Left ArrowWstecz

Czy to normalne, że człowiek z depresją chce być sam i ucieka od partnera?

Witam. Mój chłopak choruje na depresje a także ma problemy z alkoholem. Leczy sie na depresje od prawie 3 lat. Brał leki potem przerwał i teraz znowu zaczał brać leki antydepresyjne i przeciwlękowe. Jak jesteśmy razem jest wszystko w porządku. Nadchodzą takie momenty że nie wraca do domu bo chce być sam. Wtedy nie mam z nim kontaktu. I nie wiem co się z nim dzieje. Odzywa się po kilku dniach i wraca do domu. Czy to normalne że człowiek w depresji chce być po prostu sam i ucieka ode mnie? I każe mnie wtedy ciszą nie odzywając się do mnie? Nie wiem jak mam reagować na takie zachowania. Bardzo go kocham, ale jest mi przykro że ucieka i chce być sam.
User Forum

Angel27

8 miesięcy temu
Kornel Miszk

Kornel Miszk

To, co opisujesz, jest dość powszechne u osób cierpiących na depresję. Często mają one potrzebę izolacji i wycofania się, zwłaszcza gdy czują się przytłoczone swoimi emocjami. Dla kogoś z depresją bycie samemu może wydawać się jedynym sposobem na radzenie sobie z bólem psychicznym. To jednak nie oznacza, że przestaje mu na Tobie zależeć – po prostu depresja sprawia, że trudno jest mu nawiązywać i utrzymywać bliskie relacje w trudnych momentach.

Jego unikanie kontaktu i izolowanie się mogą być wynikiem wewnętrznego cierpienia i chęci ucieczki od trudnych emocji, a nie od Ciebie jako osoby. W takich chwilach, gdy nie masz z nim kontaktu, ważne jest, abyś również zadbała o siebie. Zrozumienie, że jego zachowanie wynika z choroby, może pomóc w odciążeniu emocjonalnym, ale nie zmienia faktu, że taka sytuacja może być dla Ciebie bolesna.

Rozważ, aby otwarcie porozmawiać z nim w momentach, gdy jest spokojniejszy i bardziej otwarty, o tym, jak jego zachowanie na Ciebie wpływa. Wyrażenie swoich uczuć w sposób, który nie oskarża, ale pokazuje, jak się czujesz, może pomóc w zrozumieniu, że również potrzebujesz wsparcia i bliskości.

Warto także zastanowić się nad poszukaniem wsparcia dla siebie, na przykład w postaci terapii indywidualnej lub grupy wsparcia dla bliskich osób zmagających się z depresją i uzależnieniami. Rozmowa z kimś, kto ma podobne doświadczenia, może przynieść ulgę i pokazać, jak radzić sobie w trudnych momentach.

Twoja miłość i wsparcie są niezwykle ważne, ale pamiętaj, że nie jesteś odpowiedzialna za jego zdrowienie. Depresja i problemy z alkoholem to poważne kwestie, które wymagają profesjonalnego leczenia i wsparcia. Wspierając go, nie zapominaj o sobie i swoich potrzebach. Masz prawo do swoich uczuć i do dbania o własne dobrostan.
Pozdrawiam,
Kornel Miszk

8 miesięcy temu
Katarzyna Waszak

Katarzyna Waszak

Dzień dobry!

Depresja jest chorobą, którą leczy się farmakologicznie, ale warto korzystać równocześnie z psychoterapii. W opisanym przez Panią przypadku pojawia się także problem z alkoholem. Warto się przyjrzeć uzależnieniu, być może potrzebna będzie pomoc terapeuty uzależnień. Łączenie farmakoterapii z alkoholem nie jest dobrym pomysłem. 

Rozumiem, że znikanie Pani chłopaka na kilka dni jest dla Pani czymś trudnym. Izolacja społeczna, wycofywanie z aktywności to przejaw depresji. Zachęcam do wzajemnej komunikacji, ustalenia strategii działania w trudnych momentach. Pani jako bliska osoba ma prawo czuć się z tym niekomfortowo. I to jest w porządku. Dlatego spróbujcie o tym porozmawiać. Zachęcam także do zatroszczenia się o swoje potrzeby, o siebie. Jeżeli chłopak jest uzależniony, to Pani może stawać się współuzależnioną. 

