Mąż choruje na depresję, nie podejmuje terapii. Wpływa to na moje cierpienie.
ania

Katarzyna Waszak
Dzień dobry!
Rozumiem, że doświadcza Pani trudności relacyjnych w bliskim związku. To ważne, że szuka Pani wsparcia. Depresja jest chorobą, która daje dobre rezultaty leczenia, gdy farmakoterapię łączy się z psychoterapią. Dlatego dobrze byłoby, aby mąż rozpoczął proces, ale nikogo do tego nie da się zmusić.
Zachęcam, aby Pani zadbała o siebie w tej trudnej sytuacji. Wybranie psychoterapii dla siebie może okazać się dobrym krokiem. Czytam, że potrzebuje Pani wsparcia w relacji, bliskości, ale i czasu na odpoczynek. I tego Pani brakuje. Warto porozmawiać z mężem o swoich oczekiwaniach, zaniedbanych potrzebach. Jak Państwo wyobrażają sobie wspólną, preferowaną przyszłość? W relacji ważna jest komunikacja, długie nieodzywanie się do drugiej osoby jest przemocą psychiczną. Spróbujcie zadbać o dobrą komunikację, może własnie na terapii par. Powodzenia
Katarzyna Waszak - psychoterapeuta

Krystian Pasieczny
Dzień dobry, warto na początku odbudować własne zasoby. Dbanie o siebie jest najwspanialszą rzeczą, jaką można zrobić dla osoby najbliższej dotkniętą chorobą. Przecież najpierw życie i zdrowie ratownika jest najważniejsze prawda? Bez tego nie pomoże nikomu.
Depresja to trudna, śmiertelna i przewlekła choroba. Będąc w związku małżeńskim deklaruje się miłość, wierność i uczciwość małżeńską w zdrowiu i chorobie- za te słowa należy brać odpowiedzialność. Najlepiej to Pani zrobi dbając o siebie. Polecam skonsultować się z psychiatrią i psychoterapeutą, aby rozważyć możliwość wsparcia.
Jeśli chodzi o chorobę męża, będą okresy lepszego i gorszenia funkcjonowania- na to niestety należy się przygotować, aby razem obrać wspólny front i grać do jednej bramki
Trzymam za Państwa kciuki i życzę wszystkiego co najlepsze Krystian Pasieczny

Katarzyna Kania-Bzdyl
Dzień dobry Pani Aniu,
stosowanie cichych dni nie jest ani czymś, co cementuje związek, ani tym, co rozwiązuje problem. Myślę, że doskonale Pani o tym wie.
Z Pani wypowiedzi wnioskuję, że czuje się Pani tą osobą, której bardziej zależy na tym, aby poprawić to, co źle funkcjonuje w Waszej relacji. To zupełnie zrozumiałe, że w końcu może zabraknąć sił i chęci na to, aby walczyć o lepszą jakość związku.
Odpowiadając na pytanie terapia indywidualna czy małżeńska, to zastanawiam się nad tym, że skoro mąż odmówił konsultacji dla siebie to czy w ogóle będzie chciał iść na wspólną terapię? Jestem skłonna tego zdania, że to Pani w tym momencie bardziej potrzebuje takiej pomocy. Myślę, że uczęszczanie na konsultacje psychologiczne pozwoli Pani uporządkować swój wewnętrzny świat, Pani pragnienia a także ukierunkować się na to, co dla Pani będzie najlepsze.
Jest Pani dzielną kobietą! :) Życzę, żeby oprócz tej waleczności odzyskała Pani spokój, którego Pani pragnie. Samych dobroci! :)

