Czy to normalne, że człowiek z depresją chce być sam i ucieka od partnera?
Angel27

Kornel Miszk
To, co opisujesz, jest dość powszechne u osób cierpiących na depresję. Często mają one potrzebę izolacji i wycofania się, zwłaszcza gdy czują się przytłoczone swoimi emocjami. Dla kogoś z depresją bycie samemu może wydawać się jedynym sposobem na radzenie sobie z bólem psychicznym. To jednak nie oznacza, że przestaje mu na Tobie zależeć – po prostu depresja sprawia, że trudno jest mu nawiązywać i utrzymywać bliskie relacje w trudnych momentach.
Jego unikanie kontaktu i izolowanie się mogą być wynikiem wewnętrznego cierpienia i chęci ucieczki od trudnych emocji, a nie od Ciebie jako osoby. W takich chwilach, gdy nie masz z nim kontaktu, ważne jest, abyś również zadbała o siebie. Zrozumienie, że jego zachowanie wynika z choroby, może pomóc w odciążeniu emocjonalnym, ale nie zmienia faktu, że taka sytuacja może być dla Ciebie bolesna.
Rozważ, aby otwarcie porozmawiać z nim w momentach, gdy jest spokojniejszy i bardziej otwarty, o tym, jak jego zachowanie na Ciebie wpływa. Wyrażenie swoich uczuć w sposób, który nie oskarża, ale pokazuje, jak się czujesz, może pomóc w zrozumieniu, że również potrzebujesz wsparcia i bliskości.
Warto także zastanowić się nad poszukaniem wsparcia dla siebie, na przykład w postaci terapii indywidualnej lub grupy wsparcia dla bliskich osób zmagających się z depresją i uzależnieniami. Rozmowa z kimś, kto ma podobne doświadczenia, może przynieść ulgę i pokazać, jak radzić sobie w trudnych momentach.
Twoja miłość i wsparcie są niezwykle ważne, ale pamiętaj, że nie jesteś odpowiedzialna za jego zdrowienie. Depresja i problemy z alkoholem to poważne kwestie, które wymagają profesjonalnego leczenia i wsparcia. Wspierając go, nie zapominaj o sobie i swoich potrzebach. Masz prawo do swoich uczuć i do dbania o własne dobrostan.
Pozdrawiam,
Kornel Miszk

Katarzyna Waszak
Dzień dobry!
Depresja jest chorobą, którą leczy się farmakologicznie, ale warto korzystać równocześnie z psychoterapii. W opisanym przez Panią przypadku pojawia się także problem z alkoholem. Warto się przyjrzeć uzależnieniu, być może potrzebna będzie pomoc terapeuty uzależnień. Łączenie farmakoterapii z alkoholem nie jest dobrym pomysłem.
Rozumiem, że znikanie Pani chłopaka na kilka dni jest dla Pani czymś trudnym. Izolacja społeczna, wycofywanie z aktywności to przejaw depresji. Zachęcam do wzajemnej komunikacji, ustalenia strategii działania w trudnych momentach. Pani jako bliska osoba ma prawo czuć się z tym niekomfortowo. I to jest w porządku. Dlatego spróbujcie o tym porozmawiać. Zachęcam także do zatroszczenia się o swoje potrzeby, o siebie. Jeżeli chłopak jest uzależniony, to Pani może stawać się współuzależnioną.
Katarzyna Waszak - psychoterapia