Katarzyna Waszak - psychoterapia

8 miesięcy temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Mój partner cierpi na depresję
Witam Mój partner cierpi na depresję, jest to związane m.in. z tym że od kilku lat jest alkoholikiem, niedawno rzucił picie, ok. 2 miesiące temu, ale jego stan psychiczny jest w opłakanym stanie. Ma leki, w nocy nie może spać, do tego nie może znaleźć pracy, choć kiedyś wiodło mu się bardzo dobrze. Teraz nie może dostać żadnej pracy związanej z jego branżą, dostaje odmowy na rekrutacjach. Do tego spodziewamy się dziecka, to jeszcze dodatkowo napędza strach, że sobie nie poradzimy. Co jako partnerka mogę zrobić, jak mu pomóc? Nie ukrywam, że jego stan też źle na mnie wpływa, cały czas siedzimy w domu, ja wychodzę tylko do pracy, a on zostaje sam z myślami.
Mąż ma depresję, przez zobojętnienie chce się rozstać. On z dzieckiem są dla mnie całym światem.
Hej, mam pytanie bo nie wiem co już mam robić. Jestesmy z mężem już wiele lat ze sobą, mamy małe dziecko. Mąż oznajmił mi, że ma depresję i że już mnie nie kocha, nic do mnie nie czuje i chce się rozstać. Wyznał mi, że już od jakiegoś czasu sztucznie się uśmiechał, bo nic nie sprawia mu radości i na dodatek ma myśli samobójcze. Do psychologa idzie za parę dni. W głównej mierze mnie oskarżył za to, co się z nim dzieje. Na moje próby ratowania związku zareagował agresją słowną. Ale i tak kocha się ze mną czule, tak jakby nigdy nic. Chce być jego wsparciem i opoką, ale nie wiem jak się zachowywać, jak mu pomóc. On i nasze dziecko są dla mnie całym światem.
Mąż od zachorowania na depresję wniósł o rozwód, zrzuca na mnie winę, nie jest sobą
Postaram się napisać zwięźle. Mąż był cudownym człowiekiem, empatycznym, inteligentnym, wesołym, rodzinnym. Zawsze mi mówił jaki jest szczęśliwy że mamy siebie, jak bardzo mnie kocha. Po kolei spotkało nas: najpierw było moje poronienie, potem ogromne obciążenie finansowe, czyli kupno domu, pogorszenie się warunków pracy, covid, starania się o dziecko i ten stres związany z badaniami dlaczego nie zachodzę w ciążę . Potem zagrożona ciąża, krwawienia, wylądowanie w szpitalu pod koniec ciąży, stres związany z pierwszymi dniami życia dziecka. Moja depresja poporodowa. Myślę, że ma trochę wyrzutów sumienia, że jak powiedziałam, że potrzebuje pomocy to nie zareagował. Potem samobójstwo jego najlepszego przyjaciela. Moja zmiana pracy i że na początku nie potrafiłam pogodzić pracy z domem. Za bardzo oparłam się o niego, a za mało ja dałam tego oparcia jemu, tak jak dawniej dawałam. Nie byłam troskliwa i nie tworzyłam domu za co mnie kochał. A też tego potrzebował, bo spadła na niego opieka nade mną, dzieckiem i jeszcze dom miał na głowie. Nie potrafił mi powiedzieć o swoich problemach i dusił je w sobie. Jesienią widziałam, że coś jest nie tak, ale mówił, że ma problemy z pracą. Aż w końcu wszystko go według mnie przerosło. W styczniu wyszłam z depresji myślałam, że będzie już wszystko dobrze. A w lutym zakomunikował, że ma depresję. Jest nieszczęśliwy i chce rozwodu. Nie chciał iść na terapię dla par, powiedział, że to nie ma sensu, zresztą on w niczym nie widzi już sensu. Po tym normalnie chodziliśmy do łóżka, wychodziliśmy razem i widziałam wtedy w jego oczach mojego męża. Jak widziałam, że coś zaczyna do niego docierać, to budował mur. W kwietniu złożył pozew o rozwód i się wyprowadził na moją prośbę. Na początku jeszcze się zastanawiał nad powrotem, ale teraz jest zdecydowany na rozwód. Kiedy przyjeżdża do córki nieraz widzę smutek i żal że wychodzi, a niekiedy prawie ucieka z irytacją. Potrafi w ciągu chwili tak poprostu stać się inny. Leczy sie