Left ArrowWstecz

Brak poczucia dojrzałości i sensu życia w obliczu zbliżających się 24 urodzin

Mam takie różne egzystencjalne rozkminy. Martwi mnie to, że za niedługo skończę 24 lata, a nie jestem jeszcze dojrzała, nie czuję się tak. Oczywiście żyję sobie jak zwykły człowiek, studiuję i dorywczo pracuję, nie mam też ambicji, żeby coś wielkiego osiągnąć w życiu, więc akurat fakt braku większych osiągnięć mi nie przeszkadza. Niby wiem, że moja osobowość się kształtuje, ale jak sobie przypominam 18letnią siebie, to ja mam wrażenie, że niewiele się zmieniłam osobowościowo. W tym pędzie życia czas trochę przecieka mi przez palce, ale nie jestem w stanie go zatrzymać, no i żyć wolniej też ciężko z racji obowiązków. Czasami się zastanawiam, czy życie ma sens, skoro się umiera, a wszystko tak szybko leci. Nie wiem dokładnie, jakie chcę zadać pytanie, ale chciałam się tym podzielić.

User Forum

A

w zeszłym miesiącu
Katarzyna Kubińska

Katarzyna Kubińska

Fakt, że ma Pani tak dużo rozmyślań dotyczących życia, przemijania świadczy o Pani refleksyjności, wrażliwości. 

Nie ma żadnej psychologiczne zasady, mówiącej o tym, że w wieku 24 lat musimy być bardziej dojrzali, niż w wieku lat 18. 

A co dla Pani oznacza dojrzałość? Jak Pani to definiuje? Jakie postawy, zachowania wiąże Pani z dojrzałością? Być może to jest cel, w którym chce się Pani rozwijać? To bardzo indywidualna kwestia. Inaczej dorosłość mogą też postrzegać osoby z różnych kultur i pokoleń.

To też naturalne, że w Pani wieku czas wydaje się uciekać szybko. Jeśli czuje Pani, że troszkę za szybko, że coś Pani umyka - zachęcam do zagłębienia się w techniki uważności. To nie musi być nawet medytacja, ale ćwiczenie uważnych spacerów, uważnego jedzenia, bycia tu i teraz w różnych codziennych sytuacjach.

Jeśli poszukuje Pani sensu, może też ciekawe dla Pani będzie refleksja nad wartościami, którymi się Pani kieruje?

Życzę wszystkiego dobrego i owocnych refleksji!

w zeszłym miesiącu
Martyna Jarosz

Martyna Jarosz

W celu pogłębienia refleksji - kilka pytań, które mogą stać się punktem wyjścia do dalszego zastanowienia:
- Co dla Ciebie oznacza "bycie dojrzałą"? Czy to pewne zachowania, decyzje, a może sposób myślenia? Jak rozumiesz tę cechę w kontekście swojego życia?
- Czy zauważasz małe zmiany, które zaszły w Tobie od czasu, gdy miałaś 18 lat? Może to być coś drobnego – inne podejście do sytuacji, nowe umiejętności czy perspektywa na życie. Dlaczego te drobne rzeczy mogą być równie ważne jak większe zmiany?
- Jakie momenty w Twoim życiu były dla Ciebie naprawdę wartościowe? Co sprawiło, że czułaś sens lub radość w tych chwilach? Czy te doświadczenia mogą wskazać Ci, co jest dla Ciebie ważne teraz?
- Co mogłoby nadać Twojemu życiu poczucie sensu teraz? Nie musi to być coś wielkiego ani trwałego. Czy są rzeczy, które mogłyby przynosić Ci małe radości lub satysfakcję na co dzień?

To, że zastanawiasz się nad swoim życiem, już pokazuje Twoją głębię i wrażliwość. Nie musisz mieć wszystkich odpowiedzi od razu – czasem sam proces refleksji prowadzi do większej jasności.

Trzymam mocno kciuki!

Pozdrawiam
Martyna Jarosz

w zeszłym miesiącu
Aleksandra Siwek

Aleksandra Siwek

To, że nie czujesz dużej różnicy między sobą teraz a sobą z przeszłości, nie oznacza, że się nie zmieniasz. Czasem te zmiany są subtelne, ale mogą przejawiać się w tym, jak reagujesz na różne sytuacje, jakie podejmujesz decyzje czy jak radzisz sobie z trudnościami. Zachęcam poszukać tych drobnych zmian.

Co do tematu sensu życia – zamiast szukać jednej, ogólnej odpowiedzi, możesz zastanowić się: Co sprawia, że Twój dzień jest trochę lepszy? Jakie drobne rzeczy dają Ci poczucie, że warto? Może to relacje z ludźmi, pasje, chwile spokoju? Nawet jeśli czas płynie szybko, to masz wpływ na to, jak go przeżywasz – nie zawsze da się go „zatrzymać”, ale można bardziej świadomie wybierać, co jest dla Ciebie ważne. Zachęcam do zapoznania się z technikami uważności. Może to być medytacja, uważne spacery, bycia tu i teraz w różnych codziennych sytuacjach.

Zachęcam do refleksji i wypróbowania metody uważności. 

 

Powodzenia!

Aleksandra Siwek 

w zeszłym miesiącu
Anastazja Zawiślak

Anastazja Zawiślak

To, co opisujesz, to bardzo naturalne rozmyślania o życiu, czasie i własnej tożsamości. Wiele osób w Twoim wieku – i nie tylko – ma podobne egzystencjalne wątpliwości. To część procesu dojrzewania, ale też po prostu refleksyjnego podejścia do życia.  

Jeśli czujesz, że od 18. roku życia niewiele się zmieniłaś, to warto pamiętać, że dojrzewanie psychiczne nie zawsze oznacza spektakularne przełomy. Zmiany mogą być subtelne  i tu pytanie czy jakieś małe zmiany, najmniejsze u siebie zauważasz?Może inaczej reagujesz na trudności, lepiej rozumiesz siebie, masz inne podejście do relacji? Osobowość nie zmienia się nagle, ale kształtuje się stopniowo przez doświadczenia, nawet jeśli na co dzień tego nie zauważasz. Pytanie też, które mi się nasunęło to co oznacza dla Ciebie dojrzałość? Czego potrzebujesz, żeby poczuć się dojrzale?   

Poczucie, że czas ucieka, a życie toczy się w szybkim tempie, też jest bardzo ludzkie. Nie da się go zatrzymać, ale można spróbować nadać mu głębszy sens – nie przez wielkie osiągnięcia, ale przez chwile, które sprawiają, że czujesz się dobrze, spokojnie, autentycznie. Nie każdy musi mieć wielkie ambicje, bo czym są wielkie ambicje? Dla Ciebie i dla mnie mogą oznaczać coś zupełnie innego – życie ma wartość także wtedy, gdy po prostu żyjesz po swojemu, ciesząc się codziennymi drobiazgami.  

Egzystencjalne pytania mogą być przytłaczające, zwłaszcza gdy zaczynasz zastanawiać się nad sensem istnienia. Chciałabym zachęcić Cię do tego by skupić się na tym, co sprawia, że Twoje życie jest dla Ciebie wartościowe tu i teraz – relacje, pasje, drobne momenty, które sprawiają, że czujesz, że to, co robisz, ma znaczenie dla Ciebie.   

Nie musisz mieć wszystkich odpowiedzi już teraz. To, że się nad tym zastanawiasz, jest oznaką dojrzałości. A odpowiedzi mogą przychodzić stopniowo, w swoim czasie. Daj sobie ten czas dla siebie 💙

Anastazja Zawiślak 

Psycholog

w zeszłym miesiącu
Urszula Małek

Urszula Małek

Kilka myśli, które mogą Ci pomóc:

- Dojrzałość nie przychodzi w jednej chwili. Możesz czuć, że się nie zmieniłaś, ale to, co w Tobie dojrzewa, często widać dopiero z perspektywy czasu. Może nie zauważasz drobnych zmian w swoich reakcjach, podejściu do ludzi czy sposobie radzenia sobie z trudnościami – ale one tam są.

- Nie każdy musi mieć „wielkie ambicje”. Jeśli jesteś w miarę zadowolona z tego, jak wygląda Twoje życie, to już jest bardzo dużo. Nie musisz gonić za sukcesem, by Twoje życie było wartościowe. Możesz po prostu żyć w swoim tempie i czerpać radość z drobnych rzeczy.

- Czasu nie da się zatrzymać, ale można go inaczej przeżywać. Może spróbujesz wprowadzić do swojej codzienności momenty, w których bardziej „smakujesz życie”? Czasem pomaga prowadzenie dziennika, spacer bez słuchawek, świadome doświadczanie drobnych przyjemności – jak smak dobrej kawy czy ciepło słońca na skórze.

- Egzystencjalne pytania są częścią bycia człowiekiem. 

Wielu ludzi zastanawia się nad sensem życia, a filozofowie robią to od wieków. Może warto potraktować te myśli nie jako problem, ale jako coś, co po prostu jest i pozwala Ci głębiej doświadczać rzeczywistości?

 

Pozdrawiam serdecznie,

Urszula Małek

w zeszłym miesiącu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie
Witam. Mam 24 lata i jestem facetem. Zacznę może od początku. Jestem wynikiem gwałtu, próbowano przeprowadzić aborcję, ale została przerwana, matka starała się mnie „wypłukać” alkoholem, ale jak widać bez skutku. Życie obdarzyło mnie wyjątkowo irytującą pamięcią, pamiętam leżenie w kołysce i darcie się aż do zmęczenia oraz minę i obojętność matki, gdy mnie karmiła. Do 10 roku wychowywałem się na zmianę raz u matki, raz u babci wraz z bratem, matka hobbystycznie zajmowała się usługami przyjemnościowymi w zamian za pieniądze. Dzieciństwo było pełne wrażeń, których nie będę tutaj opisywał z racji ich ilości. Borykam się z problemem - chorobą sierocą. Do 11 roku życia aż do informacji, że znalazła się dla mnie i brata rodzina zastępcza, moczyłem się w łóżko. Byłem z tego tytułu wyśmiewany, karany, karcony itp. Kołysałem się do snu, kręcąc głową z boku na bok, wyobrażałem sobie wtedy lepsze życie i tak usypiałem. Początkowo było to maksymalnie 15 minut przed snem. W wieku około 14 lat zacząłem robić to nieświadomie przez sen (obserwacja bliskich). Los chciał, że w wieku 16 lat zakochałem się po uszy w cudownej dziewczynie, ale przyciągała uwagę wielu osób. Byliśmy ze sobą 4 lata, ciągle jej nie ufałem i dawała ku temu powody, ale wybaczyłem. Weszła ze mną w związek dlatego, że przykuwałem uwagę swoją popularnością. W okresie gimnazjum każdy mnie znał i chciał ze mną rozmawiać- bardzo aktywnie zwracałem na siebie uwagę. Ale po przejściu do technikum zacząłem być trochę odludkiem - kołysałem się czasami już nie tylko do snu, ale z nudy. Wciąż wyobrażając sobie lepsze życie. W wieku 20 lat dziewczyna zerwała ze mną przez telefon, pokazując oziębłą i nie do poznania dla mnie postawę. Wybraliśmy się jeszcze na wspólne wakacje, ponieważ nie dało się odwołać. Na nich chcąc zaciągnąć mnie do łóżka powiedziała, że mnie kocha i chce to naprawić, na drugi dzień patrząc z obrzydzeniem powiedziała żebym nie robił sobie nadziei, bo potraktowała mnie jak rzecz. Od tamtego czasu kołyszę się w każdej wolnej chwili, kiedy tylko się da, zaniedbując dosłownie wszystko dookoła. W wieku 22 lat porzuciłem studia na 3 roku. W momencie zerwania dowiedzieliśmy się, że moja Ciocia zastępcza ma nowotwór. Napięcie w domu skupiało się na mnie, jako osoba wrażliwa zawsze starałem się wszystkim pomoc i rozweselić, a kiedy nie mogłem tego robić z własnych problemów to naturalnym było wyżywanie się na mnie. Aktualnie jestem samotny, oswoiłem się z tym, przestałem już cokolwiek czuć. Chodzenie do psychologów przerwałem, gdy usłyszałem kolejny raz „depresja” od niedorobionego psychologa czy psychiatry, którzy oczekiwali że wchodząc będę od razu w stanie powiedzieć im co mi dolega. Przez całe życie moja choroba miała obraz ambiwalentny, skąd do cholery miałem wiedzieć co mi jest, skoro nawet nie wiem kim jestem? Obecnie w wieku 24 lat nie mam już obok siebie nikogo, nikogo tez nie dopuszczam emocjonalnie, czuję się wycofany do własnej głowy, pełen obraz dysocjacji. Nie przeżywam niczego, a chciałbym. Jak normalny człowiek zrobić prawo jazdy, kupić wymarzone auto, znaleźć kochającą żonę itp. Ale nie potrafię, nie wiem gdzie szukać pomocy, zazwyczaj wizyty u psychologów kończyły się tylko tym ze lustrowałem im ich własną osobowość - dla kogoś żyjącego ciągle w myślach udawanie osoby siedzącej naprzeciw jest czymś niczym rozrywką. Co mam zrobić? Gdzie byli wszyscy skretyniali pedagodzy i psycholodzy wtedy? Nie zrobię sobie nic tylko dlatego że to byłoby tchórzostwo, ale nie mam motywacji żyć, bo jest to niczym katorga, każdy dzień zlewa sie w jedno a jedyne co robię to bujanie się z boku na bok, myśląc co by było gdyby. Próbowałem praktycznie wszystkiego, umiem grać na kilku instrumentach, rysować, modelować, rzeźbić, tańczyć (tańczyłem przez 11 lat w zespole). Z zawodu jestem elektrykiem, konserwatorem maszyn, mam uprawnienia na wózek widłowy oraz spawacza. A pomimo tego łapię roboty „poboczne” żeby dorabiać na studia które wznawiam z nowym miesiącem. Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie i fantazjach w trakcie kołysania się. Co mam robić?
Mam pytanie, bo wydaje mi się to trochę dziwne.
Mam pytanie, bo wydaje mi się to trochę dziwne. Mam 18 lat a moje nastawienie do życia jest takie, że jest ono krótkie, że czas tak szybko mija, sekunda za sekundą, minuta za minutą, że pozostało mi max. paredziesiąt lat, które minął tak szybko, jak te 18 pierwszych. Mam przekonanie, że wiele czasu zmarnowałam i że nie zdążę wiele zrobić. A moi rówieśnicy wręcz odwrotnie mówią, że życie jest długie. Nie jest to jakaś obsesyjna myśl, ale jest dość głębokim przekonaniem. Czy to jest normalne i skąd się bierze?
Od dłuższego czasu czuję, że moje życie nie ma sensu.
Dzień dobry! Jestem kobietą 18 lat. Od dłuższego czasu czuję, że moje życie nie ma sensu. Straciłam zapał do robienia czegokolwiek i nic nie przynosi mi radości. Po rzadkich już chwilach szczęścia zalewam się łzami z tęsknoty za tym uczuciem. Mam już dosyć życia i chciałbym zniknąć z tego świata na zawsze. Co to może być i jak sobie z tym poradzić ?
Mam wrażenie, że psychoterapeuci bagatelizują fakt, że martwię się o swoje osiągnięcia życiowe w stosunku do wieku.
Dlaczego psychoterapeuci tak bardzo bagatelizują moje problemy? Mam 28 lat i nie potrafię ustabilizować się w żadnej pracy, zawodzie, nie mam żadnych osiągnięć życiowych. Tymczasem słyszę, że jestem niezwykle młoda i mam jeszcze czas. Jestem absolutnie rozgoryczona takim zachowaniem psychoterapeutów. Czas mija bardzo szybko, niedługo będę miała 30 lat, potem 40, a w końcu 60 i gdy w nieskończoność będę powtarzać sobie, że mam jeszcze czas, to do niczego nie dojdę! Nie chcę żyć jak roślina.
Myśli o braku sensu egzystencji utrudniają mi codzienne życie
Dzień dobry, Jestem dość młodą osobą, nie dawno skończyłam 18 lat. Dobrze się uczę, mam wręcz idealne kontakty z bliskimi (rodziną i przyjaciółmi). Nikt z mojej rodziny nie zmarł ostatnio, ani nawet w przeciągu paru lat. Nigdy nie chorowałam na poważne choroby i nie byłam w szpitalu. Jeśli nawet - ja tego nie pamiętam. Od początku wakacji nie mam kontaktu ze znajomymi. Wyjechałam na wakacje na 3 tygodnie. Gdzieś przy końcu czerwca, początku lipca odczuwam brak sensu życia, egzystencji. Pochodzę z rodziny wierzącej ale z moją wiarą jest skomplikowanie. Tak więc: nie mam na nic ochoty, nie chcę sobie nic kupować, wiem, że nie będzie mi się chciało uczyć. Wakacje nie sprawiają mi radości. Nie widzę sensu: po co żyć, kupować sobie różne rzeczy, po co się uczyć skoro i tak opuszczę ten świat umierając? Nawet JEŚLI tam po śmierci coś jest, to wykształcenie czy inne materialne rzeczy nie będą mi potrzebne. Boję się też okropnie starości. Boję się, że nie będę samodzielna, że na mój pogrzeb nikomu nie będzie się chciało przyjść, bo będą myśleć, że "była i tak stara to umarła, trzeba myśleć o młodych". Nie chcę się starzeć! Ale największym problemem są częste myśli o tym, że zycie nie ma sensu, że i tak umrę, po co budowac relacje z innymi ludzmi skoro i tak ich opuszczę. Myśli o braku sensu egzystencji utrudniają mi codzienne życie. Nie odpuszczają nawet na 30 minut. Myślę o nich cały czas. Martwie się, bo z każdym dniem bliżej mi do śmierci. Planowałam w pszyszłości dostać się na studia i mieć dobrą pracę. Teraz nie widzę sensu... Chcę na nowo cieszyć się życiem...
Mam 18 lat i zmagam się z lękiem przed starością i śmiercią
Dzień dobry. Mam 18 lat i zmagam się z lękiem przed śmiercią i starością. Już od 2 miesięcy odczuwam silny brak sensu życia. Myśli o braku sensu egzystencji nachodzą mnie ciągle, nie dają spokoju. Nic nie pomaga. Nikt w mojej rodzinie nie umarł od kilkunastu lat, ja i moi bliscy nie chorujemy. Nie wiem co jest przyczyną utraty sensu egzystencji, ale czuję, że życie nie ma sensu bo i tak się zestarzeję i umrę. Chce znów normalnie funkcjonować...
Myślę tylko o śmierci, życie stało się bezsensowne.
Dzień dobry, Od kilku miesięcy zmagam się ze skrajnymi emocjami: silnym brakiem odczuwania sensu życia, natrętnymi myślami o tym, że nie ma sensu żyć, bo i tak czeka mnie śmierć, a nawet OBWINIAM SIĘ O TO, ŻE ODCZUWAM POZYTYWNE EMOCJE LUB MAM WIZJE NA PRZYSZŁOŚĆ. Mam chłopaka, ale nie okazuję mu żadnych uczuć, bo ilekroć łapię się na tym, że jestem szczęśliwa, że przy mnie jest, obwiniam się o te pozytywne uczucia, bo uważam, że i tak umrę, więc po co mam być szczęśliwa... Odliczam dni do śmierci, a przynajmniej szacunkowo... Nie mam nikogo bliskiego, komu odważyłabym się o tym powiedzieć. Do psychologa nie potrafię pójść, bo wmawiam sobie, że to bez sensu, skoro i tak umrę. Po co się leczyć... Jestem przez te natrętne myśli wycięczona, codziennie mam coraz mniej energii by wstać z łóżka rano... Jestem zdesperowana, już sama nie wiem co czuję. Staram się oswajać z tym, że umrę, ale nie potrafię. Z każdym dniem boję się coraz bardziej... Chcę normalnie funkcjonować... Chcę dostać się na studia medyczne, ale nie widzę sensu w pomaganiu innym, ratowaniu żyć, skoro czas i tak te wszystkie życia, które być może uratuję - odbierze... Jestem wierząca, ale szczątkowo... Wiem, że jeżeli przestanę wierzyć, to rozssypię się zupełnie... Muszę mieć jakąś wiarę, że po śmierci coś jest... Nie potrafię mieć wizji na przyszłość, bo wmawiam sobie że po co, bo i tak umrę... jestem już u kresu wytrzymałości... nie wiem czy to depresja, czy stany lękowe, tatatofobia... nie jestem psychologiem, więc nie oceniam na własną rękę... chcę się komuś wyżalić, usłyszeć rady lub wstępną diagnozę... Najgorzej jest w nocy i wieczorem... Natrętne myśli mam cały czas, nawet na sekundę nie potrafię zapomnieć o tym, że umrę... Uważam, że nic nie ma sensu skoro i tak czas odbierze mi życie... Chcę, żeby ktoś mi pomógł, bo ja już sobie nie potrafię... Dziękuję za przeczytanie...
Jak poradzić sobie z kryzysem egzystencjalnym i odnaleźć sens życia?