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Mój mąż ma depresję. Gdy chcę, żeby spędził czas ze mną i dziećmi, nie ma siły. Niezwykle rzadko spędza czas z dziećmi sam. Głównie to ja zajmuje się opieką i zabieram je gdzieś popołudniami czy w weekendy. Co jakiś czas mój mąż ma ochotę pojechać do kolegów, wyjechać gdzieś w kolegami. Ostatnio popłynął w kilkudniowy rejs, teraz wysłał mi informację o jakimś obozie dla mężczyzn. Po raz kolejny zwróciłam mu uwagę, że czuję jakby nie miał dla nas sił, a kiedy jakieś się pojawiają, jego priorytetem są jego własne potrzeby. Mówi wtedy, że nie rozumiem jego depresji i nie akceptuje jego choroby. Ale nielogicznym dla mnie jest, że nie ma siły dla nas, ale na coś z innymi ludźmi już tak. Jakbyśmy byli ciężarem. Jest to dla mnie bardzo przykre.
Czy to naprawdę tak wygląda, czy może to tylko wymówka? Ostatnio zdenerwowałam się i powiedziałam mu wprost, żeby nie zdziwił się kiedyś jak dzieciaki podrosną i będą dzwonić i przyjeżdżać do mamy, a my będziemy tylko współlokatorami. Znów usłyszałam, że nic nie rozumiem.
Witam.
Mam pytanie: po ponad 20 latach razem, będę się rozwodziła z mężem. Mąż ma depresję, stwierdzona przez lekarza przed chyba 5laty. Nie leczył się. Tabletki miał od lekarza przepisane, ale brał, jak chciał. Jak wspominałam o terapii, był zaraz na mnie zły, że on nie będzie tego robił, bo raz był u pani psycholog i nic mu to nie dało. Przez te lata byłam przy nim, chociaż nie powiem, czasem było ciężko. Mąż w domu nie robił całkowicie nic, starałam się go wyręczać, ile mogłam, pracując na cały etat, starałam się też być cały czas dla naszych dzieci (16 i 9 lat), starałam się też ogarniać dom. Z biegiem czasu słyszałam coraz częściej, że to moja wina, że on ma depresję, bo chodził do pracy, gdzie się jej nabawił przeze mnie i dzieci, że jest w miejscu, w którym nie chce być (mieszkamy w Niemczech) też przeze mnie i dzieci.
Z biegiem czasu doszły brak szacunku i chamskie dogadywanie i oczywiście coraz częściej wypominanie wszystkich moich błędów i tego, że nie mam chęci na seks. W sumie w domu bałagan więc i tego nie robiłam, za mało zarabiałam (pracowałam, odkąd przyjechałam do Niemiec, zawsze na cały etat - 41,5 godzin tygodniowo) I czasem tylko jak powiedziałam, że żal mi, że z dziećmi nie spędzam tyle czasu, ile bym chciała (on nie robił z nimi nic), to i tak zaraz był zły, bo dużo ludzi tak robi i dzieciom nic się nie dzieje. 23.09 (nigdy nie zapomnę) mój mąż (pracuje jako kierowca ciężarówki, codziennie w domu) zadzwonił w trakcie pracy, a akurat miałam wolne i jak zwykle (nie pierwszy raz) nasza rozmowa toczyła się tak już po chwili (w sumie to był jego monolog), jaką to ja jestem zła żona, że nie ma seksu, że jestem do niczego (nie wyzywał ani nie bil), ale wtedy coś we mnie pękło. Po tym jeden dzień nie rozmawialiśmy i nie spal w domu, a potem zaczęło się piekło przez 2 miesiące.
Nie chce do tego wracać, ale nurtuje mnie jedno pytanie, bo "naturalnie" całej sytuacji jestem winna ja, bo po tym powiedziałam, że nie chce z nim być, a on się przez te 2 miesiące pierwsze starał i albo mnie kochał i naprawiał, albo nienawidził. Prosiłam, żeby mi dał święty spokój, ale nie docierało.
Teraz jak oboje się chcemy rozwieść, ale non stop słyszę, że to moja wina, bo go w chorobie zostawić chce (ja twierdzę, że to nas obu wina). Czy to normalnie, że ja tak zareagowałam?
Ranił mnie bardzo przez przynajmniej półtora roku, starałam się być silna i tłumaczyłam go depresja, ale coś we mnie pękło.
Czy takie odzywanie się do drugiej osoby mogę ta depresja tłumaczyć, bo on się tak tłumaczy cały czas.
Czy to ja powinnam go na siłę zaciągnąć na terapię (teraz w końcu po kłótni robi)? Czy ja musiałam i muszę przy nim być, bo ma depresję? Cały czas mam wrażenie, że on chce na mnie wymusić poczucie winy. On niby wie, co złe robił, ale jak rozmawiamy, to próbuje i tak się wybielić i na mnie winę zrzucić.
Ja wiem, że moja wina jest taka, że mu nie mówiłam, że mnie to rani, co mówi. W sumie próbowałam, ale było zaraz, co się czepiasz (tylko bardziej chamsko).
Ja chce już normalnie żyć, chce się skupić na dzieciach, a potem być może i dla mnie poszukać terapeuty.
Nie wiem, czy będę chciała jeszcze z kimś być, czy będę umiała, ale nurtują mnie te pytania i będę wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam