Wyznałam uczucia chłopakowi, jednak zostałam odrzucona. Nie wiem jak sobie z tym poradzić?
Anonim

Agnieszka Wloka
Dzień dobry,
bardzo mało wiem o Pani, żeby jednoznacznie odpowiedzieć:) To, co wiem na pewno, to, że nikt Pani nie odrzucił….kwestia uczuć i umiejętności odczuwania jest bardzo płynna, a to, że ktoś powiedział Pani o przyjaźni jest BARDZO WAŻNE I WARTOŚCIOWE. Od czegoś trzeba zacząć - dajcie sobie czas, poznajcie się; myślę, że to uczucie może być dla Pani szansą na rozwinięcie w sobie najpiękniejszych cech. Oczywiście ze świadomością, że uczucia nie są na zawołanie i możemy odpowiadać tylko za te, które my dajemy innym.

Justyna Czerniawska (Karkus)
Dzień dobry,
Poczucie odrzucenia przez osobę dla nas ważną może być trudne i bolesne, jednak jest to całkowicie normalna reakcja. Myślę, że w chwili obecnej ważne będzie znalezienie indywidualnego sposobu na uporanie się z własnymi uczuciami oraz emocjami. Takim pierwszym krokiem będzie akceptacja tych uczuć, które towarzyszą w chwili obecnej - tłumienie ich może spowodować odwrotny skutek od zamierzonego. Proszę dać sobie przestrzeń na doświadczanie nawet tych nieprzyjemnych emocji. Być może w otoczeniu jest bliska osoba, z którą można również porozmawiać i podzielić się swoimi doświadczeniami i emocjami. Proszę pamiętać, że czasami spojrzenie osoby trzeciej na daną sytuację może być bardzo pomocne i dawać ukojenie.
Pozdrawiam serdecznie,
Justyna Karkus - psycholog, psychoterapeuta

Anna Martyniuk-Białecka
Jak czytam w grę wchodzą silne uczucia - jakiś rodzaj zauroczenia, na tym etapie bez wzajemności. Warto docenić Pani odwagę do wyznania uczuć oraz szczerość drugiej strony. Rozumiem rozczarowanie, które się w Pani pojawia, to naturalne w tej sytuacji. Nie da się "odkochać " na zawołanie, w ogóle nie jest tak, że można sterować własnymi emocjami i uczuciami. Za to można nauczyć się je przeżywać, pobyć z nimi, regulować je - to one są dla nas, nie odwrotnie. Nawet silne, nieprzyjemne emocje są nam potrzebne i przecież kiedyś mijają.
Czasem, gdy jesteśmy pod wpływem silnych, nieprzyjemnych emocji i rozczarowania, sytuacja wygląda, jakbyśmy oglądali piękny obraz z bardzo bliska. Widać wówczas tylko rozmazane plamy. Ale z pewnej odległości obraz opowiada historię. Zupełnie inną historię. . :)
psycholog Anna Martyniuk-Białecka

Katarzyna Waszak
Dzień dobry!
Rozumiem Pani rozterki. Nie interpretowałabym zachowania chłopaka jako odrzucenia. Nie znam jego historii, jednak bazując na Pani wypowiedzi, szczerze odpowiedział, że nie jest gotów na miłość. Nie wiadomo z jakiego powodu. Skoro jednak oferuje przyjaźń, zostawił otwartą furtkę. Może Pani z tej oferty skorzystać lub nie, spróbować poznać się wzajemnie, zrozumieć. Pozdrawiam
Katarzyna Waszak

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Mam od miesiąca 16 lat i mam wrażenie, że jestem ciężarem dla mojej rodziny. Staram się każdemu chyba na siłę pomóc, starszej siostrze, tacie, mamie. Staram się pomóc też w życiu rodzinnym np. robieniu zakupów, sprzątaniu. Staram się być wsparciem (psychologiem) rozumieć innych ich problemy i trudności.
Myślę, że powinienem być najlepszy w szkole, w domu, nie mieć gorszych chwili i nie obciążać innych sobą. Mam aspergera co sprawia, że nie rozumiem czasami osób neurotypowych.
Nie robię nic, bo chce, tylko bardziej z tego, że muszę: chodzić do szkoły, pomagać rodzicom, którym jest ciężko, nosić zakupy, odkurzać, żeby było czysto w wielkim skrócie nie być „ciężarem” i trudnym dzieckiem z aspergerem tylko dobrym i wartościowym synem. Niestety mimo to często są w domu kłótnie jak to inni mówią „z twojego powodu”, przez co czuję, że dalej nie jestem wystarczający i muszę być lepszy i bardziej pomocny.
