
Brak emocji po śmierci bliskich, narcyzm czy coś innego? Problemy z rodziną i traumą
Gdy umierają moi znajomi lub ludzie z rodziny, to nic nie czuję.
Nie chodzę nawet na ich pogrzeby. Czy powinnam mieć w sobie żal, rozpacz itp.? Czy to ten słynny narcyzm? Dodam, że nie lubię większości ciotek, kuzynów i powody mam do tego słuszne. Bardzo często wspominam kolegę, który umarł za czasów szkolnych i jest mi przykro. Albo gdy umarła Pani, która mi pomogła... Natomiast gdyby moi rodzice umarli, to z jednej strony na pewno byłoby mi ciężko, ale bardziej bym czuła ulgę i wolność. Z nimi kojarzy mi się tylko wstyd i pas. Podobnie mam z siostrą, która znęcała się nade mną od małego i zrujnowała psychikę. Mając 30 lat, potrafiła mnie bluzgać i wyśmiewać się. Wiele osób pozwalała sobie na takie traktowanie mnie, bo trochę niedomagań po wypadku. Ale jestem w pełni sprawna umysłowo.
Gdy zaczęłam się mocniej rehabilitować sama i stawiać granice, to przestałam być workiem treningowym dla wszystkich i mam wrażenie, że przypisują mi swoje cechy! Wmawiają, że mam urojenia, że nikt mnie nie bił, że to ja jestem chamska, opryskliwa, źle się odnoszę.... A wręcz powinnam leczyć psychiatrycznie. Ludzie, którzy gnoili mnie latami, mają amnezję.
Proszę tylko nie usprawiedliwiać przemocy, bo ja pochodzę z domu przemocowego i pomagam ludziom, nie obrażam nikogo.
Joanna

Anastazja Zawiślak
To, jak reagujemy na stratę, jest bardzo indywidualne i zależy od relacji, jakie mieliśmy z daną osobą. Nie ma jednej „właściwej” emocji, którą powinniśmy odczuwać po śmierci kogoś z rodziny czy znajomych. Smutek pojawia się wtedy, gdy tracimy kogoś, kto był dla nas ważny, kto dawał wsparcie, bliskość, poczucie bezpieczeństwa. Jeśli w relacji przeważały trudne doświadczenia, brak wsparcia, przemoc – naturalną reakcją może być dystans emocjonalny, a nawet ulga.
Często w rodzinach, gdzie dochodziło do krzywdy, po latach pojawia się zjawisko zaprzeczania lub umniejszania trudnych doświadczeń. Osoby, które stosowały przemoc lub były jej świadkami, mogą nie chcieć konfrontować się z rzeczywistością – wtedy zdarza się, że przypisują winę tej osobie, która zaczyna stawiać granice.
To, że nie masz potrzeby uczestniczenia w pogrzebach czy przeżywania żałoby po niektórych osobach, nie oznacza, że coś jest z Tobą nie tak. To po prostu Twoja autentyczna reakcja, zgodna z Twoimi doświadczeniami. Warto dać sobie przestrzeń na przeżywanie emocji tak, jak przychodzi to naturalnie, bez poczucia, że powinno się czuć coś innego.
Jeśli pojawia się samotność czy trudność w zaufaniu innym, może pomóc stopniowe budowanie relacji z osobami, które dają poczucie bezpieczeństwa i szacunku. Relacje oparte na zdrowych fundamentach mogą pomóc odbudować zaufanie do ludzi i pokazać, że można mieć wokół siebie osoby, które nie ranią, a wspierają.
Najważniejsze jest, by dać sobie prawo do własnych emocji, nie oceniać ich jako „dobrych” czy „złych”, a raczej traktować jako wskazówkę, co było dla nas ważne i jakie wartości kierują naszym życiem. Jeśli czujesz, że potrzebujesz wsparcia w poukładaniu tych doświadczeń, rozmowa z psychologiem może pomóc znaleźć sposoby na lepsze radzenie sobie z trudnymi emocjami i relacjami. 💙
Anastazja Zawiślak
Psycholog
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Katarzyna Piechaczek
Dziękuję za to, że tak wprost o tym piszesz. W tym, co opowiadasz, nie widzę narcyzmu – widzę kogoś, kto doświadczył wielu ran, przemocy i odrzucenia, i kto musiał przetrwać emocjonalnie, być może wyłączając się z tych obszarów, które kiedyś bolały najbardziej.
