
Izolacja społeczna po pandemii - kiedyś byłem inny. Co robić?
Dzień dobry, mam 34 lata, w wieku 25 lat i mniej, nie było tego. Otóż 7-8 lat pracowałem przed komputerem, z początku praca stacjonarna i kontakt z ludźmi był, w tym z kobietami, następnie nastał czas pandemii i izolacji - pracę zaczeliśmy wykonywać w domu, po pandemii nadal mogliśmy pracować w domu, trwało to kilka lat, niby wygodnie, ale bez kontaktu z ludźmi.
Jak już minęła pandemia widzę, że się izoluję, unikam ludzi, nie przepadam chodzić na spacery, jak jest więcej ludzi na mieście, najlepiej spaceruje mi się zimą - wtedy jest mniej ludzi, ja jestem bardziej ubrany, nie widać tak szczupłych rąk i sylwetki. Nie to, że nie lubię ludzi, bardziej nie lubię tłoku, gdzie cały czas mijam kogoś lub siedzi wielu ludzi na ławce i patrzą.
Do czego zmierzam - absolutnie nie mam chęci rozmawiać z płcią przeciwną, zamknąłem się w sobie? Tak jakby boję się kobiet. Dziś byłem w centrum handlowym i czułem się tam całkowicie niepewnie, nieswojo, jakby zestresowany.
Próbuję wychodzić do ludzi. Teraz szukam nowej pracy, lecz nie przed komputerem, ale na budowie. Tylko że nie jestem w stanie iść i zapytać czy jest praca, raz miałem iść, ale różni pracownicy się na mnie patrzyli kto idzie i odpuściłem.
W wieku ok. 19 lat też chodziłem i pytałem po budowach o pracę, ale nie było takiego myślenia, po prostu szedłem.. A czemu budowa? Sądzę, że tam trzeba przebywać z ludźmi, a nie tylko komunikować się przez komputer oraz jest tam różnorodność zadań, trzeba tam pytać, słuchać, rozmawiać. Dodatkowo jak nie zarabiam to myślę, że jestem nic nie wart,nie ma sensu nigdzie podróżować itd.
Minus tego wszystkiego jeszcze taki, że nie mam kolegów i koleżanek, z którymi mogę wyjść - tak często jest samotność. Dawniej piłem alko, wtedy kontakty towarzystkie były prostsze.
Czy mam tak wychodzić na miasto do ludzi, pomimo że często nie będę z nikim rozmawiał? Czy to mi pomoże? Dawniej byłem czasami nawet duszą towarzystwa, ale miałem wtedy dużo znajomych ;)
Dawid
Katarzyna Świdzińska
To, co opisujesz, brzmi jak naturalna reakcja na długą izolację i brak kontaktu społecznego. Wiele osób po pandemii doświadcza podobnych trudności. Ważne, że zauważasz problem i chcesz coś zmienić. Małe kroki mają znaczenie: wychodzenie z domu, nawet jeśli nie rozmawiasz z nikim, to już ćwiczenie bycia między ludźmi. Z czasem napięcie może się zmniejszać.
Nie musisz od razu rzucać się w trudne sytuacje. Wybieraj mniejsze, bezpieczne kroki: krótki spacer, zakupy, zapytanie kogoś o drobiazg. Jeśli myśli o byciu "nic niewartym" nasilają się, to dobry moment, by poszukać wsparcia psychologa - rozmowa z profesjonalistą pomoże odzyskać pewność siebie i otworzyć się na relacje.
Pozdrawiam,
Katarzyna Świdzińska, Psycholog
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Sylwia Harbacz-Mbengue
Dzień dobry Dawid,
z Twojej opowieści wynika, że okres pandemii wpłynął na Twoje dalsze życie
Sytuację, o których mówisz to objawy lęku społecznego. To uczucie, że inni nas obserwują, analizują i oceniają. Pojawia się również wątek niskiej samooceny, co dodatkowo wzmacnia Twój lęk.
Próby wyjścia z domu, przeszłe doświadczenia w interakcjach społecznych (dużo znajomych, dusza towarzystwa) dają nadzieję na zmianę.obecnej sytuacji.
Wychodzenie do ludzi, nawet bez rozmowy z nimi może pomóc. Ważne, żeby to była metoda małych kroków.
