębokiego poczucia zranienia. I z tym można pracować, krok po kroku. Być może pomocna będzie rozmowa z kimś, kto da Ci przestrzeń, by poukładać to wszystko i odzyskać, choć odrobinę poczucia, że jesteś wystarczająca taka, jaka jesteś. Bo naprawdę jesteś.
Trzymaj się ciepło – i pamiętaj, że to, co dziś czujesz, to nie wyrok. To moment, przez który można przejść – i z którego można wyjść. Choć dziś możesz tego jeszcze nie widzieć.
Pozdrawiam ciepło,
Justyna Bejmert
Psycholog

Emiko Okamoto-Łęcka
Dziękuję, że się Pani podzieliła tym, co obecnie przeżywa. Z tego, co Pani pisze, wynika, że doświadcza Pani wielu trudnych emocji: samotności, wykluczenia, poczucia braku sensu oraz bycia niezrozumianą. Tego rodzaju przeżycia są niezwykle obciążające, szczególnie gdy pojawiają się jednocześnie w różnych obszarach życia: zawodowym, rodzinnym i relacyjnym.
Chciałabym podkreślić, że to, co Pani odczuwa, nie jest odosobnione. W swojej pracy spotykam osoby, które podobnie jak Pani, zmagają się z głębokim poczuciem niespełnienia, odrzucenia i zwątpienia w siebie. Nie świadczy to o „nienadawaniu się” do życia czy relacji, lecz o tym, że obecnie Pani zasoby są prawdopodobnie przeciążone, a sytuacje życiowe mogą pogłębiać negatywne przekonania o sobie.
Z wyrazami szacunku,
Emiko Okamoto-Łęcka
Psycholog / Psychotraumatolog
(mail: emikolecka@gmail.com)

Katarzyna Organ
Pani Paulino,
na pewno są osoby, które zmagają się z podobnymi trudnościami do Pani, czy można powiedzieć, że nadaje się Pani do niczego, myślę, że jest to znacznym uogólnieniem i warto się zastanowić, co za tym idzie, i w czym takie przekonanie może Pani pomagać. Mimo trudności, które nas spotykają, warto jednak tego sensu w życiu poszukać. Zachęcam to zawalczenia jednak o siebie i poszukanie wsparcia dla siebie.
Z pozdrowieniami
Katarzyna Organ
psycholog, psychoterapeuta w trakcie szkolenia

Kacper Urbanek
Dzień dobry,
To, co teraz czujesz, jest bardzo trudne i bolesne, a takie chwile, kiedy wszystko zaczyna się walić naraz potrafią przytłoczyć najbardziej. Kiedy kolejno zawodzą ludzie, praca, relacje, łatwo wpaść w poczucie, że się nie nadajemy, że z nami coś jest nie tak. Jednak to nie jest prawda o Tobie jako osobie to jest tylko odzwierciedlenie bardzo trudnego momentu życiowego, w którym teraz się znalazłaś. Wiele osób na różnych etapach życia zmaga się z podobnym doświadczeniem odrzucenia, poczucia osamotnienia, wrażenia, że nie pasują nigdzie i nie potrafią odnaleźć swojego miejsca. To, że Ty teraz masz takie myśli, nie oznacza, że jesteś kimś „gorszym” czy "nienaprawialnym". To oznacza raczej, że jesteś w stanie ogromnego zmęczenia psychicznego i emocjonalnego. Kiedy z każdej strony człowiek dostaje ciosy, traci siłę do walki i zaczyna wątpić w sens wszystkiego. Bardzo wielu ludzi boryka się z poczuciem, że nie są wystarczający: w pracy, w relacjach rodzinnych, w przyjaźniach, w codziennych sprawach. Ale życie nie jest linią prostą. Przychodzą momenty, kiedy czujemy się na marginesie wszystkiego, a potem często zupełnie niespodziewanie pojawia się ktoś, coś, jakaś szansa, dzięki której wszystko może się zmienić. Twoja wartość nie zależy od opinii zwolnionego szefa, zachowania przyjaciółki czy siostry. Jesteś człowiekiem, który teraz bardzo cierpi i potrzebuje przede wszystkim wsparcia, a nie oceny.
Gdy człowiek dochodzi do takiego punktu, czasem potrzebuje drugiego człowieka terapeuty, psychologa, kogoś neutralnego, by usłyszeć i zrozumieć siebie w tym bólu. Przesyłam dużo ciepła.
Kacper Urbanek
Psycholog, diagnosta

Katarzyna Kania-Bzdyl
Droga Paulino,
pisząc "osoby takie jak ja" co konkretnie masz na myśli? Takie, czyli jakie osoby?
Opisz proszę, szczegółowo swoją relację z przyjaciółką, od początku Waszej znajomości (jaka to była dla Ciebie znajomość, jak się w niej czułaś).
Czy tylko z Tobą siostra rozmawia sarkastycznie?
Pozdrawiam,
Katarzyna Kania-Bzdyl

Arkadiusz Czyżowski
Pani Paulino,
czytając Pani wpis mam poczucie, że jest Pani w perspektywie straty, braku poczucia sensu oraz negatywnego obrazu siebie oraz świata. Czy dobrze to odczytuję?
Rozumiem, że to musi być dla Pani trudny czas. Paradoksalnie, warto zastanowić się nad tym, co Pani może zrobić, by zadbać o swoją regenerację i komfort. Przy tak trudnych emocjach organizm reaguje stresowo, co może prowadzić do przewlekłego zmęczenia i braku chęci do poprawy swojej sytuacji.
Zachęcam Panią do nabrania dystansu do tych wydarzeń i pomyśleniu o nich za jakiś czas na chłodno.
Proszę obdarować się większą życzliwością. Każdy człowiek ma prawo do tego, by przechodzić przez trudny czas, także Pani. Bardzo fajnie, że szuka Pani możliwości wsparcia i pomocy.
Jeśli nie myślała Pani jeszcze o tym, zachęcam do zastanowienia się nad wsparciem specjalisty. Czy to na koszt prywatny, czy w ramach różnych fundacji, projektów społecznych czy NFZ. Warto sprawdzić skąd Pani przekonania o sobie i popracować nad tym, by żyło się Pani lepiej :)
Życzę dużo dobrostanu i życzliwości dla siebie!
Arkadiusz Czyżowski

Mateusz Chmiel
Pani Paulino, przykro mi, że jest Pani w miejscu, w którym Pani umysł tak źle o Pani mówi. Strata pracy i utrata bliskiej przyjaciółki to trudne i bolesne doświadczenia. Nie jest Pani sama.
Trzymam za Panią mocno kciuki :)

Aleksandra Wincz- Gajda
Dzień dobry, Pani Paulino, rozumiem, że znalazła się Pani w trudnym, kryzysowym momencie. Częścią Pani codzienności wydaje się być- między innymi- bardzo obniżony nastrój, doświadczenia porażek, samotność. Chciałabym przekornie napisać, że takich osób nie ma, bo i Pani taka nie jest. Tak teraz- a może przez dłuższy czas- doświadcza Pani, przeżywa i widzi siebie. I tutaj trzeba napisać, że osób zmagających się z zaburzeniami nastroju jest bardzo dużo. Z pewnością potrzebuje Pani pomocy. Można skorzystać z Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych- 116 123. Można też na przykład do Ośrodka Interwencji Kryzysowej lub Centrum Zdrowia Psychicznego w Pani mieście. Z pewnością zostanie tam Pani pokierowana dalej. Można też zgłosić się do prywatnego gabinetu psychologa lub psychoterapeuty. Na pewno nie warto odkładać tego na później. Powodzenia.
Pozdrawiam serdecznie,
Aleksandra Wincz- Gajda
psycholog, psychoterapeuta

Anna Martyniuk-Białecka
Hej Paulina,
Tak, są osoby, które czują podobnie jak Ty. I choć Twoje pytanie niesie ogrom bólu, chcę Ci powiedzieć, że na pewno jest ktoś, kto może to zrozumieć. To, co opisujesz, brzmi jak moment ogromnego przytłoczenia. Kiedy wszystko wali się, człowiek może dojść do wniosku, że musi być coś z nim nie tak. Ale to nie do końca tak. To sytuacje, które się nawarstwiły, sprawiają, że Twoja psychika jest zmęczona, a poczucie własnej wartości chwilowo niedostrzegalne, wydaje się, jakby nie istniało.
Czy są inni, którzy się tak czują?
Tak. Są osoby, które:
- czują, że w obecnym świecie, w tej sytuacji i tym kontekście nie pasują do żadnej roli społecznej,
- zostały odrzucone, niezrozumiane, opuszczone,
- straciły pracę z powodów pozornie błahych, ale bolesnych,
- nie mają siły udawać, że wszystko jest „ok”,
- czują się niewidzialne nawet dla tych, którzy kiedyś byli bliscy.
To się nie dzieje dlatego, że są gorsi. Często dzieje się to wtedy, gdy życie dostarcza trudności zbyt mocno i za długo. Gdy człowiek jest przemęczony emocjonalnie. Gdy wewnętrzny głos zaczyna mówić: „Jestem nieudacznikiem”, choć to nieprawda – tylko echo traumy, stresu, samotności.
Trzymam za Ciebie mocno kciuki i przesyłam ciepłe pozdrowienia,
psycholog Anna Martyniuk-Białecka