Brak emocji wobec niektórych śmierci nie musi oznaczać braku empatii – czasem to mechanizm ochronny, czasem naturalna konsekwencja tego, że ktoś w naszym życiu był głównie źródłem cierpienia, nie więzi. Ulgę po śmierci osób przemocowych odczuwają czasem nawet ci, którzy je kochali – to nie jest objaw braku serca, tylko efekt długo tłumionych emocji i poczucia zniewolenia.
To, że masz w sobie miejsce na żal po osobach, które były dla Ciebie ważne i dobre – pokazuje, że Twoja emocjonalność działa, tylko że w zgodzie z Twoją prawdą, nie z cudzymi oczekiwaniami.
Trzymanie granic, niechodzenie na pogrzeby, stawianie się za sobą – to nie jest chamstwo. To jest ratowanie siebie tam, gdzie inni nie ratowali Ciebie.
To, co nazywasz "amnezją" otoczenia, to klasyka z domów przemocowych – gaslighting, wybielanie, odwracanie kota ogonem. Kiedy zaczynasz się wzmacniać, osoby, które wcześniej miały władzę, często próbują zdyskredytować Twoje przeżycia. Nie jesteś w tym odosobniona.
To, że masz siłę pisać i przyglądać się temu – nawet z pytaniem, czy coś z Tobą jest nie tak – świadczy o Twojej świadomości, nie zaburzeniu.
Trzymam z daleka. Możesz się przyglądać, z jakiego miejsca reagujesz – ale nie musisz się karać za to, że Twoje ciało i emocje nie wchodzą w rolę „żałobnika” wobec oprawców.

Zobacz podobne
Cześć, zastanawiam się nad czymś, dokładniej, z czego go się mogło wziąć, ogólnie to mam tak od zawsze.
Przejdę do sedna, nie odczuwam empatii, poczucia winy, ani odpowiedzialności. Gdy ktoś mi mówi o swoich problemach, to nie wiem, co mam robić i unikam tego, bo mnie to denerwuje trochę. Nawet jeśli to moja mama, dziewczyna lub przyjaciółka.
Nie obchodzi mnie to i nie odczuwam przez to smutku ani współczucia. Nieważne czy problem leży w np. samookaleczaniu, czy mają myśli S. Ja nie umiem się tym zainteresować i nawet nie czuje potrzeby, żeby coś z tym robić, ale udaje, że to robię, bo wiem, że powinnam, chociaż pewnie wyglądam, jakbym nie chciała tego robić, bo moja dziewczyna skarży się, że nie obchodzą mnie jej uczucia.
Skarży się też, że nie obchodzi mnie czy będę z nią, czy nie, a ja po prostu lubię być czasem sama i nie pisać do niej ani do nikogo. Nie wiem, co ze mną nie tak, ale ja nie chciałabym jej zostawić ani nic, kocham ją, tak myślę, ale w sumie nie wiem, co to znaczy kogoś kochać, skoro nie czuje empatii do niej, współczucia, nie umiem stawić się w jej sytuacji i często mam jej dość i chce się od niej izolować. No, ale też czerpie przyjemność z tego, że mogę się z nią przytulić, mieć kogoś w swoim życiu, poczuć jej ciepło, o ile nie wchodzimy w tematy problemów, emocji i czegokolwiek.
Może być to samolubne i sama to rozumiem, ale nie potrafię w sobie tego zmienić. Od zawsze miałam problem z odczuwaniem tych rzeczy. Dodatkowo nigdy nie czułam się winna za nic.
Odpowiedzialność to jest po prostu takie zniknione.
