Left ArrowWstecz

Chcę pracować nad relacją z partnerem po burzliwej przeszłości, ale on nie daje mi odpowiedzi na to, co mogę zrobić lub czy idę w dobrym kierunku. Nie potrafi odbudować zaufania, mimo że się staram.

Mój partner, jak się okazuje, zmęczony moim podejściem i brakiem wyciągania wniosków i , jak twierdzi, dalszymi kłamstwami (bo bardzo dużo go kłamałam przez 13 lat związku) ma dość. Może od początku - zdradziłam go 7 lat temu, dowiedział się o tym dzień po ślubie w tamtym roku. Przy tej okazji przyznałam mu się też do kilkunastu pocałunków z obcymi mężczyznami. Zdradziłam go po tym, jak podniósł na mnie rękę, przepraszał i twierdził, że żałuje, ale ja chyba nie potrafiłam mu tego wybaczyć i zrobiłam najgorszą rzecz w życiu - zdradziłam. Później relacja - on próbował, naprawdę widziałam, że się stara, ale ja nie potrafiłam z nim rozmawiać, nie potrafiłam się otworzyć - miał plany marzenia, mieszkanie i wakacje ślub itd. Czułam przez tę sytuację, że mam niską samoocenę i nikomu się nie podobam i zaczęłam to sprawdzać niestety na imprezach, na które wychodziłam, ale nigdy do niczego więcej tam nie doszło. Przyznałam mu się do tego wszystkiego. Jego warunkiem próby uratowania czegokolwiek było przestać kłamać. Ok. Cały czas pytał o rozmiar mojego kochanka, nie chciałam o tym rozmawiać, ponieważ wydawało mi się to nieprzyzwoite, żeby go tym katować. Więc mówiłam uparcie, że nie pamiętam. Po pół roku znowu wrócił do tematu to mu powiedziałam, że był trochę większy i chce teraz rozwodu, bo go kłamałam. Przez kilka dni był dość nieprzyjemny i niegrzeczny, natomiast gdy powiedziałam, że takie zachowanie u niego mi nie odpowiada stwierdził, że w dupie to ma. Gdzieś się zagubiłam, nie biorąc pod uwagę, że swoim zachowaniem wobec niego, doczekam się, że będzie miał dość, ale nie, że aż w taki sposób... Za dużo widziałam "ale" (teraz wiem, że zdecydowana większość za często, a w dodatku bez potrzeby), nie patrząc, że sama wzorowa nie jestem. Mam albo może już i miałam czas na poprawę. Nie wiem, ile tego czasu tak naprawdę mi zostało, bo już się dzisiaj pakował. Dodał, że jak się nic nie zmieni, to się wyprowadzi i może wtedy zrozumiem i wyciągnę wnioski przy następnym związku. Ale..on mi nie powie, co i jak. Mam sama to ogarnąć, bo jestem dorosła, a nie 7-letnim dzieckiem. Na co dzień teraz jest dość obojętny, postawił na swoim i nie odpuści ot tak. Nie odzywa się, zablokował mój numer tel, udaje, że mnie nie ma a jak już się odezwie to atakuje, wyzywa od najgorszych. Dodał, że to nie on mnie zdradził, tylko ja i to ja teraz miałam pół roku, żeby coś zmienić a twierdzi, że nie zrobiłam nic. Gdzie rozmawiałam z nim szczerze o swoich uczuciach, pragnieniach. Nawet któregoś dnia się zapytałam czy idę w dobrym kierunku to powiedział, że no, za chwilę się zastanowił i powiedział, że albo nie wiem, bo nie chce zapeszać, po czym dwóch tygodniach taka akcja. Mam mętlik w głowie ogromny - odbierając jego obojętność dystansem i oddalaniem, wyjdzie, że nic nie robię, że mam to gdzieś, by się poprawić. W obecnej sytuacji, boję się bez jakiejkolwiek wskazówki, otuchy, obrzucę go całą tęczą i bardziej zniechęcę. Sam powiedział, że mam teraz zagwostkę, bo nie chodzi o to, że teraz jak się grunt zatrząsł, to będzie wszystko cacy na klaśnięcie. Mimo tego, nie wiem jak do tego wszystkiego podchodzić, nie chcialam go też przytłoczyć chociaż właśnie swoimi podjętymi działaniami pod wpływem emocji przy kłótni to zrobiłam i przestał się odzywać i zaczął traktować jak powietrze. Teraz po tym wszystkim, mimo że powiedziałam mu o wszystkim i przede wszystkim prawdę, on dalej twierdzi, że napewno jeszcze kłamie i ukrywam. Gdy np. w przeszłości mówił, że za mało go wspieram, pytałam, ale jak on oczekuje? Bo wygląda w takim razie, że nie umiem okazać wsparcia, tym bardziej tak jakby on naprawdę chciał, to może trzeba mi to wprost jak krowie na rowie, nauczyć, to kończyło się "wiesz, dorosła jestes". Taka sytuacja mogła sie powtórzyć. Po czym teraz zbieram żniwa... To przykładowa płaszczyzna. Mocno się pogubiłam. Zależy mi na nim, jest dla mnie ważny. Dziękuję mu za szansę, raczej próbę szansy, zamiast od razu mnie pogonić. Aczkolwiek nadal nie potrafię podchodzić do tego roztropnie i z chłodną głową, czym bardziej się zapętlam. Wcześniej gubiłam i zapętlałam się w sieci kłamstw a teraz w bezradności. Dodam, że mamy dwójkę dzieci 7 lat i 1 rok.
Katarzyna Rosenbajger

Katarzyna Rosenbajger

Witam, 

Z pani listu wynika, że bardzo dużo spraw mają państwo do przepracowania jako para, ale także jako osoby indiwidualne. Bardzo dużo się wydarzyło w państwa związku takich jak  przemoc fizyczna partnera, czy pani zdrada. Chciałam tutaj nadmienić, że przemoc fizyczna nigdy nie jest sytuacją, którą możemy wytłumaczyć czy się na nią godzić. Jeżeli przemoc  wydarzyła się raz, to prawdopodobnie wydarzy się znowu, tylko nie wiemy kiedy. 

Pani też powinna przepracować zdradę oraz poszukać jej przyczyny. 

W tej ciężkiej dla państwa sytuacji, proszę nie zapominać, że najważniejsze są tutaj dzieci oraz ich spokój i stabilność. 

Proszę pomśleć o terapii dla par lub osobnej dla każdego z państwa. 


K Rosenbajger

Psycholog

1 rok temu
Katarzyna Waszak

Katarzyna Waszak

Dzień dobry!

Zachęcam do skorzystania z psychoterapii par i przepracowania problemu zdrady, ale także przemocy w Państwa związku - fizycznej i psychicznej, nieodzywanie się to także przemoc. Za relacje w związku odpowiadają wspólnie małżonkowie. To, że doszło do zdrady, też z czegoś wynika, czegoś brakowało w małżeństwie. 

Ważne byłoby także, aby Pani popracowała nad swoją samooceną, odkryła swoją wartość, aby nie musiała szukać jej potwierdzenia na zewnątrz. Pojawia się także problem zadbania o granice swoje oraz drugiego człowieka. Czy zna Pani swoje potrzeby, pragnienia, troszczy się o siebie? Zachęcam do szczerej rozmowy z małżonkiem na temat Waszych pragnień i potrzeb. W jaki spsób wyobrażacie sobie wspólną przyszłość? Powodzenia

Katarzyna Waszak

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Okłamałem partnerkę, ona chce zakończyć związek.
Witam, mam kryzys w związku a chodzi o to, że okłamałem partnerkę - a chodzi o to, że przypadkiem wcisnąłem w aplikacji fryzjerkę, zamiast fryzjera i powiedziałem jej, że strzygł mnie fryzjer, a strzygła mnie fryzjerka, nie wiem dlaczego tak powiedziałem, bałem się reakcji, mogłem odrazu powiedzieć, że się pomyliłem, a teraz wyszło i jest zawiedziona, że ją okłamałem i chce zakończyć związek 😞co mam robić, już nie mam pojęcia - ona mówi, że już mi nie wierzy w żadne słowo, a nigdy jej nie okłamałem. Jesteśmy już trochę razem, mieszkamy wspólnie od roku.
Flirt z dawnym kolegą a małżeństwo - jak radzić sobie z emocjami i wspomnieniami sprzed lat?

Dzień dobry, Mam problem, 11 lat temu poznałam mojego kolegę na obozie. Była dyskoteka, tańczył ze mną, mówił mi czułe słówka, jaka jestem piękna i seksowna. Po obozie nasz kontakt się urwał. Ale odnowił się na nowo, rozmawiam z tym kolega, pisze z nim, ale wspomnienia z nim wróciły z podwójną siłą, nie kontroluje tego. Najgorsze jest to, że ja jestem mężatką, a pisze do mojego kolegi wiersze miłosne, smsy i nie kontroluje już tego, to jest silniejsze ode mnie po prostu. Po prostu chyba wtedy 11 lat temu na obozie nasz taniec i to, co do mnie mój kolega wtedy mówił, dało mi dużo siły i wiarę w to, że jestem inną kobietą. 

Dlatego proszę o poradę co mam zrobić z tą sytuacją, czy to normalne, że mam męża, a flirtuje z moim kolegą.

Kilka lat temu odkryłam, że moj partner korzysta z portali dla dorosłych i masturbuje się do filmów pornograficznych. Nigdy (7 lat związku) nie miał ze mną orgazmu. Obecnie zapewnia, że tego nie robi. Kocham go, ale moja samoocena w sprawach łóżkowych spadła do zera i teraz nie mam ochoty na seks, mam niechęć, bo wiem, że i tak nie jestem w tym wystarczająco dobra. Czasami dochodzi do zbliżenia, ale zawsze wywoluje to u mnie smutek. Mam nawracające epizody depresyjne i zespół lęku uogolnionego. Mam 38 lat. Boję się, że brak seksu jest niezdrowy dla mojego partnera, zaczęłam nawet namawiać go na skok w bok.
U kogo znaleźć pomoc po przykrym rozstaniu, które zjada mnie od środka?
Dzień dobry, dwa lata temu mój związek nagle się zakończył, na dodatek przez wiadomość tekstową. Byliśmy razem 3 lata, nic nie wskazywało, że tak to się skończy, snuliśmy wspólne plany na przyszłość, od tamtej pory czuję, jakby coś we mnie umarło, nie mogę pozbyć się uczucia do osoby, która mnie nie chce, nie ma dnia, w którym bym o tym nie myślał. Oczywiście uszanowałem jej decyzje i od tamtej pory nie mamy kontaktu. Mimo że minęło tyle czasu dalej mnie to męczy, wręcz zjada od środka. Chwilę po tym wszystkim udałem się do psychiatry, przepisał mi coś na bazie prozaku, następnie wyjechałem za granicę do pracy, można powiedzieć, że uciekłem od tego. Zająłem się pracą i sportem, ale na dłuższą metę to nie pomaga. Zawsze jak wracam do Polski to wszystko wraca. Zdałem sobie sprawę ze potrzebuje pomocy, stąd moje pytanie, do kogo powinienem się udać?
Wstydzę się za swoje myśli, które kompletnie się zmieniają w trakcie miesiączki.
Jestem z partnerem 7 lat, mało się kłócimy, spędzamy sporo czasu ze sobą, jest okay, mieszkamy razem, jesteśmy życzliwymi ludźmi, czuję, że partner mnie wspiera, jest przy mnie zawsze, gdy potrzebuje. 3 lata temu przez rok przyjmowałam leki na depresję, na co dzień jestem osobą bardzo wrażliwą i lękliwą, brak mi pewności siebie. Mam taki problem, że w tym tygodniu podczas miesiączki mój mózg stwierdził, że nie kocha już partnera, że chce być z kimś innym. Miałam też jeden sen, w którym filtrowalam ze swoim dawnym kolegą, z którym nie miałam nawet jakis bliskich relacji, po prostu znajomy. Aktualnie boje się, że mój związek się rozpadnie, jestem płaczliwa, płakałam chłopakowi, że doprowadzę do tego, że nie będziemy razem, że czuję jakbym zrobiła coś bardzo złego. Płaczę z powodu wyrzutów sumienia, jakbym nas zawiodła. Nigdy nie zdradziłam partnera, nigdy nie szukałam nikogo na boku, mój partner też nie robi takich rzeczy, ogólnie mam mało znajomych, ponieważ jestem introwertyczką, więc w sumie to nawet nie miałabym z kim zdradzać. Nie wiem co zrobić z takimi myślami. Pół roku temu miałam pierwszy raz podobną sytuację, tylko że przed miesiączką tak było, po miesiączce minęły takie mysli, ale od tamtego czasu już nie uważam, że mój parter jest taki słodki, nie rozczula mnie tak jak jeszcze pół roku temu. Zawsze czułam, że "to mój słodki chłopak", chciałam go tulić do siebie, bo mnie tak rozczulał A teraz czuję jakbyśmy byli po prostu znajomymi, jesteśmy dla siebie mili i to tyle. Chwilę przed tym pierwszym razem, gdy miałam takie myśli w głowie, to w pracy pojawił się jeden chłopak, z którym miałam bardzo miły kontakt, kontakt tylko online na chacie, bo nie poznałam go osobiście, on to był taki bajerant, pisał bardzo emocjonalnie to co kobieta chciałaby usłyszeć, nic do niego nie czułam, czasem gdzieś pojawiał się w myślach, i trochę czekałam aż do mnie napisze. Myślę, że on mógł mieć wpływ na to, że mój mózg zaczął coś wymyślać. Jak minęła miesiączka to nie myślałam już o tym chłopaku, ale jakiś lęk został. Ze strony chłopaka nic się nie zmieniło, wspiera mnie, wie o wszysktim, ale uważa, że to tylko chwilowe wahania nastroju, że między nami nic się nie zmieniło, że możemy żyć dalej. A ja nie wiem już co o tym wszystkim myśleć, to okropny stan, stan, w którym mam wyrzuty sumienia okropne, jakbym faktycznie zdradziła partnera, a ja naprawdę do niczego takiego nawet nie dążyłam. Proszę o podpowiedź co mogę z tym zrobić, czy to wgl jest normalne :( Wiem, że to minie, będzie lepiej, wrócimy do normalności, ale ta normalność już nie jest taka słodka jak kiedyś, chciałabym żeby znów mnie rozczulał Bo nadal chce z nim być, jest wspaniały Nie wiem co się dzieje w mojej głowie...
Czy można ułożyć życie z kimś na nowo, jeśli wcześniej było dużo kłamstw
Czy można ułożyć życie z kimś na nowo, jeśli wcześniej było dużo kłamstw, ale poprzez jedną kulminacyjną sytuację, w której wyszły te wszystkie kłamstwa, życie na dwa fronty, on jednak postanowił, że życie ze mną jest tym, czego on chce? Czy można wierzyć takiej osobie? Teraz robi naprawdę wszystko, żeby to poukładać i żeby między nami było dobrze. Zależy mu też na opinii mojej rodziny, która go nie cierpi za to, co mi zrobił. Tylko czy jest możliwe wybaczyć komuś takiemu? Mówi się, że ludzie się nie zmieniają. A jednak może bywa tak, że bez odpowiednich osób takie osoby nie umieją normalnie żyć. Teraz wyglada na to, że on chce żyć normalnie. Ze mną. Wierzyć?
Nie chcę już związku na odległość. Partner nie wychodzi z żadną inicjatywą.

Witam. Mam 27 lat, a mój partner 33 lata. Jesteśmy razem 10 msc w związku na odległość (70km). Widujemy sie zazwyczaj na weekendy. Wiem, że mu na mnie zależy, widzę to w jego czynach i zachowaniu, gdy sie widzimy. Nie jest wylewnym człowiekiem, jeśli chodzi o wyznawanie uczuć, obnażające szczere rozmowy. 

Coraz częściej zaczyna mi to doskwierać- dzieląca nas odległość. 

Przed tym partnerem byłam w związku, gdzie ponad 4 lata mieszkałam z mężczyzną. Mój obecny partner nigdy nie mieszkał ze swoimi byłymi, mimo że były to związki kilkuletnie. 

Męczy mnie już widywanie się tylko na weekendy, brak drugiej osoby w szarej codzienności, chciałabym budować coś naprawdę głębokiego, planować wspólną przyszłość, dzieci, ślub. 

Nie wiem co mam zrobić, bo nie wychodzi z żadną inicjatywą, a nie chcę należeć do tych męczących kobiet, co wymuszają coś na facecie. Chciałabym, żeby to przyszło naturalnie. Nie jesteśmy już dziećmi, tylko dorosłymi ludźmi. Nie wiem, co mam zrobić, mam ochotę to zakończyć.

Mój chłopak ma lęki odnośnie tego, co go omija, gdy jest w pracy.
Dzień dobry. Mieszkam aktualnie z moim chłopakiem i jego przyjacielem. Mój chłopak jako jedyny z nas aktualnie pracuje i ma znaczące innej wolnego czasu od nas. W związku z tym ma on lęki odnośnie tego, co go omija, gdy jest w pracy. Źle się czuje z tym, gdy mu opowiadamy, o czym rozmawialiśmy. A ostatnio na mikołajki przygodiwala duży prezent dla chłopaka a dla współlokatora kupiła mikołaja z czekolady, gdy chłopak się dowiedział zdenerwował się na to, mimo że wie, że nie zrobiłam nic złego, to wybuchł, bo to dla niego dziwne. Twierdzi, że nie jest zazdrosny, ale wydaje mi się, że źle się z tym czuje, że mamy więcej wolnego czasu niż on i czasem spędzany go razem, bo razem mieszkamy. Nie wiem, jak mogłabym mu pomóc, bo on wie, że nie robimy nic złego tylko nie może pozbyć się myśli, że coś go omija. Z góry dziękuję za odpowiedź.
Toksyczne, przemocowe małżeństwo. Nie potrafię się z niego uwolnić.

Od 20 lat jestem w związku małżeńskim. Mój problem to mój mąż, który jest bardzo agresywny słownie. Nigdy nie wiem w jakim humorze wstanie, zazwyczaj jak tylko usłyszę z rana, że trzaska drzwiami albo czymś rzuca, to już wiem, że będzie awantura i zazwyczaj jest to awantura za coś, co wydarzyło się np. 6 miesięcy wcześniej. Wyzwiska typu *przekleństwa*, aż mi wstyd to pisać. Zastraszanie za każdym jednym razem mnie i dzieci, gdzie nie pójdzie do pracy, to go wywalają. W tym roku właśnie został wyrzucony z ósmej pracy, tymczasem ja pracuje jak wół, żeby na wszystko starczyło. Po całej awanturze jednostronnej, bo ja się nauczyłam nie reagować, bo jeszcze gorzej wtedy jest, oczekuje, że padnę mu w ramiona, a jak tego nie zrobię, to zaczyna się na nowo. Wyzwiska, rzucanie przedmiotami. O naszych dzieciach zawsze mówi te "downy". Ręce opadają normalnie. Odchodził już 4 razy i zawsze wracał z płaczem, że to ostani raz. Mój syn ma już 18 lat i ostatnio próbował mnie bronić to się ojciec do niego do bójki rzucił, a zapytał tylko 'czemu cały czas wyzywasz mamę, ona przez ciebie płacze'. Wiem, że jestem w toksycznym związku, ale nie potrafię się z niego uwolnić.

Witam, chciałbym prosić o diagnoęe, wiadomo, niedokładną w sprawie moich zachowań.
Witam, chciałbym prosić o diagnoęe, wiadomo, niedokładną w sprawie moich zachowań... Mam straszne wahania nastrojów, bardzo łatwo mnie wyprowadzić z równowagi i ciężko mnie uspokoić chyba, że szybko uda się rozwiązać powód, przez który się zdenerwowałem, potrafię szukać jednej rzeczy w domu i zaczynam się denerwować, na tyle okropnie, że domownicy niestety muszą przyjąć ode mnie niemiłe słowa w krzyku, jak się uspokoję, żałuję całej kłótni lub mojego ataku rozwalania rzeczy i często po kłótni od razu przepraszam, potrafię z dobrego humoru przejść nagle w smutek, w kłótni z mojego powodu potrafię wykrzyczeć się lub coś powiedzieć i zaraz po tym przepraszać lub zachowywać się, jakby nic się nie stało... Kolejną rzeczą męczącą w moim zachowaniu jest ciągłe wymyślanie, że dziewczyna mnie zdradza, oszukuje, chce mnie zostawić, każda rozmowa z nią wygląda tak, że jej wypomnę coś albo jak o kimś wspomni, to od razu myślę, że mnie z nim zdradzi, ciągła nieufność i spisek, częste kłótnie przeze mnie, bo wypominam ciągle jakieś rzeczy. Moja dziewczyna ma już mnie dość a bardzo się boję, że mnie zostawi i robię wszystko tylko, żeby mnie nie zostawiła, bo tylko przy niej czuję, że mnie rozumie. Najgorsze, co może być z tego wszystkiego, to jak zobaczę osobę jakąś, która mi kiedykolwiek groziła czy wydaje mi się, że może mi coś zrobić taka osoba, zaczynam panikować i dziwne zachowanie prowadzi do czynności jak: namawianie znajomych, żeby szybko opuścić teren, ogromne nerwy, jąkanie się, pocenie, trzęsienie się ogromne, przerażenie lub agresja słowna wobec osób mi towarzyszących, aby uciec z tego miejsca. Do psychologa się trochę boję zapisać i do tego czeka się długo, żeby się dostać na nfz a jestem osobą młodą i nie mam pieniędzy na prywatnego psychologa. Proszę, po prostu, jakoś napisać mi chociaż przypuszczenie, co mogę mieć z głową :((
17-latka w toksycznej relacji z koleżanką - manipulacja, przemoc, brak zgody

Cześć, mam 17 lat i byłam w toksycznej relacji z "koleżanką" (nazwijmy ją Ania) – znamy się od 1 klasy technikum (2022). Mieliśmy dosyć skomplikowaną relację, trochę koleżeńską, a jednak "kręciliśmy". Chciałabym zaznaczyć, że praktycznie nigdy nie rozmawiałyśmy, tylko pisałyśmy, a jesteśmy w jednej klasie. Problem w tym, że przez całą znajomość ona wielokrotnie zostawiała mnie dla innych, przekraczała moje granice, dotykała bez mojej świadomej zgody, biła, drapała do krwi, wymuszała na mnie nagie zdjęcia, czułam się manipulowana. Gdy prosiła mnie o zdjęcie, a ja odmawiałam, stawała się chłodna i pisała coś w stylu: "Tak powinna wyglądać miłość, skoro mnie kochasz", "Kochaś mnie? To dlaczego nie możesz zrobić tego, o co proszę?", "Okej, widzę, że po prostu nie czujesz się komfortowo przy mnie" itp. W tej samej konwersacji potem przepraszała, mówiąc, że pewnie mi przykro przez nią, a gdy ja stawałam się zdystansowana i zraniona, ona znowu zaczynała. Zazwyczaj było tak, że gdy byłam mega miła, ona była wredna, a gdy stawałam się zdystansowana, to ona "udawała" jakąś zranioną, nie wiem dokładnie. Były też sytuacje w szkole, gdzie dotykała mnie po udach i w innych miejscach. Niby nie mówiłam jej, że mam coś przeciwko, ale czułam się źle. Dziś odczuwam obrzydzenie i nawet gdy dotknie mnie moja dziewczyna, przypomina mi się tylko to i czuję jej ręce na sobie i ten wzrok. W klasie, przy wszystkich, biła mnie nagle i śmiała się, drapała mnie po całej twarzy do krwi – do tej pory mam blizny, czułam się jak popychadło. Wcześniej spędziliśmy dużo czasu razem, wszyscy – ja, moja była przyjaciółka i moja dziewczyna – wraz z tą "koleżanką". Wiem, że podobałam się jej od pierwszej klasy. Moja przyjaciółka też była dość toksyczna, np. chwaliła się swoimi ranami, ale w taki sposób, że dawała mi rękę przed twarzą i pokazywała je, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć, itp. Ale nie o niej chcę dziś rozmawiać. Razem z tą przyjaciółką nie raz zostawiły mnie dla innych osób. Ta koleżanka, "Ania", zawsze była do mnie niemiła, ale gdy potrzebowała pomocy, pisałam jej długie rozprawki, byle tylko było jej lepiej. Jednak, gdy to robiłam, pisała nagle o jakimś jej znajomym za każdym razem, albo mówiła, że ona wie, jak to jest, bo to przeżyła tyle razy, gdy mówiłam jej, jak się czuję. Ja sama przyznaję, że popełniłam masę błędów, do których się przyznaję – wiem, że byłam okropna, sama robiłam złe i niewybaczalne rzeczy, ale sama nie wiem, czy to przez to, jak mnie traktowała, czy co. Nie chcę się tłumaczyć, bo i tak nie ma to znaczenia. Staram się ograniczać z nią kontakt. Od początku 3 klasy (września) stałam się dość wredna, niemiła i zlękniona, bo wtedy też zostawiła mnie moja przyjaciółka. Od 30 kwietnia ją zablokowałam, jednak wczoraj pisała do mojej dziewczyny, że mam oddać jej jakieś 150 zł. Napisałam do niej, że nie jestem zadowolona, bo odkąd z nią nie piszę, czuję się spokojniej. Ciągle piszemy, kłócąc się, gdy mówię, co mi zrobiła (np. o tym dotykaniu), wypiera się, że niby się zgadzałam, i że nigdy by tego nie zrobiła, bo ona wie, jak to jest. Ciągle zrzuca winę na mnie, ciągle mówi, że ja jestem najgorsza. Czasem już wątpię w to, co wierzę – czy ja sobie to wymyślam? Nie wiem. Czuję, że znowu mną manipuluje. Mówi, że mam ją przepraszać, mówi, że obie byłyśmy nieletnie, więc to nie jest molestowanie, tłumaczy, że gdybym jej nic nie zrobiła, to nie musiałaby iść do psychologa itp. Mówiła nie raz, że stawia mnie ponad siebie, ale nigdy tego nie czułam. Ciągle wypiera, że mnie nie dotykała w ten sposób bez zgody, że nie zrobiłaby tego osobie, którą kocha. Nie raz, gdy byłam smutna, nie było mojej dziewczyny, to nagle dała mi buziaka albo coś, przytulała mnie, a w innych sytuacjach, gdy byłam na lekcji, po prostu odsuwała moje spodenki, dotykała ręką i pod koszulką. Pamiętam, że nie raz odsuwałam jej rękę, ale ona mówi, że tak nie było, więc nie wiem już, w co wierzyć. Nie potrafię przestać z nią pisać, bo wkurza mnie to, że dalej nie wie, że robiła źle. Wkurza mnie to bardzo, że wczoraj pierwszy raz od roku popłakałam się z jej powodu. Naprawdę mam dużo do dodania, ale wiem, że to już dużo pisania. Chciałabym, żeby ktoś ocenił tę sytuację, bo ja sama nie wiem, czy to ja sobie to wymyślam, czy przesadzam – sama już nie wiem.

Przełamałem się jako facet - potrzebuję pomocy. Nie potrafię odpuścić z głowy ex partnerki sprzed 12 lat.

Dzień dobry. Ciężko się przełamać do uzewnętrznienia i przyznania że "chyba potrzebuję pomocy". 

Mam narzeczoną, jesteśmy razem 10lat. W roku 2023 - powiedzmy około wakacji - trochę przypadkiem nawiązałem kontakt ze swoją ex. Często i tak o niej myślałem, raczej na zasadzie co u niej, bez psychozy stania pod oknem. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego po 10 latach mój mózg nie potrafi odpuścić. Oczywiście każdy się zmienia, moja obecna partnerka jest dla mnie ważna w wielu aspektach, lecz nadal nie potrafię zapomnieć tego uczucia, które miałem (około) 12 lat temu. Coś czego nie potrafię opisać. Każdy ma wady, ale jej choćby nie wiem jakie były to ich nie dostrzegam. Dosłownie prowadzi teraz życie "rozrywkowe", dosłowna latawica kokota (darmowa) zwał jak zwał. Prowadzi tryb życia, przez który powinno mi się przewracać w żołądku, że z tak wspaniałej dziewczyny wydoroślała i wylądowała z takim trybem życia.. A jednak potrafię pić w nocy patrząc na jej zdjęcie. 

Mieszkamy w jednym mieście, rzadko się widujemy. Kilkukrotnie spotkaliśmy się "ot tak" na kawę, pogadaliśmy, nic wielkiego (oczywiście bez żadnych tajemnic z obecną partnerką). A ja chodzę i się zagryzam, o co mi chodzi. Wiele lat widziałem, że ma męża, układa sobie życie, no "good for you", nagle się okazało, że jedna wielka bujda, bo rozwód blabla i zgłupiałem jeszcze bardziej. Aktualną partnerkę poznałem "powiedzmy", kilka miesięcy po rozstaniu z "ex", gdzie na jakiejś po prostu domówce zacząłem się coraz mocniej wychylać przez balkon na 3 czy tam 4 piętrze - typowe lekkie upicie na smutno, ale złapała mnie mentalnie i nie puściła w dół. Miałem w życiu trzy partnerki, w sumie to dwa związki, jestem po trzydziestce. 

Tamten związek był szczeniacką miłością, a ja nie potrafię go w sobie przepracować. Pomysły na zasadzie "zajmij się czymś" próbowałem, ale nachodzi ten dzień, gdzie oczy się robią mokre, bo widzę jej zdjęcie i nie potrafię tego zrozumieć. 

Dziewczyna miewa trudne chwile, potem "leci w tango", staram się ją wspierać do granic moralności mojego kręgosłupa, ale robię minę do złej gry dusząc się w sobie. Odbiera mi to energię coraz częściej. Często jestem "sam" przez wyjazdową pracę aktualnej partnerki, często mam głupie myśli o bezsensowności życia "bez niej" (tylko dlaczego ex, a nie aktualnej). Coraz częściej życie biorę przez pryzmat dziewczyny sprzed 12 lat, robiąc prawo jazdy na motocykl - myślę, że może zgodzi się ze mną pojeździć, robiąc prawo jazdy na ciężarówkę - myślałem, że może pojedziemy razem w trasę, kupując płaszcz myślę czy jej by się podobał itd. itd.. 

Nie potrafię przejechać obok ulicy, na której mieszka bez popatrzenia w kierunku jej domu, pomimo tylu lat robię to cały czas. O co może chodzić mojemu mózgowi? Czy są jakieś tajniki wypierania kogoś? Wiadomo, dla faceta w małym mieście to trochę wstydliwe "pójść na terapię", wpisałem w internecie "pod wpływem" wczoraj w nocy, no i znalazłem tą stronę - dzisiaj po wyspaniu postanowiłem, że napisze, bo coraz częściej w głowie mi dudni, że nie potrafię tak dłużej. Jeśli chodzi o aspekt finansowy - nie widzę problemu.

Jak poradzić sobie z toksyczną relacją i emocjonalnym uzależnieniem po rozstaniu?
Kilka miesięcy temu zostawił mnie partner, z którym byłam 7 lat. Poznał inną kobietę. Bardzo źle zniosłam rozstanie, myślałam nawet o samobójstwie. 2 miesiące temu poznałam o kilkanaście lat starszego ode mnie mężczyznę, w którym od razu się zakochałam. Nie przeszkadzało mi, że jest po rozwodzie, ma problem z alkoholem, hazardem, że ma ogromne długi i jest niestabilny emocjonalnie. Pożyczyłam mu kilka tysięcy zł ze swoich oszczędności, mimo że sama nie mam stałej pracy. Kilka dni temu prawdopodobnie trafił do aresztu i od tego czasu nie mam z nim kontaktu. Nie ma chwili żebym o nim nie myślała. Nie mogę spać, nie mogę jeść, cały czas się o niego martwię. Zdaję sobie sprawę, że to chory człowiek i prawdopodobnie pójdzie na kilka lat do więzienia, ale nie mogę wyzbyć się tego uczucia do niego. Możliwe, że był ze mną tylko dla pieniędzy, że mnie oszukał i zmanipulował. Jak sobie pomóc?
Problemy rodzinne i presja a przygotowania do egzaminów i relacja z chłopakiem

Witam,
mam w tym roku 20 lat i studiuję zaocznie w Poznaniu. Jestem przed ostatnimi egzaminami w tym roku, ale martwię się, czy zdam przez moją sytuację w domu. Moi rodzice cały czas się kłócą z różnych powodów – zazwyczaj o pieniądze. Mój ojciec jest byłym alkoholikiem (ma niebieską kartę, więc nie pije) i przez jego problem zawsze była u nas bieda. Moja mama nie radzi sobie finansowo i nie ma na nic pieniędzy, a mój ojciec twierdzi, że ma ona inne konta bankowe albo że ma „miliony” na koncie i go oszukuje.

Mama próbuje nakłonić ojca do dzielenia się wypłatami, ale on zawsze swoje. Przepieprza na wszystko pieniądze. W maju miał ponad 4000 zł wypłaty, a po kilku dniach zostało tylko 600 zł. Nie daję sobie rady psychicznie i dlatego coraz częściej uciekam do chłopaka, który mieszka kawałek ode mnie. Czuję się u niego lepiej i się nie stresuję, ale mojej matce to przeszkadza. Za każdym razem, jak chcę do niego jechać, to robi awanturę i mnie wyzywa, że mam sobie robotę znaleźć (chociaż mówiłam jej, że po egzaminach znajdę sobie pracę).

W zeszłym tygodniu wróciłam od niego i zamiast przyjechać w poniedziałek, to byłam we wtorek rano. Mama popłakała się i mnie o to wyzywała, jak za każdym razem. Dzisiaj rodzice się strasznie pokłócili i oboje wywierają na mnie presję, żebym stanęła po którejś ze stron. Rodzice grożą, że każdy będzie żyć za swoje, bo nie potrafią się dogadać. Jest to dla mnie nie do wytrzymania i myślę nad ucieczką do chłopaka, chociaż na kilka dni albo na dwa tygodnie, żeby uczyć się w spokoju do egzaminów, bo wątpię, że u siebie znajdę takowy. Jednak wiem, że jak pojadę, to moja mama mnie spakuje i każe się wyprowadzić do chłopaka.

Czy mam jechać i nie patrzeć na rodziców?

Wyznałam uczucia chłopakowi, jednak zostałam odrzucona. Nie wiem jak sobie z tym poradzić?
Podoba mi się pewien chłopak już dość długo... Wyznałam mu to, ale niestety zostałam odrzucona. W odpowiedzi usłyszałam, że jemu ciężko jest w ogóle czuć coś do kogoś bardziej niż przyjaźń. Nie do końca rozumiem jego odpowiedź. Od tamtej pory czuje się źle, że mu powiedziałam cokolwiek, chciałabym cofnąć czas... Nie wiem jak sobie z tym poradzić/odkochać się, ponieważ nie pozwala mi to normalnie funkcjonować. Jest dla mnie bardzo ważny, ale jednocześnie czuję, że tutaj już nawet przyjaźń nie wyjdzie i że to nie ma sensu...co robić?
Jak rozpoznać, że chłopak podrywa z uczucia, a nie dla zabawienia się mną?

Zwracam się o pomoc w sytuacji z pewnym chłopakiem. 

Mieszkam z nim w jednym internacie, mówią, że jest babiarzem, podrywa każdą dziewczynę jaką się da. Dlatego ja nie byłam nim zainteresowana, ale pewnego dnia, siedziałam z moimi koleżankami na stołówce szkolnej, a on nagle zagadał do mnie "Czy znam jakiegoś chłopaka i że z nim chodzę" ja odpowiedziałam, że nie i tak trochę to trwało, dopóki jego kolega nie podszedł do niego i powiedział "stary, ale to nie ona". Oddalił się i po chwili wrócił, siadając obok mnie, chciał "posłuchać" o czym gadam z moimi koleżankami, jednak te kazały mu spadać i jak koledzy go zbuczeli odszedł. 

Wydawało mi się, że to na tyle, ale nagle zaczęłam to wszędzie zauważać; na kolacji, śniadaniu, w szkole. Było też wiele innych sytuacji, ale ostatnia jest jak narazie bardzo interesującą jak dla mnie; nie poszłam na kolacje z moimi koleżankami z internatu, gdy wróciły do pokoju jedna bardzo nalegała, żebym jednak tam poszła, ponieważ ten chłopak tam jest. Ja zapytałam ją, co to ma do rzeczy, że tam jest na co ona, że czeka już tak od godziny. Na kolacji był już od około 19.20, w tym czasie przyszły też tam moje koleżanki. Ten chłopak jadł tak z około 30 minut, po czym wyszedł i gdy Pani pilnująca stołówkę wyszła wszedł znowu. Podobno też w trakcie gdy na początku tam był, gdy moja koleżanka głośniej powiedziała "że idę na kolację" zaczął się poprawiać i wyprostował. Potem już do 20.30 (bo wtedy poszłam na kolację) siedział na kanapie obok pomieszczenia i patrzył się na mnie. Co jest bardzo częste u niego. Była też sytuacja, gdzie byłam na meczu i siedziałam najpierw na górze, gdzie był on a potem zeszłam na dół i on poszedł za mną ze swoimi kolegami i cały czas powoli zbliżał się do mnie, a gdy przechodził obok mnie popatrzył się w moje oczy tak dziwnie (trudno mi to opisać). 

Nie wiem jak mam odbierać jego zachowania, boje się, że jest to zakład (w trakcie tego meczu jego kolega wskazał na grupę moich przyjaciółek, gdzie byłam i oboje zbili sobie piątkę - co mogło sugerować zakład) i chce mnie tylko wykorzystać, ale może też coś czuję? Jak to rozpoznać, że chce się mną zabawiać a jak, że zaczyna coś czuć? I czy powinnam reagować czy zostawić to?

Właściwi ludzie spotkali się w niewłaściwym czasie - uczucia między mną a kolegą z pracy, jednak oboje czekamy, jaką decyzję on podejmie.
Mając 36 lat myślałam, że człowiek jest mądrzejszy, a jednak czasami wpląta się w trudne sytuacje. ..Mam dość „skomplikowana” relacje z „kolega” z pracy. Zawsze byliśmy blisko, ale nasze relacje nigdy nie przekroczyły relacji zawodowej, ale z końcem zeszłego roku kolega zrobił pierwszy krok i wyznał, że mnie kocha i że czuje, że jestem miłością jego życia. Nie byłoby to może nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że on jest w związku małżeńskim. Wyznając to poinformował, że ma plan by zakończyć swój obecny związek. Powstał między nami mini romans emocjonalny, bo oboje jednak coś do siebie czuliśmy, ale praca i jego małżeństwo nie pozwoliło nam wcześniej przekroczyć pewnych granic do momentu jego wyznania. Po miesiącu od wyznania mi miłości, jego żona poinformowała, że jest w ciąży. Ona o niczym nie wie i tego, że on planował odejść. „Kolega” uznał, że nie potrafi odejść teraz, bo nie chce by stres rozstania i rozwodu wpłynął na ciąże. Chce tworzyć „pozory” związku do czasu rozwiązania i chce odejść dość wcześnie po narodzinach. Ma rozplanowane kwestie finansowe i mieszkaniowe. Jest tylko czynnik ludzki, o którym nie myśli w postaci tego malucha i tego jak ugną mu się nogi jak weźmie je na ręce i zda sobie sprawę, że nie odejdzie. Nasza relacja nie przekroczyła granic emocjonalnych i rozumiem jego postawę i nigdy nie oczekiwałam czegoś więcej i ostatecznych decyzji tzw na już! Dałam mu czas do końca tego roku, że jeśli będzie chciał coś zmienić to ja dla niego będę, ale nie dłużej. Ograniczyliśmy swoje kontakty nawet w pracy. On ma stany depresyjne i ucieka w prace i wyjazdy, bo nie radzi sobie z sytuacja, bo jest tam gdzie nie chciał być. Ciężko się nam komunikuje. Ja jestem typem lękowymi, a on unikającym. Nasze rozmowy są przesiąknięte złością, żalem, rozgoryczeniem, brakiem nadzieji. Czuje się okropnie z tym wszystkim. Jednocześnie oboje czujemy, że stworzylibyśmy dobra relacje, gdyby nie sytuacja, ale nie buduje się szczęścia na czyimś nieszczęściu. Czuje się też jak naiwna idiotka, bo przecież nikt nie zostawia kobiety z małym dzieckiem, a on zostawił sobie furtkę, że woli teraz tworzyć pozory, bo jak stchórzy i nie odejdzie to nie będzie psuł tej relacji, która obecnie ma. Jestem tez zazdrosna, bo mam 36 lat i nie było mi dane jeszcze posiadać swoich dzieci i czuje rozgoryczenie, że oddałabym wszystko, by zamienić się z jego żoną miejscami. Biologicznie czas mnie goni i mam żal do losu, że zadrwił z nas obojga. Miałam trudne wcześniejsze relacje i długo byłam sama, bo chciałam być gotowa i chciałam być lepsza osoba dla przyszłego potencjalnego partnera. Długo pracowałam nad sobą i jeśli teraz miałabym wejść w związek, to miałby to być „ten”, w którym chciałbym założyć rodzine. „Kolega” wiedział od początku o moich przejściach życiowych i wie czego szukam. Nie radzę sobie emocjonalnie w tej sytuacji, bo stoję gdzieś na marginesie życiowym i czekam aż ktoś mnie wybierze, bo uzna, że jestem już wystarczająco warta. Tu on wybiera… to jest tak jakby właściwi ludzie spotkali się w niewłaściwym czasie. Na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie kompletnie zerwać kontaktów, bo pracujemy razem. Ciężko mi w jakiś sposób ruszyć dalej, gdy on jest obok. Planuje przenieść się w firmie, bo czuje, że się nie podniosę z tego. Wewnętrznie czuje też, że będę wyczekiwać czy on podejmie jednak decyzje do końca roku i czy wróci, a gdy patrzę na to realistycznie to odzieram się z nadziei. Czuje się upokorzona, bo jestem jednak tą druga. Nie wiem co mam zrobić ze sobą.
Jak radzić sobie z lękiem przed ludźmi?
Jak radzić sobie z lękiem przed ludźmi?
Witam, potrzebuję porady. A mianowicie chodzi o sytuację mojego narzeczonego.
Witam, potrzebuję porady. A mianowicie chodzi o sytuację mojego narzeczonego. Jego rodzice są świeżo po rozwodzie, ze względu na alkoholizm ojca. Bardzo to przeżył, schudł, zmienił się. Każdy dookoła to widzi. Niedługo bierzemy ślub cywilny i spodziewamy się dziecka. Narzeczony nie chciał nikomu mówić o sytuacji w domu. Twierdził, że to patologia co obydwoje wyprawiają (i ojciec alkoholik, i matka, która go kłamała). Moja rodzina zupełnie nie wie o całej sprawie. I teraz ja mam dylemat - czy powinnam powiedzieć swojej rodzinie o jego sytuacji? Dodam, że na naszym ślubie będą moi rodzice i rodzeństwo i jego rodzice. Wtedy pewnie wyjdzie na jaw, że coś jest nie tak. Nie chce robić nic przeciwko niemu, ale też przez tę sytuację często okłamuję najbliższych, jak się pytają np. co słychać u jego rodziców lub coś związanego z nimi. Proszę o jakąś poradę, bo zupełnie nie wiem, co robić.
Jak radzić sobie z problemem zazdrości wstecznej w związku i poprawić komunikację

Dzień dobry, mam pewien problem, a raczej taki którego sama nie zauważam. Jestem z partnerem od ponad roku, na ogół dobrze się dogadujemy, kochamy się, wszystko idzie w dobrym kierunku, jednak czasem pojawiają się pewne problemy, jak w każdej relacji. Pół roku temu zaczął się u niego problem z zazdrością wsteczną, która ingerowała w jego humor, samopoczucie, ogólnie na codzienne życie. Starałam się go bardzo wspierać, dużo wysłuchałam, starałam się zrozumieć, ale dzisiaj dostałam pewną przykrą informację. Że przez ten cały czas nie zrobiłam nic, co by go podniosło na duchu. Czasem dostaje zażalenie odnośnie tego, ze nie czuje się chciany i pożądany w relacji… Ja na ogół jestem typem osoby spokojnej, trochę samotniczka. Wydaje mi się, że jego problemy są troszkę przesadne i że jest dobrze, tak jak jest. Ale skoro jesteśmy w relacji, to chodzi w niej o kompromisy i zrozumienie dlatego starałam się coś zmienić, żeby było lepiej, ale niestety wciąż słyszę ten sam zarzut. Nie wiem, w czym może być problem. Bardzo go kocham, chce z nim być, wspierać go, ale wydaje mi się, że czasem nie umiem i zawodzę bardzo na każdej płaszczyźnie