Jak radzić sobie z wątpliwościami w małżeństwie i rutyną po 9 latach związku?
Mam wątpliwości czy kocham męża. Związek 9-letni. Z jednej strony łączy nas wiele wspomnień i dobrych chwil. Jesteśmy fajnymi kumplami, ale mam wrażenie, że to zbyt mało na małżeństwo. Że trochę niszczy nas taka codzienność, obowiązki, rutyna i zmęczenie, które przeplata się ze złością. Czasami częściej jestem zdenerwowana niż szczęśliwa. W takich momentach przychodzi bardzo dużo wątpliwości i rozważań o lepszym partnerze. O kimś bardziej pasującym albo łatwiejszym do porozumienia się. Z jednej strony nie chcę kończyć związku, jak zepsutą zabawkę i wymieniać na lepszy model, bo nie o to chodzi. A z drugiej strony coraz częściej bywają momenty osamotnienia i poczucia, że po prostu mam dość. Jak ugryźć ten temat? Jakie pytanie sobie zadać, a jakie tematy poruszyć z mężem? Czuję się zagubiona, bo mam wrażenie, że to przecież "nic takiego", że brakuje mi konkretów, ale jednak efektuje niezadowoleniem ze związku i ostatecznie ze wspólnego życia.
J.

Olga Żuk
To, co opisujesz, brzmi jak moment zatrzymania się na rozdrożu – z jednej strony masz wspólną historię i bliskość, a z drugiej coraz częściej czujesz zmęczenie, złość i samotność w relacji. To wcale nie jest „nic takiego” – Twoje poczucie niezadowolenia samo w sobie jest ważnym sygnałem.
Możesz spróbować zadać sobie pytania:
-Czego dziś najbardziej potrzebuję w relacji, by czuć się dobrze?
-Czy są obszary, w których mogę spróbować coś zmienić sama, a w których potrzebuję realnego zaangażowania partnera?
-Czy niezadowolenie wynika bardziej z codziennych obowiązków i rutyny, czy z głębszego braku porozumienia i bliskości?
-Jakie momenty sprawiają, że czuję się szczęśliwa w tym związku – i czego w nich było więcej?
Z mężem możesz poruszyć tematy:
-Jak oboje przeżywacie rutynę i obowiązki – i co można zrobić, żeby nie przysłaniały całej relacji?
-Co dla Was obojga znaczy „bliskość” i „bycie razem” – czy rozumiecie to podobnie?
-Jak radzicie sobie z napięciem i złością – czy można to zrobić inaczej?
Ważne, żeby rozmowa nie była w tonie „co jest nie tak z Tobą”, tylko „co nam się pogubiło i jak możemy to razem odzyskać”.
Pozdrawiam,
Olga Żuk

Dawid Bloch
Dzień dobry, wydaje się, że problem, który Pani opisuje, może mieć wiele warstw.
Jeden poziom to relacja z mężem i wspólna komunikacja. Poruszenie tego tematu z mężem może wnieść ważną perspektywę, na przykład taką czy partner ma podobne odczucia. Wprowadzeniem do wspólnego przyjrzenia się relacji może być ogóle pytanie do partnera, jak się z Panią czuje po tylu latach związku, czy może jest coś, czym chciałby się podzielić, na co nie ma czasu w codziennym pędzie.
Długoletnie związki mają swoją dynamikę, czego naturalnym efektem są pewne zmiany w relacji - na przykład między partnerami jest mniej ekscytacji, w zamian wzrasta zaufanie i zaangażowanie w budowanie związku. Dla partnerów to może być trudny moment, zamiast motylków w brzuchu pojawia się żmudna rutyna, a relacja traci na atrakcyjności, bo wspólne szaleństwa są już raczej wspomnieniem niż stanem obecnym. Wydaje się, że to, co może zbliżyć partnerów, to wspólna refleksja i współdzielenie tego trudnego momentu. Warto się zastanowić, jak Pani odczuwa te zmiany w swojej relacji, co jest źródłem frustracji, a co daje poczucie bliskości.