Mogę powiedzieć jedną sytuację, raz w szkole średniej napiłam się dużo wódki w bardzo krótkim czasie na pusty żołądek. Przyjechała karetka, bo się zatrułam mocno i miałam dużo alkoholu we krwi. Jak się obudziłam w szpitalu, to się śmiałam, nie miałam poczucia winy, ale też nie cieszyłam się z tej decyzji, ale też jej nie żałowałam. Było mi to obojętne i po wyjściu ze szpitala nawet nie czułam tego, że coś zrobiłam. Po paru dniach zachowywałam się, jakby nic takiego nie miało miejsca.
Wiec głównie chciałabym wiedzieć, skąd bierze się takie myślenie u mnie i odczuwanie. Czy coś jest ze mną nie tak?
Ja nie czuję, że coś jest nie tak, ale wiem, że jestem inna i różnie się tym od innych ludzi, którzy odczuwają empatie i poczucie winy.
W moim życiu niedawno zaistniały nowe dowody i napotkałem trudność, która mnie przerasta, utraciłem rodzinę, dom, i pieniądze to trzecie nie jest dla mnie nic nieznaczące i nie ważne, pracuje, by spłacać kredyty, pracuje, by się czymś zająć, pracuje, by kiedyś coś po mnie zostało, ale napotkałem trudność, nie mogę z nią sobie poradzić, nie może mi nikt pomóc, bardzo kochałem swoją żonę i dzieci bardzo kochałem dom, który otrzymałem od dziadków, już ich nie ma, pozostali w mojej pamięci, ten dom po opuszczeniu przez moją żonę i dzieci sprzedałem, a kupiłem mieszkanie z dala od byłej rodziny, byłej żony, by widywać się z dziećmi. Bardzo kochałem dzieci, bardzo kocham swoje najmłodsze dziecko, okazało się, że dom kupili pośrednicy, a pieniądze wyłożył ojciec biologiczny moich dzieci. Dwoje dzieci utraciłem, które są już dorosłe, po wychowaniu usłyszałem, że nie jestem ich ojcem, mam 53 lata dzieci odchodziły co 10 lat, co 10 lat się rodziły, pozostało mi najmłodsze dziecko, nie jestem biologicznym jego ojcem, niedawno się o tym dowiedziałam, to przez opuszczenie domu przez rodzinę szukałem odpowiedzi dlaczego? Dom sprzedałem i nie ma tu oszustwa. Ale ten dom kupiła była rodzina, ciężko przeżyłem utratę dzieci, nie widziałem najmłodszego syna rok, kiedy to po roku byliśmy razem szczęśliwi, wzajemnie nie mogliśmy się doczekać naszych spotkań, zbudowałem cudowną miłość, wiedząc, że nie jestem jego ojcem, będę zawsze, będę zawsze go kochał jak dzieci, które odeszły, te dzieci, które kochałem, z ich strony nasilił się atak na moją osobę, w sposób psychologiczny mówią, że całe życie ich źle traktowałem, źle traktowałem ich matkę, nie chcą utrzymywać ze mną kontaktów, bo jestem psychiczny to ich słowa, więc czym jest moja miłość?
Jestem jedyną osobą, która może uwiarygodnić, co mi zrobiono. Wiem, że za 8 lat utracę ostatnią osobę moje serce i dziecko, pierw zezwalali, by był ze mną był całe nawet wakacje.
