Mieszkam z rodzicami, którzy są niedostępni emocjonalnie
Oliwcia

Michał Kłak
Oliwio,
Nie piszesz ile masz lat, ale zakładam, że jesteś albo jeszcze niepełnoletnia albo zamieszkujesz z rodzicami po osiągnięciu dojrzałości i w jakimś stopniu jesteś od nich jeszcze zależna.
Z tego, co opisujesz, doskwiera Ci niska samoocena, lęk w kontaktach społecznych w większej grupie ludzi bądź przed publicznością a także często pojawiające się samokrytyczne myśli na swój temat. Analizowanie zachowania innych ludzi w tym przypadku jest zrozumiałe - w końcu nie wiadomo, czy przypadkiem nie popełniłaś jakiegoś błędu, co na dłuższą metę jest za pewne bardzo męczące. Doświadczenie nadmiernej krytyki ze strony otoczenia i jego nieprzewidywalność na wczesnych etapach życia może powodować tego typu trudności i jak najbardziej można nad nimi pracować w ramach psychoterapii.
Jak wyglądałaby taka terapia? Na podstawie udzielonych przez Ciebie informacji - byłaby ukierunkowana zgodnie z tym, co chcesz osiągnąć - czyli większą otwartość i zwiększenie komfortu w kontaktach z innymi, obniżenie lęku w sytuacjach społecznych. W ramach terapii poznawczo-behawioralnej wiązałoby się to m.in. z pracą nad wewnętrznym krytykiem, zmianą/uelastycznianiem sposobu myślenia na swój temat (np. rozwijanie umiejętności dostrzegania pozytywnych aspektów siebie) oraz ćwiczeniami związanymi z ekspozycją na sytuacje społeczne i rozwijanie poczucia samodzielności i sprawczości. Ostatecznie - dużo zależy od zakładanych przez Ciebie efektów i wyznaczonych wspólnie z terapeutą celów.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za ew. podjęcie terapii!

Luiza Stańczyk
Każdy problem może nadawać się na psychoterapię :) schematy wyniesione z dzieciństwa i domu rodzinnego można rozpoznać, nazwać i modyfikować. Terapia to też świetne pole do pracy nad samooceną i wzmacnianiem swojego wnętrza.
Pozdrawiam!
Luiza Stańczyk

Patrycja Kaźmierska
Jak najbardziej zachęcam do decyzji zw. z rozpoczęciem psychoterapii. Wszystkie te kwestie, o których Pani pisze można omówić w gabinecie, by lepiej siebie zrozumieć, ale też inaczej na siebie spojrzeć. Życzliwość terapeuty, bezpieczna przestrzeń pozwoli doświadczyć innego rodzaju relacji z człowiekiem co zmniejszy lęk przed bliskością.

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Z dnia na dzień czuję coraz większy stres. Matka podjęła decyzję, by siostra z dwójką dzieci i mężem wprowadzili się do naszego małego mieszkania. Będą wręcz wszyscy na kupię bez chwili spokoju z tymi dzieciakami. Jej syn 4-letni potrafi mnie bić. Mam takie zdanie, ponieważ zabrano mi swój pokój, który miałam, nie mam własnego kąta, mało miejsca na swoje rzeczy. Mam wrażenie, że po ich wyprowadzce się odmieni na gorsze. Siostra i szwagier zaczną mnie ustawiać. Są oni, gdy są razem bardzo opryskliwi i chamscy. Matka jeszcze ich broni. Kolejną rzeczą, która mnie martwi jest to, że wszyscy będą zawsze przebywać w jednym pokoju, na głowie sobie, biegające krzyczące dzieci. Mimo, że mając swoje. Siostra jest bardzo nerwowa osoba, robi to już teraz, mam obawy ze będzie próbowała się na mnie wyzywać coraz częściej, rzucać głupie teksty, czuć się lepszą. Matka zawsze pokazywała, że z rodzeństwa to siostra jest jej priorytetem. Jak sobie z tym poradzić? By nie zniszczyli mnie? Tak naprawdę jakby 3 osoby teraz będą przeciwko mnie?
Dzień dobry, aktualnie nie mam pracy.
Uczę się niemieckiego od 2,5 roku. Pomyślałam, aby wyjechać do pracy Austria na 2 miesiące. Podszlifuje niemiecki oraz zarobie trochę kasy. Ale męczy mnie to, że muszę zostawić dzieci z tatą. Syn ma 17 lat mieszka w tygodniu w internacie, bo trenuje piłkę a córka 12 lat. Uczęszcza do szkoły podstawowej i dodatkowej muzycznej. Jest bardzo samodzielna. Obawiam się, ze mój wyjazd wpłynie na ich poczucie bezpieczeństwa i odbije się na nich w jakikolwiek sposób. Siostra mieszka obok -zawsze mogę na nią liczyć. Boję się o dzieci, żeby za jakiś czas nie miały do mnie żalu, że je zostawiłam na 2 miesiące. Jak ich uspokoić i czy to dobry pomysł?
Mam wstydliwy problem.
Nigdy nie chciałam mieć dzieci, nie żałuję i nie chcę.
Jako nastolatka myślałam schematem, że będę mieć, bo każda to przechodzi itd. Nigdy nikt mnie nie kochał i myślałam, że może kochający mąż rozwiąże problem.
Miałam przez jakiś czas kogoś, ale wiem już, że rodziłabym ze wmówionym "chce". Ogólnie brzydzę się porodu, słabo mi i mdli mnie na widok rozwarcia. Nie mogę słuchać o "jakbym przeżyciu" porodu i patrzeć na dziecko z pępowiną, na krew.
Wstyd powiedzieć ludziom, bo uznają mnie za antyczłowieka.
Ale ja nie mogę, naprawdę. Pracuje w zawodzie medycznym, mam styczność z krwią, nie brzydzę się różnych chorób.
Nawet bólu dużo miałam w swoim życiu, to i on mi tak bardzo nie straszny, chociaż uważam za pełną masakrę przy rozwarciu.
Co jest ze mną nie tak? Mam tak od dzieciństwa. Czasem słyszałam, jak mężczyźni bezdzietne nazywają, że to nie kobiety. Przykro mi wtedy. Widzę w swoich oczach położne jako 500 procentowe kobiety, a ja kim w takim razie jestem?
Nie żałuję samotności, a jednocześnie wiem, że najbardziej chciałabym mieć męża, którego nie mam. Jeden zostawił mnie, przez brak chęci do dzieci. Dlaczego nie dostałam takiego daru chcenia? Zaczęłam się zastanawiać, czy oziębłość do siebie moich rodziców albo przemoc w domu mogła spowodować takie obrzydzenie? Matka zawsze mówiła, że bardzo lubi dzieci (chociaż nie swoje). Nigdy nie widziałam chyba też przytulających się rodziców. A czułości innych mi obrzydzały bardzo długo.
Mam 30 lat.