Left ArrowWstecz

Jak poprawić komunikację w związku z problemami emocjonalnymi partnera?

Witam. Mam problem z komunikacją w związku ze strony faceta. Jesteśmy ze sobą już 13 lat, wychowujemy córkę (14-latka z poprzedniego Związku) oraz naszego syna 11-latka. Problemy bywały różne, mieliśmy inne podejście do podziału obowiązku, odpowiedzialności i funkcjonowania w rodzinie. Między nami jest różnica 12 lat (mój narzeczony jest starszy). Pokonaliśmy wiele różnic i wypracowaliśmy normalny system rodzinny. Codziennie praca, dom i dzieci. Od pewnego czasu dzieci jeżdżą na weekendy do dziadków i mamy wtedy czas dla siebie i wspólnych znajomych, z którymi spotykamy się co jakiś czas. Od dłuższego czasu mój facet miewa zachwiania humoru, gdy coś mu się nie podoba, to w sposób bardzo dosadny o tym mówi. Często słyszę, że to moja wina, bo mam inne zdanie. Gdy zwraca uwagę bezpodstawnie dzieciom i one komunikują, że coś nie jest zgodne z prawdą, to słyszą, że nie musi z nimi rozmawiać, żeby nic od niego nie chcieli itp. Gdy przesadza, to rozmawiam z nim i próbuje zażegnać konflikt, wtedy słyszę, że podważam jego autorytet. Od kilku dni obraził się właśnie o wymianę zdań i nieodzywanie też do dzieci. Nie interesuje się czy coś im potrzeba, czy są głodne itp. Wraca z pracy, bierze coś do jedzenia, myje się i siada przed komputer, na którym ogląda różne filmy. Potem się kładzie i tak następny dzień nastaje. Na co dzień oboje pracujemy, ale w domu sprzątam tylko ja, robię zakupy, gotuję, szykuje śniadania, piorę itp. A gdy mówię, że nie jestem służącą i chcę, żeby robił, to ze mną to słyszę, że on pracuje ciężej i nie umie gotować, po co Sprzątać i prać codziennie, a zjeść można na mieście. Czasem wysyłam go z kolegą na działkę na ryby, żeby się zrelaksował i odpoczął od pędu i obowiązków (3/5 dni) ja oczywiście zostaje z dziećmi i żyje jak co dzień. Nigdzie nie chodzę po imprezach i nie wyjeżdżam sama, bo lubię wspólne podróże i wspomnienia. Czasami mam dość, bo to tak jak bym miała trójkę dzieci. Gdy jest ok, to potrafi dużo załatwić i ogarnąć spraw, ale gdy już się obrazi i jak mi dzieci świadkiem o jakiś wymysł to palcem nie ruszy i traktuje nas jak powietrze. Często podkreśla, że mieszkanie jest jego, że on to się dorobił, bo ma swoją firmę, a ja nie mam nic (jestem nauczycielem w przedszkolu) i na nic mnie sama nie stać. Że wychowuje dzieci na niezaradne, bo pozwalam im na telefon czy wyjazdy weekendowe i jedyne co będą w życiu mogli Robić to pracować w biedronce. Często myślę sobie, że nie zasługuje na takie komentarze i nie mam czasu na fochy, bo gdy mam dość i nie chce rozmawiać, to rozmawiam służbowo przez dzień czy dwa, ale dzieci nie odczuwają tego, bo funkcjonuje wtedy normalnie tyle, że w większej ciszy do ich ojca. Kiedyś wspomniałam o terapii, że może warto pójść do psychologa i porozmawiać, bo może oboje coś źle robimy bądź źle widzimy, ale wtedy słyszę „to idz, tobie się przyda psycholog, bo coś jest z tobą nie tak, ja nie mam potrzeby”. Jak mogę pomóc sobie bądź nam, żeby żyło się łatwiej ?

User Forum

Zmęczona

3 miesiące temu
Maria Sobol

Maria Sobol

Dzień dobry,
Bardzo dziękuję, że zdecydowała się Pani napisać i podzielić tym, co obecnie Pani przeżywa. To nie jest łatwe, ale już sam fakt, że Pani szuka wsparcia i stara się zrozumieć sytuację – świadczy o ogromnym zaangażowaniu i odpowiedzialności. Widać, że bardzo zależy Pani na dobru rodziny, na relacji z partnerem, ale także na tym, by dzieci dorastały w możliwie spokojnym i wspierającym środowisku.

Z opisu, który Pani przesłała, wyraźnie widać, że od dłuższego czasu znajduje się Pani w bardzo obciążającej i nierównej sytuacji. Na Pani barkach spoczywa większość obowiązków domowych i wychowawczych, a dodatkowo mierzy się Pani z trudnymi zachowaniami partnera – takimi jak wycofanie, obojętność, obrażanie się, krytyka czy podważanie Pani wartości i decyzji. Pani stara się rozmawiać, łagodzić napięcia, szukać kompromisów – ale trudno o realne zmiany, jeśli druga strona nie chce współpracować.

Chciałabym bardzo wyraźnie podkreślić: Pani uczucia – zmęczenie, frustracja, smutek, czasem bezsilność – są całkowicie zrozumiałe i zasadne. Ma Pani prawo oczekiwać szacunku, partnerstwa i współodpowiedzialności za życie rodzinne. Pani wysiłek nie powinien być ignorowany czy umniejszany.

Niepokojące są też pewne zachowania partnera, które mogą nosić znamiona przemocy emocjonalnej – np. obwinianie, karanie ciszą, podważanie Pani kompetencji jako matki czy wytykanie zależności finansowej. Choć może to nie być zamierzone, konsekwencje takich słów i postaw są dla Pani (i dzieci) bardzo raniące.

