
Dylemat: przeprowadzka do partnera a potrzeby moich dzieci – jak podjąć decyzję?
Spotykam się z facetem od roku. Jestem mamą dwóch synów, oni niby akceptowali partnera, ale gdy przyszło do przeprowadzki do niego, stanowczo nie chcą, mówią, że za dwa lata jak skończą szkołę podstawową. On dał mi wybór albo się przeprowadzam, albo się rozstajemy ewentualnie konkretny termin. Inaczej się rozstajemy, bo nie ma to sensu. I gdy usłyszał, że chłopaki nie chcą, zostawił mnie, obarczając wina, że nie poszłam za nim, że rządzą mną dzieci. Co zrobić w takiej sytuacji??
Anonimowy

Klaudia Dynur
Dzień dobry,
zajęła się Pani potrzebami dzieci, za które obecnie jest Pani odpowiedzialna, co świadczy o dobrym rodzicielstwie.
Warunek postawiony Pani przez partnera jest nieadekwatny co do Pani możliwości jako matki oraz wieku dzieci. Może Pani przekazać partnerowi to, co wyraziły dzieci, a mianowicie, że mogą podjąć decyzję po ukończeniu szkoły podstawowej, jednak musi Pani, jak i Pani partner, liczyć się także z możliwością odmowy.
Jeśli jest to dla Pani istotne, mogłaby Pani zgłębić, co oznacza dla partnera "brak sensu" kontynuowania państwa relacji. Być może obawia się on, że państwa kontakty ustaną zupełnie, jeśli nie będziecie spędzać czasu na co dzień? Niech spróbują Państwo wspólnie, na spokojnie, porozmawiać o Państwa obawach i potrzebach, a być może każdy opowie, czego tak naprawdę potrzebuje. Również przekazanie Pani spojrzenia na całą sytuację może pozwolić partnerowi na przybranie nowego punktu widzenia.
Pozdrawiam serdecznie
Klaudia Dynur
psycholog
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Martyna Jarosz
Dzień dobry,
z Pani opisu sytuacji wynika, że ścierają się potrzeby dorosłych i dzieci, a decyzje mają wpływ na całą rodzinę. Na ten moment wydaje się, że brakuje kilku istotnych informacji, by móc jednoznacznie ocenić, co byłoby najlepsze. Warto byłoby przyjrzeć się głębiej relacji z partnerem, jego gotowości do rozmowy i kompromisu, a także emocjom i obawom synów. Z punktu widzenia psychologicznego, dzieci w wieku szkolnym często potrzebują stabilności i poczucia bezpieczeństwa, szczególnie jeśli zmiany dotyczą miejsca zamieszkania czy struktury rodziny. Z kolei stawianie ultimatum przez partnera może świadczyć o trudnościach w komunikacji i rozumieniu Pani sytuacji jako mamy. Warto zadać sobie pytanie: Czy decyzja o przeprowadzce byłaby zgodna z moimi wartościami jako matki i jako kobiety w relacji?
Rozważenie terapii indywidualnej lub rodzinnej mogłoby pomóc uporządkować emocje, zrozumieć potrzeby wszystkich stron i znaleźć rozwiązanie, które nie będzie oparte na presji, lecz na wzajemnym szacunku.
Pozdrawiam
Martyna Jarosz
psycholog

Paulina Habuda
Dzień dobry,
Rozumiem, że jest dla Pani istotne zarówno dobro dzieci jak i relacji i może Pani czuć się zagubiona w tej sytuacji. To bardzo dobrze, że szuka Pani rozwiązania.
Opis sytuacji jest jednak mało szczegółowy. Nie wiem dlaczego partner wymaga przeprowadzki. Czy mieszkają Państwo w innych miejscowościach? Spędzają razem mało czasu?
Dobrze byłoby dopytać o to co niepokoi partnera w obecnej sytuacji. Może istnieje możliwość poradzenia sobie z tym problemem bez konieczności przeprowadzki?
Dobrze byłoby również ustalić dlaczego dzieci nie chcą się przeprowadzić. Co takiego ich niepokoi? Jakie podają argumenty?
Ciężko jest mi cokolwiek doradzić, ponieważ każda z osób może kierować się swoimi obawami, przekonaniami, doświadczeniami. Myślę, że istotne byłoby je poznać. Jeżeli z jakichś powodów ma Pani trudności w przeprowadzeniu takiej rozmowy, zachęcam do kontaktu z psychologiem.
Pozdrawiam,
Paulina Habuda.
Psycholog

Olga Żuk
Możesz zapytać siebie: czy chcesz być w związku, w którym oczekuje się od Ciebie rezygnacji z głosu Twoich dzieci i stawia ultimatum? Czasem takie rozstanie, choć bolesne, pokazuje, że priorytetem są więzi z dziećmi i partner, który naprawdę Cię wspiera, zaakceptuje ten układ.
Pozdrawiam,
Olga Żuk

Adela Szemczak
Dzień dobry,
Sytuacja rodzin patchworkowych rodzi często rożne wyzwania, pomiędzy różnymi zaangażowanymi osobami i na różnych poziomach. Słyszę, że Pani dzieci, pomimo akceptowania Pani partnera, nie są gotowe na wspólne zamieszkanie. Czy miała Pani okazję porozmawiać z nimi o tym, jakie są powody ich niechęci? Czego się obawiają? Co zmieni się za dwa lata, kiedy skończą szkołę podstawową? W jaki sposób ta sytuacja za dwa lata będzie inna niż dzisiejsza? Czego potrzebowałyby w sytuacji, w której mielibyście zamieszkać razem? Wspólne mieszkanie z perspektywy dzieci może być ogromną zmianą, rodzącą bardzo wiele emocji, o których warto porozmawiać, aby móc je zrozumieć i na nie odpowiedzieć.
Słyszę także, że Pani partner postawił Pani ultimatum, a w efekcie zdecydował o rozstaniu. Nie znam oczywiście dynamiki Państwa relacji, jednocześnie opieka nad dziećmi, dbanie o nie i uważność na ich potrzeby jest podstawową rolą rodzica.
Od partnera lub partnerki osoby, która ma dzieci, taka sytuacja wymaga często odnalezienia swojego miejsca w tej relacji - pomiędzy drugim dorosłym, a dziećmi, których potrzeby często będą nadrzędne. Od osoby, która jest rodzicem, taka sytuacja może wymagać podobnego meandrowania. Jednocześnie obarczanie winą rodzica za to, że wysłuchał potrzeb dzieci wydaje się być krzywdzące - choć nie wiem, jak Pani tego doświadczyła.
Na pytanie "co zrobić" jedyne, czym mogę się podzielić w tej sytuacji to - rozmawiać. Z dziećmi, z (byłym) partnerem, jeśli chciałaby Pani pracować nad tą relacją, a także ze sobą, aby sprawdzić, co dla Pani w tej sytuacji jest ważne, jakie są Pani granice i potrzeby.
Życzę wiele dobrego.
Z pozdrowieniami,
Adela Szemczak

Adam Gruźlewski
Szanowna Pani,
to, co się wydarzyło, wskazuje na to, że partner nie zaakceptował do końca Pani roli jako matki. Stawianie ultimatum "ja albo synowie" jest wyborem niemożliwym do realizacji. Proszę zastanowić się, jak wyglądałaby w przyszłości wasza relacja. Gdyby któregoś dnia po raz kolejny usłyszałaby Pani o konieczności wyboru pomiędzy dwoma aż tak ważnymi rzeczami. Zrozumiałe, że może czuć się Pani zraniona, zawiedziona czy winna. Proszę jednak pamiętać, że nie ponosi Pani absolutnie żadnej winy. Najlepsze, co może Pani obecnie zrobić, to skupić się na sobie i swoich synach tak, aby odzyskać poczucie sprawczości i bezpieczeństwa.
Z przedstawionej historii wynika, że jest Pani odważną matką chroniącą własne dzieci, z pewnością wartą kogoś, kto potrafi to docenić.
Pozdrawiam serdecznie
Adam Gruźlewski
psycholog, psychotraumatolog

Katarzyna Świdzińska
Rozumiem, że to dla Ciebie bardzo trudna sytuacja. Twój partner postawił ultimatum, a dzieci jasno wyraziły swoje potrzeby i lęki. Jako mama masz prawo stawiać ich dobro i poczucie bezpieczeństwa na pierwszym miejscu. To nie oznacza, że „rządzą” Tobą, tylko że respektujesz ich emocje. Jeśli ktoś oczekuje od Ciebie rezygnacji z ważnych wartości pod presją, warto się zastanowić, czy to relacja dająca wzajemne wsparcie i przestrzeń. Teraz najważniejsze: zadbać o siebie i chłopców, dać im poczucie stabilności i porozmawiać o emocjach, które przeżywają.
Pozdrawiam,
Katarzyna Świdzińska, Psycholog

Sylwia Harbacz-Mbengue
Dzień dobry,
rozumiem emocje, które Panią targają. Warto jednak na spokojnie przemyśleć sprawę. Zwłaszcza, że Pani dzieci otwarcie mówią, że potrzebują stabilności i czasu. Zignorowanie ich potrzeb pod presją partnera mogłoby trwale nadszarpnąć ich zaufanie i poczucie bezpieczeństwa.
Każda kobieta ma prawo układać sobie życie i każda matka dba o dobro swoich dzieci.
Może warto przemyśleć co jest dla Pani najważniejsze ?
Pozdrawiam
Sylwia Harbacz-Mbengue
Psycholog

Klaudia Siwiec
Szanowna Pani Paulino,
To niezwykle ważne, że jest Pani tak wrażliwym rodzicem. Przyczyny tak wygórowanych reakcji mogą mieć różnorakie podłoże. Warto dokonać całościowej oceny rozwoju dziecka pod względem funkcjonowania poznawczego, sensorycznego i komunikacyjnego.
Warto, aby terapeuta przeprowadził wnikliwy wywiad i udzielił rad, których zastosowanie będzie wspierające dla harmonijnego rozwoju Synka.
Pozdrawiam serdecznie

Zobacz podobne
Witam, od dłuższego czasu mam problem, z którym sobie nie radzę i chciałabym prosić o poradę.
Chodzi o moich nadopiekuńczych rodziców - bardziej mamę.
Od zawsze chce kontrolować wszystko, co robię i chce dyrygować moim życiem. Odkąd zaczęłam podstawówkę, byłam zmuszona do bycia najlepszą uczennicą w klasie i nie tylko. Jak tylko wracałam do domu, to kazała mi się uczyć, przez co nie miałam czasu ani dla siebie, ani dla znajomych, czy też hobby.
Jeżeli nie rozumiałam jakiegoś materiału, to kazała mi siedzieć w nocy i wkuwać, dopóki go nie umiem. Często mnie pytała i wyzywała, jak ocena była mniejsza od 4 (co bardzo rzadko się zdarzało). Pamiętam, że jak dostałam 3 ze sprawdzianu, to popłakałam się przy klasie i nauczycielce, bo wiedziałam, że dostanę opieprz za to. Byłam wyzywana za swoje oceny, co przyczyniło się też do moich problemów z jedzeniem i stresem, które trwają do dziś. Dodam jeszcze, że od urodzenia do około 18 urodzin mój ojciec był alkoholikiem i robił awantury cały czas, więc nauka w takiej atmosferze była trudna, patrząc jeszcze na nagonki ze strony mojej mamy. Mój ojciec próbował kupić moją miłość głupimi prezentami, których nie chciałam. Nie rozumiał, że jedyne co chciałam to, to, żeby nie pił. Jak byłam już starsza, to się buntowałam i przez to mnie wyzywał np. od "krowy jebanej" itp. Mój brat miał dosyć zachowania moich rodziców i w wieku 16 lub 17 lat się wyprowadził to moich dziadków. Ja niestety nie miałam i nie mam takiej opcji. Moje nastoletnie lata też nie były kolorowe. Ojciec dalej pił, a mój kontakt z bratem był do dupy od zawsze, bo mój ojciec ograniczał nam kontakt i nie pozwalał, np. mojemu bratu się ze mną bawić jak byłam młodsza. I przez co do dzisiaj nasza relacja jest, jaka jest. Od 13. roku życia mam myśli samobójcze i jestem po 3 próbach, podczas których się rozmyśliłam, chociaż nie wiem czemu. Od 1 podstawówki do 1 liceum co roku miałam świadectwa z paskiem i wyróżnienia, ale komuś to nie wystarczyło. Jeżeli miałam okres lub ogólnie źle się czułam i chciałam się zwolnić ze szkoły, to moja mama robiła mi o to awanturę. Mój okres od zawsze wygląda tak, że bardzo, bardzo boli i często mdleje albo wymiotuje. Według mojej mamy zawsze zmyślałam moje symptomy i samopoczucie. Jak tylko się zwolniłam, to krzyczała na mnie i nazywała różnymi wyzwiskami. Muszę dodać też, że odkąd chodzę sama do szkoły (podstawówka, liceum i teraz studia), muszę dawać mamie znać, że jestem na miejscu (inaczej wypisuje, wydzwania i robi awantury). Moje przyjaciółki zawsze się dziwiły, że nawet po 18 muszę do niej pisać, ale nic nie mogłam na to poradzić.
