Rita

Patrycja Kubiś
Dzień dobry. Bardzo mi przykro, że tak wymagające rzeczy dzieją się aktualnie w Pani życiu. Niepokojącym jest fakt, że próbuje Pani zrobić sobie krzywdę w sytuacjach stresowych, tak samo jak nadmiarowy lęk czy bezsenność - na pewno wskazana byłaby wizyta u psychologa. Proszę o sobie nie myśleć w kategoriach osoby nienormalnej - w kryzysie reagujemy na różne sposoby, jedne mniej, a drugie bardziej konstruktywne, warto przyjrzeć się temu na konsultacjach psychologicznych. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo siły.

Katarzyna Dzwonnik
To jak się pani czuje w relacji z mężem jest ważne, nie jest pani nienormalna. W sytuacji utraty bezpieczeństwa w relacji z pani mężem być może włączają się jakieś bardzo stare sposoby radzenia sobie z podobnym napięciem. Być może warto rozważyć wsparcie psychologiczne dla siebie w postaci terapii albo konsultacji psychologicznej, na której specjalista pomoże pani choć trochę zrozumieć dlaczego tak pani reaguje i jak mogłaby pani zadbać przede wszystkim o siebie w tej relacji, nie musząc wytrzymywać czegoś co panią rani czy niepokoi. Pozdrawiam

Anna Krokosz
Widzę, że Pani bardzo cierpi z powodu tego co się dzieje obecnie w Pani związku. Uzależnienie partnera, rozmowy o rozwodzie, przykre słowa ze strony partnera, brak stabilności finansowej i poczucia bezpieczeństwa… To wszystko powoduje bardzo dużo cierpienia, czego skutkiem jest płacz. Jest to zupełnie normalna i zdrowa reakcja na takie trudne wydarzenia. Płacz jest ujściem dla tych wszystkich przykrych emocji, a także informuje Panią, że Pani bardzo cierpi oraz że Pani potrzeby nie są zaspokajane - potrzeba bezpieczeństwa, bliskości, miłości, szacunku. Rozumiem, że bardzo kocha Pani swojego partnera, natomiast najważniejsze jest teraz, aby zadbała Pani o siebie i swoje potrzeby. Dlatego warto byłoby, aby umówiła się Pani na rozmowę z psychologiem, który w tym Pani pomoże.

Konrad Smolak
Na początku odniosę się do drugiej części zapytania, konkretnie wpływu nadmiernie częstego pobudzania się pornografią. Niestety często niesie ona takie skutki, że zwykły seks może stawac się z czasem niewystarczajacym bodźcem i jako efekt oddalać taką osobę od partnerki.
Co do całej relacji, użytecznym mogłoby być podjęcie terapii lub konsultacji pary lub jeśli mąż byłby gotów - terapii indywidualnej.

Agnieszka Matusiak
Opisała Pani kilka trudnych wątków i trudno będzie wyczerpać temat więc od razu zachęcam do ich pogłębienia. To co się z Panią dzieje jest wynikiem stresu i przeciążenia w związku z sytuacja jaka dzieje się w Państwa relacji. Trudno być spokojną i zrównoważoną, kiedy słyszy się tak gorzkie słowa i obawia rozwodu. Po drugie, jeśli mąż jest uzależniony, stosuje mechanizmy i techniki , które odwracają uwagę od jego problemu, kierując winę czy odpowiedzialność na drugą osobę, a pomniejsza swój problem i swoją odpowiedzialność. Dopóki nie zacznie się leczyć pewnie nic się nie zmieni. Aby lepiej rozumieć problem zachęcam do sięgnięcia po literaturę np “Koniec współuzależnienia “ czy ” Kobiety które kochają za bardzo”. Ważne byłoby też podjęcie terapii , ponieważ z tymi problemami naprawdę trudno radzić sobie samej , a terapeuta może Panią wesprzeć, edukować na temat uzależnienia i współuzależnienia, przepracować trudne tematy, pokierować do grup wsparcia czy ewentualnego leczenia farmakologicznego jeśli uzna to za pomocne. Sytuacja jest trudna, więc ma Pani prawo tak to przeżywać ale też walczyć o siebie i swoje zdrowie. Pozdrawiam serdecznie Agnieszka Matusiak.

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Doświadczyłam wielkiej traumy w dzieciństwie, molestowanie, brak początku bezpieczeństwa, miłość, dom alkoholiczny, po 35 roku życia wszystko wybuchło, pojawiły się leki, objawów psychosomatyczne z ciała, bóle, chodziłam na terapię 1,5 roku coś tam udało się przepracować, niestety terapeutka zakończyła terapię ze względu na jej ciążę, choć twierdziła, że już sobie sama poradzę, tak się nie stało, nadal płaczę , wszystko mnie boli, szukam nowego terapeuty, ale nie mogę się zdecydować, mam wielki problem z podjęciem tej decyzji, a czuje się coraz gorzej, wydaje mi się, że nic mi już nie pomoże i będę płakać tym bólem całe życie, a nie mam już siły, wolę zniknąć,jak sobie pomóc? Jak nie zwariować od nadmiaru tych emocji, nic mnie nie cieszy, życie straciło sens.
Witam!
Zacznę od tego, że borykam się z problemem, iż nie widzę sensu życia. Ciągła pogoń za materializmem. Lojalność, wierność, miłość to cechy zbędne i używalne, które straciły na wartości.
Wszystko kręci się wokół pieniędzy, których i tak nie zabierzemy ze sobą. Już jest coraz mniej osób, które potrafią cieszyć się życiem i z niego korzystać. Czuję się wypalony, odciąłem od siebie całą rodzinę, przyjaciół, nie chce się widywać z ludźmi.
Z nikim nie rozmawiam, po prostu siedzę sam. Czuję się jakby moje życie zatoczyło kolo, tylko 10 lat później.
Mam 27 lat, od 18 roku życia pojechałem do pracy, gdzie z byłą narzeczoną pracowałem na dom. Wszystko ładnie, pięknie, po 8 latach bycia razem i dorobieniu się domu, od zera, samochodów i dobrej pracy zacząłem czuć pustkę. Poczułem, że to na co pracowałem przez, latam było z materializmu, nie z miłości i oto w tym domu brakowało miłości oraz zrozumienia.
Pomyślałem, nie mamy dzieci, nikogo nie ranię tylko nas, chce uderzyć w świat w poszukiwaniu prawdziwej miłości i wdzięczności, z którą stworzę ciepły i szczęśliwy dom, którego nigdy nie miałem. Dlatego było to bardzo ciężkie, ale zostawiłem wszystko i wyszedłem. Po otrzymaniu większej gotówki za dom podjąłem decyzję, że to jest dobry moment, żeby po tylu latach wrócić do Ojczyzny, gdzie wszystko okazało się niewypałem - moja praca, mentalność ludzi, nawet spełnienie moich marzeń jak kupienie super samochodu, motoru i innych rzeczy nie dawały mi radości i czułem się wyobcowany, pusty.
Finalnie, zamiast ułożyć sobie życie, podjąłem decyzję o wyjeździe kolejnym już w ciągu dwóch lat.
3 wyprowadzka i ze względu na kobietę, z którą przelotnie się poznałem. Chciałem być oparciem, uważałem, że ma ciężką sytuację. Wyszukała mnie w internecie, z ciekawości napisałem, co robi w życiu i niestety wpadłem w dziurę bez dna, która ciągła się za mną przez cały rok. Byłem manipulowany na odległość, słyszałem słowa i zapewnienia, które nie były prawdą i wierzyłem tej osobie bezgranicznie. Byłem w stanie zostawić wszystko, tylko, dlatego że uważałem, że jest tego warta i potrzebuje mnie.
Na końcu okazało się, że nie chciała pozwolić, żebym ułożył sobie życie z kimś innym i większość co mówiła, była kłamstwem albo tym, co chciałem usłyszeć. To jest długi i skomplikowany temat. Zostałem wykorzystany, sercowo, psychicznie i straciłem rok czasu. W sumie dalej się z tego nie wyleczyłem, co się wydarzyło. Koniec końców zacząłem inwestować na giełdzie początkiem roku. Zachęcił mnie do tego taki chłopak, gdzie na przestrzeni roku przegrałem wszystko do zera, na co pracowałem ostatnie 8 lat całe oszczędności. Włączył się ten idiota, który jest tak uparty, o którym zapomniałem, że dalej tam jest.
Jest uparty w dążeniu do celu, ale również jak już się sypie to do samego dna. W rok zniszczyłem wszystko i przy okazji siebie z super sylwetki, dobrej pracy, dużego zabezpieczenia finansowego zostało ohydne zero. Jak patrzę w lustro, to się siebie brzydzę, a kiedyś się kochałem i byłem wdzięczny, że jestem na tyle silny, iż mogę wysyłać swoje dobro dla innych i zwyciężać ten syf, co się dzieje na świecie. “Zło dobrem zwyciężaj, takie było moje motto” Od pewnego czasu zło przejęło nade mną kontrolę, czuję się wyobcowany, nie śmieje się.
Wracam do domu i płacze codziennie, w nocy balansuje na krawędzi złych zagubionych ludzi, którzy biorą dragi, piją i udają, że nie mają z niczym problemu. Chodziłem na terapię, nic nie pomogło, zawsze byłem osoba, na którą można było polegać i motywacją dla innych, bo szedłem do przodu jak burza mimo żadnego wsparcia od rodziny, ciągłej krytyki, braku własnego kątu i bezpieczeństwa. Z ojcem alkoholikiem przez połowę dzieciństwa i matką za granicą, która ledwo co widywałem.
Łączenie w moim życiu mieszkałem w 27 różnych miejscach, czy to pokoje, inne kraje. W sumie to spełniłem wszystkie swoje marzenia. Mając 27 lat, mimo straty wszystkiego, czuję się spełniony i jakby ktoś mnie zapytał, czy przeszedłem życie dobrze, odpowiedziałbym z czystym sumieniem tak, bo nie zamknąłem się na nie w jednym miejscu.
Nie wiem, po tym wszystkim nie widzę już sensu w dalszym działaniu, mój zapał i samodyscyplina są równe zeru.
Ten cały materializm, internetowy świat, te portale randkowe, kłamstwa nieszczęśliwych ludzi, życie na kredytach, żeby pokazać, czym się jeździ czy jak się nie żyje - żygam tym wszystkim. Jestem tym który widzi ten świat inaczej od czasu kiedy wyszedłem z bańki mojego życia, na które pracowałem.
Nie jestem w stanie nikomu zaufać, a jak już zaufam i daje coś od siebie to albo jestem wykorzystywany, bo dobroć jest brana za słabość w tych czasach, albo ranię innych, bo nie dorównują moim doświadczeniom i nie są dla mnie interesujący.
Nie wiem, wszystko co się stało było na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Boję się samego siebie, do jakiej ruiny psychicznej się doprowadziłem przez to wszystko. Drogi mam dwie albo zobaczyć jeszcze trochę świata i podziękować bardzo pięknie za to życie będąc na zero, bo na pewno nie zejdę na stronę syfu dragi, alkohol itp wolałbym sobie po prostu podziękować ładnie wyjechać na Hawaje i zniknąć niż się złajdaczyć.
Droga numer, to dwa odbudować swoją psychikę, ciało i ciężka praca wrócić na odrobienie strat z ostatniego roku, żeby wszystko ułożyć na nowo. Tylko jest jeden problem, kiedyś moim marzeniem było mieć dziecko i rodzinę zbudować, zaplecze finansowe, żeby móc zapewnić temu dzieciakowi i mojej kobiecie takie życie, którego ja nie dostałem. To mogłoby być moja jedyna motywacja, żeby działać dalej, ale teraz, po tym wszystkim jak widzę jaki jest świat ohydny, nie chciałbym sprawiać trudu nikomu następnemu i zakończyć historię mojego nazwiska, żeby już to się nie musiało ciągnąć. Nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, ale uważam, że to życie było stworzone w innym celu i ludzie je zniszczyli, bo świat jest piękny sam w sobie, tylko my jesteśmy w nim problemem. Boże to wszystko jest bez sensu….
W każdym razie, na sam koniec dodam, że to wszystko jest chore i nie widzę w tym sensu, dlatego zamknąłem się na wszystko i nie wiem, co dalej mimo mojego wieku i doświadczeń, które powinny mnie prowadzić dalej żywnie, nie widzę w tym sensu, bo po co? Nawet nie liczę, że ktoś to doczyta do końca, po prostu niech sobie to wisi tutaj. :) Pozdrawiam.
Dzień dobry,
Od 10 lat mam ciągle nawracającą się depresję.
Jestem ciągle zmęczona … wszystkim. Mam leki, psychiatrę … już trzeciego. I znowu od 4 miesięcy jest bardzo źle, gorzej niż zwykle, mimo że chodzę na terapię 2 x w miesiącu i biorę leki. Jestem strasznie zmęczona, już nie widzę, co mogłabym jeszcze zrobić, żeby było lepiej. Mam męża i 2 dzieci, którzy mają mnie już dosyć. Ja też mam siebie dosyć, nawet kąpać mi się nie chce. Chcę tylko spać i przespać to gówno.
Ale jak się budzę to nie nowy to samo.
Co mam robić, gdzie szukać pomocy, czy w ogóle jest jakieś wyjście?
Monika
30 sierpnia tego roku zmarł mój 24-letni syn .
Syn zginął w wypadku w trakcie pracy. Nie umiem sobie poradzić z jego odejściem. Syn był jedynym moim dzieckiem, z którym łączyła mnie szczególna więź. Syn był moim przyjacielem. Był wspaniałym człowiekiem, który nigdy nie odmawiał pomocy innym ludziom i dlatego, że był właśnie tak pomocny zmarł przez czyjeś zaniedbanie i niedopatrzenie.
Nie umiem żyć ze świadomością, że już nigdy nie zobaczę syna , że nigdy go już nie usłyszę. Nie mogę o niczym innym myśleć, tylko cały czas o nim, dlaczego właśnie syn musiał odejść z tego świata. Co w życiu zrobiłam źle, że los aż tak bardzo mnie skrzywdził odbierając mi syna? Każdy unika tego tematu a ja się duszę w sobie i płaczę jak nikt nie widzi ,żeby nie słyszeć, że znowu płaczę .
Witam...pozostaję załamana i w szoku.
Jestem pisarką (20 książek na tematy duchowe, naukowe, międzynarodowe targi książki). Zaprzyjaźniłam się z panią prezes miesięcznika naukowego, w którym publikowano moje teksty. Przyjaźń trwała kilka lat. Wzajemnie wysyłałyśmy sobie listy i czasem drobne upominki. Ostatni list I upominek wysłałam latem, ale ona kazała przez swojego pracownika odpisać mi, że wyjechała i dziękuję za to, co przysłałam. W grudniu wysłałam moją piękną 20tą księgę z dedykacją. Nie odpisała na życzenia świąteczne i nie podziękowała...dotąd milczy.
Proszę o podpowiedź i pomoc. Czuję się jak kopnięty, niepotrzebny przedmiot...być może padłam ofiarą intrygi i nie mam szans się obronić Doris
Dzień dobry, nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
W czerwcu byłam na konsultacjach u pani dziekan, skrytykowała mnie za to, że napisałam prośbę o pomoc do pełnomocnika, do spraw studentów. Chcę dodać, że do niej też napisałam, opisując swój problem. Tydzień temu na ostatnim seminarium usłyszałam, że moja praca wymaga konsultacji z nią nie tylko na seminarium, ale także poza nim. Na samą myśl o konsultacjach mnie paraliżuje. Nie wiem, co robić