Graliśmy w gry planszowe, jeździliśmy rowerami po lesie, obydwoje płakaliśmy, jak miał jechać do swojego domu, obecnie albo jest chory, dlatego nie mogę go widzieć lub dostaje wiadomość, że nie może, nie mam nikogo, nie mam rodziny pomimo, że jest duża, to oni mi to zrobili, chodziło o pieniądze, o pieniądze które dla mnie nie były ważne a jedynie potrzebne, przekładałem inne wartości. Poznałem kogoś, byliśmy razem rok czasu, pozwoliło mi to zapomnieć o byłej żonie, byłem bardzo szczęśliwy pomimo tego, co mi się przydarzyło, cudowna kobieta, próbowała naprawić relacje moje, z moją rodziną pomimo tego, co mi zrobiono, ale oni dalej brnęli. Moja dziewczyna zobaczyła, kim jest moja rodzina, wszystko przewidziała, mogłem być z nią lub z synem oddaleni byliśmy aż 300km, jeździłem do niej, jeździłem do syna, widziała, że się męczę, rozstaliśmy się, to ona podjęła tę decyzję. Mówiła, bym zamieszkał u niej, wybrałem widzenia z dzieckiem, z dzieckiem, które nie poszło spać, póki ja nie usnąłem, mam tylko jego, tak bardzo go kocham, że nie daje sobie z tym rady, tak bardzo się boję, że go za 8 lat utracę, wiem, że jak spłacę kredyty, to moja rodzina zaatakuje moje mieszkanie, nie mam komu przepisać mieszkania, skorzysta na tym biologiczny ojciec, ja czuję, że go utracę to zrozumiałe, taką samą miłością darzyłem dwójkę pozostałych dzieci, borykam się z niewyobrażalnym bólem i problemem, co mam zrobić, dokąd uciekać, a nie mogę, stoję w oknie i mam nadzieję, że przyjedzie do mnie najstarszy syn. Samotność to przerażające uczucie, praca jeszcze mi pomaga, ale się męczę, choć jest to praca nie męcząca, bardzo tęsknię za synem i świadomość, że on tęskni za mną, nie daje mi spokoju, nie mogę do niego pisać, bo odpisuje mi ktoś inny, to się po prostu czuję, od czasu do czasu wyślę mi mój syn esemesa i wiem, że to od niego, a są podteksty na przykład, ze pyta się, co ja teraz robię, ja mu na to, że piję kawę i mi odpisuje, pamiętam tę kawę, dobra była. Tak to wygląda, podchodzą do mojej osoby psychologicznie, a ja się coraz bardziej męczę, czuję, że jestem podśmiechiwany, w tych esemesach są podteksty cyt: dobry jestem: Miałem odebrać syna zrobiłem torta, kupiłem nowe gry planszowe, i nie może mi go dać, bo wyczerpałem już swoje widzenie, to przez pracę co trzy tygodnie tak zasadzili, borykam się z wielką niesprawiedliwością i brzemieniem kocham życie i boję się odejść, tak bardzo czuję się oszukany przez życie, tak bardzo po aż 3 latach nie wierzę w to, co mnie spotkało, zasypiam i chce się obudzić, że to był tylko koszmar, obudzę się w moim byłym domu, a mój najmłodszy syn będzie patrzał się na mnie i czekał, kiedy wstanę. Nie uważam, że przechodzę kryzys, ja tęsknię, tęsknię za rodziną, która mi została odebrana, ciężko mi iść dalej samotnie nikomu nie życzę tego, co mi wyrządzono, tęsknię za dziećmi, zapomniałem już o byłej żonie, wystarczył rok z kochającą osobą, która mi udzieliła krótkiego wsparcia, tęsknię też za nią, ja chcę się obudzić :)
TW samookaleczanie
Mam 22 lata i przepraszam, że tak długo się rozpiszę, ale nie daję rady. Od dziecka byłam typem aspołecznym, nie lubię spotykać się z ludźmi, ani z nimi rozmawiać. Nigdy nie mam tematów na rozmowy, nawet jeśli ktoś się ze mną zaprzyjaźnił, ta relacja bardzo szybko się kończyła, gdyż w pewnym momencie się izolowałam. Przez ten brak potrzebny socjalizacji, zawsze czułam się nieludzko. Dziwnie, inaczej. Jestem bardzo brzydka i głupia. Przez słowo głupia mam na myśli, że jestem osobą zapominalską, wszystko wypada mi z rąk, wykonuje niezręczne ruchy przy ludziach. Bardzo dużo gestykuluję i szybko mówię. Moja prokastrynacja jest na tak wysokim poziomie, ze obecnie mam pięć warunków na studiach. Nie zdałam roku. Wielokrotnie zapominałam dat rejestracji albo gubiłam się we wszystkim. Mówię szybko i nerwowo, czego bardzo się wstydzę.