Było mi ogólnie wstyd przez to. Odkąd ukończyłam 18 lat, to szukam pracy u siebie w mieście, jednak nieskutecznie.
Jestem studentką zaoczną, ale i tak nikt nie chce mnie przyjąć, bo w większości chcą kogoś z doświadczeniem. Moja mama tego nie rozumie i mówi, że jestem leniwa, ma dosyć mojego zachowania i cały czas wygania do pracy. Cały czas składam CV, ale na razie nie mam od nikogo odpowiedzi. Od prawie 2 lat jestem w związku. Z chłopakiem mieliśmy i mamy podobną sytuację rodzinną (ojcowie alkoholicy, rodzina jest skłócona itp.), jednak moja mama przez to, że mój ojciec ma niebieską kartę, czuje się jakaś lepsza i nie chce mnie do chłopaka puszczać (chociaż mój ojciec był pijany, jak mój chłopak do mnie przyjechał).
Nasz związek się przez to pogorszył. On był u mnie praktycznie cały czas (nawet podczas szkoły), był na moich 18 urodzinach (a ja na niego nie, bo moja mama mi chamsko znalazła robotę na ten dzień i kazała mówić, że jestem zajęta) i w zeszłym roku też mnie nie chciała puścić. Twierdzi, że skoro mieszkam u nich, to mam się słuchać i nie mam nic do gadania. Mój ojciec jest niby po mojej stronie, a tak naprawdę jest manipulowany przez moją matkę. Podsumowując, mój chłopak przyjechał do mnie ponad 30 razy, a ja do niego z 5 razy. Raz byłam z nim i jego rodziną nad morzem, potem musiałam kłamać, że jadę do niego na próby do poloneza (ale tańczyliśmy go tylko na mojej studniówce), bo inaczej bez powodu by mnie matka nie puściła. I tak podczas jednego pobytu zrobiła mi awanturę. Mój brat miał po mnie przyjechać, ale pasowało mu tylko wieczorem (bo spędzał czas ze swoją dziewczyną), a moja mama krzyczała na mnie, że mam do niego pisać i dzwonić i kazać mu przyjechać po południu.
Uparł się i przyjechał wieczorem, a ja ze stresu przez całą drogę płakałam, to też mój brat się wkurzył i opieprzył mamę za jej zachowanie. Jak wróciłam, to oboje rodziców się zachowywało, jakby nic się nie stało. Ostatnio zaczęłam się buntować i udało mi się pojechać do niego 2 razy z rzędu i teraz na sylwestra (mieszkamy od siebie ok. 40 minut i albo on, albo jego rodzice po mnie przyjeżdżają i zawsze jestem u nich mile widziana).
A teraz opowiem ostatnią sytuację, czyli sylwester u chłopaka. Moja mama była jak zawsze przeciwna i się fochała i robiła mi awantury, ale i tak postawiłam na swoim. I problem w tym, że miałam tam jechać tylko na 4 dni, ale postanowiłam zostać na 2 tygodnie. I muszę powiedzieć, że czułam się tam naprawdę dobrze i bezpiecznie. Miałam z kim porozmawiać i się pobawić (z młodszą siostrą chłopaka). U mnie każdy siedzi u siebie i zajmuje się sobą (ojciec gra, mama wychodzi albo siedzi w telefonie, a ja gram lub gadam z chłopakiem). 2 dni przed moim powrotem zadzwoniłam do ojca, aby mu powiedzieć, kiedy wracam i o której (bo moja mama była już obrażona i nie chciała ze mną gadać).
On spokojnie powiedział, że okej i tyle. Następnego dnia, kiedy mój chłopak był akurat w pracy i tego nie słyszał, to znowu zadzwonił ojciec i tym razem z krzykiem mówił, że jak nie wrócę w termin, to po mnie na chama przyjedzie. Dodał też, że przeze mnie moja mama płacze i nie je. Sam potem powiedział, że matka się okropnie zachowuje i wzięła go wtedy na litość.
