
Przychodzę do Państwa, ponieważ chcę uzyskać odpowiedź
Anonim
Katarzyna Waszak
Dzień dobry!
Zasobem Pana jest to, że próbuje Pan rozwiązać swoje trudności, szuka wsparcia. Napisał Pan, że miał problemy z funkcjonowaniem społecznym we wczesnych latach szkolnych. Równocześnie brakuje informacji, czy ktoś z opiekunów zauważył to i próbował pomóc. Jak wyglądał styl przywiązania do pierwszych opiekunów? Obecnie potrafi Pan nawiązywać relacje, jednak w pewnym momencie je zrywa. Co to za moment? Czy wszystko jest w porządku dopóki znajomość nie mogłaby się przerodzić w coś bliższego? Warto przyjrzeć się sposobowi funkcjonowania w relacjach. Wiadomość, iż boi się Pan zrobić krok w kierunku nawiązania intymnej znajomości może wskazywać na lęk przed bliskością. Co to są za ,,napady stresu", na czym polegają? Trudno powiedzieć na podstawie zbyt małej ilości informacji, czy boryka się Pan z napadami lęku. Proponuję przyjrzeć się temu w relacji terapeutycznej, aby nauczył się Pan zaciekawiać sobą, odkrywać siebie i swój sposób funkcjonowania, a równocześnie doświadczył poczucia bezpieczeństwa i bycia przyjętym przez drugiego człowieka.
Katarzyna Waszak
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
TwójPsycholog
Dzień dobry,
Niewłaściwym z punktu widzenia Pana dobra i nieprofesjonalnym byłoby stawianie diagnozy zaocznie, tu na forum. Słyszę o wielu aspektach Pana funkcjonowania, które Pana niepokoją, dlatego proponuję najlepsza drogę diagnozy, ale przede wszystkim pomocy tj. konsultacje z psychoterapeutą. Jeżeli psychoterapeuta uzna, ze widzi konieczność dodiagnozowania Pana w kierunku autyzmu, pokieruje do odpowiedniej instytucji, jeżeli będzie widział konieczność diagnozy w innym kierunku - wskaże lekarza psychiatrę. Na stan wiedzy z Pana wiadomości mogę jedynie zasugerować, ze pomocna byłaby psychoterapia, w tym być może psychoterapua grupowa, gdzie mógłby Pan przyglądać się w praktyce swoim umiejętnościom społecznym. Pozdrawiam Magdalena Bilinska-Zakrzewicz

Zobacz podobne
W moim małżeństwie bardzo źle się dzieje, straciłam chęć do kontaktów seksualnych z mężem, kłócimy się non stop. Rozmowy nic nie dają - ciągle jest to samo. Brak szacunku, krzyk, ubliżanie. Nie chce rozwodu, jestem już po jednym i mamy nastoletnią córkę, która bardzo przeżywa nasze nieporozumienie. Dla niej chce być w tym związku, ale obawiam się, że mąż mnie już nie kocha. Mam trudny charakter to pewnie moja wina. Nie wiem, co robić, jak żyć i dla kogo. Poza córką mam dwóch dorosłych synów, ale oni żyją już swoim życiem.
Ponad 3 lata po pierwszym rozwodzie związałam się z mężczyzną 9 lat młodszym. Szybko się wprowadził (nie do końca to była wspólna decyzja), zaskarbił sobie zaufanie dzieci. Był spokojny, małomówny, tolerancyjny. Rodzice jego też nas zaakceptowali. Przeszliśmy razem covid, śmierć mojego Taty. Sprawiła ona, że zawalił mi się świat. Szybko, niemal bez zastanowienia podjęłam decyzję, że tak-to jest ten na resztę życia. I udawałam, że nie widzę, że jest obrażalski nie wiadomo z jakich powodów, że po alkoholu nie jest ok, że najlepiej nie mieć swojego zdania.
Wzięłam Mamę pod swój dach, żeby ją wspierać po śmierci Taty. Zrobiło nam się ciasno, więc decyzja o kupnie domu, wspólny kredyt (mój wkład własny to w zasadzie materiały, wszystkie prawie sprzęty są kupione za pieniądze z darowizny Mamy i spadku). Mąż zadeklarował, że on wszystko zrobi (naprawdę potrafi wszystko). Sytuacja niemal idealna.
Ale zaczął odkrywać swoje oblicze. Skoro już nie mieszkał u mnie, to przestał się kryć ze swoimi socjopatycznymi zachowaniami. Dodam, że mąż jest osobą bardzo inteligentną ze świetną pamięcią. Wyzwiska i groźby z byle powodu- zjeb genetyczny, strzęp, pier..kretynka, Nie tylko po alkoholu. Poniżanie mnie i dzieci, że jesteśmy patusami, że zgnijemy bez niego, że on będzie stał i patrzył jak to wszystko sie wali.
Żale do teściowej tylko wzmogły jej wielką chorobliwą miłość do syna. Była nawet konfrontacja - w której mamunia ostatecznie wygłaskała i wyściskała synusia, bo to my jesteśmy tym złym obozem, a on najcudowniejszy.
I tak cyklicznie sie wszystko powtarzało, moje uczucie wyparowało, kiedy przyskoczył do mnie z nożem. Dlaczego mu na to pozwalałam- nie wiem.
Za chwilę były Święta, wtedy nagle zmarła moja Mama. Mam do siebie ogromny żal, że powiedziałam jej wiele przykrych słów, kierowana fałszywym poczuciem solidarności z panem i władcą.
Niedługo on się zwolnił z pracy, bo miał podjąć lepiej płatną załatwioną przez jego ojca. 4 miesiące siedział na moim utrzymaniu. Teściowie dokładali do kredytu i głaskali po glowie.
Byłam u prawnika, jeszcze rok temu było mnie stać na rozwód z jego pomocą, dziś nie. Kredyt, pożyczka, bo siostra upomniała sie o zachowek.. Wszystkie oszczędności poszły w remont i na utrzymanie domu i rodziny. On o tym dobrze wie, od początku jak powyzywał, pogroził to uciekał pod skrzydła mamusi. A ona cieszyła się z jego obecności i nawet nie zapytała czy mam z czego żyć i czy może mi jakoś pomóc. W końcu jej powiedziałam, że w tym trójkącie ja nie chcę żyć. Niewiele to dało.
Kolejna akcja, kolejna ucieczka, tekst teściowej - że może mu coś powiedziałam skoro sie tak zachował (wyzwiska i link do artykułu, gdzie mąż dusił i zakopał zwłoki żony). Przestałam odbierać telefony od teściowej, prawie miesiąc nie mieszkaliśmy razem. Byłam szczęśliwa, ale i pełna niepokoju o przyszłość. Doradca kredytowy utwierdził mnie w przekonaniu, że nie udźwignę zobowiązań, więc nadal z nim jestem i dzień w dzień myślę co z tym zrobić. Dodam, że syn rozpłakał się przy wychowawczyni, że ojczym mu groził, byłam wzywana do szkoły, niczemu nie zaprzeczyłam, ale powiedziałam, że kontroluję sytuację. Dzieci są dla mnie najważniejsze, córka ma 19 lat i ma lęk społeczny, nie odzywa się do mnie po tym, jak pozwoliłam mu wrócić do domu. Nie chcę kolejnej przeprowadzki, fundować dzieciom i sobie. Całe życie moich rodziców jest włożone w ten dom(pieniążki z darowizny i spadku). Chcę tu zostać, ale uwolnić się od tego socjopaty (sam sie do tego przyznał). Proszę o odpowiedź, czy mamy szansę na normalne życie.