psychiatrycznie, ale widzę tylko, że się pogarsza. Od lipca znów zacznie chodzić do psychologa. Nie wiem czy w ogóle on dostrzega nagłe zmiany w swoim zachowaniu. Wypomina mi, że musiał się wyprowadzić po złożeniu pozwu. Od swojej mamy się odciął, bo go krytykuje, ona go zna i widzi, że nie jest sobą, że będzie tego żałować, bardzo martwi się o niego, nie ma dnia, żeby nie płakała. Za to zbliżył się do ojca (jego rodzice są rozwiedzeni), który nie zauważa zmian u niego. Tylko, że on nie zna mojego męża tak dobrze. Od dzieciństwa mieli dość okrojony kontakt. Mój mąż zawsze mówił że ma z nim kontakt bo ojciec pomaga mu w różnych rzeczach w domu i że nigdy mu nie pokazuje jaki jest naprawdę. Mąż zaczął mówić, że jestem toksyczna. Że tak naprawdę tylko wmawiam sobie, że go kocham. A jednocześnie mówi ,że jedynymi osobami na świecie, które go kochają to ja i nasza córka. Mówi, że go kontrolowałam przez telefon pisząc „co porabiasz?” albo „o której będziesz?”. Zarzuca mi, że sprawdzałam jego komórkę (nigdy, przez 15 lat związku, nie przejrzałam mu telefonu). Wypomina mi, że jak córka miała z 2-3 miesiące i pojechał z koleżanką na parogodzinny wyjazd służbowy to, że widział, że byłam zazdrosna jak wrócił choć o tym nie mówiłam. Ale chodzi o to ,że jak mi to powiedział to byłam w szoku, bo ja byłam przekonana, że pojechał na ten wyjazd z kolegą, więc jaką on zazdrość widział? To ja nie wiem. Byłam zazdrosna owszem. Ale ja wiedziałam, że cieleśnie mnie nigdy nie zdradzi. Byłam zazdrosna o jego kontakty z innymi kobietami, bo on potrafi o bardzo intymnych rzeczach rozmawiać z nimi i dużo im mówi o nas. A mi to nie pasuje co wiele razy mu mówiłam. Nawet nie chce sobie przypominać za co mnie pokochał. Uważ,a że zbuduje sobie szczęście beze mnie. Widzi we mnie tylko osobę z depresja poporodową nie widzi, że już mi przeszła. Uważa, że na dłuższą metę te rozstanie tylko dobrze nam zrobi. Że sobie radzę i że mi jest lepiej bez niego. Wszyscy pamiętają jacy byliśmy szczęśliwi z powodu zaręczyn i ślubu, a on mi powiedział w marcu, że oświadczył się i wziął ze mną ślub, bo bał się, że sobie coś zrobię. Nie wiem na jakiej podstawie tak sądzi. Zawsze miałam epizody uczucia smutku, ale myślałam że to normalne, że nie zawsze jest się szczęśliwym. Nikt nigdy mi nie powiedział, że coś ze mną nie tak. Teraz psycholog powiedział, że mogłam chorować na dystymie od paru lat. Jego psycholog powiedział mum że logicznie mówi i że depresja pomogła mu odejść ode mnie. Moja psycholog przypuszcza, że odszedł, bo podświadomie chce nas chronić przed samym sobą. Ponieważ nie wie co się z nim dzieje. Kiedy powiedziałam o tym mężowi powiedział że „być może” i że zapyta się psychologa. Nie poznaje ludzi na ulicy, inteligentny i wykształcony człowiek, a ma problem z czytaniem ze zrozumieniem wiadomości. W maju mu przeczytałam to co zapisałam sobie o moich uczuciach i widziałam wzruszenie, potem się tego wypierał. Dałam mu prezent na pamiątkę, patrzył się jakbym mu dała jadowite stworzenie i powiedział że otworzy dopiero po rozwodzie. Jednocześnie widzę (zresztą rodzina też) że lubi moje towarzystwo i lubi ze mną rozmawiać. Moja Babcia i teściowa uważają, że coś go dręczy. Im bardziej ja lub rodzina próbujemy mu wytłumaczyć, że się myli tym bardziej reaguje na to złością i ucieczką. Kocham go, zależy mi na nim, nie chce rezygnować z tej rodziny, ale zaczynam dostrzegać że to nie ma sensu. Mój Mąż zniknął i pojawił się jakiś dziwny mężczyzna na jego miejscu. Zastanawiam się czy może on poprostu taki byl, tylko mnie kochał, więc był dla mnie inny. Ale jak mogłabym tego nie zauważyć przez 15 lat związku? Chce jego szczęścia nawet kosztem swojego, ale nie wiem co na niego wpływa czy depresja, a może rzeczywiście mnie już nie kocha? Jak mam się pogodzić z jego odejściem? Zaakceptować jego decyzję? Nie mam jak go nie widzieć, bo mamy córkę 2,5 letnią. Tak bardzo go kocham i brakuje mi mojego Męża. Tego cudownego zabawnego, dobrego i pracowitego mężczyzny który zawsze był gotowy pomagać innym. Przeciwnika rozwodów i zwolennika ratowania związków.
