Jak pomóc dzieciom z trudnościami w czytaniu - porady dla rodziców?
Witam serdecznie. Mam 5 dzieci, jedno z nich od września idzie do 6 klasy. Wszystko mu od początku wchodziło błyskawicznie do głowy. Ale mam później dzieci w wieku 7 i 8 lat, od września mają zacząć naukę, syn w 2 klasie i córka w 3. I tu z dziećmi mam duży problem. Bo fakt jest taki, że od początku mają duże problemy z czytaniem. Córka idąc teraz do 3 klasy literuje wyrazy i przeczyta, ale z wielkim czasem trudem. Natomiast syn, idąc do klasy 2, ma jeszcze większy opór do czytania, myli literki, szybko się poddaje i nie chce czytać, mimo iż staram się zachęcić, a nie zmuszać, nic nie daje dłuższego rezultatu. Oboje starają się wyuczyć tekst zadany na pamięć. Syn do tego w domu może się nauczyć i wszystko wie, ale idąc następnego dnia do szkoły wystarczy, że raz się pomyli i pani go od razu poprawi, on automatycznie się zamyka w sobie i już nie potrafi nic przeczytać. Proszę o pomoc w jaki sposób mogę im pomóc? Niebawem zaczynamy wakacje i chciałabym im jakoś pomóc i znaleźć skuteczny sposób.
Alicja

Aleksandra Wincz- Gajda
Dzień dobry, Pani Alicjo, chciałabym zacząć od informacji, która mam nadzieję uspokoi- cały czas edukacji wczesnoszkolnej to dobry czas na opanowanie czytania. Oznacza to, że dziecko zarówno umiejąc czytać jeszcze przed pójściem do szkoły, jak i pod koniec okresu edukacji wczesnoszkolnej znajduje się w normie rozwojowej. Umiejętność czytania w dużym stopniu zależy od neurobiologii mózgu- jego rozwoju. Tutaj statystycznie częściej szybciej idzie to dziewczynkom. Chłopcom może zająć więcej czasu. Oczywiście mogłabym tutaj zaproponować Pani posłużenie się konkretnymi metodami nauki czytania (jest ich co najmniej kilka ;)). Sama jestem zwolenniczką metody symultaniczno- sekwencyjnej profesor Jagody Cieszyńskiej. Wydaje mi się jednak, że dużo korzystniej będzie dla Pani Rodziny jeśli po prostu czytaniem zaczniecie się bawić, mieć z niego frajdę. Są wakacje i warto, żeby to czytanie nie było przykrym obowiązkiem, a także powodem do doświadczania poczucia gorszości, czy niezadowolenia z siebie. Trzeba odwrócić tę spiralę porażki, w której szczególnie syn zdaje się znajdować. Zachęcam, by spróbować różnorodnych gier i zabaw- nawet jeśli wydają się one prostsze niż to, co już dzieci umieją. Można czytać znaki, reklamy, szyldy, idąc na spacer. Można w domu rozmieszczać napisy do przeczytania- przy ich użyciu bawić się w swoiste ciepło- zimno, chowanego, podchody. Można dzieci zabrać do biblioteki, by samodzielnie wybrały sobie książeczki do czytania- np. z serii Czytam sobie. Można zaproponować dziennie tylko jeden akapit/ stronę do przeczytania- w tej sytuacji mniej może znaczyć więcej :). Można dzieci uczynić współautorami procesu nauki- zapytać, jak chciałyby się uczyć, co im pasuje, jak chciałaby to zaplanować. Piękna przygoda przed Wami. Zachęcam do posłuchania swojej i dzieci intuicji i znalezienia własnej drogi ku czytelniczej pasji. Trzymam kciuki.
Pozdrawiam serdecznie,
Aleksandra Wincz- Gajda
psycholog, psychoterapeuta

Joanna Świst
Dzień dobry,
Brzmi, jakby naprawdę dużo Pani dawała z siebie – przy piątce dzieci i takiej rozpiętości potrzeb to ogromne wyzwanie. Dzieci rozwijają się w różnym tempie, a trudności z czytaniem są naprawdę częste i nie zawsze oznaczają coś poważnego. Ale wakacje to świetny moment, żeby im pomóc bez presji szkoły. Oto kilka sposobów, które mogą się sprawdzić:
1. Codzienne „czytelnicze rytuały”
Krótko, przyjemnie i regularnie. 10–15 minut dziennie wystarczy. Wspólne czytanie na głos, czytanie naprzemienne (raz rodzic, raz dziecko), zabawy z książką.
2. Proste teksty – duża czcionka, mało tekstu
Dzieci szybciej łapią płynność, gdy widzą efekty. Książki z dużą czcionką, komiksy, zdania z rymami – coś, co da frajdę i nie zniechęci.
3. Więcej zabawy, mniej „nauki”
Gry słowne, rymowanki, układanie wyrazów z literek, szukanie słów w gazetach – wszystko, co kojarzy się z zabawą, a nie sprawdzianem.
4. Wzmacnianie, nie poprawianie
Dzieci łatwo się zamykają, gdy czują, że się „nie nadają”. Warto chwalić za każdą próbę, za cierpliwość, za przeczytanie choćby jednego słowa więcej niż wczoraj. Niech czują, że robią postępy – bo robią.
5. Jeśli trudności się utrzymują – warto skonsultować się z poradnią
Zwłaszcza jeśli dziecko mimo ćwiczeń nadal myli litery, ma silny opór, łatwo się zniechęca – może potrzebować dodatkowego wsparcia, np. w razie ryzyka dysleksji.
I na koniec – proszę pamiętać, że to, co Pani robi, naprawdę ma znaczenie. Nawet jeśli postępy są powolne, to codzienna obecność, cierpliwość i wiara w dzieci budują w nich coś, czego nie da się zmierzyć stopniami ani tempem czytania. Małymi krokami da się zajść bardzo daleko – a dzieci mają w Pani ogromne wsparcie. Trzymam kciuki i życzę spokojnych, wspierających wakacji.
Pozdrawiam,
js

Karolina Bobrowska
Dzień dobry,
To, co Pani opisuje, jest dość częstym problemem u dzieci w wieku wczesnoszkolnym, zwłaszcza gdy czytanie nie przychodzi łatwo i wiąże się z frustracją. Ważne jest, aby nie naciskać ich zbyt mocno, bo to może pogłębiać stres i zniechęcenie. Na wakacje warto wprowadzić zabawy z czytaniem, które będą dla nich przyjemne i niezobowiązujące np. czytanie krótkich opowiadań, wspólne oglądanie książek z obrazkami i rozmowy o tym, co widzą, czy czytanie na głos razem z Panią. Można też spróbować ćwiczeń, które pomagają w rozpoznawaniu liter i dźwięków, np. gry słowne, układanie liter z klocków, czy aplikacje edukacyjne dostosowane do wieku.
Jeśli trudności będą się utrzymywać, warto rozważyć konsultację z pedagogiem lub udać się na badania do poradni Psychologiczno-Pedagogicznej - tam specjaliści ocenią czy nie ma innych przyczyn (np. dysleksji) i zaproponują odpowiednie metody pracy. Pani cierpliwość i wsparcie są bardzo ważne - budowanie pozytywnego nastawienia do czytania to podstawa, by dzieci poczuły się pewniej i chętniej się uczyły.
Pozdrawiam serdecznie
Karolina Bobrowska
psycholog

Karolina Żmudzka
Dzień dobry Pani Alicjo
Zmaganie się z trudnościami w nauce jest bardzo przykre i frustrujące dla dzieci i trudne dla rodziców. Jeśli obserwuje Pani takie trudności od dłuższego czasu - warto udać się z dziećmi do publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej, która opiekuje się Waszą szkołą. Informacje nt. adresu poradni uzyska Pani w sekretariacie szkoły, u pedagoga szkolnego lub wychowawcy.
Nie widzę nigdzie informacji od Pani, czy dzieci mają wykonaną diagnozę pod kątem występowania specyficznych trudności w uczeniu się (dysleksja - trudności w czytaniu i pisaniu, dysortografia - popełnianie błędów ortograficznych, dysgrafia - trudności z pisaniem) oraz opinię. Jeśli dzieci nie mają takiej diagnozy, zachęcałabym do wykonania jej - jest ona bezpłatna. Sekretariat poradni psychologiczno-pedagogicznej pokieruje Panią do odpowiednich specjalistów - psychologa, pedagoga, ewentualnie logopedy, z którymi umówi się Pani na diagnozę dzieci. Specjaliści poprowadzą Panią i dzieci przez pełną diagnozę pod kątem specyficznych trudności w uczeniu się, w wyniku której otrzyma Pani opinię dla każdego dziecka, indywidualne zalecenia dot. trudności w uczeniu się zarówno dla dzieci, dla Pani - jak pracować z dziećmi oraz dla nauczycieli. W poradni psych-ped są także dostępne zajęcia dla dzieci z trudnościami w czytaniu i pisaniu - terapia pedagogicza, prowadzi je zwykle pedagog - terapeuta pedagogiczny.
Pozdrawiam - Karolina Żmudzka, psycholog, terapeuta

Olga Żuk
Dzieci mogą mieć trudności językowe lub ryzyko dysleksji — warto zgłosić się do poradni psychologiczno-pedagogicznej. W domu pomagaj przez krótkie, codzienne czytanie w formie zabawy (np. na role). Chwal za wysiłek, nie porównuj do rodzeństwa. Porozmawiaj z nauczycielką o wspierającym podejściu, by syn czuł się pewniej.
Pozdrawiam,
Olga Żuk

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Matka dziecka wskazuje, że doświadcza trudności emocjonalnych związanych z zespołem stresu pourazowego (PTSD) związanych z rozstaniem podczas ciąży. Dziecko ma pięć miesięcy, pojawiły się problemy z kontaktem z dzieckiem oraz sprzeczne z dobrem dziecka zachowania podczas kontaktów (krzyk, wyzwiska w obecności dziecka- bardzo napięta atmosfera). Wcześniejsze próby mediacji, szukania porozumienia oraz terapii rodzinnej były odrzucone, porozumienie zawarte po urodzeniu dziecka przestało działać, matka dziecka prosi o ograniczenie kontaktów do minimum, kontakty z dzieckiem z racji etapu rozwojowego powinny być w obecności matki. Wiem, że na tym etapie rozwoju współpraca jest kluczowa. Jak podejść do sprawy, czy oddać sprawę do sądu, żeby sąd ustalił warunki miejsce, przebadał matkę dziecka, bo sam do końca nie wiem, czy nie jest zagrożeniem dla naszego dziecka. Zależy mi na dobru dziecka, współpracy, jednego dnia mamy ustalenia, które działają, dzień później mam nie przyjeżdżać do dziecka, bo to moja fanaberia, i twierdzi, że powoduje w dziecku traumę. Dodam, że dziecko widzę raz na dwa tygodnie, bo na tyle mi pozwalała dotychczas, dziecko płacze podczas mojej obecności, gdy wyczuwa złość matki, tylko matka dziecka jest w stanie je uspokoić, wg jej nowych proponowanych ustaleń dziecko będzie przychodziło na spotkania z babcią. Jak podejść do sprawy?
Od kilku lat robię zakupy, opłaty, zajmuje się lekami 87-letniego ojca mojej siostry. Jest ode mnie młodsza 14 lat, wyjechała za granicę i tam mieszka. Jej ojciec mieszka w mieszkaniu, które odziedziczyłyśmy po śmierci naszej mamy. Wszystkim tak wygodnie, ale mi przestaje odpowiadać taki układ. Mieszkam na 4 pietrze, on też. Oba mieszkania bez windy. Moja siostra nie wygląda na zainteresowaną tym, co się dzieje z jej ojcem, dostaje od niego zaoszczędzone pieniądze dwa, trzy razy do roku i twierdzi, że wcale nie musi ich brać, ale ojciec nie interesował się nią, jak była dzieckiem i żałował pieniędzy, więc teraz to sobie niejako odbija… Nie wiem, jak dalej postąpić, bo jej ojciec należy do dziwnych specyficznych osób. On mi daje 50 zł za zrobienie zakupów raz w tygodniu, wiec rekompensuje mi niejako poświęconą energię i czas. Nie robię tego oczywiście w celach zarobkowych, bo to też żaden zarobek, ale dlatego, że znam go z 40 lat i to ojciec mojej siostry. Temat jest bardziej skomplikowany, bo nasi rodzice (mój ojciec też) nadużywali alkoholu. Jestem pod telefonem i gdy potrzebuje doładować telefon, zrobić opłaty czy cokolwiek ze sklepu, załatwiam to. Mam jednak wrażenie, że mając troje dorosłych dzieci, które rozjechały się po świecie i brata, z którym nie utrzymuje kontaktów, bo jest z nim w konflikcie od lat, choć brat próbował nawiązać kontakt, to nie musi się posiłkować jakby nie patrzeć obcą osobą. Córce i synowi mieszkającym za granicą wysyła pieniądze, uczestniczę w wysyłce, a tak nie utrzymuje z nikim kontaktu. W zasadzie prócz jakiegoś jednego czy dwóch kolegów z pracy, z nikim nie utrzymuje kontaktów. Mnie to wszystko już męczy, bo on jest podejrzliwy, specyficzny, uważa, że go podsłuchają za pośrednictwem jego własnego telefonu, posądził rok temu mojego partnera, że zatruł mu colę, którą kupił w sklepie. Od tego czasu partner przestał uczestniczyć w zakupach, bo czasem mi pomagał, gdy byłam chora lub nie mogłam ich zrobić. Czuję się zmęczona psychicznie tą sytuacją. Męczy mnie to, jestem sfrustrowana i czuję się z tym źle. Nie mam chęci dalej w tym uczestniczyć. Poza tym zaczęłam zdawać sobie sprawę, że jak tylko jego stan się pogorszy, to zostanę z tym sama. Najwyraźniej wszyscy umyli ręce, a ja czuję się w tej sytuacji coraz gorzej. Mam swoje problemy i życie i sama muszę sobie radzić, teoretycznie jak każdy. Mam ponadto żal do siostry i jej ojca, bo wiele razy podejmowałam temat pomnika dla mamy, też nie są zainteresowani partycypowaniem w kosztach, choć żadne z nich na cmentarz też się nie pofatyguje. Tak jest zresztą z każdą sprawą i w końcu zaczęło mi to doskwierać tak bardzo, że chyba zerwanie kontaktu jest nieuniknione. Nie wiem, co dalej robić, jednocześnie czuję wyrzuty sumienia, że chcę przestać mu pomagać.
Nie wiem już, co mam robić. Mój syn przeżywa coś strasznego, bo jest nękany w internecie. To zaczęło się niby od głupich komentarzy, ale teraz… mam wrażenie, że to go przytłacza.
On się zamyka w sobie, unika rozmów, a ja nie wiem, jak do niego dotrzeć. Czuję się tak cholernie bezradna, bo widzę, że to go boli, a nie wiem, jak mu pomóc. Jak mam rozmawiać, żeby nie poczuł się jeszcze gorzej? Boję się, że jeśli nie zrobię czegoś teraz, to będzie tylko gorzej. Co mam zrobić? Jak go wesprzeć, żeby poczuł, że nie jest sam? Mam ochotę wyrzucić mu telefon, żeby to wszystko się skończyło, ale wiem, że to tak nie działa.
Jak chronić dziecko przed tym całym syfem, nie naruszając jego prywatności?
Błagam, pomóżcie, bo boję się, że coś przeoczę i naprawdę nie dam rady sama.
Witam, Mam obecnie 32 lata, męża i dwójkę synków 4l i prawie 1,5 roku. Jakieś 3 lata temu przeprowadziliśmy się do kupionego na kredyt domu około 30 min. samochodem od centrum miasta (oboje pochodzimy z miasta). Wybór taki padł ze względu na wysokie ceny w mieście.. Myślałam, że będę tutaj szczęśliwa, ale obecnie czuje, że jestem w najgorszym momencie moje życia bez celu.. Wcześniej przy jednym dziecku pracowałam jeszcze w mieście, zawoziłam do żłobka i ledwo zdążyłam do pracy.
Teraz po urlopie macierzyńskim z drugim dzieckiem zakończyłam pracę, bo nie miałam już do czego wracać.. Szukam pracy w naszych okolicach już od 4 miesięcy i popadam w załamanie. Niestety nie mam konkretnego wykształcenia, czego teraz bardzo żałuję, nigdy nie mogłam znaleźć, co chciałabym robić i kim być.. i dalej nie wiem, co mnie dodatkowo dobija. Przez to mam małe poczucie własnej wartości.. Dotychczasowe prace były z przypadku lub przez kogoś.. prace biurowe. Teraz czuję się totalnie uziemiona, mąż ma swoją działalność, więc pracuje od rana do wieczora, czasem wróci wcześniej, ale nigdy nie wiadomo jak będzie dzisiaj.. przez to nie mogę pracować na zmiany, Jestem ograniczona czasowo więc i nie mogę jechać dalej do pracy..nie mam niczyjego wsparcia, jedna babcia pracuje, druga mieszka 30 min od nas, ale nie ma prawa jazdy.. (nie dojedzie tu komunikacją). Już raz próbowaliśmy przenieść się do zupełnie innego miasta.. (do dalszej części mojej rodziny), wystawiliśmy dom na sprzedaż, ale krótko mówiąc, nie wypaliło. Praca męża się odwołała a dzieci nie miały pkoli. Ja się źle tam czułam. Wróciliśmy. Teraz znowu zaczynam mieć myśli, że chyba chciałabym sprzedać dom i przenieść się z powrotem do miasta.. np bliżej teściowej, żeby mieć chociaż wsparcie z dziecmi..łatwiej znaleźć pracę i być bardziej mobilna. Z nikim się nie widzę, bo nie ma kiedy i jak ani "za co". Jak już myślę, żeby szukać pracy w mieście i organizować się tak, żeby mąż rano ogarniał dzieci, to teraz za 2 msc ma dostać pracę za granicą wyjazdy na 2 tygodnie.. żeby zarobić na kredyt..I znowu nie mam żadnych możliwości.
Nie chce wegetować za to, żeby spłacić kredyt.. Z drugiej strony żal mi tego, co mamy tutaj. Chociaż dom ciągle nie wykończony, nie ma za co żyć i coś zrobić...to synek ma już kolegów z pkola i jednego z sąsiedztwa. Nie wiem już co robić.. nie chce być ciągle smuta, zła, uzależniona od męża, siedzieć w domu i nie mieć żadnego życia. Chciałabym moc wstać, coś zdecydować, wiedzieć co robić..
Mąż jest wybuchowy, mściwy dla mnie i ma cechy narcyza. Faworyzuje syna, a młodszą córeczkę pomija w wielu sytuacjach na przykład wyjazdach do miasta. Dom traktuje jak hotel rel i wypomina mi, że nie jest posprzątane, chociaż sam palcem nie kiwnie. Interesuje go tylko motoryzacja. Z ośmioletniego syna chce sobie zrobić męskiego kumpla i wszędzie z nim jeździ, byleby tylko synek nie siedział w domu, ze mną i córeczką. Przez to syn też nie szanuje siostry, wyśmiewa Ją, chociaż to jest cudowna, mała 5-letnia dziewczynka. Mąż pochodzi ze wsi a ja z miasta. Myślę, że jego nadrzędnym celem jest nie być w domu, tylko szukanie przygód poza nim. Jest furiatem, egoistą, który drze się z byle powodu na mnie i dzieci. Ciągnę ten związek, chociaż marzę, żeby odejść. Ale boję się reakcji. Jestem słaba, nie gotowa do walki rozwodowej Proszę o wsparcie.