Z poziomu indywidualnego istotna może być refleksja na temat tego, czy to, co Pani opisuje, dotyczy wyłącznie relacji z mężem, czy może podobny efekt występuje w innych ważnych obszarach życia - na przykład zawodowym. Jeśli były wcześniejsze relacje, to czy przybierały podobną dynamikę.
Pozdrawiam
Dawid Bloch

Michalina Furmanek
Dzień dobry,
Dziękuję, że to tak szczerze opisałaś. To, co piszesz, bardzo dobrze wpisuje się w typowe dylematy, jakie pojawiają się w długich związkach – kiedy zakochanie i intensywność uczuć naturalnie zmieniają się w codzienność, a wtedy łatwo wpaść w spiralę wątpliwości i porównań.
Zauważ, że myśli to nie równają się faktom.
Myśli w stylu: „Może byłby ktoś lepszy”, „Za mało nas łączy”, „Może to za mało na małżeństwo” są interpretacjami, a nie obiektywną prawdą. Np. w podejściu poznawczo-behawioralnym często zaczynamy od złapania dystansu do tego, co podsuwa głowa – traktując to raczej jak „hipotezy”, które można badać, niż gotowe diagnozy. Zadaj sobie pytanie: „Czy to, że myślę o kimś bardziej pasującym, oznacza, że na pewno istnieje ktoś taki i że ta relacja jest z góry skazana?”
Często nasze emocje wobec związku są mocno związane z poziomem energii i obciążeniem codziennością. Zauważ, że piszesz o zmęczeniu, obowiązkach, złości – to są czynniki, które mogą zniekształcać ocenę związku. Niezadowolenie często sygnalizuje, że jakieś ważne potrzeby nie są wystarczająco zaspokojone – może bliskości emocjonalnej, czułości, czasu dla siebie albo wsparcia w obowiązkach.
Trzymam kciuki!
Pozdrawiam,
Michalina Furmanek
Psycholog, Psychoterapeuta

Katarzyna Brożyna
Pani Doro
Polecam Pani książkę Bogdana Wojciszke "Psychologia miłości". Dowie się Pani z niej, jak wg niego miłość przekształca się na przestrzeni lat. Pisze, że miłość zmienia się w czasie w zależności od tego, jak ewoluują trzy jej składniki:
1.Intymność-poczucie bliskości, zaufania, otwartości, dzielenia się przeżyciami.
Zazwyczaj rośnie stopniowo wraz z poznawaniem partnera i pogłębianiem więzi. Utrzymuje się długo, jeśli relacja jest pielęgnowana.
2.Namiętność - pożądanie, fascynacja, silne emocje i pociąg fizyczny.
Najsilniejsza na początku związku, potem zwykle maleje z czasem (spada intensywność emocji, pojawia się rutyna).
3.Zaangażowanie -decyzja o byciu razem i podtrzymywaniu relacji.
Na początku bywa niskie, ale rośnie z czasem, szczególnie gdy partnerzy podejmują wspólne decyzje (np. zamieszkanie razem, ślub, dzieci).
Daje poczucie stabilności, nawet gdy namiętność osłabnie.
Na początku, czyli ok pierwsze dwa lata dominuje namiętność (zakochanie).
Potem rozwija się intymność, partnerzy poznają się głębiej.
W długotrwałym związku (+7 lat) namiętność zwykle słabnie, ale jeśli pojawia się mocne zaangażowanie i intymność, miłość przyjmuje formę miłości dojrzałej.
I teraz pytania do siebie:
1. Co daje mi obecna relacja? Jakie moje potrzeby spełnia?
2. Co mogę zrobić, żeby w chwilach, kiedy jest gorzej pamiętać o dobrych rzeczach z pkt. 1
3. Co mogę robić na co dzień, żeby pielęgnować intymność i namiętność (tak, w późniejszym etapie związku trzeba to świadomie, regularnie i często pielęgnować jak delikatną i wrażliwą roślinę; inaczej roślince zwanej miłością opadają liście z napisani "intymność" i "namiętność")
Pozostawiam Panią z tymi pytaniami, życząc pełnej 3-składnikowej miłości.
