Nikt mnie nie lubi, a ja nie wiem dlaczego?
Nikt mnie nie lubi, a ja nie wiem dlaczego
Arleta

Justyna Bejmert
Pani Arleto,
Przykro mi, że tak się Pani czuje. To bardzo bolesne doświadczenie - mieć wrażenie bycia odrzuconą lub niezauważoną, zwłaszcza gdy nie wiadomo, z czego to wynika. Czasem takie uczucie może wynikać z trudnych relacji, a czasem z wewnętrznego poczucia niskiej wartości, które zniekształca sposób, w jaki postrzegamy siebie i otoczenie.
Warto zadać sobie kilka pytań: Czy są osoby, które choć trochę się o Panią troszczą? Czy te myśli pojawiły się nagle, czy są z Panią od dawna? Czy kiedyś czuła się Pani lubiana, a coś to zmieniło?
Czasem to, co czujemy, ma korzenie w dawnych zranieniach lub braku zrozumienia, który się w nas utrwalił. Jeśli takie poczucie „bycia nielubianą” długo trwa i wpływa na codzienne życie, warto porozmawiać z psychologiem. Profesjonalna rozmowa może pomóc spojrzeć na siebie łagodniej i dojść do źródła tych emocji oraz zobaczyć, że jest Pani warta sympatii i szacunku, nawet jeśli teraz trudno w to uwierzyć.
Pozdrawiam ciepło,
Justyna Bejmert
Psycholog

Olga Żuk
To bardzo bolesne uczucie — i ważne, że o nim mówisz. Czasem, gdy czujemy się odrzuceni, nasz umysł zaczyna podpowiadać, że coś jest z nami „nie tak”. Ale to nie musi być prawda.
Ludzie mogą zachowywać się chłodno z różnych powodów: swoich własnych trudności, lęków czy braku uważności. To nie znaczy, że Ty jesteś gorsza lub nieważna.
Może warto się zatrzymać i zapytać: czy naprawdę nikt mnie nie lubi, czy może ja tak się czuję? I co sprawia, że tak myślę?
Pozdrawiam,
Olga Żuk

Kamila Bogusz
Dzień dobry Pani Arleto,
Rozumiem, że może to być dla Pani trudne i bolesne uczucie. Warto przyjrzeć się temu bliżej – co sprawia, że ma Pani takie poczucie, i jakie doświadczenia się na to składają.
Na spotkaniu z psychologiem można przyjrzeć się możliwym przyczynom tego wrażenia oraz zastanowić się, jak budować relacje, które będą dla Pani wspierające.
Serdeczności
Kamila Bogusz

Martyna Jarosz
Pani Arleto,
To uczucie może być bardzo przytłaczające, dlatego warto się zatrzymać i zadać sobie kilka pytań: Skąd bierze się to przekonanie, że nikt mnie nie lubi? Czy są osoby, które okazywały mi życzliwość, ale trudno mi to zauważyć? Jakie doświadczenia mogły wpłynąć na sposób, w jaki postrzegam siebie i innych?
Rozmowa z psychologiem może pomóc uporządkować te myśli i spojrzeć na sytuację z innej perspektywy. Warto dać sobie szansę na zrozumienie i zmianę.
Pozdrawiam serdecznie
Martyna Jarosz
psycholog

Pracownia Psychoterapii Wolne Myśli
Dzień dobry,
to bardzo trudne uczucie — przekonanie, że jest się nielubianym, zwłaszcza gdy nie do końca wiadomo, skąd ono się bierze. Warto jednak wiedzieć, że takie myśli mogą być bardziej odzwierciedleniem wewnętrznego przeżycia niż rzeczywistej postawy otoczenia.
W nurcie psychoterapii psychodynamicznej szczególną uwagę zwracamy na to, co stoi za takimi przekonaniami — jakie emocje, doświadczenia czy relacje (również z przeszłości) mogły wpłynąć na sposób, w jaki Pani myśli o sobie i o innych ludziach. Czasem są to dawne zranienia, poczucie bycia niezauważonym lub niezaakceptowanym, które z biegiem czasu zamieniają się w trwałe przekonanie, że „nikt mnie nie lubi”.
Jeśli te uczucia się powtarzają, wracają w relacjach lub wpływają na codzienne funkcjonowanie, bardzo zachęcam do rozmowy z psychologiem lub psychoterapeutą. W bezpiecznej relacji terapeutycznej można stopniowo przyglądać się temu, co Pani przeżywa, i zacząć rozumieć siebie głębiej. Takie zrozumienie często staje się początkiem trwałej zmiany — nie tylko w sposobie myślenia, ale też w przeżywaniu relacji z innymi.
To, że Pani o tym mówi, to już bardzo ważny krok. I coś, czego nie warto w sobie unieważniać.
Z wyrazami szacunku
Pracownia Psychoterapii Wolne Myśli (Weronika Berdel)