Mąż choruje na depresję, nie podejmuje terapii. Wpływa to na moje cierpienie.
W związku jesteśmy ponad 8 lat. Od 4 jesteśmy małżeństwem i mamy 3- letniego cudownego syna, dom bez kredytu, dobrą pracę, wsparcie rodziny. Mąż dwa lata temu dostał diagnozę depresji, jest od tego czasu na lekach. Mimo sugestii dwóch psychiatrów i moich nacisków nie podjął terapii psychologicznej. Nasz związek… umiera… czuję się jak współlokatorka, a czasem jak zwykła gosposia/niańka. On ma czas na realizacje swojego hobby, ja nie. Od zawsze nasze nieporozumienia kończyły się cichymi dniami (nieraz trwały one ponad dwa tygodnie). Osobą, którą zaczyna jakąkolwiek rozmowę jestem ja i tylko ja, on nie ma takiej potrzeby (tak było zawsze). Jestem bardzo zmęczona i zniechęcona tymi komunikacyjnymi trudnościami. Pożycie małżeńskie niemal nie istniej, mimo zachęt i deklaracji z mojej strony. Jemu wystarczy raz na 2,3,5 miesięcy. Rozważam terapię dla siebie lub terapię małżeńska i nie wiem co najpierw…
Ciężki epizod depresyjny u partnera
Mój partner choruje na depresję. Jesteśmy razem ponad 4 lata, początkowo wszystko było w porządku. Wspieraliśmy się, mieliśmy wspólne plany na przyszłość. Z czasem partner zrobił się bardziej zdystansowany, mniej się mną interesował, zaczął zaniedbywać wiele rzeczy, zapominać, odcinać się od znajomych. Mówił, że czuje się słabo, że nic go nie cieszy. Zasugerowałam wizytę u psychiatry, który stwierdził ciężki epizod depresyjny i przepisał mu leki. Partner bierze te leki prawie 2 miesiące, a poprawy nie ma wcale. Wręcz przeciwnie - mówi, że czuje ciągle pustkę w głowie, że nie czuje żadnych emocji, na niczym mu nie zależy. Powiedział, że nie zależy mu też na mnie, że jest mu obojętne czy przy nim będę czy nie, że nie chce żebym marnowała sobie przy nim życie i ma wyrzuty sumienia, że mnie rani, ale nic nie może z tym zrobić. Jest mi strasznie przykro po tym co usłyszałam, nie wiem jak mam to interpretować i co robić. Z jednej strony rozumiem, że mówi tak dlatego, że jest chory i wcale może tak nie uważać. Z drugiej strony boję się, że jego stan się nie poprawi zbytnio i na zawsze zostanę mu obojętna i to tylko ja będę ciągnąć ten związek sama. Nie wiem jak mam z nim rozmawiać, czy zostać przy nim i go wspierać czy odpuścić. Boję się, że gdy odejdę to będzie z nim jeszcze gorzej i coś sobie zrobi, nie chcę też kończyć tej relacji bo kocham go i pamiętam jakim super człowiekiem był zanim zachorował. Ale co jeśli tak już będzie zawsze, a nawet jeśli będzie z nim nieco lepiej to co jeśli powie mi że nie znaczę już dla niego tyle co kiedyś.
Mój chłopak ma depresje - jak mogę mu pomóc?
Jestem w związku 5 lat, mój chłopak po raz 3 przechodzi przez depresję, powtarza że ma kryzys w związku, chce nas ratować ale nie wie jak. Gdy zapytałam że nie potrafię zrozumieć problemu pomiędzy nami to powiedział że problemem są jego uczucia. Przy wcześniejszej depresji było podobnie, chodził na terapię i wyszedł z tego. Teraz też chodzi na terapię ale chyba teraz jest o wiele ciężej. Czuję się bezsilna, co mam robić? To jest najważniejsza osoba w moim życiu
Mąż ma depresję. Zachowuje się tak, jakbym ja i dzieci byli ciężarem, ale koledzy są już super.

Mój mąż ma depresję. Gdy chcę, żeby spędził czas ze mną i dziećmi, nie ma siły. Niezwykle rzadko spędza czas z dziećmi sam. Głównie to ja zajmuje się opieką i zabieram je gdzieś popołudniami czy w weekendy. Co jakiś czas mój mąż ma ochotę pojechać do kolegów, wyjechać gdzieś w kolegami. Ostatnio popłynął w kilkudniowy rejs, teraz wysłał mi informację o jakimś obozie dla mężczyzn. Po raz kolejny zwróciłam mu uwagę, że czuję jakby nie miał dla nas sił, a kiedy jakieś się pojawiają, jego priorytetem są jego własne potrzeby. Mówi wtedy, że nie rozumiem jego depresji i nie akceptuje jego choroby. Ale nielogicznym dla mnie jest, że nie ma siły dla nas, ale na coś z innymi ludźmi już tak. Jakbyśmy byli ciężarem. Jest to dla mnie bardzo przykre. 

Czy to naprawdę tak wygląda, czy może to tylko wymówka? Ostatnio zdenerwowałam się i powiedziałam mu wprost, żeby nie zdziwił się kiedyś jak dzieciaki podrosną i będą dzwonić i przyjeżdżać do mamy, a my będziemy tylko współlokatorami. Znów usłyszałam, że nic nie rozumiem.

Czy depresja partnera może wpłynąć na jego uczucia? Zrozumienie załamania związku
Witam, byłam z partnerem 6 miesięcy w związku. Gdy go poznałam, powiedział,że cierpi na depresje od kilku lat, na zaburzenia obsesyjno-komuplsuwne oraz spektrum autyzmu. Mimo to urzekł mnie swoją osobą, nie przekreśliłam go. Byliśmy bardzo szczęsliwi przez 4 miesiące, on bardzo chciał kogoś mieć, był z tego powodu dumny. W 5 mięsiącu związku depresja nawróciła, zaczął się skarżyć iż źle się czuje, wziął L4 w pracy, siedział w domu i tylko spał lub grał do rana. Starałam się go wspierać, wyciągałam z domu na spacery, byłam pewna, że mu pomogę i on to doceni. Niestety zostawił mnie, mówiąc, że nic jednak do mnie nie czuje, podkreślając iż on nie wie czy kiedykolwiek mu się polepszy, że bede nie szcześliwa i zasługuje na kogoś lepszego, choć główna przyczyna to brak uczuć. Ciezko mi w to uwierzyć...bo był szcześliwy.... Nie wiem co robić, nie mamy kontaktu....boję się, że depresja mu odebrała uczucia do mnie i go to przerosło...nie wiem jaka jest naprawdę prawda...jestem totalnie załamana...nie wiem czy czekać aż mu się polepszy i się odezwie...czy to wina depresji iż stałam się mu aż tak obojętna... :(
Czy to moja wina? Rozwód z mężem, który ma depresję i poczucie winy

Witam. 

Mam pytanie: po ponad 20 latach razem, będę się rozwodziła z mężem. Mąż ma depresję, stwierdzona przez lekarza przed chyba 5laty. Nie leczył się. Tabletki miał od lekarza przepisane, ale brał, jak chciał. Jak wspominałam o terapii, był zaraz na mnie zły, że on nie będzie tego robił, bo raz był u pani psycholog i nic mu to nie dało. Przez te lata byłam przy nim, chociaż nie powiem, czasem było ciężko. Mąż w domu nie robił całkowicie nic, starałam się go wyręczać, ile mogłam, pracując na cały etat, starałam się też być cały czas dla naszych dzieci (16 i 9 lat), starałam się też ogarniać dom. Z biegiem czasu słyszałam coraz częściej, że to moja wina, że on ma depresję, bo chodził do pracy, gdzie się jej nabawił przeze mnie i dzieci, że jest w miejscu, w którym nie chce być (mieszkamy w Niemczech) też przeze mnie i dzieci. 

Z biegiem czasu doszły brak szacunku i chamskie dogadywanie i oczywiście coraz częściej wypominanie wszystkich moich błędów i tego, że nie mam chęci na seks. W sumie w domu bałagan więc i tego nie robiłam, za mało zarabiałam (pracowałam, odkąd przyjechałam do Niemiec, zawsze na cały etat - 41,5 godzin tygodniowo) I czasem tylko jak powiedziałam, że żal mi, że z dziećmi nie spędzam tyle czasu, ile bym chciała (on nie robił z nimi nic), to i tak zaraz był zły, bo dużo ludzi tak robi i dzieciom nic się nie dzieje. 23.09 (nigdy nie zapomnę) mój mąż (pracuje jako kierowca ciężarówki, codziennie w domu) zadzwonił w trakcie pracy, a akurat miałam wolne i jak zwykle (nie pierwszy raz) nasza rozmowa toczyła się tak już po chwili (w sumie to był jego monolog), jaką to ja jestem zła żona, że nie ma seksu, że jestem do niczego (nie wyzywał ani nie bil), ale wtedy coś we mnie pękło. Po tym jeden dzień nie rozmawialiśmy i nie spal w domu, a potem zaczęło się piekło przez 2 miesiące. 

Nie chce do tego wracać, ale nurtuje mnie jedno pytanie, bo "naturalnie" całej sytuacji jestem winna ja, bo po tym powiedziałam, że nie chce z nim być, a on się przez te 2 miesiące pierwsze starał i albo mnie kochał i naprawiał, albo nienawidził. Prosiłam, żeby mi dał święty spokój, ale nie docierało. 

Teraz jak oboje się chcemy rozwieść, ale non stop słyszę, że to moja wina, bo go w chorobie zostawić chce (ja twierdzę, że to nas obu wina). Czy to normalnie, że ja tak zareagowałam? 

Ranił mnie bardzo przez przynajmniej półtora roku, starałam się być silna i tłumaczyłam go depresja, ale coś we mnie pękło. 

Czy takie odzywanie się do drugiej osoby mogę ta depresja tłumaczyć, bo on się tak tłumaczy cały czas. 

Czy to ja powinnam go na siłę zaciągnąć na terapię (teraz w końcu po kłótni robi)? Czy ja musiałam i muszę przy nim być, bo ma depresję? Cały czas mam wrażenie, że on chce na mnie wymusić poczucie winy. On niby wie, co złe robił, ale jak rozmawiamy, to próbuje i tak się wybielić i na mnie winę zrzucić. 

Ja wiem, że moja wina jest taka, że mu nie mówiłam, że mnie to rani, co mówi. W sumie próbowałam, ale było zaraz, co się czepiasz (tylko bardziej chamsko). 

Ja chce już normalnie żyć, chce się skupić na dzieciach, a potem być może i dla mnie poszukać terapeuty. 

Nie wiem, czy będę chciała jeszcze z kimś być, czy będę umiała, ale nurtują mnie te pytania i będę wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam