
- Strona główna
- Forum
- uzależnienia
- Silne emocje i...
Silne emocje i przyjemność związana z oglądaniem scen opiekuńczości - skąd bierze się ten nietypowy fetysz?
Paulina
Altea Leszczyńska
Dzień dobry, Pani Paulino,
To, co Pani opisuje, wcale nie musi mieć charakteru seksualnego czy „fetyszowego” w klasycznym sensie. To raczej sygnał, że pewne obrazy – w tym wypadku scena opieki, ciepła i troski – uruchamiają w Pani silną potrzebę emocjonalną, prawdopodobnie związaną z bezpieczeństwem, bliskością lub byciem zaopiekowaną.
Sceny, które pokazują akceptację, łagodność i bezwarunkowe zainteresowanie drugą osobą, mogą działać na ludzi kojąco – szczególnie jeśli w przeszłości brakowało takich doświadczeń w relacjach z dorosłymi. Oglądanie ich może przynosić chwilowe poczucie spokoju, ciepła czy nawet „uzupełnienia” emocjonalnej pustki.
To, że Pani odczuwa potrzebę wracania do tych scen, może oznaczać, że w życiu emocjonalnym jest jakaś część, która nadal szuka poczucia bezpieczeństwa i troski, i właśnie te obrazy ją symbolicznie karmią.
Nie ma w tym nic niepokojącego – to naturalny sposób, w jaki psychika próbuje sobie dać to, czego zabrakło.
Jeśli chciałaby Pani lepiej zrozumieć, skąd ta potrzeba bliskości i jak można ją realizować w bardziej świadomy sposób (np. w relacjach, w terapii, w trosce o siebie), warto o tym porozmawiać z psychoterapeutą. Pomogłoby to zobaczyć, jakie emocje są „pod” tym doświadczeniem i czego Pani naprawdę potrzebuje.
Z życzliwością,
Altea Leszczyńska
psycholog, psychotraumatolog
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Justyna Bejmert
Dzień dobry Paulino. To raczej nie jest fetysz w znaczeniu seksualnym. Raczej rozumiem to jako potrzebę bliskości, czułości, bycia "zaopiekowaną". Te sceny właśnie to przedstawiają i być może po prostu za tym tęsknisz w życiu codziennym. To niekoniecznie musi oznaczać coś złego. Oglądanie takich scen może dawać Ci ukojenie, zaspakajać emocjonalne potrzeby. Jednak jeśli jest to dla Ciebie uciążliwe i masz poczucie, że nie możesz zaspokoić tych potrzeb w inny sposób, warto omówić to z terapeutą.
Pozdrawiam serdecznie,
Justyna Bejmert
Psycholog
Lucio Pileggi
Wydaje mi się, że w tym przypadku nie do końca zasadne jest mówić o fetyszu — zwłaszcza że nie odczuwa Pani podniecenia. Raczej wygląda na to, że może Pani potrzebować więcej czułości i empatii w swoim życiu.
Żeby lepiej to zrozumieć, musiałbym wiedzieć, jak wyglądają Pani relacje obecnie i jak wyglądały w przeszłości.
Napisała Pani też zbyt mało, by ocenić, czy rzeczywiście można tu mówić o uzależnieniu i czy oglądanie tych fragmentów stanowi dla Pani realny problem.
Jeśli tak, warto byłoby porozmawiać o tym z psychologiem.
Serdecznie pozdrawiam
Lucio Pileggi, Psycholog
Marta Rutkowska
Pani Paulino, to nie żaden fetysz. Ma Pani potrzebę bliskości, czułości i ciepła. To normalne, ludzkie. Jeżeli szuka Pani takich widoków, być może te potrzeby nie są obecnie zaspokojone albo nie były zaspokojone w dzieciństwie.
Pozdrawiam.
Sylwia Harbacz-Mbengue
Dzień dobry,
myślę, że to może być bardzo złożona kwestia, warta przepracowania.
Pierwsze co przychodzi mi na myśl to tęsknota za jakąś relacją... może z matką? Może warto bliżej przyjęć się własnym relacjom z bliskimi?
Pozdrawiam
Sylwia Harbacz-Mbengue
Psycholog

Fala Wsparcia
Droga Paulino,
Zastanawiamy się na ile możemy mówić o fetyszu, gdy nie pojawia się podniecenie. Jakie emocje Ci mogą towarzyszyć? Czy może jest to coś, co sama chciałabyś przeżyć, czego Ci brakuje, a może chciałabyś moc się kimś tak zaopiekować? To ważne, że zastanawiasz się, co oznacza Twoja potrzeba oglądania filmu, jednakże - prawdziwa odpowiedź jest tylko w Tobie:)
Pozdrawiamy ciepło,
Zespół Fali Wsparcia
Urszula Żachowska
Dzień dobry,
z Pani opisu nie wydaje się to być "fetyszem".
Jeśli zaciekawia się Pani sobą, tym powtarzającym się, być może przymusowym, oglądanie opisanych scen - zdecydowanie warto udać się z tymi pytaniami na psychoterapię.
W takich sytuacjach pomocna może być psychoterapia tzw wglądowa - psychodynamiczna, czy psychoanalityczna.
