Left ArrowWstecz

Nie wiem co czuję do partnerki, bardzo mnie to martwi. Nie wiem jaką podjąć decyzję.

Witam, mam 18 lat i jestem w związku prawie 2 lata. Ostatnie parę miesięcy miałem bardzo mieszane myśli co do związku, w którym jestem. Raz było lepiej parę tygodni, a źle parę dni, a teraz na odwrót się robi ,jest lepiej na parę dni a jest źle parę tygodni. Nie wiem czy kocham swoją dziewczynę, po prostu nie wiem, myślę, że Ją kocham, a czasami muszę się nad tym zastanowić. Jej charakter mi się podoba, ale czasami mam wątpliwości czy jest w moim typie wizualnym. Czuję, że takie myśli źle na mnie wpływają i na cały związek, źle się z tym czuję, nie umiem wybić tego z głowy, a czuję, że będzie jeszcze gorzej. Ciężko mi wyobrazić sobie jakieś wyjazdy czy wakacje z partnerką. Nie umiem szczerze porozmawiać z partnerką, boję się, że będzie myślała, że chcę z nią zerwać, a ja nie wiem czego chce czy chcę z nią być dalej, czy chce to zakończyć, jest to dla mnie wszystko bardzo trudne. Myślałem nad wizytą u psychologa, ale finansowo jest to niemożliwe, nie chcę prosić od rodziców, bo wiem, że też nie jest dobrze z pieniędzmi. Chciałbym usłyszeć jakąś dobrą radę, ale nie wiem czy jest to możliwe. :/
User Forum

Anonimowo

w zeszłym roku
Agnieszka Wloka

Agnieszka Wloka

Z tego co rozumiem, ma Pan wrażenie, że będzie się jej wstydził? Przede wszystkim, dobrze, że Pan otwarcie pisze i uświadamia sobie swoje wątpliwości. Mało wiem o Waszym związku, np. w różnicy wieku między Wami. W każdym razie dwa lata to dużo razem, więc pewnie dobrze się znacie. Z drugiej strony to taki czas kiedy Wasz związek przechodzi z etapu na etap i motylki w brzuchu uchodzą, a przychodzi zwyczajność, a z nią różne wątpliwości. Pewnie, oboje je macie:) Myślę, że potrzebuje Pan troszkę pomyśleć - zrobić sobie “bilans” tego związku - jak się Pan w nim czuje, co Was łączy, co jest dla Pana piękne, ważne, wartościowe - bez czego nie wyobraża sobie Pan życia - czy to faktycznie będzie chodziło o tą dziewczynę, czy może o “bycie z kimś”? Inną sprawą jest wspólne przemyślenie czy się od siebie nie oddalacie, czy nie warto zainwestować w Was - nowe aktywności razem, odświeżenie związku, a razem z tym troska o siebie - żebyście za bardzo do siebie nie przywarli i zupełnie sobą nie znudzili. 

w zeszłym roku
Justyna Czerniawska (Karkus)

Justyna Czerniawska (Karkus)

Dzień dobry,

rozumiem, że znalazł się Pan w trudnej sytuacji emocjonalnej i potrzebuje wsparcia psychologicznego. Z uwagi na Pana młody wiek całkowicie normalne jest odczuwanie pewnych wątpliwości oraz powolne odkrywanie swoich potrzeb związanych ze związkiem oraz uczuciami. Myślę, że warto na początek zadbać o siebie oraz swój komfort psychiczny i dać sobie trochę czasu/przestrzeni na refleksję w związku z przeżywanymi emocjami. Jeżeli nie wiem Pan czy chce zakończyć relację, to może warto zacząć od metody małych kroków, czyli okazywać drobne gesty i zaangażowanie oraz obserwować jak to wpływa na obecny związek oraz jak Pan się czuje w tej sytuacji. Choć wydaje się to na chwile obecną trudne, myślę też, że bardzo ważnym krokiem będzie tutaj szczera rozmowa z partnerką. Być może omówienie Pana wątpliwości przyniesie ulgę. 

Pozdrawiam serdecznie,

Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta 

w zeszłym roku

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Jestem z agresywnym, byłym partnerem, bo grozi mi odebraniem dziecka.
Bardzo proszę o pomoc. Jestem w bardzo ciężkiej sytuacji. W zeszłym roku musiałam rozstać się z partnerem, z którym byłam przez 3 lata w związku. Niestety znalazłam się w sytuacji, w której musiałam wrócić do byłego partnera, z którym mam 4 letnią córkę. Cały czas kocham poprzedniego partnera, tak bardzo bym chciała być z nim jak dawniej, on też, ale ten, z którym jestem i mam córkę cały czas mnie szantażuje, że mi odbierze dziecko. Mało tego, jest wobec mnie bardzo agresywny, robi awantury z niczego, bije mnie, cały czas mi mówi, że jak mi nie pasuje to mam wyp… bo to jego mieszkanie a wie, że nie potrafię tego zrobić, bo nie chce stracić córki. Dlatego robi co mu się tylko podoba, nie mogę nawet wychodzić sama w domu gdziekolwiek, nawet jeśli wyjdę z dzieckiem mam potem awantury. Na dziecku też się wyżywa, krzyczy na nią bez powodu, obraża ją, krytykuje i brzydko się do niej odzywa. Córka się go boi. Nie wiem co mam dalej robić, tkwię w toksycznym związku. Bardzo proszę o pomoc, jakieś rady jak dalej żyć.
Często się denerwuje, boję się sama zostać w domu, jak się bardzo zdenerwuje to mi paraliżuje ręce, nogi i usta, dusi w klatce piersiowej
Często się denerwuje, boję się sama zostać w domu, jak się bardzo zdenerwuje to mi paraliżuje ręce, nogi i usta, dusi w klatce piersiowej, nic do mnie nie dociera, jak coś mi się nie udaje, mam myśli samobójcze albo się okaleczam, nie mam chęci na nic, nie lubię się spotykać z bliskimi, co to może być? Teraz zaczęłam dużo pić alkoholu i inne używki. Możliwe, że schizofrenia?
Jak poradzić sobie z kryzysem egzystencjalnym i odnaleźć sens życia?

Mam takie dni, że często czuję się, jakby moje życie straciło sens, a wątpliwości dotyczące moich celów nie dają mi spokoju. Ten cały kryzys egzystencjalny sprawia, że rzeczy, które kiedyś robiłem z automatu, teraz wydają się bez sensu. 

Często myślę: 'po co ja to w ogóle robię?' i brak mi konkretnej odpowiedzi. Lęk przed nieznanym i brak poczucia spełnienia są teraz moją codziennością. Zastanawiam się, czy to po prostu normalny etap w życiu, czy potrzebuję wsparcia, żeby lepiej zrozumieć, co się ze mną dzieje. Naprawdę chciałabym dowiedzieć się, jak radzić sobie z tymi wątpliwościami i lękami, które są teraz moimi częstymi towarzyszami. 

Dodatkowo zauważyłem, że coraz częściej boję się wychodzić z domu, bo nie wiem, co mnie spotka. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale chyba boję się konsekwencji jakiś przeszłych zdarzeń, że karma wróci i coś mi się stanie

W moim małżeństwie jest coraz gorzej. Mąż nic już do mnie nie czuje odtraca mnie rani mówi że nie kocha mnie jak żony a zarazem utrzymuje ze mną kontakt i mówi przykre słowa. Kocham go i to bardzo. Często jest temat rozwodu. Gdy słyszę o rozstaniu dostaje jakby paniki boję się samotności, mam leki, nie kontroluje siebie, parę razy w takiej sytuacji próbowałam zrobić sobie krzywdę, nam problemy ze snem i często placze. Czy to choroba? Czy jestem nienormalna? I druga sprawa mąż jest hazardzista ma długi jest uzależniony od masturbacji i pornografi czy może tak być że jednak mnie kocha a przez te uzależnienia i problemy coś mu się poprzestawiało w głowie?
Czy da się odzyskać zatraconą miłość? Ona zakochała się w Innym po 13 latach bycia razem.
Czy da się odzyskać zatraconą miłość? Ona zakochała się w Innym po 13 latach bycia razem. Tłumaczy mi to, że nasza miłość to szczeniaczka miłość. Że całe życie mną dominowała... ślub wzięty, bo ona chciała, drugie dziecko, bo ona chciała. Chciałbym w to wierzyć. Ale to nie prawda. Że tamten ją pociąga psychicznie (dominują ją) jest bardzo w niego zaangażowana. Powiedziała, że wybrała rozsądkiem nie sercem, bo rodzina tak chciała nie ona. Że jest ze mną w tym małżeństwie nieszczęśliwa i nie kocha mnie. Kocha jego. Że ja nie miałem nigdy innej, że nie mam doświadczenia życiowego. A ona ma już go za sobą. Że czuje się jak ja bym miał 15 lat a ona 30. Ciągle mówi, że jestem niedojrzały. Sam już nie wiem, co robić. Dziś trochę się opiła i chciała bardzo do niego jechać. Sam już nie wiem, co robić. Czuję, że ją kocham. W przyszłości bardzo ja skrzywdziłem psychicznie, lecz teraz bardzo tego żałuje i pokazuje to. Że nie szanowałem jej.
Co mogłabym zrobić aby pozbyć się leku strachu i obwiniania się o całe zło które to mój były partner który jest alkoholikiem wpajał mi że jestem nic nie warta
Boli mnie to, że upłynęło mi tak wiele czasu i tak wiele odbierają mi moje zaburzenia. Czuję, że nie mam nic i nic nie robię.
Nie mam nic w wieku 25 lat i tak bardzo mi przykro. Staram się nie wybiegać za bardzo w przyszłość i cieszyć się każdym krokiem, bo życie za bardzo mnie przeraża. Staram się robić 8 rzeczy dziennie z swojej listy, to nie jest dużo. W wtorek robiłem Matematykę i Analizę Matematyczną oraz Algebrę Liniową. Jakoś utknąłem z kolejnymi aktywnościami. Chciałbym jak najszybciej przeczytać i obejrzeć "Lalkę", jestem na 36 stronie, zacząłem oglądać pierwszy odcinek serialu Ryszarda Bera. Chciałbym podejść w przyszłym roku do ośmiu przedmiotów na maturze za 400 zł od podejścia i do poprawy praktycznego egzaminu zawodowego AU 68 Technik Administracji za 350 zł. Na moment wróciłem do Algebry Liniowej i chciałem ją porobić, przygotowuję się do wolnego słuchania Fizyki bo chciałbym iść na Fizykę do Łodzi i zacząć swoje własne odpowiedzialne normalne życie. Jestem osobą niepełnosprawną oraz od piętnastego roku życia choruję na zaburzenia psychiczne, współtworzę etiudę jako drugi asystent ds. lokacji. Zrezygnowałem z pójścia na Nowowiejską ze strachu, mam 30 lipca konsultację w Krakowie. Powinienem być w tej chwili na Nowych Horyzontach, nie ma mnie drugi rok, a jeździłem cztery lata, chcę nagrywać vlogi o najlepszych filmach z lat 2018,2019,2021,2022, marzę o tym sześć lat, poszukuję pracy w Baristic Inclusive School, zrezygnowałem z gry w tenisa, bo ukochany trener nie gra już w weekendy. Chciałem wyrzucić w krzaki telefon na dwa lata, zmarnowałem sobie życie przy komputerze i telefonie. Nigdy niczego w życiu nie miałem. Mój były znajomy chodził na nielegalne ravy w pandemii. Ja nigdy nie miałem tyle swobody do decydowania o swoim własnym życiu. Znam chłopaka, który mając 23 lata był w Tajlandii, był 8 razy w Amsterdamie, był na Słowacji, na Litwie, w Rzymie, Włochy, Neapol, był w Mediolanie, w Maroko, w Belgii, w Luksemburgu, w wieku 26 lat na Malcie, niedawno był w Tokio, nie wiem jeszcze gdzie. Zjeździł masę krajów, jak miał 16 lat to mógł robić co chciał. Nigdy nie czułem się osobą sprawczą oraz odpowiedzialną za swoje życie, dopiero się tego uczę. Nigdy nie miałem poczucia samostanowienia o sobie. Nigdy nie byłem na Openerze, byłem cztery razy na Nowych Horyzontach. Nigdy nie uprawiałem seksu, mogłem zacząć w lipcu 2018, ale bałem się, że dziewczyna zobaczy w mnie zalęknione i zaryczane dziecko. Bałem się ogólnego odbioru przez dziewczynę. Od sierpnia 2021 przełamałem się i walczę co weekend, nie wychodzi i walczę dalej. Przykro mi, skończyłem szukać lokacji do filmu studenckiego, a w sumie to całą robotę odwaliła jakaś dziewczyna. Przez moment uczyłem się dzisiaj algebry i fizyki, robię rzeczy dla szesnastolatków. Zjadłem pół ptasiego mleczka. Boli mnie to, że upłynęło mi tak wiele czasu i tak wiele odbierają mi moje zaburzenia. Nie wiem czy to kwestia zaburzeń czy czekogokolwiek, ale nie czuję się osobą dojrzałą emocjonalnie. Bardziej utożsamiam się z szesnastolatkiem niż z dwudziestopięciolatkiem. Moje życie towarzyskie to minimalna ilość ludzi z radio studenckiego a ja powinienem co sobotę wychodzić na imprezy, nigdy nie byłem na imprezie u kogoś ani nigdy u nikogo nie nocowałem. Ostatnio nic nie robię. Ledwo siadłem na moment do Fizyki, wróciłem do zadań z energii fotonu, robię rzeczy dla szesnastolatków i idzie mi to topornie. Bardzo chcę zdawać Fizykę na maturze i te 8 przedmiotów za 400 zł, mocno przeraża mnie upływający czas i sytuacja w której się znajduję. Czas działa na moją niekorzyść, jedyne co mi zostało to działać, ale ostatnio nie mogę robić nic i nie wychodzę z domu. Skończyłem szukać lokacji do filmu studenckiego. Bardzo się boję, że moja praca nigdy nie przyniesie żadnych efektów. Nie mówiąc już o tym, że nieważne co i ile to ogromny ból, żal i syf i tak z mną zostanie. Moje życie towarzyskie jest bardzo dalekie od tego co sobie kiedyś wymarzyłem. Przez swoich toksycznych rodziców nigdy nie byłem samodzielnie zagranicą, nigdy niczego w życiu nie miałem. Nigdy nawet nie byłem z znajomymi na Mazurach, mój były znajomy, który na mnie nasrał był. On chodził na nielegalne ravy w pandemii a kiedy nie miał planów wakacyjnych to zaraz pojechał na weekend z znajomymi nad morze. Ja jeszcze nie mam matury i nie byłem na studiach. Muszę iść do dermatologa, przejść na dietę, powalczyć o włosy i zlikwidować łupież nieleczony przez jedenaście lat, mam krosty i strupy na całym ciele. Muszę znaleźć pracę, zdać maturę z 8 przedmiotów, iść do pracy, iść na studia i zamieszkać w pokoju w Łodzi. Marzę o pracy w PAN, młodsi od mnie jeżdżą do Cannes a ja jeszcze nie byłem. Chciałbym mieć tatuaże i robić tatuaże, chcę sobie kupić Monoxidil i Revadil, wcierki. Pamiętam jak mi mój inny znajomy powiedział, że nigdy nie byliśmy kolegami, kiedy wcześniej zapytałem czy mogę się u niego zatrzymać to powiedział, że tak to nie, nigdy nie, inni mogli. Zbyt wiele oczekuje od ludzi i jestem bardzo mylną osobą. Tak bardzo chciałbym grać na syntezatorach, oglądam sobie pianino na YouTube, chciałbym grać sety DJskie, nauczyć się grać na konsolecie. Rodzice bardzo często mówią do mnie jak do małego dziecka, zmuszają mnie do chodzenia do fryzjera, obcinania włosów. Raz w życiu zrobiłem obiad a dwa razy w życiu kupiłem sobie ubranie. Mam poczucie straconej młodości i jeszcze nie miałem kroku w dorosłe życie. Poczytałem "Lalkę", podręcznik do Administracji, zacząłem, geografię i Konrada Wallenroda. Niestety szukanie kodeksu pracy i kodeksu postępowania administracyjnego przyprawia mnie o wielki stres, próbowałem siąść do polskiego. Zacząłem szukać kodeksów i nic. Zjadłem dwa ciastka i resztę dnia wywaliłem do śmieci, położyłem krzyżyk, biała flaga. Tak bardzo wypadają mi włosy i po prostu płaczę, chcę sobie kupić, rewadil, Monoxidil i wcierki. Mam w wtorek konsultację na OLZON w Krakowie. Chciałbym wrócić na siłownię, nigdy nie prasowałem ani nie prałem, nawet nie gotowałem budyniu. Czuję się tragicznie. Jak moja siostra gdzieś wyjdzie to jest cisza, jak ja gdzieś wychodzę to dwadzieścia wątków i afera na całego. Poszedłem spać i się obudziłem. Chciałbym mieć normalne życie, pojechać na festiwal do Wenecji. Nienawidzę swojego życia i po prostu bardzo płaczę, ja mam dość. Siostra wyszła do chłopaka a ja nigdy u nikogo nie nocowałem i nigdy u nikogo nie byłem na imprezie. Nie chcę tak żyć, gdy będę mieć 35 lat to będę przez całe życie nadrabiać za stracony czas. Zastanawiam sięczy w tym roku poradzę sobie z ośmioma przedmiotami, pogodzeniem tego z wolnym słuchaniem i pracą, zastanawiam się czy znów nie odroczyć matury, mam OGROM pracy. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek w życiu przeczytałem książkę i kiedy przestałem czytać lektury oraz czy się uczyłem po 11 roku życia, nigdy sobie na nic nie zapracowałem a moje wspomnienia zostały wyparte poprzez wątpliwości. Nie starczy mi życia na nadrobienia go w całości, kolejny piątek bez seksu. Codziennie zasypiam z płaczem bo jeszcze śpię u rodziców. Nie zjadłem normalnej kolacji tylko drożdżówkę, nie chcę mi się jeść. Znam chłopaka, który w wieku 20 czy 21 lat i dalej, ciągle gdzieś wychodził, co sobotę był na imprezie z znajomymi. Ja tak nie miałem i nie mam, jak myślę o tym czego nie miałem i nie mam to to mnie potwornie cofa przed zrobieniem czegokolwiek. Nie wyszedłem dziś z domu, bo jest mi wyjątkowo ciężko, kolejny piątek, bez seksu, kolejna sobota bez seksu, 25 lat bez seksu. Nie byłem samodzielnie zagranicą jako dziewiętnastolatek i już nigdy nie pojadę sam do Amsterdamu w wieku 22 lat. To mnie potwornie boli i czuję się przegrany, tak bardzo mnie boli cała masa utraconego czasu. Zacząłem medytować, ostatnio razem z kolegą dotarłem do wniosku że moje problemy i ja sam nie jestem w stanie w tej chwili racjonalnie spojrzeć na swoje życie. Nigdy nie czułem się sprawczy w swoim życiu. Życie jest krótkie i za krótkie na to wszystko co chciałbym w nim osiągnąć, potwornie mi przykro i płaczę, zaraz będę mieć 35 lat. Mój kolega z liceum stracił dziewictwo mając szesnaście lat, zapewne nikt mu nie odebrał poczucia samostanowienia o sobie, sprawdzał granicę u rodziców, robił co chciał,miał otwarte mentalne furtki u rodziców. Jak moja siostra gdzieś wyjdzie to jest cisza, jak ja gdzieś wychodzę to dwadzieścia wątków i afera na całego. Siostra wyszła do chłopaka a ja nigdy u nikogo nie nocowałem i nigdy u nikogo nie byłem na imprezie. Nienawidzę swojego życia i czuję się jak gówno, nie mam nic i czuję się bardzo pusty i czuję ogromny ból. Ja mam same mentalne szlabany. Nigdy niczego w życiu nie miałem, tylko raz w życiu przeżyłem satysfakcjonującego Sylwestra, zazwyczaj tego dnia nakrywamy się kołdrą, płaczę i idę spać, inni dziwią się czemu to robię. W liceum poza dwoma sytuacjami nikt mnie nigdzie nie zapraszał, ludzie wiedzieli, że nie przyjdę przez toksycznych rodziców. Rodzice nie pozwalają mi wracać na piechotęz stacji kolejowej najbliżej domu. Zawsze czułem się niewolnikiem rodziców a uczucie bycia nikim dlatego kogoś dla kogo chcesz być kimś jest straszne. Nigdy nie byłem sam zagranicą przez moich rodziców. Mama kontroluje nawet tonw co się ubiorę, znam chłopaka, który wyjeżdżał na wyjazdy zagraniczne od osiemnastego roku życia, to potwornie boli. Nigdy nie miałem poczucia samostanowienia o sobie. Dzisiaj będę musiał się spakować na ewentualność do Krakowa, mama pewnie będzie się wtrącać w ciuchy. Bardzo się boję, że mimo wszystko nie uda mi się zdać 8 przedmiotów na maturze, za 400 zł od podejścia. Zastanawiam się czy ponownie nie odroczyć matury, mam do zdania jeszcze egzamin praktyczny zawodowy z Techniką Administracji, będę go zdawać piąty raz, muszę złożyć deklarację na początku sierpnia. Czuję się jak gówno, nigdy nie byłem samodzielnie na wakacjach zagranicą. Czuję się jak bohaterowie "Tatuażysty z Auschwitz", nie mogę umrzeć, bo nigdy się nie kochałem. Nigdy niczego w życiu nie miałem. Nigdy nie prałem. Czuję się jak Ochocki twierdzący, że bardzo mało osiągnął do 28 roku albo jak Wokulski, który zazdrościł Ochockiemu tych dwóch fakultetów.
Pomóżcie...jak przestać tęsknić?
Pomóżcie...jak przestać tęsknić? Mąż zostawił mnie w listopadzie, w maju się wyprowadziłam, przez ten czas wspólnego mieszkania było bardzo ciężko, awantury, rękoczyny, potrafił wylać mi butelkę wody na głowę, bo miał zły dzień... Mieszkamy w małym miasteczku, dochodzą mnie słuchy, że kogoś ma. Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić, się to bardzo boli, bo ja ciągle go kocham, mimo tych krzywd, które mi wyrządził... Wiem, że to głupie i patrząc z boku, też bym się puknęła w czoło. Mamy sporadyczne kontakty, bo mam psa, który był z nami przez 7 lat i nie mam serca nie dawać mu psa, bo pies bardzo tęskni i ja to widzę... Psychicznie mam teraz komfort, spokój, ale każdego dnia tęsknię strasznie... Każde spotkanie z nim przypłacam bólem żołądka i potrafię nie jeść kilka dni. Czekam na sprawę rozwodową, to też generuje ogromny stres.. Mam hobby, jeżdżę rowerem, dużo pracuję, ale jak tylko siedzę chwilę sama, nachodzą mnie myśli, że sobie z tym nie poradzę... Najbardziej dobija mnie myśl, że z kimś innym będzie szczęśliwy, a ze mną nie mógł.
Problem dotyczy mojej relacji z mężem i jego relacji z dziećmi i ze mną.
Witam Problem dotyczy mojej relacji z mężem i jego relacji z dziećmi i ze mną. Czeka nas bardzo poważna rozmowa na temat dalszej wspólnej przyszłości. Czuję strach przed tą rozmową, boję się jego reakcji oraz tego, co będzie dalej. Boję się tego, że odpuszczę kolejny raz i nic się nie zmieni. Wiem również, że kryzysową sytuację zmienić muszę. Mąż jest osobą bardzo dynamiczną, energiczną, przemądrzałą i egoistyczną. Zawsze na pierwszym miejscu stawia siebie i swoje sprawy. Oczekuje, że cały świat będzie się kręcił tylko wokół niego. Do tego jest hałaśliwy, wulgarny i nieprzewidywalny. Na przestrzeni ostatnich 3 lat zdarzyło się tak wiele złych rzeczy, że czuję, że więcej nie wytrzymam, nie dam rady. Obraża się na mnie, o co tylko się da. Ostatnio obraził się o to, że popsuł się samochód. Mój samochód. Więc wina również moja. Potrafi nie odzywać się tygodniami. Dom, dzieci i wszystkie z tym związane obowiązki są tylko na mojej głowie. Dodam, że pracuję na pełen etat, także żeby wszystko ogarnąć, jestem na nogach od 6 do 23 bez przerwy. Dzieci są zawsze ze mną, jego to nie interesuje. Mąż prowadzi własną firmę i uważa, że skoro pracuje i zarabia, nie mam prawa już niczego więcej od niego wymagać. Ze wszystkim jestem sama i nie mam już siły. Krzyczy na dzieci, starszy syn nie rozumie, czemu tata taki jest. Z synem chodziłam do psychologa, bo w wyniku braku akceptacji ze strony ojca, zaczął być agresywny wobec innych dzieci. Poza tym mąż jest chyba uzależniony od telefonu i internetu. Nie rozstaje się z telefonem. Całymi dniami potrafi grać i oglądać. Nie liczy się z nami, nie szanuje nas, nie docenia i często traktuje jak powietrze, a dom jak hotel. To wszystko trwa już kilka lat, ale naprawdę źle jest od 2-3 lat. W ostatnim czasie sama już nie daję rady. Jestem znerwicowana, włosy wypadają mi garściami, boli mnie brzuch, źle sypiam i jestem cały czas rozdrażniona i wystraszona. Boję się jego powrotów do domu. Nigdy nie wiem, czego mam się spodziewać. W ostatnim czasie również zdarzyło się, że w środku nocy znalazłam go na klatce schodowej pijanego, leżał zarzygany i bez kontaktu pod drzwiami. Wpuściłam go do domu, ale kazałam zdjąć te brudne ubrania. A on wszedł do wanny i tam poszedł spać. Rano o niczym nie pamiętał... Takich sytuacji było więcej, przytaczam tylko te, najbardziej absurdalne. Postanowiłam ratować siebie i dzieci. Chcę postawić mu ultimatum, albo pójdzie na terapię do psychologa i zacznie być dojrzałym facetem, mężem i ojcem, albo chcę zamieszkać sama z dziećmi bez niego. Czy to ma sens? Czy on się ocknie?
Czuję się wyłączona. Mam póki co tylko pecha, jeśli chodzi o wygląd mojego życia. Chcę mieć sprawczość.

Mam taki problem, iż moje życie nie wygląda zupełnie tak, jak chcę. Nie wiem nawet, jak dojść tam, gdzie chcę, ponieważ chcę mieć pracę, od pół roku jeszcze jej nie znalazłam, nie mam też przyjaciół ani znajomych. 

Nie wiem, jak spędzać dzień, nie wiem, gdzie zamieszkać. Wróciłam właśnie zza granicy rozczarowana, bo ani nie nawiązałam głębszych znajomości, czas spędzałam sama, ani też nic większego z tego nie wyszło i zastanawiam się - czy tak ogólnie wygląda życie? 2 lata temu byłam na praktykach za granicą, w kraju europejskim i ludzie byli bardzo zajęci sobą, nie otwarci na mnie, nie znałam języka, kobieta, która była moim supervisorem była dla mnie oschła i wykluczała mnie z zadań, które miała mi dawać. 

Pojęcia nie mam, czym mogę jeszcze się kierować, bo jak dotąd mam ogromnego pecha. Nie podobała mi się rola osoby odsuniętej na bok, a niestety często ludzi młodych, jeszcze niedoświadczonych albo mało doświadczonych traktuje się protekcjonalnie, a dla mnie ważne jest, by czuć się szanowaną. 

Chciałabym także móc mieć sprawczość i chociaż zadecydować o tym, by wprowadzić ciekawe aktywności do mojego życia. Myślałam o tym i nie wiem, za co się zabrać, bo nie interesuje mnie w zasadzie aktywność sama w sobie, typu: sport, malarstwo, ale chodzi o sposób wykonania: to znaczy, co czuję wtedy, gdzie się znajduję, z jakimi ludźmi itp. Nie wspominając o tym, że hobby często jest drogie, a ja teraz nie mam pracy. 

Jestem bardzo zmęczona tą sytuacją, bo poprzez to wykluczenie czuję się jakbym była poza. 

Mam też problemy z koncentracją i nie mam takiej jasności umysłu przez to wszystko. W zasadzie to ciężko mi cokolwiek teraz ocenić, bo czuję się wyłączona.

Jak poradzić sobie z emocjonalną zdradą poprzez wiadomości na WhatsApp po 20 latach małżeństwa?

Witam, jesteśmy małżeństwem 20 lat. Zawsze świetnie się układało…do czasu, kiedy żona poznała faceta no i się zaczęło. Narodziła się dziwna relacja oparta na whatssap. 

Codzienne pisanie o potrzebach, chęciach, o mnie, jako mężu. Porównaniami i pisanie o seksie. Była chęć, a nawet propozycje ze strony mojej żony. Pisali tak dwa miesiące, aż w końcu wyszło któregoś wieczoru. Siedząc z żoną spytałem, czy dobrze się bawi? Pisała właśnie do niego z propozycją seksu, bo on nabuzowany i ma ochotę. 

Jak mam to odebrać? Zdradziła mnie może nie fizycznie, ale to, co czytałem i się dowiedziałem to twierdzę, że nie znam swojej żony. Nie potrafię wybaczyć.

Niska samoocena - jak sobie pomóc?
Jak poradzić sobie z niską samooceną?
Kryzys w małżeństwie. Żona zmienia nastawienie, jest obojętna, chłodna, niezdecydowana a ja wykończony.

Dzień dobry jestem w związku z partnerką prawie 21 lat a 16 po ślubie, mamy dwójkę dzieci 9 i 15 lat.

Przechodzimy przez kryzys w związku, jakiego nigdy jeszcze nie było. Zaczne od początku w skrócie,mam 39 lat żona 46 lat ,ona jest spokojna wycofana ,wstydliwa ,ma problem z otwartą rozmową i mówieniem o uczuciach a ja jestem osobą bardziej energiczną, pewną siebie i bezpośrednią oraz szczerą . Czasami przy kłótniach potrafiłem jak to żona mowi wbić szpile ,nie mogła mnie przegadać itd. 

Od 5 lat leczę się na depresje ,nie podjąłem terapii, tylko byłem na tabletkach ,miałem duży mobbing w pracy ,w końcu stamtąd odeszłem, zacząłem pracę w nowym zawodzie i wszystko zaczęło się układać, niestety między nami zaczął się chłód, przestaliśmy ze sobą spędzać czas ,włączyła się rutyna ,dzieci itd ,coraz mniej seksu ,bliskości, wychodzenia razem.

Ostatnie 3 lata skupiliśmy się na wykończeniu domu, więc żadnych urlopów za granicą, bo każdy grosz szedł w dom . Niestety przez moją depresje zmieniłem się z zachowania, zacząłem się wycofywać z życia rodzinnego ,czułem się odrzucony przez moją żonę i dzieci ,szły do kina ja byłem sam ze sobą i nawet juz nie pytała czy chce iść z nimi ,próbowałem rozmawiać z żoną co się dzieje, ale zawsze mówiła, że to moje wymysły i że jest wszystko ok .

Niestety ostatnio miesiąc temu doszło do dużej kłótni między nami ,ja z tej irytacji i przez tą sytuację w domu dużo rzeczy powiedziałem żonie, ale nigdy jej nie wyzwałem itp ,bardziej, że się spakuje i zabiorę w pi.... bardzo to wszystko ją zraniło, na drugi dzień żona pierwszy raz w życiu zaczęła na mnie krzyczeć, też wygarnęła mi dużo rzeczy m.in, że nie wie co do mnie czuje , nie widzi przyszłości ze mną itp ,po czym zakończyła rozmowę i przez dwa tygodnie trzymała mnie za murem bez jakiejkolwiek możliwości komunikacji, co strasznie wykończyło mnie psychicznie ,w tym czasie miałem dużo czasu na przemyślenie swojej sytuacji i zachowania. 

 

Podjąłem terapię u Psychologa i do teraz kontynuuję, zacząłem biegać ,schudłem 10 kg zacząłem walczyć o siebie . Z żoną rozmawialiśmy później na spokojnie na spacerze ,popłakała się i stwierdziła, że mnie nie kocha i że to koniec ,miałem się wyprowadzić, ale zdecydowałem, że tego nie zrobię ,bo też mam prawo być z dziećmi. Minęło 4 tygodnie , pogodziłem się po części sytuacją i skupiałem się dalej na sobie ,przestałem szukać kontaktu z żoną, nie rozmawiałem na nasz temat , poukładałem sobie dużo w głowie, stwierdziłem, że zaczynam życie układać pod siebie jako singiel . 

Nagle żona zaczęła robić podchody, być miła ,szukała kontaktu ,pisała , doszło do tego, że mogliśmy normalnie i na spokojnie rozmawiać, podczas rozmowy telefonicznej zaczęła mnie przepraszać,mówić, że dużo błędów sama popełniła i dużo rzeczy powiedziała, żeby mnie zranić, między innymi to, że mnie nie kocha ,(powiedziała to, żebym dał jej spokój.) Wykazałem się empatią i wyciągnąłem rękę, liczyłem, że jest szansa dla nas ,po przemyśleniu stwierdziłem, że chce jeszcze o to zawalczyć, umówiliśmy się na rozmowę po pracy ,żona przyszła już na luzie pewna siebie ,rozmowa wyglądała całkiem inaczej, aniżeli przez telefon ,już stawiała warunki itp ,powiedziałem, że przez te 4 tygodnie miałem dużo czasu aby sobie w głowie poukładać i że widzę w końcu, że mogę żyć sobie sam ,wcześniej nie wyobrażałem sobie tego ,że mam plany, zmiana pracy itp ,ale żonie się chyba to nie spodobało ,na drugi dzień już się zmieniła o 180 stopni ,przestała się starać, powiedziała, że nic ode mnie nie oczekiwała i od tamtej pory nic się nie zmieniła, znów jest zimna obojętna, bez uczuć , nie zależy jej na kontakcie ze mną. 

Wyjechałem teraz w poniedziałek do Polski na kilka dni ,przed wyjazdem w niedziele w nocy przyszedłem do niej, obudziłem ją, powiedziałem, że chce porozmawiać ,przyszliśmy do drugiego pokoju ,chciałem jej pokazać, że ją nadal kocham ,zagrałem vabanque,kochaliśmy się i nie odrzuciła mnie, podczas zbliżenia na początku czułe, że też tego chciała ,później bylo to juz jednostronne :( Spaliśmy razem kilka godzin i rozmawialiśmy do rana ,po czym uciekła do drugiego pokoju .

Ja się spakowałem i tego dnia wyjechałem, podczas podróży zapytałem czy tego żałuje, powiedziała, że nie, ale ze za szybko się to potoczyło. Przez tydzień do wczoraj się nie kontaktowaliśmy, wróciłem do domu, miała czas, żeby sobie przemyśleć, niestety nic się nie zmieniło, dalej twierdzi, że jest na początku tej sytuacji, że nie wie co do mnie czuje itp ,ale nie jest tak, że mnie nie kocha ,dalej jest zimna ,obojętna, nie szuka kontaktu.

Ja już mam dosyć tej całej sytuacji i nie daje więcej rady , mimo że ją kocham i chciałem się starać, nie potrafię więcej tego znieść, tej zabawy moimi uczuciami , mam wrażenie, że momentami się już poniżam, okazuje znów uczucia i jest to jednostronne. Chcę się wyprowadzić i rozwieść, było mi łatwiej jak powiedziała, że nie kocha ,teraz znów daje nadzieję, a jednocześnie ją odbiera ,nie wiem co się z moją żoną dzieje ,że się zamknęła tak w sobie, nie wie czy chce się starać o nasz związek ,nie wie czy będzie potrafiła itp., tak mi powiedziała ... a ja już jestem tym zmęczony, trwa to już drugi miesiąc, już nie daje rady ,ostatnie co mi zostało to zrobienie terminu na rozmowę wspólną z psychologiem i zrobiłem termin ,nie widzę już nadziei.

Czy może mi ktoś wytłumaczyć czy żona przez te kłótnie ostatnio mogła faktycznie tak się zamknąć sama w sobie ? i z dnia na dzień stać się taka niedostępna? czy przyczyna leży w osobie trzeciej, bo już jest zaangażowana uczuciami gdzieś indziej .... choć uważa, że nigdy by mnie nie zdradziła. Co mogę jeszcze zrobić, aby do niej dotrzeć? Czy po prostu mam zakończyć nasze małżeństwo i 20 wspólnych lat . Dziekuje za Odpowiedź pozdrawiam.

Problemy w małżeństwie: podejrzenia zdrady, brak zaufania, przemoc i chęć samobójstwa

Bardzo nurtuje mnie, wręcz sprawia to depresję, nie wiem, co myśleć, co robić. Nie mam, gdzie odejść, żadnej pracy, pieniędzy na start. Przejdę do rzeczy: 20 lat ogólnie razem, 30 maja 2025 r. minie 16 lat po ślubie. Mąż przez rok chciał walczyć o nasze małżeństwo, zmianę naszego życia, nawet intymnego. Okazał się być takim, jakiego chciałam – czuły, opiekuńczy, troskliwy, namiętny, pożądany, z chemią, magią i więzią, uczciwą miłością. Przestał kryć się z telefonem, zawsze mogę wziąć go w ręce, popatrzeć, co tam ma. Rok temu wdał się w romans z koleżanką z pracy, krążyły plotki, lecz on wszystkiemu zaprzecza, twierdząc, iż nigdy mnie nie zdradził. Zaufałam, a teraz coś mi nie pasuje. Po roku i 3 miesiącach stał się skryty, dwulicowy. Potrafi raz chcieć obłędnego seksu, w sumie jest co wieczór, czasami kłócimy się o noce, że nie przytuli mnie, nie ma spontanicznego seksu i wtulenia podczas snu z jego strony, mojej osoby. I przeplata uczucia, sądząc, że go jaram, że uwielbia ze mną seks, podniecam go i że tylko ja, nikt inny. Robi zdjęcia z całuskami, wstawia na Facebooka słodkie opisy. Odbieram to jako pod publikę, aby ktoś coś zobaczył. Z była koleżanka kochana, nadal pracuje, lecz na moją prośbę zablokował ją wszędzie, a przy mnie ma o niej nagle bardzo złe zdanie, ponieważ nie wiem, w jakim celu podał kobiecie bez mojej zgody mój numer telefonu. Kiedy zapytałam męża, po co, odpowiedział cytat: „ażeby Agnieszka uświadomiła ci, że nic nas nie łączy, nie łączyło, do niczego nie doszło”. Tłumaczę mężowi, że ja mam uwierzyć w to, co ona mówi, czy bardziej, aby on był wobec mnie szczery... Nie ma logicznego toku rozmów ze strony męża, więc zaczęłam miewać obawy, iż oszukuje mnie z kimś, ma kontakt, a potem usuwa, abym nie dojrzała nic. Obiecywał, że nigdy nie wyciszy telefonu, co do czego robi to w momencie, kiedy się posprzeczamy. Nie ma kłótni, jedynie zadra, słowo od słowa, a powody są jedynie takie, że nie przytula mnie w nocy, co uważa, że bardzo uwielbia się do mnie tulić, a nie ma zbliżenia w nocy, które wprowadziliśmy. Do mnie potrafi powiedzieć: „A ty do mnie podchodzisz, zaczepiasz do seksu, przytulasz?” Odpowiadam mężowi, że oczywiście, bo tak jest, chociaż za każdym razem, kiedy podchodzę, żeby nawet, jak to się mówi, zrobić mu loda, on odpycha, nie wychodzi mi po prostu, olewa. Więc po co mam to robić, jak on przytuli przed snem i odwraca się na bok??? I niby sądzi, że zawsze ma na mnie ochotę, jaram go itd. Zaczął nagle mówić, że tematy mamy tylko seksu, tłumaczę, że mnie kręci, podnieca, pożądam, że powinien się cieszyć, a nie narzekać, nie dociera nic, po prostu nic. Kiedy mówię, że powinien udać się do psychologa czy psychiatry, potrafi mi odpowiedzieć, że to ja jestem chora, jemu nie potrzeba pomocy, chociaż popada w silną agresję. Mnie potrafił złapać za szyję, dusił, mówił: „szmata, kurwa”, ale w momencie, kiedy mi powiedział tekst: „ruchasz się z innymi”, i dostał w twarz, strasznie go to zabolało. Poszedł w swoją stronę, kiedy dzwonię, nie odbiera, odrzuca, nie odpisuje na Messengerze, dopiero po jakimś czasie chamskie odzywki. Odbiera, sądząc, że jest sam i był sam, że chce, aby było dobrze, lecz niestety, czuły 10 min potem furiat i tak na okrągło. Mówię mężowi, że zawsze powinien odebrać telefon, że mam podejrzenia, iż takie zachowania świadczą, że spotyka się z kimś. Zaprzecza, więc czemu nie odbierasz? Odpowie, że nie ma potrzeby, wkurwiłaś mnie. W domu zwyczajnie gra na telefonie, nie słucha, co mówię, patrząc w oczy, i chcąc rozmawiać, po prostu jakbym była powietrzem. Mówi mi: „A co, już nic mi nie wolno? Człowiek przy tobie boi się spać, obudzić, bo zawsze wyjesz, robisz dramy, jesteś toksyczna. Ale kocha mnie i pożąda”. Ma tzw. dwie twarze – chwilowo wspaniała osoba, czuła, chcąca seksu, potem taka maruda, agresor, dziwak. Nie wiem, co myśleć, co robić. On od razu powiedział, że nie będzie nigdzie chodził na żadne terapie itp. Kiedyś chodziliśmy, lecz dało jemu to coś na chwilę. Sam mówi, że uwielbia ze mną seks, potem, że nasze życie tylko na tym się opiera. Nie wiem, co mam myśleć, chce, abym przyjeżdżała po niego do pracy. Sama nie wiem czemu, potrafi powiedzieć, że nie wierzy mi we wszystko, że to ja jego zdradzam, wiedząc, że siedzę całe dnie w domu, sprzątam, gotuję, a potem jeżdżę po niego. Sytuacje się napiętniają, coraz częściej mnie krytykuje, poniża, olewa, robi źle, nic sobie z tego już nie robi, jak robił kiedyś. Aż przestało mi się chcieć malować, dbać o siebie, chcieć z nim nadal być. Nie czuję się kochana, pożądana, atrakcyjna, wyjątkowa, choć mówi mi, że taka jestem. Na odległość, kiedy jeździ do pracy, pisze mi, jak mnie kocha, tęskni, jak ma na mnie ochotę, a kiedy już jesteśmy razem, jest zupełnie inaczej. Potrafił mi powiedzieć, że to ja z niego takiego robię, że wchodzę mu do łba, ryję mu łeb, że przeze mnie taki się staje, że mam szukać sobie faceta na ruchanie. Mówię, że mnie to boli, zadaje ból, ale nic z tego sobie nie robi. Czuję się załamana. On sam mówi mi, że jego zdaniem nie czuję się szczęśliwa, bezpieczna w związku, jak mam się czuć, to nie takie proste. Czy tu są podejrzenia, możliwe, iż mąż gra na dwa fronty, a ja koło zapasowe??? Nie wiem, co robić. On nie chce słuchać, co mam do powiedzenia o moich ranach, bólach, cierpieniach, potrzebach seksu itp. Co ja mam robić? Jestem skora popełnić samobójstwo, nie mam siły, wiary, że ta miłość jest prawdziwa i pożądanie. Jestem nikim, czy to jego wina?? Kiedy mężowi mówię, że napiszę do sądu o przymusowe badania psychiatryczne jego osoby, grozi mi, że wtedy wywali mnie z domu, czyli coś ukrywa, wie, że z nim źle??? Mamy takie coś, że on lubi moje nagie zdjęcia i chce, abym wysyłała mu ok, wysyłam, mówię, że go to podnieca. Ma nawet folder z moimi nagimi zdjęciami w telefonie. Niby docenia, co robię, sądzi, że się zmieniłam, lecz po chwili powie, że ja nigdy się nie zmienię, krytykuje. Jak dojść do prawdy, czy on nie kłamie, czy nie manipuluje itp.? Mąż uważa, że to ja manipuluje, rządzę nim, że ja w coś gram i obserwuję go, doszukuję się czegoś, że to ja jestem debilem, itp. Co myśleć?

Podejrzenia zdrady: czy zaufać mężowi po plotkach o romansie z koleżanką z pracy?

Jestem od roku w szczęśliwym związku, wieloletnim — stażem aż 20 lat, lecz były kłopoty, wzloty, upadki, kłótnie, rozstania.
Przejdę do rzeczy. Mąż przez miesiąc spotykał się z koleżanką z pracy. Zaczęły krążyć plotki, że mają romans, czemu mąż zaprzecza, a kobieta pisała mi niestosowne SMS-y treści: „Jakbym chciała, to zabawiłabym się z nim nawet dziś po pracy”.
Mąż sądzi, że to plotkara, każdemu mówi co innego. Nawet męża kierowniczka z pracy wybiegła do mnie z tekstem (cytat): „To, co łączyło twego męża z Agnieszką, nie powinno cię interesować”.
Zaczęłam mu przestawać ufać. Po roku proszę o spotkanie celem wyjaśnienia sytuacji w oczy — on odmawia, twierdząc, że nie chce plotek, że do niczego nie doszło, że temat jest zamknięty, że tylko ja dla niego się liczę.
Uważam, że już ma dość, nie chce po prostu czegoś mi powiedzieć. Zaczął kupować kwiaty, drogą biżuterię, twierdząc, że na to zasługuję. Kobiety poblokował — numery telefonów i na Facebooku. Jednak uważa, że mu nie ufam. Tłumaczę — zaufałam, ufam, ale żeby mieć pewność, mam do tego prawo. On nie rozumie.
Co mam myśleć? Czy faktycznie nie doszło do zdrady? Czy temat go boli, chce zapomnieć?
Pytam, czy napisać jej SMS-a, pogadać sama — czy coś było, co było? Mąż mówi, żebym z nią nie rozmawiała. Uważam, że coś ukrywa. A wy? Seks — zawsze obłęd, nie mam co narzekać, chemia, magia, zdjęcia — idealne małżeństwo.
Lecz niechęć, unikanie, ponad rok chęci udowodnienia, że jest „czysty” — czemu???

Mam pewien problem. Nie jest to bardzo duża sprawa, ale mimo wszystko trochę mnie męczy.
Dzień dobry, mam pewien problem. Nie jest to bardzo duża sprawa, ale mimo wszystko trochę mnie męczy. Pracuję jako sprzedawca oraz studiuję zaocznie, w październiku mam mieć 3 zjazdy na uczelni oraz ustaliłam z przyjacielem wyjazd na 1 dzień. Wszystko w soboty. Swoją dyspozycyjność podałam na początku tego miesiąca na kartce, aby w razie czego współpracowniczki mogły ze mną ustalić, że taki układ nie do końca im pasuje i przez jakiś czas czekałam z zakupieniem biletu. Ich prośby związane z wolnym pojawiły się ponad tydzień temu i żadna nic nie mówiła na ten temat, więc uznałam, że się dostosowały. Dzisiaj natomiast szefowa napisała do mnie, że mam się określić, w którą sobotę mogę przyjść, bo to nie jest w porządku, abym miała wszystkie wolne i najlepiej, żebym przyszła wtedy na cały dzień (16h), bo tak będzie ,,po koleżeńsku”. Wyjaśniłam, że mam wtedy 3 zjazdy oraz wyjazd oraz że pisałam swoje prośby wcześnie, aby każdy mógł się dostosować lub coś innego ustalić. Na tę wiadomość współpracowniczka odpowiedziała, że w ogóle ich nie poinformowałam o takowej kartce i była schowana (kartka widziała na tablicy korkowej, tam gdzie zawsze), więc to ja powinnam się dostosować. Poczułam presję i ostatecznie postanowiłam opuścić jeden zjazd, aby przyjść do pracy, ale czuję się z tym faktem źle, bo mam wrażenie, że nie jestem równo traktowana. Kilka miesięcy później była sytuacja, że zapomniałam dopisać wolnego dnia w terminie kolokwium i szefowa kazała mi radzić sobie samej, bo nikt za mnie nie wejdzie. Byłam wtedy zmuszona przełożyć kolokwium. Chciałabym popracować do końca tego miesiąca, ale również boję się, że zostanę zbojkotowana i ostatecznie ulegnę presji (mimo posiadania umowy zlecenia, którą mogę rozwiązać w każdej chwili). Dodam również, że ustaliłam z właścicielką mieszkania ewentualną współpracę, ponieważ posiada ona kawiarnię i mogłaby mnie zatrudnić. Uważam, że w tej kwestii niesamowicie mi się upiekło i miałam dużo szczęścia, ale przez moje przeszłe doświadczenia z pracą niepokoję się, że będę źle wykonywać pracę lub współpracownicy nie będą mnie lubić i kablować/plotkować, przez co zacznę mieć nie tylko problemy z pracą, ale też z mieszkaniem. Nie jestem w stanie określić, czy na pewno postąpiłam słusznie, ale nie wiem, ile bym wytrzymała z uczuciem, że szefowa i współpracownicy w aktualnej pracy mnie nienawidzą, a jednocześnie boję się, że tak samo byłoby w kawiarni. Niezbyt rozumiem, czemu jestem traktowana w ten sposób, ponieważ pracę staram się wykonywać jak najbardziej dokładnie, jestem miła dla wszystkich, mimo że trochę nieśmiała i ogólnie raczej nie sprawiam żadnych problemów.
Trauma po poprzedniej pracy, gdzie dawano mi poczucie bycia niewystarczającej, nieradzącej sobie. Teraz odczuwam lęk i objawy somatyczne. Nie sądzę, że zasługuję na pomoc psychologiczną.
Odczuwam ciągły stres związany z tym, że nie dam rady… Zmieniłam pracę, ponieważ w ostatniej doświadczałam okropnych rzeczy, wmawiano mi, że nic nie umiem, że nie nadaję się, wykonywałam obowiązki i nie dostając żadnego feedbacku na bieżąco, tylko wzywano mnie na poważne rozmowy (np. bo tytul maila zawierał słowa w innej kolejności niż chciał szef…) Gdy chciałam zadać pytanie dotyczące spraw na moim stanowisku, przełożony od pierwszego mojego tygodnia pracy z krzykiem mi oznajmiał, że powinnam już to wiedzieć i nie udzielał odpowiedzi.Obniżało to sukcesywnie mój nastrój i przywoływało wiele złych wspomnień z przeszłości, z dzieciństwa, które nie było sielankowe. Cały czas obwiniam się, bo mam szacunek do przełożonych i wiem, że to nie ja powinnam mieć rację. W nowym środowisku czuję, że gdy gdzieś się pomylę spadnie na mnie to samo… znów będę idiotką i kimś kto nie potrafi się niczego nauczyć… W pracy zakładam jakąś maskę i udaję, że ta odpowiedzialna osoba to ja. Gdy wracam odczuwam lęk. Niewygodnie mi z tym, ponieważ ma to objawy fizyczne: cały czas boli mnie głowa, brzuch, czasem kłucie w klatce piersiowej paraliżuje mi całe ciało… Z pomocy psychologicznej korzystają osoby w, nie wiem, żałobie, z jakimś problemem zweryfikowanym. Mam wrażenie, że nie zasługuję na to, ponieważ mi się tylko coś wydaje. Proszę wyrazić swoją opinię, bo mam dość. Czasem przypominam sobie jak ojczym tłukł moją głową o parapet z furią i moją myśl błagalną wtedy: żeby mu się udało.
Czy psychiatra dobrze mnie zdiagnozował, tak szybko? Czułam, że umrę, ale wyniki zdrowotne są w normie.
Szanowni Państwo, około dwóch i pół roku temu, zaczęły się moje problemy ze zdrowiem. Dostawałam duszności, ucisku w klatce piersiowej, palenia w mostku, kołatania serca i zawrotów głowy. Krótko mówiąc, nieustannie bałam się, że umrę. Lekarz rodzinny wykonał w sumie może trzy EKG, zlecił badania krwi, a po otrzymaniu wyników zasugerował, że objawy mają podłoże somatyczne, że nic więcej mi nie pomoże. Pojechałam prywatnie do kardiologa, który stwierdził po EKG i echo serca, że nie widzi problemów kardiologicznych. Wróciłam do rodzinnego domagając się dalszych badań, ale nic nie dostałam. Wierzyłam, że umrę. Umówiłam się do psychiatry, opowiedziałam o sytuacji, i jakby z automatu psychiatra przyjął podejrzenia rodzinnego sugerując nerwicę i objawy ze spektrum depresji. Czy można tak po prostu rozpoznać zaburzenia psychiczne? Czy po prostu rodzinny pozbył się problemu a psychiatra poszedł na łatwiznę i należycie tego nie zweryfikował?
Jak radzić sobie z manipulacjami męża w trakcie rozstania? Zaburza on poczucie bezpieczeństwa u dzieci

Mąż nie godzi się na rozstanie. Postanowiłam rozstać się z mężem. Nie układało nam się od dawna. 

Nasze 8-letnie małżeństwo trwało w dużej mierze w milczeniu. Nie było między nami komunikacji. Rzadko ze sobą szczerze rozmawialiśmy. Pojawił się u mnie ktoś, kto wyznał mi miłość. Mąż wszystko wiedział. Prosiłam go, żebyśmy poszli do psychologa, na terapię, on twierdził, że nikomu nie będzie się zwierzał. Cały czas przy tym ze mną nie rozmawiał, tylko wymagał zerwania kontaktu z kolegą. Kiedy oznajmiłam mu, że się zakochałam, on nagle zaczął ciągnąć mnie do psychologa. Odwiedziliśmy kilku. Tylko że ja już nie chciałam walczyć. 

Kilka miesięcy trwały nasze "rozmowy". Mąż nastawił przeciwko mnie rodzinę, przywiązał do siebie dzieci. Ja nie mogłam na niego patrzeć, chciałam, żeby się wyprowadził. 

Prosiłam. On uparcie twierdził, że jak się wyprowadzi, nie będzie miał już powrotu. Po wielu miesiącach, już pod koniec samych kłótni, odszedł. Teraz przyjeżdża do dzieci bez uprzedzenia mnie, spełnia ich zachcianki, a ja słyszę od niego tylko teksty: przysięgałaś przed Bogiem, zniszczyłaś rodzinę, a marzenia dzieci legły w gruzach. W weekend zrobił coś najgorszego. Po mojej spokojnej z nimi rozmowie, gdzie wytłumaczyłam, że musimy się rozstać, bo czasem tak bywa, ale oni zawsze będą dla nas najważniejsi (dzieci przyjęły to z dużym spokojem), mój mąż zabrał dzieci na kolejne spotkanie, na którym szlochał i mówił: mama zrobiła coś złego, mama wyrzuciła tatę z domu, nie przeprowadzimy się do nowego domu, bo mama podjęła taką decyzję itd. 

Dzieci wróciły bardzo rozstrojone. Musiałam je "przekonać" do siebie z powrotem, zdobywam ich zaufanie na nowo. 

Do tej pory, przez rok tej naszej szarpaniny, nigdy nic mnie tak nie dotknęło. Skąd takie jego zachowanie w stosunku do dzieci? Uparcie twierdzi, że kocha je nad życie. Więc po co burzy ich poczucie bezpieczeństwa? Nie potrafię tego pojąć.

Kocham ją, ale mnie okłamywała, spotykała się z innym, jego też manipulowała.

Nigdy nie myślałem, że będę musiał zadawać takie pytania na forum, ale czuję się rozbity psychicznie i nie wiem, co dalej. 

Poznałem kobietę w lutym 2021, w grudniu 2021 zamieszkaliśmy razem. Niestety okazało się, że flirtowała z byłym facetem i innym określanym jako przyjaciel. Po szczerej rozmowie zerwała z nimi kontakt – przynajmniej tak twierdziła. 

W sierpniu 2024 wróciliśmy z wakacji i wszystko wydawało się w porządku, ale tydzień po powrocie zaczęła mnie obwiniać, że jestem dla niej zły i najgorszy, mimo że jeszcze chwilę wcześniej planowaliśmy wspólne wakacje kolejne itd. Po mojej wyprowadzce w ciągu 48 godzin odnowiła kontakt z jednym z mężczyzną, którego poznała 3 lata temu określając go mianem przyjaciela, pisząc i dzwoniąc do niego. Kiedy się dowiedziałem o tej sytuacji, skontaktowałem się z tym mężczyzną, pytając, czy wie, że ona ma partnera i 8-miesięczne dziecko. To ją bardzo zdenerwowało i zaczęła kontaktować się z nim z nowego numeru kupionego prepaid. 

Spotkałem się z tym mężczyzną osobiście i dowiedziałem się, że on nie jest jej przyjacielem, tylko poznali się na portalu randkowym, kiedy miała zerwać z nim kontakt 3 lata temu, powiedziała mu, że wyjeżdża do USA do pracy. Od grudnia 2021 do 2022 roku pisała do niego e-maile, udając, że jest w USA, od marca 2022 do czerwca 2023 regularnie się spotykali na spacerach, kawa itd. sexu podobno nigdy nie było. Dodam tylko, że w kwietniu 2023 zaszła w ciążę, a on przekazał mi, że w tym czasie również się spotykali on nie mając pojęcia, że jest w związku ani że spodziewa się dziecka. Dostałem od niego zrzuty ekranu wiadomości, wszystkie smsy z 3 lat, w których namawiała go na spotkania, będąc już w ciąży. Facet był zdezorientowany, nie wiedział, że ma partnera, ani że spodziewa się dziecka. Gdy dowiedział się o tym ode mnie w sierpniu 2024, zakończył z nią kontakt. 

Otrzymane zrzuty ekranu przekazałem jej, żeby zobaczyła, jak bardzo jest zakłamana, bo twierdziła, że nigdy nie miała z nim kontaktu od kiedy byliśmy razem. Ona jednak idzie w zaparte, twierdząc, że nigdy się z nim nie spotykała i że te SMS-y to nieprawda. Mówi, że jestem psychopatą, który wszystko wymyśla, mimo że wie, iż spotkałem się z nim, a zrzuty są z jego telefonu. W dodatku na tych zrzutach widnieje jej numer telefonu, o którym nawet nie wiedziałem, że go miała. 

Pytanie brzmi: co mam dalej robić? Czy taki związek ma jeszcze sens? Z jednej strony ją kochałem - kocham, ale z drugiej wiem, że jest zakłamaną manipulantką i oszustką.