Anna Martyniuk-Białecka
A i jeszcze dodam, że to, co czujesz, nie jest głupie. Jest ludzkie. I zasługuje na opiekę.
Jeśli czujesz, że jesteś w kryzysie i, że nie dajesz już rady sama, zadzwoń np.
116 123 – na telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym (bezpłatny, anonimowy),
lub skorzystaj z pomocy online – tu na tym portalu jest sporo bezpłatnych możliwości, są projekty niskopłatnej psychoterapii lub interwencji kryzysowej.
Anna Martyniuk-Białecka

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Witam, od ponad 2 lat cierpię na depresje i stany lękowe po przygodach z substancjami psychoaktywnymi :(. Bardzo boję się przyjmować leki, bardzo boję się działań niepożądanych.
Gdy jakimś cudem udało mi się zacząć przyjmować lek o nazwie Escitil, skończyło się na wszystkich objawach niepożądanych. Sytuacja z Escitilem bardzo zraziła mnie do przyjmowania leków. Dzisiaj psychiatra przepisał mi Leki o nazwie Liryca i Afobam. Naczytałam się w internecie, że Liryca to bardzo mocny lek i że bardzo często występują skutki uboczne.
Czy mogłabym prosić o jakąś rade, wypowiedź na ten temat lub o uspokojenie mnie? Bardzo potrzebuje leczenia lekami, mój stan tego wymaga, ale bardzo boję się, że coś złego stanie mi się po tych lekach :(
Dzień dobry, Mam na imię Marta i mam 34 lata.
Od 11 lat jestem w szczęśliwym małżeństwie, którego owocem jest nasz 9-letni syn. Męża znam, od kiedy miałam 16 lat.
Od kiedy pamiętam, był moim przyjacielem, towarzyszył mi i wspierał. Pomimo tego, że stworzyłam swoją rodzinę, nie potrafię odciąć się od mojego domu rodzinnego, dlatego postanowiłam napisać i proszę o poradę. Mój ojciec, od kiedy pamiętam nadużywał alkoholu. Na przestrzeni wielu lat bardzo się rozpił i choć wiele lat starałam się, to nigdy nie byłam w stanie mu pomóc wyjść z nałogu. Gdy byłam nastolatką, w domu rodzinnym działy się bardzo złe rzeczy. Ojciec szalał, pił i bił mamę, były ciągłe awantury. Mama również w pewnym czasie miała kochanka, więc wraz z młodszą siostra miałyśmy piekło na ziemi.
Ojciec szalał potwornie, wiecznie pijany rozbijał i niszczył wszystkie rzeczy w domu, biegał z nożem w ręku krzycząc, że się będzie ciął. Biegał z nożem i groził, że się zabije, a wychodząc z domu mówił, że się powiesi. Pamiętam, jak każdego popołudnia, były wieczne okropne krzyki, a w nocy byłyśmy z siostrą wybudzane podczas awantur. Próbowałyśmy interweniować wiele razy, ponieważ tato dusił mamę. Takich sytuacji było bardzo dużo i trwało to wiele lat, a spokoju doznałam wtedy, jak się wyprowadziłam, mając 22 lata. W końcu mogłam spać cale noce. Mój spokój długo nie trwał, ponieważ tak naprawdę od zawsze, pomimo, że tam nie mieszkałam, uczestniczyłam we wszystkich awanturach rodzinnych. Mama od zawsze informowała mnie, co się dzieje w domu, dzwoniła i opowiadała, co ojciec wyczynia, kiedy się napił i co zrobił. Po jej tonie głosu przez telefon jestem w stanie wyczuć co się z nią dzieje.
Mama jest oczywiście współuzależniona i wszystkie swoje emocje przenosiła na mnie i na siostrę. Przez wiele lat pomimo tego, co się działo, uczestniczyłam np. w świętach Bożego Narodzenia i przyjeżdżałam, chociaż każdy przyjazd do domu rodzinnego wiązał się z wielkim bólem, ponieważ podczas każdej wigilii ojciec jest pijany, a jak przyjeżdżałam w zwykły dzień, nawet nie ma z kim rozmawiać, ponieważ ojciec spał pijany.
Po każdych takich świętach w domu płakałam i musiałam się pozbierać psychicznie. Święta Bożego Narodzenia to dla mnie jedna z piękniejszych chwil w roku. W mojej rodzinie wraz z synem i mężem przygotowujemy się, mamy kalendarze adwentowe, dekoracje, roraty, choinka-to wszystko sprawia nam wielką radość, a potem…. Najpiękniejszy wieczór wigilijny zmienia się w mój koszmar. Ojcu nie zależy na żadnych kontaktach: nie odwiedza mojego syna oraz nas w ogóle.