Pozdrawiam
Urszula Żachowska

Zobacz podobne
Jestem 37-letnią kobietą w 14-letnim niesformalizowanym związku. Od początku związku podchodziłam do niego — i generalnie do życia — dość poważnie. Jednak byłam wtedy młoda i oboje stwierdziliśmy, że na ślub, założenie rodziny przyjdzie jeszcze czas. Sporo na początku podróżowaliśmy, było generalnie dobrze. Oboje zgodnie czasem omawialiśmy przyszłość naszej rodziny. W luźnych rozmowach mówiliśmy o pierwszym dziecku przed moją trzydziestką — i tak praktycznie co rok, aż mam 37 lat i jestem w kompletnej rozsypce.
Problemy chyba zaczęły się już dawno. Pojawiły się delikatne problemy z alkoholem — nie były to duże ilości, ale bardzo często. Tak jest do dziś. Wie o tym, że nie akceptuję alkoholu w takiej częstotliwości. Kilka lat temu ja, planując rodzinę, otworzyłam firmę. Starałam się ją rozkręcić tak, by stać mnie było na czas ciąży i po urodzeniu dziecka. Trochę mnie to pochłonęło i kompletnie nie zauważyłam tego, że tylko ja planuję ciążę, rodzinę.
Tymczasem mój partner nie ma stałego źródła dochodu, regularnie spożywa alkohol, a do tego nasze kontakty seksualne są praktycznie zerowe. Jeśli się zdarzyły — były tylko i wyłącznie z mojej inicjatywy. Wielokrotnie mówiłam mu o wszystkim, co jest nie tak, czego oczekuję. Dwa lata temu go zostawiłam — na krótko, niestety — bo przekonywał mnie i rodzinę, że będzie starał się to zmieniać. Zmieniło się na krótko, bo myślę, że kolejny raz jesteśmy w tym samym położeniu, tzn. jest alkohol, brak stałego zajęcia, zerowa inicjacja seksualna i — niestety — odkryte kilka miesięcy temu uzależnienie od pornografii.
Jestem kompletnie zdruzgotana tym, że czuję się okłamywana i zdradzana, a wiedząc, ile lat mu poświęciłam i że być może nigdy nie założę już normalnej rodziny... Jestem wykończona psychicznie i samotna.
Dzień dobry, mam 34 lata, w wieku 25 lat i mniej, nie było tego. Otóż 7-8 lat pracowałem przed komputerem, z początku praca stacjonarna i kontakt z ludźmi był, w tym z kobietami, następnie nastał czas pandemii i izolacji - pracę zaczeliśmy wykonywać w domu, po pandemii nadal mogliśmy pracować w domu, trwało to kilka lat, niby wygodnie, ale bez kontaktu z ludźmi.
Jak już minęła pandemia widzę, że się izoluję, unikam ludzi, nie przepadam chodzić na spacery, jak jest więcej ludzi na mieście, najlepiej spaceruje mi się zimą - wtedy jest mniej ludzi, ja jestem bardziej ubrany, nie widać tak szczupłych rąk i sylwetki. Nie to, że nie lubię ludzi, bardziej nie lubię tłoku, gdzie cały czas mijam kogoś lub siedzi wielu ludzi na ławce i patrzą.
Do czego zmierzam - absolutnie nie mam chęci rozmawiać z płcią przeciwną, zamknąłem się w sobie? Tak jakby boję się kobiet. Dziś byłem w centrum handlowym i czułem się tam całkowicie niepewnie, nieswojo, jakby zestresowany.
Próbuję wychodzić do ludzi. Teraz szukam nowej pracy, lecz nie przed komputerem, ale na budowie. Tylko że nie jestem w stanie iść i zapytać czy jest praca, raz miałem iść, ale różni pracownicy się na mnie patrzyli kto idzie i odpuściłem.
W wieku ok. 19 lat też chodziłem i pytałem po budowach o pracę, ale nie było takiego myślenia, po prostu szedłem.. A czemu budowa? Sądzę, że tam trzeba przebywać z ludźmi, a nie tylko komunikować się przez komputer oraz jest tam różnorodność zadań, trzeba tam pytać, słuchać, rozmawiać. Dodatkowo jak nie zarabiam to myślę, że jestem nic nie wart,nie ma sensu nigdzie podróżować itd.
Minus tego wszystkiego jeszcze taki, że nie mam kolegów i koleżanek, z którymi mogę wyjść - tak często jest samotność. Dawniej piłem alko, wtedy kontakty towarzystkie były prostsze.
Czy mam tak wychodzić na miasto do ludzi, pomimo że często nie będę z nikim rozmawiał? Czy to mi pomoże? Dawniej byłem czasami nawet duszą towarzystwa, ale miałem wtedy dużo znajomych ;)
Żyje w związku z alkoholikiem, mam dosyć awantur, które psują moje życie. W awanturach mąż ciągle odnosi się do przeszłości. Jest mi ciężko, lubię spokój, w nim nie ma spokoju, ciągle się lubi nakręcać, domyślam się to alkohol lub myśl o nim powoduje ten stan.
