Żona leczyła się na depresję poporodową, ale teraz nie dogadujemy się. Żona mówi, że mogę odejść, ona sobie poradzi, a to nie o to chodzi.
Anonimowo

Joanna Łucka
Dzień dobry,
opisane przez Pana trudności istotnie wyglądają na złożone, wieloczynnikowe i warte głębszego przyjrzenia się. Przede wszystkim to wspaniale, że sięga Pan po pomoc i stara się zadbać o dobro rodziny.
Poniżej postaram się odnieść się do opisanych przez Pana obszarów.
Zaczął Pan wiadomość od informacji dotyczących psycholożki Pana żony, dlatego początkowo również omówię tę kwestię.
Prywatne życie specjalisty nie powinno mieć wpływu na relację z pacjentem i proces terapeutyczny. Umiejętność odczytywania własnych emocji, stanów i sygnałów, które w opisach czy zachowaniach pacjenta mogą rezonować z sytuacją czy przeżyciami terapeuty jest jedną z ważniejszych i podstawowych umiejętności, jaką musi nabyć wykształcony w tym zawodzie specjalista. Każdy etycznie działający terapeuta - a jeśli terapia trwała długo, to zakładam, że mówimy tu o psychoterapeucie po specjalistycznym 4-letnim szkoleniu podyplomowym - powinien także korzystać z superwizji. Celem takich spotkań jest nadzorowanie oddziaływań terapeuty przez innego specjalistę, ale także sprawdzanie jego samopoczucia w związku z toczącym się procesem terapeutycznym. Zatem ani stan cywilny, liczba dzieci, majątek, religia lub światopogląd nie powinny predysponować do zachęcania pacjentów do podejmowania lub niepodejmowana danych działań czy postaw. Postawa terapeuty nie powinna uwzględniać prezentowania własnych poglądów, zaś podążanie za klientem/pacjentem, co jest ujęte także w kodeksie etycznym zawodu psychologa. Oczywiście istotnym elementem procesu jest psychoedukacja, jednak ta nie zakłada korygowania przekonań pacjenta w jednym, uniwersalnym kierunku.
Prywatne doświadczenia specjalisty mogą jedynie - lub aż - wzbogacać go o szerszą gamę rozumienia trudności i empatyzowania z problematyką z jaką mierzą się osoby, z którymi podejmują pracę. Nie zaś nakierowywać do podejmowania działań, które podjęte zostały w ramach osobistych decyzji poza drzwiami gabinetu.
Pisze Pan o zachęcaniu żony do podjęcia wspólnie terapii par. Faktycznie opisywane przez Pana trudności w relacji małżeńskiej wskazywałyby na rozważenie takiej możliwości. Obawiam się natomiast, że potrzebne są tu środki finansowe, gdyż terapia par rzadko bywa refundowana przez NFZ (raczej mówimy tu o terapii rodzinnej), potrzebne byłoby też skierowanie od lekarza. Proszę jednak dokładniej zorientować się w tym temacie poprzez np. tę stronę: https://pacjent.gov.pl/artykul/psychoterapia
Wspomina Pan, że czuje zniechęcenie czy ignorowanie przez żonę podjęcia wspólnej terapii. Warto rozważyć, czy może być dla żony trudnością w podjęciu takiej decyzji. Czy nie widzi ona nadziei na poprawę sytuacji, czy jest to raczej zmęczenie codziennym życiem - pracą, opieką nad synkiem, własnym leczeniem? Wyobrażam sobie, że zmęczenie oraz wielozadaniowość nie ułatwia decyzji o podjęciu kolejnej pracy, a psychoterapia to proces leczniczy. Podobnie jak rehabilitacja ciała wymaga pracy (tu m.in. emocjonalnej i umysłowej), wprowadzenia zmian w swoim życiu i codzienności, wytrwałości i zaangażowania. Nie każdy moment życia jest tym słusznym, aby podjąć tak duże wyzwanie. Jeśli istotnie to te elementy mogą wpływać na niechęć żony do wspólnej pracy nad relacją w gabinecie, to może jest coś, co mogłoby wspomóc ją w poradzeniu sobie z tymi trudnościami. Wymagałoby to wyrozumiałości po obu stronach oraz spokojnej, konstruktywnej rozmowy o rozwiązaniach. Konstruktywnej, lecz uwzględniającej wszystkie trudne i przykre emocje związane z Państwa sytuacją rodzinną - są tu one jak najbardziej adekwatne.
