
Pomimo relacji, czuję się samotna. Wśród ludzi uśmiecham się, a czuję się źle, niespokojnie, najgorsza, głupia.
Anonimowo
Daria Kalinka-Gorczyca
Na pewno jest Pani bardzo ciężko radzić sobie z takimi przykrymi myślami i trudnymi emocjami. Prawdopodobnie Pani odczucia i myśli wynikają z pewnych przekonań na swój temat, które powodują smutek. Pomocna byłaby w tym przypadku terapia skupiona na negatywnych myślach, które przychodzą Pani do głowy w ciężkich momentach. Myślę, że nurt poznawczo-behawioralny był by bardzo dobrym rozwiązaniem na opisany problem.
Pozdrawiam ciepło
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Anna Schmidt-Przeździecka
Opisywane przez Panią emocje, myśli i zachowania odpowiadają objawom depresji. Jeśli przeżywany stan będzie trwać dłużej niż 2-3 tygodnie, proszę zgłosić się do psychologa, psychoterapeuty lub lekarza psychiatry aby potwierdził diagnozę. Depresja nie jest chwilowym obniżeniem nastroju, tylko zaburzeniem psychicznym, ktore trzeba leczyć przy pomocy psychoterapii lub/i farmakoterapii. Jeśli chce Pani więcej poczytać o depresji, różnicy między depresja, a jesienną chandrą, a także o sposobach leczenia zaburzeń nastroju znajdzie Pani informacje na mojej stronie na facebooku: Psychoterapia- Anna Schmidt-Przeździecka.
Katarzyna Ochal
Przykro mi, że Pani doświadcza takich emocji i że odczuwa wstyd za własny stan, co powoduje, że nie może się Pani podzielić swoimi trudnościami z bliskimi. Kiedy niesiemy na barkach jakiś ciężar i ktoś jest obok i nam w tym pomaga, to jest lżej. Pani sama próbuje sobie poradzić z własnym smutkiem i bólem, co musi być trudne i bardzo wyczerpujące.
Zachęcam Panią do podjęcia terapii. Pierwsze trzy spotkania, zwykle są spotkaniami konsultacyjnymi i w ich trakcie można poznać szerzej obraz sytuacji z jaką się Pani zmaga i spróbować zrozumieć z czego wynika obecna sytuacja.
Warto pamiętać też, że spadek nastroju może być skutkiem choroby fizycznej (np. niedoczynność tarczycy), co warto skonsultować z internistą.
Życzę wszystkiego dobrego i gorąco zachęcam do tego, żeby podzieliła się Pani z kimś swoim ciężarem.

Zobacz podobne
Od 3 lat mam narzeczonego, z którym mieszkamy razem (zamieszkaliśmy razem zaraz po zaręczynach, wyjechałam razem z nim za granicę i mieszkamy na mieszkaniu agencyjnym), zanim zamieszkaliśmy razem, nasz związek był szybki(?). Zaczęliśmy się spotykać w październiku, w lutym zabrałam go na wakacje z okazji walentynek i wtedy się oświadczył (tak naprawdę dzień przed wyjazdem, jak był pijany na umór u mnie w domu, bo podejrzewałam go o zdradę, a był kupić pierścionek), ale nieważne… żyło nam się dobrze, jak zamieszkaliśmy razem, okazało się, że jego przeszłość odbiła na nim piętno, awanturował się do takiego stopnia, że dochodziło do szarpania, niszczenia rzeczy itp tak minęły 2 lata (od roku już nie ma takich awantur, zmienił się bardzo, ale dalej ma czasami wybuchy złości) było wiele sytuacji gdzie byłam na skraju, myślałam o rozstaniu wiele razy, ale za każdym razem jak chciałam wpadał w furię raz prawie wjechał do rowu, bo jechał samochodem po tym, jak rozmawiałam że chce się rozstać odstawiał po prostu cyrki a ja płakałam i zawsze łagodziłam wszystko, zaraz jak widziałam te nerwy i desperację za każdym razem tak samo nie umiałam odejść i w poprzednich związkach też tak miałam, nigdy nie umiałam odejść. W moim domu w młodości były problemy alkoholowe, nie miałam za dobrych relacji z rodzicami, często po prostu wychodziłam z domu zdarzało się i tak, że na kilka dni… zaczęłam z nim być, bo jak się poznaliśmy wiele lat temu, to coś poczułam i tak on został w mojej głowie ja byłam za młoda, ale nigdy jakoś bardzo go nie kochałam po prostu taki sentyment, że był pierwszym chłopakiem którego pocałowałam itd nasz kontakt zerwał się a po paru latach się spotkaliśmy i właśnie zaczęliśmy być razem, ale w trakcie tego kiedy nie mieliśmy kontaktu, dużo się działo w moim młodzieńczym życiu. Byłam w bardzo przemocowym związku, stety zakończył się