Szwagierki i teściowie są do mnie złowrogo nastawieni.
Ania

Krystian Pasieczny
Dzień dobry. Systemy rodzinne to bardzo skomplikowane społeczne twory. Są to często zaizolowane układy trochę jak w fizyce i chemii. Żaden układ nie lubi zmian i w przypadku pojawienia się bodźca z zewnątrz dąży do wyrównania całego układu co niestety często wymaga najpierw jego całego wzburzenia.
Jeśli chodzi o moją hipotezę. Wygląda mi na to, że wartości rodziny a Pani są całkowicie inne. Nawet sam sposób postrzeganie ludzi, otoczenia i samego siebie może być inny i stąd pojawiają się tarcia między Panią a rodziną. Najbardziej jest to widoczne pomiędzy osobami ,które różnią się najbardziej, a mają podobne role w rodzinie.
W Pani przypadku musi Pani zadać sobie pytanie czego Pani potrzebuje, czego Pani chce i co jest dla Pani realne do osiągnięcia. Czy ma Pani wystarczające zasoby na to, aby z jednej strony “przypodobać” się rodzinie, a z drugiej otrzymać tak bolesne ciosy. Dobrym pomysłem jest zawsze oczyszczająca rozmowa nastawiona na zrozumienie bez atakowania i obrony. Jeżeli jednak ona zawiedzie nie widziałbym sensu w tym, aby nadstawiać swoje dobro nad cudze, gdy druga strona tego nie robi. Należy wtedy zadbać o siebie, żeby po prostu “nie zwariować”.
Mam nadzieję, że uda się Pani rozwiązać bieżący problem
Życzę Pani wszystkiego co najlepsze Krystian Pasieczny

Katarzyna Kania-Bzdyl
Dzień dobry Pani Aniu,
odsyłam Panią do filmików na youtubie Kasi Sawickiej, tam opisuje wszystko to, z czym się Pani boryka. Proszę poważnie pomyśleć nad wsparciem dla siebie, wsparciem ludzi, którzy Panią akceptują i szczerze Panią lubią (znajomi, dalsza rodzina). Jeśli nikt nie przychodzi do głowy to zawsze może Pani sięgnąć tutaj po konsultacje, są też dostępne w formie nieodpłatnej.
Proszę pamiętać, że ma Pani prawo do tego, żeby zerwać kontakt z toksycznymi członkami rodziny. Natomiast bardzo ważne jest to, czy mąż obiera Pani stronę i okazuje wsparcie. Mocno Pani polecam również książkę “Relacje, które niszczą”. Oto fragmenty z tej książki:
Decyzja o odcięciu się od członków własnej rodziny wymaga głębokiej wiary w to, że dzięki temu będzie Ci lepiej.
BRAK KONTAKTU oznacza zakaz bezpośredniej i pośredniej styczności jakiegokolwiek rodzaju - fizycznego, werbalnego, pisemnego - między Tobą a daną osobą lub grupą.
Decyzja o zerwaniu kontaktu zapewni Ci emocjonalne i psychiczne bezpieczeństwo, których Ci brakowało. Dzięki tym granicom zyskasz swobodę życia własnym życiem, wolnym od notorycznych nadużyć, przemocy, kontroli, dramatów i manipulacji ze strony toksycznego systemu rodzinnego.
Często odczuwamy zwątpienie w siebie i wstyd, które dręczą Nas, gdy samotnie idziemy naprzód, zastanawiając się, czy aby nie robimy czegoś okropnego.
Niestety system, w którym funkcjonują członkowie rodziny stosując przemoc psychiczną, nie akceptuje żadnej innej drogi niż ICH własna. W toksycznym systemie rodzinnym istnieje tylko jedna droga. Nie ma tam miejsca na jakiekolwiek zmiany, odmienne pomysły, swoje myślenie czy działania.
Mechanizm funkcjonowania toksycznej rodziny bazuje w dużej mierze na paradygmacie MYŚLENIA GRUPOWEGO. Toksyczny system działa, ponieważ siła tkwi w LICZEBNOŚCI jego członków.
W zerwaniu toksycznych relacji nie chodzi o złośliwość, nienawiść, upór, zawziętość czy zemstę, lecz wyłącznie o troskę o siebie.