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Mój mąż ma depresję. Gdy chcę, żeby spędził czas ze mną i dziećmi, nie ma siły. Niezwykle rzadko spędza czas z dziećmi sam. Głównie to ja zajmuje się opieką i zabieram je gdzieś popołudniami czy w weekendy. Co jakiś czas mój mąż ma ochotę pojechać do kolegów, wyjechać gdzieś w kolegami. Ostatnio popłynął w kilkudniowy rejs, teraz wysłał mi informację o jakimś obozie dla mężczyzn. Po raz kolejny zwróciłam mu uwagę, że czuję jakby nie miał dla nas sił, a kiedy jakieś się pojawiają, jego priorytetem są jego własne potrzeby. Mówi wtedy, że nie rozumiem jego depresji i nie akceptuje jego choroby. Ale nielogicznym dla mnie jest, że nie ma siły dla nas, ale na coś z innymi ludźmi już tak. Jakbyśmy byli ciężarem. Jest to dla mnie bardzo przykre.
Czy to naprawdę tak wygląda, czy może to tylko wymówka? Ostatnio zdenerwowałam się i powiedziałam mu wprost, żeby nie zdziwił się kiedyś jak dzieciaki podrosną i będą dzwonić i przyjeżdżać do mamy, a my będziemy tylko współlokatorami. Znów usłyszałam, że nic nie rozumiem.
Witam.
Mam pytanie: po ponad 20 latach razem, będę się rozwodziła z mężem. Mąż ma depresję, stwierdzona przez lekarza przed chyba 5laty. Nie leczył się. Tabletki miał od lekarza przepisane, ale brał, jak chciał. Jak wspominałam o terapii, był zaraz na mnie zły, że on nie będzie tego robił, bo raz był u pani psycholog i nic mu to nie dało. Przez te lata byłam przy nim, chociaż nie powiem, czasem było ciężko. Mąż w domu nie robił całkowicie nic, starałam się go wyręczać, ile mogłam, pracując na cały etat, starałam się też być cały czas dla naszych dzieci (16 i 9 lat), starałam się też ogarniać dom. Z biegiem czasu słyszałam coraz częściej, że to moja wina, że on ma depresję, bo chodził do pracy, gdzie się jej nabawił przeze mnie i dzieci, że jest w miejscu, w którym nie chce być (mieszkamy w Niemczech) też przeze mnie i dzieci.
Z biegiem czasu doszły brak szacunku i chamskie dogadywanie i oczywiście coraz częściej wypominanie wszystkich moich błędów i tego, że nie mam chęci na seks. W sumie w domu bałagan więc i tego nie robiłam, za mało zarabiałam (pracowałam, odkąd przyjechałam do Niemiec, zawsze na cały etat - 41,5 godzin tygodniowo) I czasem tylko jak powiedziałam, że żal mi, że z dziećmi nie spędzam tyle czasu, ile bym chciała (on nie robił z nimi nic), to i tak zaraz był zły, bo dużo ludzi tak robi i dzieciom nic się nie dzieje. 23.09 (nigdy nie zapomnę) mój mąż (pracuje jako kierowca ciężarówki, codziennie w domu) zadzwonił w trakcie pracy, a akurat miałam wolne i jak zwykle (nie pierwszy raz) nasza rozmowa toczyła się tak już po chwili (w sumie to był jego monolog), jaką to ja jestem zła żona, że nie ma seksu, że jestem do niczego (nie wyzywał ani nie bil), ale wtedy coś we mnie pękło. Po tym jeden dzień nie rozmawialiśmy i nie spal w domu, a potem zaczęło się piekło przez 2 miesiące.
Nie chce do tego wracać, ale nurtuje mnie jedno pytanie, bo "naturalnie" całej sytuacji jestem winna ja, bo po tym powiedziałam, że nie chce z nim być, a on się przez te 2 miesiące pierwsze starał i albo mnie kochał i naprawiał, albo nienawidził. Prosiłam, żeby mi dał święty spokój, ale nie docierało.
Teraz jak oboje się chcemy rozwieść, ale non stop słyszę, że to moja wina, bo go w chorobie zostawić chce (ja twierdzę, że to nas obu wina). Czy to normalnie, że ja tak zareagowałam?
Ranił mnie bardzo przez przynajmniej półtora roku, starałam się być silna i tłumaczyłam go depresja, ale coś we mnie pękło.
Czy takie odzywanie się do drugiej osoby mogę ta depresja tłumaczyć, bo on się tak tłumaczy cały czas.
Czy to ja powinnam go na siłę zaciągnąć na terapię (teraz w końcu po kłótni robi)? Czy ja musiałam i muszę przy nim być, bo ma depresję? Cały czas mam wrażenie, że on chce na mnie wymusić poczucie winy. On niby wie, co złe robił, ale jak rozmawiamy, to próbuje i tak się wybielić i na mnie winę zrzucić.
Ja wiem, że moja wina jest taka, że mu nie mówiłam, że mnie to rani, co mówi. W sumie próbowałam, ale było zaraz, co się czepiasz (tylko bardziej chamsko).
Ja chce już normalnie żyć, chce się skupić na dzieciach, a potem być może i dla mnie poszukać terapeuty.
Nie wiem, czy będę chciała jeszcze z kimś być, czy będę umiała, ale nurtują mnie te pytania i będę wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam