Katarzyna Ujek
To bardzo ważne pytanie. I wcale nie takie proste.
Często bierzemy rzeczy do siebie, bo nam zależy. Bo jesteśmy czujni, wrażliwi, bo chcemy być w relacjach blisko. Ale czasem ta wrażliwość zaczyna działać przeciwko nam — wszystko, co ktoś powie czy zrobi, filtrujemy przez pytanie: „czy to ja coś zrobiłam nie tak?”.
Pierwszy krok to zauważyć ten mechanizm. Zatrzymać się i zapytać siebie: „Czy to naprawdę o mnie?”
Bo wiele rzeczy, które ludzie mówią czy robią, wynika z nich – nie z Ciebie. Z ich napięcia, frustracji, bezradności.
Drugi krok to oddzielenie swojej wartości od czyjegoś zachowania. To, że ktoś Cię skrytykował, zignorował czy był niemiły — nie znaczy, że coś z Tobą jest nie tak. To znaczy, że coś w tej osobie się zadziało.
I jeszcze jedno – to wymaga praktyki. To nie jest tak, że „po prostu się przestaje”. Ale można się tego uczyć – krok po kroku, z życzliwością do siebie.
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Justyna Bejmert
Mateuszu,
Branie wszystkiego do siebie jest bardzo powszechne i, co ważne, zupełnie naturalne. Jako ludzie mamy w sobie głęboko zakorzenioną potrzebę akceptacji i zrozumienia przez innych, dlatego przejmowanie się ich opiniami jest czymś, co zdarza się każdemu.
Jednak w dłuższej perspektywie może to być obciążające. Pierwszym krokiem jest zrozumienie, że to, co inni mówią lub robią, często jest odbiciem ich własnych emocji, doświadczeń i przekonań, a nie rzeczywistego obrazu Ciebie. Jeśli ktoś jest zdenerwowany, krytyczny lub obojętny, może to wynikać z jego własnych problemów, z którymi się zmaga.
Spróbuj też rozwijać w sobie umiejętność oddzielania faktów od interpretacji. Jeśli ktoś powiedział coś, co Cię zraniło, zadaj sobie pytanie: „Czy to na pewno jest prawda o mnie, czy tylko czyjaś opinia?”.
Dobrym ćwiczeniem jest również rozwijanie samoakceptacji. Im lepiej rozumiesz i akceptujesz siebie, tym mniej wpływa na Ciebie opinia innych. Pomocne mogą być techniki relaksacyjne, medytacja, rozmowa z bliską osobą lub psychologiem, psychoterapeutą.
Wszystkiego dobrego.
Justyna Bejmert
Anastazja Zawiślak
To bardzo ważne pytanie, bo branie wszystkiego do siebie często wynika z wrażliwości, potrzeby akceptacji i trudnych doświadczeń z przeszłości. Żeby przestać reagować tak silnie, warto nauczyć się zatrzymywać i oddzielać to, co mówi druga osoba, od tego, co mówi Twój wewnętrzny krytyk.
Pomaga zauważenie, że czyjeś słowa czy zachowanie mówią więcej o tej osobie, jej emocjach i sposobie radzenia sobie, niż o Twojej wartości. Nie musisz automatycznie brać odpowiedzialności za cudze nastroje czy opinie. Zamiast: „co ze mną nie tak?”, spróbuj: „czy to naprawdę o mnie?”.
Przydatna bywa też praca nad granicami i pewnością siebie – im lepiej znasz swoją wartość, tym mniej ranisz się cudzymi słowami. Warto rozmawiać o tym z terapeutą/psychologiem, jeśli wewnętrzne reakcje są bardzo silne – to oznaka, że w Tobie jest coś, co domaga się uwagi, ukojenia i zaopiekowania.
Pozdrawiam,
Anastazja Zawiślak
Psycholog
Zobacz podobne
Witam, mam 22 lata w tym roku 23.
Czuję się przytłoczona, czuję, że jestem w tyle. Po liceum miałam rok przerwy, ponieważ musiałam poprawić maturę, aby dostać się na wymarzoną studia, dodatkowo pracowałam zarobkowo, nie miałam wtedy zbyt wielu znajomych, większość czasu spędzałam w domu, co było dla mnie ciosem, ponieważ większość moich znajomych była już na studiach. Dostałam się na studia, na psychologię, ale na studia zaoczne, niestety nie udało mi się na dzienne, ponieważ moje wyniki nie były wystarczające. Uznałam, że mimo to i tak spróbuję, studia bardzo mi się podobają, oprócz tego pracowałam i mieszkałam z rodzicami, a na zajęcia dojeżdżałam co tydzień. Poznałam wiele osób, na uczelni, też znajomych, znajomych, ale nadal brakowało mi takiego “typowego życia studenckiego” np. mieszkania w akademiku czy wynajmowania mieszkania lub pokoju.
Obecnie jestem na trzecim roku studiów i na drugim roku planowałam wyprowadzić się na próbę do akademika, ale dostałam fajną opcję pracy w miejscowości niedaleko mojego domu rodzinnego i tak zostałam aż do początku 3 roku. Później zachorowałam i przez 4 miesiące przebywałam w domu, jednocześnie szukając pracy, ale już chciałam gdzieś w mieście (pomyślałam, że może w tym razem uda mi się na próbę wyprowadzić - znaleźć pracę, potem może spróbować mieszkania w akademiku), ale niestety pomimo prób dostałam ofertę pracy znowu w tej samej firmie i się zgodziłam, uznałam, że już nie mam zbytnio oszczędności na swoje potrzeby i skoro jest tak ciężko, to przejmuje. Zastanawiam się, czy dobrze robię, oprócz tego moim ogromnym marzeniem jest Erasmus, bardzo chciałabym wyjechać na pierwszym semestrze 4 roku, ale boję się, że się nie uda i że będę żałować, że nie udało mi się ani wyprowadzić, ani wyjechać. Czuję się przytłoczona, większość moich znajomych wyprowadziła się od rodziców na studia, korzystając z młodego wieku studenckiego, a ja mam wrażenie, że dalej stoję w miejscu i boję się, że później będę żałować, że nie zrobiłam tego wcześniej, że zmarnowałam moją młodość. Niby mam jeszcze szansę wyprowadzić się po Erasmusie (jeśli się uda), ale nie wiem, czy będąc coraz starsza, będę chciała mieszkać w akademiku. Nie wiem już co robić, chciałabym się kogoś doradzić, porozmawiać. Za chwilę będę mieć 23, potem 24…a tak nie wykorzystuję tej młodości w pełni.
Może to błahostka, ale naprawdę co jakiś czas do mnie to wraca i wykańcza emocjonalnie.