
- Strona główna
- Forum
- kryzysy, psychoterapia, związki i relacje
- Witam serdecznie,...
Witam serdecznie, pomimo swojego wieku nie byłem jeszcze nigdy w żadnym związku
Bartek94
Klaudia Ogrodnik
Panie Bartku,
To faktycznie bardzo złożona sytuacja, o której Pan pisze. Odnosząc się do pytań, to niestety nie ma recepty na przywrócenie relacji do takiej jaka była kiedyś. Zachęcam do spróbowania powiedzenia wprost o chęci utrzymania relacji koleżeńskiej i wspólnych wyjściach.
CHAD ma to do siebie, tak jak Pan pisze, że osoba może się dystansować od innych czy unikać kontaktu w stanie depresji. Wynika to z natury tego zaburzenia i prawdopodobnie nie jest to adresowane do Pana personalnie (choć nie jest to wykluczone). Kiedy czuje Pan, że koleżanka odpowiada zdawkowo, może Pan jej powiedzieć, że gdyby miała potrzebę to może z Panem porozmawiać (o ile faktycznie ma Pan na to gotowość). Z kolei jeśli spotyka się Pan z negatywnym nastawieniem, to zachęcam do poczytania o metodzie porozumienia bez przemocy (NVC, eng. nonviolent communication). Przykładowym komunikatem byłoby powiedzienie czegoś w rodzaju “Widzę, że się irytujesz. Jest mi przykro, kiedy jesteś w stosunku do mnie opryskliwa. Byłoby mi łatwiej, gdybyś mogła mnie uprzedzić, że masz gorszy nastrój”.
Jak to się dzieje, że zależy Panu na ukryciu swego przygnębienia? Co najgorszego mogłoby się wydarzyć, gdyby ktoś się dowiedział, z czym Pan się zmaga? Zachęcam, do poszukania w pamięci sytuacji, kiedy pomimo przykrego doświadczenia w danej relacji nie zrezygnował Pan z dalszych prób poznawania nowych osób? Co wtedy zadziałało?
Zachęcam do rozmowy z psychologiem, na moim profilu znajdzie Pan grafik, byc może zdecyduje się Pan bliżej poznać swoje uczucia w bezpiecznej atmosferze.
Pozdrawiam i życzę zdrowia,
Klaudia Ogrodnik
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Magdalena Bilińska-Zakrzewicz
Dzień dobry,
przykro mi z powodu tego, co Pan doświadcza.
Gdyby podsumować pytania, które Pan postawił wygląda na to, że chciałby Pan nie czuć tego, co czuje, chciałby Pan pokazywać innym, że wszystko u Pana w porządku, podczas gdy Pan cierpi, chciałby Pan umieć spędzać czas z kobietą, co do której żywi Pan uczucia udając, że tak nie jest, a także chciałby Pan dostać poradę, jak dalej wytrzymywać bolesne i przykre uczucia związane z odrzuceniem, na które naraża się Pan słuchając od tej kobiety o jej kontaktach z innymi mężczyznami. W trosce o Pana zdrowie psychiczne nie mogę wesprzeć Pana w realizacji powyższych celów, jednak mogę zasugerować, jak mógłby Pan spróbować sobie pomoc poradzić z tym, co się dzieje: warto byłoby skorzystać z pomocy psychoterapeuty. Mógłby Pan w psychoterapii zająć się nie tylko przepracowaniem bieżącej sytuacji, ale tez przyjrzeć się swojej samotności, potrzebie relacji z ludźmi w tym z kobietami i zastanowić się, co Pan może zrobić, aby je zaspokoić, zastanowić się nad tym, jak chciałby Pan, żeby wyglądało Pana życie, co Pana blokuje w realizacji tych planów (w kontekście relacji/mieszkania z rodzicami). Mógłby Pan tam dostać potrzebne wsparcie. Szczerze polecam skorzystanie z takiej metody. Pozdrawiam serdecznie, Magdalena Bilinska Zakrzewicz

Zobacz podobne
Dzień dobry, Jestem z mężem od 18 lat w tym 15 lat po ślubie. Mamy trójkę dzieci. Zawsze byliśmy uważani za świetną parę i nam było ze sobą dobrze. Mój mąż był moim najlepszym przyjacielem. Kilka lat temu zaczęło się między nami psuć. Byłam z dziećmi w domu, mąż pracował. On był wiecznie niezadowolony, bo w pracy miał dużo obowiązków, ja byłam zmęczona ciągłą opieką nad dziećmi i brakiem pomocy (Mąż ciągle był w pracy, a dziadkowie z różnych przyczyn odmawiali pomocy). Zaczęliśmy się kłócić. Zarzucał mi brak wsparcia, ja jemu nieobecność. Poszedł na zwolnienie lekarskie, żeby mu udowodnić, że go wspieram, napisałam mu wypowiedzenie. Zostaliśmy bez pracy i środków do życia. W międzyczasie pojawił się konflikt z moimi rodzicami. Mój tato jest trudnym człowiekiem i lubi mieć nad wszystkim kontrolę. Niepotrzebnie weszliśmy z nim w układ, pomógł nam spłacać kredyt, robił nam meble do domu, a w zamian za to oczekiwała pełnej swobody i wtrącał się w nasze życie. Na tym polu też było wiele kłótni. W końcu mój mąż zwolnił się z pracy i zaczął mówić o przeprowadzce do swoich rodziców. Miałam duże wątpliwości. Snuliśmy wcześniej marzenia, że na starość przeprowadzimy się tam i zbudujemy mały domek. Na początku co jakiś czas pojawiał się temat możliwej przeprowadzki. Że odetniemy się od moich rodziców, że będą większe możliwości, że będziemy mieć chociaż jednych dziadków na miejscu. W końcu i na tym punkcie pojawiły się kłótnie. Mój mąż był zdecydowany, ja miałam wątpliwości. W końcu uległam i wyprowadziliśmy się. Przekonała mnie bliskość dziadków i to, że będziemy mieć swój wymarzony dom. Minęło 3 lata. Mieszkamy w starym domu po dziadkach mojego męża. Początkowo bez łazienki bez ogrzewania. Przez ten czas mój mąż nadal nie pracuje i tylko obiecuje, że zrobi remont, że tym się zajmie czy tamtym. Wróciłam do pracy, żeby było z czego żyć i żeby on będąc w domu, mógł zająć się budową domu i ogarnięciem naszego obecnego lokum. Nic się nie dzieje. Ustalamy coś jednego dnia, na drugi dzień wracam z pracy i tylko słyszę, że dzieci mu nie dały zrobić, że pogoda była nie taka, albo że musiał zająć się czymś innym. Rozumiem, że może się coś wydarzyć, co uniemożliwia realizację planów, ale codziennie? Wiem, że ja też nie jestem łatwym do życia człowiekiem. Czasami myślę sobie, że jestem toksyczna. Wydaje mi się też, że żeby było dobrze, obie strony muszą chcieć. Mój mąż się tłumaczy brakiem motywacji, kiepska kondycja psychiczna. Ale nie szuka nigdzie pomocy. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Mam wrażenie, że nie mam innego wyjścia. Albo zaakceptować, albo odejść. Nie umiem już z nim rozmawiać. Ale też pamiętam, jak nam kiedyś było dobrze razem i pamiętam to, że w każdej sytuacji kiedyś mogłam na nim polegać. Szkoda mi dzieci, szkoda mi tych wspólnych lat. Z drugiej strony jestem już tak zmęczona tą ciągłą walką. Poczuciem, że wszystko jest na mojej głowie, a zamiast trójkę dzieci i wsparcia męża mam czwórkę dzieci i zero wsparcia. Może ja to wszystko źle odbieram i tak naprawdę to ja robię coś złego i przez to jest, jak jest. Co mogę zrobić? Jak to wszystko naprawić? Czasu nie cofnę, błędów nie cofnę. Jest w nas tyle żalu i tyle frustracji. Jak się tego pozbyć jak odzyskać chęć życia i radość?


