Gnębienie psychiczne przez męża - co robić?
Kasieczka

Anna Łukawska
Dzień dobry!
Bardzo się cieszę, że się odezwałaś. Przede wszystkim warto spojrzeć na siebie i swoje potrzeby. Biorąc pod uwagę przemoc psychiczną, o której mówisz polecałabym skonsultować się Centrum Praw Kobiet, bądź Niebieską Linią. Dodatkowo warto, żebyś zadbała o swój dobrostan psychiczny- polecam konsultację psychologiczną, gdzie możemy pracować nad wzmocnieniem poczucia własnej wartości i dążenia do postawionych sobie celów.
Pozdrawiam serdecznie!

Danuta Pakosz
Witam, gnębienie jest przemocą psychiczną i wpływa bardzo niszcząco na samopoczucie i funkcjonowanie, w tym w roli matki. Pisze Pani o myślach o rozwodzie, czyli że nie chce Pani dłużej się na to godzić. Rozumiem że ma Pani trudność w porozmawianiu o tym z mężem lub podjęciu konkretnych kroków. Bezpłatne wsparcie interwencyjnie uzyska Pani w Centrum Interwencji Kryzysowej, które jest w większych miastach i gminach. Pozdrawiam, Danuta Pakosz

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Dzień dobry,
Od 10 lat mam ciągle nawracającą się depresję.
Jestem ciągle zmęczona … wszystkim. Mam leki, psychiatrę … już trzeciego. I znowu od 4 miesięcy jest bardzo źle, gorzej niż zwykle, mimo że chodzę na terapię 2 x w miesiącu i biorę leki. Jestem strasznie zmęczona, już nie widzę, co mogłabym jeszcze zrobić, żeby było lepiej. Mam męża i 2 dzieci, którzy mają mnie już dosyć. Ja też mam siebie dosyć, nawet kąpać mi się nie chce. Chcę tylko spać i przespać to gówno.
Ale jak się budzę to nie nowy to samo.
Co mam robić, gdzie szukać pomocy, czy w ogóle jest jakieś wyjście?
Monika
Dzień dobry, mam 32 lata i jestem bardzo samotną osobą.
Od dziecka nie mam żadnych przyjaciół, w szkole byłam bita i odrzucana, nikt nie chciał się ze mną zadawać. Do tej pory nie mam żadnych przyjaciół, czuje się wykluczona od społeczeństwa. Moja rodzina mnie nie wspiera, mają mnie za dziwolonga, moje kuzynki nie przyznają się do mnie, bo się mnie wstydzą. Jestem normalną osobą, po prostu mam w życiu pecha, chciałabym mieć przyjaciół, ale nie mam szczęścia do ludzi, po prostu mam pecha, ale rodzina tego nie rozumie.
W życiu spotykają mnie same cierpienia i dzieje się to nie przypadkowo, po prostu wygląda to tak, jakbym była przeklęta. Nie wiem, co mam robić. Czy iść do egzorcysty to jest nielogiczne, żeby od samego początku działy się ze mną straszne rzeczy. Cały świat jest przeciwko mnie, nikt mnie nie rozumie, moja rodzina ma mnie za chorą, a ja jestem zdrowa psychicznie. Nie wiem, co mam robić
Cześć, pisałam tu jakiś miesiąc temu... Wątek: Jak pomóc ojcu zmanipulowanemu przez nową partnerkę po śmierci mamy? Prośba o rady. Od tamtego czasu wiele się zmieniło na gorsze... W poprzednim wątku nie napisałam wszystkiego. Mam 29 lat, choruję na MPD (orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym), ale jestem osobą samodzielną. Mieszkam jeszcze z ojcem, bratem, partnerką ojca i jej córką. Moja mama zmarła 5 lat temu. Po jej śmierci tata zapewniał, że „będziemy razem” i damy radę jako rodzina. Przez pewien czas tak było – do momentu, gdy dwa lata temu w jego życiu pojawiła się partnerka. Od tego czasu stopniowo się wycofywał, aż niedawno oświadczył, że się wyprowadza do niej. Zostawia mnie i młodszą siostrę (25 lat) (która ma dwoje małych dzieci), oraz dwóch braci, którzy mają znaczne MPD i wymagają całodobowej opieki z całą odpowiedzialnością, mimo że formalnie nadal jest prawnym opiekunem jednego z naszych braci. Deklaruje, że „będzie przyjeżdżał”, ale cała opieka spadła na mnie i moją siostrę. Ta kobieta twierdzi, że „jesteśmy już dorośli” i tata nie ma obowiązku się nami zajmować. A przecież nie chodzi tylko o wiek – chodzi o to, że nasi bracia są całkowicie zależni, potrzebują pomocy przy wszystkim, a my nie mamy żadnego wsparcia z zewnątrz. Najbardziej martwię się o moją siostrę. Całe życie pomagała mamie, teraz wychowuje swoje małe dzieci i jeszcze będzie musiała według ojca pomagać mi w opiece nad braćmi. Jest bardzo młoda, a już nosi na sobie ciężar, którego nie powinna musieć dźwigać. Nie takiego życia dla niej chciałam. Czuję się okropnie, że to wszystko na nią spadło. A przecież miała prawo do własnej rodziny, spokoju, planów... Ja z kolei szukam pracy, ale teraz nie chcę zostawiać siostry samej. Choć mówi, że da sobie radę, przed tym jak się dowiedzieliśmy, że ojciec nas zostawia, już było jej ciężko, płakała itd... Kocham rodzinę, ale czuję się przytłoczona, bezsilna i bardzo zawiedziona zachowaniem ojca. On wybrał partnerkę, która go całkowicie sobą pochłonęła, a my przestaliśmy się liczyć. Boję się, że ja i siostra nie damy rady psychicznie i fizycznie... Będę wdzięczna za każdą odpowiedź.
