Techniki psychologiczne na smutek, stres i natrętne myśli - wsparcie przed terapią
Mateusz

Urszula Żachowska
Dzień dobry,
dobrze, że zapisał się Pan do kolejki – psychoterapia będzie najlepszym i najbezpieczniejszym wyborem, aby głębiej opracować doświadczane trudności. Rozumiem, że szuka Pan czegoś, z czego mógłby Pan korzystać w czasie oczekiwania na terapię.
Jednymi z najskuteczniejszych i najlepiej przebadanych technik są techniki mindfulness, czyli uważności.
Mindfulness to metoda, która pomaga skupić się na tym, co dzieje się „tu i teraz”, zamiast koncentrować się na przeszłości lub przyszłości, które często wywołują stres i smutek. Dzięki praktyce uważności uczymy się zauważać swoje myśli, emocje i doznania fizyczne bez oceniania ich. Zamiast walczyć z natrętnymi myślami czy smutkiem, stajemy się bardziej świadomi tego, co się z nami dzieje, co pozwala nam lepiej sobie z tym radzić.
Mindfulness można praktykować na różne sposoby – poprzez medytację, ćwiczenia oddechowe czy włączając uważność do codziennych czynności. Warto poczytać o różnych formach i sprawdzić, która najbardziej Panu odpowiada. Najważniejsze jest dopasowanie praktyki do siebie i swoich potrzeb. W internecie – na przykład na YouTube czy Spotify – można znaleźć wiele materiałów oraz prowadzonych medytacji, które mogą być dobrym punktem wyjścia.
Dodatkowo w okresach zwiększonego napięcia psychicznego pomocne mogą być codzienne techniki relaksacyjne. Do najczęściej polecanych należą relaksacja progresywna Jacobsona oraz trening autogenny Schultza. Również w tym przypadku warto zacząć od nagrań z instrukcjami, które są łatwo dostępne w internecie.
Zachęcam, by spróbować różnych metod i sprawdzić, które są najbardziej pomocne. Nie ma jednej techniki dobrej dla wszystkich – dla niektórych lepsza będzie medytacja, dla innych ćwiczenia z ciałem i relaksacja. Najważniejsze to znaleźć coś, co rzeczywiście przynosi ulgę i wspiera codzienne funkcjonowanie.
Warto wybraną technikę stopniowo wprowadzać do swojej codzienności – na początek wystarczy kilka minut dziennie, np. 5 minut uważnego oddechu czy krótkiej medytacji. Regularność, nawet w małej dawce, przynosi najlepsze efekty, dlatego dobrze jest zadbać, by praktyka stała się codziennym rytuałem.
Pozdrawiam i powodzenia
Urszula Żachowska
Psycholożka i psychoterapeutka

Karolina Maciejewicz
Hej Mateusz,
Tak, istnieje wiele skutecznych technik psychologicznych i psychoterapeutycznych, które mogą pomóc w radzeniu sobie ze smutkiem, stresem i natrętnymi myślami. Dobór technik najlepiej wypróbować na konsultacji ze specjalistą.
Z pozdrowieniami,
Karolina Maciejewicz
Psycholog, diagnosta

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Dlaczego ciągle rezygnuję, wycofuję się i unikam trudności? Cztery razy zmieniałam szkołę średnią, a dwa razy studia. Próbowałam podejmować różne aktywności, na przykład zajęcia sportowe, ale po pierwszym razie szybko rezygnowałam. Chodziłam kiedyś przez kilka miesięcy na terapię, jednak również ją przerwałam.
Nie udało mi się utrzymać żadnej pracy, chociaż dobrze sobie radziłam. Powody rezygnacji były różne, na przykład nieżyczliwy współpracownik czy zbyt dużo obowiązków.
Nie miałam odwagi osobiście poinformować, że chcę odejść – zamiast tego brałam zwolnienie lekarskie i już nie wracałam. Zawsze żałowałam tych decyzji, ale w kolejnej pracy powtarzałam ten sam schemat.
Od kilku miesięcy szukam nowej pracy, jednak pracodawcy niechętnie patrzą na moje częste zmiany zatrudnienia.
Od miesiąca nie mam ochoty wychodzić z domu, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Wstaję z łóżka dopiero po południu, a zdarza się, że przesypiam cały dzień. Brakuje mi stałego planu dnia i rutyny. Nie widzę sensu w swoim życiu i czuję się jak osoba, która niczego nie potrafi osiągnąć.
Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym wszystko, aby nie stracić pracy.
Nie mam rodziny ani znajomych. Wstydzę się tego, kim jestem. Czasem pojawiają się u mnie myśli samobójcze.
Od wielu lat przyjmuję antydepresanty, ale wiem, że same leki nie zmienią mojego życia. Zastanawiam się, czy powinnam zgłosić się do szpitala psychiatrycznego albo, czy istnieją jakieś ośrodki, które mogłyby mi pomóc.
Witam. Mam 30 lat i odkąd pamiętam, mam problem, jeżeli chodzi o swoje emocje. W relacji z drugim człowiekiem chce dominować. Zazwyczaj nie utrzymuje kontaktu z osobą dominującą z uwagi na brak porozumienia. Krótko po kłótni, wymianie zdań nie potrafię odtworzyć sobie w głowie sytuacji, rozmowy, która towarzyszyła nam w kłótni, sprzeczce. Gdy tylko chce sobie to przypomnieć, czuję wielkie "zaplątanie", "chaos" w swojej głowie. Np. już sięgam pamięciom do początku nieporozumienia, lecz po sekundzie tracę wątek i myślę o wszystkim, ale nie o tym, na czym mi tak bardzo zależy. Bliscy, którzy zwracali mi uwagę na moje zachowanie, zawsze podkreślali, że mam wielkie zmiany nastroju "zjedzą dziś ze mną śniadanie, ale nie wiedzą, czy zjedzą obiad". Potrafię w ich mniemaniu z dobrej osoby, wesołej zamienić się w chłodną, nie odczuwająca nic. To dzieje się, gdy coś jest nie po mojej myśli. To jest opinia moich bliskich. Ponadto bardzo męczy mnie to, że każda, ale to dosłownie każda zmiana nastroju, zmiana tonu na poważniejszy np. mojego męża, siostry oraz współpracowników sprawia, że zaczynam odczuwać w głowie wielki niepokój. Zaczynam rozmyślać, co jest tego powodem i zazwyczaj osłabiam się i tracę motywację do czegokolwiek.
Tutaj naprawdę każda minimalna zmiana w ich zachowaniu potrafi zmienić mój nastrój o 180°. Nie odczuwam żadnego poczucia spełnienia po osiągnięciu czegoś. Wszystko, co czuję, to łagodne poczucie ulgi, że jest to zrobione. Piszę to, bo czuję, że powoli upadam na zdrowiu psychicznym oraz tracę najbliższe mi osoby. I sama nie wiem, czy to moja wina, czy ci ludzie są nadto niewyrozumiali...
TW. Myśli samobójcze
Witam mam 27 lat, chciałbym prosić o pomoc z tym, z czym codziennie walczę. Wszystko zaczęło się jak miałem 16 lat, byłem świadkiem, jak moja mam próbowała sobie odebrać życie. Wiele razy to robiła, raz nawet musiałem jej odebrać nóż z ręki, żeby sobie krzywdy nie zrobiła nim, choć i tak wiele razy była w szpitalu przez próby samobójcze.
Mam złe wspomnienia, jak byłem mały, wiele razy uciekałem z domu, bo nie chciałem być w nim i przebywać. W szkole wcale nie miałem lepiej, dokuczali mi, w zawodówce w pierwszej klasie nie zliczę, ile razy płakałem, ale potrafiłem się wziąć w garść, pomogły mi ćwiczenia siłowe, potem spotkałem pierwszą miłość - dziewczynę, której zależało na mnie, lecz nie potrafiłem tego docenić i straciłem ją. Wtedy się to zaczęło, zacząłem czuć taki ból, odrazę do siebie i była pierwsza próba samobójcza jak miałem 18 lat. Wziąłem tabletki mamy przepisane przez jej psychiatrę, popiłem je, przeleżałem na łóżku 2 dni, nie mogłem się podnieść, ruszyć, zablokowało mi mocz i wylądowałem w szpitalu po nich.
Potem była 2 próba samobójcza, tym razem się ciąłem nożem, lecz niestety moi rodzice zadzwonili po karetkę i wylądowałem na szyciu. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić, dopóki nie trafiłem za 5 razem do szpitala psychiatrycznego.
Wysłany ze szpitala, tam spotkałem drugą dziewczynę, z którą byłem i spędziłem najlepszy czas i znowu odżyłem dzięki niej, lecz niestety mnie zostawiła i znowu zacząłem się czuć jak nic niewart i znowu próbowałem się zabić, bo nie dałem sobie rady z tak silnym bólem i wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym kolej raz, rok temu. Rozmawiałem z wieloma psychologami i psychiatrami, lecz nikt nie był w stanie do mnie dotrzeć, żaden lek mi nie pomagał. Na rękach mam wiele blizn po wielu próbach, każda z nich oznacza to, czego żałuje.
Ciężko mi zasnąć, żyje marzeniami i najgorsze jest to, że ten ból znowu wraca i dalej powróciły myśli, żeby popełnić samobójstwo. Czuję do siebie tak silną nienawiść, nie mogę patrzeć nawet na siebie w lustrze, bo się brzydzę siebie.
Mam duże długi w kredytach, straciłem prace przez próby samobójcze, bo nie chciałem chodzić, bo bałem się, że ktoś zobaczy co się ze mną dzieje. W domu mało co rozmawiam, unikam rozmów z rodzicami, tak jakbym się zamykał w sobie. Prosiłbym o pomoc.
W papierach mam wpisane ze szpitali F28-inne nieorganiczne zaburzenia psychotyczne, I10-samoistne (pierwotne) nadciśnienie ,F43.8 -Inne reakcje na ciężki stres, F60.9-Zaburzenia osobowości BNO. Moja mama ma schizofrenię, nie wiem, czy ja to mam, ale depresje na pewno. Czuję w sobie taki ogromny ból i nienawiść do siebie samego. Prosiłbym o pomoc, rozmowę
TW: myśli samobójcze
Wiem i rozumiem dobrze, że mam depresje dlatego biorę aktualnie antydepresanty,.. i mam świadomość, ze jestem w głębokiej depresji, ze funkcjonuje jakoś, to po prostu mój upór, aktualnie czekam na oddział dzienny. Jest taki, że już naprawdę nie daje rady, myśli są bardzo natrętne.. i praktyczniej codziennie. Co do fundacji czy grup wsparcia, ze mnie jest taki problem, że nie umiem ufać ludziom, bo tak już mnie nauczyło, że jestem całkowite sam ... ale tak jak Pani mówi, może tego spróbuje w końcu, już dużo rzeczy mi nie zostało.. a może niedługo w końcu będę miał wieczny spokój
Witam, Mój problem dotyczy tacierzyństwa, chęci (bądź nie) posiadania dzieci i całej otoczki budowanej wokół tego tematu.
Mam 31 lat, partnerkę o kilka lat młodszą. W związku jesteśmy razem od 5 lat, w tym rok po zaręczynach.
Problemem w naszym życiu, w naszej relacji, jest to, że nie potrafię podjąć decyzji, czy chcę mieć dziecko. Narzeczona twierdzi, że jest gotowa i już chciałaby się starać. Ogląda w internecie koleżanki, które urodziły bądź są w ciąży, przegląda ubranka i zabawki dla dzieci. Twierdzi, że późniejszy wiek to większe ryzyko chorób, powikłań, a do tego dochodzi czynnik "społeczny" – tj. posiadanie rodziców-dziadków. Mam na myśli różnicę wieku dziecko–rodzic. I pewnie wiele innych powodów, których sobie teraz nie przypomnę.
Natomiast u mnie sprawa wygląda tak, że jestem wycofanym, nieśmiałym introwertykiem. Nie lubię ludzi, nie lubię siebie, nie lubię i nie rozumiem otaczającego świata. Zatraciłem hobby, nie mam celów, ambicji, energii do życia... Do tego zaniedbałem się i generalnie nie jestem szczęśliwy. Moja narzeczona jest jedyną osobą, przy której czuję się dobrze, za którą wskoczyłbym w ogień i mogę powiedzieć, że naprawdę ją kocham.
Jeśli o mnie chodzi – leczę się psychiatrycznie od ponad 10 lat. Biorę leki, byłem w ośrodkach zamkniętych, ale na tę chwilę nie czuję poprawy. Sytuacja wygląda tak, że od pewnego czasu czuję nacisk, by się określić, czy chcę mieć dziecko, czy nie. A ja? Nie potrafię podjąć decyzji. Całe życie byłem na „NIE”. Po prostu tego nie czuję.
