Zdecydowałam się poszukać pomocy też w taki sposób, ponieważ od kilku miesięcy zmagam się z pewnymi problemami.
Anonimowo

TwójPsycholog
Dzień dobry,
po pierwsze widzę, że czuje się Pani zagubiona, a po drugie, że bardzo się Pani stara poradzić sobie z tą sytuacją, wdraża Pani zmiany i widzi już pewne ich efekty. I to jest bardzo dobra prognoza na przyszłość.
Niestety zbyt mało szczegółów dotyczących tego, co oznaczają „Państwa osobiste problemy”, uniemożliwia konkretną odpowiedź. Trochę więcej wiadomo na temat tego, jakich objawów Pani doświadczała - silny stres, poczucie utraty kontroli, problemy z koncentracją, nic jednak na temat problemów partnera. Wspomina Pani o swoim lekarzu i jego zmianie - czy chodzi o lekarza psychiatrę? Faktycznie Pani objawy kwalifikują do takiej wizyty. Mówi Pani również o specjaliście - czy ma Pani na myśli psychoterapeutę?
Sytuacja zdaje się obejmować wiele wątków: Pani kryzys psychiczny (czy Pani go rozumie, z czymś łączy, potrafi wytłumaczyć, czemu przyszedł tak nagle?), jakieś problemy Pani partnera (czy dotyczą też Pani? Dotykają Panią w jakiś sposób?) i kwestie tego, co się dzieje w waszej relacji. Jest to na tyle złożona sprawa, że naprawdę trudno doradzać cokolwiek, nie zgłębiając całego kontekstu. Dlatego, jeśli Pani korzysta z psychoterapii, jest to najwłaściwsze miejsce do zajmowania się tym, co się dzieje i uzyskiwania odpowiedzi na swoje pytania. Warto pamiętać jednak, że jest to proces i wypracowanie tych odpowiedzi może potrwać.

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
W moim małżeństwie bardzo źle się dzieje, straciłam chęć do kontaktów seksualnych z mężem, kłócimy się non stop. Rozmowy nic nie dają - ciągle jest to samo. Brak szacunku, krzyk, ubliżanie. Nie chce rozwodu, jestem już po jednym i mamy nastoletnią córkę, która bardzo przeżywa nasze nieporozumienie. Dla niej chce być w tym związku, ale obawiam się, że mąż mnie już nie kocha. Mam trudny charakter to pewnie moja wina. Nie wiem, co robić, jak żyć i dla kogo. Poza córką mam dwóch dorosłych synów, ale oni żyją już swoim życiem.
TW: myśli samobójcze
Chyba mam myśli samobójcze, mam dla kogo żyć mam syna 3,5 latka, na którego czekałam tyle lat. Żyje z ojcem dziecka już bardzo długo, ale jest to ciężki człowiek, dużo od siebie wymaga, i też od innych, jest pracowity, kocha syna, wszystko robi, żeby miał w życiu lepiej niż on. Pracuje ciężko na nasz dom. Często mamy odmienne zdania, przez co często są małe sprzeczki. Często jak chce mu opowiedzieć, co wydarzyło się w pracy lub co spotkało mnie dziś, lub jaki mieliśmy z synem dzień jestem prawie zawsze atakowana ….. że powinnam była zrobić tak powiedzieć tak zachować się tak itp itd. Uważam, że nie jest dla mnie wsparciem psychicznym, bo często z tego powodu płacze. Ja też pracuję, nie zarabiam tyle, co on, ale pracuje, daje z siebie wszystko, praca dom itd, to co robi większość kobiet.