Jak tylko wróciłam, to była i jest obrażona, a ojcu skarży się, że to ja jestem. Ostatnio nazwała mnie rozkapryszonym gówniarzem, który nie dostaje tego, czego chce. Do teraz jestem na nią zła, bo nie dość, że mnie tak traktuje, płacze, bo nie idzie coś po jej myśli, to jeszcze za każdym razem każe mi rządzić się rodzicami chłopaka (żebym wróciła o tej godzinie, o której mama chce, a nie tak jak pasuje jego rodzicom, żeby mnie odwieźć).
Jestem załamana i zaczęłam szukać pracy nawet niedaleko mojego chłopaka, aby w razie czego się na chwilę do nich wprowadzić i zarobić na siebie, a potem być na swoim.
Nie wyrabiam w tym domu. Dodam, że miałam z rodzicami dużo rozmów, ale przez moją mamę zawsze były to bardziej kłótnie, z których i tak się nic nie nauczyła. Zdaniem mojego ojca jestem już dorosła i mogę robić to, co chce i uważam, a on będzie mnie wspierał, dopóki może. Tak więc moje pytanie.
Czy mam zacząć myśleć poważnie nad tą pracą przy miejscowości chłopaka i się tam przeprowadzić?
Witam, mam 22 lata w tym roku 23.
Czuję się przytłoczona, czuję, że jestem w tyle. Po liceum miałam rok przerwy, ponieważ musiałam poprawić maturę, aby dostać się na wymarzoną studia, dodatkowo pracowałam zarobkowo, nie miałam wtedy zbyt wielu znajomych, większość czasu spędzałam w domu, co było dla mnie ciosem, ponieważ większość moich znajomych była już na studiach. Dostałam się na studia, na psychologię, ale na studia zaoczne, niestety nie udało mi się na dzienne, ponieważ moje wyniki nie były wystarczające. Uznałam, że mimo to i tak spróbuję, studia bardzo mi się podobają, oprócz tego pracowałam i mieszkałam z rodzicami, a na zajęcia dojeżdżałam co tydzień. Poznałam wiele osób, na uczelni, też znajomych, znajomych, ale nadal brakowało mi takiego “typowego życia studenckiego” np. mieszkania w akademiku czy wynajmowania mieszkania lub pokoju.
Obecnie jestem na trzecim roku studiów i na drugim roku planowałam wyprowadzić się na próbę do akademika, ale dostałam fajną opcję pracy w miejscowości niedaleko mojego domu rodzinnego i tak zostałam aż do początku 3 roku. Później zachorowałam i przez 4 miesiące przebywałam w domu, jednocześnie szukając pracy, ale już chciałam gdzieś w mieście (pomyślałam, że może w tym razem uda mi się na próbę wyprowadzić - znaleźć pracę, potem może spróbować mieszkania w akademiku), ale niestety pomimo prób dostałam ofertę pracy znowu w tej samej firmie i się zgodziłam, uznałam, że już nie mam zbytnio oszczędności na swoje potrzeby i skoro jest tak ciężko, to przejmuje. Zastanawiam się, czy dobrze robię, oprócz tego moim ogromnym marzeniem jest Erasmus, bardzo chciałabym wyjechać na pierwszym semestrze 4 roku, ale boję się, że się nie uda i że będę żałować, że nie udało mi się ani wyprowadzić, ani wyjechać. Czuję się przytłoczona, większość moich znajomych wyprowadziła się od rodziców na studia, korzystając z młodego wieku studenckiego, a ja mam wrażenie, że dalej stoję w miejscu i boję się, że później będę żałować, że nie zrobiłam tego wcześniej, że zmarnowałam moją młodość. Niby mam jeszcze szansę wyprowadzić się po Erasmusie (jeśli się uda), ale nie wiem, czy będąc coraz starsza, będę chciała mieszkać w akademiku. Nie wiem już co robić, chciałabym się kogoś doradzić, porozmawiać. Za chwilę będę mieć 23, potem 24…a tak nie wykorzystuję tej młodości w pełni.
Może to błahostka, ale naprawdę co jakiś czas do mnie to wraca i wykańcza emocjonalnie.