Nie obudziła się we mnie chęć posiadania – taka naturalna, przychodząca z wiekiem, bądź taka, którą niektórzy mają od urodzenia. Czuję, że na ten moment nie jestem na etapie „CHCĘ za wszelką cenę”, tylko „MÓGŁBYM mieć”. I jestem przekonany, że to toksyczne podejście mogłoby odbić się na ewentualnym dziecku – bo kto chciałby świadomie czuć się niechcianym?
Generalnie często czuję, że jeśli zdecydowałbym się na dziecko, to bardziej ze strachu, że zostanę sam, niż z faktycznej chęci jego posiadania. Czasem jednak myślę, że może nie byłoby źle, że jakoś dalibyśmy sobie radę. Boję się, że jeśli się rozstaniemy, to za kilka lat, gdybym jednak podjął decyzję, będę żałował. Oczywiście od rodziny słyszę, że fajnie mieć dzieci, że każdy je lubi – tylko nie ja. „Zmagam się” z lenistwem – choć po tylu latach nazwałbym to raczej chronicznym zmęczeniem. Jestem ciągle zmęczony, śpię w ciągu dnia, przesypiam celowo głód, zaniedbuję codzienność: higienę, sprzątanie wokół siebie. Kiedy poszliśmy „na swoje”, liczyłem, że mi się zmieni – ale nie. Jestem przekonany, że sam bym po prostu zdechł z głodu.
Na długo przed poznaniem obecnej partnerki spotykałem się z dziewczyną, która miała dziecko z poprzedniego związku. Mimo że starałem się być dla dziecka jak najlepszy, czułem, że nie przychodzi mi to naturalnie. Po rozstaniu – po 1,5 roku – poczułem ulgę, że to koniec. W życiu bym nie powiedział, że tęsknię. Dziecko miało 5 lat… Czułem się z tym źle, ale chodziło głodne i zaniedbane. Nie miałem problemu z tym, że płakało przez pół dnia, albo że do jedzenia dostało parówkę w rękę i zamiast iść do przedszkola – oglądało bajki (wtedy chociaż nie trzeba było się nim zajmować). Ale fakt faktem – była to moja pierwsza dziewczyna i nie miałem wtedy nawet w 5% takiej więzi jak obecnie.
Na dziś dzień ciężko mi ogarnąć własne życie. Jestem nieszczęśliwy, nie mam wymarzonej pracy, zatraciłem hobby, nie mam znajomych, zaniedbałem się fizycznie, nic mi się nie chce. Dni mijają bezsensownie, jeden po drugim. Czas ucieka – nie wiadomo gdzie. I gdzie tu wcisnąć jeszcze dziecko? Jestem zamknięty, nieśmiały, boję się – mimo wieku – spraw urzędowych, załatwiania czegokolwiek, łącznie z zakupami w sklepie. Często pytam kogoś o zdanie, bo decyzyjności u mnie brak. Wstydzę się na ulicy spojrzeń ludzi, nie odbieram i nie wykonuję telefonów – wolę pisać SMS-y. Mam bardzo niską pewność siebie, a jednocześnie (przynajmniej ostatnio) jestem nawet płaczliwy.
Jakie wartości może przekazać taki człowiek? Każdy mówi, że po urodzeniu wszystko się zmienia – a co, jeżeli nie? To nie samochód, że jak mi się nie spodoba, to sprzedam… Żyję w bańce. Czuję taką derealizację, jakiej nie czułem nigdy. Jestem pod ścianą. Dla mojej narzeczonej jest to najważniejszy temat w życiu. Zawsze marzyła o rodzinie. Mam w zasadzie ultimatum: albo się określę, że chcę dziecko, albo się rozstajemy. Spędzam całe dnie, rozmyślając – czasem już szukając nawet plusów rozstania. Tylko że wiem, iż moje życie straciłoby wtedy całkowicie sens. Nie byłoby do kogo wracać do domu, do kogo się odezwać, przytulić. Czuję ogromny niepokój. Liczę, że ktoś mnie poprowadzi, wybierze za mnie… albo że jakimś cudem problem sam się rozwiąże.
Nie chcę liczyć na to, że dziecko uleczy rany, albo że „jakoś to będzie”, a jednocześnie bardzo kocham moją partnerkę. Znów – gdzieś z tyłu głowy – mam przez całą tę sytuację najgorsze myśli… Dziękuję za przeczytanie tej chaotycznej wiadomości. (nawet tu wspomagałem się AI, troche lenistwo a troche wstyd przed masłem maślanym).