odsiadką mojego byłego partnera w więzieniu, miesiąc po tej sytuacji poznałam człowieka nazwijmy go Pan K. Wspaniały człowiek jego jedno spojrzenie paraliżowało mnie a stres jaki czułam przy nim to był szczyt, jakbym miała wziąć udział w grze na śmierć i życie to była cudowna, lecz bardzo bardzo krótka znajomość spotkaliśmy się parę razy spędzić czas, po czym doszło do pocałunku i już następnego spotkania nie było ale kontakt znikomy został wiedziałam i czułam że nie jestem mu obojętna a ja kochałam go jak wariatka potrafiłam siedzieć kilka godzin na ławce obok przystanku żeby zobaczyć jak wraca z pracy ale nie inwigilowałam go wiedziałam że jak będzie chciał sam się odezwie kontakt jakiś był czasami pisaliśmy sugerował mi kilka razy że mu się podobam że tęskni że chciałby żebym z nim była itp ale nasze spotkania zakończyły się tym że napisał do mojej koleżanki „ co to za dziewczyna jak daje się całować po tygodniu znajomości” i to we mnie zostało potem spotkaliśmy się jeszcze ze dwa razy na przestrzeni pół roku powiedział mi że się boi zaufać że został skrzywdzony i nie jest gotowy ja okej tylko że tak czekałam i czekałam i się nie doczekałam i wtedy pojawił się mój obecny narzeczony właściwie to nie wiem czy zaczęłam z nim być żeby zrobić panu K po złości czy naprawdę byłam tak zakochana w nim bo od tamtych sytuacji mija już 5 rok (z panem K) a ja dalej go kocham pomimo że wiem że to nie najlepszy materiał na męża to jak go spotykam czasami albo widzę jak jedzie samochodem serce staje dęba dostaje potów w głowie mi się kręci a cały świat jakby się zatrzymywał… mój narzeczony chce wrócić do Polski jak odłożymy trochę pieniędzy i kupimy dom ok 2 lat ( podkreślę też że jest starszy ode mnie o 7 lat) i wtedy bd się rozwijać itp a ja tego nie chce ale rozmowy nie pomagają bo jak poradzimy sobie jak wrócimy nie mamy nic itp ja to wiem ale i tak tego chce… chce wrócić już od dawna nie pasuje mi życie za granicą chce wrócić pracować kształcić się spełniać marzenia i tak kupić dom i założyć rodzinę ale nie będąc kolejne 2 lata za granicą… czasami mam wrażenie że mamy trochę inne perspektywy na życie… jak ja mówię o swoich planach to on się śmieje ze mnie wiem tak mam wysokie plany ale to moje własne plany nie chcę żeby ktoś je krytykował… zastanawiam się czy nie lepiej by mi było wrócić samej do Polski… ale boję się rozstania znowu się złamie i wrócę udam że nie chciałam tego itp poza tym mam wszystko za granicą musiałabym wrócić do rodziców znaleźć pracę nie wiem jakby to miało wyglądać teraz mam dobre kontakty z rodzicami ale to co było kiedyś zostawiło na mnie swoje piętno… jak miałam 14 lat rodzice zabrali mnie do psychologa a potem psychoterapeuty bo tam zostałam skierowana zdiagnozowano u mnie stany lękowe i depresyjne i po tylu latach stwierdzam że stany lękowe się bardzo pogłębiły czasami boję się nawet powiedzieć co myślę komuś że zacznie na mnie krzyczeć albo się śmiać na codzień jestem otwarta do ludzi lubię towarzystwo i raczej bym powiedziała że jestem duszą towarzystwa ale są momenty kiedy się bardzo boję z narzeczonym jak życie na codzień boję się nawet czasami powiedzieć co chce np jak każe mi wybrać co zjemy czy gdzie pójdziemy boję sie że zaraz mnie skrytykuje albo zwali winę na mnie na koniec… myślę że powinnam się skonsultować z lekarzem ale teraz jestem strasznie zależna nie pracuje, boję się odejść i nie wiem czy sama tego chce w końcu może ja go kocham tylko tak wygląda milosc(?) a może to przywiazanie(?) nie wiem co robić…
Jestem z mężem już 36 lat razem. Trzy miesiące temu oświadczył mi, że już mnie nie kocha. Jego miłość przez te wszystkie lata była ogromna, to ja byłam bardziej zdystansowana, nie przytulałam się lub robiłam to rzadko. Miłość do męża wyrażałam bardziej w codziennych pracach domowych. Mąż twierdzi, że przez moje działanie myślał, że go nie kocham. Bał się powiedzieć mi wcześniej, że traci uczucia. Cały czas płacze, że poniósł klęskę w naszej relacji. Co mam robić? On nie wierzy w terapię