Katarzyna Brożyna
Psycholog

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Dzień dobry,
Chciałabym zasięgnąć opinii innych osób, które znają ten temat doskonale. Na początku października zaczęłam spotykać się z chłopakiem, który po około 3tyg powiedział mi, że ma depresję. Do tego momentu codziennie pisał i rozmawialiśmy.
Po wyznaniu tego kontakt zaczął być ograniczony, a ja nie za bardzo wiedziałam, jaka powinnam być.
Kiedy go zapytałam właśnie o to, odpowiedział, żebym się nie zmieniała i była sobą. Niestety nie do końca było to prawdą. Spotykaliśmy się co tydzień, głównie na naszym spotkaniu był seks, trochę rozmowy. Przez tydzień nie pisaliśmy intensywnie, głównie mówił, że nie ma sił, jest zmęczony lub śpi.
Jednak w weekend znowu się spotykaliśmy.
Kiedy kontakt urwał się na tydzień, po pisaniu i dzwonieniu do niego, otrzymałam wiadomość, że potrzebuję pobyć sam.
Nie dawało mi to spokoju i założyłam aplikacje randkowa, gdzie my się też poznaliśmy i spotkałam go tam, zakładając fałszywe konto, od razu do mnie napisał i jednoznacznie dał do zrozumienia, że możemy spotkać się na seks...
Wysłałam mu to wszystko prywatnie i napisałam, że mnie oszukiwał, że od początku miał wobec mnie złe intencje i generalizuje kobiety, karząc mnie za błędy jego ex.
Powiedział, że tak, że nie chciał mnie skrzywdzić, że tej rozmowy nigdy nie powinno być, że zasługuje na kogoś lepszego, a on nigdy nie zaangażuje się emocjonalnie, bo zawsze był krzywdzony, zawsze od niego odchodzili ludzie i nie otworzy się już nigdy dla nikogo.
Nie umiem sobie wyjaśnić całej tej sytuacji i jak to interpretować.... Nie mamy już kontaktu.
Dzień dobry, ponad trzy lata temu zdarzyła mi się trudna historia, której konsekwencje ponoszę do dziś i nie wiem, jak się z tej sytuacji wyzwolić. Poznałam mężczyznę, który jest obcokrajowcem i zakochaliśmy się w sobie.
Najpierw on się bardzo zaangażował, choć widział mnie tylko parę godzin, później ja stopniowo dochodziłam do wniosku, że może takie rzeczy jednak się zdarzają.
Utrzymywał ze mną regularny kontakt przez kilka miesięcy, co najmniej dwa razy w ciągu dnia przez wiadomości Whatsapp. Często też dzwonił, żeby choć na mnie popatrzeć, bo rozmawialiśmy po angielsku, a on pamięta ten język ze szkoły w stopniu podstawowym. Po pół roku przyjęłam jego zaproszenie. Nie skorzystałam z gościnności, którą proponował, ale spotkaliśmy się w mieście i zabrał mnie do domu. Uklęknął przede mną i poprosił, żebyśmy byli razem. Zgodziłam się. Cieszył się jak dziecko. Planował kolejne spotkanie, przedstawienie mnie rodzinie. Spotykaliśmy się w jego mieście co 3 miesiące. Chciał, żebym uczyła się jego języka, wyrywały mu się słowa o małżeństwie, ale konkretnie nie przedstawił mi żadnych planów. Przedstawił mnie natomiast swojej rodzinie i przyjaciołom po 10 miesiącach od poznania się. Mimo jego usilnych próśb nie zgodziłam się na współżycie, nie czułam się dostatecznie bezpiecznie, by ryzykować.
