Wstecz

Przez kłótnie, które wynikały z nadmiernego przywiązania partnera_ki do matki, zakończyliśmy związek. Ja kocham nadal, ale jest mi ciężko.

Niedawno zostałam porzucona po wieloletnim związku, ze wspólnym mieszkaniem. Mam potworne wyrzuty sumienia, bo uczucia drugiej osoby wygasły przez kłótnie, które prowokowałam (raz na kilka miesięcy). W naszym związku istniały problemy - matka osoby, z którą byłam, nie akceptowała naszego związku, nie miałam z nią kontaktu, czułam się wymazywana. Jednocześnie osoba, z którą byłam wspomagała matkę finansowo, szły na to co miesiąc spore sumy, duży był też nakład czasu poświęcany pomocy matce, co zaczęło negatywnie odbijać się na związku - czułam się główną odpowiedzialną osobą za prozę życia, dom. Do tego dochodziły spięcia związane z finansami, czasem na szukanie pracy, obowiązkami, spóźnianiem się itd, bo relacja z matką była bardzo absorbująca dla drugiej strony. Zaznaczę, że w naszym życiu często były imprezy, upijanie się raz na kilka miesięcy. I właśnie w takim stanie wybuchłam - krzyczałam, byłam złośliwa, krytykowałam i raniłam osobę, z którą byłam, mówiłam słowa, których nigdy bym na trzeźwo nie wypowiedziała - wtedy wychodziły ze mnie frustracje związane z całą sytuacją. Druga strona była bardzo wrażliwa, płakała, przeżywała to. Próbowałam z tym walczyć, ale nie wychodziło. W końcu stwierdziłam, że jedyną metodą będzie zupełne zaprzestanie picia. Ale druga strona nie chciała tego - po kłótniach na jakiś czas nie było alkoholowych wyjść, ale później zdarzało się, że sama namawiała mnie na alkohol. Bardzo kocham tę osobę. Bardzo cierpię, bo wiem, że to przez moje wybuchy zniszczyłam jej uczucia. Jest bardzo wrażliwa. Wiem, że nie mamy już szansy - prosiłam o nią, prosiłam o pójście na terapię, rozwiązanie problemu jej trudnej relacji z matką i mojego z wybuchami. Jednak druga strona nie kocha już - przez moje kłótnie. Poza kłótniami starałam się być dobrą partnerką - dbałam, byłam opiekuńcza, starałam się stworzyć ciepły dom. Czy jest możliwe żeby kłótnie były powodem całkowitego rozpadu uczuć drugiej strony? Ja kocham nadal, mimo że wyszły na jaw kłamstwa, również finansowe, że sytuacja rodzinna osoby, z którą byłam, była dla mnie niesamowicie trudna.

Celina

w zeszłym miesiącu
Agnieszka Wloka

Agnieszka Wloka

Pani Celino,

przede wszystkim “nigdy nie mów nigdy” - póki żyjecie, zawsze macie szansę.

Teraz jednak myślę, że jest czas dla Pani - po pierwsze na terapię związaną z alkoholem i Pani osobistym uwolnieniem się od alkoholu, dwa- Pani przemedytowaniem kwestii tego związku - co było w nim dobrego, do uratowania, do wskrzeszenia, a co przeciwnie, musiałoby zupełnie z niego zniknąć.

Warto dać sobie nieco czasu, warto zainwestować troszkę w siebie, pobyć na łonie natury, poodpoczywać, porobić rzeczy, na które dotąd nie było czasu i dać sobie samej odsapnąć od związku, który sporo energii z Pani wyszarpał.

Agnieszka Wloka

 

w zeszłym miesiącu
Joanna Łucka

Joanna Łucka

Dzień dobry, 

Pani Celino, przykro mi, że mimo zaangażowania, ważna dla Pani relacja zakończyła się. 

Pisze Pani o trudnościach w komunikacji, gdzie frustracje i niewygodne przemyślenia nie były omawiane na bieżąco, a wyrzucane w sytuacjach niesprzyjających konstruktywnej dyskusji - czyli m.in. pod wpływem alkoholu lub też w trakcie imprezy czy wieczornych wyjść. Forma zakomunikowania swoich odczuć poprzez krzyczenie, złośliwość czy krytykę, również będzie elementem uniemożliwiającym realne zmierzenie się z problemem i rozwiązanie go. 

Pyta Pani, czy to możliwe, żeby kłótnie były powodem całkowitego rozpadu uczuć drugiej strony - tu musimy pochylić się nad rozumieniem słowa kłótnia. Zapewne sam akt niezgody i wybuchu raz na kilka miesięcy (jak zaznacza Pani w wiadomości) nie doprowadza bezpośrednio do końca relacji, jeśli na ogół - pomiędzy tymi ekspresyjnymi dyskusjami - partnerzy prowadzą dialog i sygnalizują sobie swoje potrzeby, ale także swoje frustracje czy obserwacje dotyczące drugiej osoby. Jeśli kłótnie będziemy rozumieć jako moment wybuchu wulkanu, gdzie magma wrze przez kilka tygodni, do momentu ostatecznego “ulania się”, to konflikt tak naprawdę trwa nieustannie pod powierzchnią, czekając na swój moment erupcji. Klimat emocjonalny panujący wówczas w relacji, napięcie, przeczuwanie, że coś jest nie tak, to trudny do zniesienia element wspólnego funkcjonowania - mimo tych dobrych i miłych momentów, czy ogólnego poczucia bycia kochanym. Reasumując - to, co bardzo często niszczy relacje i doprowadza do ich zakończenia to brak codziennej komunikacji (szczególnie tych trudnych myśli i odczuć ) i regulowania swoich emocji na bieżąco. 

Opieka nad matką, czy też silna więź i przywiązanie mimo dorosłości to zagadnienie drażliwe, wymagające rozmów w odpowiednich warunkach i z odpowiednimi zasobami/siłami, by tak ważny temat podjąć. Rozumiem jednocześnie Pani frustracje wobec tej sytuacji - to niełatwe być w związku z osobą, która niejednokrotnie stawia rodzica ponad związek na różnych płaszczyznach - finansowych, emocjonalnych czy związanych z poświęcaniem czasu. 

Życzę Pani wszystkiego dobrego! 
Pozdrawiam serdecznie
Joanna Łucka 
psycholożka 

 

w zeszłym miesiącu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Zobacz podobne