Matka odkąd pamiętam jest agresywna, krzycząca, nabuzowana. Robi awantury i nic jej nie odpowiada. Na co to może wyglądać?
Wojtek

Monika Wróbel-Rojek
Dzień dobry,
niestety postawienie diagnozy Pana matce nie jest możliwe. Może to zrobić lekarz psychiatra po sporządzeniu dokładnego wywiadu i badaniu. Po Pana wypowiedzi można jednak wnioskować, że Pana matka jest nieszczęśliwą osobą, która za sposób radzenia sobie przyjęła postawę ataku. Prawdopodobnie psychoterapia (z ewentualną farmakoterapią) byłaby pożądaną metodą leczenia, która ułatwiłaby jej funkcjonowanie, jednak to ona sama powinna się na nią zdecydować, a rozumiem, że nie wykazuje takiej gotowości. Myślę, że Pan jako dorosły mężczyzna, który z sukcesem podjął decyzję o usamodzielnieniu i osiąga życiowe sukcesy (takie jak kupno własnego mieszkania), powinien zatroszczyć się przede wszystkim o swoje zdrowie psychiczne. Mówi Pan, że “zna swoją wartość” - cieszy mnie to, jednocześnie myślę też, że musi być Panu bardzo trudno, gdy słyszy Pan od matki tak niewspierające komunikaty i domyślam się, że chęć emocjonalnego odcięcia się od tego jest celem niełatwym do osiągnięcia. Dodatkowo choroba alkoholowa w rodzinie zawsze wpływa negatywnie na wszystkich członków rodziny. Z domu rodzinnego wyrastamy uzyskując przekonania na temat świata, ludzi i nas samych. Jeśli od dziecka był Pan pod wpływem komunikatów, że świat i ludzie są źli, mogło to wpłynąć na Pana postawę życiową, sposoby radzenia sobie. Warto zdecydować się na własną psychoterapię, by przyjrzeć się bliżej Pana relacji z rodzicami i jej wpływu na Pana życie.
Wszystkiego dobrego,
Monika Wróbel-Rojek
Psycholog, psychoterapeuta CBT

Michał Kłak
Panie Wojciechu,
Opisuje Pan różnego rodzaju problemy w kontaktach ze swoją mamą. Wyobrażam sobie, że dorastanie w ogniu ciągłej krytyki i nieprzewidywalnych reakcji nie było łatwe.
W Pana wypowiedzi zwraca uwagę potrzeba zrozumienia mamy i jej zachowania, prawdopodobnie podyktowana chęcią pomocy jej i otoczeniu. Myślę, że warto spojrzeć na problem z innej strony i przeformułować go - jak mogłoby Panu pomóc określenie, czy mama na coś choruje (i na co?).

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Witam, Podczas wizyty na sesjach u mojego psychoterapeuty zaczynam się wycofywać z rozmów, mam wrażenie, że tematy, których nie chce dotykać, powodują u mnie strach przed wejściem w zależności z terapeutą, aby 100% mu zaufać, chodzę na terapię już rok, ale czuję, że sama przed sobą się poddałam i rozczarowałam terapeutę. Zaznaczę, że poruszane tematy są na mnie bardzo wrażliwe szczególnie te z dzieciństwa i na temat seksualności. Chciałabym już zakończyć terapie i mieć świadomość, że będzie tylko lepiej, lecz im bliżej końca sesji tym bardziej jestem zrezygnowana i niedostępna, mimo że mam super relacje z terapeuta. Udaje przed terapeuta, żeby bardziej on był zadowolony ze swojej pracy niż ja ze swojej nad sobą.. co jest ze mną nie tak, zakończenie procesu terapii wzbudza zawsze takie emocje wycofania ? Pozdrawiam
Nawiązując do mojego pierwszego pytania, uczestniczyłem w terapii psychologicznej i przez pół roku było wszystko ok, odstawiłem tabletki w porozumieniu z lekarzem. Nawrót choroby był nagły i silny wylądowałem na pogotowiu, bo myślałem, że mam zawał, a to był atak lęku nawet Alprox nie pomagał
Dzień dobry.
Z góry będę wdzięczna za pomoc, choć jestem świadoma, że mogę nie dostać odpowiedzi. Chodzę z mężem na terapię par.
Od trzech poprzednich sesji mam wrażenie, że terapeutka jest stronnicza. Zwróciłam uwagę, że nie czuję się równo traktowana z mężem, że terapeutka jakby ma sojusz z moim mężem i uwaga jest przeważnie na mnie w większości zwrócona, na moją pracę. Na moje zwrócenie uwagi terapeutka stwierdziła, że ona ma swoją wiedzę i że jest w tym miejscu, w którym jest i że ja teraz jakbym powiedziała, że jak ma terapię prowadzić.
Stwierdziła, że wie, jak prowadzić terapię, a mąż umie z nią współpracować, a ja upieram się przy swoim.
Czy terapeuta może np. stwierdzić, że intercyza jest dobrym pomysłem, że mąż myśli zdroworozsądkowo, przytoczyć sytuację pary, gdzie brak intercyzy był błędem?
Jakby czuję się bardzo zmieszana i trochę olana.
Z góry dziękuję za odpowiedź.
Dlaczego bardzo wielu, jeśli nie wszyscy terapeuci, próbuje pomóc "słodząc" pacjentom? Nie jest to klasyczna manipulacja, bo manipulacja ma na celu zaszkodzenie pacjentowi - ale jeśli pacjent nie ma odpowiednio wysokich umiejętności społecznych, może mu to zaszkodzić, ponieważ odbierze zachowanie takiego specjalisty literalnie.
Przykładowo, ja przez znaczną większość życia, gdy słyszałam od wszelkich specjalistów, że jestem "niezwykle piękną, wspaniałą i inteligentną osobą", to tak naprawdę te osoby nie myślały tak naprawdę, ale chciały, żebym poczuła się lepiej. Ja jednak nie miałam wówczas wystarczających umiejętności społecznych, aby rozpoznać "słodzenie" i rozumiałam ich słowa LITERALNIE i rzeczywiście tak zaczynałam o sobie myśleć i stawiałam sobie poprzeczkę niezwykle wysoko - i ponosiłam sromotne porażki. Jednak te osoby - uważają wszystkich ludzi za niezwykle inteligentnych, więc tak naprawdę jest to dla nich standard, żeby każdemu mówić, że jest inteligentny, niebywale piękny, itd.
Ja postrzegam rzeczywistość w taki sposób - według wszelkich naukowych danych, znaczna większość społeczeństwa znajduje się gdzieś pośrodku, jeśli chodzi o każdą cechę. Najwięcej z nas jest średnio inteligentnych, średnio pięknych, o średnim wzroście itd. Dla mnie inteligentny oznacza więc "należący do mniejszości, będący znacznie powyżej średniej populacji". Dla psychologów i psychoterapeutów oznacza to natomiast: "każdy człowiek, który nie ma upośledzenia umysłowego". Jednak mówienie, że to, iż ktoś nie ma upośledzenie umysłowego, jest dowodem na jego inteligencję, to tak jakby powiedzieć komuś: "jeśli nie masz 100 cm wzrostu, masz choćby 101, to znaczy, że jesteś wybitnie wysoki, gratuluję Ci". Nie , tak nie jest. To jest pełne spektrum, od osób skrajnie niskich - niskich - przeciętnych (których jest najwięcej) - wysokich - bardzo wysokich - ekstremalnie wysokich (których jest niezwykle mało). Mam wrażenie, że mówię o rzeczach oczywistych. Może po prostu nie rozumiem pewnych konwencji społecznych - dziś może po prostu jest taki "trend", że w dobrym tonie jest mówienie każdemu, że jest niezwykle wybitny, żeby ta osoba poczuła się lepiej, myśląc o sobie - a a niekoniecznie dlatego, że tak naprawdę jest. Może po prostu nie wyłapuję pewnych subtelnych niuansów komunikacji międzyludzkiej. Czy rozumieją Państwo, o czym piszę?