Nie piszę na ten temat, by rozbijać rodziny. Nie mogę zresztą rozbić rodziny, która już jest toksyczna i rozbita. Uważam, że w zerwaniu kontaktu chodzi o to, aby kolejne pokolenia mogły znów żyć razem - przemoc w rodzinie kończy się na naszym pokoleniu.
Twój brak zaufania do siebie powoduje, że zastanawiasz się, czy Twoja decyzja była właściwa, lub zmagasz się z niesprawiedliwymi osądami ze strony społeczeństwa, które nie może pojąć, jak ktoś mógł postanowić odciąć się od własnej rodziny.
Proszę sobie odpowiedzieć również na pytanie: czy gdyby te osoby nie były rodziną to czy nadal chciałaby się Pani z nimi spotykać?
Z całego serca życzę, aby miała Pani odwagę ZAMYKAĆ DRZWI (dosłownie i w przenośni), kiedy:
- ktoś Pani umniejsza
- sprawia, że czuje się Pani gorsza niż jest
- usiłuje wpędzić Panią w poczucie winy
- albo chce, żeby zaczęła się Pani bać.
Proszę nie dawać takim osobom dostępu do Pani wnętrza. Proszę się chronić.
Ściskam mocno! :)

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Witam.
Jestem żoną od prawie 20 lat i matka 2 córek (18 I 11l at). Kocham ich bardzo, ale czasem brakuje mi sił.
Coraz cześciej mam wrażenie, że nasze małżeństwo to toksyczny związek, z którym coraz trudniej mi sobie poradzić. Męża poznałam w wieku ok 17 lat. Mąż jest ode mnie starszy o 5 lat.Byliśmy parą przez 8 lat a potem wzięliśmy ślub. Byłam w nim bardzo zakochana i mimo że było wiele sytuacji, które pokazywały, że związek ten nie bedzie łatwy, nie zrezygnowałam z niego i sama naciskalam na ślub.
Mój mąż na samym początku był bardzo towarzyski ị lubiany przez moją rodzinę, ale po kilku latach zaczął się problem z moją młodszą siostrą. Zaczęli sobie wzajemnie dokuczać. Moja mama I rodzeństwo jednak bardziej trzymało stronę siostry, więc liczba wrogów zaczęła wzrastać.
Ogólnie nie było jakiegoś konkretnego problemu tylko głupie bzdety ,jakieś słowne przepychanki, przez które sytuacja zaczęła nabierać na sile, np. siostre denerwowała jego obecność w naszym domu to on nie pozwolił mi zabrać suszarki do włosów dla niej, gdy mnie podwoził do pracy.
Ogólnie pokazywał sie z dobrej strony, np. pożyczajac auto mojej drugiej siostrze, ale gdy ona mu odmówiła podrzucenia mnie do niego to już to wypominał i wiele innych takich głupich sytuacji.
Przed samym ślubem chciał, żebym nie zapraszała młodszej siostry, więc mi mówił, że zaprosi swoja byłą sympatie itp. Teraz gdy o tym pisze, to sie zastanawiam czemu ja sie na to godziłam... Ale bardzo chcialam wyjść za niego za mąż. Po ślubie niestety sytuacja między moim mężem a moja rodziną sie jeszcze bardziej pogorszyła. Konflikt z młodszą siostrą ciągnął sie przez kilka lat, potem wrogiem nr 1 stał się mój brat, poźniej albo w sumie jednocześnie moja mama, a teraz to chyba ja sama jestem dla niego największym problemem.
Po ślubie mieszkaliśmy u jego rodziców a szczególnie, gdy na świecie sie pojawiła nasza 1. córcia. Po około roku mąż wyjechał do pracy w uk, ja do niego dołączyłam po 1.5 roku. Na początku taka rozłąka była dobrym rozwiązaniem. Oddaliliśmy sie od rodzin ciesząc się sobą. Plan był, aby pobyć trochę za granicą, zarobić i wrócić do PL.. Ale z każdym miesiącem bardziej się zadamawialiśmy jednak w uk. Mąż był jako główny żywiciel, ale wkrótce ja też zaczęłam dorabiać do domowego budżetu. Niestety w PL nie mieliśmy nic własnego, więc do powrotu nas nie ciągnęło. Powiększyliśmy rodzine. Po kilku latach podjęliśmy decyzje o kupnie domu biorąc kredyt.
Ogólnie rzecz biorąc to życie zaczęło nam się jakoś układać, ale mój mąż ciągle na coś narzeka. Po prostu wszystko jest źle, ludzie sa źli, uważa, że każdy go zawsze musi dołować, inni zawsze maja lepiej itd. Od zawsze uważa, że ma wielkiego pecha i nic tego nie zmieni. Ma zawsze dużo pomysłów, ale bardziej o nich mówi niż realizuje. Kilka razy wydał jakieś pieniądze na jakiś pomysł biznesowy, ale niestety go nie zrealizował. Ja nie jestem osobą do interesów to możliwe, że go tym dołuje, bo gdy zaczyna mówić o jakimś pomyśle to ja od razu widzę ryzyko a on sam boi się działać.
Od samego początku jakoś ja musiałam podejmować decyzje i w sumie tak jest cały czas, ale mnie też to męczy. Wychowywanie dzieci też spada na mnie. Starsza córka jest bardzo wrażliwa, ale potrafi tez dużo krzyczeć, a nawet czasem wybucha z agresją do obcych. Mąż nie reaguje na to tylko głupio mi docina 'wszystko się ułoży'. Gdy go proszę, żeby jakoś zareagował, to mi mówi 'teraz jak przez 20 lat rządziłaś...' A ja sie sama siebie pytam to gdzie ty byłeś...
Ogólnie rzecz biorąc nasze życie codzienne jest w miarę ok, ale najtrudniejsze momenty, gdy musimy coś zorganizować oraz wyjazdy do Polski. Początkowo, gdy jechaliśmy na wakacje to zawsze do niego a do moich rodziców tylko w odwiedziny góra 2-3 dn,i ale to było w miare ok. Niestety od 2 lat sytuacja sie bardzo popsuła, bo będąc właśnie u moich rodziców mój mąż strasznie mnie denerwował swoim zachowaniem, mało co sie odzywał, odjechał nie mówiąc, gdzie jedzie i na jak dlugo i po prostu siedział nadąsany. Więc pojechaliśmy do jego rodziców, tam moje emocje wybuchły i sie bardzo pokłóciliśmy. Potem wróciliśmy do moich rodziców, bo młodsza zostawiła przytulankę a mąż chciał porozmawiać z rodzicami.
Ja bylam wtedy bardzo wściekła i powiedzialam, że mam dość życia z nim i chce rozwodu. On wtedy nawyrzucal mojej mamie, że źle nas wychowała, że nie potrafimy zaakceptować prawdy, że ciagle narzeka, że nie ma pięniędzy itp. I od tamtej pory nie tylko, że nie chce z nami jechać, to nie chce nas nawet podwieźć. Mówi mi, że dopóki ja wszystkiego nie naprawię, to on nie ma zamiaru nic zmieniać.
Na ostatnią wielkanoc pojechaliśmy do PL i chciałam żebyśmy pojechali razem w sobotę, bo większa część rodziny wtedy przyjechała do rodziców i przedstawia, jak on sie tu czuje, oczywiście NIE, więc pojechałam sama.
Ostatnie wakacje też prosiłam, żeby mnie tylko podwiózł, bo ja nie mogłam prowadzić, ale też nie.
Na 50 rocznice ślubu rodziców też nie pojechałam, bo do ostatniej chwili miałam nadzieję, że powie ok jedźmy, ale nie widział takiej potrzeby, a jak zaczął wyliczać ile to bedzie strat finansowych, gdy pojade sama to po prostu mi sie odechciało jechać. W chwili obecnej ja nie chce jeździć do PL, bo tam sie najbardziej kłócimy. Gdy on jest nastawiony anty do mojej rodziny to u mnie sie włącza to samo tylko do jego. Nie wiem jak ta sytuacje wyprostować.
Czy rzeczywiście mąż ma racje, że to ja powinnam wszystko poodkręcać? Ale w jaki sposób.... Proszę o jakieś wskazówki.