Jak radzić sobie z intensywnym zauroczeniem i obezwładniającymi emocjami na początku znajomości?
Anonimowo

Marek Król
To, co opisujesz, może być bardzo intensywnym doświadczeniem – i choć męczące, nie jest nienormalne. W początkowych fazach relacji, zwłaszcza przy dużej niepewności, mózg potrafi reagować jak na silny bodziec: wzrost dopaminy, spadek serotoniny, napięcie, trudność ze snem czy jedzeniem – to typowe dla stanu silnego pobudzenia emocjonalnego, nie tylko zakochania.
W nurcie TSR warto zapytać: co pomaga Ci, choć na chwilę „wrócić do siebie”? Czy są momenty, w których ten stan odrobinę słabnie – np. w rozmowie z kimś, po spacerze, podczas konkretnego zajęcia? Może spróbuj znaleźć choć jedną taką drobną rzecz i robić jej więcej – nie po to, by wyłączyć emocje, ale by odzyskać wpływ na to, ile miejsca zajmują w Twoim dniu.

Arkadiusz Czyżowski
Droga Anonimko,
reakcjie Twojego organizmu mogą być wywołane przez mieszankę hormonów, która pojawia się w odpowiedzi na mocny bodziec seksualny. Ta mieszanka powstaje między innymi z fenyloetyloaminy czy dopaminy.
Substancje te są silnie oddziałuwujące na nasz organizm. Wpływają na przykład na naszą sferę poznawczą i rozumienia, ale także mocno na sferę emocjonalną. No i oczywiście mają ogromne znaczenie dla reakcji naszego ciała.
W zależności od tego, czy masz możliwość zaspokojenia swoich potrzeb, Twoje ciało będzie reagowało albo mocniej, albo słabiej. Twoje libido jest naturalną potrzebą biopsychospołeczną - zupełnie jak potrzeba snu czy jedzenia. Libido nie da się zaspokoić za pomocą biegania czy czytania. Jest to potrzeba seksualna, której realizację można opóźnić tymi czynnościami, jednak dopiero aktywność seksualna to napięcie zredukuje skutecznie.
I tutaj kilka pytań:
- czy masz możliwość kontaktu seksualnego z osobami będącymy podmiotami Twoich fantazji?
- czy potencjalny kontakt seksualny odbył by się za świadomą, dobrowolną i nieprzymuszoną zgodą?
- czy zarówno Ty, jak i potencjalny partner seksualny spełniacie normy prawne (np. pod względem wieku), by aktywność seksualną podjąć legalnie?
- czy macie możliwość zastosować antykoncepcję lub inne środki ochrony przed niepożądanymi skutkami (choroby weneryczne, nieplanowana ciąża)?
- a może to masturbacja byłaby dla Ciebie najlepszą formą redukcji libido? Co o tym sądzisz?
Warto wspomnieć, że wraz z wiekiem libido się zmienia. Natomiast sama fascynacja jakąś osobą może minąć po pewnym czasie. Badania pokazują, że jeśli jesteś w kimś zauroczona, jesteś w związku z tą osobą i regularnie uprawiacie seks, ta mieszanka hormonów (o której wspomniałem na początku) przestaje tak silnie na nas oddziaływać już po około 3-4 latach (u każdej osoby może to być trochę mniej lub więcej). Po prostu uodparniamy się na ten stan. Co ważne, jeśli pojawi się nowa osoba i będziemy odczuwać podobną fascynację, ten proces zacznie się od nowa, ale może być trochę słabszy.
Jeśli Twój stan zaburza Ci Twój komfort życia, jest w jakiś sposób przez Ciebie niepożądany lub chcesz go przepracować, to rekomenduję konsultację seksuologiczną.
Być może Twoje reakcje są spowodowane czystą fizjologią, ale mogą być też jakimś wyuczonym wzorcem - warto to poeksplorować i sprawdzić.
Trzymam kciuki!
Arkadiusz Czyżowski

Emiko Okamoto-Łęcka
Dzień dobry, dziękuję, że tak szczerze podzieliłaś się tym, co przeżywasz. To, co opisujesz, czyli bardzo silne emocje, pobudzenie, trudności ze snem, brak apetytu, ciągłe myśli o drugiej osobie. Rzeczywiście może być bardzo obezwładniające. Chcę Cię jednak uspokoić: wbrew pozorom nie jesteś w tym sama. Takie reakcje zdarzają się u wielu osób na początkowym etapie fascynacji kimś, zwłaszcza gdy towarzyszy temu sporo niepewności co do dalszego rozwoju relacji.
Na poziomie biologicznym Twój organizm reaguje pobudzeniem układu nagrody, wzrostem dopaminy, noradrenaliny, co powoduje euforię, pobudzenie, czasem wręcz fizyczny dyskomfort. Kiedy sytuacja jest niepewna (czy ten ktoś odwzajemnia zainteresowanie? czy z tego coś będzie?), to napięcie może być jeszcze silniejsze. W dodatku dla osób o wrażliwszej strukturze emocjonalnej, czasami z tendencją do lęku czy dużej potrzeby bliskości, takie stany mogą przyjmować formę wręcz obsesyjną.
Jeśli te stany są bardzo intensywne i utrudniają Ci życie, warto rozważyć rozmowę ze specjalistą. Często w takich sytuacjach pomocna bywa praca nad regulacją emocji, stylem przywiązania.
Z wyrazami szacunku,
Emiko Okamoto-Łęcka
Psycholog / Psychotraumatolog
(mail: emikolecka@gmail.com)

Olga Borkowska
Dzień dobry,
Dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami. Opisany przez Panią stan – intensywne emocje, trudności ze snem, utrata apetytu, obsesyjne myśli i silne fantazje – może rzeczywiście przypominać stan zakochania, choć pojawia się już na bardzo wczesnym etapie znajomości.
Psychologicznie tego rodzaju reakcje są możliwe i mogą wynikać z połączenia działania neuroprzekaźników (m.in. dopaminy, adrenaliny i kortyzolu) oraz indywidualnych cech związanych m.in. z temperamentem oraz stylem przywiązania. Wczesne zauroczenie może wiązać się z niepewnością i idealizacją, co może powodować silne napięcie emocjonalne i trudności w codziennym funkcjonowaniu. Może to być męczące, warto więc obserwować siebie, swoje potrzeby i ewentualne mechanizmy, które się za tym kryją.
Jeśli ten stan powtarza się i utrudnia codzienne życie lub powoduje cierpienie warto rozważyć konsultację z psychologiem, który pomoże zrozumieć, co się za tym kryje i jak można odzyskać większą równowagę.
Pozdrawiam ciepło
Olga Borkowska
Psycholożka

Justyna Bejmert
Dzień dobry,
To, co Pani opisuje – silne emocje, brak apetytu, napięcie w ciele, obsesyjne myśli – może być naturalną reakcją organizmu na zauroczenie, zwłaszcza w fazie niepewności. Dla niektórych osób zauroczenie aktywuje intensywne mechanizmy biologiczne: wyrzut dopaminy, adrenaliny, a także lęk przed stratą czy samotnością.
To nie znaczy, że coś jest z Panią nie tak. Raczej pokazuje, jak głęboka jest Pani potrzeba bliskości i jak silnie Pani organizm reaguje na emocjonalne pobudzenie. Warto jednak zaopiekować się sobą – zadbać o sen, ruch, świadomie obserwować swoje myśli, nie traktując ich jako faktów.
Jeśli ten stan często się powtarza i bardzo utrudnia funkcjonowanie, warto porozmawiać z psychologiem – być może u podstaw leży duża wrażliwość emocjonalna lub wzorce z przeszłości, które można zrozumieć i oswoić.
Pani reakcje są ludzkie. Nie musi Pani z nimi walczyć, ale warto nauczyć się je regulować – z troską, a nie z lękiem.
Z serdecznością,
Justyna Bejmert
Psycholog

Dagmara Smolarek
Witam,
przeżywa Pani emocje w sposób, który nie jest rzadkością - wiele osób tego doświadcza, zwłaszcza gdy są emocjonalnie wrażliwe. Jednak intensywność tych uczuć może mieć różne źródła i warto się im przyjrzeć, szczególnie jeśli powodują cierpienie, niepokój lub wpływają negatywnie na Pani samopoczucie, relacje etc.