Wspomniała Pani o propozycji terapii, która została przez partnera odrzucona. W takiej sytuacji warto rozważyć rozpoczęcie indywidualnej pracy psychologicznej dla siebie – nie dlatego, że coś jest z Panią „nie tak”, ale dlatego, że to realna przestrzeń, w której może Pani zadbać o własne granice, emocje i wewnętrzną siłę. To także szansa, by spojrzeć na swoją sytuację z innej perspektywy i podjąć decyzje zgodne z Pani potrzebami i wartościami.

Dobrze, że dzieci mają w Pani wsparcie i że stara się Pani chronić je przed napięciem, jakie występuje w relacji z partnerem. Niemniej warto pamiętać, że dzieci – nawet jeśli nie uczestniczą bezpośrednio w konflikcie – bardzo silnie odczuwają atmosferę emocjonalną w domu. Jeśli zauważy Pani, że sytuacja wpływa na ich zachowanie, samopoczucie czy relacje, pomocna może być również rozmowa z psychologiem dziecięcym.

Na koniec chciałabym powiedzieć to bardzo wyraźnie:
Ma Pani prawo do szacunku, bezpieczeństwa emocjonalnego i partnerstwa. Ma Pani prawo stawiać granice i dbać o siebie – również po to, by mieć siłę dbać o innych.

Proszę pamiętać – nie jest Pani sama. To, że Pani szuka pomocy, to oznaka siły, nie słabości.

 

Z wyrazami szacunku i życzliwości,
psychoterapeuta Maria Sobol 

3 miesiące temu
Martyna Jarosz

Martyna Jarosz

Sytuacja, którą Pani opisuje, jest trudna i wymagająca. Niepokojące jest unikanie odpowiedzialności przez Pani partnera, emocjonalne dystansowanie się oraz obwinianie Pani za różnice zdań. Brak chęci do rozmowy i odrzucanie możliwości terapii mogą utrudniać znalezienie rozwiązania.
 

Warto zastanowić się nad tym, jakie granice są dla Pani ważne i jak można je konsekwentnie wyznaczać w codziennym życiu. Czy możliwe byłoby określenie jasnych zasad podziału obowiązków i komunikowanie ich w sposób, który nie prowadzi do eskalacji konfliktów?
 

Dobrze byłoby rozważyć indywidualne wsparcie psychologiczne, które pozwoliłoby Pani na wzmocnienie swojej pozycji i przeanalizowanie dalszych kroków. Możliwe, że rozmowa ze specjalistą pomoże w znalezieniu skuteczniejszych strategii radzenia sobie z zachowaniem partnera i ochrony własnych granic.

Pozdrawiam
Martyna Jarosz

3 miesiące temu
Natalia Orlecka

Natalia Orlecka

W Pani widać wiadomości dużo siły, zaangażowania i odpowiedzialności – zarówno za rodzinę, jak i za emocje dzieci. Jednocześnie czuję ogrom Twojego zmęczenia, poczucia osamotnienia i zagubienia w relacji, która – jak sama piszesz – coraz częściej Panią przytłacza.

To, co Pani opisujesz, brzmi jak sytuacja chronicznego przeciążenia emocjonalnego i nierównowagi w związku. Próbuje Pani utrzymać codzienne funkcjonowanie całej rodziny, jednocześnie doświadczając braku wsparcia, krytyki, obojętności, a nawet dewaluowania Pani pracy i wkładu. Niepokojące są również elementy manipulacji emocjonalnej i izolacji – np. milczenie jako forma kary, wycofywanie się z kontaktu z dziećmi, podkreślanie przewagi ekonomicznej czy lekceważenie Pani potrzeb.

Pani  odczucie, że „ma trójkę dzieci” nie jest rzadkie w związkach, gdzie jedna ze stron konsekwentnie unika odpowiedzialności, a druga bierze ją na siebie kosztem własnego dobrostanu. Z Pani relacji wyraźnie wynika, że próbowała Pani już różnych sposobów porozumienia: rozmów, zachęt do terapii, stwarzania przestrzeni na odpoczynek. Niestety – odpowiedzią była obrona, zrzucanie winy i unieważnianie Twoich emocji.

W takiej sytuacji warto postawić sobie kilka pytań:

Co chcę chronić – siebie, dzieci, relację?

Czy obecna sytuacja daje mi realne poczucie bezpieczeństwa, wsparcia, wzajemności?

Czy moje potrzeby są w tej relacji dostrzegane i respektowane?

Co się we mnie dzieje, kiedy znów słyszę, że „to moja wina”?

Z psychologicznego punktu widzenia – nie musi Pani sama dźwigać odpowiedzialności za „naprawianie” relacji. Związek to współpraca dwóch dorosłych osób. Jeśli jedna ze stron całkowicie odmawia współpracy, terapii, refleksji – nie jesteś zobowiązana „ciągnąć” tego sama.

Zachęcam, do indywidualnego spotkania z psychologiem lub terapeutą. To może być pierwszy krok, żeby zadbać o swoje granice, potrzeby i odzyskać sprawczość. W gabinecie można bezpiecznie przeanalizować, co dalej – nie po to, by od razu podejmować radykalne decyzje, ale byś mogła zacząć lepiej słyszeć siebie, a nie tylko opinie partnera.

Dzieci, które obserwują sposób, w jaki rodzice się traktują, uczą się, czym jest (lub czym nie jest) szacunek, komunikacja, bliskość. Dlatego dbanie o siebie – to także dbanie o ich przyszłe wzorce relacyjne.

 

Pozdrawiam serdecznie,

Natalia Orlecka

3 miesiące temu
Aleksandra Wincz- Gajda

Aleksandra Wincz- Gajda

Dzień dobry, pomimo tego, że sprawa dotyczy relacji, wydaje się bardzo ważne, by wzmocnić i pomóc sobie. Myślę, że jest tak szczególnie ze względu na fakt, że partner odmawia wzięcia odpowiedzialności, rozmowy, pracy nad zmianą w Waszej relacji, no i nie zgadza się na wizytę u specjalisty.  Myślę, że spotkanie/ spotkania z psychologiem/ psychoterapeutą pozwolą Pani wyrażenie i przeżycie trudnych emocji, które tej sytuacji towarzyszą. Z pewnością zyska Pani wsparcie. Myślę też, że będzie Pani mogła uporządkować myśli, przyjrzeć się sobie- swoim potrzebom, możliwościom, szansom i ograniczeniom i być może nakreślić plan działania- jak chce Pani konkretnie zadziałać dla dobra siebie, związku, rodziny. 

 

Pozdrawiam serdecznie,

Aleksandra Wincz- Gajda

psycholog, psychoterapeuta

3 miesiące temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Partner zabrania mi rozmów z innymi. Mówi, że wymaga tego ode mnie, inaczej obraża i wyzywa.

Witam. Chciałabym poznać opinię na temat takiego zachowania partnera. 

Otóż, zabrania on zwyczajnych rozmów ze znajomymi w miejscu pracy. Obraża ich, zniechęca do nich, sugeruje, że jeśli on ich nie lubi, to ja również mam ich nie lubić, bo on tego ode mnie wymaga. 

Następnie mówi, że jeśli ja ich lubię, to znaczy, że jestem taka sama beznadziejna jak oni. Limituje czas tych rozmów, kilka minut. 

W złości, w toku mojego tłumaczenia, że są to zwyczajne rozmowy między ludźmi, obraża mnie, przeklina,wyzywa.

Partner spłyca potrzeby i problemy, które mu komunikuję. Mamy trudną sytuację finansową, do tego dochodzi potencjalna duża zmiana zawodowo-życiowa. Nie wiem, co robić.
Postanowiłam wejść w związek z facetem, który przez ponad rok siedział biernie w domu bez pracy, ponieważ zdiagnozowano mu lekką depresję. Wierzyłam, że z tego wyjdzie, widziałam w nim potencjał, ale bałam sie zarazem niektórych jego zachowań. Mimo że ciągle zaznaczał, że chciałby być ze mną, ja zwlekałam rok, zanim zgodziłam się dać mu szansę. Z przyjaciół, weszliśmy w związek, kiedy zaczęłam zauważać porządne zmiany. Miałam rację. Wracał do siebie, łapał wiatr w skrzydła, ruszył przed siebie i zaczął dojrzalej myśleć. Przeprowadziłam się do niego i razem znaleźliśmy pracę. On popracował pół roku i znów trach… brak stabilizacji. Z jednej pracy przerzucono go do innego biura, żeby lepiej dogadał się z pracownikami… tam może i lepiej się dogadywał, ale nie osiągał dobrych wyników w sprzedaży. Takim sposobem popracował pół roku tu i tu, niedługo potem dano mu wypowiedzenie. Wrócił wcześniej do domu, niż wskazywał na to grafik. Był załamany, ale potem obrócił to w coś dobrego, bo zdobył czas na naukę obrony i poprawki licencjatu. Zgodziłam się z tym. Lepiej niech skupi się na edukacji, a praca nie zając - nie ucieknie, powtarzałam. Niedługo minie rok jak tu jestem. Stała praca okazała się zającem nie do prześcignięcia. Minął miesiąc… dwa… poświęcił minimum poszukiwaniom. Ale w końcu praca wpadła sama, zobaczył reklamę na fb o taksówkach. Teraz pracuje na umowę zlecenie 2-3 dni w tygodniu od grudnia. W czasie świąt oczywiście robił sobie więcej wolnego niż statystyczny Polak. Ostatnio zachorował, poświęcał dużo uwagi na zgłoszenia filmiku na YT, konkursowego, znalazł pracę w Grecji za 1000 euro, ale zrezygnował. Mówił, że ze względu na mnie - poniekąd mu wierzę, ale z drugiej strony czy to nie za małe zarobki, byśmy wspólnie opłacali mieszkanie w PL (w którym bym została), jego zakwaterowanie i studia, nawet z moją małą podwyżką, która w tym miesiącu dostałam? To byłaby jego szansa… owszem… ale ja nie znam języka, uczę się, ale zajmie mi to długo. Nie umiem się na niczym skupić. Wszystko mnie męczy i trapi ostatnimi czasy. Chciałabym więcej stabilizacji, jest krucho z pieniędzmi… a on się dziwi, że moja wypłata tak szybko niknie… wiara w niego zaczyna ze mnie ulatywać, bo do tego wszystkiego dochodzą kłótnie. Czasem nie słucha co do niego mówię, gdy w czymś się nie zgadzamy… a potem spłyca problem i zarzuca mi coś, co nie jest prawdą. Zdenerwowana krzyczę, potem on krzyczy, a gdy uspokajam się, chcę pogadać, on jest obrażony. Czuję się bardzo samotna w tym związku od jakiegoś czasu. Irracjonalne sytuacje mnie męczą, np. przez brak pieniędzy dziś, gdy szukał pracy, zasugerowałam mu, żeby wysłał CV tam, gdzie go przyjmą, a nie tam gdzie chce, skoro nie ma odezwu. Myślałam, że tego nie robi, bo już tyle czekam na to, by było stabilniej finansowo… Powiedział, że „jak śmiem się odzywać, będzie robił co chce i mam nic nie mówić”. Bardzo mnie bolą takie reakcje. Ostatnio zestresowałam się, że zachorował i że też zachoruję, więc powiedziałam, żeby chusteczki wrzucał do kosza, bo to na pewno pomoże nie rozprzestrzenianiu się zarazków. Potem dodałam, że może jestem nerwowa, ale naprawdę się stresuje chorobowym i wszystkim. Zaczął krzyczeć, że robię mu wojnę o chusteczkę. Znów spłycił to, co chciałam przekazać. Czuję się już głupia. Wiem, czasem przesadzam, pracuję nad sobą, ale czy w takich momentach to problem we mnie czy w nim? Nie wiem co robić.