Czytając Twoją historię, pomyślałam, że warto byłoby skorzystać z pomocy terapeuty. Może określić, przed czym tak naprawdę chroni Cię ten lęk i co jest w życiu ważne tak bardzo, że chcesz z nim walczyć. Wspólnie możecie określić plan działania.
Przesyłam serdeczności
Sylwia Harbacz-Mbengue
Psycholog
Agata Celejewska
Dzień dobry,
opisuje Pan doświadczenie, które wyraźnie pokazuje, jak izolacja i brak kontaktu z innymi przez lata zaczęły wpływać na Pana poczucie wartości i swobodę w relacjach. Z jednej strony jest w Panu potrzeba bycia z ludźmi, z drugiej pojawia się lęk, poczucie oceniania, unikanie. To wewnętrzne rozdarcie jest bardzo trudne.
Z perspektywy psychoanalizy nie chodzi tylko o to, „czy wyjść na miasto”, ale o pytanie, co sprawia, że spotkanie z drugim człowiekiem staje się tak obciążające. Lęk nie znika sam – potrzebuje przestrzeni, gdzie może zostać wypowiedziany i zrozumiany.
Dlatego zachęcam Pana do rozmowy w ramach terapii. To może być szansa, by stopniowo odzyskać swobodę w relacjach i odkryć, co stoi za tym zamknięciem w sobie. Pierwszym krokiem jest właśnie to, co Pan zrobił – podzielenie się swoją historią.
Lucio Pileggi
Na podstawie Pana historii całkowicie rozumiem, że w kontaktach z innymi, a szczególnie z kobietami, pojawiły się pewne lęki i obawy. To naturalne i w pełni zrozumiałe.
Chciałbym podkreślić, że zgadzam się z wieloma sugestiami kolegów - np. robieniem małych kroków czy możliwością wsparcia specjalisty, gdy poczuje się Pan na to gotowy.
Jednocześnie chciałbym zwrócić uwagę na Pana osobisty potencjał. Widać otwartość na zmiany w kierunkach, które są dla Pana ważne - zarówno w codziennych zachowaniach, jak i w sytuacjach z przeszłości (np. „Dawniej byłem czasami nawet duszą towarzystwa”). Widać także zdolność do autorefleksji i gotowość do działania (np. „A czemu budowa? Sądzę, że tam trzeba przebywać z ludźmi, a nie tylko komunikować się przez komputer”).
To pokazuje, że ma Pan w sobie zasoby, na których można się oprzeć, aby stopniowo wprowadzać zmiany w pożądanym kierunku. Warto je pielęgnować i krok po kroku wykorzystywać w codziennych sytuacjach.
Pozdrawiam serdecznie,
Lucio Pileggi, Psycholog
Paulina Habuda
Dzień dobry,
Opisuje Pan historię, bardzo podobną do historii, które słyszałam od innych osób. Niestety okres pandemiczny u wielu osób podwyższył poziom lęku, do stanu w którym ten lęk jest odczuwany na codzień. Ponadto jak słusznie Pan zauważył, izolacja negatywnie wpłynęła na kontakty międzyludzkie.
Z Pana wiadomości wnioskuję, że zależy Panu na relacjach z innymi ludźmi i pragnie Pan uczestniczyć w życiu towarzyskim, jednak jest w Panu dużo lęku, braku wiary w siebie oraz umiejętności nawiązywania znajomości.
Jeżeli chodzi o umiejętności komunikacyjne, to możemy je ćwiczyć jedynie w relacjach. A im więcej ćwiczymy, tym lepsi w tym jesteśmy. Dlatego Pana pomysł z "wychodzeniem do ludzi" i nawiązywaniem kontaktów uważam za bardzo dobry. Również redukcja lęku polega na wystawianiu się na bodziec lękowy - więc tutaj również kontakty z ludźmi mogą być dla Pana pomocne. Popieram jednak zdanie innych osób odpowiadających na pytanie: wszystko powinno być metodą małych kroków. Proszę do niczego się nie zmuszać, nawiązywać kontakty w swoim tempie.
Jeżeli natomiast chodzi o samoocenę - to oczywiście może Pan sam pracować nad samooceną, jednak myślę, że współpraca i spotkania z psychologiem byłyby bardziej efektywne.
Pozdrawiam
Paulina Habuda.
Psycholog

Zobacz podobne
Długo się zastanawiałam, co zrobić z moim samopoczuciem i z tym, jak już dość długi czas męczą mnie myśli.
Czuję, że utknęłam w miejscu, w którym nigdy nie chciałam się znaleźć, a nawet powiem inaczej, nie myślałam, że się znajdę. Jakiś czas temu skończyłam 30 lat. Mam dwójkę dzieci i kochającego męża i czuję niejako wyrzuty sumienia, że czuje się przytłoczoną moją sytuacją, zamiast się cieszyć i to doceniać. Wyobrażałam siebie zawsze w tym wieku, że osiągnę już pewne stanowisko, będę więcej zarabiać, tak by móc sobie pozwolić, w dowolnym momencie, na co chcę. Owszem, chciałam, też w tym wieku mieć już ten dom i rodzinę. W tym momencie czuję, że utknęłam z kredytem na budowę domu, która się nie posuwa, ze względu na koszty życia, w pracy z przypadku, w której i tak mało co mogę pracować, ze względu na opiekę nad dziećmi. Myślałam o wyborze ścieżki zawodowej po macierzyństwie, myślałam o rozkręceniu swojego biznesu. Tylko w tym czasie, kiedy się chwaliłam, jaki to mam plan, osoba z rodziny zaczęła go realizować. Wtedy się przestraszyłam, że sobie nie poradzę, że będę gorsza, skrytykowana przez nią i środowisko i w dodatku, że będą inni gadać, że "zgapiam". Tym bardzie,j że to jest osoba dosyć konfliktowa. Teraz dobiło mnie to mocniej, bo tak naprawdę myślę, co zrobić, żeby więcej zarabiać, zmienić pracę na taką jednocześnie, w której mogłabym się rozwinąć i spełniać, a z drugiej strony jest rodzina i hamulec finansowy i ten strach, że przepale pieniądze.. Boje się czy to właściwa ścieżka, czy wymysł, czy to słomiany zapał. To wszystko w skrócie napełnia mnie niepokojem, prowadzącym do łez. Zamiast cieszyć się z czasem spędzanym z rodziną, to mi się płakać chce.
Nie wiem do końca co mam zrobić...
Pasjonuję się meteorologią, amatorsko, ale sprawia mi to ogrom satysfakcji, tylko nikt o tym nie wie.
Pasjonuję się tym już blisko 10 lat, ale to pewnie dlatego, że mam autyzm w stopniu lekkim. Byłbym mega usatysfakcjonowany, gdyby to był mój zarobek. Chciałbym komuś o tym opowiedzieć, ale jednocześnie nie narzucać nikomu, ale tylko w celu, żeby ktoś mnie poznał od tej strony.
Ostatnio mam wrażenie, że stres dosłownie mnie zjada. Praca, która kiedyś była dla mnie czymś super, teraz wydaje się tylko ciągłym źródłem frustracji, i zaczynam odczuwać lęk przed pójściem tam. Wkręcam sobie, że koledzy z pracy mnie nie lubią i tak w kółko. Nawet kiedy mam wolne, nie umiem się od tego odciąć – myśli o zadaniach i obowiązkach ciągle mnie dopadają. Czuję się, jakbym codziennie walczyła o przetrwanie, a zmęczenie i zniechęcenie tylko się nakręcają.
Jak sobie radzić, kiedy stres staje się przytłaczający i nie daje nawet chwili wytchnienia? Chciałabym znów poczuć, że potrafię cieszyć się chwilą, ale teraz wydaje się to kompletnie poza moim zasięgiem.
Zaczyna mi doskwierać fakt, że sukcesy mojego partnera mieszają mi w głowie... na jednym poziomie jestem naprawdę dumna z jego osiągnięć, ale gdzieś głęboko w środku pojawia się zazdrość. To mnie trochę zaskakuje i niepokoi, bo wpływa na naszą relację. Nie chcę, żeby te uczucia zniszczyły coś, na czym mi bardzo zależy. Mam wrażenie, że porównywanie się z nim zaczyna być szkodliwe. Każdy z nas przecież ma swoją ścieżkę do sukcesu. Jak mogę przemienić tę zazdrość w coś, co mnie zmotywuje i pchnie do własnego rozwoju?
Nie wiem, co zrobić, bo bardzo nie chce, żeby nasza relacja się przez to zepsuła, ale czasem czuję się przy nim głupia. On niedawno obronił magistra, a ja oblałam 3 rok studiów i musiałam brać warunek. Ciągle się tym porównuje i mu zazdroszczę, a nie chce tak robić.
