
- Strona główna
- Forum
- kryzysy, rodzicielstwo i rodzina, zaburzenia lękowe, zaburzenia nastroju
- Od 6 lat siedzę w...
Od 6 lat siedzę w domu z dziećmi. Mam ich dość, wszystko mnie denerwuje.
Kk
Patrycja Kurowska
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Paweł Franczak
Sławomir Stepa

Zobacz podobne
Cztery lata temu wróciłam do Polski, od tego czasu pracowałam w sklepie, nie lubiłam tej pracy, ale na mojej drodze stanęła pewna cudowna kobieta i zaproponowała mi pracę w przedszkolu gdzie pracowałam 2 lata, ale nie stety przyszła nowa pani dyrektor i stwierdziła, że buduje swój zespół a staremu nie przedłuży umów, więc wyleciałam, ale w tym samym czasie koleżanka pomogła mi dostać pracę w drugim przedszkolu umowę miałam na 11 miesięcy wszystko szło pięknie aż do momentu, kiedy zaczęło brakować dzieci w placówce i nowa pani dyrektor stwierdziła, iż nie jest w stanie dać mi umowy bo ja na nią nie stać, ale jak będą dzieci to na pewno da mi ta umowę niestety wszystko to, co mówiła okazało się kłamstwem i zatrudniła kogoś innego na to miejsce a ja zostałam dosłownie z niczym nie mam tutaj gdzie mieszkam żadnych znajomych chwilowo poszłam do pracy do piekarni, ale nie potrafię się tam odnaleźć w ogóle wydaje mi się, że ja nic nie potrafię nie wiem, jak mam dalej żyć boje się wszystkiego proszę niech ktoś mi powie co mam zrobić bo czuję że nie daje rady
Wyrzuty sumienia, jak z nimi sobie poradzić i jak relacje z mężem naprawić?
Odszedł nasz pies i to wydaje mi się w dużej mierze przeze mnie. Wszyscy go kochaliśmy i mój mąż szczególnie, boję się, że mi tego nie wybaczy. Od dłuższego czasu bardzo chciałam zrealizować marzenie, którego nigdy wczesniej nie mogłam, bo dzieci praca itd. wyjechać na wyspę i tam spróbować żyć, zrobić taki gap year tyle że po 40. Miałam też dosyć szarej zimnej polski w zime. Niestety loty czarterem nie pozwalają przewozić psa cięższego nie 8 kilo na pokładzie, więc mój mąż udał się do weterynarz, która dała psu specjalną karme odchudzającą. Pies miał 14 lat ważył 10, a miałby zejść do 8 kilo. Mąż nie chciał, aby leciał w luku bagażowym, bo jak stwierdziła weterynarz tego by nie przeżył. Nie udało mu się zgubić do naszego wyjazdu wagi tyle, ile trzeba, więc zostawiliśmy go pod opieką moich rodziców. We wcześniejszych latach też wyjeżdżaliśmy na miesiąc i wszystko było ok ,pies nie chorował. Stwierdziliśmy, że jak schudnie i znajdziemy dom dla nas większy( ten co wynajmowaliśmy właściciel nie zgadzała się na zwierzęta) to go zabierzemy. No i niestety pies schudł, ale nie zdążyliśmy go zabrać - odszedł sam, bez nas, nie tak powinno być.
Oboje mamy straszne wyrzuty sumienia, ponieważ myślę, że mógł też umrzeć z tęsknoty do nas, tak powiedział mi mąż w złości, że go zabiliśmy. Też go kochałam, ale miałam te swoje wariacje, naprawdę już w pewnym momencie obsesję o zmianie swojego życia, a teraz bardzo żałuję, jeszcze nie powiedziałam dzieciom, jestem przekonana, że wszyscy będą mnie winić, ponieważ wyjazd to był głównie mój pomysł, moja potrzeba, oni się na to zgodzili.
Jestem w bardzo złym stanie psychicznym i boję się także czy w ogóle mąż mi wybaczy, już mi mówi, że to wszystko przez mój egoizm, też bym chciała cofnąć czas i nigdzie nie wyjeżdżać, bo rodzina jest dla mnie najważniejsza i ją bardzo naraziłam na cierpienie, a Figa rzeczywiście - przyczyniłam się do jego śmierci.
Jak to wszystko naprawić? Kocham męża, kocham moje dzieci, wszyscy będą cierpieć teraz rzeczywiście przeze mnie, jest tak bardzo źle. Cały ten wyjazd chyba zaczyna rozbijać moją rodzinę naczytałam się o wychodzeniu ze strefy komfortu, ale właśnie oni mieli tam dobrze w domu, pies też, a tak jest dla wszystkich tylko niepotrzebne cierpienie, bo ja to wszystko wymyśliłam a mąż mnie wspierał i się zgodził na całe to wariactwo. Teraz ma do mnie ogromny żal i pretensje, ja sama do siebie też, bo nie taki chciałam koniec dla Figa zdala od nas tęskniącego....
Co mam teraz z tym wszystkim zrobić?
Jak z nimi rozmawiać, żeby mi wybaczyli i jak samej sobie wybaczyć? Narazie nie mogę spać i ciągle płacze, wyjazd zmienił się w koszmar. Jutro wracamy do Polski na dwa tygodnie tam być może jeszcze bardziej będzie odczuwalny brak naszego psa. Tyle lat był z nami i naprawdę nie zasłużył na taki koniec. Co robić, proszę o poradę ? Jeżeli chodzi o sam wyjazd to też jestem w ciągłym stresie, ponieważ dzieci nowa szkoła, nowy język, trochę zaczynają narzekać, że chcą do Polski, ja głównie szukam nieruchomości to też generuje bardzo duży stres i teraz jeszcze ta sprawa z psem, chyba rzeczywiście wrócimy do domu, oni są dla mnie bardzo ważni, chce, żeby byli szczęśliwi. Mam nadzieję, że mi wybacza, ja zawsze też kochałam naszego psa chociaż nigdy nie byłam specjalnie dla niego wylewna, ale to był mój pies, którego kupiliśmy zaraz po ślubie, nasze takie pierwsze dziecko, które jednak zaniedbywałam, bo ciągle byłam zmęczona tymi prawdziwymi, które pojawiły się potem, no i na koniec całkowicie go zaniedbałam. Pies kiedyś był pół roku u moich rodziców, jak ugryzł nasza córkę, gdy ta była mała i go dręczyła, ale niestety tym razem nie wzięłam pod uwagę, że jest starszy już, ale też nie wyglądał i nie był chory miał trochę problemów ze stawami, ale dostał na nie zastrzyki i chodził już dobrze. Mój mąż stwierdził, że złamaliśmy mu serce i dlatego umarł i teraz ja siedzę i wyje ,bo może rzeczywiście tak było...za każde słowo nawet srogie dziękuję, czasami mam wrażenie, że w ogóle nie jestem ogarnięta i powinnam być stałym klientem psychologów.