Moja siostra i rodzice też ma różne trudności w życiu i dlatego staram się nie dokładać swojej „cegielki” do problemów. Mam oszczędności, ale ciężko mi wydawać pieniądze, uważam, że nie zasługuje na nic dla Siebie. Denerwuje mnie to, że robię to wszystko, ale mimo to nie jestem dostrzeżony.
Uważam, że nie mogę „marnować czasu” czyli długo spać, nic nie robić, odpoczywać tylko, że powinienem cały czas coś robić. Czuje dziwne uczucie nie umiem go opisać, ale coś na zasadzie, leżę rano w weekend i myślę, że nie moge nic nie robic, bo nie będę wystarczający.
Takie właśnie rozkminy mam po kłótni z rodzicami, bo starałem się naprawić sprzęt audio, żeby włączyć kolędy i poprosiłem osobę X o pomoc, po czym ona zaczęła mi mówić, że w porównaniu do mnie ona się nie bawi i przygotuję wigilię dla całej rodziny. Potem osoba X poszła na skargę na mnie do osoby Y, która powiedziała mi, żebym w końcu zauważył, że osoba X robi dla nas dużo i, żebym przestał wyzwać osobę X. Na co się bardzo zdenerwowałem (bo osoba Y mówiła o rzeczach których nie robiłem) i zacząłem przeklinać, a po następnych nerwowych wymianach zdań mnie osoby X i Y podeszła do mnie X i powiedziała, żebym przemyślał to czemu powoduje kłótnie i co mam w głowie, że taki jestem. (X i Y to są moi rodzice) Za parę godzin będzie wigilia a ja będę udawał szczęśliwego i pokazywał, że wszystko jest okej i sie uśmiechał (uważam, że inni nie powinni się mną przejmować)
Mąż jest wybuchowy, mściwy dla mnie i ma cechy narcyza. Faworyzuje syna, a młodszą córeczkę pomija w wielu sytuacjach na przykład wyjazdach do miasta. Dom traktuje jak hotel rel i wypomina mi, że nie jest posprzątane, chociaż sam palcem nie kiwnie. Interesuje go tylko motoryzacja. Z ośmioletniego syna chce sobie zrobić męskiego kumpla i wszędzie z nim jeździ, byleby tylko synek nie siedział w domu, ze mną i córeczką. Przez to syn też nie szanuje siostry, wyśmiewa Ją, chociaż to jest cudowna, mała 5-letnia dziewczynka. Mąż pochodzi ze wsi a ja z miasta. Myślę, że jego nadrzędnym celem jest nie być w domu, tylko szukanie przygód poza nim. Jest furiatem, egoistą, który drze się z byle powodu na mnie i dzieci. Ciągnę ten związek, chociaż marzę, żeby odejść. Ale boję się reakcji. Jestem słaba, nie gotowa do walki rozwodowej Proszę o wsparcie.
Mam wielu bliższych znajomych, nazywam ich przyjaciółmi, jednak tak naprawdę czuję, że nimi nie są.
Gdy mówię o swoich problemach, nie dostaje takiego wsparcia jakiego czuję, że bym potrzebowała, czasami też potrafią to olać. Zamiast gadać o tym co mnie dręczy, lepiej gada się o chłopakach czy innych tych mniej ważnych rzeczach (dla mnie aktualnie). Bardzo źle się z tym czuję, bo nie czuję oparcia w nich.
Jak powiedzieć im, że takie zachowanie mi nie pomaga, żebym nie wyszła też na atencujeszkę i w ogóle..
Dzień dobry. Dziękuję za poprzednia odpowiedź. Teraz pytanie dotyczy syna 11 lat. Ostatnio bardzo zaczyna kłamać i oszukiwać. Nie stosuje się do zasad, które są i były omawiane chyba 1000 razy. Liczy się tylko komputer i telefon. Nic się nie liczy, tylko granie. Np. zostaje sam w piątki, bo pracujemy na rano. Do szkoły idzie na 10 to, zamiast odpoczywać lub powtórzyć sobie materiał przed sprawdzianem to gra do tchu i na ostatnią chwilę się szykuje do szkoły. Nie myje zębów, tylko ubiór i szybko szkoła, aby zdarzyć. Wiem, że tak robi, gdyż pewnego dnia zastawiłam włączony dyktafon, bo od pewnego czasu podejrzewałam, że syn oszukuje. Jak radzić sobie z taka sytuacja. Jestem bardzo zmęczona i sfrustrowana takim zachowaniem.
Jak poradzić sobie z rozejściem się rodziców? Nigdy nie byłam blisko z tatą ze względu na jego pracę poza domem, a z mamą mimo, że miała pracę na miejscu, nie interesowała się mną. Wychowywała mnie babcia, mimo, że teraz też nie jestem z nią blisko. Nie mam żadnego wsparcia w rodzinie, a już nie daję rady. Mam ogromny uraz do matki za jej nieobecność, brak wsparcia, brak miłości oraz przez to, że zdradzała też to “dzięki niej” mam szereg problemów, z którymi czuje się sama. Gdy jej zdrada wyszła na jaw, by uratować jakikolwiek tytuł kochającej matki, jaka grała przed każdym. Powiedziała tacie, że byłam molestowana. (Dowiedziała się o tym pół roku wcześniej, podważała moje odczucia oraz sam fakt, że coś takiego mogło się zdarzyć) milczałam na ten temat 6 lat, mimo, że działo się to co jakiś czas, dawałam sobie z tym radę jednak w momencie, kiedy to wyciągnęła, coś we mnie totalnie pękło. Nie mogę na siebie patrzeć. Myślę sobie, że to była moja wina, że powinnam dalej milczeć i nie byłoby problemów, bo nic to nie zmieniło poza ogromnymi emocjami, które przeżyłam, opowiadając to x razy gdzie i tak to podważała. W połączeniu z wszystkimi przeżyciami, czuję się teraz okropnie wykończona, tracę już nadzieję na jakąkolwiek poprawę swojego samopoczucia. Przez 7 lat walczę ze stanami depresyjnymi. Każda najmniejsza rzecz doprowadza mnie do łez i poczucia totalnej beznadziejności, a nie mam jeszcze 18 lat. Sama myśl o tym, że mogłabym zostać z mamą, mnie rujnuje od środka.
Dzień dobry, może to być dość długie ale postaram się szybko opisać problem.
Od roku mierzę się z nasilonymi objawami zaburzeń lękowych i OCD, od około 6 miesięcy skutecznie to leczę. Mimo że teraz praktycznie w ogóle nie widać u mnie tych chorobowych zachowań, to jak się pojawią wszyscy mnie obwiniają i czuję się nonstop winna.
Moim głównym problemem wcześniej były ogromne trudności z wyjściem z domu gdziekolwiek, teraz wychodzę praktycznie codziennie. Problem jest, gdy źle się czuję albo zachoruje, przez to, że chodzę jeszcze do szkoły to w takim wypadku wiadomo, że pójście do niej mi nie pomoże. Zawsze gdy próbuje wtedy zostać w domu by lepiej się poczuć, wszyscy, rodzice i znajomi zarzucają mi tylko, że mnie nie ma, że ich zawiodłam i wszystko wygląda jak rok temu, gdy nie było mnie w szkole tygodniami bez przerwy, teraz zdarza się to naprawdę raz na więcej niż dwa tygodnie.
Czuję się winna, że w takiej sytuacji nie wychodzę, wszyscy chcą by mnie chyba nie było, dla nich przestałam się liczyć z dniem rozpoczęcia moich problemów. Wcześniej idealna przyjaciółka i córka, która zawsze chodzi szczęśliwa i ma dobre oceny, z problemami już jest inną osobą, która tylko robi na złość innym. Nikt nie wierzy w postęp mojej terapii, gdy się na chwilę pogorszy.
Od roku nie czuję, że gdziekolwiek mam swoje miejsce, zawsze dla kogoś nie jestem wystarczająca. Jestem lubiana i kochana tylko, jak jestem zdrowa. Czuje się z tym źle, czasami mam ochotę nawet nie wiem czy umrzeć czy się od wszystkich odciąć. Nonstop jestem w poczuciu winy, wszyscy wiedzą, że jestem osobą bardzo empatyczną, a i tak mówią mi tylko, że robię same problemy i to im się wszystkiego odechciewa. Za każdym razem, gdy mi się pogarsza, nie mogę pójść do terapeuty, bo niby to nie pomaga ,mam tam nie chodzić i marnować czasu na naukę itp.
Mam wrażenie, że nie znam nikogo ani nawet siebie- wszyscy mają w głowie idealną wersję mnie, której nie umiem spełnić. Ja swojej własnej też nie umiem odzyskać. Nie mam siły chodzić do szkoły, męczy mnie ilość bodźców tam, staram się a jak raz się nie uda to jestem najgorsza. Bardzo mi z tym źle, a nie mam jak zwrócić się do terapeuty, więc piszę tutaj licząc na wsparcie.
Poniżanie żony przed pasierbicą
Poznałem moją obecną żonę 11 lat temu. Ma dwójkę dzieci – syna niepełnosprawnego i córkę, która ma obecnie 14 lat. Początkowo wszystko dobrze się układało. Pasierbica mnie zaakceptowała, mówi do mnie „tato”. Syn, mimo że nie jest moim biologicznym dzieckiem, to moje oczko w głowie.
Od kilku lat pojawił się jednak problem z żoną, nie z pasierbicą. Chodzi o wychowanie nastolatki. Żona ciągle ją faworyzuje, na wszystko pozwala i nie liczy się z moim zdaniem. Nawet jeśli coś uzgodnimy, i tak postępuje tak, żeby córce było dobrze. Byliśmy nawet u psychologa po poradę i wyszło na moim.
Ostatnio ustaliliśmy, że zgodzimy się na kolczyk w nosie, ale pod warunkiem, że córka pięć razy skosi trawnik – żeby uczyła się, że nic nie ma za darmo. Niestety, już po pierwszym razie doszło do kłótni, bo nie wykonała zadania, a kolczyk i tak już zrobiła. Tym razem powiedziałem, że nie odpuszczę. Zostałem za to tak zwyzywany, że głowa boli.
Zawsze wygląda to tak samo – ja nigdy nie mam racji, musi być tak, jak żona chce. Wyciąga wszystkie brudy, wciąga całą rodzinę, byle tylko nie przyznać, że się myli. Od tygodnia naprawdę myślę o rozstaniu, bo tak po prostu nie da się żyć.
Czuję się we własnym domu jak niewolnik – gdy mam coś dać, jestem „tatą”, a gdy czegoś wymagam, to nagle staję się najgorszym ojczymem na świecie.
Proszę o poradę, co można zrobić w takiej sytuacji.
TW samookaleczanie.
Nie wiem, jak mam porozmawiać z moimi rodzicami o tym, że się tnę.
Robię to od 2 lat, zaczęłam robić to z ciekawości i zakończyło się na tym, że gdy jestem czymś bardzo przytłoczona, zaczynam to robić. Nie robię tego jakoś często, ale teraz zdarza się to częściej. Nie robię tego też jakoś głęboko, ale obawiam się, że na jakimś prześwietleniu czy jakiś badaniach w końcu któreś z rodziców się dowie. Boję się zacząć o tym rozmowy, bo mój tata miał sam ciężkie dzieciństwo i stwierdziłby, że robię to po nic i on miał gorzej.
Z moją mamą różnie albo się na mnie wkurzy, albo mnie wysłucha, ewentualnie zleje mnie jak tata.
Kocham ich, ale nie potrafię z nimi o tym porozmawiać.
Boję się tego. Nie wiem, co mam z tym zrobić, bardzo bym chciała w końcu ściągnąć po pomoc.
Mówiłam o tym siostrze, ale ona nic z tym nie zrobi, pomimo że jest pełnoletnia. Przecież nie poproszę jej, aby za mnie o tym z nimi porozmawiała, a ja wole unikać takich tematów.
Co mam robić?
Dzień dobry, mój partner jest obsesyjnie zazdrosny, sprawdza mój telefon, nie chce, abym wychodziła ze znajomymi, czasami nawet jest kłótnia o rodzinę. Sporym problemem dla niego jest także mój ubiór (który według mnie i innych jest normalny). Partner również faworyzuje wszystko, co jest jego, nawet psa. Kolejnym problemem jest jego relacja z siostrą (siostra 10 l.). Cały czas chciałby ją wszędzie zabierać, porównuje ją do mojej córki (z poprzedniego związku). Ostatnio jego siostra spędziła u nas tydzień – przez ten czas nawet nie przytulił mojej córki, gdy na co dzień sam domaga się przytulania. Pod koniec dnia, gdy jego siostra pojechała do domu, rozpłakał się, że mało z nią porozmawiał, co według mnie też jest troszeczkę dziwne. Według niego nie mamy nic wspólnego – mieszkanie (wynajem) jest jego, jego jest jeden pies, mój jest drugi, do którego, swoją drogą, zwraca się bardzo niemiło.
Przepraszam, że tak chaotycznie, ale piszę to pod wpływem emocji. Czy według Was ja przesadzam, czy partner ma jakiś problem ze sobą? Czy jego relacja z siostrą jest normalna