Left ArrowWstecz

Mama nie potrafi funkcjonować z bólu. Nie chce iść do lekarza, bo boi się śmierci w szpitalu. Jak jej pomóc?

Moją mamę od dłuższego czasu bardzo boli brzuch do tego stopnia, że utrudnia jej to funkcjonowanie, tłumaczę jej i proszę, żeby zgłosiła się do lekarza, ale ona mówi, że nie pójdzie tam, bo boi się, że skierują ją do szpitala i tam umrze. Bardzo się boję o nią, widzę, że stan jej zdrowia z czasem się pogarsza, żadne argumenty nie działają. Co mogę zrobić żeby przekonać ją do wizyty u lekarza?
User Forum

Wiku

w zeszłym roku
Anna Martyniuk-Białecka

Anna Martyniuk-Białecka

Dzień dobry,

Powody tego bólu brzucha mogą być różne, w zupełności się zgadzam, że należy to jak najpilniej zdiagnozować i ocenić u lekarza. Niestety nie mamy wpływu na decyzje podejmowane przez naszych bliskich. U Pani mamy wygląda to na lęk przed lękiem, że jest poważnie chora, bo tak naprawdę jeszcze nie wie, czego się obawia. Ta niepewność, w której tkwicie nikomu nie służy, nie pomaga.  Jeśli to naprawdę coś poważnego, to czas gra tu istotną rolę, bo nawet w najcięższych przypadkach obecnie można wiele pomóc, a nawet całkowicie wyleczyć. Warto dalej rozmawiać, przekonywać, odnosić się do własnych uczuć. Jednak ostatecznie to Pani mama zdecyduje, co zrobi i warto to zaakceptować. 

w zeszłym roku
Zofia Kardasz

Zofia Kardasz

Dzień dobry,

mama jest dorosłą osoba i to ona podejmuje decyzje odnośnie dbania o swoje zdrowie - nawet jeśli nie są one racjonalne zdaniem najbliższych. To co można zrobić, to powiedzieć mamie, jaki wpływ jej zachowanie ma na Panią/Pana, jakie uczucie, emocje powoduje.

 

Pozdrawiam serdecznie

Zofia Kardasz

 

w zeszłym roku
Justyna Czerniawska (Karkus)

Justyna Czerniawska (Karkus)

Dzień dobry,

niestety mama jako osoba dorosła musi sama podjąć decyzję o udaniu się do lekarza. Nie można jej do tego zmusić pomimo widocznych trudności i Pani niepokoju. 
Myślę, że warto z mamą szczerze porozmawiać o swoich obawach dotyczących jej zdrowia oraz ewentualnych konsekwencjach braku pomocy medycznej. Być może na początek warto skorzystać z telekonsultacji - to zapewne będzie łatwiejsze do zaakceptowania przez mamę. Myślę również, że warto znaleźć dla mamy lub wspólnie z mamą konkretnego lekarza i zapoznać się z prezentowanymi metodami pracy a następnie umówić wizytę. 

Pozdrawiam serdecznie,

Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta 

w zeszłym roku

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Dzień dobry. Mam na imię Asia i mam 13 lat, rocznikowo 14. Od około tygodnia nie mogę poradzić sobie z tzw. zjawiskiem "earworms".
Dzień dobry. Mam na imię Asia i mam 13 lat, rocznikowo 14. Od około tygodnia nie mogę poradzić sobie z tzw. zjawiskiem "earworms". Wszystko zaczęło się od filmiku. Tydzień temu, w sobotę, zainteresowalo mnie video dotyczące cyrografu. Po około 3 minutach oglądania znudziło mi się to i zajęłam się czymś innym. Później, w nocy, około 3/4 obudziłam się zlana potem, bo ktoś w mojej głowie ciągle powtarzał słowo "cyrograf" bez przerwy, a ja niestety nie miałam wpływu na to czy przestanie, czy nie. To trwało przez 1/2 noce, ale później zostało zastąpione tym, że przed snem słyszałam muzykę a później budziłam się o 3/4. O tyle, o ile udawało mi się jakoś z tym poradzić, jednakże muzyka po około 3/4 dniach grała bezustannie, nie tylko przed snem lub w nocy, a nie raz męczyła mnie cały dzień. Ta cała sytuacja odprowadza mnie do szału, przychodzą mi do głowy myśli samobójcze, ciąży na mnie zmęczenie psychiczne, i również to spowodowane bezsennością. Zaczęłam nawet odczuwać paniczny lęk przed zasypianiem. Od wczorajszej nocy trochę mi się poprawiło, ale odczuwam wielkie zmęczenie i lęk , czasami tę bezustanną muzykę i przede wszystkim cały czas chce mi się płakać, bo czuję, że już nie daje rady. Jestem osobą wierzącą, więc pojawiłam się z tą sprawą w konfesjonale i często modlę się, aby to ustało. Od ponad roku chodzę na psychoterapię, jednak spotkanie mam dopiero w środę, a zżera mnie zbyt wielki lęk, żeby o tym nie napisać tutaj. Powiadomiłam moich bliskich o tym, co się dzieje. Dziękuję za przeczytanie i proszę o szybką pomoc.
TW! Zauważam, że nie radzę sobie, jestem przeciążona. Zmagam się z zaburzeniami, przeszłam niedokonane samobójstwo, nie mam dobrych relacji z siostrą.
Witam, jestem osobą, która rok temu w szpitalu psychiatrycznym się powiesiła, ale mnie odratowali, ciężko mi było dojść do siebie a pod koniec wakacji mój kuzyn dokonał samobójstwa i nie dość, że mam problemy z moją siostrą to nie potrafię sobie tego wszystkiego poukładać. Miałam już parę sytuacji, co chyba tylko ktoś z góry mnie chroni, ale nawet, kiedy doszło do rękoczynu pomiędzy mną a moją siostrą, to czuję, że niekiedy tracę kontrolę. Nawet na ostatnim spotkaniu z panią psycholog nową to wyszłam w trakcie wizyty, a psychoterapii jeszcze od pewnego czasu nie miałam regularnej. Ale czuję, że są dni, gdzie zaczynam się gubić, ale to nie wszystko, mimo że biorę leki to niekiedy muszę zmieniać pory leków, bo pracuję na zmiany, a na chwilę obecną nie mogę zmienić pracy ze względu na kredyt i nieopłacone rzeczy, jakie zostały po ostatnim pobycie rok temu. A drugiej narazie tak dobrze płatnej pracy nie znajdę . I tu właśnie w takiej sytuacji jestem i sygnały (moje zachowania) już mi pokazują, że nie daję rady.
Problemy z pracą tymczasową: brak zrozumienia, stres i obowiązki edukacyjne
Witam, mam problem kiedy przyjmowałam się do pracy miałam bardzo duzo motywacji do pracy. Od kad kierownik zmiany mnie pyta czy będę przedłużać umowę w maju to mnie trochę zaskoczyło bo niestety nie wiem czy dotrwam do maja. Zapytanie było już 02.04. z racji przyjęcia mnie na stanowisko kasjera uświadomiono mnie w biurze że jestem pracownikiem tymczasowym z agencji tymczasowej pracy i jestem przyjęta głównie na weekendy. Z czego z biura agencji nie było powiedziane. Ale rozumiem że handel jest i w soboty i niedziele. Niestety przyznaje mi się jeden weekend pełny wolny w miesiącu. Czasem pracuje 6dni pod rząd bez dnia wolnego. W wtorek zaczęłam mieć jakieś jelitowe nieżyty i nie poszłam do pracy zadzwoniłam do biura i do miejsca pracy ze mnie nie będzie. Spotkałam się z takim nie mil tonem pani kierowniczki gdzie powiedziała że mam tu nie dzwonić bo tu ja nie jestem zatrudniona a jestem przez agencję zewnętrzna. Gdyż potwierdziłam że do agencji tymczasowej pracy zadzwoniłam i dałam znać. Pani kierownik pwowiedziala że mam się na już określić czy jutro będę mówię że nie wiem. Niestety ciężko pwooedziec. Z czego pwooedziala że do południa mam jej dać znać i żucila słuchawka. Ja rozumiem jej gniew ale takim tonem nie musiała do mnie mówić. Czułam się kompletnie nie zrozumiana i nie dopuszczona do słowa. L4 kończy mi się dzisiaj i w poniedziałek mam wrócić do pracy z tym że napewno wrócę z lękiem. Gdyż no ja rozumiem ale jestem osobą która nie stawia pracy powyżej swojego życia. Mam też kurs gdzie edukacja jest dlanie rozwojem i mam je w weekendy. Niestety nie wiem czy nadal kontynuować pracę czy dać sobie z spokoj. Nie ukrywam że 26 mam egzamin w Katowicach na godzinę 10.00 a o 12.00 mam być w pracy i następnego dnia też. Cała sobota i niedziela
Zostawiła mnie dla innego, od roku nie potrafię przestać o niej myśleć
Zostawiła mnie dla innego, od roku nie potrafię przestać o niej myśleć. Powiedziała że jestem toksyczny, bywają sytuacje i myśli samobójcze, nie mam pojęcia co robić.
Związek - uzależnienie swojego dobrostanu od partnerki. Jak sobie pomóc?
Rok temu poznałam dziewczynę, z którą aktualnie jestem od dwóch miesięcy w związku. Choruje ona na ADHD i nigdy nie była w poważnej relacji. Ja jestem osobą, która potrzebuje dość sporo uwagi i często za dużo myślę. Rzadko mi odpisuje, nie wyjdzie z integracją pierwsza. Bardzo ją kocham i wiem, że się stara. Odkąd się poznaliśmy już poczyniła spore postępy, każdą kłótnię omawiany. Dzisiaj jest nasza dwumiesięcznica, napisałam jej wiadomość rano i jest 17, a nie dostałam żadnej odpowiedzi. Mimo że wszystko wyświetliła. Normalnie myśląc wiem, że pewnie się rozkojarzyła czy nie miała czasu (wraca dziś z wakacji), ale jednak ciągle o tym myślę. Problem jest taki, że za bardzo uzależniłam swój humor od niej i nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Jest na to jakiś sposób? Czasem nie potrafię normalnie funkcjonować, jeśli jest pomiędzy nami źle. Wiele rzeczy odbieram też często błędnie i sama się nakręcam. Moje myśli ciągle krążą wokół niej, nie dbam w ogóle o siebie. Nie potrafię wyłączyć swoich myśli.
Jak radzić sobie z toksycznym małżeństwem i przemocą psychiczną?