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Czy warto utrzymywać kontakt z toksyczną, starszą o 14 lat siostrą, która twierdzi, że niepotrzebnie się urodziłam, bo ona powinna być jedynaczką? Czy można utrzymywać kontakty z osobą, która twierdzi, że jestem beznadziejna, brzydka, nic niewarta w życiu i zawsze spadam jak kot na cztery łapy? Ja mam wrażenie wręcz odwrotne — jestem fajną, otwartą osobą, ale jeśli będę słuchać takich rzeczy, wpadnę w jakąś depresję.
Dzień dobry, Jestem z mężem od 18 lat w tym 15 lat po ślubie. Mamy trójkę dzieci. Zawsze byliśmy uważani za świetną parę i nam było ze sobą dobrze. Mój mąż był moim najlepszym przyjacielem. Kilka lat temu zaczęło się między nami psuć. Byłam z dziećmi w domu, mąż pracował. On był wiecznie niezadowolony, bo w pracy miał dużo obowiązków, ja byłam zmęczona ciągłą opieką nad dziećmi i brakiem pomocy (Mąż ciągle był w pracy, a dziadkowie z różnych przyczyn odmawiali pomocy). Zaczęliśmy się kłócić. Zarzucał mi brak wsparcia, ja jemu nieobecność. Poszedł na zwolnienie lekarskie, żeby mu udowodnić, że go wspieram, napisałam mu wypowiedzenie. Zostaliśmy bez pracy i środków do życia. W międzyczasie pojawił się konflikt z moimi rodzicami. Mój tato jest trudnym człowiekiem i lubi mieć nad wszystkim kontrolę. Niepotrzebnie weszliśmy z nim w układ, pomógł nam spłacać kredyt, robił nam meble do domu, a w zamian za to oczekiwała pełnej swobody i wtrącał się w nasze życie. Na tym polu też było wiele kłótni. W końcu mój mąż zwolnił się z pracy i zaczął mówić o przeprowadzce do swoich rodziców. Miałam duże wątpliwości. Snuliśmy wcześniej marzenia, że na starość przeprowadzimy się tam i zbudujemy mały domek. Na początku co jakiś czas pojawiał się temat możliwej przeprowadzki. Że odetniemy się od moich rodziców, że będą większe możliwości, że będziemy mieć chociaż jednych dziadków na miejscu. W końcu i na tym punkcie pojawiły się kłótnie. Mój mąż był zdecydowany, ja miałam wątpliwości. W końcu uległam i wyprowadziliśmy się. Przekonała mnie bliskość dziadków i to, że będziemy mieć swój wymarzony dom. Minęło 3 lata. Mieszkamy w starym domu po dziadkach mojego męża. Początkowo bez łazienki bez ogrzewania. Przez ten czas mój mąż nadal nie pracuje i tylko obiecuje, że zrobi remont, że tym się zajmie czy tamtym. Wróciłam do pracy, żeby było z czego żyć i żeby on będąc w domu, mógł zająć się budową domu i ogarnięciem naszego obecnego lokum. Nic się nie dzieje. Ustalamy coś jednego dnia, na drugi dzień wracam z pracy i tylko słyszę, że dzieci mu nie dały zrobić, że pogoda była nie taka, albo że musiał zająć się czymś innym. Rozumiem, że może się coś wydarzyć, co uniemożliwia realizację planów, ale codziennie? Wiem, że ja też nie jestem łatwym do życia człowiekiem. Czasami myślę sobie, że jestem toksyczna. Wydaje mi się też, że żeby było dobrze, obie strony muszą chcieć. Mój mąż się tłumaczy brakiem motywacji, kiepska kondycja psychiczna. Ale nie szuka nigdzie pomocy. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Mam wrażenie, że nie mam innego wyjścia. Albo zaakceptować, albo odejść. Nie umiem już z nim rozmawiać. Ale też pamiętam, jak nam kiedyś było dobrze razem i pamiętam to, że w każdej sytuacji kiedyś mogłam na nim polegać. Szkoda mi dzieci, szkoda mi tych wspólnych lat. Z drugiej strony jestem już tak zmęczona tą ciągłą walką. Poczuciem, że wszystko jest na mojej głowie, a zamiast trójkę dzieci i wsparcia męża mam czwórkę dzieci i zero wsparcia. Może ja to wszystko źle odbieram i tak naprawdę to ja robię coś złego i przez to jest, jak jest. Co mogę zrobić? Jak to wszystko naprawić? Czasu nie cofnę, błędów nie cofnę. Jest w nas tyle żalu i tyle frustracji. Jak się tego pozbyć jak odzyskać chęć życia i radość?
Mój partner od około pół roku jest nie w nastroju, głównie narzeka, na brak zleceń w pracy, że przez to nie zarabia, że jest zmęczony, ciągle go bolą plecy, i takie zachowania trwają przez większość dnia. Mówi, ze ciągle ma wszystko pod górkę, wszystko ciężko przychodzi, non stop się porównuje z innymi, bo oni mają lekko i łatwo im wszystko przychodzi, a on ma pecha i jest mu źle. Najgorsze jest to, ze jego zachowania odbijają się na mnie, bo: "jestem najbliżej". Mamy w domu roczne dziecko. Mnie męczy już ta sytuacja i jego ciągłe narzekania. Jak mu pomóc?
Witam, mam poważny problem z matką, która mnie wykańcza psychicznie. Przez x tygodni jest normalnie, przez kolejne x jest horror. Stosuje ciche dni, traktuje jak powietrze mnie i mojego małego syna, nic kompletnie nie pomaga w domu a przecież mieszka, gotuje tylko dla siebie, unika wnuczka, myje tylko swoje naczynia, zachowuje się, jakby mieszkała z obcymi ludźmi w jednym domu, a nie z córką i wnuczkiem. Taka sytuacja ma miejsce od 5 lat, kiedy przed urodzeniem syna próbowała się wtrącać w mój związek, moje decyzje i krytykować, potem kiedy się urodził syn, zaczęło się jeszcze gorzej. Pomagała przez x tygodni.a potem przez x tygodni żyła jakby, była sama i teksty, że ona jest tylko babcia, to ja jestem matką i moje dziecko a ona cały czas z dzieckiem co nigdy tak nie było, a ona już swoje dzieci wychowała, ona nie ma chwili dla siebie itd. Wyjechała potem na 9 miesięcy, kiedy mój syn miał zaledwie 8 miesięcy. Wróciła niby żeby mi pomóc a jest tak samo, jak było ....po tygodniach dobroci jest krytyka, nic nie pasuje, wiecznie, za długo w toalecie, ona non stop z dzieckiem ,za długo palę papierosa ,teksty że nie trzeba było sobie robić dziecka ,to bym nie miała problemów, gdzie to dla niej jedynie jak widać problem ze jest wnuczek, co ja takiego robię, przecież nic nie robię, umniejszanie na każdym kroku i zaczynają się ciche dni, dręczenie psychiczne, traktowanie jak trędowatych i widzenie tylko i wyłącznie czubka swojego nosa. Ja już jestem wykończona, nie pojmuję, jak matka może tak się zachowywać wobec córki i wnuczka. Pozostałe córki wierzą jej bezgranicznie ...bo są daleko, a ja mieszkam z potworem w domu, który robi się dobry, a potem znów znęcanie się nade mną swoich podłym zachowaniem. Co robić ? Tak się nie da żyć. Będę wdzięczna za odpowiedź ❤️
Dzisiaj się dowiedziałam czegoś. Dowiedziałam się, że moja mama i dwie siostry jadą w czwartek nad morze, wracają w poniedziałek. Ja wiem, mówiłam siostrze jednej ze nie pojechałabym z nimi, bo po prostu nie czuję się komfortowo przy mamie i przy nich. A także z uwagi na bliznę po operacji. No...tak...tak mówiłam. A dzisiaj jak te słowa okazały się prawdą, to mnie to zabolało. Bo jak teraz sobie pomyślałam...To przecież mogła się mnie ostatecznie zapytać, czy moja decyzja, że nie jadę, jest ostateczna...a one nic... Poczułam się wyobcowana. Poczułam się odrzucona po raz kolejny w życiu przez nich. Owszem z tą siostrą jedna mam w miarę poprawne relacje jednak... Dlaczego to tak zabolało?
Mój partner od dłuższego czasu traktuje mnie jak rzecz, jest bardzo wulgarny i krzykliwy. Ostatnio nawet usłyszałam od niego: „żebyś zdechła”, „nie kocham cię”, „lepiej mi było bez ciebie” itd. Zaczęło się odkąd wyszłam z więzienia za kradzieże i oszustwa. Miałam problem z hazardem. Ale trzy lata spędzone za kratami zmieniły mnie na dobre. Stałam się kompletnym przeciwieństwem dawnej siebie. Pracuję, zajmuję się domem, synem i przejęłam wszystkie obowiązki partnera, czyli ojca mojego syna, aby ten miał mniej na głowie, ponieważ pracuje po 10–12 godzin dziennie fizycznie. Przychodzi około 18:30, otwiera piwo i siada przed TV. I tak spędza każdy wieczór.
Wcześniej, kiedy przychodziłam z jakimś tematem, aby pogadać, to potrafił mnie nawet z pokoju wyrzucić, bo twierdził, że marudzę, przeszkadzam mu w oglądaniu. Bywa, że nawet wkłada słuchawki, by mnie nie słyszeć. Czasami powinnam ugryźć się w język, bo przychodzi zmęczony, ale skoro ma siły oglądać filmy, to dlaczego nie ma siły, by poświęcić mi chwilę czasu? Ponadto w ogóle mnie nie obchodzi — znaczy: w ogóle mnie nie obchodzi jego stosunek do mnie. Jestem chora na serce, po dwóch zawałach, i z kręgosłupem do operacji. Nie powinnam nic robić fizycznie, ale muszę, bo nie mam od niego pomocy.
Po wyjściu z więzienia chciałam pokazać im, że się zmieniłam, że jestem uczciwa, kochająca i dobra, i zaczęłam we wszystkim ich wyręczać, aby czuli, że ich kocham i że chcę wynagrodzić to całe zło, jakie wyrządziłam, trafiając do więzienia. Wszystko było jak w bajce przez pierwsze 2–3 miesiące po moim wyjściu. Potem stopniowo zaczęło się psuć. Za dużo marudziłam, za dużo gadałam i przeszkadzałam — taki powód podawał mój partner. Więc starałam się nie zawracać mu głowy jakimikolwiek sprawami i nauczyłam się sobie z tym radzić, ale pewnego razu podczas kłótni nie mogłam oddychać, a on zaczął mnie przedrzeźniać. Przy następnej powiedział: „i dobrze (…) żebyś zdechła”. I wtedy coś we mnie pękło i zaczęłam sprzeciwiać się jego traktowaniu mnie. I wtedy zaczęły się między nami poważne awantury.
Wiem, że też przesadzam, bo używam słów, których nie powinnam, ale gdy mam wyrzuty, to zawsze go przeproszę, nawet w trakcie kłótni. Jednak działa to tylko w jedną stronę. On nawet nie przeprosi, kiedy jest winny, i nie reaguje, gdy mówię mu, że mnie zranił; a gdy płaczę, to wyśmiewa mnie i twierdzi, że wydziwiam albo przesadzam. W jakikolwiek sposób nie podejdę do niego, nawet ze spokojem, to jego reakcja i tak jest taka sama — wulgarna i atakująca. Z początku myślałam, że zasłużyłam na takie traktowanie i znosiłam pokornie jego upokarzanie.
Zanim trafiłam do więzienia, byłam tą złą w domu — kradłam i oszukiwałam przez internet kupujących, do tego problem z hazardem i epizod z narkotykami. Przeszłam załamanie, trafiając do więzienia, ale zrozumiałam wszystko i postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Całkowicie przeszłam metamorfozę charakteru, bo zrozumiałam, ile zła wyrządziłam. Wzięłam całą winę na siebie i z tym poczuciem winy żyję do teraz. Gdy wyszłam z więzienia, mój partner postanowił, że mi zaufa i da nam szansę, i przez pierwsze dwa miesiące było pięknie. Rozmawiał, był czuły, zainteresowany domem i naszą rodziną, ale nagle w wakacje coś się zmieniło i stopniowo zaczął być coraz bardziej agresywny i wulgarny, opryskliwy i przestał okazywać mi szacunek.
Nawet przy dziecku mnie obrażał i krytykował. Ciągle słyszałam, że źle coś zrobiłam, albo powinnam pomyśleć, domyślić się i tak dalej. Jak wspomniałam wcześniej, potrafił wyrzucić mnie z pokoju, a nawet z domu. Mówił, że moje miejsce jest w WC, albo że jak nie wyjdę z pokoju, to mi łeb rozj***e. Z początku pokornie szłam do kuchni i tam spędzałam wieczory, ale emocje się kumulowały i po każdej kłótni chciałam z nim rozmawiać i coś wyjaśnić lub ustalić albo dowiedzieć się, dlaczego tak mnie traktuje, dlaczego mnie nie przeprasza. Pytań mam i miałam mnóstwo, lecz bez odpowiedzi.
Cały czas dotrzymuję danych postanowień i obietnic. Jestem uczciwa, lojalna, szczera, ale rozchorowałam się i to też stanowi problem mojej cierpliwości. Niestety nie mam wsparcia w partnerze i nie potrafię dowiedzieć się od niego, dlaczego traktuje mnie jak zero. Co ja takiego po wyjściu na wolność zrobiłam? Pomyślałam też, że może jest to jego zemsta i plan, żeby ukarać mnie za czas przeszły… Kiedyś byłam gorsza, a on mimo to nigdy mnie nie wyzywał, nie krzyczał i nie bił. A teraz, kiedy stałam się wręcz „idealna”, on nawet dopuszcza się rękoczynów.
Niestety w tym temacie nie jestem bez winy, bo też nie panuję nad emocjami — bywa, że kiedy na przykład powie mi „nie kocham cię”, to popchnę go z tej niemocy albo rzucę przedmiotem w jego stronę. Wtedy on reaguje jak opętany i zaczyna dusić albo bić, ale uderza w najczulsze moje punkty, czyli kręgosłup, plecy. Kiedy po awanturze nie mogłam chodzić, dostałam niedowład lewej nogi i przewróciłam się, to syn poprosił go, by mi pomógł, a on powiedział: „niech leży i się męczy”. Słyszałam od niego wiele przykrości, więc to jest jedno z wielu jego metod traktowania mnie i poniżania.
On kiedyś mnie zdradził — ja go nigdy — a wyzywa mnie od najgorszych (kuro, suko, głupia pido). Może sobie z czymś nie radzi, nie wiem, ale on tym zachowaniem pozbawił mnie totalnie wiary w życie. Gdy miałam myśli samobójcze i mówiłam mu, że nie daję rady, to zamiast wsparcia i poprawy dostawałam obelgi, a nawet zaproponował, że jak będę się wieszać, to on to nagra i na TikToka wrzuci. Trzy razy powiedział, że jak nie dam mu spokoju, to mnie zabije. Czy naprawdę moje zawracanie głowy rozmową o związku jest tak złe, że zasługuję na takie gnębienie?
Kiedy grzecznie przychodzę do niego z troską i proszę o rozmowę, to nawet wtedy zaczyna mnie atakować. Nigdy nie mówił, że mnie nie kocha, a w ciągu ostatniego roku powiedział to aż cztery razy. Kiedy ja chcę rozmawiać o tym i dowiedzieć się, dlaczego tak się dzieje i coś z tym zrobić, on udaje, że nic się nie stało, i przechodzi do porządku dziennego, rzucając mi słowa: „przestań, nie wydziwiaj, jesteś nienormalna”. A kiedy ja nie odpuszczam i proszę go wciąż o rozmowę, wtedy znowu zaczyna mnie agresywnie atakować słowami i zrzuca winę, mówiąc, że tak mnie traktuje, bo ja non stop gadam o problemach.
Ale gdy tłumaczę mu, że nie byłoby takich rozmów, gdyby był dla mnie normalnym człowiekiem i mnie szanował, to on zmienia ster i atakuje mnie słownie tak, aby wyszło, że znowu to moja wina, albo mówi, że gdybym nie wyjechała z tematem związku, to on by mnie nie wyzywał. Obraża mnie regularnie. Nie pamiętam, kiedy coś miłego od niego usłyszałam, ale wiem, że jestem na skraju wyczerpania, bo natłok obowiązków i ból przez brak zdrowia, z jakim się zmagam, nie daje mi normalnie funkcjonować. A on zamiast być moim wsparciem, to jeszcze mnie w tym wszystkim dobija.
Proszę o pomoc. Zaczęłam zachowywać się bardzo źle — w sumie tak jak on mnie traktuje, tak ja jego — ale tak nie może być. Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu? Czy ja sobie zasłużyłam na to, aby mimo moich starań, zmiany i dbania o dom i rodzinę zasłużyć na ciągłe wyzwiska, krytykę, poniżanie i potępianie? Proszę, pomóżcie, bo ja nie daję sobie z tym rady. A może faktycznie to ja jestem ta zła i psychicznie chora?