Relacja z mężczyzną, po przerwie kontakt niby jest, a niby nie. Gubię się w tym.
Dzień dobry, po raz pierwszy w życiu przechodzę przez podobne doświadczenia, bardzo będę wdzięczna za rzucenie światła na całą tą pokręconą sytuację. Bo nic w niej do niczego nie pasuje.. Na wakacjach we Włoszech poznałam przypadkiem Włocha, który okazał mi wiele zainteresowania i pomocy. Tak było od początku, jakby bez powodu. Najpierw jego zauroczenie, moje niedowierzanie, ale doszło do kolejnego spotkania po prawie pół roku kiedy pisał codziennie na dzień dobry, dobranoc i bardzo dbał o kontakt. Spotkanie cudowne. Na kolanach poprosił, bym została jego dziewczyną. Był wniebowzięty kiedy usłyszał "tak". Wiem, mężczyźni w Polsce mają inne standardy - chodzi tylko o szczere zadeklarowanie charakteru związku, które doceniłam, nie o romantyczne sceny, których u nas się nie praktykuje. Oczywiście od razu miał ochotę na seks, ale po moim nie, powiedział, że może czekać nawet rok. Nie trzymał rąk przy sobie, ale nie forsował też moich granic. Poprosił o kolejne spotkanie. Nastąpiło za 3 miesiące. Znów tak samo, próbował mnie zdobywać stuprocentową uwagą, dogadzaniem. Zaczęło mnie jednak martwić to, że kiedy przylatuję widujemy się tylko w jeden dzień weekendu, kiedy nie pracuje. Tak, to był mój wybór, żeby mieszkać w hotelu, bo przez te pierwsze dwie wizyty oferował mi pobyt w jego domu. Później już przyjął za standard, że sobie organizuję czas, a on ma go dla mnie w weekend. I tylko pytał, czy wynajęłam hotel, ale już nie proponował, żebym skorzystała z zaproszenia do domu. Mnie to już nie wystarczało, chciałam go widywać codziennie, spędzać z nim więcej czasu, poznawać. Fakt, ma pracę, która pochłania mu całe dnie, często też nocne dyżury. Ale sama świadomość, że on jest ciągle taki sam, bardzo szczery w swoich decyzjach, niezmienny w swoim podejściu do mnie, dawał mi przedziwną pewność, że to relacja wyjątkowa. Cały czas dbał też o kontakt. Nigdy nie pisałam pierwsza, tylko odpowiadałam. Pierwszych kilka dni razem spędziliśmy po roku. Miał urlop i widywaliśmy się codziennie. Nigdy nie nudziliśmy się ze sobą, to było jak takie małżeństwo od zawsze. Wtedy prosto z lotniska zabrał mnie na rodzinną imprezę. Przedstawił bliskim i przyjaciołom. Mimo że nie mówię po włosku, czułam się dobrze w tej rodzinie, a mój "fidanzato" (bo sam nazywał mnie fidanzatina") chwalił się mną i wszystkimi moimi atutami. Był też szarmancki i opiekuńczy. No i każda wizyta zakładała bliskość, choć nie godziłam się na seks. Wreszcie nie wytrzymał, zapytał "ile można czekać, potrzebuję cię" i bardziej z poczucia uczciwości niż z przekonania, raz pozwoliłam mu na przekroczenie moich granic. Nasza relacja trwała już wtedy rok. Nie było to to, czego chciał, ale się musiał zadowolić. Był raczej usatysfakcjonowany. Pożegnaliśmy się bardzo czule pod hotelem ostatniego dnia przed moim wylotem. I to był ostatni raz. Pisał jeszcze 2 miesiące, dzwonił również. Mówi po angielsku średnio, więc to była pewna trudność, ale nie zdawał się tym przejmować. Nawet jak tylko zadzwonił, by mi pomachać i dać wirtualnego całusa, było miło. Przy tej ostatniej wizycie u niego powiedziałam "kocham cię". Wtedy już wiedziałam, że to