Pisze Pan także o relacji z rodzicami (i ich negatywnym stosunku do Pana żony w przeszłości), braku ich zaangażowania w pomoc przy ich wnuku. Myślę, że to również temat wart omówienia z rodzicami - co jest powodem braku ich pomocy. W sytuacji przeciążenia obowiązkami, przykrych relacji w małżeństwie zbawienna bywa pomoc dziadków, którzy mogą przejąć wnuka, aby rodzice udali się na randkę, krótki wyjazd lub po prostu spędzili czas swobodnie, jedynie we dwójkę. Jeśli wsparcie rodziców jest w Pana ocenie niemożliwe - co jak najbardziej ma miejsce w niejednej rodzinie - to czy są może inne osoby w Państwa środowisku, które mogłyby wspomóc Państwa raz na jakiś czas w opiece nad dzieckiem?
Sfera seksualna w naturalnym sposób ulega degradacji, gdy pojawiają się trudności relacyjne i to od nich warto byłoby zacząć pracę. Czasem bywa także potrzebne wsparcie seksuologiczne, jednak z Pana opisu podłoże zmian w Państwa życiu intymnym wynika przede wszystkich z dwóch faktów. Urodzenia dziecka, które - jak Pan sam z pewnością odczuwa - zmienia wiele w życiu pary zarówno na poziomie organizacyjnym, jak i zmiany priorytetów w całym systemie rodzinnym. Poród oraz połóg to także wielkie zmiany w cielesności kobiety - odbiorze swojego ciała, jego fizycznych możliwościach, ale także w zakresie potrzeb. Kolejnym aspektem jest kryzys Państwa relacji małżeńskiej - być może ściśle powiązany z pojawieniem się na świecie Państwa dziecka. Ważnym pytaniem jest, jak tym kryzysem Państwo zarządzą i jakie rozwiązania on wypracuje w Państwa rodzinie. Większość kryzysów ma potencjał wzrostowy - co oznacza, że ich rozstrzygnięcie może prowadzić do pozytywnych zmian.
Kwestia obowiązków domowych i ich komfortowego - na miarę możliwości - podziału również wymaga rozmowy i próby zrozumienia wzajemnych motywacji do działania lub jego braku w danym zakresie. Usłyszenie drugiej strony, szczególnie w sytuacji kryzysu i konfliktu - bywa niezwykle trudne. Może tu pomóc wsparcie specjalisty. Lecz jeśli żona nie chce z niego skorzystać wspólnie, to proszę pamiętać, że może Pan skorzystać z pomocy indywidualnie, co może być dla Pana cennym doświadczeniem, gdyż uzyska Pan zrozumienie, wsparcie i pomoc w rozwiązaniu trudności. Może Pan poszukać wsparcia indywidualnego pod wyżej zamieszczonym linkiem, ale także na NFZ tu:
Życzę Panu i Państwu wszystkiego dobrego!
Pozdrawiam serdecznie
Joanna Łucka
psycholożka

Irena Kalużna-Stasik
Dzień dobry,
Dziękuję za podzielenie się trudną sytuacją pana. Z tego co słyszę, co Pan opisuje, że nadal pan się stara, wkłada Pan ogromny wysiłek, aby zrozumieć żonę oraz zależy panu na niej i na rodzinie. Co pan może zrobić, to zadbać o siebie i swoje emocje, gdyż wpływ Pan ma tylko na siebie. Odpowiada pan za siebie i swoje dziecko do 18 r.ż. Nie ma Pan wpływu na żonę, nie zmusi pan jej do zmiany, niestety. Zachęcam udać się do specjalisty po wsparcie w tak trudnej sytuacji dla pana, nie musi to być od razu terapia, czasami wystarczy nawet kilka wspierających spotkań. Aby móc sobie to wszystko poukładać i zobaczyć inną obiektywną perspektywę z pomocą psychologa lub terapeuty.
Życzę powodzenia i znalezienie w sobie siły aby zadbać o siebie!
Irena Kalużna-Stasik - psycholog

Krystian Pasieczny
Warto byłoby podjąć na początku terapię indywidualną, aby zbudować w sobie zasoby i umiejętności, które pozwolą przeprowadzić terapię par. To ,o czym Pan mówi ,jest niezwykle trudne i bardzo dynamiczne. Warto byłoby poszukać pomocy u psychologów i terapeutów na NFZ
Pozdrawiam Krystian Pasieczny

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Witam.
Mam pytanie: po ponad 20 latach razem, będę się rozwodziła z mężem. Mąż ma depresję, stwierdzona przez lekarza przed chyba 5laty. Nie leczył się. Tabletki miał od lekarza przepisane, ale brał, jak chciał. Jak wspominałam o terapii, był zaraz na mnie zły, że on nie będzie tego robił, bo raz był u pani psycholog i nic mu to nie dało. Przez te lata byłam przy nim, chociaż nie powiem, czasem było ciężko. Mąż w domu nie robił całkowicie nic, starałam się go wyręczać, ile mogłam, pracując na cały etat, starałam się też być cały czas dla naszych dzieci (16 i 9 lat), starałam się też ogarniać dom. Z biegiem czasu słyszałam coraz częściej, że to moja wina, że on ma depresję, bo chodził do pracy, gdzie się jej nabawił przeze mnie i dzieci, że jest w miejscu, w którym nie chce być (mieszkamy w Niemczech) też przeze mnie i dzieci.
Z biegiem czasu doszły brak szacunku i chamskie dogadywanie i oczywiście coraz częściej wypominanie wszystkich moich błędów i tego, że nie mam chęci na seks. W sumie w domu bałagan więc i tego nie robiłam, za mało zarabiałam (pracowałam, odkąd przyjechałam do Niemiec, zawsze na cały etat - 41,5 godzin tygodniowo) I czasem tylko jak powiedziałam, że żal mi, że z dziećmi nie spędzam tyle czasu, ile bym chciała (on nie robił z nimi nic), to i tak zaraz był zły, bo dużo ludzi tak robi i dzieciom nic się nie dzieje. 23.09 (nigdy nie zapomnę) mój mąż (pracuje jako kierowca ciężarówki, codziennie w domu) zadzwonił w trakcie pracy, a akurat miałam wolne i jak zwykle (nie pierwszy raz) nasza rozmowa toczyła się tak już po chwili (w sumie to był jego monolog), jaką to ja jestem zła żona, że nie ma seksu, że jestem do niczego (nie wyzywał ani nie bil), ale wtedy coś we mnie pękło. Po tym jeden dzień nie rozmawialiśmy i nie spal w domu, a potem zaczęło się piekło przez 2 miesiące.
Nie chce do tego wracać, ale nurtuje mnie jedno pytanie, bo "naturalnie" całej sytuacji jestem winna ja, bo po tym powiedziałam, że nie chce z nim być, a on się przez te 2 miesiące pierwsze starał i albo mnie kochał i naprawiał, albo nienawidził. Prosiłam, żeby mi dał święty spokój, ale nie docierało.
Teraz jak oboje się chcemy rozwieść, ale non stop słyszę, że to moja wina, bo go w chorobie zostawić chce (ja twierdzę, że to nas obu wina). Czy to normalnie, że ja tak zareagowałam?
Ranił mnie bardzo przez przynajmniej półtora roku, starałam się być silna i tłumaczyłam go depresja, ale coś we mnie pękło.
Czy takie odzywanie się do drugiej osoby mogę ta depresja tłumaczyć, bo on się tak tłumaczy cały czas.
Czy to ja powinnam go na siłę zaciągnąć na terapię (teraz w końcu po kłótni robi)? Czy ja musiałam i muszę przy nim być, bo ma depresję? Cały czas mam wrażenie, że on chce na mnie wymusić poczucie winy. On niby wie, co złe robił, ale jak rozmawiamy, to próbuje i tak się wybielić i na mnie winę zrzucić.
Ja wiem, że moja wina jest taka, że mu nie mówiłam, że mnie to rani, co mówi. W sumie próbowałam, ale było zaraz, co się czepiasz (tylko bardziej chamsko).
Ja chce już normalnie żyć, chce się skupić na dzieciach, a potem być może i dla mnie poszukać terapeuty.
Nie wiem, czy będę chciała jeszcze z kimś być, czy będę umiała, ale nurtują mnie te pytania i będę wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam
Dzień dobry. Piszę tutaj, ponieważ mam bardzo duży problem z kobietą, która ma problemy psychiczne. Jej problem polega na tym, że ma problemy z adaptacją otoczenia, depresję poporodową+ odebranie jej córki przez Mops.
Jej były partner bił ją przez 6 lat prawie i w dodatku wynosił z domu rzeczy, które później sprzedawał.. Kobietą powinna brać tabletki, które jej przepisał psychiatra (ZOLTRAL), o ile dobrze pamiętam tak nazywają się te tabletki..
Jesteśmy razem w związku już z 3 miesiące i miałem nadzieję, że udźwignę ten ciężar, ale niestety nie dam rady, próbuje wszystkiego, ale z jej strony jest jakaś ściana.
Po kłótniach każe mi się wyprowadzać, wyrzuca mnie albo ja sam wychodzę, bo nie daje sobie rady.
Tylko niestety albo biega za mną po mieście, albo nachodzi moich znajomych i moją rodzinę w poszukiwaniu mnie.
Wczoraj kolejna niefajna sytuacja. Po północy przyszła na plac do moich rodziców i stała pod drzwiami i podsłuchiwała przez drzwi czy mnie tam nie. Mam dość chciałbym się uwolnić od niej.. proszę pomóżcie mi