Zastanawiałam się nad odejściem od męża który za każdym razem twierdzi zapewnia mnie o swoich uczuciach co do mnie iż kocha pożąda pragnie że go podnieca moje ciało, że kocha tylko mnie. Mąż moim i chyba zdaniem każdego będzie po tym co opiszę potraktowany jak osoba toksyczna z zaburzeniami osobowości psychiczna oraz pracoholik manipulant, narcyz. Wszystko ok cudowne dni noce poranki wspólne powroty z jego pracy, magiczny sex co do czego powie na drugi dzień że uprawiał sex ze mną dłużej abym nie marudziła mu potem sądzi że źle dobrał słowa ok lecz nie rozumie nie chce zrozumieć jak mnie ranią jego słowa. Sex pomału zaczyna zanikać mąż zastawia się raz zmęczeniem po pracy, potem że cyt,, kochanie przepraszam nie mogę dłużej bo mam przecież problem z tym penisem boli mnie,,...mówię ok kochanie możemy jak mówiłeś inaczej rozpalać namiętność- tak mówił nie raz mi mój mąż kochający mnie bardzo mój mąż, że mimo iż będzie zmęczony nigdy nie będzie zmęczony by spędzić ze mną miło czas, że moje ciało go jara zawsze ma na mnie ochotę. Wypisuje mi słodzi smsami jak mu brakuje mojej osoby jak tęskni jak bardzo ma na mnie ochotę, co do czego po wspólnym powrocie do domu zaczyna mieć dziwne zachowania tak jakby chciał mnie zdenerwować wyprowadzić z równowagi, krytyki non stop potem wszystko przezuca na mnie, że ryje mu głowę itp. Nie raz pytam męża pi co to wszystko po co obiecujesz czarujesz robisz nadzieję potem wybierasz się. Na każdą swoją odpowiedź szybkie ma wymówki. Potrafiliśmy w ciągu nocy uprawiac sex sam tego chciał, w dzień wieczorami teraz tego nie ma on twierdzi jak mówi cyt,, pierw ryjesz mi łep wchodzisz mi do głowy potem czegoś oczekujesz???,, jest zapatrzony jedynie w pracę, pracuje na kuchni nie ma ludzi do pracy on jedynie sam. Tłumaczyłam mężowi że wiecznie jestem sama że brak mi miłości czułości dotyku rozmowy sexu męża chyba to nie interesuje, mało ze sobą rozmawiamy odczuwam że jeden wolny dzień od jego pracy to wymyśli wszystko by między nami do niczego nie doszło by był tkzw kwas. Nie dociera że mnie to rani, obiecuje wypady nad morze kwiaty kino i Bog wie co jeszcze co do czego szlak trafił...mąż nie interesuje się moimi potrzebami uczuciami ciągle krytykuje potrafi powiedzieć że jestem chora psychicznie nie chce widzieć nie widzi żadnego błędu w sobie. Nie mam siły już na ten związek ratujemy już nas któryś raz z żelu byliśmy na terapiach małżeńskich pomogły ale mężowi na chwilę. Mąż nie widzi we mnie dobrej osoby raz powie ze widzi że bardzo się zmieniłam następnym razem ze to ja nigdy się nie zmienię. O sobie zawsze ma dobre zdanie wiedząc że robi źle. Bił mnie kiedyś bo piłam teraz jestem po terapii nie pije od roku wszystko sądziłam wraca do normy jak mąż mówił że chce spokojnego życia i jest szczęśliwym ze mną choć ja tego nie odczuwam ciągle mnie rani choć tego nie zauważa. Nie wiem co robić odsuwam się od męża potrafi mi grozić że zaraz ktoś dostanie w ryj jeśli nie dasz mi się wyspać polatasz sobie, zaczyna na nowo być agresywny obojętny olewający. Nie wiem co robić sam mówi nie raz podchodź do mnie kiedy tylko chcesz, boję się podchodzić bo różne najścia ma raz zechce wtulic raz będzie krzyczał, była już sytuacja że złapał mnie za gardło mówił jestes moja na zawsze tylko moja rozumiesz???? Ok odpowiedziałam a ty moj , nie odebrałam tego z początku jako zastraszania. Kiedy oznajmiłam że odejdę podam o rozwód bo już mam dość że chce partnera z którym spędzę namiętny sex będzie chemia wyjścia a nie tylko dom gary szmata odkurzacz i nawet nie mówić o tym co ja czuję bo zaraz wybucha itp mąż wziął miękko moje słowa i co zrobisz straszysz mnie grozić że podasz o rozwód??? Be że mnie zginiesz gdzie ty pójdziesz. Mimo iż mąż zaprzecza wydaje mi się iż ma inną kobietę bardzo zadowolony aż wypoczęty w skowronkach każdego dnia Leci do pracy mi buziaki daje usmieszki zdjęcia jak za mną już tęskni ledwo min po rozstaniu, ale ja uważam że to kłamstwa poprostu kłamstwa. Mąż sądzi że to ja zawsze stwarzam takie sytuacje że ms mnie w dupie. Zastanawiałam się naprawdę nad rozwodem nie mam do kad pójść. Kocham męża ale nie chce tak żyć mam potrzeby bliskości czułości on tego nie chce rozumieć zakochany w pracy ja boczny tor. Mówił nie raz że uwielbia mnie tulić że podoba mu się moje ciało że zawsze ma na mnie ochotę klamie samego siebie bo nie robi żadnego gestu. Co mam myśleć robić??? Zaczynam poważnie się na nowo męża bać nie mogę powiedzieć jemu kompletnie nic, wszystko odbiera źle nie chce rozmawiać zaraz słyszę zd go mecze. Czy mam odpuścić poprostu???? Nie mówić o sexsie o uczuciach tęsknicie potrzeby czułości dotyku??? Zlozyc o rozwod z jego winy przemoc psychiczna??? Zawsze o wszystko czepia się doprawdza do łez nic sobie z niczego nie robi. Nie puszcie o terapiach psychologach itp bo on sądzi że z nim wszystko w porządku to ja jestem dramat psychiczna itp... czy przez te męskie problemy może mu aż tak upaść na głowę??? Nie chce spędzać ze mną czasu tylko robota robota jego życie ja jestem z półki jak miś, gospodyni domowa. Proszę porady gdzie uciec czy uciekać co robić??? Dystans??? Nie wiem detektyw??? On tylko pracuje ja chora na serce teraz psychika nie ma co się dziwić jestem poprostu załamana czuje ze mąż oszukuje zawsze było pięknie a teraz zero wyjść sexu nawet objęcia przytulenia....Chce zniknąć z tego świata byłam ostrzegana przez osoby przed mężem bym do niego nie wracała a jednak posłuchałam siebie zrobiłam błąd. Miałam wyjechać z Polski nie zrobiłam tego dla niego wyszłam z nałogu dla niego on sądzi że wszystko docenia lecz ja tego nie odczuwam. Mecze się mam mętlik w głowie. Jeśli zechce jak mówi będę chciał przytulić przytulę proste??? Jest chamski poprostu gbur nie wierze mu przestaję ufać, nawet powiedziałam że to ja jestem nikim nic nie rusza jakby wcale nie słuchał lecz wiem że słucha. Mi mówi że cyt ,, odpierda..sz się słowami potem czegoś oczekujesz dziwisz się że mam cie w chu..,, mówię że ja też mam swoje ja ale w przeciwnym wypadku podchodzę rozwiązywać chce problem on nie. Nawet powiedziałam że on żony juz nie ma i nikt by z nim z takim podejściem nie wytrzymał a mąż atak na mnie ze mnie by nikt nie chciał. .wiedząc że jeden zgrabna laska mężczyźni oglądają się za mną sam widział nie raz nie rusza go mówi że nie musi być zazdrosny bo nie pójdę i tak do innego. Co waszym zdaniem zrobić??? Obserwować zbierać dowody dystans nie odzywać się nie chcieć sexu dotyku??? Tak będę robić powie ze mam pewnie frajera. Co robić poradźcie błagam
Witam serdecznie, pomimo swojego wieku nie byłem jeszcze nigdy w żadnym związku
[Mężczyzna, 28 lat, rocznik 1994] Witam serdecznie, pomimo swojego wieku nie byłem jeszcze nigdy w żadnym związku. Mieszkam z rodzicami, którzy bywają trudni (tata nadużywa alkoholu, choć robi to po cichu, wieczorami, mama jest raczej depresyjna). Mam wodogłowie od urodzenia, czuję się nieatrakcyjny fizycznie i tak też jestem odbierany przez kobiety, które jeśli już cenią sobie moje towarzystwo, to niejako z automatu przypisują mnie do kategorii "kumpel". Mam też nieciekawe z punktu widzenia większości kobiet zainteresowania, takie jak historia czy polityka. Na Badoo poznałem jakoś w lutym niecały rok starszą koleżankę, która z miejsca mi się spodobała, ale gdy tylko zaczęło nam się dobrze rozmawiać, ostrzegła mnie, że jest obecnie w potężnym kryzysie psychicznym po porzuceniu przez pierwszego partnera, ma CHAD i że póki co możemy się tylko kumplować. Przystałem na to, w nadziei, że jak się wzmocni psychicznie, to będzie można podjąć o nią starania. Zgodnie z jej prośbą nie robiłem tego jednak, widząc, jak potężne ma wahania nastroju (stalkowanie profili byłego na portalach, wypisywanie do niego wiadomości, euforia, gdy coś od niechcenia odpowiedział, potężne dołki, gdy ignorował czy odobserwował jej profil na Instagramie - on po rozstaniu wyniósł się z pierwszego wynajmowanego przez nią i jego mieszkania do rodziców, na Mazury, po ledwie 2 miesiącach burzliwego związku, mówiąc, że "chce się od niej uwolnić" i że "nie było chemii") miała, pocieszałem, byłem do jej dyspozycji zawsze wtedy, gdy tego potrzebowała. Równocześnie wspólne wyjścia na planszówki i jedzenie sprawiły, że stała mi się bliska. Niestety, chyba wpadła w okres manii, jak się nieco wzmocniła, a że stałem się jej powiernikiem, to pewnego dnia uznała, że nie chce już płakać, i wpadła na pomysł, że wejdzie w układ fwb z dalszym kumplem (on potem się rozmyślił), pytając mnie, czy to dobre dla zagłuszenia jej bólu. Odradzałem, dysponując jedynie przykładami koleżanek, które weszły w takie układy i żałowały tego, ale powiedziałem też coś, co mnie zdradziło z moimi uczuciami do niej - że nie mogę być w tej sprawie obiektywny, bo mi się podoba. Chodziło mi tylko o odsunięcie od siebie pytania, a powstał kwas w naszych relacjach, nasze rozmowy już nie są tak otwarte i częste, raz tylko mi powiedziała, że żałuje, że z fwb jej nie wypaliło, bo to dla niej obecnie najlepsza opcja na przeczekanie do Erasmusa, na którego jedzie we wrześniu (na rok do Hiszpanii; uwaga, oczywiście, zabolała mnie, ale grałem dobrą minę do złej gry). Zwierzyła mi się też, że pisze z 4 panami na poważnie, i że musi się kontrolować, bo potem będzie jej trudno wybrać. To też mnie zabolało. Zmieniła też stosunek do mnie - jest albo "olewczy", tj. nadal podyskutuje na neutralne tematy, ale już od niechcenia, jakbym ją męczył, czasami też, jak wtedy gdy żaliła mi się, że jej zamierzony temat podyplomówki upadł, bo nie ma filmów podejmujących kwestię feministycznego retellingu mitu o Odyseuszu, a ja chciałem ją pocieszyć, podsuwając książkę na temat takiego retellingu, stała się opryskliwa czy wręcz agresywna (raz rzucała w moim kierunku kurwami, właśnie przy tej sprawie, że chodzi o filmy; potem przeprosiła, jej zachowanie miało wynikać ze zgubienia hasła do starego profilu Badoo). Teraz kompulsywnie szuka partnerów na Tinderze i Badoo, a na tym drugim portalu trafiam czasem na jej profil, co wywołuje u mnie dyskomfort i smutek. Moje pytania są trzy: 1. Jak można przywrócić relacje z koleżanką do stanu pierwotnego, tj. koleżeństwa bez starań z mojej strony, ale np. ze wspólnymi wyjściami? 2. Czy po wyjściu przez nią z okresu manii będzie się zachowywać inaczej w stosunku do mnie? Jak postępować, gdy staje się opryskliwa czy nieprzyjemna, a jak kiedy po prostu odpowiada mi zdawkowo, co też boli, biorąc pod uwagę to, jak zwierzaliśmy się sobie wcześniej? 3. Jak pokonać w sobie poczucie przybicia tą sytuacją, wiedząc, że mam niewielu przyjaciół, i nie chcąc obarczać swoją sytuacją rodziny (stąd anonimowa prośba o poradę)? Jak maskować poczucie przygnębienia tak, by nikt nie dowiedział się, w jak trudną relację się wdałem? Jak sprawić, by w przyszłości to doświadczenie mnie nie blokowało w nawiązywaniu nowych relacji? Z góry dziękuję za odpowiedź.
Jestem, a raczej byłam osobą radosną, komunikatywną, zaradną. Od pewnego czasu nic z tych rzeczy mi nie wychodzi.
Jestem, a raczej byłam osobą radosną, komunikatywną, zaradną. Od pewnego czasu nic z tych rzeczy mi nie wychodzi. Stałam się apatyczna, boję się kontaktu z ludźmi, brak mi pewności siebie. Czuje się nieszczęśliwa. Mąż jakiś czas temu zdradził mnie z moją siostrą. On stwierdził, że nie doszło między nimi do kontaktu fizycznego. Ale SMS-y, które do siebie pisali, świadczyły moim zdaniem inaczej. Tzw. seks online. Jak sam powiedział, chciał sprawdzić, czy moja siostra zdolna jest do zdrady - nic więcej jego zdaniem. Ja jestem zniszczona po sytuacjach, które się ostatnio mi przytrafiły. Przestał jeszcze wcześniej przed tym zdarzeniem odzywać się do mnie. Nasza komunikacja to Messenger, tak jest mu najwygodniej. Staram się wybaczyć mężowi za to, co zrobił. Na domiar złego borykał się z piciem. Ciężko pracuje. Czuję, że jestem przemęczona i fizycznie i psychicznie, ale wstyd mi jest iść i porozmawiać z kimś o moich problemach. Narobił mi problemów finansowych, o których dowiedziałam się po jakimś czasie. Staram się mu wszystko wybaczyć ze względu na dzieci. Jest mi bardzo ciężko i nie radzę sobie z tym. Obecnie on stracił prace ze względu na picie. Ja pracuje na dwa etaty. Gdzie jedna dostałam niedawno, z której bardzo się cieszyłam, ale pracuje z toksycznymi ludźmi, którzy z chęcią mi to okazują a ja jestem w takim stanie ze nie umiem się już bronić. I stawiać granic. Każdy w tej chwili mówi mi, co mam robić poniżając mnie i mówiąc mi, że się do niczego nie nadaję. Zaczynam faktycznie już tak o sobie myśleć, że jestem bezużyteczna. Firma praktycznie nie istnieje, w trakcie kiedy dowiedziałam się o sytuacji mojej siostry, nie umiem już jej prowadzić. Proszę o pomoc, jak odzyskać wiarę w siebie, co zrobić, żeby przestać myśleć o sobie w bardzo ciężki sposób?
Jestem z związku od dwóch lat, bywało różnie, kłótnie, rozstania, powroty, w tle alkoholizm...
Co zrobić? Jestem z związku od dwóch lat, bywało różnie, kłótnie, rozstania, powroty, w tle alkoholizm, partner nie pije od dwóch lat, przez ten czas pojawiały się narkotyki, kłamstwa, itp. Od trzech miesięcy jest święty spokój, nie mam się o co przyczepić, jednak ja poznałam kogoś innego, na chwilę obecną wszystko mi w nim pasuje, nie wiem, co mam robić? Przekreślić 2 lata związku, który wydaje się wychodzić na prostą w końcu? I jak się rozstać? Partner na samą myśl reaguje agresją.
Mąż po 20 latach małżeństwa stwierdził, że nie chce ze mną być...
Dzień dobry Po prawie 20 latach mąż oświadczył mi że nie chce już ze mną być. Nie chce podjąć próby ratowania małżeństwa - chce być sam. Nie potrafię się w tym wszystkim odnaleźć, zrozumieć że z dnia na dzień można chcieć zakończyć to co nas łączyło. Jasne jak każde małżeństwo mieliśmy swoje lepsze i gorsze chwile - ale jeszcze dwa miesiące temu byliśmy na rodzinnych wakacjach i było wszystko ok.
Zawsze byłam ofiarą. W domu najmłodsza a właściwie w całej ogromnej rodzinie
Zawsze byłam ofiarą. W domu najmłodsza, a właściwie w całej ogromnej rodzinie. Ojciec i matka gnębili mnie, wyśmiewali, bywało bicie, zero możliwości zaufania, a najgorsze było wyśmiewanie przy rodzinie albo wyśmiewanie, że nie dotrzymali słowa. W domu walczyłam o siebie, a nie rozwijałam się, więc za mądra nie wyrosłam. Takie drwiny i kpiny doprowadziły, że wyszłam z domu dopiero niedawno i nie radziłam sobie w życiu. Za późno przerobiłam rzeczy z psychologiem i teraz jest OK, ale wraca mi jedna kwestia... Gdy szukałam pracy jako 20-latka, to byłam naiwna. Poszłam na rozmowę o pracę i okazało się, że w tym miejscu ma się odbyć rozmowa, a nie że się pracuje... Już teraz bym wiedziała, jak się zachować, ale brnęłam dalej. Chciałam jak najlepiej wypaść, więc uśmiechałam się i odpowiadałam na pytania. Okazało się być to sprzedażą e-papierosów i facet siedział przede mną z laptopem i pytał, jakbym się zachowała w danej sytuacji. I to, co zrobił, nie miało żadnego związku z pytaniem, bo coś powiedział i wielki buch dymu dmuchnął mi dosyć wolno w twarz. Zdezorientowana udawałam, że nic się nie stało. Mam kilka takich sytuacji, gdzie teraz wiem, że nawet nikt nie odważyłby się złe zachować, bo mam swoje granice, ale wspominam z żalem do siebie. Pamiętam ciągle to upokorzenie, jakby drwinę i nic nie robienie sobie z tego u tego faceta. Nawet nie pamiętam firmy do końca, ale to jest dramat dla mnie...
Jak radzić sobie z myślami po samobójstwie bliskiej osoby i czy mogą całkowicie minąć?

Witam, Po śmierci kuzyna minęło już 3 miesiące, który popełnił samobójstwo. Mam takie myśli, które przychodzą codziennie. Myśli typu; czy mnie może to spotkać? Jak widzę przedmioty z tym związane, to unikam. Po prostu człowiek obawia się i boi się takiej śmierci. Byłam u psychologa i.pokazał mi techniki jak sobie radzić z nimi. Najważniejsza jest akceptacja, by one minęły. Pytanie, czy istnieje szansa, że te myśli całkowicie miną tak, aby człowiek się nie musiał stresować i zadręczać?

Witam. Mam 32 lata mój mąż 39
Witam. Mam 32 lata mój mąż 39, jesteśmy, że sobą od 10 lat, w małżeństwie od 6, ogólnie nasze życie było cudowne, pokochał moje dziecko, jak swoje, traktuje jak nie jeden prawdziwy ojciec, w małżeństwie zaczęło nam się psuć już właśnie po ślubie. Zaczęło się ze mąż zaczął wyjeżdżać w delegacje , i przyłapałam męża, że ogląda filmy porno, nasze pożycie jest naprawdę głęboko rozwijane i nie możemy sobie zarzucić rutyny czy nudy w łóżku. Nie mogę sobie poradzić, dlaczego akurat na wyjazdach, ogląda, kiedy jest w domu nawet 2 tygodnie, nie ogląda filmów, tłumaczy, że po prostu lubi, że nie podniecają go te kobiety. Moje myślenie oczywiście było, nie potrafię go zaspokoić itd., nasze pożycie jest dalej Ok, ale trochę się zamknęłam w sobie podczas ciągle myślę, czy on myśli o nich w tej chwili, jak kocha się ze mną itd.... Czy to jest coś nie tak, że mną?
Jak radzić sobie z mobbingiem i depresją w pracy medycznej?

Pracowałam przez kilka lat w zawodzie medycznym. 

Mam 33 lata. Zostałam tak zgnojona przez lekarzy, że popadłam na pół roku w depresje i z uśmiechniętej dziewczyny zrobił się wrak. Lekarze to potwory, narcyze i praca z ich humorami jest męką. Wszystkie osoby, które znam, mają takie same doświadczenia. Początki są mile i jak coś potrzebują, to do rany przyłóż, ale potem zaczynają poniżać, praktycznie każdy oszukał mnie na pieniądze, kombinują z umowami, skłócają pracowników celowo, zmuszają do mycia podłóg i okien, chociaż nie jest to w obowiązku pracownika. 

Nie jest po czasie prosto odejść i powiedzieć, że nie będzie się czegoś robić, bo wymyślają różne świństwa i mieszają w papierach. Znęcanie psychiczne kobiety nade mną skończyło się koszmarami w nocy i zaczęłam brać leki na uspokojenie. Gdy byli złośliwi, to potrafili podczas zabiegów tryskać na mnie woda, a nawet krwią. Gdy źle się czułam, to nie pozwolili iść do domu i z grypą musiałam stać. Kiedyś wysiadł mi kręgosłup, bo kazali mi się stać schyloną przez kilka h, nieludzkie warunki. Nienawidzę lekarzy. To nie jest jeden przypadek, dziewczyny płaczą w przychodniach jak ja. 

Dlaczego takie osoby są bezkarne? Nie potrafię do siebie dojść, a jeszcze ucinali premie bez powodu, manipulowali pracownikami, wyzywali...

Jak odnaleźć szczęście w mieście po życiu na wsi? Konflikt między pracą a rodziną
Witam. Opiszę w dużym skrócie moją historię. Od zawsze mieszkałem w domu, jak miałem 25 lat wyremontowałem sobie mieszkanie na 1 piętrze i zamieszkałem tam po moich dziadkach. 7 Lat temu poznałem swoją obecną żonę, pracowałem wtedy w delegacji i wtedy jeszcze dziewczyną widywałem się weekendami. Od tamtej pory leczę się u psychiatry, mam nerwicę/depresję. Zrezygnowałem z tamtej pracy i ogólnie jakoś sobie radziłem. Wzięliśmy ślub, urodził nam się synek, obecnie ma 3 lata. Jednak przez ostatnie dwa lata wydarzyło się u mnie dużo. Ze względu na konflikt rodziców i ich późniejszy rozwód, dla ratowania swojej rodziny wyprowadziliśmy się do miasta rodzinnego mojej żony, niedaleko około 30 km od mojego rodzinnego miasta. Znalazłem tutaj pracę, udało się wziąć kredyt, mamy czym jeździć. Wydaje się, że wszystko poukładane... Tylko nie u mnie, nie cieszę się z tego, co mam, jedynym co mnie trzyma jeszcze przy tym wszystkim, jest syn. Chodzę do terapeuty uzależnień w celu rzucenia papierosów. I dużo rozmawiamy głównie o tym, co się u mnie dzieje, na pozór powinienem być szczęśliwy, faszeruje się od 7 lat lekami na depresję i tak naprawdę nie czuję się nigdy, jak bym chciał. W głębi czuję, że mieszkając w bloku, ja nie będę szczęśliwy, ja jestem przyzwyczajony, że mogłem wyjść na podwórko cokolwiek zrobić, bardziej to wyglądało zawsze jak życie na wsi. A teraz przychodzę z pracy i oprócz zajmowaniem się synem nie mam czym się zająć. Lubiłem zawsze jakieś prace fizyczne, typu koszenie trawnika itp. (przy domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia)... Moja żona ma tu wieloletnich znajomych, rodzinę, tą samą pracę od wielu lat. Ja mam nową pracę, ale wydaje mi się, że poświęciłem wszystko dla komfortu mojej żony, nie myśląc o sobie. Na dzisiejszy dzień zmagam się każdego dnia z objawami nerwicy, nie mam żadnego hobby (z piłki nożnej zrezygnowałem na początku znajomości z żoną ze względu na brak czasu, by się spotykać). Czuję się samotny mimo, że mieszkam ze swoją rodziną. Żona nie potrafi mnie zrozumieć, że nie mam tutaj przyjaciół, rodziny. Zrezygnowałem w 100% z alkoholu, chociaż czasami wypiłem piwko, to dawało mi to choć trochę radości. Nie mam komu się wygadać, w pracy nie mam przyjaciół. Do mieszkania już się nawet czasami nie chce wracać, wiedząc, że nikt mnie nie zrozumie... Czuję wewnątrz, że ja długo w takim maraźmie nie pociągnę. Chciałbym wrócić do domu, w którym mieszkałem większość życia do poprzednich znajomych. Mam jednego brata, który mieszka daleko i też nie chce zawracać mu głowy swoimi problemami.... Edit: dziękuję specjalistom za odpowiedź, w związku z odpowiedzią mam takie pytanie, czy można być szczęśliwym w mieście, żyjąc od zawsze prawie jak na wsi, lubić zajęcia fizyczne, nawet rolnictwo. Czy można odnaleźć szczęście jeśli otoczenie jest całkiem inne niż te które mi odpowiadało ? W tym sęk że z żoną pochodzimy z trochę odmiennych środowisk. Żona całe życie mieszkała w bloku a ja można powiedzieć pochodzę z peryferii/wioski. Życie w ciągłym pędzie w mieście nie odpowiada mi, lubię przebywanie na łonie natury, pójść do lasu, popracować w ogrodzie. Dodam że żona nie chce wracać tam gdzie mieszkałem więc na tym tle często rodzą się konflikty a ja że względu na to staram się nie podejmować już prób tego tematu, żeby syn nie słuchał kłótni itd. ogólnie rzecz biorąc wydaje mi się że nie żyje w zgodzie ze sobą. Kocham żonę i synka i chciałbym wrócić do poprzedniego miejsca zamieszkania ale dla dobra rodziny po prostu zaciskam zęby i staram się jakoś tu żyć, z tym że to nie dla mnie....
Witam, chciałabym skorzystać z pomocy specjalisty lub po prostu przestawić klarownie mój problem
Witam, chciałabym skorzystać z pomocy specjalisty lub po prostu przestawić klarownie mój problem, z którym sama nie potrafię sobie poradzić i byłabym wdzięczna za ocenę, radę ze strony drugiej osoby, które po prostu byłaby w stanie spojrzeć na mnie z boku. Zacznę może od tego, że osobą ambitną byłam od zawsze, byłam ciekawa świata, otwarta na nowe doświadczenia, ciekawiło mnie zawsze mnóstwo rzeczy, w szkole spędzałam dużo czasu na nauce i przykładałam się do każdego przedmiotu. Niestety jestem perfekcjonistką i wszystko muszę mieć dobrze zaplanowane, czuje lęk i niepokój, gdy czegoś nie zdążę zrobić lub mam wyrzuty sumienia, gdy pozwolę sobie na mały luz. Tego typu stan towarzyszył mi przez wszystkie lata szkoły, aż do teraz. Aktualnie mam 21 lat. Liceum skończyłam 2 lata temu, byłam na profilu humanistycznym (polski, historia), oprócz tego bardzo lubiłam uczyć się języków obcych (angielski, niemiecki). W klasie maturalnej zaczęłam zastanawiać się nad wyborem studiów (wtedy ten czas wydawał mi się bardzo odległy), ja oczywiście z wielką wizją na siebie i chęcią rozwoju bardzo chciałam połączyć razem moje zainteresowania. Marzyłam od gimnazjum o wymianie zagranicznej, jednak moje liceum nie umożliwiało takich wyjazdów. Wpadłam na pomysł, że może fajnie byłoby studiować za granicą. Początkowo była to Anglia, ale z powodów finansowych z niej zrezygnowałam i padło na Holandię. W czasie wyborów przedmiotów na maturze dowiedziałam się więcej na temat wymogów na wyjazd na studia i okazało się, że matura nie jest tak istotna. Pomyślałam, że w takim razie będę pisała tylko maturę rozszerzoną języka angielskiego. Przez pryzmat wcześniejszych doświadczeń, w skrócie (egzaminy, przygotowanie, bardzo mnie stresowało na poprzednich etapach edukacji, często stres mnie paraliżował, przez co wyniki nie odzwierciedlały mojej wiedzy i niestety były niskie, przez co nie dostałam do wymarzonej szkoły). Uznałam, że będę pisać maturę tylko z rozszerzonego angielskiego (chciałam oszczędzić sobie stresu) dodatkowo miałam w planach zdać egzamin językowy w czasie wakacji. Po maturze podjęłam pracę zarobkową, by zapłacić za certyfikat. Kiedy w lipcu otrzymałam wyniki, było mi przykro, bo nie były one zbyt wysokie, były bardzo niskie. Jednak starałam się tym nie przejmować, bo wierzyłam, że mam szansę wyjechać za granicę. Po liceum wszystkie moje znajomości się posypały, nie miałam żadnego wsparcia, moi rodzice nie brali mnie na poważnie, a rówieśnicy mieli inne plany i ambicje, przez co czułam się bardzo niezrozumiana, opierałam się tylko na wsparciu i pomocy z internetu no. Słuchając historii osób o podobnym doświadczeniu. Wierzyłam w to bardzo mocno, że mi się uda, podjęłam pracę zarobkową i przygotowywałam się do egzaminu (zrobiłam sobie rok przerwy). To był trudny dla mnie okres, czułam się samotna, w pewnym momencie uznałam, że to nie ma sensu, że nie dam sobie rady, sama, to za dużo, utrzymać się samemu za granicą, daleko od domu i studiować. Uznałam, że nie jestem na to gotowa. Wpadłam natomiast na inny pomysł, że spróbuje w Polsce, oferują wymiany studenckie (Erasmus). Wiązało się to z tym, że musiałam poprawić maturę i tak też zrobiłam. Pisałam rozszerzenia z języka polskiego, historii i poprawiłam angielski. W wakacje otrzymałam wyniki i były one średnie, ale wierzyłam, że mam szanse dostać się na studia. Wybrałam psychologię lub anglistykę. Jednak udało mi się dostać tylko na psychologię (zaocznie). Stwierdziłam, że spróbuje. W czasie roku akademickiego pracowałam, a weekendami się uczyłam, poznałam dużo ciekawych osób i wszystko było w porządku, czułam się szczęśliwa i zadowolona, udało mi się zdać pierwszy semestr i naprawdę marze o tym, by zostać kiedyś terapeutą. Jednak, od pewnego czasu dręczy mnie pewna myśl. Aktualnie mieszkam z rodzicami, na studia dojeżdżam, w tygodniu pracuje na produkcji i działam w ciągu dnia jak robot, to znaczy: praca, nauka, trening i tak końcu się mój dzień, z nikim się nie spotkam, nie mam przyjaciółki, ani chłopaka codziennie wstaje o 5 rano. Zastanawiam się, czy to wszystko ma sens, czuje, że będę żałować, że nie skorzystałam z młodości, pójść na studia dzienne, gdzie w ciągu tygodnia więcej dzieje się na uczelni, za które nie muszę płacić i wyprowadzić się do akademika. Chciałabym zakosztować trochę tego życia studenckiego, bo boję się, że już nigdy więcej nie będę miała takiej okazji. Myślałam i podjęciu drugiego kierunku np. anglistyki i połączyć go z psychologią, ale wtedy raczej z pracą byłoby ciężko. Bez pracy raczej słabo, bo muszę opłacić studia, a moi rodzice nie są w stanie wesprzeć mnie finansowo, gdy wiedzą, że sama pracuję i zarabiam. Moi rodzice też bardzo cenią sobie prace i myślę, że do końca odpowiadałoby im to gdybym z tej pracy całkowicie zrezygnowała. Uznają, że jest okej, dużo zarabiam, naukę mam w weekend. Jednak mnie pieniądze nie bardzo uszczęśliwiają, bardziej chciałabym się rozwijać i korzystać z życia, póki jestem młoda, bo boję się że za chwile będzie za późno. Nie wiem, co mam robić, czy rzucić psychologię, mimo że wiąże z nią przyszłość i pójść na studia dzienne z anglistyki (ale dopiero za rok, bo pewnie będę musiała poprawić maturę) i zostać na drugim roku psychologii i wtedy zdecydować. Czy zostać na psychologii i pracować? Nie mam pojęcia do kogo się zgłosić, strasznie mi ciężko, bywa, że przez natłok myśli, nie potrafię spać w nocy, obgryzam paznokcie albo rzucam się na jedzenie. Ciągle analizuje i wszystko traci dla mnie sens, czuje, że tyle razy mi nie wyszło, a ja próbuje i próbuje i nie poddaje się, a nigdy nie wychodzi tak jak w moich wyobrażeniach…
Miesiąc temu wyjechałam że granicę do pracy, za propozycją męża, który został w Polsce.
Miesiąc temu wyjechałam że granicę do pracy, za propozycją męża, który został w Polsce. Na początku było wszystko w porządku, później stwierdził, że nic mnie nie obchodzi, że myślę tylko o sobie, zaczął mnie obwiniać o to, że nie zaspokajam jego potrzeb małżeńskich. Powiedział mi to dopiero, jak wyjechałam. Cały czas sugerował, że lepiej będzie, jak poznam kogoś innego, kto mnie doceni, na zmianę robił mi wyrzuty i przepraszał. Parę dni temu dowiedziałam się, że spotyka się z inną, gdy pytam o to czy kogoś poznał, zawsze zaprzeczał. Nie wiem, co robić, jestem w rozsypce, od kilku dni nie mogę nic przełknąć, nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
Jestem w związku małżeńskim, ostatnio żona zobaczyła moje wiadomości z koleżanką
Witam, Jestem w związku małżeńskim, ostatnio żona zobaczyła moje wiadomości z koleżanką, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak głupie są to wiadomości, nie przykładałem wagi do nich. Nie wiem, być może traktowałem to jako zabawę, ale skrzywdziłem żonę, która chce się ze mną rozstać. Co mam zrobić?
Partner doświadczył śmierci samobójczej wujka. Boi się pokazać uczucia, otworzyć się, jest w złym stanie psychicznym.
Dzień dobry, mój chłopak niedawno doświadczył śmierci samobójczej najbliższej osoby. Jest w bardzo słaby stanie psychicznym. Oddala się od najbliższych osób. Zamknął się przed wszystkimi. Nie chce jakiejkolwiek pomocy. Wszystkie próby i zapewnienia, że przejdziemy przez to razem nie działają bo on mnie od razu odrzuca. Strach przed pokazaniem uczuć jest ogromny i nie umiem do niego trafić chociaż mimo jego usilnych starań odrzucenia mnie, nadal okazuje mu wsparcie co jest dla mnie również bardzo ciężkie, ale wiem, że nie mogę go zostawić w takiej chwili. Czy dobry pomysłem przekonania go do poszukania pomocy jest argumentacja, że powinien wyciągnąć lekcję z zachowania wujka i nie popełniać jego błędów, ponieważ są bardzo podobni charakterem- chcą wszystko zrobić sami i nie umieją prosić o pomoc. Argument, że dla niego jest jeszcze szansa, ponieważ wujek odrzucił i nie podzielił się z bliskimi swoim problemami, czego właśnie mój chłopak nie umie zaakceptować. Żeby nie powielał jego zachowania i znalazł siłę o walkę o siebie dla zmarłego. Boję się, że te argumenty zamiast pomóc jeszcze pogorszą jego stan- ale już nic nie działa.
Żona się ode mnie oddala, zależy jej na innym mężczyźnie. Nie mogę z nią porozmawiać, bo jest choleryczką. Przechodzę kryzys.
Moja żona zakochała się w koledze w pracy, dobrze zarabiającym naczelnikiem. Mamy 1 dziecko + żona ma jedno z poprzedniego małżeństwa. Ostatnio odkryłem, że upodabnia swój FB do tego faceta (wkleja podobne zdjęcia, artykuły, zajawki - to się nazywa lustro- Tzn. ma wytworzyć w nim poczucie, że widzi siebie, takie same zainteresowania itd.) Żona pracuje w hr, potrafi manipulować, wpływać na ludzi. Teraz poszła na psychologię i poszerza swój pakiet możliwości. Ostatnio dałem jej kwiaty, później słyszałem, że mówi do niego, że kwiaty są od osoby " z tego już nic nie będzie". Widzę, że ciągle nawet w nocy pisze z nim, zaczęła się stroić, dbać o siebie, dłużej siedzieć w pracy, ciągle pilnuje telefonu. Nie wiem co zrobić! Jest niezrównoważoną choleryczką i wiem, że jeżeli spróbuję z nią rozmawiać to wyrzuci mnie z mieszkania i będzie straszyć mnie zabraniem dziecka ( kiedyś mnie straszyła zabraniem dziecka i zniszczeniem alimentami). Nie wiem co mam robić, wariuje jak wiem, że się z nim widzi ( wraca do domu rozmarzona, nieobecna, a mnie nie zauważa) albo widzę, że z nim pisze. Robi się coraz bardziej chłodna w naszych relacjach, przestała być w stosunku do mnie czuła, o wszystko robi awantury, ciągle zabrania mi się dotykać, przytulić. Boje się stracić dziecko i nadal ją kocham. Nie wiem czy już mnie zdradziła fizycznie, ale widzę, że prze do związania się z nim na poważnie. W podobny sposób zakręciła mnie, kłamała mi, że jej poprzednie małżeństwo już nie istnieje. Po czasie wiem, że wykorzystała mnie do rozbicia swojego małżeństwa, a teraz robi to samo ze mną. Jest bardzo uważna i przebiegła, nie mogę zdobyć żadnych dowodów, a widzę, że intensyfikuje działania w zakresie zdobycia tego naczelnika. Jestem zrozpaczony i naprawdę nie wiem co mam zrobić. Nie mogę spać, jeść, schudłem 10 kilo, nie mogę skupić się na pracy, podejrzewam, że mam depresję, czuje się nikim... Pomóżcie, proszę.