Mam wrażenie, że wszystko, co wychodzi spod mojej ręki, jest złe, gorsze, żenujące. W ciągu dnia doświadczam wahań nastrojów, czasem mam motywację, ale czasem mam wręcz ochotę rzucić się pod metro, którym codziennie dojeżdżam na uczelnię. Okaleczam się żyletką, lubię, gdy rany są dość głębokie, gdy krawędzie rozsuwają się na boki. Dużo płaczę, w miejscach publicznych, na zaliczeniach, wszędzie, czasem nawet bez powodu. Mam wrażenie, że emocje mnie przytłaczają, że jestem dziecinna, głupia niedojrzała. Nie mam marzeń, cały dzień czekam do nocy, żeby spać, jednak ten sen często nie przychodzi. Chodziłam do psychiatry, ale on nie rozmawiał ze mną.
W gabinecie głównie płakałam roztrzęsiona, a on przepisywał mi leki. Od kilku miesięcy biorę Dulsevię 60 mg raz dziennie, spamilan 10 mg trzy razy dziennie, estazolam 2 mg tymczasowo na sen (bardzo pomagał, ale już się skonczył) i medikinet CR 20 mg. Medikinet sprawia, że przez jakiś czas czuję motywacje, ale po paru godzinach znowu przychodzi stan otępieniq, beznadziei i złości. Nie potrafię radzić sobie z emocjami, płaczę, okaleczam się, uderzam w drzwi, wewnętrznie krzyczę. Dotychczas miałam jednego ,,przyjaciela" ale izolowałam się i olewałam tę znajomość. Gdy on powoli się odsunął, poczułam ogromną zazdrość i duże emocje, które targają moje wnętrze, tak jakby rozrywały każdą część mięsa, z którego jestem utworzona. Nie tęsknie za człowiekiem, lecz za uwagą. Czuję się tak obrzydliwie, jakbym nie pasowała do świata. Nie chcę być częścią życia społecznego. Nienawidzę przebywania w tłumach i nie umiem prowadzić rozmów z ludźmi. Z drugiej strony brak mi poczucia przynależności, tak jakbym nie istniała. Po kilku minutach miłej rozmowy ze znajomym lub nieznajomym muszę wyjść gdzieś, trząść rękami i głową, oraz mówić do siebie, by uregulować emocje. Psychiatra skierował mnie do psychologa z epizodem depresyjnym i zaburzeniami adaptacyjnymi z lękiem społecznym, ale on praktycznie ze mną nie rozmawia. Polecał mi również diagnozę pod kątem spektrum autyzmu, ale to dużo kosztuje i nie wiem, czy się opłaca. Nie wiem, nawet co mi jest. Coraz bardziej męczy mnie bycie człowiekiem. Uciekam w fikcję, ale moje ciało daje mi znać, że życie istnieje. Boję się cierpienia. Czasem brałam kilka tabletek więcej, niż powinnam, żeby sprawdzić swoją granicę. Zdarzyło się, że przecięłam swoją skórę tak, że krwawiła cały dzień bez przerwy. Kładłam się spać z krwawiącą raną, myśląc, że może umrę przez sen. Wykańcza mnie bycie mną, leki nie pomagają. Czy jest sposób, aby sprawdzić, co jest ze mną nie tak? Czemu nie czuję się jak człowiek? Czy można jednocześnie być aspołecznym, ale empatycznym? Nie mam zaburzeń schizoidalnych, ponieważ odczuwam emocje i troskę.
Nie przywiązuję się jednak do ludzi. Mój świat to niestabilna pustka. Czy jestem zepsuta?

Okres dojrzewania - co warto wiedzieć o zmianach i wyzwaniach
Okres dojrzewania to wyjątkowy i wymagający etap zmian fizycznych, emocjonalnych i społecznych. Zrozumienie tych procesów jest kluczowe dla nastolatków, ich rodziców i opiekunów, by lepiej radzić sobie z wyzwaniami i wspierać rozwój młodego człowieka.