poważna sprawa. Kiedy to usłyszał, wydawał się zamyślony. Pisał jeszcze dwa miesiące i nagle przestał. Wtedy napisałam pierwsza, z pytaniem, czy wszystko w porządku. Nie odpisał. Po kilku dniach ponowiłam. Nie było odpowiedzi. Obiecałam, że przylecę za 3 miesiące. Tak się stało, miałam kupiony bilet. I odezwałam się będąc na miejscu. Zadzwonił natychmiast. Znów zaczął pisać. Przez trzy miesiące jak dawniej. Potem przeszłam osobistą tragedię. Odeszła najbliższa mi osoba. Był dla mnie ważnym wsparciem. Po kilku dniach znów milczał. Zabrało mi miesiąc, by się odezwać. I tak to trwa od tamtego czasu. To ja piszę pierwsza. Co jakiś czas, kilka dni, tydzień. On odpisuje natychmiast, albo wcale. Mimo moich trzech kolejnych wizyt w jego mieście, nie znalazł czasu, żeby się ze mną spotkać. Tak, bardzo otwarcie stawiał sprawę, stwierdzając, że chciałby bardzo, ale w weekend pracuje. Nie zrywa kontaktu, ale go nie inicjuje. A ponad wszystko, wydaje się ciągle taki sam. Serdeczny, zainteresowany moimi sprawami, tylko nieregularnie. Wiem, że dużo dla niego znaczyłam - słyszałam o małżeństwie, dzieciach, tak niby żartem, mimochodem. Teraz niby się mnie nie pozbywa - kiedy mam jakąś przykrość, problem, zaraz mnie podnosi na duchu dobrym słowem. Ale jeśli ja nie napiszę, on tego nie zrobi. O co w tym może chodzić? Minęło już ponad dwa lata. Zupełnie się gubię. Będę wdzięczna za wszelkie uwagi. Niestety, nie mogę o nim tak po prostu zapomnieć.
1,5 roku temu zakończyłam swoje 17 letnie małżeństwo. Zostałam sama z dwójką dzieci
1,5 roku temu zakończyłam swoje 17 letnie małżeństwo. Byłam silna i zdecydowana bo powodem były zdrady i używki z jego strony. Wyrok przyjęłam z ulgą. Zostałam sama z dwójką dzieci i zdecydowałam, że podejmę drugi etat żeby nie być zależną od kogokolwiek. I tu zaczynają się moje schody.. Pracuje od 7-24. Mam wrażenie, że jestem sama w świecie. Moje życie kręci się wokół pracy. Dzieci mają mnie w 100 % tylko w weekendy. Często jest tak, że nie mam ochoty na spacer czy kino bo wolę zostać w łóżku. Snuje się jak cień po domu. Brakuje mi tej iskry szaleństwa która zawsze miałam. Nie potrafię utrzymać nowych związków bo gdy zaczyna się "poważnie" to uciekam. I teraz moje pytanie.. Czy to zwykłe zmęczenie czy już depresja. Nieraz wpadają mi do głowy głupie pomysły żeby się poddać i skończyć ze sobą ale fakt posiadania dzieci mnie powstrzymuje.
Mam 19 lat, a moja dziewczyna 18, jesteśmy razem od 1,5 roku. Bardzo kocham moją dziewczynę, ale zaczynam mieć pewne wątpliwości co do naszego życia seksualnego.
Dzień Dobry Mam 19 lat, a moja dziewczyna 18, jesteśmy razem od 1,5 roku. Bardzo kocham moją dziewczynę, ale zaczynam mieć pewne wątpliwości co do naszego życia seksualnego. Sama bardzo lubi, jak sprawiam jej przyjemność różnymi metodami, natomiast sama nie sprawia przyjemności mnie. Zapytałem o przyjemność tylko 4 razy przez ostatni rok (nie chcę przesuwać granic, które ustawia). Za każdym razem dostawałem odpowiedź, że się wstydzi (warto dodać, że ma lęk społeczny), trochę brzydzi i że może kiedyś. Sama natomiast potrafi błagać o przyjemności, a ja za każdym razem ulegam. Podczas pieszczot leży w bezruchu i nie wykazuje żadnej inicjatywy. Czuję się przez nią wykorzystywany i wyczerpany całą sytuacją. Wiem, że nie mogę ją do niczego zmusić, dodatkowo jestem jej pierwszym partnerem seksualnym. Czuję się nieatrakcyjny i po prostu wykorzystany (nie mówię jej tego z powodu jej słabej psychiki i zwyczajnie nie chcę robić jej przykrości). Wiem, że to najprawdopodobniej moja wina, ale nie wiem, co robię źle, stąd moje pytanie: Jak mogę rozwiązać ten konflikt? Przepraszam za taką ścianę tekstu i z góry dziękuję za odpowiedź. Szymon
Jak radzić sobie z poczuciem winy i potrzebą przestrzeni w relacji z partnerką?

Dzień dobry, czy to normalne, że np. partnerka strzela focha, że nie wszedłem w link, który wysłała mi w ciągu dnia? 

W pracy mam dużo zajęć i odpisuję jej krótko, ale często, a wczoraj miałem bardzo intensywny dzień, byłem przebodźcowany i nie miałem energii i chęci to przeglądania plecaków na podróż, na którą mamy jechać za ponad miesiąc. Sytuacji takich jest pełno, zwróciłem uwagę, że nie wyłącza komputera - źle, bo zrobiłem to chamsko i oschle. Jak można chamsko i oschle zwrócić uwagę o wyłączanie komputera? Jak chcę wyjść gdzieś sam, to anonsuję się co najmniej kilka dni wcześniej, a i tak wychodzę sam raz na 2 miesiące na 4-5h. Często czuję się winny i sam nie rozumiem dlaczego. Chciałbym mieć więcej przestrzeni dla siebie, ale jak próbuję to wywalczyć, to zaraz czuję winę i odpuszczam. Proszę o poradę.

Od zawsze był o mnie zazdrosny, lecz od pewnego czasu jest coraz gorzej.
Mam problem z mężem, jesteśmy 25 lat po ślubie, bardzo się kochamy, mówmy sobie wszystko. Od zawsze był o mnie zazdrosny, lecz od pewnego czasu jest coraz gorzej, gdyż jest on zazdrosny o wszystko, co związane jest ze mną np. film, koleżanka, książka, muzyka itp.od miesiąca staramy się na własną rękę szukać informacji skąd te przypadłości. Mąż sam to dostrzegł, powiedział, że jest osobą toksyczną i ma pragnienie mnie kontrolować. Również wyznał, że gdy nie jesteśmy razem, nie potrafi pozbierać innych myśli, bo cały czas myśli o mnie. Są dni, w których jest ok, ale po nich przychodzi taki dzień, że jak się odpali, to kończy się to kłótnią, czepianiem się o wszystko, że słucham muzyki, że czytam książkę. Mam wrażenie, że jak coś robię bez niego, i tym się cieszę, np. rozmowa z kuzynką, słuchanie muzyki to on się wtedy dołuje. Kiedyś miał więcej pomysłów na życie np. chodzenie na siłownie, teraz nic mu się nie chce, najlepiej zamknąłby nas razem w domu i żebyśmy tylko patrzyli na siebie, wtedy najbardziej jest spokojny.
Mój były partner chce do mnie wrócić - nie wiem co robić
Byłam z partnerem trzy lata. Były różne momenty w naszym życiu. Ja byłam osobą, która go wspierała, troszczyła się o niego. On przeważnie był dla mnie niedostępny, rzadko się ze mną spotykał, porównywał mnie do byłej. Chce do mnie wrócić, mówi ze chodzi na terapię i chce naprawić naszą relację. Ja nie jestem pewna czy coś między nami się zmieni. Jestem osobą dda, mój ojciec był alkoholikiem. Nie wiem co mam robić w tej sytuacji. Lubie z nim spędzać czas, ale boję się, że te zachowania się powtórzą.
Chorobliwa zazdrość o męża
Jak mam pokonać chorobliwa zazdrość o męża? Chodzę na terapię ale na razie to mi nie pomaga.
Jestem teraz na etapie "zdrowienia" po ostatniej relacji i chyba w związku z gorszym samopoczuciem dręczą mnie różne natrętne myśli.
Jestem teraz na etapie "zdrowienia" po ostatniej relacji i chyba w związku z gorszym samopoczuciem dręczą mnie różne natrętne myśli. Mam za sobą dwa związki - jeden 4-letni i jeden kilkumiesięczny. Z tego kilkuletniego mam niestety same niedobre wspomnienia. Teraz zauważyłam jakie toksyczne podejście miał mój były partner np. po kłótni stosował wobec mnie ciche dni "żebym przemyślała swoje zachowanie i przeprosiła", a każda kłótnia tak naprawdę pogarszała sytuację niż ją rozwiązywała. Na szczęście nie byłam osobą, która dawała się w ten sposób manipulować, ale teraz się zastanawiam czy w przyszłości nie będę miała problemów podczas kłótni. Czy potrzeba ochłonięcia po kłótni to wyraz samolubności, czy jest to czymś normalnym. Dodam jeszcze, że w poprzedniej relacji kompletnie nie miałam powodów się takim czymś przejmować, bo nawet jakieś drobne zgrzyty były na bieżąco wyjaśniane i z każdym problemem mogłam przyjść I porozmawiać, otrzymując w zamian wsparcie. Czasami myślę, że mam chyba za dużo czasu na tzw. "overthinking".
Odkąd pamiętam nie potrafię panować nad złością, wybucham automatycznie, najgorsze jest to że moje reakcje są zazwyczaj nieadekwatne do sytuacji
Witam, odkąd pamiętam nie potrafię panować nad złością, wybucham automatycznie, najgorsze jest to że moje reakcje są zazwyczaj nieadekwatne do sytuacji czyli jest jakas sytuacja czy problem do rozwiązania bądź przegadania a ja wybucham złością i krzykiem tak jak by coś się wydarzyło do tego jeżeli ktoś mnie zrani, oszuka czy sklamie nie potrafię już w towarzystwie takiej osoby spędzać czasu tylko się odcinam
Pomóżcie...jak przestać tęsknić?
Pomóżcie...jak przestać tęsknić? Mąż zostawił mnie w listopadzie, w maju się wyprowadziłam, przez ten czas wspólnego mieszkania było bardzo ciężko, awantury, rękoczyny, potrafił wylać mi butelkę wody na głowę, bo miał zły dzień... Mieszkamy w małym miasteczku, dochodzą mnie słuchy, że kogoś ma. Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić, się to bardzo boli, bo ja ciągle go kocham, mimo tych krzywd, które mi wyrządził... Wiem, że to głupie i patrząc z boku, też bym się puknęła w czoło. Mamy sporadyczne kontakty, bo mam psa, który był z nami przez 7 lat i nie mam serca nie dawać mu psa, bo pies bardzo tęskni i ja to widzę... Psychicznie mam teraz komfort, spokój, ale każdego dnia tęsknię strasznie... Każde spotkanie z nim przypłacam bólem żołądka i potrafię nie jeść kilka dni. Czekam na sprawę rozwodową, to też generuje ogromny stres.. Mam hobby, jeżdżę rowerem, dużo pracuję, ale jak tylko siedzę chwilę sama, nachodzą mnie myśli, że sobie z tym nie poradzę... Najbardziej dobija mnie myśl, że z kimś innym będzie szczęśliwy, a ze mną nie mógł.
Jak wasze dzieci i rodzina zareagowała na wyjazd za granice na około 3 miesiące w celach zarobkowych.
Jak wasze dzieci i rodzina zareagowała na wyjazd za granice na około 3 miesiące w celach zarobkowych. Mam dwóch synów 14 i 9 lat. Mam ochotę wyjechać na chwile dorobić do budżetu naszego. Mąż nie bardzo jest zadowolony. Pytanie moje jak może się to odbić na dzieciach?
Problemy w małżeństwie: mąż ignoruje mnie emocjonalnie i unika czułości