Nie mam własnego życia oprócz domu, nie chodzę na siłownię, nie spotykam się z koleżankami, bo ich też nie mam. Nie jestem dobrą kucharką, ale zawsze ciepły obiad w domu jest. Zawsze wszędzie się spieszę, żeby zrobić zakupy, posprzątać itd. odebrać dziecko ze szkoły, nigdy nie myślę o sobie. Fryzjer phiiii 2 razy w roku, kosmetyczka na urodziny. Nie kupuje nowych ciuchów, butów, nie maluje się, bo szkoda mi czasu. Ogólnie czuję się, jak bym miała 60 lat. Nie potrafię już nawet zadbać o siebie. Brakuje mi kogoś, z kim mogę pogadać. Mam kochaną mamę, ale nie chce jej martwić. Ojciec dziecka nigdy sam z siebie mnie nie przytulił, nie jest to człowiek, który okazuje miłość. Mówi, że kocha, bo na nas pracuje i wszystko robi dla nas. Ja to rozumiem, ale gdzie jest w tym wszystkim zwykły przystulas, gdy boli brzuch, gdy gorsze dni. Sam o sobie mówi, że jest materialista, tylko pieniądze go motywują. Jest to też zrozumiałe, ale moim zdaniem przy tym wszystkim jest trochę może za mocne słowo użyje, ale “ moim katem “nieraz jak jest jakiś temat to żałuje, że go rozpoczęłam. Wydaje mi się, że w przyszłości przestanę mu mówić o różnych rzeczach, żeby uniknąć kłótni. Jestem osobą prostą, niewymagającą wiele, chce nauczyć syna być dobrym człowiekiem z empatią do innych i szacunkiem do 2 osoby. On wprowadza do domu trochę “wojska”. Wiem ,że jest to dobry człowiek do tego stopnia, że jeśli stałoby się coś moim rodzicom to nie wstydziłby się im d.. podcierać. Ale to, co ja czuję chyba też jest ważne. Nie mamy życia seksualnego w ogole, bo on ciągle zmęczony pracą i nie potrzebuje tego, jak sam mówi . Ja niby też, ale przez to nie czuję się jak kobieta, żyjemy jak brat z siostrą. Chciałabym sobie jakoś pomóc, bo boję się że sama sobie nie poradzę . Dużo by pisać, ale w sumie po co . Mieszkamy za granicami Polski sami z dzieckiem, bez rodziny. Coraz częściej patrzę na garaż z dziwnymi myślami, bo przecież, po co ktoś słaby psychicznie ma na tym świecie być. Ja nic tu nie wnoszę. W pracy wszyscy mnie lubią, wręcz widzą, że ja to taka ogarnięta, ale nie widzą, co się dzieje u mnie w środku. Chce mi się wyć i krzyczeć.
Mam taki problem, iż moje życie nie wygląda zupełnie tak, jak chcę. Nie wiem nawet, jak dojść tam, gdzie chcę, ponieważ chcę mieć pracę, od pół roku jeszcze jej nie znalazłam, nie mam też przyjaciół ani znajomych.
Nie wiem, jak spędzać dzień, nie wiem, gdzie zamieszkać. Wróciłam właśnie zza granicy rozczarowana, bo ani nie nawiązałam głębszych znajomości, czas spędzałam sama, ani też nic większego z tego nie wyszło i zastanawiam się - czy tak ogólnie wygląda życie? 2 lata temu byłam na praktykach za granicą, w kraju europejskim i ludzie byli bardzo zajęci sobą, nie otwarci na mnie, nie znałam języka, kobieta, która była moim supervisorem była dla mnie oschła i wykluczała mnie z zadań, które miała mi dawać.
Pojęcia nie mam, czym mogę jeszcze się kierować, bo jak dotąd mam ogromnego pecha. Nie podobała mi się rola osoby odsuniętej na bok, a niestety często ludzi młodych, jeszcze niedoświadczonych albo mało doświadczonych traktuje się protekcjonalnie, a dla mnie ważne jest, by czuć się szanowaną.
Chciałabym także móc mieć sprawczość i chociaż zadecydować o tym, by wprowadzić ciekawe aktywności do mojego życia. Myślałam o tym i nie wiem, za co się zabrać, bo nie interesuje mnie w zasadzie aktywność sama w sobie, typu: sport, malarstwo, ale chodzi o sposób wykonania: to znaczy, co czuję wtedy, gdzie się znajduję, z jakimi ludźmi itp. Nie wspominając o tym, że hobby często jest drogie, a ja teraz nie mam pracy.
Jestem bardzo zmęczona tą sytuacją, bo poprzez to wykluczenie czuję się jakbym była poza.
Mam też problemy z koncentracją i nie mam takiej jasności umysłu przez to wszystko. W zasadzie to ciężko mi cokolwiek teraz ocenić, bo czuję się wyłączona.