Mogę powiedzieć, że nie mam z nim już żadnych relacji, nie potrafię z nim rozmawiać. Największym problemem jest dla mnie od jakiegoś czasu moja mama, która jako osoba współuzależniona kompletnie nie liczy się z moimi uczuciami. Dodam również, że miałam stany depresyjne w związku z powyższymi sytuacjami. Pomimo tego, że tworze z mężem i synem fajną rodzinę, oparta na szacunku i zwykłym życiu bez awantur załamałam się z powodu problemów w domu rodzinnym. Myślę, że moja depresja była kwestią czasu i jak ktoś wychodzi z takiego domu to prędzej czy później zachoruje na nerwice lub depresje. Po terapii, którą odbyłam kilka lat temu, zrozumiałam, że mama oraz ja jesteśmy współuzależnione i postanowiłam postawić granice, abym mogła żyć normalnie. Od wielu lat tłumacze mamie, że nie mogę już słuchać jej użalania się na jej straszne życie i już dawno poinformowałam ją, że to jest jej życie, ona jest dorosła i to jest jej wybór, że została z ojcem, ale ja już nie daje rady uczestniczyć w ich awanturach. Usłyszałam wtedy, że oni są moimi rodzicami i w sumie to mama nie wiedziała, że mnie to boli i że jestem aż tak słaba psychicznie. W związku z tym, że sytuacja w ogóle się nie zmieniła, od tego roku poinformowałam kilka miesięcy wcześniej mamę, że nie pojawię się na wigilii, ponieważ nie dam rady psychicznie już tego znieść. Ojciec poprzednie dwa lata w Wielkanoc był tak pijany, że przez dwa dni nie podniósł się z łóżka, więc nawet się tam nie pojawiliśmy. On nie wiedział, że są święta, ponieważ poza jego piciem jego nic nie interesuje.
Mama od października zaczęła wydzwaniać i z wielkimi wyrzutami pytać mnie jak spędzę wigilie oraz czy wiem, że jest jej przykro, ponieważ ona jest moją mamą i ja tak bardzo ją ranię.
Próbowałam wytłumaczyć jej, jakie są również moje uczucia i jak ja cierpię z powodu tak wyglądających świąt u nich, ale ją to kompletnie nie interesuje. Nie odbyło się oczywiście bez obrażania mnie i robienia ze mnie najgorszej. Mama opowiadała również swoim siostrom i babci, że to ja jestem najgorsza, bo ja nie mam ochoty podzielić się opłatkiem z rodzicami, więc nastawia rodzinę przeciwko mnie. Rodzina od wielu lat ma klapki na oczach i udaje, że nie widzi, jak ojciec pije, ponieważ każdy boi się zwrócić uwagę. Mama uważa, że przez cały rok będę słuchać o awanturach, a potem w wigilie będę udawać, że nic się nie stało i jesteśmy super rodziną, a tak po prostu nie jest.
To spotkanie świąteczne to jest kłamstwo, moje udawanie, a jak widzę pijanego ojca przy stole, to oczywiście nie mogę zwrócić mu uwagi, a jeszcze muszę podzielić się z nim opłatkiem i złożyć życzenia. Mój mąż oraz mój syn również muszą przytulić się z brzydko pachnącym i ledwo stojącym na nogach dziadkiem, ponieważ tak trzeba, ponieważ się święta.
W tym roku zaprosiłam mamę na święta do siebie - odmówiła, ponieważ jak napisała, bez taty nie przyjedzie.
Na chwilę obecną straszy mnie, że nie pojawi się na komunii syna, skoro to ja zrobiłam się taka niedostępna i nie chce mieć kontaktu. Manipuluje moimi uczuciami na każdym kroku, najpierw mnie obraża, a potem dzwoni i udaje, że się nim nie stało.
Ojciec mimo błagania nie podjął nigdy próby leczenia i wiem, że już z tego nie wyjdzie. Jestem już zmęczona moja współuzależnioną i toksyczną matką. Czuje, że nie chce mieć z nią powoli żadnego kontaktu. Moja mama i mój ojciec są od wielu lat moim problemem, w przeciwieństwo do rodziny, która sama stworzyłam. Rodzice zatruwają mi życie od 20-stu lat.
Mama oczywiście używa argumentu miłosierdzia i mówi, że mam ojcu wybaczać jego zachowanie, bo to jest w końcu mój OJCIEC i na święta muszę pojawiać się w domu rodzinnym.
Czy muszę uczestniczyć w wieczerzy wigilijnej wraz z moimi rodzicami? Nie wiem, czy w tym wypadku można zdrowo postawić granice. Czuje się bardzo zagubiona.
Nie mam ochoty na żadne święta z moimi rodzicami i najchętniej uciekłabym za granicę na ten czas. Najzdrowiej byłoby dla mnie odciąć się ostatecznie i czuje, że tak to się niestety skończy, ponieważ zamiast bardziej skupić się na mężu i dziecku ja kręcę się jak satelita wokół ojca i matki, którzy nic nie robią, aby naprawić tę sytuację, a wręcz przeciwnie.
Marta