Nie mogę zrozumieć podejścia męża do danych spraw, mówię mu wielokrotnie, ze nie słucha mnie, co mam do powiedzenia o moich smutkach obawach zmartwieniach i potrzebach, za każdym razem jak do niego mówię, to na mnie nie patrzy a gra w telefonie czy coś przegląda sądząc ze słucha, dla mnie to taki brak szacunku lekceważenie. Potrafi mówić pisać, ze tęskni ze ma na mnie ochotę, co do czego, kiedy wróci ze mną z pracy jest zupełnie inaczej nie ma chęci powiedzieć czułego słowa dać gestu objąć wtulić co mówi za każdym razem ze uwielbia sie do mnie przytulać. Nie mogę zadać prostego pytania np,, a dlaczego nie zaczepiasz mnie nie tulisz nie mówisz ciepłych czułych slow,, mąż od razu popada w złość jak on to mówi cyt,, przy tobie człowiek boi sie spać oddychać nie odpocznie, nie dasz chwili dla siebie najlepiej jakbym ru..al cie pół dnia. Robi mi sie przykro bo nie chce rozumieć moich potrzeb jak kazde dni jestem sama tęsknie brakuje mi sexu czułości bliskości Niby uważa ze mnie rozumie ale niestety nie, sadzi ze ja jego nie rozumiem. Jak mam rozumieć skoro nie chce sie ze mna komunikować logicznie rozmawiać??? Owszem sa tematy zazwyczaj sexu ponieważ maz bardzo mnie podnieca a sex z nim jest poorostu magiczny i tłumaczę ze czuje się kochana przez niego porządana sexy czuje ze mnje kocha pragnie. Mąż ostatnio wydaje mi sie albo ma kłopoty w pracy albo cos dzieje sie z nim nie chce powiedzieć uwaza ze wszytko ok. Mamy wspólną zaufana koleżankę tylko ja mam jej moge sie wyglądać nikomu nic nie powie. Mąż byl zły ze rozmawiałam z nią na nasze tematy jak intymne tak prywatne ale nie zrozumiał ze poprostu chciałam sie wygadac porady. Przyjechał po mnie do koleżanki pocałował w drodze do domu opowiadam o swej frustracji jak jestem smutna zniesmaczona kiedy nie mówi do mnie czulo nie zaczepia nie tuli itp. Oczywiście usłyszałam że ku..aaa wiecznie pierd... sz o tym samym ja mam dosyć. Wkurw...s mnie ta sytuacja. Kiedy wróciliśmy do domu około 2 godz cos grzebał na telefonie grał itp nawet mnie nie chciał przytulić. Potrafi mówić podchodz do mnie kiedy chcesz zaczepiaj , niestety kiedy to robię odpycha mnie Potrafi powiedzieć cyt.. ,, nie wytrzymasz do wieczora,??? Robi mi sie przykro kiedy on chce ja nie odmawiam. Poszliśmy kompac sie razem sie zawsze kompiemy byl nie miły wręcz chamski. Wszystko było mily sex czule słowa Maz nad ranem teksty ze zachowywał sie tak bo byl na mnie zły zmęczony pogoda ciśnienie praca ale żeby az tak by odepchnac żonę oziębło nie przytulić sie pomimo zlego samopoczucia??? Nic z tego nje rozumiem. Uwaza ze uwielbia sie tulić sex ze mna ze bedac w pracy strasznie za mna tęskni nie doczeka sie kiedy ujrzysz przytuli co do czego całkiem jest inaczej. Uważa ze tylko ja żadna inna ze kocha tylko mnie lecz jego zachowania mówią co innego. Odrazu mówię terapię małżeńskie czy psycholo itp odpada Potrafi mi powiedzieć ze z nim wszystko ok ze ja jestem chora psychicznie powinnam sie leczyć lub ze jestem kretynka toksyczna..nie mam siły co myśleć na ten temat???. Uwaza ze ja nim manipuluje - tak chcąc ciepła dotyku pieszczot upominam sie maz uwaza to za manipulacje ..sądząc ze taki jest z powodu przesilenia pogody....uważam ze maz w cos gra nie fair mimo iz zaprzecza ...może ma kogoś choc zawsze razem wracamy z jego pracy do domu nie wychodzi nigdzie. Opadam z.sil

Poblemem, z jakim się borykam, jest odnalezienie się w towarzystwie nowych osób
Dzień dobry moim problemem, z jakim się borykam, jest odnalezienie się w towarzystwie nowych osób, próba podejmowanych czynności nawet gdy mi nie wychodzą to ze strony najbliższych pojawia się automatycznie krytyka , wypowiadanie ze strony najbliższych osób słów że sobie nie poradzę w życiu, na nic się nie nadaje. Na mnie te słowa działają bardzo boleśnie i wszystkie te słowa i czyny tłumie w sobie i przeżywam.
Zakończenie toksycznej znajomości: dlaczego czuję smutek i wyrzuty sumienia?

Dzisiaj w piątek zakończyłam znajomość z toksycznymi osobami. I tak jak jedna osoba uszanowała moją decyzję tak druga zaczęła się na mnie wkurzać. A to była jedna z osób, które, że tak powiem, bluźniły na mnie. Wyzywały mnie od zer, mówiły, że jestem nikim, śmieciem. I tak jak przez lata wracałam do kontaktu z nią, bo uważałam, że się zmieni, tak po wczorajszej wizycie u terapeutki stwierdziłam, podjęłam decyzję, że koniec tego dobrego. Zakończę to. Dlatego Dzisiaj napisałam jej, im wiadomość, w której wyjaśniłam, że nie mogę dłużej z nimi utrzymywać kontaktu z uwagi na mój komfort psychiczny. Dlaczego pomimo tego, że w głębi serca wiedziałam i wiem, że to dobra decyzja, czuję smutek i pewnego rodzaju wyrzuty sumienia ? Dlaczego pomimo tego, że wyznaczyłam granice, czuję się tak jak bym to ja była winna tej sytuacji, a nie ona...a przecież to ona mnie wyzywała...ja nie oddałam jej tych słów, które ona mi mówiła... Właśnie przez te jej słowa czuję się właśnie tak beznadziejnie...

Witam, jestem świeżo po rozwodzie. Mąż zostawił mnie dla 9 lat młodszej dziewczyny.
Witam, jestem świeżo po rozwodzie. Mąż zostawił mnie dla 9 lat młodszej dziewczyny. Wcześniej mówił mi, że jestem bez ambicji, nie mam celu w życiu, bo zajmowałam się dziećmi, nie dążyłam do niczego przed urodzeniem dzieci, pracowałam w sklepach. On pielęgniarz i ratownik w czasie małżeństwa zrobił studia i magisterkę z pielęgniarstwa, w szpitalu poznał młodą pielęgniarkę. Mój problem jest taki, że porównuję się ciągle do niej, czuję się nikim, jestem teraz pokojówką w hotelu, nie mam nic żadnych studiów, nie mam talentu, żyje tylko dla dzieci, wstydzę się siebie, taki nikt.
Problemy małżeńskie po narodzinach dziecka: alkohol, kłótnie i brak wsparcia

Dzień dobry, 

jestem po ślubie 2 lata, mamy 8-miesięczne dziecko i odkąd się pojawiło, nie potrafimy się dogadać. Znamy się z mężem 9 lat, mieszkaliśmy razem 3 lata. Od poniedziałku do piątku było super, a na weekend wracaliśmy do domów rodzinnych i pojawiały się problemy. W rodzinie męża od dawna były kłótnie o wszystko i on przestał szanować swoich rodziców (dochodziło do wyzwisk i plucia). Ja nie mogłam tego zaakceptować. Zawsze mu mówiłam, że tak nie wolno i do mieszkania wracaliśmy pokłóceni. 