Ostatnio zauważyłem, że mój bliski przyjaciel przeżywa coś, co wydaje się być nagłym kryzysem psychicznym. Zawsze był osobą pełną energii i optymizmu, ale teraz nagle stał się wycofany i przybity. Zacząłem dostrzegać, że unika kontaktu, często izoluje się i ma trudności z koncentracją. Jest to dla mnie trudne, ponieważ nie wiem, jak najlepiej mu pomóc, a jednocześnie nie chcę go przytłaczać swoją obecnością. Zastanawiam się, jak mogę zrozumieć, przez co przechodzi i w jaki sposób mogę być wsparciem. Czy powinienem go zachęcać do rozmowy o tym, co się dzieje, czy może lepiej dać mu przestrzeń i czekać, aż sam się otworzy? Jakie strategie są skuteczne w takich sytuacjach kryzysowych? Chciałbym wiedzieć, jak rozpoznać, kiedy sytuacja wymaga interwencji profesjonalnej. Czy są jakieś znaki ostrzegawcze, na które powinienem zwrócić uwagę, świadczące o pogłębianiu się kryzysu? Czy moglibyście doradzić, jakie kroki podjąć, aby pomóc mu znaleźć odpowiednie wsparcie? Jestem naprawdę zaniepokojony i chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc przyjacielowi przetrwać ten trudny czas. Będę wdzięczny za wszelkie wskazówki i porady.
Czy potrzebuję psychiatry i leków czy atencji?
Mam wrażenie, że wymyśliłam sobie wszystkie problemy i jestem jakąś rozpieszczoną gówniarą, która naoglądała się czegoś w internecie (mam 20+ lat). Według mojej terapeutki mam dużo cech Borderline i niektóre ADHD. Myślałam, że terapia pokaże o wiele szybciej efekty, ale niestety będę się musiała jeszcze trochę namęczyć ze swoimi huśtawkami nastroju. Zauważam niby jakieś problemy w relacjach, mam każdego za oszusta, nawet jeśli ktoś jest miły, to boję się, że mnie chce skrzywdzić i tak naprawdę każdy skrycie mnie nienawidzi.
Ale w sumie to izoluje się od ludzi i to mi odpowiada, czuję się dobrze. Nie zauważam tych różnych 'objawów' czy coś tam. W moim pierwszym związku poczułam się jakby wszystkie te traumy się odblokowały i te rzeczy miały jeszcze wpływ na relacje (zniszczyły ją). Ale teraz jak już jestem sama to nawet nie zauważam żadnych problemów oprócz tego, że często na jakieś małe sytuacje reaguje uderzaniem w swoją samoocenę i się szybko obrażam na byle kogo o byle co, przez moje teorie i domysły, które mimo że identyfikuję, to nie potrafię zobaczyć tego inaczej.
Czasem czuję pustkę, ale szczerze to kocham to i o wiele wolę tą pustkę niż te okropne emocje, które potrafią mnie doprowadzić do samookaleczania a potem strachu o zdrowie itd. Nie mam też stabilnej tożsamości, ale naprawdę mam wrażenie, że nic mi nie przeszkadza.
Często jedynie nie potrafię sobie poradzić z cechami typowymi dla ADHD, np. podczas rozmowy ciągle jestem odcięta, czekam na swoją kolej, boję się, że zapomnę, mam gonitwy myśli, mówię albo za szybko albo za wolno, albo za cicho albo za głośno, prokrastynacja do potęgi, potem brak snu przez zaniedbanie obowiązków. Czasem nie mam ochoty zrobić nic i jestem zamrożona.
Na tym punkcie to już nie wiem w sumie czy potrzebuję psychiatry, czy nie? Bo chciałabym mieć stabilny nastrój i unikać takich męczących huśtawek, bo bardzo boli mnie głowa od płaczu i stresu i w ogóle szczęka, ale z drugiej strony na terapii moja psychoterapeutka powiedziała, że szukam wszystkiego tylko, żeby się nie skupić na terapii.
Chciałam po prostu się wygadać, bo stwierdziłam, że to mi pomoże i wtedy o tym porozmawiać i nie moja wina, że sesje są tak krótkie i tak drogie. Może ze mną się nie da pracować? Zastanawiam się czy ona mnie w ogóle toleruje czy ją wkurzam? Nie mam pojęcia i nie potrafię ocenić czy potrzebuję leków i boję się, że jak będę chciała zapytać o to psychiatrę to mnie wyśmieje i będzie oceniał.
Nie mam w ogóle samoświadomości i nie widzę dosłownie nic :( A jedyne co mi przychodzi do głowy to, że często próbowałam regulować nastrój alkoholem, niezdrowym jedzeniem itd. w wyniku czego potem bałam się o swoje zdrowie i miałam obsesję na punkcie szukania sobie nowych chorób.
Proszę o poradę (wiem, że tylko ja muszę sama zdecydować czy chcę takiej pomocy, czy nie, ale no problem w tym, że nie umiem tego zobaczyć i nie zdaję sobie z niczego sprawy)