Katarzyna Kania-Bzdyl
Droga Arleto,
na jakiej podstawie wnioskujesz, że żadna z osób z Twojego otoczenia nie darzy Cię sympatią? Czy z pewnością możesz stwierdzić, iż 100% osób, które znasz, bardziej Cię nie lubią niż lubią?;)
pozdrawiam,
Katarzyna Kania-Bzdyl

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Miałam starszą przyjaciółkę (tak przynajmniej myślałam). Wspierała mnie, dzwoniła do szpitala, ja też jej pomogłam w ważnej sprawie, mówiłyśmy sobie różne ważne rzeczy, śledziła moje życie na Instagramie, pisałyśmy w Sylwestra i Nowy Rok.., dużo rozmawiałyśmy. Była dla mnie niczym mama, a ja ze swoją miałam i mam chłodne relacje. Wręcz uzależniłam się od niej emocjonalnie i martwiłam się, gdy długo nie pisała lub nie dawała lajków do zdjęć. Jednak po Nowym Roku miałam wrażenie, że już tylko ja się staram, bo ciągle ja pierwsza się odzywałam.
Niby "zabiegana" a jakoś wcześniej czas był...Aż pod koniec lutego poszło tak naprawdę o pierdołę i postanowiła zerwać kontakt. Miałam wówczas ciężki dzień i pod wpływem emocji coś palnęłam, a ona to odebrała jako atak na siebie, choć doskonale znała sytuację i moje reakcje na pewną osobę.
Zakończyła, odrzucając mnie tak drastycznie "rozumiem, że miałaś ciężkie dzieciństwo, ale nie jestem, nie byłam i nie będę twoją mamą, no sory". "Ty nie panujesz nad nerwami" (choć wie, dlaczego i że czekam na terapię)."Wierzę, że miałaś ciężki dzień, ale muszę to przystopować, wspierałam, jak mogłam, ale tak dalej być nie może". I że ja jej dyktuję z kim i jak ma rozmawiać... A rozmawiała z naszym wspólnym wrogiem, do którego mam uraz. Ja oczywiście się tłumaczyłam, przeprosiłam i prosiłam, ale na nic się to zdało a w pewnym momencie przestała odpisywać. Nie umiem sobie poradzić z tym odrzuceniem, już wstawianie zdjęć nie ma dla mnie radości. Chciałabym jej opowiedzieć co u mnie, poradzić się czasem, ale została pustka, chciałabym wznowić relacje nawet po takim brzydkim zakończeniu.
Kiedyś pisała "zawsze będę cię wspierać, póki żyje, nie pozwolę, żebyś się poddała, w grupie siła", "moja druga córeczka"...To po co w ogóle była ta znajomość? Czemu nie porozmawiała szczerze wcześniej, tylko jakby czekała na potknięcie, tak jakby nigdy nikt błędów nie popełnił... Jest mi bardzo ciężko każdego dnia i każdej nocy, nie tego się spodziewałam, że pierw otworzy swoje ramiona dla mnie, a później z nich wyrzuci :( nie umiem sobie poradzić i jak gdzieś jestem to myslę "stąd jej zdjęcia wysyłałam"
Witam serdecznie.
Pisałam nie tak dawno temu do Państwa w sprawie z partnerem, który ciągle opiniuje, komentuje i broni ostro jednej naszej wspólnej znajomej nie biorąc pod uwagę mojej osoby, jak i moich uczuć. Dziś rozmawiam z nim ponownie.
Jeszcze raz przestawiłam mu mój pogląd na tę sprawę, po czym wyjaśniłam wyraźnie, że jego zachowanie mnie zraniło, a nawet doprowadziło do łez, których nie widział, gdyż płakałam w ukryciu za jego plecami. Wyrazie w rozmowie postawiłam mu moje granice. Partner niestety nie widzi w swoim zachowaniu nic złego. Na różne sposoby zaczął się tłumaczyć, a na słowa, jakie powiedział w kierunku naszej, a w zasadzie jego znajomej zacytuje ,,ale się wyrobiła, nowe ciuchy kupiła'' po czym stanął w jej obronie, gdy na nią źle powiedziałam mówiąc ,,czemu tak o niej mówisz''. Dziś mi słowa wyjaśnił. Powiedział, że ją podziwia, bo kiedy jej mąż pracował, ona musiała zajmować się domem dziećmi. Mnie chciał tym samym dać do zrozumienia, że ona zawsze będzie u niego na pierwszym miejscu, bo pracuje, kupuje sobie nowe ciuchy i w ogóle wyrobiła się, ma prawa jazdy.
A ja w jego oczach z tej racji, że nie pracuje, bo nie mogę znaleźć pracy, mimo tego, że mam nowe ciuchy, a nie mam prawa jazdy jak ona, w jego oczach jestem nic niewarta.
Jednak nie mam zamiaru mu nic udowadniać, chcę po prostu być sobą i popracować nad własnym poczuciem wartości.
Mimo że mam 38 lat, jestem zadbana kobietą, na powodzenie u płci przeciwnej nie narzekam. On ma 58 lat.
To przykre słyszeć z ust partnera takie słowa i porównania, to strasznie boli. Jak sam twierdził, on mnie kocha, tylko ja się pytam gdzie tutaj miłość i szacunek? Ja bym w życiu nie zrobiła takiego świństwa, jak on zrobił mnie. Bardzo mocno zwracam uwagę na czyjeś uczucia i wiem, jak może czuć się w taki sposób skrzywdzona osoba. Na sam koniec chcę dodać, że po tej całej rozmowie partner przestał się do mnie odzywać, milczy, a jak już się odezwie, to tylko w sprawie służbowej.
Nie wierzę w jego zmiany, no jeśli by chciał coś zmienić w tym kierunku, to by to zrobił, a on wciąż powiela te same schematy, nie patrząc nic na moje uczucia. Czuję się bardzo niepewnie w tej relacji. Straciłam zaufanie do niego, jak i poczucie bezpieczeństwa. Związek też nie daje mi żadnej satysfakcji, a wręcz podcina mu skrzydła. Oczywiście, jeśli chodzi o terapię dla par, to nie wchodzi w grę. Chciałam jednak poznać Państwa zdanie na wyżej opisana przeze mnie sytuację.
Chciałabym również dowiedzieć się jak pracować nad swoim poczuciem własnej wartości, gdyż nie wygląda ono dobrze, a zależy mi na tym, żeby nad nim popracować, wzmocnić je. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszelkie odpowiedzi.
Mam koleżankę z pracy, która wiem, że jest lesbijką no ale okej. Zaprosiłam ją na wesele wraz z osobą towarzyszącą. Ona mi powiedziała ze, ona to nie wie, czy weźmie swoją osobę towarzyszącą, bo ona ma na czole tatuaż z korony cierniowej🫣 no osoba mocno taka wzbudzająca kontrowersje. Mój narzeczony mówi, że najlepiej jakby takiej osoby nie było na naszym ślubie i weselu. Ja mam pogląd taki dość tolerancyjny na osoby o takim wyglądzie, niech robią ze swoim ciałem, co chcą, aczkolwiek to taka duża manifestacja i nie wiem, czy bym chciała, żeby na weselu ludzie bardziej zwracali uwagę na osobę o takim wyglądzie, niż na młodą parę i zapamiętali wesele jako takie gdzie była osoba z "tatuażem na czole". Dodatkowo jest to ślub kościelny i może to obrażać uczucia religijne niektórych osób. Mama moja stwierdziła, że mój narzeczony jest nietolerancyjny, a ja ulegam jego wpływom i że jak już zapraszam koleżankę z osobą towarzyszącą, to może przyjść, z kim chce. Z tym że nie wiedziałam, ze jej osoba towarzyszącą ma tatuaż z korony cierniowej na głowie. Mam też problem ze sprzeciwianiem się mojej mamie. Ale naprawdę chyba wolałabym, żeby jeśli ta osoba przyjdzie, to jakoś dużą ilością makijażu zakryła ten tatuaż. Koleżanka mówiła o tym w tonie raczej takim, że przyjdzie bez niej. Zdaje sobie sprawę, ze jej dziewczyna ma kontrowersyjny wygląd i jest osobą mądrą i powinna to rozumieć. Ale pewności nie mam. Stresuje się tym. Nie chcę też zepsuć z nią relacji. Naprawdę nie uważam się za osobę nietolerancyjną. Chciałabym tylko oszczędzić sobie dodatkowego stresu w dniu ślubu i nie myśleć o reakcji mojej rodziny i rodziny narzeczonego na osobę o takim wyglądzie. I tak będę się bardzo stresować w tym dniu. Jak mam wybrnąć z tej trudnej sytuacji?
10 miesięcy temu mój 5-letni związek się zakończył, nie z mojej inicjatywy. Przyczyna? Dobre pytanie, aczkolwiek najprawdopodobniej osoba trzecia (po chwili od zerwania dodawane były zdjęcia z inną dziewczyną, więc nie ciężko mi się domyślić, że był to powód). Nasz związek nie był idealny, byłam, chociażby zdradzana, ale ja kochałam szczerze i prawdziwie.
Ale mniejsza już o to, wiedziałam, że coś się psuło, że się odsunął i mimo moich starań, nic nie potrafiłam już zrobić.
Odpuściłam i mimo płaczu przy zerwaniu, bo jednak były emocje, to nie prosiłam, żeby został, wiedziałam, że tak będzie lepiej. Pierwszy raz od pięciu lat poczułam może nawet lekką ulgę. Problem jest w tym, że ja wiem, że ma nową dziewczynę, że wszędzie się sobą chwalą i nie rozumiem, jak od razu po zerwaniu potrafił wejść w nowy związek. Czy jego „Kocham Cię” mówione do mnie było kłamstwem przez te 5 lat? Bo jak można tak szybko mówić to komuś innemu? U mnie minęło tyle miesięcy, a ja nie potrafię się zakochać, nawet zauroczyć się nie miałam okazji i boję się, że już nigdy nie będę umiała. Czuję, że mnie to zniszczyło, mimo świadomości, że tak jest mi lepiej i naprawdę masa dobrych rzeczy się wydarzyła. Spełniam marzenia, to ciągła myśl o tym, że on „ jest szczęśliwy” z kimś innym, a ja mimo wielu możliwości wielu spotkań i mężczyzn wokół, nie czuję nic do nikogo. Próbowałam, ale nie umiem sobie wmówić, że kogoś kocham, bo to trzeba czuć. Nie wiem, ile czasu to potrwa, chciałabym po prostu potrafić jeszcze obdarzyć kogoś tak wielką miłością, jaką dawałam mu. No jak na razie stałam się zupełnym przeciwieństwem siebie. Może to przez lęk, że znowu się poświęcę i ktoś mnie zostawi. Powiedziałabym, że może to przez to, że naprawdę był miłością mojego życia, ale z drugiej strony wiem, że nie mógł nią być. Był agresywny, zdradzał, więc to nie mógł być on. Ale ciągle mam go w głowie i to, że on o mnie zapomniał, jakbym nic dla niego nigdy nie znaczyła, to nie kwestia mojej tęsknoty a bardziej wściekłość na brak szacunku, jakim uważam, że mnie potraktował.
Jak uwierzyć po czymś takim w miłość i jak na nowo nauczyć się ufać ludziom w ich intencje? Czy da się zapomnieć o kimś, kto naprawdę był dla nas tak ważny? Zmieliłam całe moje życie, ale tych myśli nie potrafię nadal.