Dodam, że mąż miał bujne życie młodzieńcze i nie stronił od używek. Mimo tych komplikacji zdecydowaliśmy się na ślub. Zamieszkaliśmy z jego rodzicami na czas budowy domu (mąż ma gospodarstwo). Było idealnie, ale nie na długo. 

Ja wcześniej miałam operację i mogłam nie mieć dzieci (mąż o tym wiedział), zaczął się tym zadręczać (może to była wymówka) i znowu pojawił się alkohol. Zaszłam w ciążę. 

Byliśmy przeszczęśliwi. Ja poprzez ciągle kłótnie męża z rodzicami nie cieszyłam się nią, byłam bliska depresji, do 8 miesiąca ciąży dojeżdżałam 100 km do pracy, bo nie chciałam mieszkać w domu. Urodził się piękny, zdrowy chłopiec. 

Oczko w głowie męża. Po powrocie do domu, męża przeważnie nie było, zawsze miał coś do zrobienia, więc byłam sama z dzieckiem. Wszystko na mojej głowie. Mąż zajął się budową, ja z małym dzieckiem dowoziłam mu potrzebne rzeczy, w międzyczasie obowiązki domowe. Zamiast w weekendy cieszyć się ze mną synkiem, mąż szukał towarzystwa do alkoholu lub pił drinki sam, mówił, że mu się należy po ciężkim tygodniu. 

Więc piątek lub sobota alkohol a na drugi dzień kac. 

Przez 8 miesięcy nie pojechałam nigdy sama do sklepu, tylko z niemowlakiem na rękach (nieodkładane dziecko). 

Mąż twierdził i tak, że nic nie robię. Żeby iść spokojnie się wykąpać, musiałam prosić, żeby został z dzieckiem. 

Nie mam już siły. Nie wiem, co robić. Mąż powiela zachowanie swojego ojca, tylko że on jest pracowity w przeciwieństwie do ojca.

Mąż nie wychodzi z nałogu, nie jest już odpowiednim partnerem. Chciałabym wziąć rozwód, ale boję się samotności. Chcę miłości
Mój mąż leczy się na chorobę dwubiegunową. Problemem jest nadużywanie przez niego alkoholu. Robi się po nim chamski i kłótliwy. Tłumaczy, że pije, bo albo jest gruby, albo boli, bo kręgosłup, bo przecież ma z nim problem, albo ze względu na absencję seksualną. Czuję, że te wymówki mają na celu manipulowanie moją osobą oraz wzbudzenia wyrzutów sumienia. Mamy dziecko, które bardzo przeżywa tę stresującą sytuację. Próbowałam użyć argumentu rozwodu, ale nic to nie daje. Mąż wręcz twierdzi, że w takim wypadku muszę go spłacić, bo przecież nie będzie miał gdzie mieszkać i straszy mnie zabraniem dziecka. Mój lekarz stwierdził, że mam depresję. Czy w takiej sytuacji ze względu na dobro głównie dziecka powinnam zdecydować się na rozwód? Czuję, że tak, ale nie wiem jak sobie z tym poradzić. Wolałabym pomóc mężowi wyjść z nałogu i tworzyć szczęśliwą rodzinę, ale obawiam się, że będzie mi nadal brakowało tego czegoś. Wolnej chwili, niezależności przy podejmowaniu decyzji. Za każdym razem muszę się tłumaczyć mężowi gdzie wychodzę, z kim rozmawiam przez telefon itd. Czuję, że się duszę w tym związku i mam wrażenie, że czasami już sama nie wiem czego chcę. Z jednej strony chciałabym zostawić męża. Z drugiej boję się samotności, nie potrafię żyć sama. Chcę kochać i być kochaną, ale czy lepiej szukać czegoś nowego, czy lepiej ratować to co jest...
Spotkanie z aplikacji randkowej w końcu wydaje się być zdrowe - a ja sobie z tym średnio radzę. Co robić?

Poznałam na jednej z aplikacji randkowych mężczyznę, trochę ode mnie starszego. Jesteśmy po drugim spotkaniu. Pierwsze-wiadomo typowo zapoznawcze, zapowiadało się, że kolejne spotkania będą ok. Drugim spotkaniem się zestresowałam, ale pod pozytywnym kątem. Czułam stres i ekscytację jednocześnie. Ale gdy już wsiadłam do jego samochodu totalnie mnie odcięło, nie mogłam za wiele powiedzieć, nienaturalnie ucinałam rozmowę. W końcu poważnie porozmawialiśmy, ponieważ atmosfera robiła się coraz bardziej gęsta i przyznałam się, że faktycznie jestem zestresowana, bo to w końcu normalny mężczyzna w moim życiu, który nie chce mnie wykorzystać na pierwszym spotkaniu. Po poważnej rozmowie, ja trochę się rozluźniłam, on mnie przytulił i faktycznie poczułam, że jestem przy nim bezpieczna. Teoretycznie nasza znajomość ma trwać dalej "na luzie, bez stresu". Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Mam problem o czym z nim rozmawiać. Znam jego pasje, można powiedzieć, że mam już jakiś jego obraz. Ja jestem jego przeciweństwem, takim w skali 5-6/10, ale byłabym w stanie dojść do kompromisu w wielu kwestiach. Aktualnie intensywnie analizuje całą wczorajszą sytuację. Może powinnam zaproponować jakąś randke inną niż spacer? Nie wiem jakie kroki powinnam dalej podjąć. Może po prostu odpuścić, żeby nie tracił na mnie swojego czasu? Proszę o poradę.