Mam takie dni, że często czuję się, jakby moje życie straciło sens, a wątpliwości dotyczące moich celów nie dają mi spokoju. Ten cały kryzys egzystencjalny sprawia, że rzeczy, które kiedyś robiłem z automatu, teraz wydają się bez sensu. 

Często myślę: 'po co ja to w ogóle robię?' i brak mi konkretnej odpowiedzi. Lęk przed nieznanym i brak poczucia spełnienia są teraz moją codziennością. Zastanawiam się, czy to po prostu normalny etap w życiu, czy potrzebuję wsparcia, żeby lepiej zrozumieć, co się ze mną dzieje. Naprawdę chciałabym dowiedzieć się, jak radzić sobie z tymi wątpliwościami i lękami, które są teraz moimi częstymi towarzyszami. 

Dodatkowo zauważyłem, że coraz częściej boję się wychodzić z domu, bo nie wiem, co mnie spotka. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale chyba boję się konsekwencji jakiś przeszłych zdarzeń, że karma wróci i coś mi się stanie

Czuję się przytłoczona studiami i brakiem typowego życia studenckiego, boję się, że zmarnuję młodość

Witam, mam 22 lata w tym roku 23. 

Czuję się przytłoczona, czuję, że jestem w tyle. Po liceum miałam rok przerwy, ponieważ musiałam poprawić maturę, aby dostać się na wymarzoną studia, dodatkowo pracowałam zarobkowo, nie miałam wtedy zbyt wielu znajomych, większość czasu spędzałam w domu, co było dla mnie ciosem, ponieważ większość moich znajomych była już na studiach. Dostałam się na studia, na psychologię, ale na studia zaoczne, niestety nie udało mi się na dzienne, ponieważ moje wyniki nie były wystarczające. Uznałam, że mimo to i tak spróbuję, studia bardzo mi się podobają, oprócz tego pracowałam i mieszkałam z rodzicami, a na zajęcia dojeżdżałam co tydzień. Poznałam wiele osób, na uczelni, też znajomych, znajomych, ale nadal brakowało mi takiego “typowego życia studenckiego” np. mieszkania w akademiku czy wynajmowania mieszkania lub pokoju. 

Obecnie jestem na trzecim roku studiów i na drugim roku planowałam wyprowadzić się na próbę do akademika, ale dostałam fajną opcję pracy w miejscowości niedaleko mojego domu rodzinnego i tak zostałam aż do początku 3 roku. Później zachorowałam i przez 4 miesiące przebywałam w domu, jednocześnie szukając pracy, ale już chciałam gdzieś w mieście (pomyślałam, że może w tym razem uda mi się na próbę wyprowadzić - znaleźć pracę, potem może spróbować mieszkania w akademiku), ale niestety pomimo prób dostałam ofertę pracy znowu w tej samej firmie i się zgodziłam, uznałam, że już nie mam zbytnio oszczędności na swoje potrzeby i skoro jest tak ciężko, to przejmuje. Zastanawiam się, czy dobrze robię, oprócz tego moim ogromnym marzeniem jest Erasmus, bardzo chciałabym wyjechać na pierwszym semestrze 4 roku, ale boję się, że się nie uda i że będę żałować, że nie udało mi się ani wyprowadzić, ani wyjechać. Czuję się przytłoczona, większość moich znajomych wyprowadziła się od rodziców na studia, korzystając z młodego wieku studenckiego, a ja mam wrażenie, że dalej stoję w miejscu i boję się, że później będę żałować, że nie zrobiłam tego wcześniej, że zmarnowałam moją młodość. Niby mam jeszcze szansę wyprowadzić się po Erasmusie (jeśli się uda), ale nie wiem, czy będąc coraz starsza, będę chciała mieszkać w akademiku. Nie wiem już co robić, chciałabym się kogoś doradzić, porozmawiać. Za chwilę będę mieć 23, potem 24…a tak nie wykorzystuję tej młodości w pełni. 

Może to błahostka, ale naprawdę co jakiś czas do mnie to wraca i wykańcza emocjonalnie.