Choć chciał być ojcem i mówił, że nie poradzi sobie, bo mnie potrzebuje. Po jednej takiej konfrontacji nagle przestał pisać, a w zasadzie nie nagle, tylko po 6 tygodniach od mojego powrotu, po trzeciej wizycie u niego.
On mnie nigdy nie odwiedził, odmawiając zaproszenia ze względów zawodowych i finansowych. Odezwałam się do niego ja po miesiącu. Wszystko wróciło, pisał, dzwonił, bardziej ciepło i otwarcie mnie traktował, bardziej deklaratywnie, tylko nie chciał się spotkać, kiedy to proponowałam.
Po moim trudnym przeżyciu osobistym najpierw mnie wspierał, a potem znów się nie odzywał, jakby strata mojej najbliższej osoby dotyczyła jego. Od tamtego czasu to ja musiałam pisać pierwsza. Aż do tego lata, kiedy zażądałam spotkania i rozmowy o nas. Pojechałam się z nim spotkać. Usłyszałam nagraną wiadomość "kocham cię, całuję" i na tym kontakt w zasadzie się urwał. Nie odpowiada na moje wiadomości, już 3 w różnych odstępach czasu. Ostatniej nie wyświetlił.
Jest wrażliwcem, to na pewno, ale nie jest chłopcem.
Oboje jesteśmy już bardzo dojrzali, poznaliśmy się w takim ostatnim momencie, by stworzyć tradycyjny związek.
Oboje nie byliśmy w formalnych związkach. Nie mam pojęcia co z tą sytuacją zrobić. Nauczyłam się w międzyczasie komunikatywnie jego języka, korzystałam z pomocy psychologicznej, która niestety nie wniosła nic zasadniczego. Nie mam pomysłu jak rozwiązać tę sytuację, wiem tylko, że nie potrafię tego zostawić.
Co mogę zrobić, żeby poczuć się lepiej?
Gdy pozwolę sobie czuć i myśleć całkowicie trzeźwo, czuję ogromny ból i współczucie dla samej siebie, na to co mnie spotkało. Nie jestem w stanie w tej frustracji i bólu wysiedzieć albo czuję furię i nie wiem jak ją rozładować. Albo czuję nudę tak głęboką, że czuję się jak na pustyni. Albo cały czas prawie chce mi się płakać. Gdy przejdę do stanu który wygasza ten ból, sabotuję siebie - podoba mi się facet, który jest toksyczny, spędzam czas nijak itp.
Potrzebuję konkretnej porady, bo na terapii wcale nie usłyszałam, jak sobie pomóc. Tylko siedzenie w problemie, a to mi nie pomaga.
Teraz przełączam się między stanem - przecież ten facet jest idiotą i na mnie nie zasługuje, nie mogę o nim tyle myśleć. Ale jak już to do mnie dotrze to dociera także szeroka perspektywa tego, co mnie jeszcze bardziej przygniata i to jest takie błędne koło.
Witam. Czwartego marca mąż odebrał sobie życie, nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego, był osobą pełną życia, ciągle coś planował, chciał żyć. Teraz kiedy została taka pustka, szukam jakiegoś wyjaśnienia, wskazówki czy ja zawiodłam, czy mogłam zrobić więcej, żeby go uratować. Mąż już raz próbował, ale wtedy wydawało się, że on nie chciał tego zrobić, był pod wpływem alkoholu i tłumaczyłam sobie, że chciał w ten sposób uniknąć konsekwencji, żebym nie robiła mu wyrzutów, że pił, chciał mnie nastraszyć, czekał aż wrócę do domu napisał smsa itp.
Nie wzięłam tego na serio, teraz bardzo żałuję, może gdybym wtedy inaczej postąpiła, mąż dziś by żył. Pisał mi wiadomości, że musi żyć dla mnie i dla dzieci. Mąż brał leki od psychiatry, łączył je z alkoholem, mówił, że ma problem ze swoją głową, nie wiem czemu to robił i tak się zachowuje ,mimo wszystko czuję się strasznie winna, mogłam coś zrobić...