Nie spędzam z mężem czasu, przez jego pracę od rana do wieczora.
Anonimowo

Katarzyna Waszak
Dzień dobry!
Praca w gospodarstwie niewątpliwie jest czasochłonna. Rozumiem jednak Pani rozterki, czy taki sposób funkcjonowania nie niszczy Waszej bliskości. Zachęcam do szczerej rozmowy z mężem, pinformowania go o potrzebach, pragnieniach, do wspólnego ustalenia, jaką macie wizję przyszłości. Być może uda się Państwu znaleźć jakieś rozwiązanie, aby przede wszystkim budować relację i czerpać z niej satysfakcję.
Pozdrawiam
Katarzyna Waszak

Justyna Czerniawska (Karkus)
Twoje uczucia i potrzeba spędzania czasu z mężem są zupełnie zrozumiałe. Jednak pracowanie w gospodarstwie rolnym, może być bardzo absorbujące i wymagające. Warto podjąć próbę zrozumienia perspektywy Twojego męża, ale jednocześnie ważne jest, abyście znaleźli równowagę i spełnili swoje potrzeby jako para. Myślę, że na początek warto zacząć od kilku podstawowych rzeczy:
1. Rozmowa: Porozmawiaj z mężem o swoich uczuciach i potrzebach. Spróbuj zrozumieć, dlaczego uważa, że musi poświęcać tyle czasu na pracę w gospodarstwie i remonty budowlane. Wyraź swoje pragnienie spędzania czasu razem i wyjaśnij, jak to jest dla ciebie ważne.
2. Planowanie czasu razem: Razem z mężem postarajcie się znaleźć rozwiązanie, które pozwoli wam spędzać czas razem. Może to oznaczać ustalenie konkretnego dnia w tygodniu na wspólne aktywności, weekendowe wycieczki lub wieczorne randki.
3. Pomoc w pracy na gospodarstwie: Jeśli to możliwe, zastanówcie się, czy możesz pomóc mężowi w pracy na gospodarstwie, abyście mogli spędzić więcej czasu razem. Być może nie musisz pomagać codziennie, ale od czasu do czasu mogłabyś go wesprzeć.
4. Zrozumienie priorytetów: Wspólnie ustalcie, jakie są priorytety w waszym życiu i związku. Czasami praca na gospodarstwie może być bardzo ważna, ale równie ważne jest, aby zrozumieć, że potrzebujecie również czasu na siebie.
Ważne jest, abyście jako para wspólnie pracowali nad rozwiązaniem tej sytuacji, szukali kompromisów i starali się spełnić wzajemne potrzeby.
Pozdrawiam serdecznie,
Justyna Karkus

Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz
Dzień dobry,
z tego co Pani pisze jest to trudna sytuacja dla Pani. Jak rozumiem próbowała Pani rozmawiać z mężem o tej sytuacji i jej odbiorze przez Panią. Na pewno proszę nie rezygnować ze swoich potrzeb i nie traktować ich jako mniej ważnych. Jak domyślałam się praca w gospodarstwie rolnym nie zna dni wolnych czy wakacji, więc może być trudno znaleźć wolny czas dla rodziny czy dla siebie. Oprócz tego mąż podjął się innych zadań. Nie wiem czy jest jakiś cel (w sensie np. zarobienie jakiejś większej sumy pieniędzy na budowę domu) tak dużego wysiłku, myślę, że też dobrze byłoby porozmawiać o tym z mężem, o Waszych wspólnych celach i wartościach-tym co dla Was jest najważniejsze w życiu.
Wszystkiego dobrego
pozdrawiam

Alicja Sadowska
Dzień dobry,
Z tego, co Pani pisze, widać, że praca w gospodarstwie wymaga bardzo dużo czasu i zaangażowania. Natomiast zrozumiałe są również Pani odczucia i naturalne jest, że odczuwa Pani brak obecności męża oraz wspólnie spędzanego czasu. Nie powinna Pani rezygnować ze swoich uczuć i odkładać je na drugi plan.
Fundamentem każdego związku zawsze jest komunikacja. Może warto byłoby porozmawiać szczerze z mężem o Pani odczuciach i potrzebach. Ważne jest, aby każda strona przedstawiła swoje rozterki i spróbowała zrozumieć drugą osobę. Może jednak uda się dojść do jakiegoś kompromisu i znaleźć chwilę czasu dla siebie. Może warto spróbować zaplanować ten czas, znaleźć rozwiązanie, jakiś konkretny dzień, godzinę?
Ważne jest, abyście Państwo jako para spróbowali znaleźć wspólnie dla siebie najlepsze rozwiązanie, aby każda strona miała zaspokojone swoje potrzeby.
Pozdrawiam i życzę powodzenia,
mgr Alicja Sadowska
Psycholog

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Czy mam prawo czuć się źle, czy przesadzam? Wydaje mi się, że mam generalnie dobre życie. Mam kochającą rodzinę, choć nie zawsze było nam łatwo. Zdarzało się, że musiałam składać się na rachunki czy zakupy (pomimo, że byłam dzieckiem), bo brakowało nam pieniędzy, ale teraz już wyszliśmy na prostą. Moi rodzice (osobno, bo wzięli rozwód, kiedy miałam 12 lat) nie znęcali się nade mną, ale nigdy nie wspierali mnie, kiedy miałam jakiś poważny kryzys psychiczny, kiedy byłam dzieckiem (a zdarzyło mi się mieć kilka), musiałam sobie radzić sama. Dodam jeszcze, że prawie nigdy nie miałam przyjaciół, ani żadnej innej rodziny, której mogłabym się zwierzyć, albo którą mogłaby mi pomóc. Teraz jestem kobietą wchodzącą w dorosłość, która mierzy się z różnymi problemami psychicznymi (wydaje mi się, że z OCD, depresją i alkoholizmem) i nie wiem, czy mam prawo w ogóle myśleć w takich kategoriach, że mam jakiś poważny problem i powinnam choć raz w życiu poprosić o pomoc czy trochę wyolbrzymiam i próbuje zrobić z siebie ofiarę, której nic strasznego się nie przydarzyło i powinnam wziąć się w garść?
Jestem już po 30. Mężczyzna. Od wieku licealnego towarzyszy mi silne poczucie bycia gorszym od innych. Myślę, że jest to rezultat kumulacji kilku traum: śmierci ojca, gdy byłem jeszcze małym, ale już świadomym chłopcem, traumy odrzucenia ze strony płci przeciwnej i ogólnej wrażliwości i słabej psychiki. Jestem wycofany, mam skłonności do izolacji i co najgorsze odpuszczam wyznaczanie sobie nowych celów, bo z góry zakładam, że na pewno mi się nie uda. To nie lenistwo, to czarnowidztwo i strach. W każdej nowej pracy jestem sparaliżowany stresem. Jak uwierzyć w siebie, na czym zbudować swoją osobowość? Nie czuję, że kiedykolwiek miałem jakikolwiek punkt zaczepienia, coś o czym wiedziałbym, że idzie mi dobrze.
Mam problem w domu, z moim tatą szczególnie.
Widzę nierówne traktowanie między mną a bratem.
Brata pyta się, czy gdzieś z nim nie pojedzie, jak po długim czasie przyszedł do kuchni, to powiedział do niego "czekaliśmy na ciebie", podnosi na mnie często głos i się na mnie frustruje. Ostatnio trochę dochodziło między nami do różnicy zdań i zauważyłam, że zaczął mnie już wgl ignorować.
Jak ja przychodzę do kuchni, to on ostatencyjnie wychodzi i jak ja wychodzę, to dopiero do tej kuchni wraca i z bratem moim rozmawiają godzinami, a ze mną ostatnio herbatę pil może rok temu, i to może max. 2 razy, nie więcej. Kiedy się pytałam, czemu tak robi, to powiedział, że tak jest dobrze (czy coś takiego), że tak powinno być? Że on rozmawia z moimi braćmi a ja z mamą. Później była taka sytuacja, że obok niego było wolne krzesło i ja obok niego usiadłam, to parę minut później się przesiadł koło mamy. Kiedy indziej znowu była podobna sytuacja, że kiedy obok mnie było wolne miejsce (tylko obok mnie) to przyniósł sobie krzesło z pokoju obok i usiadł na boku.
I np. była taka sytuacja jeszcze w sklepie, że nie chciał ze mną robić wspólnie zakupów. To wszystko mnie już psychicznie tak wykańcza, że nie daje sobie rady emocjonalnie i ciągle płacze o to, bo czuję, że moja mama też mnie ignoruje i też woli brata. Np.pyta go, czy pojadą tu, czy tam. Jak mieliśmy robić zakupy to powiedziała do taty " to ty zrobisz zakupy z K. a ja sama" . No i oczywiście tata powiedział, że on zrobi sam.. czuję się odrzucona w tym domu, niechciana. Było wiele, na prawdę wiele rozmów na ten temat. Widzieli moje łzy, ale one ich nie ruszają. I w końcu z tej złości i smutku zaczęłam na niego mówić po imieniu, czyli " Zbyszek". To była w domu jedna wielka awantura i afera i odwrócenie się do mnie, że jak ja tak mogę do własnego ojca mówić i jak ja się zachowuje.
Nie było żadnego zrozumienia moich uczuć i było odrzucenie mnie przez resztę rodziny. Czyli w sumie wychodzi na to, że on może mnie ignorować i mi to pokazywać, a ja mam biernie to znosić .. nie wiem, jak sobie z tym wszystkim radzić już, z tymi emocjami :( Problem w tym, że ja na nich za bardzo polegam, bo tak naprawdę mam tylko jedną koleżankę, z którą rozmawiam raz na miesiąc, ma dziecko i swoje życie już więc rozumiecie. Dlatego może tak się uwiesiłam tej rodziny.
Z narzeczonym będę mogła zamieszkać dopiero za około pół roku, bo obiecał bratu pokój. (Wtedy nawet nie myślałam o zamieszkaniu). Nie wiem, jak sobie radzić z tym przerażającym smutkiem i poczuciem osamotnienia?
Nigdy nie myślałem, że będę musiał zadawać takie pytania na forum, ale czuję się rozbity psychicznie i nie wiem, co dalej.
Poznałem kobietę w lutym 2021, w grudniu 2021 zamieszkaliśmy razem. Niestety okazało się, że flirtowała z byłym facetem i innym określanym jako przyjaciel. Po szczerej rozmowie zerwała z nimi kontakt – przynajmniej tak twierdziła.
W sierpniu 2024 wróciliśmy z wakacji i wszystko wydawało się w porządku, ale tydzień po powrocie zaczęła mnie obwiniać, że jestem dla niej zły i najgorszy, mimo że jeszcze chwilę wcześniej planowaliśmy wspólne wakacje kolejne itd. Po mojej wyprowadzce w ciągu 48 godzin odnowiła kontakt z jednym z mężczyzną, którego poznała 3 lata temu określając go mianem przyjaciela, pisząc i dzwoniąc do niego. Kiedy się dowiedziałem o tej sytuacji, skontaktowałem się z tym mężczyzną, pytając, czy wie, że ona ma partnera i 8-miesięczne dziecko. To ją bardzo zdenerwowało i zaczęła kontaktować się z nim z nowego numeru kupionego prepaid.
Spotkałem się z tym mężczyzną osobiście i dowiedziałem się, że on nie jest jej przyjacielem, tylko poznali się na portalu randkowym, kiedy miała zerwać z nim kontakt 3 lata temu, powiedziała mu, że wyjeżdża do USA do pracy. Od grudnia 2021 do 2022 roku pisała do niego e-maile, udając, że jest w USA, od marca 2022 do czerwca 2023 regularnie się spotykali na spacerach, kawa itd. sexu podobno nigdy nie było. Dodam tylko, że w kwietniu 2023 zaszła w ciążę, a on przekazał mi, że w tym czasie również się spotykali on nie mając pojęcia, że jest w związku ani że spodziewa się dziecka. Dostałem od niego zrzuty ekranu wiadomości, wszystkie smsy z 3 lat, w których namawiała go na spotkania, będąc już w ciąży. Facet był zdezorientowany, nie wiedział, że ma partnera, ani że spodziewa się dziecka. Gdy dowiedział się o tym ode mnie w sierpniu 2024, zakończył z nią kontakt.
Otrzymane zrzuty ekranu przekazałem jej, żeby zobaczyła, jak bardzo jest zakłamana, bo twierdziła, że nigdy nie miała z nim kontaktu od kiedy byliśmy razem. Ona jednak idzie w zaparte, twierdząc, że nigdy się z nim nie spotykała i że te SMS-y to nieprawda. Mówi, że jestem psychopatą, który wszystko wymyśla, mimo że wie, iż spotkałem się z nim, a zrzuty są z jego telefonu. W dodatku na tych zrzutach widnieje jej numer telefonu, o którym nawet nie wiedziałem, że go miała.
Pytanie brzmi: co mam dalej robić? Czy taki związek ma jeszcze sens? Z jednej strony ją kochałem - kocham, ale z drugiej wiem, że jest zakłamaną manipulantką i oszustką.
Jestem w długoletnim związku, niebawem stuknie nam 17 lat. Poznaliśmy się, gdy mieliśmy 21 lata i obłędnie w sobie zakochaliśmy. Dwa lata później byliśmy rodzicami.
Nie jesteśmy w związku małżeńskim. Jak to w relacji bywało różnie, ale nigdy tak źle, jak jest teraz.
W ostatnim czasie odczuwałam, że jest dobrze. Nie zauważyłam niczego niepokojącego. Podkreślę, że moja inteligencja emocjonalna jest rozwinięta. Nie mam trudności w interpretacji intencji, zachowań i emocji ludzi. Kilka miesięcy temu mój partner oznajmił, że jego uczucia się zmieniły i trwa to od dawna.
Nie jest to związane z inną kobietą. Jestem zagubiona, nic z tego nie rozumiem, czuję, że nic nie mogę zrobić. To nie jest ani rozstanie, ani bycie razem. Utknęłam i ciężko mi się oddycha, gdy tylko o tym myślę. Podkreślę, że rozmowy przychodzą nam bardzo trudno i niewiele wnoszą, bo mój partner nie wie co dalej, co czuje. Łatwizna tak nie wiedzieć. Ja w tym wszystkim czuję, jakbym kochała i nie kochała jednocześnie. Jakbym chciała i nie chciała być w związku jednocześnie. Czasami myślę, że gdy odszedł i wziął odpowiedzialność za brak wcześniejszej komunikacji o tym, że coś jest nie tak, a także za decyzję, że nie włoży pracy w prawdziwą pielęgnację relacji, byłoby mi lżej. Jestem bardzo zmęczona. Jakbym miała powiedzieć, jak się czuję, to czuję kompletną bezsilność. Nie mam wpływu na poprawę mojego stanu emocjonalnego. To bardzo zasmucające. Jestem na siebie zła, że uwierzyłam w to, co widziałam.
Jestem na siebie zła, że z wyrozumieniem trwam w tym, co jest teraz, choć mogłabym już wracać do siebie po stracie.
Im dalej tym mam mniej siły, wiary i chęci, by to ratować.