Ciężko wyjaśnić to, co mi się przytrafia. Coraz częściej myślę, że mam pecha, wisi nade mną jakieś nieszczęście.
Naprawdę zastanawiam się, czy nie powinnam udać się do egzorcysty. Nie trzymają się mnie relacje ani koleżeńskie, ani romantyczne, pomimo że jestem piękna w środku i na zewnątrz. Mam pecha ze znalezieniem pracy. Gdy pojawia się jakaś szansa, na pracę, to nie dostaję jej, pomimo że wypadam świetnie.
Gdy nawiązuję znajomość, ludzie znikają jak duchy. Jestem w rozpaczy. 1,5 roku temu miałam taki problem, że budziłam się w nocy przerażona, bo nic nie pamiętałam, ani gdzie jestem, jak się nazywam, nic. Zdarzało mi się też lunatykować. Słyszałam, że gdy pojawiają się trudne do wytłumaczenia nieszczęścia, to może być to oznaką wpływu złego ducha. Wstydzę się jednak pójść po taką nietypową pomoc, ale też boję.
Dzień dobry,
zwracam się w sumie z paroma drobnymi problemami.
Od ponad roku próbuje leczyć zaburzenia lękowe i jakoś to idzie. Niestety, ale chodzę jeszcze do szkoły, w której jestem przez to oceniana przez nauczycieli przez ich wizję na temat tego wszystkiego. Przez ostatni miesiąc było spokojnie, a teraz wyszło to z jakąś zdwojoną siłą, jestem krytykowana za to, że nie umiem czasami wytrzymać na lekcji.
Jest mi ciężko wytrzymać w szkole, często objawy psychosomatyczne próbują zrobić wszystko, bym tam nie poszła, właśnie od czasu tych afer z praktycznie wyzywaniem mnie przez niektórych nauczycieli…
Chodzę na terapie, ale czuję się ostatnio z tym źle.
Chciałabym już wyzdrowieć, czuję się chora, jak tam chodzę. Podczas ostatniej sesji dodatkowo jakoś pokonywanie danej trudności, o której wspomniał terapeuta, wywołało u mnie dziwne uczucie, naprawdę jest ze mną aż tak źle, że mam ćwiczyć proste rzeczy? Wiem, że jest mi to potrzebne, ale ciężko się przełamać. Bardzo się boję, że wyszedł wtedy pomiędzy nami jakiś kwas, obecnie boję się tam iść i omówić te wszystkie obawy, boję się opowiadać o takich odczuciach, bo nie chce kończyć tej terapii, moja poprzednia zakończyła się takim kwasem. Mam wrażenie, że teraz tam nie powinnam przychodzić, bo może zadziało się coś złego z mojej winy, chciałabym, by nie było żadnych problemów i niestety mam wrażenie, że złym pomysłem było pójście tam w stresującym dla mnie czasie, oczywiście, że nieraz chodziłam tam z negatywnymi emocjami, ale nigdy jakoś tak coś we mnie nie uderzyło, ciężko opisać, co odczuwam, ale wolałbym cofnąć czas by nie czuć takich dziwnych emocji.
Mam wrażenie, że ostatnio ciężko mi się cieszyć.
Próbuje wygrzebać się z tego lęku, ale z drugiej strony nie chce. Chciałabym wymazać sobie pamięć i cofnąć się do dnia, gdy to wszystko się zaczęło i nie dopuścić do tego.
Chce być i czuć się jak zdrowa osoba.
Nie wiem, co robić. Wiem, że takie rzeczy pewnie trzeba konsultować ze swoim terapeutą, ale ja nie umiem, czuję się winna, że odczuwam takie emocje i w sumie nawet nie umiem ich opisać, po prostu jakby na następnym spotkaniu ten cały proces miał się zakończyć. Jestem pewna, że to wszystko przez tę sytuację w szkole, ale nie mam co teraz z tym zrobić. Zaczęłam teraz znikąd obawiać się terapii i ogólnie tych wszystkich spraw związanych z zaburzeniami lękowymi, chce tylko zapomnieć.
TW: myśli samobójcze
Wiem i rozumiem dobrze, że mam depresje dlatego biorę aktualnie antydepresanty,.. i mam świadomość, ze jestem w głębokiej depresji, ze funkcjonuje jakoś, to po prostu mój upór, aktualnie czekam na oddział dzienny. Jest taki, że już naprawdę nie daje rady, myśli są bardzo natrętne.. i praktyczniej codziennie. Co do fundacji czy grup wsparcia, ze mnie jest taki problem, że nie umiem ufać ludziom, bo tak już mnie nauczyło, że jestem całkowite sam ... ale tak jak Pani mówi, może tego spróbuje w końcu, już dużo rzeczy mi nie zostało.. a może niedługo w końcu będę miał wieczny spokój